zdjęcie Autora

27 grudnia 2018

Wojciech Jóźwiak

Serial: Czytanie...
Acemoğlu i Robinsona. Instytucje, głupcze!
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ Siła z-inąd. Zewnętrzne źródła siły. Głęboki umysł ◀ ► Stefana Chwina o radykalnym podziale. Alfeusze i omeganie ►

Co jest przyczyną lub winą, że jedne państwa rosną w siłę, a ich obywatelom żyje się coraz dostatniej, a inne wiecznie klepią biedę? Autorzy czytanej książki odpowiadają: jedyną przyczyną są instytucje. To, czy są dobre czy złe. Kondycja społeczeństw – czy chwalebna, czy dołująca – zależy od ich instytucji. Autorzy nie tylko dają tę odpowiedź, ale również ją szczegółowo uzasadniają. Przyczyną w każdym przypadku są instytucje.

Instytucje dzielą się na gospodarcze lub polityczne. I te gospodarcze, i te polityczne mogą być bądź włączające bądź wyzyskujące. Zwykle pomiędzy nimi zachodzi synergia, tzn. tam, gdzie instytucje polityczne są wyzyskujące, zwykle również instytucje gospodarcze są wyzyskujące, i vice versa. Jak również włączające instytucje polityczne zwykle towarzyszą włączającym gospodarczym. Ludzie żyjący w obrębie instytucji włączających wytwarzają dobrobyt. Proste.

Produkcja, wydajność a nawet zamożność społeczeństw mogą rosnąć także przy wyzyskujących instytucjach politycznych, a nawet wyzyskujących gospodarczych, ale, jak powtarzają autorzy, jest to możliwe tylko względnie krótko. (Wykluczenie ma krótkie nogi, chciałoby się powiedzieć przysłowiem.) Uderzającym przykładem, omawianym przez Acemoğlu i Robinsona, jest Związek Sowiecki, któremu udało się przez kilka dziesięcioleci podtrzymywać – kosztem straszliwego ucisku, wyrzeczeń i państwowych zbrodni – wzrost produkcji przemysłowej, gł. przemysłu tzw. ciężkiego, aż w latach 1970-tych przyszedł zastój, a z początkiem lat 1990-tych ZSRS upadł. Podobnie autorzy nie wróżą długiego życia ani trwałego powodzenia trwającemu już 30 lat w czasie pisania książki, a 40 lat teraz gospodarczemu boomowi Chin. Ostrzegają też myślicieli Zachodu przed łapaniem się na chiński haczyk: że jest możliwy trwały wzrost gospodarki i dobrobyt bez wolności i demokracji, tj. właściwie, bez politycznych instytucji włączających, których przecież w Chinach nie ma.

Dlaczego taki wzrost bez włączania musi mieć swój kres? Ponieważ w ślad za wzrostem gospodarczym nieuchronnie przychodzi twórcza destrukcja. A tej rządzący uorganizowani w instytucje wykluczające (autorzy wolą nazywać je wyzyskującymi) boją się panicznie. Z tego powodu cesarze Austrii i Rosji nie zgadzali się budować kolei i przemysłu fabrycznego, a następnie stosowali różne ograniczające chwyty. W Polsce za rządów PZPR znana była niechęć władzy do telefonów, powielaczy i maszyn do pisania. (Przykład mój, nie A&R.) W Południowych Stanach nie patentowano wynalazków dotyczących uprawy i obróbki bawełny. We wszystkich tych i innych przypadkach rządzący mieli ostrą alergię na zmiany. Wszystko miało zostać tak jak było! Więc wzrost dobrobytu, a także wykształcenia, ruchliwości i inicjatywy poddanych im zagrażał, i jak umieli, mu przeciwdziałali. Świadom tego był już cesarz Tyberiusz, a w nowszych czasach królowa Anglii Elżbieta I, i autorzy dla obojga przytaczają odpowiednie anegdoty.

Warunkiem koniecznym rozwoju i dobrobytu – ale niewystarczającym – jest coś, co autorzy nazywają dostateczną centralizacją. Mają tu na myśli pewien próg zorganizowania, przy którym można mówić o „państwie”, czyli kiedy istnieje pewne minimum zdolności utrzymania porządku i kiedy faktycznie jeden ośrodek ma monopol na stosowanie koniecznej przemocy. Zejście poniżej tego minimum – dostatecznej centralizacji – powoduje obsunięcie danej społeczności w chaos wyniszczającej wojny wszystkich ze wszystkimi, jak niedawno przydarzyło się w Sierra Leone, lub kosztownej i kontr-rozwojowej dwu- lub wielo-władzy, jak w Kolumbii, gdzie legalni burmistrzowie musieli (lub chcieli) dzielić się władzą z grupami paramilitarnymi.

