zdjęcie Autora

06 sierpnia 2017

Katarzyna Urbanowicz

Serial: W brzuchu pływającego supermarketu
Amsterdamska dzielnica rozrywek
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Podróże i regiony

◀ Amsterdam z pokładu wycieczkowego statku ◀ ►

Słyszałam o niej od wczesnej młodości. Kiedy byłam panienką, miał to być dowodny przykład na dekadencję Zachodu, gdzie w oknach, zamiast normalnych kobiet, w wolnych chwilach przyglądających się zza doniczek pelargonii światu – jeśli już wypełniły swoje domowe obowiązki: posprzątały, ugotowały, wyprawiły mężów do pracy, a dzieci do szkoły – tkwiły mocno wymalowane damulki w skąpym odzieniu, a co gorsza, rozbierały się na oczach przechodniów, zachęcając ich w ten sposób do wiadomo czego, za pieniądze oczywiście. W podtekście wyczuwało się dodatkową naganę, że ich klienci nie mieli co robić z pieniędzmi, co oczywiście nie groziło nam, mieszkańcom dążącego do komunizmu i powszechnego dobrobytu, kraju.

Wstydliwie przyznawano, że u nas, w najlepszym ze światów istnieje prostytucja, ale bierze się ona z braku uświadomienia i wykształcenia kobiet albo z perwersji niektórych z nich. W ten sposób Amsterdam urósł do rangi pewnego symbolu, na równi z instytucją japońskich gejszy, przy czym te ostatnie, grając, śpiewając, recytując poezję i parząc na wymyślne sposoby herbatę, zajmowały się raczej kulturalną rozrywką mężczyzn, niż wiadomo czym, pełniąc rolę pośrednią pomiędzy sekretarką a kaowcem.

Dziś już panie w dzielnicy rozkoszy nie rozbierają się w oknach i witrynach, chociaż kilka z nich dostrzegłam. Siedziały spokojnie, skąpo, ale ubrane, odwrócone do publiczności plecami i bokiem, zapewne nudząc się. Podobno prowokujące zachowanie wykluczają przepisy prawa i nakładane grzywny.

Te sprawy z upływem lat przestały być dla mnie jakąś tajemnicą, o której słucha się lub czyta z wypiekami na twarzy, a przy okazji odarte zostały z resztek romantyzmu, które ich legendzie towarzyszył. Przeżyłam więc chwile zdziwienia, kiedy świat amsterdamskiej dzielnicy okazał się światem wesołym, roześmianym, przyjaznym, pozbawionym polskiego zadęcia i agresji, towarzyszącej rodakom, gdy postanawiają się rozerwać. Ci, napiwszy się, rzucają k...mi do upadu, który zazwyczaj następuje nad ranem. Coś wiem o tym, bowiem takie weekendy w moim bloku nie są rzadkością. Tak jakby pijąc i spółkując, Polak musiał przezwyciężyć poczucie grzechu, agresywnymi zachowaniami wobec całego świata.

W Amsterdamie tłumy młodych i starszych przechadzają się w dobrym nastroju i nawet ci, którzy nadużyli marychy, czy alkoholu i zataczają się od krańca do krańca wąskich, śródmiejskich uliczek, są pogodni i przyjacielscy. Wielu z nich prowadzi ze sobą dzieci, bądź wiezie je w wózkach, nie odczuwając z tego powodu moralnego dyskomfortu. Podobne zachowania zresztą obserwowałam na statku wycieczkowym wzdłuż brzegu Norwegii, gdzie widok tatusia lub mamusi z dzieckiem w wózku, czy nosidełku w nocnym barze, na drinku, nie był czymś nadzwyczajnym. Tylko w Polsce, na ekranie TVN 24 piętnujemy babcię, opiekującą się wnuczkiem, która w osiedlowym spożywczaku zakupiła i niosła ulicą w prześwitującej siatce sześć piw. Pamiętam to doskonale, bowiem zostałam wówczas na weekend sama z wnuczkiem (rodzina pojechała na jakieś wesele) i obejrzawszy ów program, z przykrością zrezygnowałam z wieczornego piwa, które rodzina zostawiła mi w lodówce. Wszak wnuczek mógł w nocy wypaść ze swojego łóżeczka i babcia tłumaczyłaby się przed policją i prokuratorem ze swego 0,5 promila. A ja, jako wychowanka PRL, żywię głęboki respekt przed służbami (co nie przeszkadza mi kontestować ich działania teoretycznie).

