18 lipca 2018
Wojciech Jóźwiak
z cyklu: Antropocen powszedni (odcinków: 31)
Odcięcie się od przyrody jako wyraz ewolucyjnych tendencji przyrody?
« Klein, „Kapitalizm kontra klimat” i tamten moment historii | Sosna, drzewo ognia » |
W tekście (Czytanie...) „Znów Hamiltona o antropocenie. Odcięcie się od przyrody” (z 14 stycznia 2018) napisałem, że nasz głód energii, tej fizycznej, jest w znacznej części skutkiem tego, że chcemy odciąć się od przyrody. Do tego potrzebujemy ogrzewać domy zimą, a klimatyzować w klimatach gorących i wilgotnych. Potrzebujemy domów z dachami do odcięcia się od deszczu, śniegu, wiatru, a te trzeba zbudować, wcześniej wytworzyć materiały, co zużywa energię. (Produkcja cementu emituje ocieplający CO2 w samym procesie chemicznym, nawet jeśli pominąć wkład energii.) Potrzebujemy pomieszczeń coraz bardziej szczelnych, łatwych do odkurzenia, odciętych od pyłów, od alergizujących pyłków roślinnych i natrętnych owadów. Twardych i niebrudzących nawierzchni do poruszania się, naszego i naszych pojazdów. Ubrań, obuwia, środków myjących, piorących itd. Odcinamy się od przyrody również tworząc sztuczny dzień wewnątrz domów i na zewnątrz, z przesadą wielką, że wywołaliśmy zjawisko skażenia światłem, widoczne z kosmosu. To pracowite odcinanie się od przyrody/natury pozostawianej na zewnątrz – „na zewnątrz” w szerokim sensie – wymagane jest też i to w rosnącym stopniu naszym technicznym urządzeniom, również tym, które wspomagają nasz umysł: mam na myśli papier i elektronikę, jedne i drugie nie lubią wilgoci i nie przetrwają na zewnętrznym deszczu. (Piszę to, gdy mój telefon komórkowy siadł prawdopodobnie od zbyt dużej wilgoci i wcale nie na zewnątrz.)
W tamtym wspomnianym artykule pisałem, że gdybyśmy (my, H. Sapiens) dostali dostęp do energii taniej i nie powodującej efektu cieplarnianego (ideałem byłaby zimna fuzja, ale mogą być też udoskonalone tokamaki), nie powstrzymałoby to nas przed niszczeniem przyrody, i właśnie ta tendencja do odcinania się od niej i tworzenia dla siebie sztucznych środowisk, które nieustannie puchną, ekspandują, byłaby głównym winnym.
Jednocześnie wtedy też dalej inwestowalibyśmy we własną masę: w liczebne powiększanie populacji swojego gatunku.
Tknęło mnie jednak, że ludzkie odcinanie się od przyrody, nasza denaturacja – tak, bo denaturaty jesteśmy! – ma precedensy w ewolucji przyrody. Można ją uważać kolejny krok-ruch w ramach zjawiska, które w biologii nazywane jest kompartmentacją i które polega na tym, że pewne procesy biochemiczne są zbierane w jednym miejscu i pakowane w zasobniki otoczone izolującymi błonami; taki jest sens zebrania procesów życiowych w komórki, i wewnątrz nich w organelle. Zjawisko to widać też w ewolucji. Jego wyrazistym przykładem jest wyewoluowanie błon płodowych, „urządzenia”, którym wyróżniają się owodniowce, czyli gady, ptaki i ssaki. Przykład gadów i ptaków jest bardziej uchwytny przez to, że błony płodowe mieszczą się wewnątrz jaja i razem z jego skorupą tworzą szczelne opakowanie dla zarodka. Podobieństwo do naszych domów lub nawet hermetycznych puszek na żywność jest uderzające. Inną oczywistą próbką szczelnego odcięcia się od zewnętrza-środowiska jest nasza (ssacza, gadzia, ptasia) skóra, wraz z wzmacniającymi ją piórami, włosami i płytkami keratyny. Podobnie: zewnętrzne pancerze ochronno-nośne chitynowe u owadów.
Człowiek ze swoją cywilizacją poszedł krok (duży) dalej: jak jego przodkowie w wody płodowe i skóry pakowali swoje embriony i własne ciała, tak my zaczęliśmy pakować coraz większą część swojej aktywności i narzędzi w izolujące skorupy coraz bardziej zaawansowane.
