10 grudnia 2017
Krzysztof Wirpsza
Serial: Idea Pojedyncza
Dzieje Buły, albo jak zaciskała się Masa
Idea Pierwsza – czyli praca z Jedynką Enneagramową, Pierwszą Czakrą, trigramem ch`ien (Niebo) i tarotowymi symbolami I. Magik i XI. Moc
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Grzybnia-Q ◀ ► Wybieram żywego kota ►
Masa ludzka prowadzi życie cichej rozpaczy. Tak zwana rezygnacja, to po prostu usankcjonowana rozpacz. Ze zrozpaczonego miasta udajesz się na zrozpaczoną wieś, by pocieszać się odwagą nutrii i norek. Nieuświadomiona rozpacz kryje się nawet w tym co nosi u ludzkości miano gier i zabaw. Nie ma w nich zabawy, ponieważ wykonuje się je po pracy. A przecież mądrość nakazuje nie robić rzeczy rozpaczliwych.
Henry Dawid Thoreau (ennea 1), Walden
W kiepskim świecie, kiepskie sprawy
Marne życie i zabawy
piosenka z serialu „Świat według Kiepskich”
Pierwszym i podstawowym miejscem gdzie tracimy Wielką Ideę Pojedynczą, jest wszechobecne zaciskanie nieskończonych kwantowych możliwości, w miałkie życie. Mieliśmy znaleźć Tworzenie, zamiast niego odnajdujemy przekleństwo taniego naśladownictwa, klecenia byle jak i gdzie, płycizny nieprzewidywalnych, śmiechu wartych katastrof i żenujących ciosów poniżej pasa w jakich specjalizuje się życie. Owo zaciskanie, owa próba ujrzenia swojego „zwykłego życia” tam gdzie natura przelewa się, kłębi i iskrzy miliardem dzikich możliwości znane jest w naszym świecie jako Masa.
Jedynka enneagramowa, ów słynny Perfekcjonista, jest jednym ze sposobów mówienia o Masie. Perfekcjonista wg enneagramu, to dramat człowieka, który próbuje wyrzeźbić swój świat dokładnie tak jak należy, podczas gdy w rzeczywistości nic nie należy, a wszystko jedynie można. Pomimo naszego wielkiego pragnienia, aby rzeczy pozostawały bezpiecznie i normalnie, świat wciąż tańczy dookoła, zaskakujac. Sprawia że to co przed chwilą zdawało się być określone, za chwilę zmienia kształt, znaczenie, przeznaczenie, wygląd i funkcję, a rzeczywistość zamiast po istnieć wydaje się wrzeć, tętnić, koziołkować, zmieniać i wymykać opisowi.
Napięcie wynika stąd, że za wszelką cenę pragniemy osiągnąć konkretne cele. Jakaż to jednak okazuje się być parodia, gdy odkrywamy, że te rzeczy, których niby chcieliśmy wiodą nas na manowce, podczas gdy inne rzeczy, te których unikaliśmy, wiodą nas ku zaspokojeniu i zrozumieniu. Jak się w tym odnaleźć?
Dramat Masy polega właśnie na tym – niemożliwości określenia czym dokładnie jest ten pozorny konkret. Człowiek miota się, święcie przekonany, że tak właśnie powinno być, a jednocześnie męczy się potwornie, ponieważ nie może dopiąć swego, zupełnie jakby zmagał się z niewidzialnym gigantem. Ostatecznym rozwiązaniem byłoby niejako z góry przyjąć, że rzeczywistość pozostaje żywym tworem (a nie martwą bryłą), i że w związku z tym istotne byłoby poznanie jej intencji zanim poweźmiemy działanie. Gdy poznamy czego ona chce od nas, dopiero wtedy możemy podjąć jakąś próbę pertraktacji. Jest to podstawowy mechanizm życia – fakt, iż powinniśmy najpierw skomunikować się z nim, poczuć je w sobie, poczuć się jego cząstką, a dopiero potem dokonywać wyborów.
Syzyf
Podstawowy symbol Masy ma na imię Syzyf. Choć król, czas upływa mu na wtaczaniu kamienia, który ciągle spada. Zjawisko to, zwane pechem, garbem, prześladującym człowieka niepowodzeniem, a także marnością spraw ziemskich, sugeruje, że życie jest ciężkie i polega na nieustannym rozpadzie. Syzyf, jest przeniesieniem idei Masy na grunt psychologiczny – kamień staje się życiem, maluczkością, materialnością i ciągłym mozołem ziemskich spraw..
