05 grudnia 2017
Krzysztof Wirpsza
Serial: Idea Pojedyncza
Dwunastu Braci Szczęsnych
Albo czym jest i skąd się wzięła Wielka Idea Pojedyncza
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ ► Grzybnia-Q ►
Oto cel: chcę uczestniczyć w sprowadzaniu na ten świat Wielkiej Idei Pojedynczej. Niniejszy cykl jest zdecydowanym krokiem w tym kierunku.
Pierwszym, a właściwie nie – drugim, bo pewną jaskółką było tu opowiadanie „Pan Filo, Słoń i Halucynogeniusz”, sprzed dziesięciu lat. Poniższe jest jakby sequelem, Matrix 2 i 3, w którym odnajdujemy ukryte implikacje niewinnie się zaczynających w tamtych czasach wydarzeń. Wiele się wyjaśnia, poznajemy bliżej Prezesa, pana Filo, ba, nawet dawne historie rozbrzmiewają teraz na świeżo, pod nowymi nazwami, w nowej szacie. Co najważniejsze wreszcie, zapoznajemy się szczegółowo z głównym bohaterem opowiadania – Słoniem!
Czym jest Wielka Idea Pojedyncza?
Wielka Idea Pojedyncza, pomimo że rozpoznaje duchową (niematerialną) naturę rzeczywistości, jest pozbawiona walki oraz wysiłku, jakie towarzyszą wszelkim duchowym, a także materialistycznym zmaganiom. Rozpoznaje, że jakikolwiek dogmat, zawiera zawsze dwa przeciwstawne elementy – materialny i niematerialny. Dotyczy to w równym stopniu buddyzmu, co chrześcijaństwa, co szamanizmu, co New Age, co materio-racjonalizmu Niestety, tam gdzie mamy (nawet hipotetyczne) przeciwieństwa, tam rodzi się konflikt.
A tymczasem przecież duchowość to pokój! Znajdujemy się tu w kleszczach z których nie sposób uciec. Wszelkie mówienie o religii, o duchowości, o materii i jej potencjalnych antytezach, wywołuje rozpacz. Dla wielu są one powodem wielkiej ostrożności co do filozoficznych nauk. Dla innych – dają podstawę do niekończących się walk i dysput. Moim celem jest wyjaśnić, pocieszyć, że nie musi tak być. Rozwiązaniem jest bardzo rzadko występująca na Ziemi, sporadycznie pojawiająca się furtka, którą nazywam Wielką Ideą Pojedynczą.
Początki
Wielka Idea Pojedyncza mówi do mnie od lat. Zaczęła sama z siebie w moich latach szczenięcych, kiedy nie miałem jeszcze zielonego pojęcia ki czort oraz z czym to się je. Przychodziła w postaci chwil mocy nasączonych zapachem z dzieciństwa, nagle napisanych tekstów, wizji na schodach, przeczuć podczas lektury wierszy, albo, to gdy wędrowałem, objawień na stokach gór. Wtedy też zaczęła się moja wieloletnia podróż w poszukiwaniu Idei, zakopanej głęboko pod wszystkimi naukami, kościołami, książkami o rozwoju, kursami samopomocy i mędrcami na jakich natrafiałem po drodze. Podróż ta powiodła mnie do Indii, na Sri Lankę, do Włoch, USA, Anglii, Niemiec i jeszcze kilku miast w Polsce. Tak się złożyło, że znalazłem po drodze wiedzę i symbole których szukałem. Przybliżyły mi one czym jest owo coś, co mnie wołało, oraz pomogły uświadomić sobie, dlaczego w oficjalnym obiegu ta rzecz praktycznie nie istnieje.
Wiedza jaką uzyskałem w ten sposób uświadomiła mi też, że jestem członkiem niewielkiej, rozrzuconej po świecie grupki ludzi zainteresowanych tematem, oraz wrzuciła mnie w stale poszerzający się wir odkrycia, że żadne z nas, ani ja, ani oni, ani tym bardziej Wszechświat – nie ma racji.
Ale po kolei.
Dwie „iluzje”
Aby wprowadzić Wielką Ideę Pojedynczą, rozpatrzymy najpierw zjawisko tzw. iluzji Zwłaszcza modele wschodnie oraz szamańskie lubują się w nim, podobnie zresztą jak wyrosły na nich New Age. Choć rzadko się o tym mówi, również i materializm kultywuje pojęcie iluzji, uważając za nią wszelką duchową rzeczywistość.
W tamtych czasach uwielbiałem opowieści o iluzji. Miałem dwadzieścia kilka lat, świat był wielką, tajemniczą przestrzenią, możliwości kłębiły się niczym barwne wiatraki, a z każdej świętej góry krzyczał do mnie inny długobrody facet w szatach hippisa. Zobacz, mówił, to wszystko iluzja (...-uzja, -uzja, -uzja...), nauczysz się kształtować siłą własnej wibracji (...-acji, -acji, -acji...), przeżyjesz największe wzloty (....-oty... -oty...-oty...), a gdy czas twój -egnie -ońca (...ońca, -ońca..., -ońca...), -odziękujesz zaa-a -o -stko -agodnym -miechem Oświecenia (-enia..., -enia..., -enia...)
