09 września 2011
Wojciech Jóźwiak
z cyklu: Auto-promo Taraki (odcinków: 148)
Co będzie z angielskim?
« Rusza AstroAkademia, Taraka czeka w kolejce | Zostanę ennegramową Piątką? » |
Nawiązuję do artykułu Krzysztofa Wirpszy "English is NOW, albo jak NIE uczyć się angielskiego" i do dyskusji pod tym tekstem. Angielski jako język międzynarodowy, światowy i wehikularny jest w ekspansji. Teraz gdy to pisze, słucham śpiewanek country, w dialekcie z Tennessee zapewne; co z tego rozumiem, poza „come”, „you”, „dont’ care” – nie będę się chwalił. Angielski ma unormowaną pisownię (pomijam jej kapryśność), ale nie ma unormowanej wymowy-fonetyki. W miarę, jak będzie używany, głównie jako drugi, wyuczony język, jakakolwiek norma fonetyki będzie coraz bardziej nie do utrzymania. Dzisiaj tej normy też nie ma, zastępuje ją zwyczaj i oglądanie się na centra: New York i Londyn. Wielość i dowolność fonetyk będzie się powiększać. Ekspandować będzie angielski, ale wśród niego także angielski mówiony przez Hindusów, angielski mówiony przez hiszpańskojęzycznych (Amerykanów południowych lub stamtąd pochodzących), a niezwykłe jest, jak hiszpańskojęzyczni umieją zniekształcać angielską fonetykę; właściwie nie zniekształcają jej, tylko propagują własną normę: języka hiszpańsko-angielskiego. Z podobnie wielką dowolnością angielski wymawiają Japończycy, Chińczycy pewnie też. Imigranci będą nadal i coraz bardziej wnosić swoje fonetyczne nawyki do centrów: do Stanów i na Wyspy. Rozrzut fonetyk będzie ewoluować w stronę wzajemnej niezrozumiałości, a to wymusi potrzebę sztucznego i planowego normowania fonetyki. Można przewidywać, że skutkiem będzie obmyślenie sztucznej normy, czyli faktycznie stworzenie sztucznego języka wywodzącego się z angielskiego. Język ten z góry byłby pomyślany jako wehikularny a nie narodowy, i stworzony raczej przez jakiś komitet niż przez jednego człowieka, i raczej przez wiele komitetów niż jeden, co pociągnie konkurencję. Przy czym wzorcem i podstawą dla tego NeoEnglish NIE będzie ani angielski klasycznie-brytyjski, ani amerykański, bo oba te warianty już teraz są uważane przez ich nie-nativów za najtrudniejsze do fonicznego zrozumienia i najbardziej hermetyczne, zwłaszcza angielski brytyjski wysokich klas, który prócz mówienia służy do odróżnienia swoich-lepszych od obcych-gorszych. Ten neo-wehikular może wziąć za podstawę angielski-europejski, mówiony na kontynencie i dla m.in. Polaków dużo przyswajalniejszy. Neowehikular będzie się różnił się od dzisiejszego nieśmiałego i wstydliwie nieoficjalnego angielsko-europejskiego tym, że będzie normowany – inaczej nie zaistnieje; tzn. będzie można mówić o neowehikularze od momentu, kiedy powstanie Akademia Angielszczyzny Wehikularnej (która nie musi mieć siedziby naziemnej, np. w Brukseli, może istnieć tylko w Sieci), która swoje ustalenia co do mówienia narzuci jakiejś dużej liczbie ludzi; jak i dlaczego? – raczej nie siłą, tylko dlatego, że tak będzie wygodniej. Mogą wtedy powstać elity, które w wehikularze będą czuć się u siebie, definiować siebie będą przez ten język jawnie lub niejawnie, stawiając się w opozycji do elit angielszczyzny londyńskiej lub nowojorskiej. Jeśli faktycznie Europa kontynentalna będzie macierzą tego języka, to narzuci jemu swoje nawyki fonetyczne. (Przerzuciłem internetowe radio z Tennessee na Grecję, różnica od razu jest taka, że słychać wszystkie samogłoski, klasyka: i u o a e, żadnych okupujących angielski fonetycznych niewyraźnych i chwiejnych pomiędzaków, słychać też granice międzysłowne, których angielski najoczywiściej i po prostu nie ma!) Więc Europa nauczy się po angielsku, ale zmieni go właśnie w kierunku zgodności z własnymi nawykami. A nawyki te to jasność samogłosek (właśnie te i u o a e) i akcentowanie każdego wyrazu z osobna. Tylko że to już nie będzie dzisiejszy angielski. Hindusi zapewne będą naszymi sojusznikami, bo fonetyczny styl ich języków (także Iranu i chyba Afryki) jest bliższy kontynentalnej Europie niż angielskiemu. Kiedy to się stanie, pozostanie jeszcze renormalizacja pisowni przywracająca starożytną, od Hellenów i Latynów, zasadę: jedna litera – jedna głoska czyli fonem. Będziemy pisać aj lav ju i gud temprićar for wokiŋ.