Oczywiście obok tego podejścia, rozważamy też inne, antagonistyczne. Nie jesteśmy w nim masą, kamieniem, strukturą mineralną, czy innego rodzaju materialnym obiektem, ale pewnego rodzaju fenomenem duchowym, czy, jak chcą niektórzy – kwantowym. Taki fenomen różniłby się i to w sposób znaczny od materialnego obiektu, przede wszystkim w ten sposób, że dawałby większe możliwości zarówno przeżywania, jak i zmieniania przeznaczenia. Masa pozostaje zawsze wiadoma, określona, podczas gdy kreatywny potencjał (duch) może zmanifestować się na rozmaite sposoby. W niniejszym tekście przyjrzymy się, w jaki sposób nieskończona możliwość ducha „staje się” Masą, a raczej w jaki sposób udaje ona Masę, z pozoru zamrażając oszałamiające perspektywy w siermiężny świat „Kiepskich”.
Spokojnie. Nie będziemy się tu zastanawiać czy Masa naprawdę istnieje czy nie – uważamy to za spór czysto akademicki. Chcemy natomiast wyjść poza banalną kwestię istnienia bądź nieistnienia rzeczy i zająć się czymś znacznie ciekawszym. Ich funkcją. Jeżeli nawet te wszystkie uciążliwe rzeczy i sprawy codzienne naprawdę istnieją, to... po co? Czy tak jak się powszechnie uważa po to aby dać nam jakieś zajęcie na te 80-90 lat (patrz serial Kiepscy)? Taki Syzyf na przykład ma wspaniałe zajęcie na resztę dni. A może one istnieją w zupełnie innym, zgoła niematerialnym celu? Na przykład po to, aby nam – coś pokazać?
A co miałyby nam pokazać?
No cóż, chyba jedynym co mogłyby nam pokazać, jest fakt, że jesteśmy również ową wyższą kwantową rzeczywistością. A nie jedynie Masą.
Zła ciocia
Robaczek w swej dziurce jak docent za biurkiem,
I pszczółka na kwiatkach jak kontrol w tramwajach,
Tak dłubie i gmera napisze, wymyśli,
Obejdzie wokoło, zabrudzi, wyczyści,
I krzaczek przy drodze i brat przy maszynie,
Jak noga w skarpecie sprzedawca w kantynie,
Kamyczek na polu i strażnik na straży,
Lodówka wciąż ziębi, kuchenka wciąż parzy,
A po co, a po co tak dłubie i dłubie,
A za co, a za co tak myśli i skubie,
I tak się przykłada i mówi z ekranu,
I bredzi latami wieczorem i ranooo...
Kuba Sienkiewicz (ennea 1), „To już jest koniec” (fragment)
Zła ciocia pojawia się nagle. Ma jeden krzywy ząb, jedno oko na Maroko i baardzo krzywe spojrzenie. W ogóle wszystko w niej jest krzywe, brakuje tylko zakrzywionego nosa Baby Jagi, no i kordelasa za pasem. Wszystko krzywe, powykrzywiane, bo sama ciocia się zapadła i zakleszczyła, zagryzła w sobie, zakrzywiając dookoła czasoprzestrzeń. Ciocia jest Nieograniczoną Przestrzenią Możliwości zagiętą w Bardzo Zwykłą Masę, czyli światem zaciśniętym w rzecz.
Nie ma zmiłuj – jest to co jest. Swoją nieodwołalnością Ciocia przypomina moje nauczycielki z podstawówki. Jak one ma wąsy, pypcia na nosie. no i wkrótce okazuje się że bingo – też jest nauczycielką. Uczy, jak to teraz bywa, jakichś sześciu przedmiotów, uff.
Ciocia opiekuje się dziećmi znajomych, którzy wyjechali na parę dni na urlop. A ja, ze względu na moją ruchliwą i wszędobylską naturę, uzyskuję jak zwykle status podglądacza. Szacun jak ona ma poogarniane to całe „wychowywanie”. W ogóle ja, człowiek który nigdy nie zdecydował się na „wychowywanie” kogokolwiek, oprócz może własnego kota, o i szczeniaka, i pary papużek w dzieciństwie, podziwiam wszystkich, którzy wzięli na siebie te robotę. Trzeba się tu naprawdę zagiąć i zacisnąć w twardą, niezmiernie wymierną bułę.