Traf chciał, że Wielka Idea Pojedyncza, której podstawą nawiasem mówiąc jest wszechogarnianie, zabrała mnie wkrótce potem na drugi biegun, w objęcia najczystszej wody materialistów. Prowadzono tam długie dyskusje na temat naukowej natury spraw, podkreślając potrzebę empirycznej dociekliwości, wartość redukcjonizmu, a także umiłowania naturalnej surowości, by nie rzec ponurości łysej głowy badacza. Dzięki pobytowi i w jednym i drugim miejscu odkryłem, że słowo iluzja miało (przynajmniej) dwa znaczenia! Jednym z nich było wschodnie zaklinanie rzeczywistości, drugim, zupełnie przeciwne do niego, traktowanie istotnych spraw ludzkiego ducha jako śmiertelnie zagrożonych przez emocje i zwidy.
Wierzyłem w oba. I jednocześnie nie wierzyłem.... Co było robić?
Choć wstrząsy poznawcze jakich doznawałem stojąc w rozkroku, zagłębiony jedną nogą w każdym z tych dwóch mikrokosmosów doprowadzały mnie na skraj krwawych torsji, dziś jestem wdzięczny za trening. To on sprawił, że zacząłem poważnie rozważać kwestię iluzoryczności jakichkolwiek w ogóle poglądów. I to było naprawdę potężną motywacją do mojego kolejnego wielkiego pytania –
Czym jest tożsamość?
Było dla mnie rzeczą pewną, że tak jedni, jak i drudzy tkwili w iluzji, ponieważ coś wyraźnie twierdzili i to coś, co twierdzili zdawało się ponad wszelką wątpliwość kształtować ich życie. Oba też twierdzenia w oczywisty dla mnie sposób nie oddawały rzeczywistości.
Z drugiej strony, czy mieli nic nie twierdzić? Przecież twierdzenie jest naturalnym naszym prawem. Może nie tyle więc była w tym jakaś ich wina, bo każdy twierdzi, ile stanowili dobre lustro, w którym mogłem przejrzeć się i zobaczyć jak bardzo twierdzenie czegoś jest dla mnie ważne. Byłem przywiązany do twierdzeń i modeli! Posiadałem bardzo wyrazistą tożsamość..
Potem, bardzo stopniowo, zaczęło docierać do mnie, czym jest Wielka Idea Pojedyncza (wtedy jeszcze jej tak nie nazywałem). Była to ścieżka duchowa (niestety „duchowa” jest tu jedynym słowem jakie pasuje, choć nie jest to ta sama „duchowość” co w przypadku opisanego niedawno kolorowego wiatraka), zmierzająca do porzucenia tożsamości.
Tak, chciałem porzucić tożsamość! Nie przesłyszeliście się, choć dla wielu z was może to brzmieć jak szaleństwo. Z czasem okazało się, że nie jest to do końca szaleństwo, a właściwie, że jest to pewnego rodzaju głębokie uzdrowienie, przy którym na szaleństwo zaczyna zakrawać zwykłe życie.
Otóż działał tu bez wątpienia pewien trzeci rodzaj iluzji, taki któremu podlegali zarówno redukcjoniści jak New Agersi. Byłem pewien, że podlegałem mu także i ja. Nie tylko zresztą dotyczyło to naszej trójki. Byłem przekonany, że podlegał mu każdy co do jednego człowiek chodzący po ziemi.
Chodziło o powszechną, niezauważaną przez nikogo iluzoryczność naszej tożsamości.
Emocjonalne strzały – w pogoni za bzdurą
Wolałem to nazwać prościej – iluzją bzdury.
Pamiętam miałem sen. W tym śnie nie wiadomo skąd przyszło do mnie wtedy takie zdanie:
Gdy tylko wypowiadasz słowo „bzdura”, ulegasz iluzji.
Obudziłem się i przypomniałem sobie treść snu – pobyt w średniowiecznym, nieco surrealistycznym państwie, w którym podstawowym prawem i doktryną była iluzja bzdury. Iluzja bzdury dotyczyła wszystkich którzy uważali, że coś wiedzą. Może się to wydać śmieszne, ale prawie każdy w moim śnie tak twierdził. I było to karalne. Wysłannicy prawa ścigali jak przestępców wszystkich, którzy odważyli się powiedzieć, lub pomyśleć, słowo „bzdura!”.
Dopiero po jakimś czasie uświadomiłem sobie jak wiele ten sen mówił o rzeczywistości. Gdy mówimy „bzdura!” to tak jakbyśmy pytali „w bajki wierzysz?”. I to jest atak, dokładnie jak wtedy gdy rzucamy w kogoś nożem. Czasem nie mówimy „Bzdura!” wprost, czasem jedynie to myślimy, ale tamta osoba i tak czuje. Nieraz jest tak, że to my czujemy co myślą o nas inni. „Bzdura!” słyszymy w ich myślach, choć nie odważą się tego powiedzieć na głos.
Rozgrywa się regularna walka, walka na „Bzdury!”. Nic dziwnego, że w moim śnie, takie ataki był karane prawem. W realnym świecie co prawda prawo tu nie ingeruje, jednak w realnym świecie wobec napastnika z pewnością wyciągnięte zostaną innego rodzaju konsekwencje. Co byście powiedzieli na zwiększenie czujności czy też wzmocnienie emocjonalnych osłon ze strony atakowanego „następnym razem”.
To oczywiście jest całkowicie naturalne i ludzkie. Pytanie, czy tak musi być? Zastanówmy się co jest przyczyną sprawiającą, że ludzie wysyłają sobie emocjonalne strzały. Wtedy być może będziemy potrafili na to pytanie odpowiedzieć.
