Przejdź do Taraki mobilnej! - masz wąski ekran.
25 września 2010
Maria Poziomska
z cyklu: Kamyki filozoficzne (odcinków: 19)
Wojny sąsiedzkie
« W kolorze czakry sakralnej |
Podróżując po naszym kraju miałam okazję wiele razy obserwować wszelkiego rodzaju antagonizmy lokalne. Ilekroć znajdują się obok siebie na mapie dwie miejscowości podobnej wielkości i - że tak powiem - kalibru, można być pewnym, że mieszkańcy toczą ze sobą boje.
Pięknym przykładem tego zjawiska może być wojna Szamotuły - Wronki (wielkopolskie). Do niedawna na dworcu w Szamotułach widniał jeszcze napis, głoszący iż: "Lepiej spermą kawę słodzić niż we Wronkach się urodzić". Nie wiem czy jeszcze tam jest, czy już go ktoś zamalował. Znam ze słyszenia sytuację, jakoby podczas jednego z meczów KS Amica Wronki, za bramką drużyny z Wronek stała duża grupa szamotulskich kibiców, przez 90 minut krzycząca bezustannie "J**ać Wronki, j**ać". Zagraniczni goście dopytywali się potem co znaczyły te słowa i czy był to jakiś specjalny doping.
Odbywając dość regularne podróże między Lipnem a Toruniem, zauważyłam dość blisko położone obok siebie miejscowości - Steklin i Wola. Na przystanku w Steklinie widniał duży i wyraźny napis: "Wolusy to szmaty, ch**e, cioty".
Niewiele lepiej ma się sytuacja w przypadku Bydgoszczy i Torunia. Znajomy jechał kiedyś samochodem na toruńskich rejestracjach przez Bydgoszcz i został pozdrowiony przez jednego z kierowców - autochtonów słowami: "Toruń! Zaorać!". Z kolei torunianie z upodobaniem rozpowszechniali w sieci zdjęcie bannera "Bydgoszcz - europejska stolica kultury 2016", pod którym leją się czym popadnie zakapturzeni kibice.
Jaka może być geneza tego zjawiska lokalnych nienawiści? Być może taka, że nic tak nie cementuje grupy jak wspólny wróg. Potrzeba wroga to coś, co niejako emerguje z każdej grupy. A najlepszy wróg to taki, który jest tuż za miedzą i na złość łazi nam codziennie przed nosem. Zresztą czy kiedykolwiek ktokolwiek prócz Amerykanów szukał wroga na drugim końcu świata?
Pięknym przykładem tego zjawiska może być wojna Szamotuły - Wronki (wielkopolskie). Do niedawna na dworcu w Szamotułach widniał jeszcze napis, głoszący iż: "Lepiej spermą kawę słodzić niż we Wronkach się urodzić". Nie wiem czy jeszcze tam jest, czy już go ktoś zamalował. Znam ze słyszenia sytuację, jakoby podczas jednego z meczów KS Amica Wronki, za bramką drużyny z Wronek stała duża grupa szamotulskich kibiców, przez 90 minut krzycząca bezustannie "J**ać Wronki, j**ać". Zagraniczni goście dopytywali się potem co znaczyły te słowa i czy był to jakiś specjalny doping.
Odbywając dość regularne podróże między Lipnem a Toruniem, zauważyłam dość blisko położone obok siebie miejscowości - Steklin i Wola. Na przystanku w Steklinie widniał duży i wyraźny napis: "Wolusy to szmaty, ch**e, cioty".
Niewiele lepiej ma się sytuacja w przypadku Bydgoszczy i Torunia. Znajomy jechał kiedyś samochodem na toruńskich rejestracjach przez Bydgoszcz i został pozdrowiony przez jednego z kierowców - autochtonów słowami: "Toruń! Zaorać!". Z kolei torunianie z upodobaniem rozpowszechniali w sieci zdjęcie bannera "Bydgoszcz - europejska stolica kultury 2016", pod którym leją się czym popadnie zakapturzeni kibice.
Jaka może być geneza tego zjawiska lokalnych nienawiści? Być może taka, że nic tak nie cementuje grupy jak wspólny wróg. Potrzeba wroga to coś, co niejako emerguje z każdej grupy. A najlepszy wróg to taki, który jest tuż za miedzą i na złość łazi nam codziennie przed nosem. Zresztą czy kiedykolwiek ktokolwiek prócz Amerykanów szukał wroga na drugim końcu świata?
« W kolorze czakry sakralnej |
komentarze

1. Otwock i Karczew • autor: Nierozpoznany#5352010-09-27 13:26:44