
05 października 2014
Katarzyna Urbanowicz
z cyklu: Prababcia ezoteryczna (odcinków: 94)
„Che”
czyli świetlana postać w zbrodniarza przemieniona.
« Bankowe gadżety dla mamuś | „Łupaszka” Bis » |
Wspomnienia o nim wywołał odnośnik do artykułu „Che Guevara – Chrystus z karabinem czy komunistyczny bandzior?”.
http://www.nowastrategia.org.pl/che-guevara-chrystus-karabinem-komunistyczny-bandzior/
Ludzie starsi, jak ja, narażeni są na nieustanne przeżywanie stresów z powodu kwestionowania tego wszystkiego, co frapowało ich w młodości. To czy tamto było bzdurami, które karmiły ich umysły, coś innego stało się dawno nieaktualne, świetlane postaci zmieniły się w zbrodniarzy, a zbrodniarze w świetlane postaci. W młodości byliśmy prymitywni, poddani komunistycznej propagandzie i w ogóle wszystko to, co myśleliśmy wówczas, jest nic nie warte. Weźmy na przykład takie hasło: „PATRIA O MUERTE” — „ojczyzna albo śmierć” — hasło rewolucji kubańskiej, której przywódcą był Fidel Castro, a świetlaną postacią Che Guevara. To hasło jest be, zaś „Bóg, honor i Ojczyzna”, cacy. Gdybym była dziś młodą dziewczyną, wierzącą, że można zmienić świat upajającymi hasłami, pewnie chodziłabym na rozmaite manifestacje i wołała ze wszystkimi aktualne hasła. Wówczas chodziłam i wołałam: „nigdy więcej wojny” — teraz wszystkim aż nogi podrygują, by wreszcie coś zaczęło się dziać, na przykład wybuchła jakaś wojna w pobliżu. A gdy już wybuchnie, żeby się w nią zaangażować. Ale wracam do Che.
Kiedy w 1956 roku w dzień moich imienin, a w przeddzień czternastych urodzin (25 listopada) wybuchła rewolucja kubańska, z jej pierwszym, nieudanym rejsem jachtu Granma, po którym uczestnicy powstania zmuszeni byli ukrywać się w niedostępnych górach, nikt nie sądził, że sprawa nabierze rozmachu i skończy się wielkim, rewolucyjnym przewrotem. Teraz mówi się o nich „komuniści”, ale wówczas nie byli komunistami, ani nikomu się nie śniło, że nimi zostaną. Byli grupą młodych ludzi, pochodzących z dobrych, a nawet czasem bogatych rodzin, idealistami, którym dyktatura Fulgencio Batisty wydawała się tak obrzydliwa i nieznośna, że warto dla niej było poświęcić życie. Ich idolem był Josè Martì — poeta i romantyczny wieszcz typu naszego Adama Mickiewicza (nawiasem mówiąc, późniejszy patron mojego liceum; kiedy ja tam uczęszczałam nosiło nazwę znanej pisarki i pedagoga). Podobnie jak Mickiewicz w III cz. Dziadów ukazywał reżim carski i walkę narodu z nim, tak rewolucjoniści kubańscy walczyli z reżimem Batisty, będącym marionetką amerykańską. Wszechobecna prostytucja, monokultura trzciny cukrowej, korupcja skontrastowana z nędzą zwyczajnych ludzi, zwłaszcza robotników rolnych, podporządkowanie kraju amerykańskim koncernom, skłoniła młode latorośle arystokratycznych rodów, świetnie prosperujących w tym układzie (jak np. rodzina Castro) do rewolucji w imię budowy lepszego świata.
