
31 stycznia 2016
Wojciech Jóźwiak
Karmienie planet
Astrologia,w sensie "przychodzi klient do astrologa" składa się z trzech faz:
(1) Diagnoza – czyli rozpoznanie osobowości klienta. Rozpoznanie nie tylko psychologiczne, tzn. czy jest bardziej ekstra-, czy intro-wertykiem, czy jest ponury jak saturniarze, czy życzliwy światu jak wenusowcy itd. – gdyż należy tu także rozpoznanie symboliczne, czyli przez jakie symboliczne istności ta osoba jest przyciągana, jakie symboliczne sytuacje ją wciągają i przylepiają ją. Przykładem najbardziej znana rzecz pod astro-słońcem: gdy ktoś ma coś w Raku, to go przyciąga rodzina – rodzina w sensie tematu lub sprawy.
(2) Prognoza, lub raczej z angielska timing (jedno z tych mnóstwa pożytecznych słów ang. których w polskim nie ma i pewnie nie będzie), czyli ustalanie czasu. Tu zauważmy, że astrologowi czytającemu horoskop jest w dużym stopniu wszystko jedno, czy coś jest badaną przeszłością czy prognostyczną przyszłością. (Ale już klientowi nie jest wszystko jedno.)
(3) Porada. Ta faza jest najmniej rozpracowana, a warto byłoby, żeby była. Temat Karmienie Planet należy właśnie do fazy trzeciej, czyli tego, co astrolog ma lub może radzić klientowi. I co jest do tego inne niż porada psychologa, coacha, lekarza, prawnika lub księdza. Rada, jak karmić planety i które karmić, byłaby poradą ściśle astrologiczną.
Oto przypuszczam, że często przyczyną problemów klienta jest
to, że któraś jego planeta jest jakby niedożywiona –
i należałoby ją dokarmić.
Niedokarmienia planety nie mylmy ze słabością planety. Gdy ktoś ma planetę słabą, to nie potrzebuje rzeczy wynikających z tej planety. Gdy ktoś ma słabego Marsa, nie potrzebuje rywalizacji ani wysiłku fizycznego. Gdy ktoś ma słabego Jowisza, zbędna mu jest działalność publiczna i wychodzenie na forum. Kto ma słabą Wenus, nie potrzebuje spełniać się artystycznie. I tak dalej.
Przesłanką dla idei-pomysłu karmienia planet jest pogląd, że ludzie często żyją niezgodnie ze swoimi horoskopami. Takie postawienie sprawy może być nie do przyjęcia dla kogoś, kto uważa, że „w horoskopie zapisane jest wszystko”, więc nie można żyć niezgodnie z horoskopem, ponieważ horoskop jest właśnie szczegółowym przepisem na to, jaki i kim ktoś jest i jaką idzie drogą, i z tej przepisanej drogi zwyczajnie zejść nie można, tak jak pociąg nie zjedzie z toru, a planeta z orbity. Jednak tak nie uważam. Uważam za to, że (A) można śmiało nie realizować swoich potencjałów zawartych („zapisanych”) w horoskopie; jak również – uwaga! – (B) można mieć nie całkiem swój horoskop. Co należy rozumieć następująco:
Człowiek przychodzi na świat z pewnym potencjałem. Z pewną masą wrodzonych zdolności, możliwości i predyspozycji. Ciekawie pisze o tym James Hillman w książce „Kod duszy” (którą powinien czytać do poduszki każdy astrolog), gdzie ów potencjał nazywa „żołędziem”, co po ang. ładnie brzmi (acorn /ˈeɪ.kɔːn/), a po polsku gorzej. Hillman zwraca uwagę na przypadki, kiedy ludzie, zwykle później w jakiejś dziedzinie wybitni, od zawsze, od małego dziecka i niejako z góry wiedzieli, co należy do ich życiowej drogi. Poruszające są przykłady 4-letniego Yehudiego Menuhina, który upierał się, by od razu grać na „dorosłych” skrzypcach, lub dwuipółletniej Judy Garland, która „podbiła” widownię szkolnego teatru. To jest żołądź-acorn-potencjał. Musi on jakoś być zapisany w horoskopie. Musi... Ale co ma robić rodzące się dziecko, jeśli w czasie narodzin nie ma odpowiedniego układu planet? Musi zadowolić się taką chwilą czasu, w której planety układają się zaledwie w przybliżeniu względem tego, czego domaga się jego potencjał. Dziecko może w jakimś przedziale czasu manewrować chwilą swoich narodzin. Może kilka dni poczekać lub o kilka dni się pośpieszyć. Ale nie za długo! Ta częściowa tylko zgodność potencjału z horoskopem wyjaśnia, dlaczego ludzie przeważnie tylko z jakimś przybliżeniem, z grubsza lub z dokładnością do typu zgadzają się ze swoimi urodzeniowymi kosmogramami, czyli z tym, co mają w nich zapisane.