Sam mogę porozmawiać z dziećmi, mogę wyraźnie dookreślić granice w tym czy owym, powiedzieć co mi się podoba, co nie, ale dzieje się to jednak mimo wszystko na marginesie mojego pola uwagi, w specyficznej przestrzeni niezaciśniętej. Nie mam, znaczy, zaplanowanych długofalowych algorytmów radzenia sobie z fenomenem dziecka – ponieważ nie mam i nie zamierzam dzieci mieć, nie przepadam za nimi i ogólnie, nie jestem dziecioznawcą. A tu proszę ludzie się na tym „znają” i to jeszcze jak!
Zła Ciocia jest akurat przykładem strategii ciężki kaliber. Bynajmniej nie twierdzę, że wszyscy „znają” się w ten sposób. Widziałem ludzi „znających się” na bardzo miłe, przyjemne sposoby. A jednak ciocia jest dobrym przykładem, ponieważ pokazuje ekstremalne zaciśnięcie. Można by jej stan skupienia porównać do ciała stałego, podczas gdy pozostałe systemy wychowawcze oscylują gdzieś między cieczą a parą. Ekstremalność, jako wyrazista, jest dobra w funkcji symbolu. Po prostu dokładnie wiadomo o co chodzi i jaka treść się kryje. Pamiętając więc, że to symbol, a zatem coś w miarę uniwersalnego, dającego się zastosować w różnych sytuacjach, przejdźmy teraz z powrotem do Cioci.
Każde zdanie jakie wygłasza do dzieci jest bezapelacyjne i nieodwołalne ową wstrząsającą do szpiku, nieznoszącą słowa sprzeciwu nieodwołalnością kogoś kto wie. Idziesz teraz do łóżka. Oddasz mi w tej chwili telefon. Jest po dwudziestej drugiej, o tej porze nie je się zupy. Wibracja buły przeszywa na wskroś, przypominając w tym Głos z Diuny Franka Herberta, kiedy to matka wielebna Gaius Helen Mohiam wydawała komendy za pomocą przemyślnej intonacji, a ktokolwiek je słyszał, zastygał zmuszony aby natychmiast wykonać. Taka oto Matka Wielebna siedzi teraz w salonie z aneksem kuchennym, siedzi na taborecie, nie jak tamta na tronie, i szafując władczym głosem, po współczesnemu, pomaga dzieciom odrabiać lekcje.
Buły krzemienne, z hasła Buła z Wikipedii
Normalność jako sidła
Pukam do drzwi kamienia
Otwórz!
Nie mam drzwi.
Wisława Szymborska (ennea 1) Rozmowa z kamieniem
Zła Ciocia jest tu synonimem wiedzenia jaka jest rzeczywistość, tylko dlatego, że jest to naturalne, że w ten sposób od wieków zachowują się ludzie. Jest normalna na wskroś, banalna oczywistą naturalnością cioci, codzienna do szpiku kości i kiepska skrzeczącą kiepskością Kiepskich. Jest też zawzięta w tym, żeby robić wszystko jak trzeba, to znaczy pracować, uczyć, spać, myśleć, rozmawiać, gotować i wychowywać dzieci – dokładnie tak jak to się robi.
Tak się robi
Podłogo
Błogosław nam pod nami
Błogo – o, łogo
Miron Białoszewski (ennea 1) – Podłogo, błogosław!
Traf chce, że jedno z dzieci odrabia właśnie pracę domową z religii. Pytanie do rozważenia w domu brzmi oczywiście nomen omen: za jakie sprawy jako dorosły weźmiesz odpowiedzialność. I Zła Ciocia dyktuje – weźmiesz za rodzinę, weźmiesz za ojczyznę, weźmiesz za działalność charytatywną na rzecz ofiar huraganów. A żeby nie było wątpliwości z rozbrajającą szczerością wyjaśnia – przecież ksiądz właśnie to chce usłyszeć. I wszystko jest super. Zła Ciocia jest tu tylko symbolem czegoś co sam sobie robię na co dzień odkąd ukończyłem lat 14 – robienia czegoś dlatego, że tak jest przyjęte (i Ameryki się nie odkryje). Dlaczego? Ano, bo tak.
Wtedy z Ciocią, nie chciałem już dorzucać swoich wywrotowych idei, zaczynających się od słów „zastanów się...”. Bałem się że to będzie z mojej strony zwyczajnie nieuprzejme. Daleko mi do odwagi Gombrowicza, który wchodził na stół i zdejmował gacie. A zatem zmilczałem, pozostając przy samej tylko obserwacji, beznamiętnie (pozór!) mieszając cały czas łyżką w herbacie.
