02 lipca 2014
Jakub Brodacki
Daj na tacę - zyskasz więcej
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Jeśli chcemy przekazywać innym wiedzę duchową, musimy to robić bezinteresownie, nie osiągając z tego korzyści i nie budując na tym swojego biznesu.
Administratorzy Taraki mogą zapewne sprawdzić, kiedy po raz pierwszy wszedłem na stronę. Nie pamiętam jak to się stało i dlaczego. Być może to szamański zew natury mnie tu przyciągnął, a może po prostu niezawodny woojek Gugle. Bo przecież żyjemy wśród maszyn i maszyny (za którymi stoją ludzie) wodzą nas za nos każdego dnia, a może i nocy.
Strona jest ciekawa – to nie ulega wątpliwości. Robią ją profesjonaliści, publikowane są teksty na poziomie. Chcę jednak Państwu zwrócić uwagę na drobny szczegół, który wydaje się oczywisty. Pod warunkiem, że patrząc – widzimy. Jak na szamanów przystało.
Otóż co jakiś czas, by nie rzec – bardzo często – pojawiają się tu różne ogłoszenia o takich czy owakich kursach tego lub owego. W tym także tantry.
Nie chcę mówić za kobiety, ale...
Te
warsztaty tantry kosztują horrendalnie drogo. Nie ma żadnej
gwarancji efektu. Tymczasem chodząc do kościoła wychodzi to o
wiele taniej... Podam przykład z mojej miejscowości. Co zyskuję
dając na tacę 5 złotych? Zyskuję energicznego duchownego, który
wypruwa sobie żyły, żeby urządzać co roku sezon kulturalny na
wysokim poziomie. Obecnie rozpoczął się już V Festiwal Muzyki
Kameralnej. Grał kwartet smyczkowy PRIMA VISTA, który dopiero co
wrócił z tournée po Chinach. Będą następne koncerty, przez cały
sezon ogórkowy!
Muzyka otwiera serce.
Pomyślcie o tym. Mantak Chia kilka lat
temu brał za warsztat 800 zł. Ja chodziłem na jogę płacąc tylko
i wyłącznie za wynajem sali. Jest różnica? No tak, ale jogę
prowadziła emerytowana żołnierz AK. Kobieta z charakterem. A
Mantak Chia pewnie nawet nie wie co to jest Powstanie Warszawskie i
co to znaczy dusić się piekącym dymem w maleńkiej piwniczce na
Starym Mieście. Nie zasmakował zapewne w aromatach kanałów, więc
po prostu robi dobry interes. Bo niby dlaczego nie?
Gdzie
podziała się bezinteresowność w przekazywaniu ludziom wiedzy?
Zginęła z pokoleniem AK?
Czy warto płacić za to, co przy
odrobinie dobrej woli w relacjach z partnerem można mieć całkowicie
za darmo? Uwalnianie kobiecej energii zależy przede wszystkim od
emocjonalnego ciepła partnera. Może więc całą naukę kierować
do mężczyzn?
Komentarze
Raczej dostarczyciele będą stawiać wyższe ceny w Polsce niż w karajach bardziej zachodnich, bo nieznane miejsce, nieznani ludzie, nieznany rynek, a ryzyko się dolicza do ceny.
Polscy dostarczyciele też (jak sobie wyobrażam) wolą pracować z mniejsza grupą za większe honoraria niż z większą grupą za mniejsze.
Zbytnie obniżanie cen wcale nie zwiększa liczby chętnych, bo przy zbyt niskich cenach włącza się u odbiorców podejrzenie, że dostarczyciel, który siebie nie ceni, nie jest wart zaufania. Szczególnie w rzeczy tak delikatnej jak tantra.
Rzecz w tym, że duchowość wymaga bezinteresowności. Buddyjscy mnisi wędrujący po to aby szerzyć swoją wiarę kontentowali się naprawdę niewielkimi datkami i to zupełnie dobrowolnymi. Podobnie jak jogini. Nie chcę mówić, że tak było zawsze i wszędzie, ale dla mnie jest to wzór postępowania.