Instytucje zmieniają się, ewoluują. Acemoğlu i Robinson mówią na to: dryf instytucji. Są jednak w historii momenty, kiedy ta ewolucja lub dryf przyspiesza i zaistniała niestabilność sprzyja dużym zmianom w ich obrębie. Autorzy nazywają te historyczne sytuacje punktami zwrotnymi. Zdarza się, że społeczeństwa wraz z ich dotychczasowymi instytucjami poddane presji punktu zwrotnego, zmieniają swoje instytucje i to nie zawsze na gorsze, tj. bardziej wyzyskujące. Punkt zwrotny jest szansą dla narodów, które wtedy mogą przestawić swoją trajektorię na rozwój. Acemoğlu i Robinson wiele uwagi poświęcają dwóm punktom zwrotnym, które zmieniły oblicze... najpierw Zachodniej Europy, potem Anglii (wkrótce Wielkiej Brytanii). Pierwszym była epidemia dżumy, tzw. czarna śmierć 1348 r., od której wymarła połowa ludzi w Europie. Skutkiem braku ludzi na zachodzie subkontynentu było uwolnienie przeżyłych od powinności feudalnych: niedobór ludzi sprawił, że nieracjonalne było tak rozrzutne jak wcześniej gospodarowanie ich siłą. Ale we Wschodniej Europie wybrano rozwiązanie przeciwne: przeżyłych związano poddaństwem jeszcze surowszym. Drugim arcyważnym punktem zwrotnym, który zróżnicował historyczne trajektorie krajów Zachodniej Europy, były wielkie odkrycia geograficzne i powstanie handlu transoceanicznego. Hiszpania, Portugalia i Francja przyjęły tradycyjne rozwiązania wyzyskujące: handel przez oceany objęły monarszymi monopolami. W Anglii miał miejsce wariant włączający: handlem transoceanicznym zajęło się wielu niezależnie działających kupców; w sumie około tysiąca lub więcej firm; autorzy przytaczają odpowiednie statystyki. Włączający model w handlu oddziaływał na inne działy gospodarki, a w dalszej konsekwencji na rozwój instytucji politycznych. Przekroczeniem progu, które powołało do życia w Anglii włączające instytucje polityczne była tzw. chwalebna rewolucja lat 1688-89, kiedy liderzy parlamentu wezwali Wilhelma Orańskiego jako nowego „kontraktowego” króla, wypędzając Jakuba II, ostatniego z uparcie dążących do absolutyzmu Stuartów.

Dzięki włączającym instytucjom w Anglii w dalszym ciągu rozszerzył się zakres takichże instytucji w gospodarce, czego kolejnym progowym skutkiem było zapoczątkowanie rewolucji przemysłowej wynalazkami Arkwrighta, Hargreavesa, Cartwrighta, Corta, Watta i innych. Ów ciąg wydarzeń Acemoğlu i Robinson włączają do swojego systemu, widząc w nim dobitny przykład koła sukcesu. Podobne koła sukcesu autorzy rozpoznają w wydarzeniach w kolonii Jamestown, zaczątku późniejszych Stanów Zjednoczonych, i w dwieście lat późniejszych początkach Australii. Swoje koła sukcesu miały też Japonia i Południowa Korea.

Ale istnieje drugie „koło”, czyli proces wzajemnych sprzężeń warunkujących i stabilizujących regres: błędne koło. Wyzyskujące instytucje gospodarcze z jednej strony powodują biedę, z drugiej zaś tym bardziej sprzyjają skupieniu władzy w rękach nielicznej elity na życie i śmierć związanej z wyzyskującymi instytucjami politycznymi. Jak daleko te elity mogą się posuwać? Bywa, że nie mają żadnych hamulców i kresem ich działań jest rozpad państwa, jak to stało się w Sierra Leone w latach 1990-tych.

Błędne koło nędzy, wyzysku i przemocy ze strony elity władzy ma potężnego strukturalnego przeciwnika. To kolejny element systemu pojęć Acemoğlu i Robinsona: żelazne prawo oligarchii. Co to jest? Elity zasiedziałe na wyzyskujących instytucjach politycznych i gospodarczych bywają – co dość często się zdarza – obalane; lub wymieniane w ramach reform, jak to się działo szeroko podczas dekolonizacji. Owo żelazne prawo oligarchii orzeka, że kiedy jedna elita zastępują drugą, to jednocześnie przechwytuje istniejące wyzyskujące instytucje obu rodzajów lub je szybko i chętnie odtwarza. Co więcej, wymiana elit często bywa okazję do tego, żeby tamte instytucje uczynić jeszcze bardziej opresywnymi. Autorzy nie skąpią przykładów. W wielu krajach Afryki na południe od Sahary dochód ludności po dekolonizacji obniżył się, często znacznie: właśnie w wyniku działania tego żelaznego prawa.