« Rusza AstroAkademia, Taraka czeka w kolejce | Zostanę ennegramową Piątką? » |
komentarze
![[foto]](../author_photo/kapalka.jpg)
2. Nic nie będzie z angielskim • autor: Przemysław Kapałka2011-09-09 17:34:48
3. Zeby tylko kolejna odmiana lingua franca... • autor: Nierozpoznany#2082011-09-09 17:49:21
Jeszcze zatesknicie za angolem ; )
![[foto]](../author_photo/wj_X15.jpg)
4. Łacina żyła długo • autor: Wojciech Jóźwiak2011-09-09 18:30:06
Z drugiej strony jakoś z biegiem czasu (i Historii) te imperia upadają coraz prędzej (coraz krócej żyją), także językowe imperia. Поживём, увидим
![[foto]](../author_photo/miniszewski_2013_ptak.jpg)
5. Zawracanie rzeki kijem • autor: Mirosław Miniszewski2011-09-09 22:11:46
6. Zapomniane esperanto • autor: mauris2011-09-10 16:52:53
Pewną próbą stworzenia język sztucznego było esperanto, chyba do przyjęcia dla Europejczyka i Latynosów. Czy Anglosasów i im podobnych - nie wiem.
Swego czasu rozważano wprowadzenie esperanto w miejsce łaciny (dziś mentalnie zbyt trudna) w Kościele, ale ze względu na etnos jego twórcy (tj. języka) - zrezygnowano.
![[foto]](../author_photo/wj_X15.jpg)
7. Esperanto • autor: Wojciech Jóźwiak2011-09-10 17:22:37
Esperanto ma parę wad. Wymaga przystosowania klawiatury, ponieważ używa liter s, c, h, j, g - z odwróconymi daszkami, których nie ma w alfabetach narodowych. Oczywiście, gdzieś w Necie są programy-nakładki, ale trzeba szukac, odruchowo nikt tego nie zrobi.
Ważniejsza wada taka, że Zamenhof oparł E. na międzynarodowym słownictwie swojego epoki, przyjmując zgodnie z ówczesnym faktem, że najbardziej znanym językiem jest francuski - i esperanto jest właściwie takim ułatwionym francuskim. Gdy ktoś zna fr. lub włoski, to się domyśli, że "mi mang^as" znaczy "ja jem" - ale kto dziś zna?
Wada 3. to chaotyczność doboru słów. Zamenhof stosował dziwną demokrację czyli po trochu z każdego znanego mu języka. Dlatego spójnik "i" - "kaj" - wziął z greckiego, "ale" - "sed" - z łaciny, pytajnik "czy" - "c^u" jest zniekształconym polskim "czy". Koń c^evalo jest z fr.-wł., pies hundo z niemieckiego, ptak birdo z angielskiego (pisanego, nie mówionego!), krowa bovino z łaciny z niemieckim przyrostkiem. Nie ma w tym żadnej zasady, groch z kapustą. Raczej należałoby się umówić, że bierzemy za podstawę jeden język, np. łacinę, może we włoskiej wymowie, a dopiero kiedy nie ma jakiegoś słowa/znaczenia w tym języku bazowym, to brać z następnego kolejce. Plus zasady esperantyzacji słów narodowych, żeby nie tworzyć dziwów jak c^u z polskiego (czemu nie c^i ?) lub birdo z ang. (czemu nie np. berdo?)
W esperancie widac też jakieś juvenilia lub nawet infantylizmy Zamenhofa, np. specjalny przedrostek na oznaczenie czegoś obrzydliwego (fi). Nie wiem czy kiedykolwiek praktycznie użyty.
Ma też esperanto pewną dogmatyczną sztywność (w jakimś stopniu uzasadnioną, bo taki jezyk narażony był na desanty vice-zamenhofów). Dlatego odpowiednikiem słów szpital, hospital, hôpital itd. jest esperancki derywat malsanulejo - kto rozpozna na 1 rzut, co to ma być? (Ma precedens w niem. Krankenhaus, ros. bol'nica.)
Ale gdybym miał czytelników/korespondentów, to chętnie bym założył esperancką sub-Tarakę, dla szamanistów-astrologów-esperantystów.
WJ
![[foto]](../author_photo/kapalka.jpg)
8. Degaspregos • autor: Przemysław Kapałka2011-09-17 15:12:00
![[foto]](../author_photo/wj_X15.jpg)
9. Setki Degaspregosów • autor: Wojciech Jóźwiak2011-09-18 07:50:35
![[foto]](../author_photo/kapalka.jpg)
10. A jak w nowej epoce? • autor: Przemysław Kapałka2011-09-18 11:38:46
11. "Angielski..." • autor: Nierozpoznany#53282011-09-18 19:40:47
Fakt, że język angielski został narzucony w wielu regionach świata poprzez kolonizację Anglików, poprzez potęgę Stanów Zjednoczonych, potęgę Popkultury itd. Lecz w parze idzie również prostota, przystępność do której ludzie dążą w komunikacji. Używa go ogromna liczba ludzi, z różnych stron świata, więc jest ogromna różnorodność i to stanowi problem. W obszarze niemieckojęzycznym Wiedeńczyk ma ogromne problemy z porozumieniem się z Tyrolczykiem czy Bawarczykiem gdy używają swoich dialektów. Jednak wszystkich łączy tak zwany – Hoch Deutsch, w którym są ustalone zasady, które są nauczane i obowiązują wszystkich. Myślę, że w przyszłości problem dowolności w języku angielskim zostanie rozwiązany na wzór języka niemieckiego – czyli zostanie wprowadzona ogólnie obowiązująca forma „języka angielskiego”, w czym zgadzam się z Panem Wojciechem Jóźwiakiem.