Do niedawna astrologia, alchemia i inne dziwactwa typu radiestezja cieszyły się szczególnym powodzeniem wśród artystów, ludzi wrażliwych, lokalnych uzdrowicieli wiejskich, przekazywane były najczęściej za darmo, jako forma wymiany myśli. Wszystko było bardziej dyskretne. Dzisiaj przyjeżdża jakiś "Amerykanin", robi szum wokół siebie, sprasza ludzi na kilkudniowe warsztaty, po czym wyjeżdża i prawdopodobnie nazajutrz zapomina ludzi, z którymi rozmawiał. To jest supermarket, a nie duchowość. "Szczególnie w rzeczy tak delikatnej jak tantra"!
Byc moze. Ale skad pomysl, ze te warsztaty dotycza duchowosci??
Komentarz trafny, ale znowu nie odpowiada na moją wątpliwość. Wymiana to rzecz normalna, ale nie musi być mierzona aż takimi pieniędzmi.
Rzecz w tym, że duchowość wymaga bezinteresowności.Taaaa, "dobrze by było" gdyby prowadzący taki np: szałas potu sam zapłacił za drewno, wysłał lektykę po każdego z uczestników i jeszcze każdemu zapłacił za to że w ogóle raczyli przybyć :LOL
Z drugiej strony jestem wyczulony na to, czy dane warsztaty nie są "przekomercjalizowane" -- co widać po zbyt nachalnej reklamie, słówkach jak "jedyny", "wyjątkowy", "unikalny" i obiecywania cudów na kiju.
(Ciekawe, że cuda na kiju są kierowane najbardziej do kobiet -- pojawiają się w reklamach warsztatów przeznaczonych dla kobiet. Czy nie dlatego, że klientkami drogich warsztatów są kobiety utrzymywane przez bogatych mężów/partnerów, które jako wydające nie-swoje pieniądze nie mają w tym umiaru?)
Więc z jednej strony bronię prawa do komercji, z drugiej najeżam się na działania zbyt jawnie i nachalnie komercyjne, obliczone na tłuczenie kasy.
Odpowiedź taka, że na RYNKU (WOLNYM, innych rynków nie ma) -- każda potwora znajdzie amatora.
Czyli jest lub powinno być miejsce i dla komercji z cudami na kijach, i dla przedsięwzięć autentycznych, skupionych, badawczych i nakierowanych na faktyczny rozwój, nie na pozory.
(Sam bym w takich chciał brać udział...)
Cdn.
Ciekawym i osobnym przypadkiem są warsztaty, tzw. "ceremonie" ayahuaski, które są (1) nie reklamowane, przynajmniej nie publicznie, (2) robione w skupieniu, (3) bardzo drogie!
W tym przypadku autentyczność, skupienie i brak reklam łączy się z wysoką ceną.
Rynek polski (polskojęzyczny) jest na oko 100 mniejszy (może tysiąc?) co charakterystycznie wpływa na ceny: performer musi kombinować, żeby nie dopłacić do warsztatów (jeśli da za małą cenę) i nie spłoszyć klientów (gdy da za dużą). To wymusza niskie ceny/honoraria, które nie pozwalają na zawodowstwo. Performer musi mieć inne źródło dochodów, a warsztaty prowadzić dorywczo.
Do tego klimat, ograniczający aktywność (w wielu dziedzinach) do 3 miesięcy.
Ciekawe byłoby zrobić badania, jaki % polskich performerów ma dodatkowe zasilanie w postaci: emerytury, renty inwalidzkiej, dochodów męża-partnera. Albo dopłaca motywując to koniecznością inwestowania w przyszły rozwój.
W takim razie idziesz, placisz, osiagasz niesmiertelnosc.
Czyz niesmiertelnosc nie jest warta tych paru biletow NBP?
Z uporem maniaka jednak wracam do istoty rzeczy, tak jak ją pojmuję. Użyje pewnego porównania. Jeżeli spodobał mi się jakiś piesek, ale nie jest to pies rasowy, z rodowodem i certyfikatem, kupuję go za tak zwaną symboliczną złotówkę. Cenę czysto umowną, ale i symboliczną, rytualną. Dochodzi do transakcji rytualnej.
