zdjęcie Autora

23 lutego 2016

Kamil M. Kaczmarek

Europa pogańska
Fragmenty książki „Religijne korzenie Europy”, 2016 ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Nasza cześć dla seksualności, tej łączącej ludzi potęgi, nie jest aby tą czcią, którą starożytni obdarzali Afrodytę? Nasz szacunek do przyrody, radość z kontaktu z nią i oburzenie na bezmyślne krzywdzenie zwierząt nie przypomina gniewu władającej kniejami

Fragmenty książki „Religijne korzenie Europy”, 2016. W Tarace za uprzejmą zgodą Autora i Wydawcy, www.niklot.org.pl.

Kaczmarek... Europy...

3. Skutki uboczne

Załóżmy, że jakimś cudem Europejczycy nawrócą się na chrześcijaństwo. [Sc. Na nowo, po obecnym kryzysie chrześcijaństwa i w obliczu zewnętrznych zagrożeń. – red. Taraki] Załóżmy, że jakimś cudem będzie to chrześcijaństwo, które samo jeszcze nie wyrwało sobie wszystkich pogańskich (lub choćby żydowskich) zębów i pazurów, które zdolne byłoby inspirować do walki o Europę i obronę europejskich wartości (na przykład katolicki integryzm czy protestancki fundamentalizm). Teraz jednak warto pomówić o skutkach ubocznych, które pociągała by za sobą taka terapia.

Najpoważniejsze skutki terapii chrześcijaństwem dotyczą rdzenia europejskości – sfery fundamentalnych przekonań, wartości składających się na europejskość. Aby te skutki (czyli cenę) określić, powinniśmy najpierw owe fundamentalne wartości Europejczyków wyliczyć. Co do wielu wartości się kłócimy: nie ma na przykład zgody, co do tego, czy pary homoseksualne powinny być traktowane na równi z małżeństwami, możemy nie zgadzać się co do stopnia ingerencji państwa w gospodarkę czy życie rodzinne, granic autonomii sztuki, etc. Sądzę jednak, że co do pewnych kwestii większość Europejczyków zgodziłaby się niezależnie od opcji politycznej. Są to:

1) rządy prawa, kształtowanego w racjonalnych procedurach, czyli wyrażającego rozum zbiorowości. Nikt nie zaakceptuje już arbitralności władzy autokratycznej, ani też teokracji wywodzącej prawo z jakiejś świętej księgi;

2) wartość postępu naukowego, wiedzy, poznania, edukacji. Uznajemy, że lepiej wiedzieć, niż tkwić w ignorancji, nawet jeśli wiedza może prowadzić do dyskomfortu;

3) jak zauważają antropolodzy, cechą charakterystyczną naszej cywilizacji jest też indywidualizm. Stąd cenimy bohaterów niezależnie czy wyrażają swój heroizm w świecie ducha czy materii, a darzymy pewną sympatią nawet tych, którzy manifestowali swą odwagę i wielkość przy lekceważeniu społecznych norm, jak różnego rodzaju buntowników (wliczając tu legendarne postaci, jak Robin Hood czy nasz Janosik);

4) wartość postępu technicznego. Cieszymy się z nowych wynalazków, czy to będą uprzyjemniające czas gadżety, czy urządzenia faktycznie zmieniające nasze życie, ułatwiające pracę, komunikację i komunikowanie się.

5) wartość seksualności: w seksie nie ma dla nas niczego złego. Uznajemy, że o swoim życiu seksualnym czy erotycznym każdy powinien decydować swobodnie, dopóki nie narusza wolności innych. Nie akceptujemy ani aranżowanych małżeństw, ani przesadnej pruderyjności, ani przemocy seksualnej;

6) uznajemy równość praw kobiet i mężczyzn. Choć możemy dyskutować nad tym, czy musi to oznaczać pod każdym względem identyczność ról, to nikt chyba nie zgadza się na sytuację, by kobieta była obiektem własności męża i by doznawała z jego strony przemocy. Stąd normalną dla nas formą małżeństwa jest monogamia;

7) szanujemy przyrodę: wolelibyśmy, by nasz rozwój nie dokonywał się za cenę jej nieodwracalnego zniszczenia. Lubimy zwierzęta, zwłaszcza psy i koty, nie zgadzamy się, by bezsensownie cierpiały, gdy można tego uniknąć;

