13 sierpnia 2016

Hanna Najbar

Ad Trudne słowo: feminizm Justyny Karolak
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Kobiece a męskie

Dawno nie zdarzyło mi się czytać tyle razy tego samego artykułu, nie mówiąc o potrzebie polemiki. Proszę wybaczyć egocentryczną okupację forum.
Po kolejnym powrocie do tekstu - za który bardzo Justynie dziękuję - pozwolę sobie odnieść się do tekstu wprost, bo chyba wreszcie zaczynam sobie porządkować, co mnie w nim zainspirowało i co wywołuje potrzebę dyskusji.

Humanizm zamiast feminizmu - tak. To jest to, co pisałam w komentarzach o potrzebie docenienia przede wszystkim naszego człowieczeństwa i tego, że naprawdę nie różnimy się w istocie, a w sposobie realizacji potrzeb. I że granica tego sposobu wcale nie przebiega sztywno po granicy płci, to raczej krzywe Gaussa.

Feminizm - tak wielki worek, jak pisze Aleksandra, nawet w Polsce trudno sprowadzić do jednolitych poglądów. Jak go definiować na potrzeby naszej dyskusji i czy będzie taka potrzeba rozmowy o konkretnych nurtach - nie wiem.

Jeśli zawęzimy feminizm do walki o równość społeczną kobiet, uważam, że w praktyce mamy w Polsce nadal ogrom pracy przed sobą. Ogrom pracy wynikający z wyrównania tego, co specyficzne biologicznie dla kobiet - macierzyństwo i tego, co kulturowo przypisane - opieka nad bliskimi. Tak jak pisałam, chętnie i dyskretnie pozostawiamy te obciążenia - zresztą - czy w przypadku macierzyństwa jest sens walczyć z naturą? No nie ma. Więc rzeczywiście praktycznie uszanujmy to i nie gnębmy za nie kobiet. Dajmy im społecznie szansę funkcjonować jak ludzie, jeśli wybiorą rolę matki. Nie przerzucajmy ciężaru ich macierzyństwa na pracodawców, dajmy przestrzeń publiczną, dajmy możliwość odpoczynku od tej roli i możliwość funkcjonowania w innych równolegle. To jest duża pozycja w budżecie, ale wydaje mi się, że sensowniej wykroić na to pieniądze niż na 500+, bo to inwestycja, a nie pieniądze na konsumpcję.

Z powyższego wynika, że humanizm - jak rozumiem z artykułu Justyny - tak, cudnie, to jest najzdrowsza wizja, ale nie przykrywajmy kołderką tego, że nadal daleko nam - OK, już nie do równouprawnienia - do równych możliwości życiowych.

Kult kobiecości w Polsce? Wąskiego wycinka kobiecości - z wykluczeniem właśnie człowieczeństwa kobiety. Raczej kult macierzyństwa - rozumianego jako matczyna opieka. To nie Maria, a Matka Boska, taka idealna matka, bezwarunkowo kochająca.

Nie wiem, czy rola zarządcy rodzinnym budżetem jest bardziej "prestiżowa" od roli współtwórcy tego budżetu. Mimo wszystko dla mnie to czarna robota, jak z ograniczonych środków zapewnić potrzeby i jak dołożyć dodatkowy wysiłek w postaci domowej pracy, żeby wystarczyło ;). Czyli facet łaskawie daje, ile może, a ty się kobieto nagimnastykuj ;).

Opieka nad dziećmi, z zasady zasądzana kobietom przy sprawach rozwodowych, to dla mnie żywy przykład patriarchalnych tradycji, a nie feminizmu. Jednak.

Przemoc w rodzinie - OK, patologia, oczywiste. Nie zapominajmy o przemocy psychicznej i że kobiety, owszem, rzadko mają szansę w fizycznym starciu z mężczyzną, ale mistrzowsko potrafią stosować przemoc psychiczną. Agresję mamy tak samo jak mężczyźni, potrzebę władzy i kontroli też, tylko inne jej wyrazy. W ogóle uważam, że mówiąc o kobiecości, zapominamy, że mamy tyle samo ciemnej strony, co mężczyźni. Gloryfikujemy siebie, zamiast uczciwie oceniać, co jest miarą ludzkiej dojrzałości. Kobiet alkoholiczek jest też wiele, coraz więcej, od kiedy rozluźniły się normy społeczne.