Z przykrością muszę zauważyć, że towarzyszące mi osoby, równie jak ja ongiś, respektujące wychowanie w czasach PRL, nie zechciało babci umożliwić wizyty w coffe shopie i pierwszej w życiu próby zapalenia marihuany, bądź spożycia ciasteczka dla babć i dziadków. W Polsce, ponieważ nigdy tego nie próbowałam, boję się zacząć bez asysty doświadczonych osób. Zrobiłam jednak spory postęp, już rozpoznaję zapach zioła. Wydaje mi się bardzo miły i wyobrażam sobie (jako byłej palacze papierosów), że prawdziwemu szczęściu musi podobny zapach towarzyszyć.

Teraz czas na łyżkę dziegciu w beczce miodu. Następnego ranka, podczas deszczowego oczekiwania na samochód, który trzeba było przeprowadzić z parkingu ( w Amsterdamie podobno parkowanie jest udręką) w hotelowej kawiarni pod parasolami, na uczęszczanym deptaku, ukradziono, a właściwie porwano mi chodzik, który koleżanka pożyczyła specjalnie na czas mojego pobytu w Holandii. Ktoś po prostu podbiegł i zabrał go, nie przejmując się babcią, nawet ezoteryczną. Jak złośliwie opowiadają moi znajomi, babcia niewystarczająco intensywnie goniła rabusia i z powodu karygodnego braku znajomości holenderskiego, nie umiała wyartykułować ichniego łapaj złodzieja, czym okazała się znakomitym przykładem syndromu ofiary. Brak przewidywania, w postaci nie przykucia łańcuszkiem chodzika do przegubu dłoni, zaowocował zażenowaniem i problemami (wszak chodzik był wart coś tam w euro, i całkiem chyba niemało, skoro za poduszkę z gąbki podobną do takiej na krzesła, tyle że do wózka inwalidzkiego, kupionego po drodze w kriggloopie, zażyczono sobie aż 25 euro). Już drżę na myśl o tym czasie, kiedy przyjdzie się rozliczyć w złotówkach z mojej niefrasobliwości!.

I świat nie wydawał mi się już tak przyjazny, jak na początku. Prawdopodobnie komuś brakowało tej codziennej szczęśliwości, pozornie dostępnej bez ograniczeń i postanowił temu zaradzić na swój sposób. Co nie oznacza oczywiście, że istnieje miejsce, gdzie okazja nie czyni drapieżnika, chociażby przez chwilę naiwnym ofiarom mogło wydawać się inaczej... Tak czy inaczej, nasze złudzenia upośledzają naszą praktyczność, a Bóg mi świadkiem, że im ktoś starszy, tym bardziej potrzebuje dziesięciu par oczu dookoła głowy oraz łańcuszków i kłódek, choćby otoczenie twierdziło, że przesadzają z nieufnością. Żywiąc w latach młodzieńczych piękne złudzenia co do dzieci-kwiatów i ideałów nimi kierujących, na starość muszę także je rewidować, oglądając pewnego marszałka w sejmowych ławach. Aż zechce się westchnąć: co to z tych idei na starość pozostało!

A poniżej plon doświadczeń i widoków z inwalidzkiego wózka na uliczkach rozrywkowego Amsterdamu — galeria zdjęć zakończona wizerunkiem utraconego chodzika, na pamiątkę utraty złudzeń o przyjaznym świecie.

Tytułem wyjaśnienia muszę zaznaczyć, że na fotografiach najważniejsze są napisy, pokazujące mijane miejsca. Także wyjaśniam, że widoczna na jednym ze zdjęć ażurowa, metalowa budowla, to publiczna siusialnia, skąd widoczne są nogi i głowa delikwenta, posiadająca  otwór odpływowy w chodniku. Jest ich sporo w dzielnicy, niestety, dla kobiet są nieprzydatne. Trochę przypomina mi wynalazki z byłego ZSRR, gdzie publiczne toalety, także w luksusowych na tamtą miarę hotelach (armatura, nóżki do wanien, płaskorzeźby ozdobne, pozłacane w Odessie), zawsze miały podobne do wejść w westernowych saloonach uchylane niewielkie dwuskrzydłowe drzwiczki, odsłaniające nogi i głowę. Mówiono nam wówczas, że to po to, by ludzie zachowywali się kulturalnie, co gwarantować miał nadzór kolektywów. Niekulturalne zachowania miały polegać także na niedozwolonej wymianie dewiz i rubli oraz zakupie złota. Jakie motywy kierowały holenderskimi władzami?