Tym bardziej możliwe jest, że człowiek nie realizuje swoich potencjałów, chociaż je ma i są one widoczne w horoskopie. Dowodem na to jest historia. Sto lat temu tysiące młodych mężczyzn szło orać pola lub do fabryk, nie mając pojęcia, że sekstyl Urana do Merkurego lub Merkury w Wodniku, lub Merkury w 22 stopniu Skorpiona daje im potencjał biegłego pisania programów w C++. Żeby człowiek zrealizował pewien planetarny potencjał, cywilizacja lub kultura musi mu dostarczyć sposobów na tę realizację. W cywilizacji islamu, zabraniającej rysowania portretów i nieznającej teatru, artyści mający talent w tamtych kierunkach musieli robić coś innego.
Na powyższym tle posiadanie planet, które się męczą, ponieważ ich potencjał nie jest realizowany, a przez to męczą swoich posiadaczy-nosicieli, wydaje się już mniej dziwne.
Energia (albo: potencjał) Marsa realizuje się poprzez ruch, konfrontację i rywalizację. Tymczasem częsty jest przypadek, kiedy ktoś w toku wychowania nie dostał żadnych marsowych sposobów, albo dostał je w bardzo ograniczonym zakresie. Zawinia tu też stereotyp płci. Dziewczynka ma być grzeczna, posłuszna i umieć się dostosowywać – i stereotyp każe jej być taką, nawet kiedy ma Marsa na ascendencie lub w medium coeli. Wychowanie na grzeczną dziewczynkę okazuje się sposobem prokrustowym, który wtłacza osobowość w ramy – w skorupę – w której żywy psychoorganizm się nie mieści. Energia Marsa jest ekstrawertyczna, musi kierować się na zewnątrz, przy czym oczywiście nie musi być niszcząca. Ale jeśli nie pozwala się jej ujść na zewnątrz, kieruje się do środka, ku samemu sobie, podobnie jak zdarza się, że białe krwinki atakują nie obcego wroga – bakterie lub znowotworzone komórki, tylko własną zdrową tkankę. Można sobie wyobrazić, że osoba z dominującym Marsem, która ani nie ma warunków ani, co ważniejsze, nie zna sposobów pozytywnego uruchomienia energii Marsa, czyli skierowania jej do walki, gry, rywalizacji, konkurencji i ruchu, będzie próbować wylać marsowy potencjał tam, gdzie potrafi, najpewniej w najbliższym otoczeniu. Przemoc ku słabszym w rodzinie byłaby tu przykładem banalnym, bardziej wyrafinowane jest działanie tłumionego Marsa na własną psychikę marsowca. Aby uruchomić energię Marsa, trzeba mieć jednak po temu powody i uzasadnienia. Uzasadnienie można sobie wyhodować, wprawiając się w lęk, który domaga się obrony przed urojonym zagrożeniem. Tu należałoby zrobić wywiad w dwie osoby, psychoterapeuta plus astrolog, i zbadać, jak często stanom lękowym odpowiada silny Mars w horoskopie i brak używania Marsa w życiu.
Przykład z Marsem pierwszy przyszedł mi na myśl. Podobne rozpoznania, co może zdziałać niezaspokojona, nienasycona lub niedokarmiona planeta, należałoby zrobić w przypadku wszystkich planet.
Gdy ten etap pracy będzie gotowy, należy zastanowić się, jak karmić planety – gdy jest podejrzenie, że nosiciel danego horoskopu o swojego Marsa, Wenus, Słońce lub tp. – nie dba, nie karmi planety swoimi zajęciami, odpowiednimi dla niej.