Zauważmy, że kariera plastiku wzięła się stąd, że jego płachty i skorupy są idealnie szczelnym opakowaniem.
Kiedy byłem mały, modny był kosmos, kosmiczne statki i SF, w końcu w 1957 r. Rosjanie wystrzelili pierwszy sputnik. Pamiętam – który to mógł być rok? – numer specjalny pisma dla dzieci, „Płomyczek” się nazywało?, w którym zamieszczono teksty pisane przez czytelników, czyli dzieci, na konkurs ogłoszony jakiś czas przedtem. (Być może tamte opowieści zostały po części napisane przez redaktorów.) Tematem był świat w roku 2000 lub za sto lat, już nie pamiętam, zresztą oba te czasy były wtedy tak samo abstrakcyjne. Prócz dłuższych opowiadań był krótsze uwagi lub wyimki z listów. Jedną taką skromną futurologię dobrze zapamiętałem i przypomina mi się co jakiś czas: że w Polsce wtedy (w 2000 r.? za sto lat?) wsie nie będą się różniły od miast i Polska będzie jednym wielkim miastem. Mała autorka (podpisana była dziewczynka) utrafiła! Zwłaszcza, gdy w szczególny sposób zdefiniujemy miasto. Na którychś warsztatach powiedziałem, że miasto jest tam, gdzie nie napijesz się wody nie z kranu i gdzie nie zrobisz kupy na ziemię. Gdzie dostawa wody i odbiór odchodów są ujęte w technikę, tam jest miasto. Oczywiście, tę definicję można precyzować, ale istota jest taka. W tym sensie tamta czytelniczka „Płomyczka” miała rację: prawie cała Polska stała się miastem i rok 2000 jest dobrą datą na to. Nasze dwa żywotne i konieczne procesy: picie wody i defekacja, przechodzą przez bramkę-śluzę-pancerz (czy jak to nazwać) technik, które odrywają je od przyrody. (Czy wiesz, skąd pochodzi woda, którą pijesz? Czy wiesz, gdzie są przerabiane twoje fekalia?) Podobnie jak jaja pierwszych gadów zostały przez owodnię oderwane od morza lub jeziora, oderwane od otoczenia, od reszty przyrody. Inaczej niż jaja płazów, które pozostają w pełnym zanurzeniu.
Jest jeszcze taka analogia, że owodniowce, czyli gady, a wśród nich dwa ich najbardziej ekspansywne klady: dinozaurów wraz z ptakami i terapsydów ze ssakami, zasiedliły i zdominowały lądy, środowisko atmosferyczne. Wcześniej organizmy komórkowe całkowicie wyparły i pożarły domniemanych wcześniejszych bezkomórkowców. To co robi gatunek człowiek, czyli przerabianie biosfery na własne ciała (i ciała istot, którymi się odżywia: ryż, bydło itp.) oraz na swoją technosferę nie jest czymś tak bardzo nowym. Co nie znaczy, że przez to jest mniej niepokojące.
Terapsyd Pristerognathus vanderbyli, rys. z Wikipedii
Antropocen powszedni: wstęp na końcu
O tym, jak antropocen wpływa lub wpływać może na codzienne życie i odwrotnie.« Klein, „Kapitalizm kontra klimat” i tamten moment historii | Sosna, drzewo ognia » |
komentarze
![[foto]](../author_photo/pirog.jpg)
2. Tak, tylko że... • autor: Mirosław Piróg2018-07-19 17:00:04
![[foto]](../author_photo/wj_X15.jpg)
3. Bardzo non est idem • autor: Wojciech Jóźwiak2018-07-19 17:29:34
Pomysł ze skojarzeniem tutaj indywiduacji Junga: bardzo ciekawy i wart dalszego przemyślenia.
A w ogóle to, co teraz piszę, to są uboczne produkty moich starań, jak uratować się przed miażdżącym pojęciem "postępu"? (Albo "rozwoju"?) Jak je odeprzeć? Nie popadając w nihilizm i nie przechodząc na stronę Pani Śmierci?
![[foto]](../author_photo/pirog.jpg)
4. I tak odbieram... • autor: Mirosław Piróg2018-07-19 18:44:26
![[foto]](../author_photo/jardiansky.jpg)
5. Re • autor: Jarosław Koziński2018-07-19 23:37:37
Komentowanie wyłączone wszędzie od 1 sierpnia 2020.

1. Re • autor: Jarosław Koziński2018-07-19 04:28:52