Niezależnie od tego czy puszczamy strzałę do Mahometanina, Żyda, wyznawcy PiS-u, babci-tarocistki, dziadka-racjonalisty czy samego siebie – zawsze mamy na celu jedno. Oskarżając kogoś o wiarę w iluzje, zarazem osadzamy się w swojej tożsamości, nakręcamy ją, zamieniamy w twardy, określony i bezpieczny kształt. Tożsamość jest nam potrzebna, aby poczuć, że – jesteśmy. Wiemy, więc nie musimy się martwić, że coś nam się jutro zawali. Nawet jeśli jakiś tam głupek pod mostem sądzi inaczej.
Iluzja filozoficzna a iluzja bzdury
Przez porównanie spróbujemy teraz pokazać różnicę pomiędzy iluzją w ujęciu filozoficznym, a iluzją tożsamości (iluzją bzdury).
Najpierw iluzja filozoficzna. Ogólne credo większości filozofii wschodnich i szamanistycznych, New Age, a także materializmu wygląda tak:
są dwa światy
jeden z nich jest iluzją, drugi prawdą
należy wszelkimi środkami wyszukiwać sposoby aby dążyć od świata iluzji do świata prawdy
takie coś jest sensem życia, rozumianym jako Dobra Walka.
Teraz iluzja bzdury. Przyjrzyjmy się powyższym czterem punktom, bo tkwi w nich oczywista niespójność. Skoro iluzja, to mamy tylko jeden świat, a nie dwa, prawda? Drugiego zwyczajnie nie ma. Po co zatem budować kościoły opowiadając o dwóch?
Po co w ogóle krzyczeć z ambony „bzdura!” ?
Błąd zwierciadła
Cały problem bierze się ze skłonności umysłu do tworzenia iluzji. Gdyby nie było umysłu, nie byłoby iluzji, a zatem – nie byłoby wojen, bólu, chorób, głupoty ludzkiej i ogólnie wszelkiego rodzaju nędzy. Skoro jednak jest umysł – to źródło problemu tkwi w umyśle. Umysł „odbija” rzeczywistość tworząc wrażenie różnic. A różnice, jak to różnice, ścierają się.
Jednak mówienie o iluzji, po to aby się kłócić nie wydaje się mieć sensu. Podobnie nie ma sensu krzyczeć kulturalnemu rozmówcy w twarz: „Bzdura!” Przecież cała idea polega na tym, że nie ma o co kruszyć kopii Jeden widzi tak, drugi tak, no co z tego? Po co palić mosty, podnosić sztandary, obrażać się i atakować? Po co zamykać się we własnym świecie, chorować, wpadać w nałogi, czy w inny sposób niszczyć sobie życie? Po co uważać, że wie się jak to jest, podczas gdy inni jeszcze do tego nie dorośli? To jest właśnie moim zdaniem sens pojęcia iluzji Jest to sens który łatwo przeoczyć we wszechobecnych dysputach o tym co jest, a co nie jest bzdurą (oraz co to znaczy).
Wielka Pojedyncza Idea dąży do odebrania iluzji tej raniącej funkcji. Mówi ona wprost – jeśli jakikolwiek aspekt czegokolwiek jest bzdurą, to zostaw to, tego tam nie ma Poczuj, że możesz w każdej chwili wybrać swoje, tak jakby bzdury tam w ogóle nie było. Nie musisz grać w grę, w którą gra ktoś inny, nawet zakładając, że on w nią rzeczywiście gra, a nie ty sobie coś wkręcasz. Podejmij decyzję aby iść swoją drogą i przestań to uzależniać od cudzych, oraz swoich własnych, bajek!
Jakiekolwiek mówienie o iluzji ma sens wtedy, kiedy dzięki niemu uświadamiasz sobie, że nie musisz już w tym uczestniczyć. W ogóle. Nawet w formie dyskusji, udowadniania czegoś, protestu, odbicia piłeczki, kąśliwej uwagi, czy aluzji, a nawet uzasadnionej (niby) próby nacisku. Nie musisz już atakować. W żadnej formie. Właśnie dlatego, że te wszystkie różnice zdań – to jest po prostu błąd zwierciadła.
Duch – nielokalność tożsamości
Wielka Idea Pojedyncza mówi o rzeczywistości sprzed błędu – nazywa ją duchem. Wszyscy w duchu chcemy dobrze. To że jeden mahometanin, drugi hipster czy fizyk, trzeci mężczyzna, a czwarty nastolatka, to tylko różne rodzaje głupoty. Duch wykoślawia się w naszym widzeniu, tworząc rozmaite systemy postrzegania, które, czasem, atakują siebie nawzajem.
Podstawowy ruch – zauważyć to. Na tym polega, piekielnie trudne, zakwestionowanie własnej tożsamości. Wydało mi się to dziwne, ale już w moich młodych latach, zarówno w grupie New Age'owej, jak i materialistycznej, mogłem wyłowić postaci, z którymi, mimo konfliktu przekonań, podejścia do życia, mimo niezgodności w kwestii podstawowych zapatrywań – czułem się dobrze. Byli też tacy, z którymi czułem się źle, których odruchowo nie lubiłem, lub z którymi nie kwapiłem się wcale podejmować rozmowy, nawet w internecie.
Jak to jest, że ktoś niby cię wkurza, ale jednocześnie, na głębszym, o wiele bardziej podstawowym poziomie, czujesz z tą osobą jedność? Wydaje mi się, że jest to główny dowód na istnienie ducha, czyli na nielokalność tożsamości. W niektórych sytuacjach, z niektórymi osobami, nasza tożsamość może ustępować miejsca czemuś szerszemu niż ona sama. Czym to jest? Nie wiem jak to nazwać, bo „miłość” wydaje się tu zbyt wyświechtanym, wręcz tragicznie banalnym słowem. Więź?