Włączające bądź wyzyskujące instytucje gospodarcze lub polityczne. Twórcza destrukcja. Dostateczna centralizacja. Dryf instytucji. Punkty zwrotne. Koło sukcesu. Błędne koło. Żelazne prawo oligarchii. – To chyba cała lista pojęć, jakimi posługują się Acemoğlu i Robinson. Książka ma jednak 500 stron i składa się głównie z egzemplifikacji działania tych pojęć i wskazywanych przez nie mechanizmów. Autorzy pokazują, od nowa i nowa, że tylko jakość instytucji decyduje o powodzeniu bądź upadku, błędzie i przegranej narodów; ang. słowo fail, użyte w tytule („Why Nations Fail: The Origins of Power, Prosperity, and Poverty”), znaczy wszystkie te rzeczy. Tej wygranej lub przegranej nie determinuje ani „rasa”, ani położenie geograficzne, ani strefa klimatyczna, ani religia, ani wiedza bądź ignorancja rządzących. Procesy, które odkrywają autorzy, obowiązują (jak twierdzą) co najmniej od rewolucji neolitycznej. W książce odbywamy fascynującą podróż przez kontynenty i stulecia; pokazana zostaje szeroka paleta wszelkich kolonializmów, tyranii i szachrajstw elit władzy. Oraz kilka punktów budzących nadzieję; prócz Anglii i azjatyckich tygrysów jest nim Botswana, o której autorzy opowiadają, jak kilku tamtejszych przywódców pod koniec XIX wieku odbyło podróż do Anglii, gdzie udało im się „załatwić” rodzaj samorządu dla swojego kraju. Tamta podróż procentuje do dzisiaj: Botswana pozostaje chyba jedynym „normalnym” państwem subsaharyjskiej Afryki, które uniknęło szaleństw watażków i rewolucjonistów, jest dobrze zarządzane i rozwija się pomyślnie.

Acemoğlu i Robinson a sprawa polska. Przydałby się jakiś zdolny uczeń obu autorów, który by ich metodę odniósł do Polski. Po lekturze nie wątpię, że winne naszej biedzie są wady instytucji, tak gospodarczych jak politycznych, które są nie dość włączające i za bardzo wyzyskujące. I pozwalają odtwarzać się elitom. Od lat mnie nieustannie dziwi, jak wytłumaczyć to, że mimo braku granic między Polską a krajami zachodniej lub starej Europy, nasz PKB per capita jest mniej więcej połowę mniejszy – i nie wyrównuje się. Co nas hamuje? Oczywiście, nie odpowiem: sprawa wymaga znacznie solidniejszych badań i dociekań, i to robionych przez zawodowców, nie przez jak ja amatora omnibusa. Pewne rzeczy jednak kolą w oczy. Pierwsza, to uporczywe formowanie się ekskluzywnej elity władzy, która usiłuje odgrodzić się od pozostałych, nie dopuścić dopływu świeżej krwi, podobnie jak brytyjskie władze kolonialne w Sierra Leone celowo, sztucznie i odgórnie ustanowiły w tamtym nieszczęśliwym kraju niebyłą tam wcześniej dziedziczną arystokrację. Zamknięcie się partii w formule partii wodzowskich sprawia, że coraz więcej osób „nie ma na kogo glosować”, więc nikt ich, ani ich interesów i poglądów w istniejącej demokracji nie reprezentuje. Partia wodzowska ma to do siebie, że przy zachowanych przedstawicielskich pozorach, wszystkie istotne decyzje zapadają w gronie wodza i jego kilku przybocznych, i służą względnie małej grupie tych, którzy mają jakiś rezonans z tamtymi. Obserwujemy jak u nas działa żelazne prawo oligarchii: odtworzono zarówno partyjną ekskluzywność, która dawniej była za komuny, „nomenklaturę” oraz specyficzny język czy „nowomowę”, wraz z systemem gestów służących temu, żeby odróżnić gorliwych swoich od wyklętych obcych i by zauważalnie składać hołdy obowiązującym wartościom – dawniej była to nowomowa marksistowska, teraz jest nią katolickie religianctwo. To wśród instytucji politycznych. W tych gospodarczych dla obniżenia inkluzywności (włączania) używana jest fiskalna bariera wejścia, czyli znane zjawisko, że zbyt skromny biznes w Polsce nie ruszy, a jeśli już nadludzkim staraniem właściciela i jego rodziny wystartuje, to najprawdopodobniej wkrótce padnie lub będzie ledwie wegetować z powodu nadmiernych podatków i ubezpieczeń. Drugim sposobem obniżania inkluzywności jest nierówność poszczególnych podmiotów; przeciwieństwo tego stanu autorzy nazywają „wyrównanym boiskiem”. Gdy „boisko” (dla gospodarczej gry) jest „wyrównane”, nie ma przywilejów. Dzisiaj w Polsce stanowczo tak nie jest. Autorzy zwracają też uwagę na to, czy jest zagwarantowane prawo własności: w Polsce nie jest, a to przez dowolność („uznaniowość”) z jaką urzędy interpretują i wciąż zmieniają przepisy podatkowe. Temat ten jest obszerny i na tym poskrobaniu go poprzestanę.