Pozostaje mi tylko przeprosić za złą jakość zdjęć, ale robiłam je z wózka inwalidzkiego, prowadzonego przez kogoś po bruku, co powodowało wstrząsy i brak możliwości ustawienia aparatu w dogodnej pozycji do fotografowania.

K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek K. Urbanowicz, Amsterdamska dzielnica rozrywek

◀ Amsterdam z pokładu wycieczkowego statku ◀ ►


Komentarze

1. pedagogika wstyduJerzy Pomianowski • 2017-08-07

Ludzie należący do wyższej cywilizacji zachodniej nawet jeśli ćpają, piją, kradną, uprawiają publicznie sex czy inne czynności fizjologiczne typu rzyganie do fontanny, robią to z wdziękiem, humorem, a przede wszystkim z całkowitym brakiem poczucia winy. Nie to co ciemne katole. Jeszcze do tego ta ich duma narodowa płynąca z bycia Norwegiem, Holendrem, Anglikiem.
[foto]
2. WspomnieniaInqbus • 2017-08-07

Muszę przyznać, że wizyta w opisywanym miejscu była dla mnie rozczarowaniem. Miałem okazję być kilka razy i o ile Amsterdam (dwadzieścia lat temu) wydał mi się miastem idealnym, to dzielnica rozkoszy zrobiła na mnie takie mniej więcej wrażenie jak Disneyland - sztuczne i podszyte jakimś nieokreślonym smutkiem miejsce gdzie drogo sprzedaje sie tanie wrażenia.
W Sylwestra kolejki arabów do pokoików za czerwonymi kotarami przywodziły na myśl raczej jakiegoś cyrulika, czy innego felczera który ma uwolnić stojących od cierpienia, niż przybytek rozkoszy. 
A z seks szopu mnie wyrzucili. Tak! Zostałem zdyskryminowany w seks szopie! Żartowałem głośno z komiksów homoerotycznych co było obrazą lokalnych świętości, przyszedł sex shoper, wyglądający jak gnom z dobranocki przebrany w strój sado maso i mrucząc coś wypchnął nas za drzwi. Nie ujęła się za nami żadna organizacja broniąca dyskryminowanych, na pocieszenie jacyś czarni zaoferowali nam tylko prochy na ulicy : )
[foto]
3. Wasze komentarzeKatarzyna Urbanowicz • 2017-08-07

Wasze komentarze są dla mnie niesłychanie ważne. Z okoliczności wynika iż mój ogląd dzielnicy rozkoszy w Amsterdamie był powierzchowny, ale zawsze lepiej taki niż żaden. W dodatku wychowanie w PRL (podobnie jak obecnie dzieci w Korei Północnej) odciska w człowieku niezatarty ślad. Jestem bardzo wdzięczna za Wasze uwagi bowiem pozwalają mi urealnić oglądany obraz. Dziękuję za wnikliwe spostrzeżenia!
[foto]
4. >są pogodni i przyjacielscyInqbus • 2017-08-07

Pod tym względem chyba niewiele się zmieniło, mam na myśli native Holendrów. Włóczyłem się samowtór z dziewczyną po nocach, nie zawsze na trzeźwo, w miejscach najróżniejszych i nigdy żadnego poczucia zagrożenia czy agresji ze strony kogoś. Miła obsługa w sklepach i restauracjach, miks ras i narodów, wtedy jeszcze z przewagą miejscowych, ale żadnych problemów. Fajnie było i miło że jeszcze coś z tego zostało.
[foto]
5. Moje wspomnienie z Hagi z wizyty w kosciele Santo Daime i kwestia muzulman :-)Artur Olczykowski • 2017-08-07