Więź między ludźmi powstaje wtedy, gdy uda się im po obu stronach naruszyć skorupę tożsamości. Proporcjonalnie do tego, na ile uda się tę skorupę naruszyć – jest więź. Jestem tego pewien. Nie potrzeba do tego spotkań, czułości, zapewnień, nie trzeba być nawet jakoś specjalnie dla drugiej strony sympatycznym. Po prostu to wiesz
Życie z poziomu Wielkiej Pojedynczej Idei
Na podstawie tych doświadczeń, spotkań z ludźmi, podróży, medytacji i lektur, dochodzę do wniosku, że istnieje cały odrębny poziom egzystencji, wybiegający daleko poza duchową wędrówkę i materializm. Ten poziom przejawia się w zwykłym życiu, wśród zwykłych ludzi, którzy albo nic na jego temat nie wiedzą, albo coś podejrzewają, ale nie zastanawiają się i rzadko o tym mówią. Przejawia się też oczywiście u osób tzw „uduchowionych”, i wtedy bardzo często nie ma nic wspólnego z ich poglądami/praktykami. Czasem dzieje się i jest wyczuwalny niezależnie od nich. A czasem jest ich zaskakującym uzupełnieniem.
W obu przypadkach, zarówno u spirytualistów jak i twardogłowych, jest tak, że trudno przewidzieć, kto tędy kroczy, a kto nie. Nic z zewnątrz o tym nie świadczy, osoba zapytana może w ogóle nie wiedzieć o co chodzi. Dopiero po bliższym poznaniu Wielka Pojedyncza Idea daje się odczuć.
Podsumowałbym to tak: pod dowolnym konfliktem racji istnieje Wielka Pojedyncza Idea, i ta idea mówi, że wszyscy jesteśmy okej. Można to w większym lub mniejszym stopniu widzieć/czuć, to zależy od tego na ile sami jesteśmy podłączeni.
Kto bez grzechu...
Co do racji, każda ma swoje plusy i minusy i żadnej nie da się wyrazić w słuszny sposób. Dlatego na ogół idziemy jak ślepcy w ciemności. I to nas rozwija, bo wtedy odważniej powierzamy się Idei.
Częścią doświadczenia jest odkrycie, że każdy chce dobrze – nawet bandyta, nawet prezydent, nawet bezdomny i dziwka. Nie, nie chcę ich tu usprawiedliwiać, nie o to mi chodzi. Mówię o pierwotnym impulsie z jakiego każdy z nich działa: gdyby się mu przyjrzeć, okazałoby się, że po prostu robił wszystko co mógł, aby zrealizować... swoją iluzję
Akurat tak się złożyło, że jego iluzja była na ten moment bardziej konfliktogenna niż nasza. Zwykły pech. Pozostaje trzymać kciuki, żeby nasza jutro nie okazała się gorsza.
Nasz świat
Po co w takim razie w ogóle mówić o duchu? Czy nie lepiej byłoby powiedzieć: „jest co jest”, i pozostać przy klasycznej materialistycznej interpretacji? Każdy jest taki jaki jest, a choroby, sprzeczki, bieda i wojny pozostają nieuniknione.
Nie, ponieważ to „co jest” nie istnieje bez twojej zgody na to. Ono stanowi rezultat twojego ducha! Mamy tu ogromną różnicę w porównaniu ze światopoglądem materialistycznym, w którym świat na zewnątrz jest zamkiem z klocków istniejącym w dużym stopniu niezależnie od nas. Mamy tu też, przy okazji, ogromną różnicę w porównaniu ze światopoglądem religii, w którym świat wewnętrzny jest niezależnym od nas koszmarem.
Nie, my mówimy właśnie o tym, że jedyne co się liczy to nasz świat. „Nasz świat” nie jest od nas niezależny, on jest nasz własny, jak wysłużona koszula! Powiedzieć o nim „normalny” byłoby faux pas, ale nie pasuje też do duchowych koszmarów ani oświeconych przypowieści. Wszystko to są iluzje, majaki. „Nasz świat” toczy się właśnie w tej chwili, w nas. Jakich wyborów unikam? Jakich chcę dokonać? Co widzę błędnie? Co mogę zrobić aby widzieć lepiej?
Zmiana w duchu
Prawdziwa refleksja nad sobą nie jest niczym wielkim. Nie są to, wbrew temu co się uważa, żadne mądre rozmyślania ani mistyczne medytacje. Uświadamiam sobie, że wyraziłem i wyrażam zgodę na wszystko co mam. Czy na coś nie wyrażam zgody? Tak, słyszysz, jestem opór. Będę ci się sprzeciwiał. Dobra, to się sprzeciwiaj. Gadzie. Tylko powiedz mi, czy na Ciebie też wyraziłem zgodę? Tak, mówi opór. Ach, odpowiadasz, to znaczy, że mogę ją cofnąć? Psssst. Nie ma go. I nigdy nie było. Iluzja
Ech, ileż to nazw i fascynujących, a często przerażających obrazów nadały rozmaite systemy myśli iluzji. Nazywano ją tożsamością, przeciwnikiem, wężem, mayą, gehenną, nocą, pustką, znieczulicą, samsarą, depresją.... Napisano na jej temat tony literatury, z tego co ostatnio widziałem, polecam spektakl „Wasteland” T. S. Elliota, plus mocna kawa, bo jest oczywiście, jak to w temacie, piekielnie nudno. A jednak Wielka Idea Pojedyncza utrzymuje, że ten straszliwy gad, owo monstrum o tysiącu nietoperzowych skrzydeł szeleszczących szaleństwem – to fikcja. Nie w tym sensie, że nie cierpimy straszliwych jej skutków, bo owszem tak. Jednak w tym sensie, że jesteśmy zdolni do zmiany w duchu.
