21 lutego 2020
Mirosław Czylek
Serial: Ekopolityka
Ekologia i infantylny liberalizm
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ ► W poszukiwaniu zielonej polityki ►
Od paru lat z dość dużym zaangażowaniem obserwuję liczne metody strategii i prób wprowadzania do rzeczywistości ekologicznych systemowych zmian i pomysłów.
Od paru lat z dość dużym zaangażowaniem obserwuję liczne metody strategii i prób wprowadzania do rzeczywistości ekologicznych systemowych zmian i pomysłów. Działania te mniej lub bardziej widocznie wchodzą do świata „normalnych”, „spokojnie sobie żyjących”, „nie wtrącających się w cudze życie” ludzi. Ekologiczne ekstrawagancje i lewackie pomysły z new world orderowej Unii Europejskiej, lub drapieżny, totalitarny, marksistowski ekologizm – jak powiadają niektórzy święci pasterze [np → TU] – zaburzają zastany spokój i dotychczasową harmonię. Nerwową reakcją kulturalnego ludu stają się filozoficzne wstawki i myśli swobodnie przez bywateli rzucane, pokroju: „nikomu to wcześniej nie przeszkadzało”, „człowiek dawał sobie radę”, „teraz to nie ma czasów, kiedyś to były czasy”, „eko-zboczeńcy zaglądają mi do talerza ze smacznym mózgiem małpy” lub „kiedyś to można było w piecu ekologiczne kalosze palić, a teraz to nawet papierosa na przystanku spokojniutko ćmić nie wolno, by kulturalnie tego peta wyrzucić na ulicę, trzy sekundy przed zamknięciem drzwi autobusu”.
*
Ludzka natura często działa jak małe dziecko, które chciałaby mieć ciastko i zjeść ciastko. Jest to uprawomocniona teza zwłaszcza, gdy spojrzymy się polskim realiom intelektualnym oczytanych i znających życie od podszewki internautom, influcenerom lub blogerom. Oni wiedzą. My wiemy. Pan wie, pani wie. Całe społeczeństwie wie. W przeciwieństwie do tych przekupionych za judaszowe srebrniki naukowców i badaczy.
Gdy przyglądam się pewnym reakcjom i oczekiwaniom ludzkim, bawią mnie wymagania i uwagi w stosunku do otoczenia przy jednoczesnym braku ograniczeń i wyrzeczeń względem siebie dla celów dobra wspólnego („ratunku, komunizm!”). Adriana Rozwadowska w jednym z → artykułów przytacza badania pod kier. dra Czarzastego, w którym młodzi Polacy chcą mieć bezpłatną opiekę medyczną, lecz jednocześnie płacić niższe podatki. Sprzeczności jest oczywiście więcej: wolny rynek, owszem, ale „bardziej dla Polaków”. Dociąganie do standardów zachodnich – super, ale aby nie kosztem konkurencyjności, co w naszych lokalnych warunkach, gdzie głównym atutem jest tania siła robocza, znów brzmi niespójnie. W pewnym momencie pada piękne słowo, użyte przez dra Adama Mrozowickiego: INFANTYLNY LIBERALIZM.
Infantylny liberalizm kojarzy mi się z tym, o czym pisałem w poprzednich artykułach [np → TYM]. Nasze niedojrzałe i regresywne społeczeństwo, cierpiące z powodu prawicowego zwichnięcia (zwłaszcza w kontekście kulturowo – relacyjnym), jest bardziej podatne na legendę o wykuwaniu swojego losu i bajeczki w stylu American Dream. Powtórzę smutne refleksje: „Otóż, jest to fantazja o samostanowieniu, atrybucja wewnętrzna, czyli przypisywanie sobie sukcesów tam, gdzie nie do końca jest to prawdą. Mit American Dream, od pucybuta do milionera, jest umocowany w polskim społeczeństwie bardzo, bardzo silnie. (...) Okazuje się, że według Europejskiego Sondażu Społecznego aż 60 proc. Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, że duże różnice dochodowe są akceptowalne, jeżeli są wynikiem talentu i wysiłku. Dla całej Europy ten odsetek wynosi tylko 40 proc”.
*
Dziki kapitalizm miał przez ostatnie prawie trzydzieści lat cichego sojusznika w postaci perwersyjno–niedopowiedzianej relacji między polskim kulawym prawodawstwem a przetrąconą i przekazywaną z pokolenia na pokolenie mentalnością, promującą ogrywanie instytucji i urzędników wszelakich. Przykład dla maluczkich przedsiębiorców szedł prosto z góry, z korporacji, które umiejętnie wykorzystywały benefity rządowe lub uśmiechały się w stronę rajów podatkowych, ogrywając często jak dzieci instytucje lub nadzory sprawujące nadzór i kontrole nad prawidłowością działalności firmy. Opóźniony efekt tych zaniedbań „sensacyjnie” odkrywamy w polskiej prowizorycznej rzeczywistości, a to dopiero wierzchołek góry lodowej. Juliusz Gardawski, uczestniczący jako ekspert naukowy w badaniach dra Czarzastego, przekazuje w → jednym z wywiadów bardzo ciekawe uwagi: „w praktyce liberalny model gospodarki, którego warunkiem jest właśnie szacunek dla instytucji prawa, się posypał. A politykę rozumie się u nas raczej jako przeciąganie liny pomiędzy różnymi grupami interesu niż dążenie do dobra wspólnego”. Nie! Nie posypał się. On po prostu nigdy na poważnie nie zaistniał.