Zresztą, czy ja jestem jakimś tytanem „zastanawiania się”? Jeśli tak wyszło, to pardon. Nie, nie chcę być niczego tytanem, nawet „zastanawiania się” (które owszem lubię, ale bez przesady). Zdaję sobie natomiast doskonale sprawę, że większość rzeczy w życiu robi się mechanicznie, czyli dlatego, że inni, oraz dlatego, że trzeba, oraz dlatego, że coś rozumie się samo przez się. Nie ma w tym nic złego, szczerze mówiąc nie bardzo wyobrażam sobie, że coś się tu zmienia. Jeżeli do czegoś namawiam to raczej do podejścia kreatywnego. Innymi słowy, zachęcam do wypatrywania okazji.
Okazja
Lampa stała na stole włosy rosły na głowie
buty stały na szafie, młodzi pili na zdrowie
jedni mieli pretensję, drudzy mieli uwagi
wytrąciłaś mnie z równowagi
Kuba Sienkiewicz (ennea 1), Wytrąciłaś mnie z równowagi
Okazja to jest właściwy moment. Wstrząs, który narusza ramy tego, co się uważało za jedynie poprawne. Inaczej niż zazwyczaj, robi się ciekawie. Chodzi o to, żeby po tym wstrząsie, nie wrócić do buły, nie zbudować jeszcze większych zasieków i jeszcze bardziej nie zamknąć się w swoim jak należy. Jeżeli wytrącenie z równowagi potraktujemy jako okazję, staje się ono drogą. Widzisz, że ta rzekomo jedyna prawda, która do tej pory obowiązywała, wcale nie jest tak prawdziwa, jak i się wydawała. Otwiera się pole do zabawy – i do eksperymentu.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wisława Szymborska (ennea 1) Nic dwa razy
Oczywiście człowiek nie musi. Możemy, jak kościół katolicki, jak polska mentalność w ogóle, jak mentalność edukacji, czy właściwie dowolnego wielce oficjalnego obszaru, unikać jak ognia tematu świeżego spojrzenia. Naszą naturalnością będziemy wtedy sami udowadniać świat Kiepskich, i pozostanie on nędzny, ponieważ ładujemy w tę nędzę dzień i noc nieprzerwaną siłę. Tworzymy niekwestionowany kształt osoby, sytuacji czy zdarzenia, podtrzymywany przez od wieków stosowane chwyty utrzymujące je w stanie kiepskiej oczywistości.
Dużą pociechą pozostaje fakt, że rzeczywistość, dla tych którzy to widzą, i tak pozostaje taka jak w opisie Szymborskiej. O czym nie omieszkamy napisać w kolejnych odcinkach.
◀ Grzybnia-Q ◀ ► Wybieram żywego kota ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Oczywiście, wół, zwierz jak najbardziej Jedynkowy.
Samo słowo pol. buła, bułka z łaciny (tak!), od bulla = bąbel, guz, a dalej nazwy różnych przedmiotów, w tym okrągłych ołowianych (sic!) pieczęci, od czego "bulle papieskie" czyli niepodważalnie orzekające dokumenty. Więc też w domu jesteśmy.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Na nowiu jedzą kluski z ołowiu.To też o Jedynce.
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Wojtkowi pokłon, że puszcza Wirpszę, bo ta tematyka już nie w linii programowej Taraki. Wdzięczny jestem!
A Pan Wirpsza czytuje Larkina? Jak nie - to podaruję na święta w tłumaczeniu jedynie szanowanym Barańczaka. Napisać proszę na roman(zavináč)kam.pl
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/12736019_1102837119768878_628138003_n.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Chóry anielskie katolikom, chóry hurys muzułmanom, a agnostykom i ateistom to nie wiem kto ma zaśpiewać na ten nowy rok, ale dobrego wszem i wobec. Dobranoc.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Anthony De Mello, który przytacza tę dykteryjkę w "Przebudzeniu", jednej z najlepszych i najuczciwszych książek o duchowości, nie opisuje co dalej, ale ja, ze swym niemal 40-letnim stażem w związku wiem: na nic precyzja, biedny, biedny Websterze - gdyż, by ciąg dalszy opisać, nie starczy i kilku słowników :)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.