Jeśli chcesz coś zmienić, zmień siebie. Zmiana zaczyna się w duchu. Bez zmiany w duchu, nie ma zmiany „w ciele”, a dzieje się tak dlatego, że „ciało” jest jedynie inną formą ducha. Duch zawiera w sobie ciało, a także sięga daleko poza nie. I tylko duch może sprawić, że potwór zniknie.
Specyficzne zastosowanie pojęcia „iluzja”
Na tym, w dużym skrócie, polega specyfika pojęcia iluzji w przypadku Wielkiej Idei Pojedynczej.
Iluzja znaczy tu, że wszystko dzieje się w umyśle, czyli w duchu. Jednak to rozumienie iluzji nie odbiera rzeczom ich mocy. Nie sprawia ono, tak jak np. iluzja wschodnia, że rzeczy materialne tracą na znaczeniu, stają się filmem, błyskotką do zabawy, albo tragiczną ułudą. Iluzja w rozumieniu Wielkiej Idei Pojedynczej w ogóle nie ma wpływu na znaczenie czegokolwiek, całkowicie oddając odpowiedzialność za ten wpływ – Tobie.
Twoja decyzja – ta najprostsza, bez gadania i uzasadniania, ta, której dokonujesz codziennie, stanowi tak naprawdę przez cały czas ośrodek ducha.
Docieramy tu do sedna. Funkcją iluzji w rozumieniu Wielkiej Idei Pojedynczej jest stwierdzenie, że to Ty decydujesz – i że nic innego w porównaniu z tym nie ma znaczenia. Wszelka zmiana zaczyna się w Tobie. Bez tego świat nie drgnie. Świat zainteresowany jest pozorami, zmianami „na kredyt”, które potem cofają się, bo to nie były prawdziwe decyzje. Dlatego w Wielkiej Idei Pojedynczej nie istnieje coś takiego jak świat. (Nie ma to nic wspólnego z gnozą!) Nie obchodzi cię świat – obchodzi cię jak to jest u ciebie w duchu. To jest jedyna metodologia trwałej zmiany jaka istnieje; gnostycyzm, jeśli już potrzebujemy tego nieszczęsnego przykładu, po prostu to przeinaczył.
Podsumujmy – w Wielkiej Idei Pojedynczej, totalna zmiana w duchu, zmienia świat. Najpierw musi się coś zadziać w duchu, po to, aby mogło się potem zadziać w materii. Aby się zadziało w duchu, trzeba, chociaż na chwilę zobaczyć/uwierzyć, że duch jest wszystkim co jest. Dlatego mówimy, że Idea jest nie tylko Wielka, ale też Pojedyncza – a to znaczy, że nie ma nic poza nią. To jest ten moment poddania się, zawieszenia władzy rozumu, który opisują mistycy. Jeśli nie wydarzy się, jeżeli nie „zadzieje się w duchu”, zmiana w materii pozostaje nietrwała, a jeśli zmienia się trwale materia, to znaczy, że wcześniej zmienił się duch.
Ponieważ nikt nie kwapi się do zawieszania władzy rozumu, ludzie symulują. Jednak symulowanie zmiany w duchu nic nie da. Potrzebna jest szczera rozmowa z samym sobą, bez tego ni rusz. Szczera rozmowa z samym sobą już jest zawieszeniem władzy rozumu, ponieważ nikt przy zdrowych zmysłach sam ze sobą nie gada. I to jest właśnie to odejście świata, manewr którego wolelibyśmy uniknąć. Pełna subiektywizacja – czy ja zwariowałem? Rozmawiasz jak z żywą istotą, nie traktuj tego jak technikę. Wyobraź sobie że on tam siedzi, smok, Wąż Midgardu, schowany w korzeniu, paskudny, wredny i zły. Tak jak opisano powyżej: wyrażasz zgodę, nie wyrażasz zgody, opór, zgoda na opór, przekształcenie. Więź.
Bo jesteście tym samym.
Dobry manicheizm
Podział na ducha i materię jest nam potrzebny tylko i wyłącznie po to: aby zauważyć materialny sens działań duchowych. Bez tego przekazanie powyższej kluczowej idei w słowach nie byłoby możliwe. Ważne jest jednak uświadomienie sobie, że mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju formą komunikacji, a nie ponadświatowym, toczącym się w chmurach dramatem.
Podsumowując: zgodnie z przekazem Wielkiej Idei Pojedynczej, cały rozwój, transformacja, rzeczywisty postęp – odbywa się w Nas – a nie w świecie. Świat jedynie podąża. Podobnie wszelkie przeszkody i bolączki są w nas, a świat pozostaje tylko ich odzwierciedleniem.
Proszę zwrócić uwagę: jest to tylko i wyłącznie rozpoznanie faktów. Nie istnieje tu żadne „muszę”, żadne „powinienem”. Wszystko już jest jak najbardziej okej, a teraz jeszcze pozostaje – jeśli kto chętny rzecz jasna – wybadać gdzie utknęło.
Całkowite przyjęcie
W poniższej serii opracowań przekażę unikalną wiedzę dotyczącą całkowitego przyjęcia - czyli takiego zaakceptowania świata idei, aby nie odrzucać po drodze świata materii, ale go zawrzeć. Czasami będę używał określenia poddanie się, jednak taki rodzaj poddania się nie ma nic wspólnego z rezygnowaniem z rzeczy ukochanych, tudzież niewolniczą/cierpiętniczą akceptacją narzuconych przez świat „norm”. Takie wersje poddania się promują rozmaite systemy religijne jak katolicyzm, gnoza, a nawet – o ironio! – materializm. To jednak absolutnie nie jest to, do czego zachęcam, i o czym będę tutaj pisać.