Zgadzam się z tym, że nie w naśladowaniu mężczyzn sens feminizmu, ale we wprowadzeniu i poszanowaniu specyficznego dla kobiet wyrazu potrzeb i interpretacji rzeczywistości. Dla mnie to nie są kobiece wartości, kobiece cechy - cechy i potrzeby ludzkie, ale rys nieco inny niż męski - znów rozumiany nie jako sztywna granica, a krzywa. Np. potrzeba współdziałania - nie tylko konkurencja, ale uwaga położona na wspólny interes. Potrzeba samorealizacji - nie tylko do zewnątrz, ale i do wewnątrz. Stosunek do świata - nie tylko zawłaszczający i konsumpcyjny, ale też zaopiekowujący się. To naprawdę wzbogaca nas wszystkich. Dostrzeżenie i uszanowanie "męskich" wyrazów naszych osobowości i "kobiecych" w mężczyznach, tym bardziej, że często w tych samych obszarach płynnie zmieniamy ich wyraz i fajnie widzieć, że to robimy i że to dopiero jest nasza pełnia.

Ekspansja "kobiecości" na pewno dokonała się na tyle, że zdecydowanie łatwiej żyje się kobietom w naszej kulturze. I dokonała się zapewne też dlatego, że mężczyźni zaczęli doceniać, co dla nich to robi. I dobrze. Rozwijajmy to świadomie i dążmy do "humanizmu" :).

Oddanie a kruchość, łagodność, delikatność. Dla mnie zdecydowanie nie można postawić tutaj znaku równości. Narzuca się on podstępnie, bo oddanie to moment bezbronności, ale to nie to samo. Autentyczna, z wnętrza, a nie wychowania, wynikająca kruchość, łagodność, subtelność nie jest - moim zdaniem - aż tak definiująca kobiety. Pojawia się jako ich wyraz w tym zaopiekowującym się stosunku do świata, więc częściej mamy do niej dostęp i przyzwolenie. Dlatego zapewne stała się atrakcyjną sztuczką uwodzącą - znów rozróżniam to, co wynika ze środka i jest OK, od sprytnie przyjmowanej pozy. Warto się nad sobą pochylić i odróżnić szczerze, co w danym momencie robimy. Tak dla siebie samych, dla naszego człowieczeństwa.

Oddanie wymaga wielkich zasobów, jeśli chcemy szanować siebie. Musimy mieć z czego dawać, żeby się nie wypalić w tym oddawaniu. A to wymaga siły i umiejętności ładowania własnych akumulatorów w taki sposób, w jaki jest dla nas najlepszy, czyli w realizowaniu autentycznych i dobrze zdefiniowanych potrzeb. Czyli znów najpierw muszę być człowiekiem, żeby realizować bezpiecznie moją kobiecość.

Wydaje mi się, że naprawdę często o tym zapominamy, że ta realizacja kobiecości staje się takim priorytetem, że ciężar ładowania akumulatora przerzucamy na mężczyznę w związku. I robi się groźnie, bo odcinamy się od własnej siły. Pojawia się nie ta autentyczna łagodność i czułość, tylko kruchość wynikająca z zaniechania troski o siebie, z zapominania o tym, że siła jest w nas, że odpowiedzialność jest w nas. Pojawia się frustracja, bo mężczyzna nie potrafi odgadnąć, co jest dla nas ważne albo nie potrafi zaspokoić potrzeb. Znane? Definiowane jako niezrozumienie kobiet przez mężczyzn?

Dla mnie największą wartością, jaką niosą ruchy feministyczne, jest właśnie uświadamianie naszej siły i wartości niezależności, które dają nam szansę rozwoju tego człowieczeństwa w zdrowy sposób, bez uzależnienia od mężczyzn. I to naprawdę nie oznacza odrzucenia związków, rodzin, macierzyństwa, kobiecości. To raczej dorosłe podejście do siebie, przejęcie odpowiedzialności za własną osobę. Jak pisałam, to najzdrowiej pozwala rozwinąć własną kobiecość, naszą autentyczną, różną jednostkowo, nie sprowadzającą się do przyjęcia jakiegoś wzorca, do uwodzenia dla zdobycia zaspokajacza potrzeb. A miesza nam się to, chyba warto przyznać uczciwie. Fajnie mieć ciastko w postaci możliwości i kogoś, kto ma się za nas napracować. Fajnie jedną nogą korzystać z dobrych zmian, a drugą z wygody starych rozwiązań. Wygodnie wymagać, żeby facet był "nowoczesny", ale jednocześnie się nami zaopiekował, najlepiej odgadując, czego chcemy. Fajnie żądać, żeby mężczyźni odkrywali swoje kobiece aspekty, żeby nas zrozumieć, a potem negować tego "nowego" faceta za jego niemęskość.