Acemoğlu i Robinson a antropocen. Tego słowa w książce nie ma, autorzy nie piszą też o globalnym ociepleniu, o wyczerpywaniu zasobów i niszczeniu ekosystemów. Jednak warto ich książkę dołączyć do zestawu idei zajmujących się antropocenem. Antropocen, czy raczej klęski i wyzwania antropocenu, mają wszelkie cechy punktu zwrotnego. Jak dowodzą autorzy, punktami zwrotnymi bywają zarówno zjawiska „przyjemne”, czyli otwarcia szans (jak odkrycie Ameryk i handel transoceaniczny, lub rewolucja przemysłowa), jak i zdecydowanie nieprzyjemne, ba, tragiczne, jak epidemia dżumy. Antropocen jest nieprzyjemny i podobnie jak dżuma w XIV wieku, zmusza do daleko idących przystosowawczych i dla wielu bolesnych przemian. Ale jak pokazują autorzy, te dostosowawcze przemiany wymuszone przez klęski mogą być – chociaż oczywiście wcale nie muszą! – początkiem pozytywnych przemian w przyszłości i nawet puszczać w ruch koła sukcesu. Nie jesteśmy skazani na same błędne koła, chociaż są one prawdopodobne, a ich „zaskoczenie” jest łatwiejsze niż tamtych dobroczynnych, bo jak zawsze łatwiejsze jest to, co destruktywne i co utrzymuje pewien układ w stanie suboptymalnym zamiast iść ku optimum.

Antropocen kusi i łudzi odrzuceniem wzrostu/rozwoju. Zamiast wzrostu, rozwoju – jakiś dewzrost i derozwój (degrowth). Skoro zaś derozwój jest produkowany przez wyzyskujące instytucje gospodarcze i polityczne, to – myśli się – trzeba w to iść. Pozwolić szaleć tyranom, drzeć stuprocentowe podatki z producentów i zakrywać odkrycia, skoro u początku nieszczęść widzi się prace nauki. Łagodniejszy wariant przywidywałby oddanie sterów nielicznym fachowcom, którzy lepiej wiedzą od ogółu, co dla niego jest dobre; wzory i precedensy wszak są, niech świat uczy się od Komunistycznej Partii Chin. Jednym lub drugim wysiłkiem może da się przyhamować przyczynę antropogenicznych nieszczęść, czyli wzrost dobrobytu i sprawczości ludzi. Czytanie Acemoğlu i Robinsona leczy z tych pokus i złudzeń. Nie ma alternatywy dla wolności. (Chociaż to słowo nie jest przez autorów eksponowane.) I jeśli coś nas uratuje, to ona.

Książka czytana: Daron Acemoğlu, James A. Robinson „Dlaczego narody przegrywają”. Wyd. Zysk i S-ka, 2014, oryginał 2012.
Nazwisko pierwszego z autorów pisane jest też w uproszczeniu: Acemoglu.
Link do sklepów...

Czytanie różnych książek i internetów, i uwagi o nich.

◀ Siła z-inąd. Zewnętrzne źródła siły. Głęboki umysł ◀ ► Stefana Chwina o radykalnym podziale. Alfeusze i omeganie ►


Komentarze

[foto]
1. ciekawy tematArkadiusz • 2018-12-28

Choć wydaje mi się, że instytucje nie są przyczyną bogactwa/biedy ale jednym z elementów w łańcuszku prowadzącym od wiary i sposobu myślenia społeczności do jej dzieł na płaszczyźnie społecznej i materialnej. Instytucje nie spadają z nieba, są tworzone z jakichś powodów i dla jakichś celów. Są one w wyniku czegoś, odpowiadają czemuś w duszach/umysłach ludzi. Nawet jak spadną dobre "instytucje włączające" w jakieś miejsce na Ziemi, to muszą one zostać tam przyjęte. Co jest przyczyną przyjęcia lub odrzucenia instytucji? Napisali o tym Autorzy? Tym sposobem dojdziemy do wniosku, że o bogactwie czy biedzie, w tym o stworzeniu instytucji sprzyjających jednemu lub drugiemu, decyduje stan świadomości społeczeństwa. Pamiętam, że był o tym rozdział w książce "Siła czy moc" D. Hawkinsa.
[foto]
2. cdArkadiusz • 2018-12-28

Tak na gorąco można wspomnieć o wpływie dominującego światopoglądu na danym terytorium, przykładowo czy będzie to protestantyzm uważający bogacenie się za oznakę miłości bożej (i wtedy w naturalny sposób powstanie etyka bogacenia się,  mechanizmy i instytucje sprzyjające temu) czy katolicyzm zalecający ubóstwo, niesprzyjający bogaceniu się, które wywołuje wewnętrzne poczucie winy i zewnętrze poczucie niechęci. Albo jakaś inna religia, według której życie doczesne miesza się z życiem duchowym i wtedy dobra świata materialnego nie są głównym celem. Albo liberalizm, czyli sprzyjanie wolności, która jak napisałeś Wojtku najbardziej sprzyja rozwojowi i bogaceniu się. Albo zatrucie duszy komunizmem sprowadzającym się w praktyce do równania w dół (nie licząc elity, która tworzy się w każdym systemie). Jeżeli społeczność uznaje bogacenie za dobro to stworzy ku temu instytucje. Jeśli bogacenie się jest ogólnie podejrzane to jest nieufność, ostracyzm, potrzeba kontroli i blokowania ludzkiej inwencji i energii. W następnym kroku powstaną instytucje, które na trwałe przyblokują ludzi.