Całkowite przyjęcie (inaczej: poddanie się) w rozumieniu Wielkiej Idei Pojedynczej to prostu zauważenie, że wszystko co robimy, i wszystko czym jesteśmy i byliśmy – to idee. Odbywa się to wewnętrznie, w naszym rozumieniu, i nie ma nic wspólnego z czyimkolwiek działaniem czy zachowaniem. Zaczynamy coraz bardziej żyć w świadomości tego, że materia nie jest po prostu pojmowalna inaczej, niż jako punkt w umyśle.
Zaczyna do nas docierać, że to rozumienie jest, świadomie bądź nie, podłożem jakiejkolwiek w ogóle decyzji.
Idąc przez życie, i robiąc wszystko to, co zrobić wypada, zauważamy: wszystkiego tego i tak doświadczamy przez umysł. Chodzi o dosłownie chwilę refleksji, raz na jakiś czas. Refleksja ta z czasem przeradza się w zupełnie nowy sposób patrzenia. Ten nowy rodzaj patrzenia jest ważny z prostego powodu: usuwa konflikt wewnętrzny. Konflikt wewnętrzny jest jak opór powstrzymujący cię przed życiem. Przesz do przodu – ale całe to porównywanie, osąd, (samo-)krytyka czy poczucie winy trzymają cię tam gdzie byłeś. Zwyczajnie nie sposób wesoło iść naprzód gdy się niesie w butach po kilogramie zardzewiałych gwoździ!
Spokój jaki wprowadza do twoich myśli całkowite przyjęcie, jest zarazem smarem oliwiącym mechanizmy zmian.
Przygotowuje on maszynę pod przyszłe ruchy i transformacje.
Zawieranie
W całkowitym przyjęciu swojego świata bez uczucia buntu czy winy pomoże nam idea zawierania.
Mówiliśmy już, ale powtórzymy to jeszcze prawdopodobnie na wiele sposobów: Wielka Idea Pojedyncza uczy nas, że świat ducha zawiera w sobie „świat materii”. Nie ma mowy o przeciwieństwie tych dwojga z tego prostego powodu „świat materii” jest niczym innym jak szczególnym przypadkiem świata ducha.
Bliżej prawdy nie da się dojść w słowach. Zdecydowana większość filozofii tzw. idealistycznych zupełnie to pomija. Zawieranie jest tu kluczowe – na ogół zapominamy o tym. Zawieranie to przeciwieństwo wykluczania Świat ducha zawiera świat materii, a nie go wyklucza.
Dlatego proszę, zwróćcie uwagę: nie powtarzam tu nic, co już jest znane. To o czym piszę nie stanowi przytaczania jakiegoś już istniejącego kanonu wiedzy, nie dąży też do połączenia wielu takich poglądów w autorski produkt. Podejmuję próbę sformułowania kompletnie nowej dla większości osób szkoły myśli.
Nie znamy nic innego niż umysł, ponieważ nigdy nie doświadczyliśmy żadnej rzeczy inaczej niż za pomocą umysłu. UWAGA! To w żaden sposób nie dezawuuje materii – może ona pozostać równie ważna, sensowna, istotna co dotąd. Sęk w tym, że umysł, jako jej źródło i stwórca – jest po prostu znacznie bardziej istotny!
Pokój i lustro
Typowym przykładem może być tu pokój z lustrem. Pokój zawiera lustro, które odbija część pokoju. Lustro wprawdzie odbija pokój, ale go nie zawiera, w sensie fizycznym. Nikt nie powiedziałby też, że są tu dwa równoważne elementy, które w dodatku się ze sobą kłócą. Nie, to pokój stanowi temat główny, i pozostaje on w absolutnej harmonii ze wszystkim co w nim jest. W nim, wśród wielu innych przedmiotów, znajduje się, absolutnie zadowolone ze swojej sytuacji, lustro.
Kluczowym powodem dla stworzenia podejścia całkowitego przyjęcia jest fakt, że tzw. „przeciwieństwo” tylko pozornie pozostaje przeciwieństwem. Skoro rzeczywistość jest jedna, i skoro stanowi jednorodne „kwantowe pole” – to jak może istnieć „przeciwieństwo? Proszę zatrzymaj się i rozważ to. To jest kluczowa różnica jaka czyni to o czym mówię innym od Platona i Wschodu. Jaki sens ma cokolwiek odrzucać jako nieduchowe (np. odrzucać materię, biczować się, czy umartwiać, a także być pięknoduchem-Kandydem, plus wszelkie możliwe inne warianty idealizowania niematerialności, włączając w to lucyferyzm, buddyzm i katolicyzm)?
Oczywiście, nie wypada pominąć materializmu. Zapytam cię też zatem: jaki sens odrzucać coś jako niematerialne? I co, na litość boską, da nam idealizowanie nieduchowości?
Idee Pojedyncze
Bazując na enneagramie, i jego rozszerzeniu – dodekaedrze opiszę w tym cyklu dwanaście Idei Pojedynczych, na których kanwie osnuty jest nasz świat. Idee te, czasami, w mistycznych naukach, określa się jako Dwanaście Czakr.
Idee Pojedyncze o jakich będę mówić to : Masa (1), Życie (2), Energia (3), Emocja (4), Czas (5), Intuicja (6), Przestrzeń (7), Uzdrowienie (8), Prawdopodobieństwo (9), Wola (10), Współczucie (11) i Oświecenie (12).