Zawirowanie zrobiło się o tyle przykre, że mężczyźni rzeczywiście, jak pisze Justyna, rzadko kiedy mają swoje zdrowe sposoby i umiejętności zatroszczenia się o siebie i swoją siłę. Jej pozór latami czerpali z tego, że swoją siłę odcinały kobiety. Taka średnio zdrowa symbioza. I czujemy się naprawdę zagubieni w tworzeniu partnerstwa. Kultura narzuca skorupki tego, co jest kobiece, co męskie, takie popłuczyny post patriarchalne i boimy się przyznać, że dla nas, osobiście, męskie i atrakcyjne jest to i to, kobiece to i to, i niekoniecznie przystaje to do wzorca - i co na to powie nasze otoczenie? Że mamy babochłopa w domu albo fajtłapę? albo odwrotnie, że wybraliśmy staromodnego samca i kurę domową? Że jest brzydka jak noc, bo nie zapuściła loków, albo nieatrakcyjny, bo ma brzuszek i nudne hobby?

To, co atrakcyjne w takim sensie erotycznym, bo jednak tak odbieram ten kobiecy uśmiech i zakładanie loka za ucho, to rzecz naprawdę względna i teraz ja czuję się, jakby mi ktoś coś narzucał ;). Moje czterdziestoletnie doświadczenie mówi mi, że porównywalna ilość mężczyzn uważa mnie za atrakcyjną, co nieatrakcyjną. Kobiecą i niekobiecą. I tak zapewne jest z większością nas, jak i z naszym odbiorem mężczyzn. Atrakcyjność seksualna to nie jest coś, co można uwzorcować - znowu zapewne krzywa Gaussa.


Komentarze

1. Hanno,NN#6661 • 2016-08-13

odnajduję się w wielu Twoich refleksjach, ale jedno mi zazgrzytało. Zdanie: "Ogrom pracy wynikający z wyrównania tego, co specyficzne biologicznie dla kobiet - macierzyństwo i tego, co kulturowo przypisane - opieka nad bliskimi.", zwłaszcza w kontekście tezy o tym, że najpierw humanizm, a potem płeć.Ograniczanie różnic między kobietami a mężczyznami do aspektu macierzyństwa leży - moim zdaniem - niedaleko od modelu kulturowego Matki Polski. Na najgłębszym poziomie, owszem, jesteśmy tacy sami, ale na poziomie biologicznym różnimy się nie tylko tym aspektem. Macierzyństwo (noszenie w sobie życia w pełnej symbiozie, gdy dwa organizmy stanowią jeden, co w naturalny sposób rozwija inny sposób przeżywania relacji) nie jest jedynym i może nawet nie najważniejszym, choć społecznie niewątpliwie najbardziej widocznym czynnikiem odróżniającym kobietę od mężczyzny. Macierzyństwo jest jednym z aspektów, bo kobiety mają inną gospodarkę hormonalną i to znacząco wpływa na ich sposób funkcjonowania również w innych obszarach. Mężczyźni mają względnie stały poziom hormonów, kobiety - cykliczny, co sprawia, że muszą nie tylko zintegrować wpływy czynników zewnętrznych, ale też wewnętrznych (częściowo niwelują to tabletki antykoncepcyjne, ale czy z korzyścią dla kobiet, to inna sprawa). W różnych fazach cyklu mamy różną gotowość do działania. Wykpiwana "niestałość emocjonalna" kobiet nie jest wadą lecz emocjonalno-społeczną konsekwencją różnic biologicznych. I złoszczę się, gdy ten aspekt się omija, zagłusza, pomniejsza. Kolejnym aspektem jest seksualność, która biologicznie jest odmienna od seksualności męskiej, co wypływa chociażby z różnic anatomicznych: bezpośrednio, anatomicznie przekłada się to u kobiet na możliwość przeżywania zarówno orgazmów łechtaczkowych, jak pochwowych, że o innych nie wspomnę. A za biologią idą inne aspekty: intelektualne, emocjonalne, społeczne i duchowe. Biologicznie jest między nami znacznie więcej różnic niż macierzyństwo i warto o tym pamiętać. Humanizm postrzegany jako "wszyscy jesteśmy równi" - zdecydowanie tak, ale z uszanowaniem i pielęgnowaniem różnic, bo to one sprawiają, że jesteśmy dla siebie atrakcyjni. I pod warunkiem, że zaakceptujemy ten fakt i zaczniemy się wzajemnie poznawać, a nie walczyć ze sobą. Poznawać i zachwycać, a nie uniformizować.
2. @anetaboryczkoNN#4142 • 2016-08-13