Wracając do wolności, która ma nas uratować, to ja poproszę też o drugą stronę medalu, czyli odpowiedzialność. Tego też potrzebujemy, nie wiem czy nie bardziej w tej chwili.
3. to sobie załóżmy lepsze instytucjeJerzy Pomianowski • 2018-12-28

Raczej nie.
To nie jest tak, że państwa mogą sobie zainstalować dowolne świetne instytucje. Niech tylko  Sejm przegłosuje wprowadzenie u nas demokracji szwajcarskiej, albo lepiej systemu wyborczego obmyślonego kiedyś przez Wojciecha. Sprawa załatwiona, Unia sankcji nie ogłosi, Trump pochwali.
Państwa udane, to te które mogą same tworzyć prawa i instytucje. Jest takich niewiele. Państwa całkiem nieudane mogą tylko realizować cudze doktryny, gdyż własnej nie mają, i nie wolno im mieć.. Większość rządów stara się lawirować między realizacją cudzych doktryn a interesem obywateli, i jakoś PKB im trochę rośnie. Utrzymują w tym celu rodzimy handel, przemysł, narodowe  banki, zręcznie blokują firmy zagraniczne.
Polska jest natomiast tylko żerowiskiem dla instytucji zewnętrznych. Resztki firemek lokalnych są dobijane prawem podatkowym.


[foto]
4. Odzew w PolsceWojciech Jóźwiak • 2018-12-28

Książka Acemoglu i Robinsona liczy 7 lat, po polsku 4 lata. Odzew na nią u nas, właściwie, niewidoczny. Nie wiem czy była omawiana na jakichś seminariach na uczelniach. Nie zauważyłem, żeby nią się inspirowali publicyści. Może po prostu nie zauważyłem? W końcu to nie jest moja branża.
Bardzo by się przydali fachowcy idący tą drogą, naśladowcy Acemoglu. Jest pilnie potrzebna nauka o instytucjach, jakieś instytucjoznawstwo. Z umocowaniem na uniwersytetach. Syntetyczna nauka na pograniczu prawa, ekonomii, socjologii, historii,politologii.Produkująca praktyczne zalecenia dla polityków i ich wyborców.
5. Pare uwagMiluszka • 2018-12-30

Ponieważ książki nie czytałam nie bardzo mam materiał do dyskusji. Teraz wiec dokładam pare moich uwag. Wszędzie na świecie dzieje się tak, że założenie firmy jest obarczone wielkim ryzykiem i około 80 % z nich pada w pierwszym roku działalności. To jest spowodowane bardzo różnymi czynnikami, akurat chyba nie fiskalizmem państwa, tylko może złym pomysłem na biznes, dużą konkurencją itd itp. Ja natomiast jako praktyk w biznesie  widzę na bieżąco kiedy rośnie uznaniowość , a kiedy przepisy łagodnieją. No i nie powiem nic odkrywczego, teraz uznaniowość szaleje, łącznie z tym, że możliwość zwrócenia się o interpretacje indywidualną została mocno ograniczona, przede wszystkim ceną. Ja tylko bardzo się cieszę, że w moim urzędzie skarbowym pracownicy pracują jak kilka lat temu, nie zauważając dobrej zmiany. Przez   to życie jest zdecydowanie łatwiejsze.
[foto]
6. 80%Wojciech Jóźwiak • 2018-12-30

Miluszko, zgadzam się, że tak w Polsce jak i wszędzie w świecie założenie i utrzymanie własnej firmy jest ryzykowne i być może 80% padania nowych inicjatyw jest stałą światową.
Jednak coś musi być przeszkadzającego w naszych instytucjach, że wciąż dochody w Polsce są połową niemieckich i 1/3 irlandzkich, chociaż w Unii nie ma granic. Kilka przeszkód widać gołym okiem. Np. ZUS dla prowadzących działalność niezależny od dochodów czyli będący faktycznie podatkiem pogłównym. Fatalnie niski próg przychodu zwalniający od podatków, przez co podatki płaca osoby będące poniżej minimum socjalnego. Co jakiś czas ktoś w sieci lub gazetach zauważa, że mnóstwo ludzi, którzy u nas płacą wysokie podatki i składki, w W. Brytanii w ogóle byłoby poza zasięgiem urzędów skarbowych -- jako nieosiągający dochodów wartych opodatkowania. Oraz zaporowe opodatkowanie zatrudnienia.
Mali przedsiębiorcy i ich rodziny są w obecnej Polsce kimś jak dawniej chłopi pańszczyźniani: grupą bezlitośnie łupioną i zdzieraną, a przy tym (co walnie ułatwia rządowym zdziercom) niezorganizowaną, niesolidarną i ogólnie nieświadomą swoich interesów i niemająca jak swoich interesów wyrażać. Fatalną rolę gra tutaj K.Kat., który uporczywie wikła tych ludzi w swoje mentalne gierki, pokazuje nie te problemy, które są prawdziwe, każe "gonić nie tych złodziei". Ogłupia. Prawicowe partie tak samo.
Znalazłem ciekawy artykuł-wywiad: Praca w Polsce jest obciążona 64-proc. daniną. To jest wewnętrzny kolonializm. Wywiadowany ekspert najpierw długo mówi sensownie, nawet bardzo. Potem skręca na kościół i wylewa się z niego "katogłupo".
7. Często się powtarzanugitoraz • 2018-12-30

