
06 czerwca 2013
Wojciech Jóźwiak
z cyklu: Kolej warszawsko-wiedeńska (odcinków: 122)
Wartość wielkich i małych narodów
« Po co są małe narody? | Folklor szlachecki. Czy leci z nami historyk? » |
Wielkie narody (narody w sensie językowym, czyli wielkie wspólnoty komunikacyjne mówiące jednym wspólnym językiem – językiem klasy A lub 0) mają tę wartość, że to, co w nich się dzieje, jest uniwersalne.
Narody „mikro” (mówiące językiem klasy Z) mają tę wartość, że to co się w nich dzieje, jest lub może być wysoce oryginalne.
Narody małe lub średnie, jak Polska (klasa M), mają z tym kłopot. To co się dzieje w językowej wspólnocie takiej jak nasza, ani nie jest uniwersalne ani oryginalne. Np. jeśli ktoś prowadzi badania w fizyce (coś uniwersalnego), to publikuje po angielsku, w języku klasy 0, a nie po polsku. Nie ma „polsko-języcznej fizyki”. Z drugiej strony, nie ma po polsku rzeczy szczególnie oryginalnych. Np. nie ma żadnego „odwiecznego polskiego przekazu mądrości”. Żeby komunikować się ze światem, Polak (w sensie: ktoś mówiący z domu po polsku) musi uciec od swojego języka i nauczyć się angielskiego (rosyjskiego, francuskiego, niemieckiego, chińskiego). Żeby studiować treści oryginalne, musi uciec od swojego języka i nauczyć się sanskrytu, tybetańskiego, hebrajskiego, mandżurskiego czy lakockiego.
Gdy się temu przyglądać, można dojść do wniosku, że małe lub średnie narody (jako wspólnoty językowe) są niepotrzebne. Gdyby któraś zniknęła czyli zaczęła mówić językiem klasy A, nie byłoby straty! Takim przypadkiem jest Irlandia. Irlandczycy zarzucili własny język, mimo że istniała w nim wysoce oryginalna kultura, i zaczęli mówić po angielsku. Podobna tendencja była w Finlandii: w XIX wieku część fińskiej inteligencji była za tym, żeby „dać sobie spokój” z językiem fińskim, który był wtedy ludowy i nierozwinięty (był językiem klasy Z) i kształcić się w szwedzkim (klasa M, ale z aspiracjami do A); jednak opcja fińska przeważyła.
Mamy więc dwie skale, dwa podziały języków. Pierwszy przedstawiłem w poprzednim odcinku: ze względu na liczbę mówiących i możliwość mówienia na każdy temat; to jest ta skala: 0, A, M, Z.
Druga skala będzie ze względu na posiadanie w tym języku oryginalnych treści; będzie to skala oryginalności. Nie zależy ona od liczby ludzi mówiących. Język angielski ma niewątpliwie znacznie wyższy poziom oryginalności od polskiego (nie uzasadniam, to jest oczywiste!); ale z drugiej strony wyższy od naszego poziom oryginalności mają języki mandżurski lub lakocki – oba klasy Z.
Zastanawiam się, czy nie jest tak, że istnieje jeszcze jedna, trzecia skala, czyli to, w jakim stopniu treści pisane i mówione w danym języku są atrakcyjne dla społeczności pewnego języka uniwersalnego (klasy A lub 0)?
Jeszcze coś: wartość pewnego języka można poznać po tym, czy warto się go uczyć. Uczymy się języków, które dają kontakt ze światem, czyli tych A lub 0. Ale z drugiej strony wielu ludzi uczy się pewnych języków właśnie z tego powodu, że ten język daje dostęp do oryginalnych treści. Tu należą: łacina, grecki antyczny, sanskryt, tybetański, hebrajski. Jeśli ktoś interesuje się europejskim pogaństwem, to powinien nauczyć się litewskiego, staro-irlandzkiego i staro-islandzkiego. Ale nie każdy archaiczny język jest oryginalny co do treści. Nasz słowiański prajęzyk SCS, staro-cerkiewno-słowiański, nawet tam gdzie jest pisany oryginalnym słowiańskim alfabetem głagolicą, nie zawiera ŻADNYCH oryginalnych treści: są w nim wyłącznie przekłady z chrześcijańskich pism i kazań.
Rozgrzebałem temat, ale przecież jest do dyskusji.
Kolej warszawsko-wiedeńska: wstęp na końcu
Pochodzę z Łowicza, który w 1845 roku został podpięty do Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Mieszkam w Milanówku, który powstał, ponieważ Kolej Warszawsko-Wiedeńska przecięła tutejszy las.« Po co są małe narody? | Folklor szlachecki. Czy leci z nami historyk? » |
komentarze
2. 1/2 • autor: Nierozpoznany#84462016-08-02 14:14:36
Po pierwsze:
Myślę, że można założyć, że w tłumaczeniu z jednego języka na drugi nigdy nie ma idealnego przełożenia treści 1:1. Każde tłumaczenie jest swego rodzaju interpretacją. To po pierwsze. Po drugie - możemy nawet nie zdawać sobie sprawy, że dwa słowa z różnych języków, które kojarzymy jako synonimy, w rzeczywistości w każdym języku obejmują nieco inne pole semantyczne, a, co za tym idzie, niosą nieco inne znaczenie.