8) cenimy pieniądze i nie uważamy za zbrodnię starań o powiększenie swojego majątku. Cieszy nas władza, którą odczuwamy w trakcie ich wydawania, i dlatego cenimy wolny rynek (dyskusyjne mogą być granice jego panowania), jako bardziej efektywną formę organizacji gospodarki niż gospodarka planowa socjalizmu;

9) w dziedzinie sztuki pozwalamy artystom na swobodny wyraz, nie narzucamy jej celów politycznych, moralnych czy religijnych. Nie chronimy ich jednak także przed swobodną oceną i krytyką ze strony innych publiczności;

10) jak słusznie zauważył Roger Scruton [2009], tym, co wyróżnia też cywilizację Europejską jest to, że lubimy alkohol i wypracowaliśmy kulturowe formy zażywania go w cywilizowany sposób w ramach naszego życia towarzyskiego;

11) kochamy dzieci, niewiele zachowań wzbudza w nas taki gniew, jak wykorzystywanie ich: czy to seksualne, czy w charakterze mięsa armatniego. Chcielibyśmy by miały lepsze życie od naszego, i temu podporządkowujemy nasze decyzje prokreacyjne. Socjobiologowie nazywają tę postawę wysokonakładowym rodzicielstwem (high-investment parenting) w przeciwieństwie do właściwej cywilizacjom południowym postawy niskonakładowego rodzicielstwa, stawiającego raczej na ilość potomstwa, niż np. na jakość jego wykształcenia.

Jak wobec tych wartości zachowałoby się chrześcijaństwo? Przypomnijmy, nie mówimy tu o obecnym, istniejącym chrześcijaństwie, które z jednej strony wiele z tych wartości podziela, ale z drugiej jest bezsilne, niezdolne do inspirowania faktycznej obrony cywilizacji naszego kontynentu. Mówimy tu o chrześcijaństwie, które do takiej obrony byłoby zdolne. Czy byłoby to chrześcijaństwo w wersji przedsoborowej, chrześcijaństwo, powiedzmy, Piusa X, czy też w wersji protestanckiego fundamentalizmu biblijnego.

Można sądzić, że chrześcijaństwo takie nie zaakceptowałoby, by ludzie, w demokratycznych procedurach ustanawiali prawa sprzeczne z prawem bożym. Nie zgodziłoby się na rozwój nauki podważającej prawdy wiary, nie tolerowałoby sztuki, która przełamywałaby ustanawiane przez nie tabu. Swoboda erotyczna stałaby się elementem przeszłości i budzących grozę kazań. Chrześcijaństwo takie zapewne nie wróciłoby już do aranżowanych małżeństw, ale z pewnością utrudniłoby rozwody, znacząco pogarszając sytuację prawną kobiet. Z doświadczenia wiemy, że chrześcijaństwo zasadniczo wspiera rodzicielstwo niskonakładowe, zgodnie z maksymą „Bóg dał dzieci to i da na dzieci”. Trudno powiedzieć, jaką to wojownicze chrześcijaństwo przyjęłoby postawę wobec wolnego rynku, ale jedno jest pewne i może najważniejsze: chrześcijaństwo, które byłoby zdolne chwycić za miecz w obronie naszej cywilizacji, miecz ten skierowałoby prędzej czy później przeciw wrogom najbliższym: wewnętrznym, przeciwko osobom niepodzielającym jego systemu wartości. Jest to niestety nieusuwalna właściwość każdego nieskażonego monoteizmu [por. Sloterdijk 2013], jeśli tylko zostanie wyposażony w odpowiednie środki.

Czy takiego właśnie ratunku potrzebuje Europa? Czy terapia taka byłaby w stopniu opłacalnym lepsza od choroby? Czy zapewniłaby Europie kulturowy rozkwit? Można mieć co do tego wątpliwości, uzasadnione nie tylko w oparciu o analizę istoty nauczania chrześcijańskiego, ale i o historyczne doświadczenia.

Może więc warto jednak poszukać terapii alternatywnej?


III. Terapia alternatywna. 1. Religijne źródła cywilizacji europejskiej

[...]