Kiedy rewolucja kubańska stała się bardziej znana, zafascynowała wielu amerykańskich pisarzy i polityków, m.in. profesora socjologii Charlesa Wrighta Millsa, który wydał słynną książkę p.t. „Słuchajcie Jankesi”. Jej autor na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych trzykrotnie odwiedził Polskę i dzieło to szybko przetłumaczono na nasz język. Książka ta stała się zaczynem intelektualnym nastrojonych społecznie młodych ludzi z całego świata. Napisana w formie oskarżenia, wniesionego przez naród kubański pod ocenę świata, gorącej i emocjonalnej filipiki. Mills pisze w niej:
„My, ludzie z Ameryki Łacińskiej, umieramy przeciętnie w wieku lat 35; wy żyjecie ponad 65 lat. Czy masy niepiśmiennych, głodnych i dręczonych chorobami chłopów z Boliwii, Haiti czy Wenezueli, wczoraj zaś jeszcze i z Kuby, są częścią tej samej „zachodniej cywilizacji” co i wy? Jakaż to cywilizacja, w której mogą dziać się podobne rzeczy?... Ustalamy to raz na zawsze: należymy do ludów głodnego świata. Czy ludy te zamieszkują Afrykę i Azję, czy Amerykę Łacińską, nie czyni to zbyt wielkiej różnicy... Śmierć poniesiona w 35 roku życia w Ameryce Środkowej w czasie pracy dla koncernu owocowego nie różni się tak bardzo od śmierci poniesionej w Afryce Południowej w czasie pracy w kopalni diamentów... Brak zaś umiejętności czytania jest takim samym brakiem w każdym języku... Prawie połowa nas, mieszkańców Ameryki Łacińskiej, to takie właśnie prymitywne stworzenia – jesteśmy niepiśmienni.”
Spośród wszystkich romantycznych, rewolucyjnych postaci największy sentyment budził nie Fidel Castro, a właśnie „Che” (nieprzetłumaczalne, dosłownie zawołanie w rodzaju: ej ty tam) Guevara. Był młody, piękny, inteligentny i romantyczny. Chory na astmę, z nadzwyczajnym heroizmem, mimo dolegliwości i bólu walczył i znosił trudy partyzanckiego życia. Po zwycięstwie rewolucji porzucił stanowisko dyrektora banku narodowego i ruszył do innych krajów nieść płomień rewolucji zamiast robić polityczną karierę w swoim kraju. Stał się kultową postacią na całym świecie. Nie było dziewczyny, która w tamtych czasach nie kochałaby się w nim. Niektóre z tej miłości podejmowały kroki idące o wiele dalej.
Zapisałam się do nowo powstałego wówczas „Towarzystwa przyjaźni polsko-kubańskiej”. Towarzystwo to rozpropagowała ówczesna dziennikarka i tłumaczka literatury iberoamerykańskiej Beata Babad. Poznałam ją, zapraszając na rozmaite imprezy, które wówczas organizowałam. Z ramienia tego towarzystwa zostałam zakwalifikowana do wyjazdu na Kubę. Dla mnie, młodej dziewczyny, żyjącej w kraju, z którego nikt ot tak sobie nie wyjeżdżał, pochodzącej z rozbitej rodziny, wiecznie nękanej groźbą eksmisji, korzystającej doraźnie z pomocy opieki społecznej, studentki pracującej „na czarno”, taka podróż na antypody była nieoczekiwanym błyskiem szczęścia, życiową szansą.
Nie wyjechałam jednak. Poznałam mojego męża i po krótkiej, miesięcznej znajomości, pobraliśmy się w Sylwestra roku 1964.
Wiele, wiele lat później poznałam kulisy działania Towarzystwa i wyjazdów, dzięki książce Mariana Zacharskiego, polskiego arcy-szpiega. Było to podobno przedsięwzięcie szpiegowskie, uruchomione równolegle z Czechosłowacją (panował tu swego rodzaju wyścig), które miało na celu werbunek młodych, ładnych dziewczyn, studentek wydziału filologicznego uniwersytetów i niektórych wydziałów Politechniki. Dziewczyny te, w ramach współpracy, miały zostać umieszczone w pobliżu nowych władców Kuby, a ich zadanie miało polegać na zdobyciu ich zaufania, włącznie z erotycznym zaangażowaniem. Wyścig ten wygrały Czeszki i kilka z nich wysoko uplasowało się w kubańskiej polityce, m.in. jako kochanki Fidela i „Che”. Możliwe, że właśnie one kierowały uwagę swoich kochanków w kierunku sojuszu z obecnym ZSRR i miały udział w przestawieniu rewolucji kubańskiej na komunistyczne tory.
Jestem więc pewna, że moje planety czuwały nade mną zapobiegając, nawet wbrew mojej woli, popełnieniu życiowego głupstwa i podążeniu za swoją idealistyczną miłością.
Jednak sentyment do Che Guevary pozostał; takiego, jak ówczesny młody chłopak odbywający rowerową wycieczkę po Ameryce Południowej.
Jak każda śmierć idola wynosi go na szczyty sławy, tak i "Che" został Chrystusem rewolucji, którego podobizny zdobiły koszulki na całym świecie. Jego śmierć opisano dokładnie, niewiele w niej było romantyzmu, ale ten widok pośmiertny nie jest już tak chętnie oglądany.
