26 listopada 2011
Marcin Hładki
z cyklu: Chile (odcinków: 8)
Jak tu jest
San Pedro de Atacama » |
...Cała reszta jest europejska - nie czuć wielkiej egzotyki,na
ulicach wyłącznie biali ludzie albo jeżeli nawet częściowo
indiańscy, to w wyglądzie i ubraniu na tyle zeuropeizowani że
trudno to na pierwszy rzut oka zauważyć. Zresztą ludzie - inaczej
niż we Włoszech czy Hiszpanii - są nieatrakcyjni, ubrani buro i
niestarannie, Warszawa na tym tle wygląda na szykowne miasto.
Hiszpański - po roku nauki - brzmi znajomo.
Na tym tle miasto
wygląda zdumiewająco bo ma całkowicie inny charakter niż można
się spodziewać w mieście tej wielkości: Santiago jest jak Pułtusk
powiększony do trzech milionów, parterowe prowincjonalne, rozległe
miasto tu i tam niespodziewanie zastawione wieżowcami.
Na ulicach mnóstwo ludzi, zajmują się różnymi drobnymi biznesami, właściwie nic nie jest tu zabronione -można na przykład kupić kubek pokrojonych owoców w stoisku na ulicy. W centrum pełni jest ulicznych śpiewaków i innych grajków, niektórych bardzo pomysłowych. Widzieliśmy wczoraj perkusistę z bębnem i talerzami na plecach - tańczył i grał jednocześnie. Pełno jest też czyścibutów - w większości starszych mężczyzn. Nikt im nie przeszkadza, wydaje się że nikt nie ma nawet pomysłu, żeby to jakoś "uregulować".
Niechcący wzięliśmy pokój w samym środku dzielnicy imprezowej, wieczorem i nocą z każdego domku tutaj wali muzyka albo śpiewy: karaoke bardzo popularne się wydaje. Ale nie przeszkadza to jakoś za bardzo.
W mieście jest pełno policji, na motorach, koniach, z psami bo
studenci robią zamieszki. Ale te tutejsze demonstracje nijak się
mają do naszych, nie tylko do prawdziwych awantur z górnikami, ale
nawet do takich w sumie łagodnych przepychanek jak marsz
11.11.
Widzieliśmy dwie demonstracje, jedna miała kilkanaście
osób, druga pewnie ponad sto do tego bębny, trąby i ulotki,
policja na to patrzyła czujnie ale leniwie. Tę większa
demonstrację widzieliśmy z autobusu, bo zatrzymała się grzecznie
na czerwonym świetle.
Żadnego stanu wyjątkowego nie widać,
wbrew temu czego się obawiałem czytając gazety i internet w
Polsce. Ale może nie rozumiem co się dzieje i nie mam porównania
ze stanem normalnym, może zawsze jest tyle policji.
Właściwie wszyscy, których spotykamy, nie tylko zajmujący się obsługą turystów, są bardzo mili, rozmowni i pomocni. Może to trochę zasługa tego, że staramy się mówić po hiszpańsku, choć z częścią można się swobodnie porozumieć po angielsku.
Byliśmy też w muzeum sztuki prekolumbijskiej, podobno jednym z najlepszych na świecie. Rozczarowuje, bo choć dużo tam jest pięknych przedmiotów, to wydają się wymieszane jak groch z kapustą. W jednej gablocie bywają pokazane rzeźby z trzech różnych kultur różniących się o dwa tysiąclecia i kilkaset kilometrów. W efekcie mam poczucie wizyty w antykwariacie, gdzie właściciel pokazuje co ma najlepszego, tak żeby olśnić zdumioną publiczność. Same rzeźby są niezwykle ekspresyjne, na zdjęciach nie widać tak wyraźnie emocji, które te twarze wyrażają. Założenie, że są to instrukcje do podróży duchowych pozostaje wiarygodne, choć mogą to być też sprawozdania z tego, co się wydarzyło w stanach transu lub po halucynogenach. Dużo przedmiotów jest związanych wprost lub pośrednio z używaniem substancji zmieniających świadomość i ze zwyczajami z tym związanymi.
Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że słońce porusza się w odwrotna stronę. to największe zaskoczenie poza jet-lagiem. Znaczy zaskakujące nie jest to że w przeciwną, tylko że to tak przeszkadza.
Nieba w nocy jeszcze nie widzieliśmy, bo raz że to miasto, więc mało widać, dwa że wcześnie chodzimy spać, bo jet-lag. Tak więc nie wiem jeszcze jak dziwne będą gwiazdy.
Jutro rano ruszamy do San Pedro de Atacama, bardzo jestem ciekaw, czy też mi się spodoba tak bardzo, jak Santiago.
Psy w Santiago
Chile: wstęp na końcu
Listy z wycieczki do ChileSan Pedro de Atacama » |
Komentowanie wyłączone wszędzie od 1 sierpnia 2020.
