24 sierpnia 2015
Maciej Szymczak
Amorgos - wyspa ludzi szczęśliwych
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Amorgos to pod wieloma względami wyspa niezwykła. Ten niewielki, górzysty skrawek lądu tworzy wraz z innymi wysepkami osobliwy archipelag, zwany Małymi Cykladami.
Amorgos to pod wieloma względami wyspa niezwykła. Ten niewielki, górzysty skrawek lądu tworzy - wraz z innymi wysepkami - osobliwy archipelag zwany Małymi Cykladami. W odróżnieniu od innych wysp rozsianych na błękitnych wodach morza egejskiego, panuje tu błoga cisza i spokój. Nawet w szczycie sezonu turystów jest tu niewielu. Pierwsi przybysze zaczęli tu docierać w latach 90., po tym jak obraz Luca Bessona: „Wielki Błękit” odkrył na nowo dla świata wyspę. Infrastruktura turystyczna rozwinęła się tutaj stosunkowo niedawno i na szczęście nie wpłynęła na tradycyjny styl życia wyspiarzy. Wielu z nich nadal zajmuje się hodowlą kóz lub rybołówstwem. W górzystym interiorze nietrudno natknąć się na pasterza prowadzącego swoje stado na pastwisko.
Wyspiarze to dość specyficzni ludzie. Są oni podobni do krainy, którą zamieszkują. Przyjaźni i pomocni, ale jednocześnie zamknięci i skryci. Niełatwo zdobyć ich zaufanie; pomimo życzliwego usposobienia nie pozwalają przybyszowi przekroczyć pewnej granicy. To czyni ich społeczność tajemniczą i intrygującą. Amorgos zamieszkuje zaledwie 1800 osób i wszystkie one są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Ci, którym się powiodło, bardziej przedsiębiorcze jednostki, wspomagają pozostałych, dając pracę i możliwość zarobku. W sektorze turystycznym pracują w większości rdzenni mieszkańcy. W odróżnieniu od innych wysp młodzi ludzie nie wyjeżdżają, nie uciekają do miast, tylko zostają w swojej małej ojczyźnie, zapuszczając korzenie.
Amorgos jest wyspą pełną życia, a dowód na to znajdziemy choćby w portowym miasteczku Aegiali. Gwar małych dzieci ożywia jego wąskie uliczki, a śmiech i zabawa unosi się w powietrzu, nadając portowemu nabrzeżu rodzinnego, lokalnego charakteru. Miło popatrzeć jak malcy biegają pomiędzy nielicznymi turystami, rzucając w siebie balonami wypełnionymi wodą. Panuje tutaj przyjemna, luźna atmosfera - taka sąsiedzka, koleżeńska, zupełnie inna od tej panującej w kurortach na całym świecie. Podobny, aczkolwiek bardziej senny klimat, panuje w górskiej wiosce Tholaria. Warto się tu wybrać, zwłaszcza na początku lipca. W tym czasie odbywa się tutaj barwny festyn religijny - to doskonała okazja, aby przyjrzeć się bliżej życiu mieszkańców. Do Tholarii można dojść atrakcyjnym szlakiem pieszym, mającym swój początek w Aegiali. Malowniczy trakt początkowo prowadzi przez gaj oliwny, który daje zbawczy cień w duszną, letnią pogodę. Z czasem robi się coraz bardziej stromo, droga pnie się do góry, wyciskając pot z czoła. Na zboczach skał rosną potężne kaktusy, agawy, dzikie polne kwiaty oraz zioła, również anyż, z którego grecy wyrabiają aromatyczne Ouzo. W połowie szlaku można przystanąć, odpocząć w cieniu i zanurzyć spieczoną południowym słońcem twarz w orzeźwiającym źródełku, dostępnym dla spragnionych turystów. Wokół unosi się silny aromat anyżu, woda jest przesiąknięta jego wonią, wokół roztacza się przyjemny zapach tymianku. Po ożywczym łyku krystalicznie czystej cieczy, można ruszać dalej. Na końcu traktu wyrasta rząd małych biało-niebieskich domków i górująca ponad nimi błękitna kopuła monastyru. Miasteczko usadowione jest na stromym zboczu, rozciąga się stąd fantastyczny widok na poszarpane, klifowe wybrzeże i zatokę Aegiali, przypominającą z tej wysokości norweski fiord. W Tholarii mają swój początek inne ciekawe szlaki, które prowadzą do trudno dostępnych zatoczek z kryształowo czystą wodą bądź ruin minojskich osiedli i twierdz. Z uwagi na trudne warunki pogodowe (latem jest tu naprawdę gorąco!), ekspozycje te poleca się wiosną i jesienią, zwłaszcza mniej wytrawnym piechurom. Sama Tholaria jest interesującym miasteczkiem i warto poświęcić parę chwil na jej zwiedzenie. Panuje tu niepowtarzalny klimat, zwłaszcza podczas lokalnych świąt. Można podziwiać pięknie przystrojone ulice, kierując się na główny plac miasteczka, w którego samym sercu stoi zabytkowa świątynia. W środku monastyru trwa nabożeństwo, wschodni mistycyzm przeplata się z chórem gregoriańskim. Na zewnątrz typowy gwar i zniecierpliwienie charakterystyczne dla świeckiej społeczności. Na odświętnie przystrojonym placu, gromadzą się wszystkie pokolenia. Obok tradycyjnie na czarno ubranych staruszek stoją młode dziewczyny w krótkich spódniczkach, ukazujących całą długość nóg. Ostre makijaże i odsłonięte dekolty uświadamiają, że dziewczęta te nie różnią się niczym od swoich rówieśniczek w lądowej Europie. Starsi mężczyźni w kaszkietach na głowie stoją ramię w ramię z wyżelowanymi młodzieńcami. Po celebracji mszy, zakończonej przez charyzmatycznego popa, miejscowi zaczynają ucztować. Na plac wychodzą kucharze i ich pomocnicy, powoli przynoszą kosze z miejscowymi smakołykami. Chętni mogą skosztować słodkich miodowo-sezamowych ciasteczek, owocowych galaretek, chrupkiego, wypiekanego w piecu chleba lub napić się lokalnej ziołowej wódki: Raki.