Aneto, wydaje mi się, że to, na co zwróciłaś uwagę, to pewien mój skrót, tak mi się wydaje. Odnosiłam się głównie do tekstu Justyny i do moich rozbuchanych komentarzy pod nim. Ten fragment o społecznej roli celowo ograniczyłam do macierzyństwa i głównej moim zdaniem kulturowo narzuconej roli opiekunki, bo strzelałam wprost do tego cytatu:

>>Drodzy Państwo, czasy, w jakich od kobiety oczekiwało się usłużności względem mężczyzny i poświęcenia dla męża i dziecka w zamknięciu domowego ogniska, z pominięciem jej udziałów w wyzwaniach i sukcesach zawodowych – minęły, na dobre minęły wiele, wiele lat temu.<<

Oczywiście we własnym tekście tego nie sprecyzowałam :(

I tak, przyznaję Ci rację, mocno poszłam torem podkreślania tego, co wspólne. Może takie miejsce w życiu, może mniej wagi sama do różnic przykładam, bo nie tyle się zastanawiam czy wynikają z mojego bycia kobietą, co bardziej biorę za osobnicze. Przy czym mam świadomość wszystkiego, o czym piszesz. Ergo dzięki za uwagę, może nieświadomie uciekam trochę od własnej kobiecości, w sensie przypatrywania się temu, co w środku mam, jako konsekwencji bycia kobietą  :)

Poza tym świadomie starałam się nie definiować kobiecości, bo miałam wrażenie, że w tekście Justyny ta definicja albo była bardzo ogólna, albo zamykała się w tym, co ja postrzegałam jako osobisty wzorzec kobiecej atrakcyjności. Przyjęłam założenie, że nie tyle chcę się skupić na tym, czym kobiecość jest, co polemizować z Autorką o rzeczywistym stanie równouprawnienia (a raczej równych możliwości) plus mój osobisty komentarz do tego, co dla mnie cennego z feminizmu. O humanizmie z poszanowaniem różnic wydaje mi się piszę, ale bez wątpienia dyskretniej niż o reszcie.
3. Hanno,NN#6661 • 2016-08-13

mam daleko idące obawy, że większość nie-porozumień w tych trzech tekstach i komentarzach pod nimi bierze się właśnie ze skrótów, z desygnatów znaczeń a raczej różnych treści, jakie nakładamy na słowa (zwłaszcza emocjonalnych).Całkiem niewykluczone, że jest nam wszystkim bliżej do siebie niż nam się wydaje, a tym, co nas rozdziela są jedynie słowa i ich ROZUMIENIE oraz idące za tym reakcje emocjonalne...
PS. "Rozbuchane komentarze" - fajne. Też mi się to przyplątało ;)
4. @anetaboryczkoNN#4142 • 2016-08-13

Podejmijmy wyzwanie i precyzujmy ;) też sądzę, że jest bliżej Twojego wspólnego mianownika, niż się wydaje :) niemniej byłabym Ci wdzięczna, gdybyś przybliżyła, co masz na myśli pisząc o nim ;)
5. Hanna,NN#6661 • 2016-08-13

odpowiedziałam już pod tekstem Justyny Karolak :) 

Generalnie tym wspólnym mianownikiem jest dla nas dobro kobiet. Bo to jest aż takie proste ;)
Nieco inaczej jednak postrzegamy rzeczywistość i zarazem widzimy drogi wiodące do tego celu. I to jest jak najbardziej ok. Nasze postrzeganie jest efektem naszych doświadczeń, to cząstki prawdy. Wszystkie. Tyle, że aby do tego celu dotrzeć, trzeba się usłyszeć i zobaczyć. Wyjść z generalizacji (tak wygląda świat i taka jest kobieta) i przejść na "specjalizację" - ja jestem dobra w tym, i w tym mogę pomóc kobietom i światu. Ty jesteś dobra w tym, więc Ty ... Uznać równorzędność tych perspektyw i dróg, uszanować się nawzajem i współpracować ze sobą.