2013 rok, kwiecien, 6 rano. Jestem w Hadze. Wczesna wiosna, zimno, lekki przymrozek. Moj autokar jest kilka godzin przed czasem. Wiedzialem, ze bede musial poczekac 2-3 godziny zanim bede mogl zameldowac sie w swoim hotelu, ale teraz wychodzi na to, ze to bedzie az 6 godzin. Zaczynam rozmowe z jedynym czlowiekiem na przystanku autobusowym. Gadka szmatka o pracy, pogodzie, o tym co mnie sprowadza do Hagi. Gdy moj rozmowca dowiaduje sie, ze czekam az bede mogl zameldowac sie w hotelu zaprasza mnie do siebie, zebym mogl sie ogrzac i wziac prysznic po podrozy....Naprawde? Przez mysl przebiega mi nieskromna mysl, ze moze mu sie spodobalem. Strach. Jak tu sie wywinac nie obrazajac go. Kiedy wspomina jednak, ze za kilka godzin wroci jego zona, oddycham z ulga i przyjmuje zaproszenie. Jedziemy autobusem do odalonego kilkanascie minut mieszkania. Na miejscu zostaje poczestowany sniadaniem, biore prysznic i ucinamy sobie rozmowe o wierze w Boga. Wraca zona i dziecko mojego nowego znajomego. Rozmawiamy o zyciu rodzinnym, o tym, ze ciezko ostatnio z praca..o zyciu. Za namowa mego znajomego ide sie przespac po dlugiej podrozy. Wstaje po kilku godzinach odnowiony, rozgrzany, najedzony i z nowa wiara w ludzkosc. Zegnam sie z moimi znajomymi, wymieniamy sie telefonami i na pozegnanie slysze NIE CIE ALLAH BLOGOSLAWI! 
[foto]
6. Odnośnie poczucia zagrożeniaPrzemysław Kapałka • 2017-08-10

Odwiedziłem coś około 20 krajów, w tym Indie i Ukrainę, i jedynym, w którym zdarzyło mi się czuć zagrożonym, była Polska. Niestety.Kiedyś spędziłem tydzień na Białorusi i czułem się bardzo bezpiecznie. Kiedy wróciłem, poczułem się niebezpiecznie w nocnym autobusie, którym jechałem z dworca do domu.
7. niemiecka tęsknota za byciem u siebieJerzy Pomianowski • 2017-08-10

Ocena bezpieczeństwa przez turystę jest skrajnie subiektywna. Miejscowi wiedzą lepiej. Niedawno przez pomyłkę wlazłem w nocy do jakiejś strasznej dzielnicy w Łodzi. Co za gęby zbójeckie tam mnie obserwowały. Bałem się solidnie, choć nikt nawet jednego słowa nie rzucił. Czyli strach wynikał z nieznajomości lokalnych układów. Na Białorusi miałem odwrotnie - luz i bezpieczeństwo, bo milicja wszędzie.
Zaś mieszkający w pobliżu mnie (granica obok) Niemcy enerdowscy, boją się wychodzić do sklepu, żeby nie oberwać od jakiegoś przedstawiciela religii pokoju. Choć napaści są w rzeczywistości rzadkie, i kończy się zwykle na nachalnym żądaniu gotówki. Wystarczy zapłacić. Po prostu Niemcy stali się w swoim kraju turystami, czyli przestali go rozumieć. Przeceniają ryzyko, muszą się zaaklimatyzować. Belgowie, Anglicy, Francuzi już to dawno przeszli, wiedzą jak się poruszać, jak rozmawiać, i już się nie boją.
[foto]
8. ReJarosław Koziński • 2018-06-03

Przypomniała się przepiękna piosenka Ilony Csakovej pod tytułem właśnie "Amsterdam". Podaję linka: https://www.youtube.com/watch?v=FfHyVVrBjWU. A w Amsterdamie mieszka na co dzień pewna moja znajoma bliska pisarka fantasy, z którą mam ciagły kontakt, która ma tam męża i dzieci. I świetnie pisze fantastykę dla tych dużych i małych. To Agnieszka Steur.
[foto]
9. Dziękuję za link...Katarzyna Urbanowicz • 2018-06-03

Dziękuję za link

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)