Główne danie wieczoru zostaje podane w osobnej sali, każdy może tam usiąść i przy akompaniamencie ludowej muzyki rozkoszować swoje podniebienie tradycyjnymi specjałami. Pyszna koźlina w ostrym ziołowym sosie smakuje wybornie, tym lepiej, iż posiłek ten dostępny jest całkowicie za darmo. Wyspiarze zachęcając do dokładki, uśmiechają się szczerze. Atmosfera biesiady sprzyja do rozmowy, możemy poznać historię mieszkańców tej fascynującej wyspy. Jak to wszędzie na świecie bywa - alkohol rozwiązuje języki; miło jest posłuchać ludzi, którzy otwierając przed nami serce, opowiadają o zamierzchłych czasach. Jeden z seniorów zdradza rąbek tajemnicy, snując wspomnienia o ich intrygującej przeszłości. Nowoczesność, jaką dzisiaj znamy, dotarła tutaj stosunkowo późno; dopiero w latach 80. wkradła się tutaj cywilizacja wraz ze swymi technologicznymi udogodnieniami. Rząd wybudował drogi i doprowadził do sennych wiosek elektryczność. Rozpoczęła się nowa era w życiu wyspiarzy. Mężczyzna w podeszłym wieku z łezką w oku wspomina swoje dziecięce lata. W latach 60. ludzie żyli tu jeszcze tradycyjnie: samochód był pojazdem znanym jedynie ze zdjęć, niczym latający talerz rodem z filmów science fiction. Osiołek był jedynym dostępnym środkiem transportu. Wyspiarze nie znając pokus świata zewnętrznego, całe dnie spędzali na łowieniu ryb bądź nurkowaniu, ich rzeczywistość była w istocie idyllą, zapomnianym światem szczęśliwości, bez trosk i zmartwień współczesnego świata. Od tamtego czasu na wyspie aż tak radykalnie się nie zmieniło, osiołek nadal stanowi tutaj środek komunikacji. Wieczór mija szybko, czas wracać do apartamentu, aby śnić o zamierzchłych, tajemniczych czasach.
Choć Amorgos wydaje się stosunkowo niewielką wyspą, 38 km długości, to po jego krętych, wydrążonych w skałach drogach można jeździć godzinami. Serpentyny pną się ostro w górę tuż nad przepaścią, ponad szmaragdową taflą wody. Od podziwiania pięknych widoków można dostać zawrotu głowy. Zdecydowanie warto wypożyczyć samochód i zwiedzić tę piękną krainę.
Główną atrakcję wyspy stanowi klasztor Hozoviotissa o ponad tysiącletniej historii. Według miejscowej legendy morze wyrzuciło na plażę cudowną ikonę z Matką Boską. Przejęci tym wydarzeniem wyspiarze postanowili ufundować na skale, wznoszącej się pionowo ponad plażą, klasztor w którym wizerunek Madonny znalazłby schronienie. Na przyjezdnych klasztor robi ogromne wrażenie, bo z pewnością jest to jeden z najciekawszych zabytków wyspiarskiej Grecji. Spoglądając z dołu na wiszący na klifie biały punkt, mamy wrażenie jakbyśmy żywcem zostali przeniesieni do świata fantazji. W pełnym słońcu czysta biel ścian kontrastuję z błękitnym niebem i ciemnym kolorem skał. Wspinaczka z parkingu trwa około pół godziny; mamy do pokonania wcale niemałą ilość wysokich stopni, pnących się stromo pod górę.