Grupy interesów kontra dobro wspólne. Infantylny liberalizm kontra wyjście z bańki egocentryzmu do ludzi. Rozum i przedsiębiorczość kontra przewrażliwienie i fochy miłośników żabek i sarenek, czy estetyki miejskiej. Motyw przemilczanej wojny pomiędzy wolnością „czynienia sobie ziemi poddanej”, a „interesem wspólnym” jest bardzo, bardzo częstym elementem polskiego krajobrazu politycznego. I nie, nie jest to wcale rzecz tak często wykorzystywana w polskiej debacie publicznej przez polityków – ekologów. Oni jeszcze dopiero raczkują i mają naprzeciwko sobie regresywną, zdecydowanie nie-zieloną mentalność. Temat ekologii jeszcze nie cieszy się dużą popularnością, nie daje wyraźnych wskaźników poparcia. Jeśli już ktoś wprowadza ekologię na salony, to czyni raczej wyrzuty wobec niej i „lewej strony dyskursu politycznego”, niż widząc w niej okazję dla rozwoju i pozyskania rzesz wyborców. Czego dowodem mogą być np. te wypowiedzi i opinie.
Przy okazji ostatniego obrazka polecam kilka tekstów związanych ze zmianą estetyki przestrzeni miejskiej: [1], [2], [3], czy [4]. To jedno z licznych zderzeń, w którym liberalna ekonomia (i luźne podejście do przestrzeni miejskiej) zderza się z interesami mieszkańców i szeroko rozumianą estetyką (i nie tylko estetyką). Nie, temat nie jest śmieszny, jest bardziej poważny, niż sobie zdajemy sprawę. Proszę, przykładów długo nie trzeba szukać [5]. Niektórych scen nie powstydziłbym się sam Bareja [6].
Oto wielka tajemnica dyskursu. Ekologia jako system. Holizm. Wszystko ze wszystkim, naczynia połączone. Samochody. Mięso. Plakaty. Smog. OZE. Drzewa. Szpetne budynki. Dziki. Retencja wody. A wśród nich ona. Na czarnej, trędowatej szkapie, „naszej szkapie”. Ona. Przemilczana polityka. Syzyfowe próby potraktowania wyzwań ekologicznych jako dyskusji ponad-politycznej. Próby laboratoryjnego zamknięcia racjonalnych dyskusji wobec dzikich światopoglądów: społecznego, kulturalnego, ekonomicznego czy jakiegoś innego istotnego paradygmatu. Tego pragnie Syzyf ekologii. Ale od tego politykowania i wojen o władzę i wpływy nie da się uciec. Nie da się ekologii zamknąć w fajnych małych społecznościach, jak Indian w rezerwatach. Nie da się jej ograniczyć do eksperckich diagnoz, do narcystycznych czasami narracji tych, co kreują się na wielkich systemowych odkrywców. Nie da się debatować wyłącznie o węglu, pomijając dobrostan zwierząt. O miejskich korkach, udając, że miasto ma szpetną estetykę. To się nie uda. Wąska i hermetyczna merytokracja w sporze na argumenty to utopia. Ekologia zawsze będzie umocowana w polityce. Jedna szwedzka nastolatka z rudymi warkoczykami uczyni w pewnych kwestiach więcej, niż sto paneli klimatycznych i milion artykułów w prasie i na blogach. Możecie być na nią wściekli, możecie strzelać do jej rzekomych mocodawców lub oferować jej darmowego psychiatrę, ale już przegraliście na starcie. Media wpadły w pułapkę wolnościowców – zasada uzyskiwania korzyści częściej promuje materiały łatwiejsze do sprzedaży, niż materiały wymagające myślenia. Do momentu, kiedy nie osiągnęliśmy pułapu cywilizacji z postapokaliptycznych wizji (typu „Blade Runner”, „Terminator” czy „Ghost in the Shell”), dopóty emocje biorą górę nad stosami rozważań.
Tak jak infantylny liberalizm dopuszcza sprzedawanie każdego produktu w sferze kultury (czytaj: grafomanię, wulgarne umpa umpa lub patostreaming), tak samo nie powinien kręcić głową, że mało osób czyta mądre teksty. No cóż, mało, widocznie mądre teksty gorzej się sprzedają, zatem – czas zmienić pracę i pisać teksty głupie? Oczywiście żartowałem – postaram się w kontynuacji tematu trzymać pion. I poziom. Bo kontynuacja już niedługo. Wiele zasygnalizowanych wątków w tekście już zostało napisanych.
P.S. Memy wyśmiewające Gretę Thunberg można już liczyć w setkach, dlatego postanowiłem dać sobie z obrazkami spokój.
*
◀ ► W poszukiwaniu zielonej polityki ►
Komentarze
Polak to straszne zatrzymanie w rozwoju. Żadnej nadziei.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.