że Polska jest państwem teoretycznym. Może politologicznie nie jest to prawda bo powtarzamy też, że Ukraina to państwo upadłe ale ja widzę w tym sens. Obcokrajowiec turysta, który przyjedzie do nas nie dostrzeże nieprawidłowości. Ludzie nie strajkują, nie ma destabilizacji kraju, kloszardów właściwie nie ma, nie ma przestępczości ani masowych samobójstw. Towary luksusowe w galeriach, w restauracjach ruch, benzopirenu nie widać. Podobno 70% Polaków nie ma żadnych oszczędności a miarą zamożności nie jest dochód miesięczny tylko stan posiadania. Grozi nam katastrofa emerytalna. ZUS zaciąga kredyty na bieżące świadczenia. Jakie są perspektywy na przyszłość? Lubię powiedzenie ’Licz na najlepsze a przygotuj się na najgorsze’ ale obecnie to nie jest sensowne. Ludzie pracują wiążąc koniec z końcem w tym rozumieniu mamy harować za dwóch co najmniej i liczyć, że starość będzie piękna.    (Bo przypomne jak pracujesz jak wół to znaczy, że nie masz życia) Przykre jest to, że Polacy w dużej mierze stali się mentalnymi niewolnikami i uznali, że ich zależność od partiokracji gdzie są im nakazane warunki egzystencji jest stanem normalnym. Nawet nie sprzeciwiamy się władzy, której nie znosimy.
8. taki los zarządu koloniiJerzy Pomianowski • 2018-12-30

Z kogoś podatki ściągać trzeba. Skoro nie wolno z zagranicznych firm handlowych, takiegoż przemysłu i banków, pozostaje dojenie z pensji krajowców zatrudnionych przeważnie w obcym handlu i w montowniach. Przecież poza VAT em i ZuSem, nieszczęsne państwo polskie nie ma prawie żadnych innych dochodów. Ma jakieś częściowe udziały w spółkach, i nic więcej. W tej sytuacji doi firmy polskie i "lud pracujący", jako jedyne źródła nad którymi panuje.
9. niski próg podatkowyMiluszka • 2019-01-02

Masz rację Wojtku, że u nas podatki ( niby procentowo niskie, co często podkreślają nasi decydenci) zaczynają się od zupełnie idiotycznej kwoty przychodu. Odkąd prowadzę taką właśnie łupioną małą firmę, czyli od dwudziestu paru  lat kwota ta praktycznie pozostaje niezmieniona . Ja jeszcze bym chciała, żeby reguły gry były jasne, a nie, żeby zmiany mnie zaskakiwały co roku, a czasem i w trakcie, jak np to było w roku zeszłym, kiedy ogłoszono rozmaite zmiany podatkowe , już w trakcie ogłaszania wiadomo było, że trzeba się z nich będzie wycofac, co ostatecznie zrobiono po pół roku . No a teraz państwo może w dowolnym momencie zdecydować,że zajmie mi firmę nie czekajac na wyrok sądu.
[foto]
10. No właśnie: brak stałych reguł = brak ochrony własności => brak dobrobytuWojciech Jóźwiak • 2019-01-02

Acemoglu i Robinson zwracają uwagę, że koniecznym warunkiem dobroci instytucji gospodarczych (a może politycznych?) jest gwarancja własności przez państwo. Nie ma poszanowania własności, nie ma dobrobytu ani tym bardziej jego poprawy.
Jako negatywny przykład podają praktykę Habsburgów jako królów Hiszpanii (a wraz z nią Meksyku, Filipin, Peru, Niderlandów czyli połowy świata), którzy regularnie co parę lat odmawiali płacenia długów. Które mieli w prywatnych bankach, przez co tamte doprowadzali do upadku. Czyli rabowali banki. Nie trzeba dodawać, że do upadku doprowadzili również Hiszpanię i jej kolonie.
Praktyki Państwa Polskiego są łudząco podobne.
[foto]
11. Tutaj użyję cytatu...Mirosław Czylek • 2019-01-02