Korekta przez: Radek Ziemic (2014-10-05)
« Bankowe gadżety dla mamuś | „Łupaszka” Bis » |
komentarze
![[foto]](../author_photo/Taraka.jpg)
2. Zrozumienie • autor: Katarzyna Urbanowicz2014-10-06 11:23:11
![[foto]](../author_photo/Taraka.jpg)
3. Takie ćwiczenie • autor: Katarzyna Urbanowicz2014-10-06 11:29:56
4. Tekst napisano dobrze • autor: Przemysław Mirecki2014-10-06 13:01:51
A dzisiejszą młodzież ich dzieci i wnukowie tez będą oceniać - "Ty zaufałeś PO ?", albo : "Ty wierzyłeś w to, co mówi PiS ?". Podobnie może się sprawa mieć z Ukrainą. Opowiadamy się po jej stronie w obliczu różnych racji. Ale czy te racje nie obrócą się przeciw nam?
Moim zdaniem dobry tekst. Jeżeli ktoś miał w rodzinie działaczy antykomunistycznych i prześladowano go z tego powodu, to rzeczywiście nie odniesie się ze zrozumieniem. Ale to nie umniejsza treści :)
![[foto]](../author_photo/Taraka.jpg)
5. Klip • autor: Katarzyna Urbanowicz2014-10-07 01:08:36
http://www.youtube.com/watch?v=5F9Ou8Lw8j8

1. "Gdybym była dziś... • autor: Nierozpoznany#16562014-10-06 10:16:10
"Gdybym była dziś młodą dziewczyną, wierzącą, że można zmienić świat upajającymi hasłami, pewnie chodziłabym na rozmaite manifestacje i wołała ze wszystkimi aktualne hasła. Wówczas chodziłam i wołałam: „nigdy więcej wojny” — teraz wszystkim aż nogi podrygują, by wreszcie coś zaczęło się dziać, na przykład wybuchła jakaś wojna w pobliżu. A gdy już wybuchnie, żeby się w nią zaangażować."
A więc trafiało do Pani idea nieustannej walki o pokój? W wieku zaledwie czternastu lat nie widzi się często absurdu wielu zjawisk czy haseł i śmieszności paradoksów...
Nie wydaje mi się aby teraz ktokolwiek przebierał nogami z niecierpliwości, aby zaangażować się w konflikt zbrojny. Chyba, że opisze się w ten sposób niepokój o rozwój sytuacji u naszych bezpośrednich sąsiadów i realistyczne spojrzenie na położenie Polski.
"Teraz mówi się o nich „komuniści”, ale wówczas nie byli komunistami, ani nikomu się nie śniło, że nimi zostaną."
Czy rzeczywiście?.. A może Pani tego akurat nie wiedziała? Rodzina mojego ojca (jak wiele innych) doskonale zdawała sobie z tego sprawę, jak i z tego np. że nasi "wyzwoliciele" to zwykli okupanci i zbrodniarze.
I właśnie takim pospolitym zbrodniarzem był Guevara. Nie stronił od samodzielnego wykonywania natychmiastowych wyroków, potrafił być wyjątkowo brutalny i okrutny. Do tego opętany ideą, a to najgorsza mieszanka...
Proponuję bardziej zagłębić się w temat - chyba, że woli Pani pozostać w świecie swoich młodzieńczych złudzeń i nostalgii, ale przyznam, że cierpko-rozgoryczony ton tam i ówdzie przebijający przez Pani wpis (-y) wspomnieniowe wywołuje irytację. Jakby miała Pani za złe czasowi, że weryfikuje dawne ideały, a ludziom/badaczom, którzy są trochę bardziej wnikliwi niż licealiści biegający w koszulkach z Che (masowo sprzedawanych w przeciwieństwie do np koszulek z Hitlerem - taki ciekawy paradoks), że ośmielają się podnosić rękę na ikonę/mit/legendę etc.
Miło ogląda się taki film jak "Dzienniki Motocyklowe" - świetnie zrobiony i zagrany, ale prawdy historycznej w nim jak na lekarstwo.
Na koniec jeszcze jeden cytat: ".Chory na astmę, z nadzwyczajnym heroizmem, mimo dolegliwości i bólu walczył i znosił trudy partyzanckiego życia." Przecież to jakiś straszny lukier... Naprawdę radziłabym trochę poczytać o partyzanckim okresie życia tego bohatera. Sądzę, że epitet "zwyrodnialec" nie byłby na wyrost.