03 sierpnia 2006
Mirosław Miniszewski
Czas wojowników się skończył
Jackowi Dobrowolskiemu w odpowiedzi na Posłowie do 'Dziewanny'
Przeczytałem kilka tygodni temu utwór Jacka Dobrowolskiego "Dziewanna". Lektura sprawiła mi dużą przyjemność. Tym bardziej, że Dziewannę przeczytałem w scenerii polsko-białoruskiego pogranicza, na pustkowiu wśród letniego kwiecia, gdzie genius loci sprzyjał wczuciu się w atmosferę utworu. Nie jestem znawcą dramaturgii i na temat samego utworu wypowiadać się nie będę, gdyż poza odczuciami estetycznymi nie posiadam kompetencji do jego krytyki na profesjonalnym poziomie. Natomiast z dużą dozą sprzeciwu przeczytałem posłowie Jacka Dobrowolskiego, które również opublikowano w Tarace. Nie mogę się zgodzić z większością tez i diagnoz tam postawionych i dlatego postanowiłem napisać kilka słów krytyki.
Pisze Jacek Dobrowolski w posłowiu:
W Polsce gdzie życie religijne większości rodaków polega na kolektywnym jęczeniu do Mamusi, a nie na indywidualnej rozmowie z Bogiem, czy na samodzielnym stawianiu pytań o ostateczną prawdę, zrozumienie blasków i cieni archetypu Bogini Wielkiej Matki jest niezbędne. Musimy się wyleczyć z narcystycznych fumów i waporów narodowego kompleksu matki, utrudniających harmonijny rozwój zdrowych uczuć, jeśli mamy być mniej histeryczni, a bardziej świadomi i dojrzali.
Co do samego spostrzeżenia kolektywnej maryjności polskich rzesz nie mam zastrzeżeń. Natura owego zjawiska nie ma jednak moim zdaniem charakteru metafizycznego, ale czysto społeczny. Tak wychowuje się polskich katolików i tyle. Moja niechęć do tego typu wypowiedzi, nacechowanych jungizmem, jest może nader osobista, ponieważ w żadnej mierze nie podzielam poglądów psychologii głębi na temat rzekomych archetypów i ich domniemanego wpływu na jednostkę, a tym bardziej całe społeczności. Swoje poglądy na temat Junga, ojca współczesnego pojęcia archetypu, opublikowałem w Tarace jakiś czas temu i w związku z tym nie będę w tym miejscu rozwodzić się na tym wątkiem.
JD: Przenoszony z zachodu New Age'owy, anty-patriarchalny, feministyczny kult Wielkiej Bogini jako Gai czy Luny (wicca), wydobywa z podświadomości zrepresjonowane uczucia i namiętności, ongiś uosabiane przez słowiańskie boginie.
Chciałbym zapytać autora jakie boginie ma konkretnie na myśli (czy tylko Dziewannę czy jakieś inne), jaki związek tych [słowiańskich] bogini widzi z synkretycznym i krypto-komercyjnym ruchem New Age i jak ów New Age ma wydobywać zrepresjonowane jakoby uczucia i namiętności? Przez kilka ładnych lat chcąc nie chcąc (czasami cierpiąc) przebywałem w środowisku ludzi omamionych pseudoteoriami New Age i nie zauważyłem nigdzie wyraźnych śladów owego wpływu Bogini oraz jego związku z feminizmem. Za to dojmujące było odczucie wszechogarniającej komercji i atmosfery krzykliwego jarmarku pełnego szarlatanów i oszustów. Może Autor zechce rozwinąć tę myśl, wtedy będę mógł bardziej zrozumieć, o co mu w tym miejscu konkretnie chodzi. Z tego co pamiętam, boginka bogince nierówna i całe ich panteony zasiedlały umysły starożytnych. Wkładanie ich do jednego worka razem z ruchem New Age i postawą feministyczną jest zbyt dużym uproszczeniem jeśli nie niedbałością metodologiczną. Z wpływem owych boginek na psychikę dyskutować nie będę bo jest to wyłącznie kwestia wiary a nie faktu.
JD: Niestety polskie feministki, przejmując retorykę swych amerykańskich sióstr, walczących u siebie z silnym patriarchalnym superego, czyli zaszczepionym przez purytanów obrazem starotestamentowego Jahwe, nie rozumieją, że w Polsce patriarchatu nie ma i nigdy nie było.