Tutaj użyję cytatu z tekstu: "Ostrzegają też myślicieli Zachodu przed łapaniem się na chiński haczyk: że jest możliwy trwały wzrost gospodarki i dobrobyt bez wolności i demokracji, tj. właściwie, bez politycznych instytucji włączających, których przecież w Chinach nie ma"
I przewrotnie spytam, czy nie jest trochę tak, jak w innym tekście, który znalazłem. Cytuję poniżej:
---
"Chcąc streścić pańską myśl, można by powiedzieć, że wszystko jest fikcją – nawet liberalizm… Fikcje same w sobie nie są niczym złym. Opanowaliśmy świat dzięki naszej zdolności do tworzenia fikcji i dawania im wiary. Wszystko zależy od tego, co potrafimy z tym zrobić. Zasady gry w piłkę nożną to czysta fikcja. Jeśli ktoś jest chuliganem i po przegranym meczu pójdzie się bić z innymi kibicami, to nie jest fajne. Ale jeśli jako kibic po prostu cieszy się grą, to jest cudowne! Liberalizm jest zatem bardzo dobrą opowiastką. Zachęcił nas do przestrzegania wolności słowa i do samorealizacji, do poszukiwania rzekomo autentycznego własnego ja. Źródło autorytetu przesunięto z niebiańskich bóstw na rzeczywiste osoby z krwi i kości. Ale to wciąż tylko bajeczka!"
---
źródło cytatu: https://www.forumdwutygodnik.pl/artykuly/1775916,1,wiedza-o-nas-wszystko--ostrzega-yuval-noah-harari.read?src=mt&fbclid=IwAR0CnME_Y6r-ryWk06gicakeQZmKE95HFyPbdw9uCx1UB8a3ul-Y9afptNY
12. na czym polega socjalizm?Jerzy Pomianowski • 2019-01-02

Lud jest bogaty tam gdzie koszt pracy jest wysoki, a podatki niskie (tzw. kapitalizm), zaś biedny tam gdzie rząd walczy o niskie koszty pracy i ustanawia wysokie podatki (tzw. socjalizm). Nie mylić socjalizmu z socjalem. Dobry socjal podwyższa koszt pracy, i jest przywilejem krajów budujących socjalizm poza swoimi granicami, po to by tanio ściągać żywność, półprodukty, surowce i  tanio wyszkoloną siłę roboczą przyzwyczajoną do małych wymagań.
[foto]
13. Przez inwersjęWojciech Jóźwiak • 2019-01-02

Domyślam się, że cytat z wypowiedzi Harariego jest argumentem przeciw wolności. Bo skoro liberalizm (synonim wolności) to jeszcze jedna "taka sobie bajeczka", to i wolność jest fikcją, więc czymś, czym ktoś może dowolnie manipulować. Proponuję w tym miejscu zastosować logiczna inwersję. Czy brak wolności, odrzucenie wolności, nie-dbanie o wolność może przyczynić się do tego, by "nas uratować"?
[foto]
14. A może bajeczka...Mirosław Czylek • 2019-01-03

A może bajeczka "wolności" walczy z bajeczką "determinizmu" i obydwie punktują się, jak w boksie? Coś jak mitologia od pucybuta do milionera, która zderza się z faktycznymi możliwościami takich pucybutów? 
Tak samo może powstał mit "liberalizmu gospodarczego", w którym z jednej strony wewnątrz państw uznawanych za silne, z mocną demokracją, setki lat w cieniu pozostają demony, np: antyekologiczność, "porządki" w państwach, które posiadają dobra materialne (np iracka ropa), militaryzm. 
Bo przecież nikt nie ma szans dowieść, że USA byłyby w tym miejscu gospodarczej dominacji (lub chociaż współdominacji), w którym są, gdyby pozostały konsekwentnie przy polityce izolacjonizmu podczas I i II wojny światowej. Kolonie Wlk Brytanii, które jakoś mi się z wolnością nie kojarzą (to podobna "wolność" jak ta, którą przywleczono podczas konkwisty Ameryk), również stanowią o sukcesie gospodarczo - politycznym i potędze tego kraju.
Pojęcie bajeczki o liberalizmie jako bajeczki może się zatem bronić, gdybyśmy mówili wyłącznie o jasnych stronach i pozytywnych wartościach (np prawa człowieka, demokracja, wolność gospodarcza, ekologizm, itd), a odrzucili negatywne wartości (podboje, sankcje, wpływanie na siły polityczne państw, które mają surowce lub z którymi funkcjonuje korzystny handel, niekoniecznie dobry dla nich).
c.d.
[foto]
15. Ja tam widzę...Mirosław Czylek • 2019-01-03

Ja tam widzę zderzenie liberalizmu, bądź co bądź, bardzo ostre zderzenie liberalizmu z tym, co się dzieje, patrząc całościowo na świat. Globalnie idzie on do przodu, a technologia sprawiła, że większość widzi, że żyje się lepiej. Ale ja tego sukcesu nie odczytuję we wspaniałych systemach politycznych, tylko w postępie technologicznym, postępie naukowym, większej wydajności, handlu i globalizacji. A polityka? A ona idzie i dostosowuje się do tego, co się dzieje wokół.
Niestety, jestem pesymistą i postrzegam polityków jak dzieci we mgle. Oni są od reagowania, nie od wizjonerstwa. Wałęsa nie zauważył, że Solidarność nie walczy o solidarność. A dziedzice tego ruchu, których jeszcze trochę pozostało we władzach, śmieje się z idei wolnej niedzieli, podczas gdy pkt 21 postulatów NSZZ Solidarność brzmiał: Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie czterobrygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy. Również Merkel trochę przeholowała z uchodźcami, uruchamiając prawicowe siły, które ją zrzucają z tronu i radykalizują ogólnie w całej Europie ruchy polityczne. Albo Lincoln - nie wiedział, że zniesienie niewolnictwa to krok do wojny secesyjnej.
W polityce i tzw. wartościach demokratycznych rzadko uczestniczy wolność. Prawdopodobnie odbywa się to kosztem dojrzewania do coraz nowszych umów społecznych. Ale po drodze zdarzają się tragedie typu wojny światowe, bomba nuklearna, czy ostatnio wielka migracja, uruchomiona przez "dawanie wolności" narodom północnoafrykańskim. To nie była wizja, ani zapotrzebowanie na wolność. Politycy po prostu bardziej są zajęci tworzeniem bajek, niż spoglądaniem na zagrożenia, jakie te bajki mogą otwierać.
[foto]
16. reaktywność politykiArkadiusz • 2019-01-03