W przypadku Marsa rada jest dość łatwa: klient z niedokarmionym Marsem powinien więcej się ruszać, zatrudniać mięśnie, a więc biegać, uprawiać sporty, szczególnie takie, gdzie wynikiem jest nie tylko zmęczenie lub przyrost bicepsa, ale przede wszystkim wygrana, okazanie się lepszym.
Przy Wenus narzuca się uprawianie sztuki, zajęcia artystyczne. Horoskop poparty wywiadem-rozmową i to pewnie niejedną z klientem może tu dostarczyć mocnych wskazówek, jaki rodzaj artis to ma być: że np. ktoś raczej nie ma już szans na biegłość na skrzypcach, ale może śpiewać, a jeśli nie śpiewać, to pracować z głosem, czego przejawy niekoniecznie muszą być dziełem sztuki. Zresztą, w arteterapii najmniej chodzi o to, żeby wynik trafił do galerii lub na krążek.
Merkury zwykle sam daje sobie radę z własnym nakarmieniem. Problemem raczej przy tej planecie jest to, że ma skłonność karmić się byle czym: rozwiązywaniem krzyżówek lub innych sudoku. Niektóre z tych pustych zabaw, w tarocie kojarzących się z kartą 10 Mieczy, „karuzelą szaleńców”, zyskały społeczne uznanie, przykładem szachy – co jest kolejną przesłanką, że rzecz jest warta tym bardziej troskliwego przebadania.
Te trzy planety niech pozostaną jako skromny zaczątek. Pisanie „kucharskiej księgi” z przepisami na dożywianie planet i ich kombinacji, dopiero się zaczyna.
Napisane i zamieszczone w AstroAkademii 8 lutego 2015, po roku w Tarace.
Korekta przez: Radek Ziemic (2016-02-03)
komentarze
2. Kino Siecioryca • autor: Nierozpoznany#76562016-02-02 13:34:23
Wojtku, to można sprawdzić jaki ja włąsciwie mam talent? Bo takie gadanie, że mam ich wiele to ściema!
3. Małgosiu • autor: Nierozpoznany#82112016-02-02 14:43:54
A co do talentu - mi, kiedy jeszcze wierzyłem w horoskopy, symbole sabiańskie (zwłaszcza mojej wenus, neptuna, księżyca, marsa, słońca i urana) dały dużo do myślenia. Teraz traktuję to tylko jako powłokę którą mogę zmienić w dowolnym momencie, ale ciężko dobrać skalpel do pacjenta, kiedy się nie wie, z jakiej utkany jest skóry. :)
4. Nie żartuj z... • autor: Nierozpoznany#76562016-02-02 14:59:34
5. Gdybym umiała śpiewać... • autor: Nierozpoznany#93602016-02-02 20:46:00
![[foto]](../author_photo/kapalka.jpg)
6. Nie zwracajmy uwagi na nic • autor: Przemysław Kapałka2016-02-04 21:02:13
Ja bym rozszerzył ten postulat, żeby nie zwracać uwagi na horoskopy, na wpływy planet i temu podobne rzeczy. Nie zwracajmy uwagi na nic, na prawa fizyki również. Mamy przecież moc, żeby te prawa tworzyć, i to materia (zresztą nie tylko materia) ma być nam posłuszna, a nie my jej. Pójdźmy na całość!
7. Przemku • autor: Nierozpoznany#82112016-02-04 21:49:49
Jeżeli Wenus czy Mars czegoś ode mnie potrzebują, to raczej zrozumienia tych symboli i uświadomienia sobie sytuacji w których moje życie przybiera odcienie tudzież barwy wenusjańskie czy marsowe. Jeżeli ktoś ma ochotę wydawać pieniądze na jakieś prognozy, diagnozy, kosmogramy itp np. po to, żeby dowiedzieć się w którym dniu Wenus będzie mu sprzyjać, a w którym Mars krzyżować mu plany - to z mojej perspektywy jest to w mniejszym lub większym stopniu podłączanie się do zbiorowej psychozy i pozwalanie innym ludziom na decydowanie o swoim życiu, niejako podpinanie się pod pewne określone koncepcje i wpływy, np. wiarę w to, że w jakimś konkretnym dniu należy się przez życie przemykać jak szczur w kanałach, a innego inwestować pieniądze, bo "gwiazdy i planety sprzyjają". Im bardziej się wgłębiam w samą istotę tego typu myślenia tym bardziej wydaje mi się to zbędnym zaboboniarstwem - zamiast mieć inną szatę na każdą z trzydziestu szczęśliwych lub ryzykownych sytuacji, szybciej i efektywniej byłoby po prostu utkać jedną, która poradzi sobie w każdych warunkach.