Powstaje pytanie, dlaczego ludzie w takim przypadku używają rytuału, w którym bilet NBP jest używany jako rekwizyt duchowy, podczas gdy w przypadku kursów tantry i nie tylko, cały rytuał zaczyna się dopiero po wykonaniu przelewu. Otóż moim zdaniem płacąc za kundla, kupujemy towar bez gwarancji, w istocie "przekupujemy los", czyli siłę nadprzyrodzoną. Nie wiemy co z kundla wyrośnie, jakie ma zdolności i wady wrodzone. Podobnie jest z kursem tantry. Płacenie dużej kwoty za kurs, który nie daje żadnego prawdopodobieństwa pozytywnego efektu, czyli za kota w worku, to - nie waham się użyć tego słowa - głupota.
By użyć wschodniej metafory: gdy uczeń gotowy, pojawia się mistrz. A więc to nie uczeń chodzi za mistrzem, ale mistrz, dostrzegając w nim talent, w odpowiednim momencie "wali go po głowie" i sprowadza do kręgu swoich uczniów, inwestuje w niego czas, a często i pieniądze, choć nie zawsze daje mu je do ręki...
W życiu wiele razy miałem okazję się przekonać, że to tak działa... i tylko tak.
- dyskusja zdaje się dotyczyć zasadności bogacenia się na tzw. "warsztatach", które można by zdefiniować jako weekendowe (i dłuższe) kursy zdobywania (nabywania) umiejętności psychologicznych (jako "umiejętności psychologiczne" - można by określić wszelki wzrost lub przemianę cech charakteru, raczej niż wyglądu, statusu, wiedzy o zjawiskach zewn. etc)
- no i teraz: skąd wiadomo, że ktoś taką umiejętność przekazał i ktoś się jej nauczył? w sumie nie do końca można to sprawdzić, prawda?
- ale i - po co sprawdzać? co jeśli celem warsztatów ma być nie natychmiastowy efekt, ale praktyka stopniowego zdobywania jakiejś cechy? np. stopniowo nabywam zmysłowość (której nie mam ni w ząb) na warsztatach Tantry; ki ch..., ta zmysłowość? całe życie słysze jak gadają "zmysłowość", :zmysłowość", ale ja jestem filozof, gadająca głowa, dyskutant. O zmysłowości niewiele wiem. Co robię? Warsztaty Tantry! Ale... zaraz, to co - zmysłowość mi przyjdzie już po pierwszych? Po drugich? Ktoś mi sprzeda 10 g zmysłowości? 100 g na początek? A może zarażę się zmysłowoscią od pewnej zmysłowej 64 latki, która ma orgazm tantryczny? A może - (czytaj dalej...)
- to jest w ogóle męskie, patriarchalne podejście do tematu które pyta co ja z tego będę miał. A czy mamy inne podejście niż dzielić zmysłowość na gramy, na uncje, centymetry i się potem o każdy gram chandryczyć jaka cena
- mamy, otóż
- możemy sobie powiedzieć przecież, drodzy Panowie:
- muszę tą cechę (np. zmysłowość) w sobie odkryć, już ją mam, tylko nie wiem, że ją mam, i prowadzący warsztaty pomaga mi ją odkryć.