Odnoszę wrażenie że Pan Jacek Dobrowolski ma mylne pojęcie na temat ruchu feministycznego, a w szczególności na temat polskiego feminizmu. Minęło już wiele czasu i współczesny feminizm nie jest już tym, z którego ów wyewoluował. Znów Autor powinien uściślić, które polskie feministki konkretnie ma na myśli, bo wkładając je do jednego worka popełnia błąd, który w analogicznej materii polegałby na utożsamieniu, dajmy na to, Jacka Kuronia z Romanem Giertychem. Feminizm to ruch niejednolity, wysoce zróżnicowany. Poważne jego nurty walczą nie z jakimś mitycznym patriarchatem ale przede wszystkim z nietolerancją, ksenofobią, homofonią, mizoginizmem itd. nie ograniczając się tylko do kobiet i ich spraw. Dzisiaj poważny feminizm można widzieć jako walkę o prawa człowieka i taką przemianę obyczajów, aby wszystkim starczyło przestrzeni na swobodne funkcjonowanie w społeczeństwie.
JD: Polską wyobraźnią narodową zawsze rządziły symbole matriarchalne. Pierwiastek męski był im podporządkowany. Polscy mężczyźni to nieodpępnieni, niesolidarni, kłótliwi i histeryczni wojownicy-matrioci, rywalizujący między sobą o to, kto jest pierworodnym czempionem Mamusi przy jej cycku, a nie karni reprezentanci patriarchalnej dyscypliny prawa i kosmicznego ładu Boga Ojca.
Czyli konkretnie jakie symbole? W jakim stopniu i gdzie konkretnie pierwiastek męski był im podporządkowany? Czy Autor ma na myśli Bogurodzicę, hymn polskiego rycerstwa? Jasną Górę otoczoną przez Szwedów? Emilię Plater - kobietę-bohatera? Ja z kolei przytoczyć mogę całą listę przykładów, gdzie symbole męskie i czysto militarne miały wpływ na nastroje narodowe: Dywizjon 303, Powstanie Warszawskie, Jan III Sobieski i Odsiecz Wiedeńska; Bitwa pod Grunwaldem, mit dobrych Piastów - brodatych patriarchów. Nie widzę szczególnej tendencji zapełniania przestrzeni symbolicznej przez pierwiastek żeński, o ile takowy w ogóle można wyodrębnić jako fakt empiryczny. Jakich to nie odpępnionych Polaków ma Autor na myśli? Formułuje on zdanie skwantyfikowane ogólnie, więc ogarnia nim całość polskiej populacji mężczyzn. Dla takiego zdania wystarczy przedstawić jeden kontrprzykład, aby udowodnić jego nieprawdziwość. Podam dwa przykłady męskich postaw, niekwestionowanych autorytetów, do dzisiaj pobudzających wyobraźnię mężczyzn: prof. Władysław Bartoszewski i nieżyjący już prof. Jan Karski - legendarny kurier AK, który powiadomił świat o zagładzie Żydów. Ich postawy są na wskroś męskie, heroiczne i nie budzące skojarzeń z jakimś wydumanym matriarchatem. To tacy ludzie są autorytetami wykształconych Polaków.
JD: W każdym razie po przegranej przez Polskę II wojnie światowej, mężczyźni "za komuny" nie mogli odegrać swych tradycyjnych rycerskich ról i odzyskali męskość dopiero za czasu pierwszej "Solidarności". Niestety w 1989 r. złożyli ją na ołtarzu Wielkiej Nierządnicy Rynku, często stając się motywowanymi chciwością stachanowcami kapitalizmu, lub po prostu gangsterami rynku.
Polacy, przez wieki pragnący być członkami Europy, nie dokonali epokowego przełomu, który zadecydował o dalszych dziejach. Mam na myśli Reformację. Kraje, które dzisiaj wiodą prym ekonomiczny przeszły Reformację, która była wydarzeniem przeprowadzającym Europejczyków ze świadomości arystokratyczno-wojowniczej na kupiecką. Długo to trwało, ale Zachód zrozumiał, że czas wojen się kończy (oczywiście trwało to całe wieki, zanim protestanci przestali mordować się z katolikami), że nie ma już terenów, które można najechać. Oświecenie z kolei dostarczyło narzędzi ukazujących świat jako nie pole bitwy, jako gry o końcowym stanie 0, [gdzie zwycięzca wygra co najwyżej tyle, ile pokonany straci - przypis "Taraki"] ale gry ekonomicznej, gdzie stan końcowy jest zmienny i nie zakłada konieczności eliminacji rywala. Ludzie zrozumieli, że łatwiej i korzystniej jest handlować niż najeżdżać i mordować. Tak skończył się pewien etap, którego Polacy nie przeszli i nie zrozumieli. Jeśli przejęcie władzy w roku 1989 miało charakter merkantylny, gdzie dżentelmeni przy stole dokonali negocjacji iście handlowych, na skutek których nie polała się krew, ale każdy odszedł z czymś wygranym, to dzisiejsza władza rodem ze starego, ziemiańsko-militarnego eonu ma to negocjatorom za złe i co tamci wynegocjowali, ci teraz chcę sądzić i kwestionować, stare, pudrowane trupy generałów wyciągać z szaf na sądy boże.
