06 czerwca 2011
Wojciech Jóźwiak
z cyklu: Auto-promo Taraki (odcinków: 148)
Czary z Oswaldo Bola
« Taraka, AstroAkademia, Zawijawa | Królowie z gwiazd czyli miód na słowiańską duszę » |
Nie wystarczy samemu robić szamańskie działania, trzeba co jakiś czas pójść po inspirację do bardziej doświadczonych na Ścieżce. To właśnie mi się przydarzyło w ostatnich dniach, w Kożyczkowie w sercu Kaszub, gdzie warsztaty prowadził Oswaldo 'Bola' Silva z Ekwadoru. Wrażenie zrobił na mnie sam dwór kożyczkowski, niby zwykły dom na wyniosłej wyżynie w tamtejszym czerwonodachówkowym stylu, w kępie drzew, ale gdy mu się lepiej przyjrzało, idealny na siedzibę wiedźm i wróżek, pełen zakamarków, tajnych przejść i kryjówek, miejsce gdzie leśmiany latają i które w tamczesnych wizjach widziałem pełne dziwnych istot przysiadłych na dachach i gałęziach. Dom w stylu znaku Raka, co jest zasługą gospodarzy, państwa Marioli i Marka Miedziewskich, obojga z tego znaku, Mariola Słońcem, Marek Księżycem. Znak Raka (chociaż Słońce tymczasem w Bliźniętach) silnie tam operował, sam Oswaldo Bola wydał mi się ze znaku Raka razem ze swoim ojczystym Ekwadorem i tamtejszą medycyną. Tym bardziej, że zajęcia były (po raczemu...) nocne, szałas potu – nazywany temazcal, nie sweatlogde – wilgotny i wodny, i wiele z tego, co było robione, łączyło się z płynną, wodną i żeńską stroną natury naszej i świata.
Wielka regeneracja, której tam doświadczyłem, z pewnością wywrze wpływ i na Tarakę. Drugiej nocy miałem zalew pomysłów, aż coś (we mnie, obok mnie?) gasiło je, jakbym dostawał po łapach, z napomnieniem: „teraz nie, nie wchodź w to, szkoda czasu, biegnijmy dalej...” Zobaczymy... - nie chcę za wiele pusto obiecywać.
Nie było czasu ani głowy, żeby chodzić z komórką i fotografować; zrobiłem ledwie parę migawek z budowania szałasu potu. Oczywiście niewielkie dają pojęcie o tym, co się tam działo, tym bardziej, że co najważniejsze widać było dopiero trzecim okiem. Albo sercem.
Szałas potu był budowany inaczej niż dotąd znalem: większy i
dlatego z grubszych tyczek. Kora z żerdzi była zdjęta, bo tymi paskami łyka
wiązaliśmy żerdzie – pełna natura. (Ja dotąd używałem sznurka.)
Na zdjęciu widać cztery pierwsze żerdzie, paski łyka i na pierwszym
planie przechodzący Oswaldo.
Szkielet szałasu już stoi, dowiązujemy poziome opaski. Po
prawej widoczne kamienie: większe niż te na moich szałasach. Podczas ceremonii
Oswaldo będzie z nich wydobywał całe gorąco przez polewanie dużymi ilościami
wody.
Szałas był ogromny – dwa razy większy niż największe jakie
budowałem. W środku było przestronnie, można było swobodnie leżeć; odbierałem
to jak nadmiar luksusu.
Na pierwszym planie Oswaldo, po przeciwnej stronie szałasu
jego genialna asystentka Andżelika. Najbardziej rasowa czarownica jaką
widziałem. Andżelika była perfekcyjna, nieskazitelna jakby powiedział
Castaneda. Jakiś dodatkowy wymiar przestrzeni przy niej się otwierał.
Szałas gotowy. Wieczór się zbliża. Światło Słońca było oślepiające, cienie głębokie, do robienia zdjęć trudna pora. Na pierwszym planie stos z kamieniami przygotowany do podpalenia. Przed wejściem Żółw...
Tam gdzie Indianie Północni sypią kopiec do trzymania medicines czyli przedmiotów mocy, Bola kazał ulepić z ziemi Żółwia. Żółw jest też ze znaku Raka i nie wiem, czy nie byłby lepszym zwierzęcym emblematem tego znaku niż sam Rak.
« Taraka, AstroAkademia, Zawijawa | Królowie z gwiazd czyli miód na słowiańską duszę » |
Komentowanie wyłączone wszędzie od 1 sierpnia 2020.