Wtedy mamy szansę :)
6. Dziękuję za cenny artykułNN#9495 • 2016-08-14

Pani Hanno,

bardzo mi miło, że mój artykuł zainspirował Panią do napisania własnego artykułu i do podjęcia polemiki - oznacza to, że udało mi się zawrzeć w swoim tekście wątki warte dyskusji, co mnie ogromnie raduje. Bo dyskusja, bo dialog - to cenna rzecz; dla mnie: niewyobrażalnie cenna.

Cieszę się, że zgadza się Pani ze mną odnośnie do humanizmu - iż jest to "izm" szlachetniejszy czy pełniejszy od feminizmu, a w każdym razie godny żywej uwagi i przemyśleń. Co prawda i humanizm nie jest wartością jednolitą, wyraźnie sprecyzowaną - jego kształt także zmieniał się przez wieki. Ciekawi mnie więc, jaki kształt winien przyjąć on współcześnie? Jakie postulaty winien głosić, aby przynieść jak najwięcej wartości dodatnich, służących człowieczeństwu? Jak - dzisiaj - powinniśmy rozumieć humanizm, aby uczyniać świat lepszym od tego zastanego?... Zastanawiają mnie mocno te kwestie - wciąż zadaję pytania, jeszcze nie dotarłam do wykrystalizowanych czy satysfakcjonujących mnie odpowiedzi; może Pani bądź inni dyskutanci wniosą do tego tematu swoje ciekawe przemyślenia... Ja swego czasu napisałam o humanizmie ten artykuł:  http://tosterpandory.pl/?p=2764

Pani Hanno, po przeczytaniu Pani artykułu odniosłam wrażenie, że w wielu punktach nasze osobne przemyślenia są sobie bliskie, pokrewne, w innych zaś punktach na pewno się różnią, odbiegając od siebie. Mnie jednak bardzo spodobał się Pani wyważony ton narracji i umysł otwarty na dyskutowanie.

"Zawirowanie zrobiło się o tyle przykre, że mężczyźni rzeczywiście, jak pisze Justyna, rzadko kiedy mają swoje zdrowe sposoby i umiejętności zatroszczenia się o siebie i swoją siłę". Zwrócił moją uwagę ten fragment, bo nigdzie nie napisałam, że uważam, że "mężczyźni rzadko kiedy mają swoje zdrowe sposoby i umiejętności zatroszczenia się o siebie i swoją siłę". Raczej napisałam o tym, że uważam, że współczesne kobiety w Polsce mają więcej wzorców kobiecych do dyspozycji, aniżeli wzorców męskich do dyspozycji mają mężczyźni - jeśli wyraziłam się nie dość ściśle, przepraszam. Tu jednak pragnę wyjaśnić, że ani przez chwilę nie miałam na myśli tego, że mężczyźni nie potrafią, nie chcą czy nie mogą troszczyć się o siebie i swoją siłę - to są Pani przemyślenia.

"To, co atrakcyjne w takim sensie erotycznym, bo jednak tak odbieram ten kobiecy uśmiech i zakładanie loka za ucho, to rzecz naprawdę względna i teraz ja czuję się, jakby mi ktoś coś narzucał" - ten fragment również zwrócił moją uwagę. Bo w swoim artykule napisałam co innego - napisałam o pięknie kobiety, w dodatku ujęłam to piękno dość "poetycko" czy "literacko" i zupełnie nie miałam na myśli, powiedzmy, seksualnych walorów kobiecości. Czy to skrót myślowy z Pani strony, graniczący z odruchem - czy to kulturowy narzut zadziałał w tym przypadku? Bo czy chwaląc urodę, wdzięk, uśmiech, "czarowność" kobiety na pewno muszę mieć na względzie nawiązania do erotyki? Ja - nie sądzę.