"Niestety, jestem pesymistą i postrzegam polityków jak dzieci we mgle. Oni są od reagowania, nie od wizjonerstwa. " - zgadzam się z tym w stu procentach, to również moja myśl ;-)  Więcej, uważam, że cała ludzkość jest jedynie reaktywna, próbujemy po fakcie, po dokonanych zmianach globalnych racjonalizować i ubierać w idee to, co się wokół odbywa, z tym, że politycy są na samym końcu tego procesu - jedni myślą, że zablokują te zmiany, drudzy chcą jak najdalej na nich zajechać.M.in. artykuły o astrohistorii, także te Tarace, pokazują te zmiany globalne, które odbywają się w jakby nieprzypadkowo, w rytmie ruchu planet pokoleniowych. To, i nie tylko to oczywiście, może pokazywać, że wolność nie jest do końca rzeczywista.
[foto]
17. Wolność wielka i małaWojciech Jóźwiak • 2019-01-03

Pompatycznie kończąc swoją recenzję -- "Nie ma alternatywy dla wolności. ... I jeśli coś nas uratuje, to ona" -- miałem na myśli wolność całkiem małą i skromną. Wolność która polega na tym, że nie będziesz zniewolony. Nie będzie ci ktoś czegoś nakazywał lub zakazywał pod groźbą-karą.
Tymczasem, Panowie Komentatorzy (mam na myśli głównie pp. Arkadiusza i Mirosława Czylka) zaczęliście używać słowa wolność w innym sensie: jakiejś wolności wielkiej, totalnej, rozumianej jako zupełny brak uwarunkowań. Nie przeczę, że akty wolności tej wielkiej-totalnej zdarzają się, jednak są one dostępne być może tylko nielicznym oświeconym lub szaleńcom. Ale ekonomia nie dotyczy ani szaleńców ani oświeconych (Acemoglu i Robinson piszą o ekonomii - pamiętajmy), ale zwykłych ludzi. Dla nich (czyli dla nas) ważna jest tamta mała wolność, czyli brak wykluczenia, zakazów, opresji i naruszeń.
W polityce i ekonomii w czasach antropocenu też, nadal, nieustannie, będzie konieczna ta mała wolność. I nawet jeśli nie polega ona na totalnym braku uwarunkowań, to musimy ją cenić. A nawet -- zakończę pompatycznie -- niekiedy cenić wyżej niż własne życie.

[foto]
18. Polska mapa bogactwa i biedyArkadiusz • 2019-01-12

Jest tu:
https://www.money.pl/pieniadze/w-polsce-rosnie-przepasc-miedzy-biednymi-i-bogatymi-linia-podzialu-idzie-wzdluz-rzeki-6337740508600449a.html

Widać różnice w bogactwie między częścią kraju na zachód i na wschód od Wisły. Te same instytucje, zauważalne różnice w poziomie bogactwa. Czyli, tak jak napisałem w komentarzach 1 i 2 przyczyna bogactwa tkwi głębiej niż w instytucjach. Choć nie da się ukryć, że prędzej czy później te dwie części Polski, gdyby mogły, stworzyłyby swoje instytucje jeszcze bardziej pogłębiające różnice, co można wywnioskować z niemal identycznych map preferencji wyborczych - Polska zachodnia stworzyłaby bardziej liberalny system gospodarczy, Polska wschodnia - bardziej oparty o redystrybucję i społeczną naukę Kościoła. 

Różnica jednak nie jest jakaś duża, obie Polski są i tak biedne w porównaniu z Zachodem.
19. Przepaść rośnie między...Mieczy.slowa • 2019-01-12

Przepaść rośnie między biednymi a bogatymi też na zachodzie, bo lata dobrobytu mają oni już dawno za sobą. Ze współczesnym niewolnictwem i pogłębiającą się nędzą próbują coś zrobić chyba tylko Węgrzy i Francja, no ale o nich się mówi, że to pewnie niewykształcone nieroby, którym się pracować nie chce.
20. Co nierównowagi...JSC • 2019-01-12

to pamiętajmy, że dysprorcje między Warszawą, a Ścianą Wschodnią należą do największych w całej UE.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)