Z dużą dozą przykrości przeczytałem fragment, gdzie Jacek Dobrowolski wolny rynek określa mianem Wielkiej Nierządnicy. Przykro mi to pisać, ale taka postawa cechuje ludzi niedojrzałych, noszących w sobie jakiś rodzaj ekonomicznego niespełnienia i mających za złe innym, że coś mają. Jest to rodzaj jakiejś obrazy na rzeczywistość. Dziecinna fanaberia nie uwzględniająca faktów takich jak te, że jeszcze 40-50 lat temu powszechny dostęp do żywności był czymś abstrakcyjnym, nawet w takich krajach jak Wielka Brytania czy Niemcy. Ludzie w Europie głodowali. Teraz też głodują, ale stosunek głodujących do liczby ludzkiej populacji zmalał kilkakrotnie. To nie wojownicy, ale kupcy nas z tego wyciągnęli. Dostęp do opieki zdrowotnej: stomatologii, onkologii, chirurgii i innych dziedzin ratujących życie jest nieporównywalny - jest efektem pracy w owym burdelu Wielkiej Nierządnicy, a nie wojowników, który we czasie wojaczki byli owszem ładnie ubrani w kolorowe fatałaszki, bardzo bitni, mieli co łupić innym, ale w czasie pokoju byli sobie panującymi na włościach feudałami. To wolni kupcy, a nie wojownicy są autorami tych rozwiązań. Dziwi mnie, że ktoś o takiej wrażliwości jak Jacek Dobrowolski pisze coś takiego, a potem idzie do sklepu po chleb, masło, ser i herbatę, je śniadanie, następnie wsiada do jakiegoś pojazdu napędzanego paliwem i idzie do teatru, gdzie światła zasilane są prądem, którego wojownicy nie wywalczyli, tylko ktoś zakupił go na wolnym rynku, tak że nasz Poeta nie martwiąc się o drogi wosk pszczeli może wystawić swoje przedstawienie, na które przyszli ludzie, którzy kupili bilety, nie zaś wywalczyli je za pomocą szabel, mordując kasjerkę.
Polakom dzieje się źle nie dlatego, że są opanowani przez jakiegoś Ducha Matki, tylko dlatego, że żyjemy w źle administrowanym kraju, z władzami posługującymi się anachronicznymi metodami. To nie przez Matkę i matriarchat, ale przez brak wykształcenia i kultury się tak dzieje. Brak nam nie świadomości Ojca, ale świadomości ekonomiczno - politycznej.
Przed wolnym rynkiem nie uciekniemy. Ani teatr, ani kultura. Nie należy jednak zrzucać winy na jakieś bliżej nieokreślone gusła, lecz zastanowić się nad poziomem wykształcenia, szacunkiem do pieniądza i kultury. Każdorazowo będąc na Zachodzie Europy widziałem doskonałą współpracę rzeczywistości ekonomicznej i kulturalnej. Pieniądz zapełnia uliczki metropolii ludźmi kupującymi wytwory kultury. Nikt nie musi się chować przed rycerstwem, które kiedyś łupiło, a potem wyzyskiwało, na końcu swego eonu ulegając genetycznej degeneracji.
To nie pieniądz szkodzi polskim poetom, ale jego permanentny brak. Dlatego zostawcie poeci Matki i Ojców i dorośnijcie do wymagań czasów Wielkiego Rynku, gdzie każdy może przystąpić do gry, której wynik jest nieznany. Gra ta ma niejednorodny stan początkowy i nieznany wynik, a to co stanowi o wspaniałości tego wynalazku, to JEDNOLITE REGUŁY w nim obowiązujące. Czas wojowników się skończył. Mam nadzieję że już nie wróci. "Dziewanny" Jackowi Dobrowolskiemu serdecznie gratuluje.
Mirosław Miniszewski
Białystok, 3 sierpnia 2006
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.