- prosze przeczytajcie to jeszcze raz, to zdanie powyżej, to jest naprawdę bardzo ważne; wiem, że to jest zupełnie inaczej niż dzielić na gramy i wyznaczać cenę za ... ale to jest tez istotne podejście, przynajmniej w 50% tak istotne jak dzielenie i wyznaczanie; otóż -
- mam tę cechę, dajmy na to moją zmysłowość (ale może tez być inna cecha, Panowie, to nie chodzi tylko o zmysłowość - może być dowolna cecha z warsztatów - nie wiem, np osobowość prosperity czy coś); dobra więc mamy t ą zmysłowość i wtedy, co? musimy ten fakt odkryć; więc-
- prowadzący nam tak naprawdę nie daje zmysłowości (czy innej cechy, bo zmysłowość to akurat moje - ale Wy może potrzebujecie czegoś innego, nie wiem), on nam stwarza warunki, żebyśmy sami mogli ją zauważyć w sobie;
- i co jak nie zauważymy? Czy to jego wina i czy kasa zwraca pieniądze? czy trzeba określić ile zmysłowości (czy innej cechy) jest do odkrycia na danym warsztacie i potem to sprawdzić? ale przecież my już mamy ją całą, od
- moja odpowiedz jest taka - płacę nie za zmysłowość (którą i tak mam, tylko nie wiem), ale płacę za te wszystkie lata, kiedy prowadzący robił warsztaty, stanowiąc symbol, egidę, pod którą ludzie tacy jak ja gromadzili się, aby móc odkryć fakt swojej zmysłowości.
- płacę za odwagę prowadzącego, ze okrzyknął się guru - on to zrobił - ze sporym prawdopodobieństwem - nie dlatego żeby wycyganić nasze piniędze - może niektórzy tak robią - ale on to zrobił z dużym prawdopodobieństwem dlatego, że wiedział, że tylko w ten sposób przyciągnie ludzi! Tylko tak ludzie przyjdą. Gdyby napisał "Jestem zwykłaym człowiekiem, tak jak wy, nie do końca wiem czy to zadziała, i nie chcę kasy, bo będę uczciwy" to nikt by mu nie przyszedł. Dlatego mówi: Jestem Specjalistą od Szóstego Wymiaru i Kundalini - to ma klientów.
- ale ja temu Panu płacę nie za jego Wymiar i jego Kundalini, tylko za jego odwagę, i czas jaki poświęcił, żeby to wszystko zorganizować. Mógł w tym czasie robić co innego, mógł zarabiać niezłą kasę, a on nie - on chce ludziom pomagać w odkrywaniu cechy.
- No i na koniec - czy to wszystko? Czy ja naprawdę nie ma z czego gościa rozliczać, tylko z tej odwagi i tego czasu, jaki poświęcił? A co on mi daje, u diaska?
Dopóki myślę, Panowie, że cos mogę dostać, to jestem w błędzie - w tym paradygmacie który chciałbym niniejszym zaszczepić. Dowolną cechę psychiczną można w sobie wykształcić, wystarczy chcieć. Nikt nie jest za to odpowiedzialny. Prowadzący mówi tylko - chodźcie - ja Wam stworzę przestrzeń do wspólnej praktyki. To za to mu płacę - kropka.
Prowadzący mówi tylko - chodźcie - ja Wam stworzę przestrzeń do wspólnej praktyki. To za to mu płacę - kropka.Trafiłeś w sedno Krzysztof. Moim zdaniem stworzenie odpowiedniej przestrzeni do tego aby pewne rzeczy mogły się zadziać jest trudną sztuką i nie każdemu prowadzącemu warsztaty się to udaje. Dlatego uważam że za to należy się wynagrodzenie.
Handel nadzieją jest oszustwem. I to niezależnie od tego, czy handluje nią lekarz-onkolog, czy szaman. Nie można mówić, że się sprzedaje gwiezdny pył, nie mając go. Kobieta, która handluje cnotą w istocie jej nie posiada. Nie wiem czy tutaj się zgodzimy.
Ale obaj panowie mówią, że prowadzący kurs tworzy przyjazną atmosferę, aby ktoś coś odkrył. To oczywiście jest bardzo trudna sztuka. Zawód nauczyciela jest jednym z trudniejszych. Z tego punktu widzenia wynagrodzenie rzeczywiście by się należało... pod jednym warunkiem. Że uczeń zdecyduje, czy nauczyciel na nie zasłużył :-)
Nauczyciel, który ogłasza, że jest specjalistą od Kundalini uosabia dictum Lao-tsego: ci co mówią, nie wiedzą. Ci co wiedzą - nie mówią.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.