Podam skrajny przykład z mojego własnego "poletka" - piszę doktorat o tym, jak po konkwiście Meksyku w XVIw. hiszpańscy misjonarze zaczęli ewangelizować w językach tubylczych. Jakie to było wyzwanie z punktu widzenia tłumaczenia międzykulturowego - jak bowiem przetłumaczyć takie terminy, jak "dusza", "zbawienie", "anioł", "grzech", "diabeł", "Trójca Święta" etc. nie tylko na język, w którym one nie istnieją, ale jak je wytłumaczyć społeczności, która w ogóle nie operuje tożsamymi konceptami myślowymi, nie "widzi świata" w ten sposób. Ciekawym zabiegiem było "zaprzęgnięcie" do tego słów indiańskich, sprzed konkwisty - indiańskie słowo "bóg"(bóstwo, istota nadprzyrodzona) zaczęło oznaczać chrześcijańskiego Boga, słowo oznaczające zaświaty w wierzeniach indiańskich - piekło w znaczeniu chrześcijańskim etc. Ciekawe jest jednak, co odbiorcy takiego tekstu rzeczywiście z niego mogli zrozumieć i czy na pewno było to to, "co autor chciał przez to powiedzieć". Bo fakt, że te indiańskie słowa mogły nieść znaczenia czy konotacje (wynikające chociażby z ich źródłosłowów), których hiszpańscy "tłumacze" nie byli świadomi - już oznacza, że doktryna, którą chcieli przekazać, została w pewien sposób zmodyfikowana.
A teraz wyobraźmy sobie,że podobne, choć oczywiście nie tak radykalne, rozbieżności mogą zachodzić między rzekomo tożsamymi terminami we współczesnych językach. Że nie można DOKŁADNIE tego samego powiedzieć po polsku i po angielsku, że zawsze jest to - bardzo wierna lub mniej wierna - interpretacja tekstu.
To tak gwoli (przydługiego?) wstępu
3. 2/2 • autor: Nierozpoznany#84462016-08-02 14:20:00
W rzeczywistości więc, kiedy ginie język - wszystko jedno jakiej "klasy" czy "typu", znika (sic!) pewien wycinek z - nazwijmy to - "puli wiedzy ludzkości". I ta strata jest niepowetowana.
Co więcej, jest w tej chwili już udowodnione naukowo (miałam ostatnio przyjemność być na obronie świetnego doktoratu związanego z tą tematyką), że utrata języka (będąca ściśle powiązana z dekulturacją), wpływa ogromnie na zdrowie psychiczne i fizyczne (!) członków społeczności językowych, na ich odporność psychiczną.
Nie wiem, jak z tej perspektywy można odmawiać "potrzebności" jakiejś wspólnocie językowej, jakiemuś językowi.
Z tej perspektywy nie uważam, żeby można było powiedzieć, że "wartość języka można poznać po tym, czy warto się go uczyć" (bo każdego warto) i że gdyby średnia wspólnota językowa zniknęła, nie byłoby straty (brrr!!!).
Nota bene, wszelkie klasy, klasyfikacje i podziały są z góry narzuconym, naukowym schematem. Bardzo zachodnim. I mocno przemocowym.
To może być część odpowiedzi na pytanie, dlaczego "narodki" (brrr!!!) zaciekle walczą o utrzymanie swoich języków.
![[foto]](../author_photo/wj_X15.jpg)
4. Kto zna średnie języki? • autor: Wojciech Jóźwiak2016-08-02 14:28:11
(A: języki przekraczające własną rdzenną społeczność. 0: języki światowe, chyba tylko ang.. B: języki potężne, ale nie wychodzące poza swój kraj, jak włoski. M: języki średnie jak polski. Z: języki niewystarczające, np. u nas kaszubski.)
5. B a M? • autor: Nierozpoznany#84462016-08-02 14:43:54
Nie wiem, jakie znam języki - pracuję po polsku i angielsku, czytam i rozmawiam po hiszpańsku, muszę go też wykorzystywać w pracy, uczyłam się francuskiego, ale w tej chwili pozostaję chyba na poziomie podstawowej komunikacji, dobrze znam aztecki w wersji klasycznej (XVIw.)* (i uczę go), na poziomie prostych zdań i pozdrowień próbuję swoich sił w azteckim współczesnym (nie tak różnym od klasycznego), uczyłam się też łaciny i greki starożytnej, choć to takie "szkolno-studenckie", "zakurzone" umiejętności.
Nie umiem (i chyba nie chcę...) ich klasyfikować ani różnicować pod względem ich "potęgi"...
*klasyfikacja XVI-wiecznego nahuatl byłaby w ogóle ciekawą sprawą, bo w tamtych czasach w Nowym Świecie był on trochę tym, czym dla nas jest angielski. Albo tym, czym w Europie była kiedyś łacina...