Te czakry nigdy jeszcze, o ile mi wiadomo, nie doczekały się analizy z czysto niedualistycznego punktu widzenia, jaki tu proponuję. Powszechnie próbowano natomiast wykorzystywać je, tak jak i wszystko inne, do umacniania form dualizmu. To nic, ponieważ i tak odegrały kluczową i przełomową rolę w naszym rozumieniu świata. Moim przyczynkiem jest tu jedynie dodanie ostatniego, brakującego elementu.
Zapis który proponuję ma całkowicie usuwać dualizm, a w dodatku czynić to bezkompromisowo, to znaczy bez czynienia wyjątków tam gdzie to daje (pozorną), duchową lub materialną, korzyść. Będzie on wskazywać na możliwość całkowitego przyjęcia każdej z Idei, tak aby doprowadziła ona do wyeliminowania mentalnego konfliktu, a także zaistnienia natychmiastowych korzystnych i twórczych skutków w życiu.
Kluczem do zrozumienia przydatności Idei Pojedynczej w życiu jest zrozumienie faktu, że powstrzymuje nas nasz własny osąd. Zrobienie kroku w kierunku autentycznej zmiany na lepsze wydarza się wtedy gdy zaakceptujemy siebie i innych takich jakimi są. Podstawowy powód gehenny zostaje wtedy wycofany, i w naturalny sposób pojawia się rozwój.
Gdybym był mechanikiem, porównałbym to do jakiegoś rodzaju postawionego na głowie silnika. W normalnym silniku mamy alternator – dwa magnesy ładowane na zmianę prądem o przeciwnym kierunku, wywołujące ruch wirowy osi. Tu sytuacja jest dokładnie odwrotna. Dopóki istnieje osąd (dwa przeciwstawne bieguny), ruch pozostaje zablokowany. Gdy jednak jakimś cudem uwierzymy, że interesuje nas tylko jeden biegun – wówczas nagle wszystko puszcza i rusza naprzód.
Przyczyna i skutek
W niniejszym cyklu przyjmuję pewne założenie, do którego przez cały czas odwoływać się będę w treści. Myślę, że sensowne będzie to założenie zdefiniować już tutaj.
Dla mnie świat bez cienia wątpliwości powstaje na styku dwóch części, Przyczyny – i Skutku. Przyczyna to noumenon – czyli duch (Ty). Skutek (świat fenomenów, czyli przejawień), to wszystko co widzisz. Używając naszej metafory pokoju z lustrem, Przyczyna to pokój, obiektywna rzeczywistość, która tam naprawdę jest, a Skutek lustro – ludzki umysł odbijający i zniekształcający pokój na swój sposób. Nazywam to, co odbija się w lustrze iluzją ale tylko dlatego, żeby podkreślić Twój wpływ na to. Możesz w dowolnym momencie przenieść lustro w dowolne miejsce pokoju, i będzie ono odbijać taką jego część jaką chcesz. W tym sensie to, co w nim widać, to iluzja W każdym innym sensie uważam to za 100% realne, podobnie jak za w 100% realne uważam przedmioty odbijające się w każdym lustrze jakie znam.
A oto puenta:
Istotą materii jest ILUZJA, że nie masz na nią wpływu.
Rozumiecie już dlaczego nazywam materię iluzją? Inne rozumienie iluzji mnie zwyczajnie nie interesuje. Nie twierdzę, że ta materia jest zła, czy mało ważna, czy że to ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie, ile mocy, pieniędzy, męstwa, zabezpieczenia na stare lata, zdrowotności, dobroci czy dzieci zgromadziłeś w jednym miejscu. Można to robić. Indywidualna sprawa. Jednak cała istota moich rozważań poniżej wskazuje właśnie, że – nie w tym sęk.
Mnie interesuje nie tyle sam świat przejawień, co zależność między noumenon i światem przejawień. To mnie przyciąga i to właśnie próbuje teraz opisać. Daleki jestem koncepcji iluzji w rozumieniu symulacji, uważam ją też za mylącą. Nikt niczego nie symuluje! Każdy kuje swoją formę i to jest jak najbardziej okej. Przedmioty w lustrze to realne przedmioty. Tylko to, że one są takie, czy inne po prostu nie jest tym, o co w tym wszystkim chodzi! Chodzi natomiast o samo nastawienie. Wtedy można kuć dowolną formę jaką się chce! To nad tym warto, przede wszystkim, popracować.
Twórcza iluzja
Twierdzę, że dopóki wierzymy w iluzję, istnieje między duchem a nią zależność przyczynowo skutkowa. Nasz duch jest przyczyną, iluzja – skutkiem. Oczywiście, to przyczyna jest twórcza, a nie skutek, bo to przecież przyczyna tworzy skutek. W lustrze odbijają się kwiaty, bo ktoś powiesił lustro vis a vis drzwi do ogrodu. Świetny przykład – kreatywna gospodyni zadbała o estetykę. Choć kwiaty w lustrze pozostają iluzją, jednak czyż nie ładnie wyglądają?
Twórcza przyczyna, może skutkować twórczą iluzją. Nie ma nic złego w twórczej iluzji, powiem więcej, sprawienie sobie takiej wydaje się najczęściej najlepszym co moglibyśmy dla siebie zrobić. W twórczej iluzji jest dobrze – cieszymy się twórczym życiem, w którym idee nie zderzają się ze sobą i w związku z tym nie ma tu napięć czy tarć.