W jednym fragmencie - zgubiłam się. Nawiązała Pani do pani Aleksandry - czy przeoczyłam jakiś artykuł na łamach Taraki; o kim mowa? Będę wdzięczna za wskazówkę.

Pozdrawiam serdecznie.
7. Dziękuję za podjęcie dyskusji :) @Justyna KarolakNN#4142 • 2016-08-15

Bardzo mi miło, że zechciała Pani podjąć dyskusję :) Pozwolę sobie najpierw odnieść się w punktach, krótko, do dwóch zagadnień.

>>Raczej napisałam o tym, że uważam, że współczesne kobiety w Polsce mają więcej wzorców kobiecych do dyspozycji, aniżeli wzorców męskich do dyspozycji mają mężczyźni - jeśli wyraziłam się nie dość ściśle, przepraszam<<
Proszę nie przepraszać - wniosek, jaki wysnułam z  z Pani słów, jak najbardziej mógł być nadinterpretacją - i jak Pani pisze, był. Pozostańmy w takim razie przy tym, że nie była to Pani teza, tylko moja. Z Panią się jak najbardziej zgadzam, sama idę dalej.

>>Bo w swoim artykule napisałam co innego - napisałam o pięknie kobiety, w dodatku ujęłam to piękno dość "poetycko" czy "literacko" i zupełnie nie miałam na myśli, powiedzmy, seksualnych walorów kobiecości.<<
Uderzyło mnie w Pani sformułowaniu ścisłe doprecyzowanie tego kobiecego uroku. Może po prostu nie wyłapałam w tym zabiegu literackiego, przyjęłam dosłownie - co więcej, jako popularny kanon; stąd kolejne skojarzenie, że związany z seksualnością (długie włosy, skinienie dłoni, uśmiech - proszę wybaczyć nieścisłości, cytuję z pamięci). Dlatego wyraziłam swój sprzeciw  przeciwko ścisłemu definiowaniu uroku kobiecego - dla mnie może on być równie dobrze "zadziornością chłopczycy", "drapieżnym seksapilem", "matczynym bezpieczeństwem" - cokolwiek komukolwiek się podoba. Miałam wrażenie, że po prostu napisała Pani, czym dla Pani taki urok jest, w takiej formie, jakby była to definicja uroku kobiecego w ogóle. Uroda - rzecz względna i Bogu dzięki nie dla każdego kluczowa, uśmiech - pewnie znajdą się miłośnicy tragicznych romantyczek, czarowność - zapewne i szorstkie babki mają swoich wielbicieli ;)

Pani Aleksandra - nawiązałam do komentarza pod Pani tekstem, w którym była prośba o zdefiniowanie, jaki nurt ma Pani na myśli krytykując feminizm.
8. Dziękuję za podjęcie dyskusji :) cd. @Justyna KarolakNN#4142 • 2016-08-15

Ten "humanizm", chociaż go jeszcze nie sprecyzowałyśmy, wydaje się bardzo kuszącą ideą nie tylko dla nas. Może nadinterpretowuję, ale zbieżne tęsknoty wyczytałam i w innych komentarzach pod Pani tekstem. Między nami różnica jest chyba tylko ta, że ja wciąż widzę jak kuleje - ok, nie równouprawnienie stricte, ale wyrównanie szans między kobietami a mężczyznami, przynajmniej w kilku obszarach, o których piszę. Tak jak nie zgadzam się z przykładami, które Pani podaje jako triumf feminizmu. Pozostawienie dziecka przy matce przy sprawach rozwodowych jest dla mnie pokłosiem myślenia, że ojciec zupełnie - z natury - nie poradzi sobie z zatroszczeniem się o nie, co więcej, pewnie takie biedactwo zostanie wydane na pastwę jakiejś złej macochy, no bo przecież nie ojciec...
Maria jest bardzo ciekawym przykładem, który IMHO mógłby być bardzo inspirujący w rozmowach o feminizmie. W dobie historycznego patriarchatu, Gabriel zwraca się do niej, nie do jej ojca czy męża. Z historii ewangelicznych domyślamy się, że sama, autonomicznie podjęła decyzję o przyłączeniu się do uczniów Jezusa. Ale to nie Marię uwielbia Kościół, a Matkę Boską, której kobiecość (przyjmijmy takie uproszczenie) ogranicza się tylko do roli opiekunki, obdarowującej, ratującej. Jakby aż tak z czasem zaczęła zgrzytać pierwotna pozycja kobiet w chrześcijaństwie... Czyli mogło być dla kobiecości ciekawie, ale patriarchalizm przyciął, co go uwierało ;)
Chętnie sięgnę do Pani artykułu o humanizmie :)
PS. Dla mnie "Pocałunek" Klimta jest porażająco bolesny. Miłości nie spełnionej nie życzyłabym nikomu, jak wielka by nie była. Abstrahując od stojącej za nim historii, widzę w nim jednak dominację nad kobietą, która się, owszem, tej dominacji dobrowolnie oddaje, ale nie jest to pozycja siły - mocno przegięta głowa, ręce na szyi to dla mnie raczej symbol bezgranicznego oddania nawet za cenę utraty życia. Piękny, ale jest w nim dla mnie bardziej Eros i Tanatos niż czuła miłość.
9. Rozmowy dalszy ciągNN#9495 • 2016-08-15