6. Irlandia • autor: Nierozpoznany#84462016-08-02 15:00:53
Rozumiem, że wątpliwości są na poziomie kwestii "czy istnieje odwieczny polski przekaz mądrości" (przekaz mądrości w językach nazwanych tu "M").
Mój punkt widzenia podałam wyżej ;) Natomiast mam też świadomość, że to, o czym piszę, jest bardzo subtelne, mało uchwytne - za to prawdopodobnie wpływające na postawy, sposób widzenia świata i przede wszystkim jego klasyfikowania. Ale nie wiem, czy dalibyśmy radę w tej dyskusji, ad hoc, wyjść poza "ciekawostki" (czemu w jednych językach lata się ma, w innych - lata się jest. Czemu po polsku jest się "ledwie żywym", a po hiszpańsku w tej samej sytuacji "prawie martwym" - i jak to wszystko kształtuje obraz świata. O, choćby tego typu wpływ języka na rdzennego użytkownika).
![[foto]](../author_photo/wj_X15.jpg)
7. Przemocowa klasyfikacja • autor: Wojciech Jóźwiak2016-08-02 16:18:57
Bo stosunki miedzy językami SĄ przemocowe. Języki jak zwierzęta walczą o swoje żerowiska i zasoby, czyli o umysły ludzi-użytkowników. Kiedy o tym mówimy-myślimy, używamy metafor np. "Angielski wyparł francuski z roli j. międzynarodowego", "z dwóch j. aspirujących do j. Finów, fiński pokonał szwedzki", "j. pruski wymarł pod naporem j. niemieckiego" itd.
Chodzi tu m.in. o sprawność w tej przepychance.
Nahuatl był klasy "0" w epoce tyranii Azteków nad sąsiadami, ale teraz jest "Z" ewidentnie, czyli zanikający i ciekawostkowy, tzw. "dla amatorów".
Oczywiście, znajomość tego języka budzi mój szacunek, podobnie jak wzbudziła pewna Amerykanka, którą oprowadzałem po mojej okolicy,. kt. znała baskijski!
8. Tak, wizja • autor: Nierozpoznany#84462016-08-02 18:21:23
Analogocznie: powiedziałabym, że relacje między wizjami świata i poglądami na funkcjonowanie organizmu człowieka (zdrowie, choroba etc.) są przemocowe. Zachodnia medcyna "ściera się" ze starszymi systemami, z podejściem holistycznym, próbuje je wyprzeć. ALE z samego faktu, że jedna w tej chwili jest dominującym (w świecie zachodnim?) podejściem, nie powinniśm kategoryzować ich na "wizję A" - ogólnoświatową i B-poślednią, której "nie szkoda", kiedy wizja A ją wyprze.
Z językami jest podobnie. O ich wartości nie decyduje sprawność w pozamerytorycznym sporze. :)
9. Przepraszam za post... • autor: Nierozpoznany#84462016-08-02 18:46:23
Właśnie przywołana przez Pana Irlandia jest znakomitym przykładem tego, o czym piszę. Irlandczycy nie "postanowili" zrezygnować ze swojego języka. Irlandczycy zostali podbici i kwestie militarne i polityczne narzuciły im taką, a nie inną, politykę językową. Bynajmniej nie świadczy to o mniejszej wartości irlandzkiego. Tej "wysoce odyginalnej kultury" nie da się "odtworzyć" w niezmienionym stanie w innym języku. Tłumaczenie międzykulturowe tak "nie działa"*. Z punktu widzenia "puli wiedzy ludzkości" coś tracimy, dostęp do pewnej wiedzy zamyka się bezpowrotnie. A tymczasem Irlandczycy walczą o swój język, został on uznany za język urzędowy (obok angielskiego).
Poza tym, o czym piszę powyżej, jest jeszcze kwestia utraty zdrowia użytkowników wymierającego języka (o czym wspomniałam powyżej, mogę wyszukać referencję opracowania/opracowań na ten temat)
Komentowanie wyłączone wszędzie od 1 sierpnia 2020.

1. znów te rangi wychodzą na wierzch • autor: Jerzy Pomianowski2013-06-06 21:07:11
Finowie nie chcieli porzucić fińskiego, Czesi z trudem w XIX w. odtworzyli niemal już nieużywany w miastach język czeski. Cóż im szkodziło nadal mówić po niemiecku?
Uważali, że w swoim języku mają coś wyjątkowego do przekazania światu?
Prawdopodobnie Finowie, Czesi i inne narody będące w podobnej sytuacji uznały, że po przyjęciu języków sąsiadów nie bedą nigdy np Finami mówiącymi po szwedzku, lecz Szwedami czy Niemcami gorszego gatunku.
Czyli swojej niższej rangi nie poprawią, a coś małego lecz własnego stracą.
Zauważ, że u większości polaków w miarę postępów w nauce angielskiego poczucie niższości wobec kultury anglosaskiej narasta zamiast maleć.