Pozdrawiam :)
8. Kino Siecioryca • autor: Nierozpoznany#562016-02-05 10:03:18
Pozdrawiam :)
9. Pewnie, że lepiej... • autor: Nierozpoznany#76562016-02-05 10:52:27
![[foto]](../author_photo/kapalka.jpg)
10. Kinie • autor: Przemysław Kapałka2016-02-05 11:20:10
11. kategorycznie • autor: Nierozpoznany#82112016-02-05 19:56:25
Jestem daleki od negowania astrologii - jestem przekonany, że działa, podobnie jak tarot. Co nie zmienia faktu, że masa innych rzeczy również jest w pewnym stopniu użyteczna - np. broń palna. To, że coś działa, to jeszcze nie powód, żeby tego nie odrzucać. :)
Pozdrawiam
12. o matko, dziękuję za ten art.! • autor: Nierozpoznany#34122016-02-09 00:21:39
Komentowanie wyłączone wszędzie od 1 sierpnia 2020.

1. dokarmianie planet • autor: Nierozpoznany#82112016-02-02 00:01:35
Dzieci Boga, którymi jesteście, mogą podążać jak chcą i dokąd chcą. Pomniejszając siebie względem gwiazd, prowadzi to do podporządkowania ich układom, wam narzucającym trasę. Układ ciał niebieskich ma ogromny wpływ na tych, co przyjmą to jako wyznacznik swego losu i swego urodzenia. Wibracje planet oddziałują, kiedy oddacie swój los układowi ciał galaktycznych. Wyjściem z pułapki tak przyjętej jest oczyszczenie swego serca, swej jaźni i zobaczenie, iż to Wy jesteście jednością ze Stwórcą i sami jesteście stwórcami wszystkich gwiazd i galaktyk.
Biorąc ciągłe poniżanie siebie, podporządkowujecie się wyznacznikom wróżenia z fusów, zamiast kierować się swoim boskim sercem, które każdy z Was ma. Powiew Prawdy, który zaistniał nad Ziemią, pozwala Wam dojrzeć swoją boskość, w której tylko Wy sami możecie decydować. Każdy z Was kto pokochał prawdę horoskopu, przyjął ją, to swoją boską mocą stworzył taki sobie świat. Horoskopy to pradawna nauka dana człowiekowi, aby go sobie podporządkować, aby władać i czerpać energie z jego boskości. Astrologia pomniejsza też Was, przyporządkowuje do gwiazd, a to gwiazdy są pomocą dla Was. Zmiana obecna Waszej świadomości, spowodowała zmianę układu konstelacji gwiazd. Przestały emitować Wam to, co Wy im przestajecie dawać.
Gwiezdne Dzieci, które są wśród Was, przewidując to, przybyły Wam pomóc, będąc pośród Was. Nie wikłając się w zawiłości Astrologii, zaoszczędzicie sobie drogi poprzez umysł, a wszystkie gwiazdy, wszelka mądrość, wszelka wiedza, zawarta jest w sercach Waszych. Konstelacje też nie wyznaczają narodzin nikogo, to każdy z Was wybiera dogodny dla siebie termin. Własną świadomością dobieracie tak nauki, aby pomagały w spełnieniu swej istoty. Wpływ jest tylko wtedy, kiedy istota uwikła się w podporządkowanie ciałom niebieskim, a budząc się może na powrót stać się niczym nieograniczoną boską istotą.
Parytet układu gwiazd zmieniony został i wyzwolenie stało się tylko decyzją każdego z Was, dokonania transformacji w sobie. Wynik szukania w gwiazdach, niebie, bywa taki, że zapominacie o doskonałości boskiej, zawartej w sercach Waszych."
http://prawdaserca.pl/2012/02/astrologia/