Trud wycieczki rekompensują wspaniałe widoki na poszarpane, urwiste wybrzeże i oszałamiający kolor Morza Egejskiego. Dla turystów wydzielona jest niewielka część do zwiedzania, [tu:] między innymi kapliczka z cudownym obrazem. W środku obowiązuje odpowiedni ubiór oraz zakaz robienia zdjęć. Na zmęczonych wspinaczką śmiałków oczekuje w pokoju gościnnym duchowny. Całe pomieszczenie udekorowane jest portretami poszczególnym przeorów klasztoru. Na stole stoją szklane miski wypełnione owocowymi galaretkami, szklanki z wodą no i …. ziołowe raki, a jakże. Zakonnik pozostaje do dyspozycji odwiedzających, uprzejmie odpowiadając na ich pytania. Jak się okazuje, ów pop jest postacią znaną i szanowaną na wyspie. Widziałem go wcześniej na uroczystości w górskiej wiosce Tholara, widziałem go później w Katapoli, dyskutującego z miejscowymi rybakami. Zachowaniem swym przywodzi na myśl szeryfa, stróża porządku, który troskliwie dogląda spraw swoich współobywateli. Brodaty olbrzym, na którego plecy opada gruba kita mleczno-białych włosów, sięgających niemal do pasa, wyglądem bardziej przypomina świętego Mikołaja niż duchownego. Wokół jego postaci roztacza się przyjemna aura, z pewnością więc każdy wędrowiec odwiedzający ten niezwykły klasztor, odnajdzie chwilę spokoju i zadumy. Schodząc w dół, na parking samochodowy, warto odwiedzić pobliską plażę: Agia Anna. Romantyczna zatoczka z super czystą wodą doskonale nadaje się do nurkowania. Kto lubi podwodną faunę, może podziwiać ławicę kolorowych rybek, bądź zapolować na ośmiornice ukryte w morskich zagłębieniach. Nad plażą góruje skała, a na niej mały skalisty kościółek w tradycyjnych biało–niebieskich kolorach.
Owych uroczych miniaturowych kapliczek znajduje się na wyspie bardzo wiele i to najczęściej w niedostępnych miejscach: na stokach gór, przy przepaściach, rzadziej w pobliżu ludzkich zabudowań. Trafna okazała się moja intuicja - wszystkie te zbudowane z kamienia i poświęcone budynki są prywatne. Każda znaczna i pobożna rodzina na wyspie funduje sobie taką kapliczkę.
Godną zwiedzenia jest stolica wyspy zwana po prostu Chora. W przeciwieństwie do innych tego typu miejsc na Cykladach, tutejsza wydaje się mało turystyczna. Białe wapienne uliczki śpią za dnia spokojnie, można kręcić się w tym błękitno-białym labiryncie godzinami i nie spotkać żywej duszy.
Tylko główna uliczka handlowa odżywa, goszcząc turystów. Ponad uroczymi domkami górują pozostałości weneckiego zamku oraz ruiny kamiennych wiatraków, malowniczo ulokowane ponad miastem.
Z pewnością warto również udać się na pewną słynną plażę, by obejrzeć wrak statku, który rozbił się w tej okolicy prawie cztery dekady temu. Aby tam trafić - trzeba z drogi wypatrywać wizerunku statku. Gdy zobaczymy w dole słabo widoczny przełamany kadłub, musimy schodzić na oślep, wypatrując co rusz pojawiającej się, co rusz znikającej sylwetki statku.
Zejście nie jest łatwe, bo kolczasty wąwóz z olbrzymimi głazami z pewnością nie ułatwia nam drogi. Warto pokonać te parędziesiąt minut drogi, aby spojrzeć na malowniczy wrak tuż przy brzegu wzburzonego morza. Niestety, plaża na której on się znajduje, jest bardzo zanieczyszczona, co trochę odbiera uroku miejscu. Na Amorgos znajdziemy jeszcze parę świetnych plaż, zadowoleni będą przede wszystkim amatorzy nurkowania. Ten kolor wody… Zapiera dech w piersiach.
Dlaczego warto tu przyjechać? Wystarczy spojrzeć na otaczające zatokę Aegiali góry, wziąć głęboki oddech, delektując się kojącym zapachem tymianku i oregano. Zanurzyć się w ciepłym Morzu Egejskim, poddając się czystemu błogiemu relaksowi. Czy to nie wystarczy za odpowiedź?
Komentarze
Dziękuję ślicznie :)Kamila
Dziękuję :)
izagg@poczta.onet.pl
Oczywiście kraje wielomilionowe nie bardzo są w stanie zamykać się, poza pojedynczymi regionami.
https://amorgos-levrossos.com
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.