![[foto]](../author_photo/terravis_loki.jpg)
12. Wygląda na to, że • autor: Terravis Wiktor Rumocki2011-09-20 00:05:36
Główną trudnością przy nauce angielskiego jest chyba to, że jest on językiem samogłoskowym to znaczy dominują w nim samogłoski (ma ich 15 jeśli dobrze pamiętam), a polski jest typowym językiem spółgłoskowym i naprawdę mało jest języków wyróżniających się takim bogactwem spółgłoskowych fonemów, co przekłada się na to, że jak to trafnie ujął Mirosław Miniszewski będąc przyzwyczajonymi do szczekania i syczenia, mówiony angielski zlewa się nam w samogłoskowy szum.
Komentowanie wyłączone wszędzie od 1 sierpnia 2020.

1. Aussie English • autor: Nierozpoznany#22792011-09-09 14:40:07
Australijczy mówią angielskim, który pod względem wymowy i słownictwa odbiega od angielskiego do którego przywykli europejczycy. Moje początki tutaj pod względem językowym były bardzo niełatwe, mimo że uczyłem się tego języka w kraju przez wiele lat mniej lub bardziej intensywnie, to początkowo potrafiłem zrozumieć jedynie pojedyńcze słowa.
Jednak to praktyka czyni mistrza i teraz po wielu miesiącach spędzonych w pracy z ludźmi używającymi angielskiego od urodzenia, bez większego wysiłki mentalnego rozumiem bardzo dużo i ja też jestem w miarę rozumiany. Ale nie było tak na początku.
Na podstawie moich obserwacji wyróżniam parę przeszkód w rozumieniu angielskiego.
Po pierwszem akcent najczęściej pada na początkowe głoski, a ponieważ australijczycy generalnie mówą bardzo szybko, to końcowe głoski większości słów są dosłownie połykane przez mówiącego. Komunikując się w języku polskim natomiast, ważne jest uchwycenie końcowego dźwięku w poszczególnych słowach.
Po drugie, zaobserwowałem, że wielu australijczyków mówi w taki sposób, że spółgłoski "wybuchają", co powoduję, że dla mnie mowa brzmi jak porozrywana. Pomiedzy poszczególnymi "wybuchami" słyszę mikro-przerwy, co sprawia wrażenie, że mowa jest szarpana i mówcy sprawia trudność mówienie. To jednak tylko moje wrażenie, ponieważ podzieliłem się tym spostrzeżeniem z dobrą znajomą australijką, byłą nauczycielka i powiedziała mi, że to jest "lazy-english".
Poza tym, system fonetyczny w angielskim, znacznie się różni od polskiego, tak że w rezultacie głoski w takich słowach jak 'bean' i 'bin' dla nas są podobne, natomiast dla mówiących angielskim są całkiem inne. W języku polskim nie mamy zróżnicowania pod względem długości głosek, gdy dla mówienia po angielsku jest nieodzowne.
Różnice gramatyczne to osobny temat, jedynie napiszę, że przestawienie się na myślenie w gramatyce angielskiej znacznie poprawiło moją płynność w mówieniu.
Z moich doświadczenie wiem, widzę, że to mój umysł dostosowuje się do lokalnej odmiany angielskiego i nie mogę zgodzić się z tezą, że powstanie jakiś sztuczny język na bazie angielskiego. Obserwuję moją prawie 5-letnia córkę i jej postepy w angielskim. Spedzą ona większość dnia w przedszkolu, gdzie część dzieci i kilka nauczycielek pochodzi z różnych kultur, takich jak Indie czy Japonia. Jednak jej akcent jest prawdziwie australijski, co potwierdziła wspomniana wcześniej znajoma nauczycielka.
Podsumowując, Wojktu, doskonale rozumiem twoje rozterki co do języka dominującego, jednak z moich obserwacji na gruncie australiskim, to jednak imigranci dostosowują się do 'aussie-english', a kolejne pokolenie przejmuje akcent i sposób mówienia anglosasów. Dotąd zadziwiam się, obserwując potomków Azjatów mówiących perfekcyjne z anglosaskim akcentem, kiedy ich rodzice-imigranci trudzili się wiele, żeby być zrozumianym. Tym bardziej, że wiele azjatycki języków ma "wybrakowaną" fonetykę, przez co przykładowo koreańczycy słowo 'Renault' wymawiają 'lyno', a Chińczycy cyfrę zero wymawiają jak 'jelo'.
A może jednak europejskie narody jako, że są u siebie, nie na emigracji nie będą będą tak łatwo "chwytać" anglosaskiej odmiany angielskiego?