Pani Hanno,

w nawiązaniu do wątku kobiecej powierzchowności – ależ zgadzam się z Panią, że uroda (piękno) to pojęcie względne, co zresztą bardzo mnie cieszy, bo przecież świat pełen miejsca na wiele różnych kanonów, jest ciekawszy. Dodam, że w swoim artykule nie zamierzyłam wcale w sposób jednoznaczny definiować kobiecego piękna – myślę, że gdyby towarzyszyły mi tego typu intencje, nie mogłabym być malarką, a lubię nią być :).

Co do pani Aleksandry – dziękuję za wyjaśnienie; w komentarzach pod swoim artykułem starałam się odnieść do poruszonych kwestii, zgodnie z torem, jakim pobiegła dyskusja.

„Nie zgadzam się z przykładami, które Pani podaje jako triumf feminizmu. Pozostawienie dziecka przy matce przy sprawach rozwodowych jest dla mnie pokłosiem myślenia, że ojciec zupełnie - z natury - nie poradzi sobie z zatroszczeniem się o nie”. Ma Pani rację – jednak myślę, że właśnie w dwójnasób można na tę sytuację ojców spojrzeć. Z jednej strony jest tak, jak Pani napisała, z drugiej strony – nawet jeśli to automatyczne przypisywanie roli lepszego (bardziej naturalnego, sprawniejszego) rodzica kobietom faktycznie jest pokłosiem patriarchatu, to jednak wiele razy spotkałam się z nieustępliwym, pełnym pogardy odnoszeniem do mężczyzny na tym polu (czyli odnoszeniem się do mężczyzny jako gorszego rodzica). Chyba więc nie ma kluczowego znaczenia, czy umówimy się tu bardziej na „spadkobierstwo patriarchatu”, czy na „tryumf feminizmu” – wniosek będzie ten sam: szanse nie są „równe”, to znaczy sprawiedliwe. Co w gruncie rzeczy, wydaje mi się, znów skieruje nasze wspólne myślenie w stronę humanizmu – i dobrze :).

Dziękuję, że podzieliła się Pani swoim odbiorem obrazu Klimta – i znów, uważam, wiele prawdy pobrzmiewa w Pani słowach. Wydaje mi się jednak, że warto wspomnieć i o tym, że choć Emily żyła w czasach, gdzie kobiety uznawano raczej za ozdoby męskiego świata, ciche zjawiska estetyczne, od jakich oczekiwało się swoistej usłużności, a która to Emily nie uległa presji społecznej i rodzinnej wyjścia za mąż za innego (nie Klimta) mężczyznę, który „zapewniłby jej godziwe, bezpieczne życie”, i która wybrała niezależne, a także nietypowe jak na owe czasy i poprzez to społecznie nieakceptowalne, życie singielki, świadczy o tym, że kobiecość to coś znacznie szerszego, głębszego niż np. społeczne normy, niż sfery materialne, niż zewnętrzne narzuty kulturowe etc. Kobiecość to specyficzna niezłomność...

PS Wątek Matki Boskiej tym razem pomijam - w swoim artykule chciałam jedynie wspomnieć o tym silnym wzorcu, jakkolwiek teraz nie chcę go ze swej strony rozwijać (myślę, że mógłby wyjść z tego niestety cały elaborat, a w tej dyskusji jest wciąż tyle ciekawych wątków zasługujących na rozwinięcie :)). 

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)