Można też jednak stworzyć wariant inny: iluzję nietwórczą. Załóżmy, że ktoś powiesił lustro vis a vis toalety. Tego nikt rozsądny by nie chciał – toaleta kojarzy się nam z odpadami i wstydem. Patrząc metaforycznie, widzimy jak w lustrze odbija się napięcie, oschłość, poczucie winy, obraza, depresja i złość.
Ale zaraz, kto decyduje? I kto inny, jeśli nie Ty?
Hejaa!
Popatrzmy na to jeszcze raz – na skutek nieznanych, a trudnych do wyobrażenia sobie wydarzeń w świecie noumenalnym powstaje świat fenomenalny. To przyczyna tworzy skutek, nie odwrotnie. I teraz, jaki skutek stworzy przyczyna? Bo choć to skutek iluzoryczny, wciąż może być albo dobry dla nas albo nie – podobnie jak dobre czy niedobre bywają sny. Innymi słowy interesuje mnie, jak w naszym konkretnym przypadku, zamiast psioczyć, walczyć i krwawić – po prostu uruchomić Kreatywność.
Jak żyć twórczo i dobrze? Jak odpuścić napięcia w umyśle związane z osądzaniem cudzych iluzji i przez to z jeszcze większą rozkoszą (i wyuzdaniem) zagłębić się we własnej? Jak przestać się porównywać, tudzież niecierpliwić? Jak zaniechać obrażalstwa, niskiej samooceny, próżności, moralizatorstwa, płycizny, wyniosłości i miliona innych ludzkich przywar, a zamiast tego zająć należne sobie miejsce na zjeżdżalni – i hejaaa!?
Dwanaście Idei Pojedynczych pokazuje dwanaście różnych sposobów ugryzienia tego. Nie są to jakieś ezoteryczne sekrety – na pewno każdy z nich znacie doskonale z codziennej praktyki. Twórczość i dobre życie trochę inaczej współpracują z Masą, inaczej z Życiem, inaczej z Energią, jeszcze inaczej z każdą z pozostałych Dwunastu.
Do tego wszystkiego doprowadziła mnie analiza enneagramu - bo to właśnie tam, każda z (dziewięciu pierwszych) Idei opisana jest na dwóch poziomach – noumenalnym i fenomenalnym Po raz pierwszy też dzięki enneagramowi (potem Tarotowi, który stanowi kod zawierający i poszerzający enneagram) zobaczyłem, że istnieje ścisła logika przechodzenia noumenonu w fenomen, odmienna w przypadku każdej Idei, i w fascynujący sposób zazębiająca się z pozostałymi, dowodząc po prostu, że wszystkie one reprezentują próby wyjaśnienia niemal niewyrażalnej językowo Wielkiej Idei Pojedynczej.
Przyglądaniu się tej logice na bazie codziennych sytuacji (irytacji i.... innych niuansów) poświęcony jest niniejszy cykl.
◀ ► Grzybnia-Q ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Nie, ponieważ to „co jest” nie istnieje bez twojej zgody na to.Naprawdę?
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Opinia nie opinia, w każdym razie sąd. Orzeczenie.
Istnieje (bowiem) rozpowszechniony "na ezoterycy" (jak: "na lewicy") pogląd, że "ja jestem twórcą swojego świata", "ja sobie to wszystko wybrałem", "wszystko to jest moje dzieło -- albo, gdy źle poszło: moja robota", itp. Za czym idzie (it’s followed) kolejny osąd: "za wszystko to, co mi się porobiło, ja jestem odpowiedzialny". Teraz przesiadamy się do gabinetu psychoteraputy, kołcza lub duchowego mistrza (który może być Azjatą, ale nie musi) i słyszymy to zdanie od tamtego Autorytetu: "Tak, to ty sam/a narobiłeś/aś tego bigosu, za to odpowiadasz, winny/a jesteś." -- Co już dawno i wiele razy wytykano jako kapitalistyczny i indywidualistyczny błąd (pseudo-)terapeutyczny, trik polegający na przerzuceniu całej odpowiedzialności na zdołowanego klienta/pacjenta i obciążeniu go (rzekomą) winą.
To jedno. Drugie, ogólniejsze, że w całym (chyba) tekście tym, co jest zajmowane i rozważane, jest jednostka. I mam wrażenie, być może niesłuszne, że to kolejny traktat o tym, jak jednostka ma uczynić siebie szczęśliwą. Ale jednostkami jesteśmy tylko od czasu do czasu i w szczególnych okolicznościach, i tylko niektórzy. Sytuacja bycia jednostką jest rzadka. Raczej jesteśmy włączeni w społeczność, a ostatecznie: w społeczność planety Ziemi. Mam drugie wrażenie, że jakaś część "publiczności" jest znużona uszczęśliwianiem siebie jako jednostek i bardziej czeka na nauki o tym, jak działać (razem z innymi) i jak osiągać cele (które są nie tylko ich jednostkowymi celami).
Ten wątek pojawił się w Tarace (w kontekście cokolwiek ezoterycznym) dwa lata temu, za sprawą propagowanej przez Roberta Palusińskiego metody Dragom Drea
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Ciekawy jestem kolejnych wpisów w tym cyklu ;-)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](https://c1.staticflickr.com/1/222/443963868_23033022c3.jpg)
A poważnie, chociaż z małym związkiem z Twoim tekstem:
Mamy wielkie nasycenie programami osobistego rozwoju i doskonalenia.
Ale jest niedosyt podobnych programów grupowych.
Może coś o tym napiszę osobno.
60 odcinków? -- Z radością!
Bo już nie mogę doczekać się zapowiedzianych Dwunastu Szczególnych Idei Pojedynczych, od 1-Masy do 12-Oświecenia.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
Dziękuję i rozumiem
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.