Czyżby więc Europa istniała jeszcze przed chrześcijaństwem? Czyżby mogła istnieć bez niego? Czy czerpała wówczas z jakiejś religii?

Przypomnijmy ponownie główne wspomniane wyżej wartości stojące u podstaw cywilizacji europejskiej.

Rządy prawa, prymat prawa nad arbitralną wolą władcy. Zaraz, czyż to nie tę wartość starożytni czcili składając ofiary Dzeusowi, władcy Olimpu, którego jednym z przydomków było Dzeus Nomos, czyli prawo? Bynajmniej nie dlatego, żeby on miał prawo ludziom dać, jako coś narzuconego boskim autorytetem, ale on uobecnia to, czym prawo być powinno: połączeniem siły z rozumem. Dzeus rządził światem rozumem, nie zaś arbitralną wolą.

Priorytet nauki nad fantazją, czasem nawet kult nauki, wiedzy, zrozumienia natury, wydzierania jej tajemnic. Nauka przymierza się z techniką, czasem nawet jej służy, poznając naturę udostępnia nowe środki wykorzystywania jej sił, by ułatwić ludziom życie. Czyż nie te wartości czcili starożytni w Atenie i Hefajstosie (np. w 20 Hymnie homeryckim)?

Czyż to nie Atena również, ta towarzyszka herosów, która dodawała im odwagi i inspirowała w najtrudniejszych próbach, nie nauczyła nas naszego indywidualizmu?

Nasze przyzwolenie na autonomię sztuki, na jej eksperymenty, nawet niezrozumiałe, i nawet nie oceniane wysoko, kultywowanie nauk humanistycznych, mimo iż nie wynika z nich nic bezpośrednio użytecznego, czyż nie płynie to z szacunku dla twórczego natchnienia, którego za pośrednictwem Muz użyczał Apollon? Czyż cała nasza zachodnia humanistyka nie wyrasta z tego słynnego zdania, widniejącego nad portykiem jego świątyni: „Poznaj samego siebie” (γνῶθι σεαυτόν)?

Nasza cześć dla seksualności, tej łączącej ludzi potęgi, nie jest aby tą czcią, którą starożytni obdarzali Afrodytę?

Nasz szacunek dla kobiet oraz ich małżeńskiej równości i praw, nie jest czcią dla Hery, Dzeusowej małżonki?

Nasz szacunek do przyrody, radość z kontaktu z nią i oburzenie na bezmyślne krzywdzenie zwierząt nie przypomina gniewu władającej kniejami Artemidy na pragnącego wygubić wszystkie zwierzęta myśliwego Oriona?

Nasza przedsiębiorczość i zmysł spekulacyjny mają na pewno coś wspólnego z Hermesem, opiekunem kupców i złodziei, skoro tak wiele instytucji finansowych umieszcza go na swych siedzibach.

Czyż tego, że nie jesteśmy posępnymi ponurakami, że potrafimy zdobyć się na lekkość, ironię czy złośliwą satyrę, również dzięki obecności w naszej kulturze i życiu codziennym alkoholu, nie zawdzięczamy Dionizosowi i jego darom? Fakt, że starożytni mieli swego boga wina nie wydaje nam się tak dziwaczny, jak bardziej posępnym kulturom, które alkoholu zakazują.

Czyż naszego stosunku do dzieci nie wyraża postawa Demeter, szukającej w rozpaczy po całej ziemi swej córki Kory? Czyż pomysł, by własne dziecko złożyć w ofierze bogu nie wydaje się nam równie obrzydliwy, jak Dzeusowi, który pokarał za taki czyn Tantala wieczną męką w Tartarze (w przeciwieństwie do Abrahama, który za analogiczny czyn został protoplastą trzech monoteizmów)?

Widzimy zatem, że choć nasze współczesne europejskie wartości trudno godzą się z religią chrześcijańską, to idealnie współgrają z religią założycieli naszej europejskiej cywilizacji. Więcej niż współgrają, zdają się wręcz z niej wyrastać. Okazuje się ponadto, że nie są to wcale wartości antyreligijne czy areligijne. Przeciwnie, wypływają z czystego religijnego źródła, źródła jednak, które nie zaczyna swego biegu na Bliskim Wschodzie, w Galilei, Jerozolimie czy Mekce, ale właśnie w Europie, w Grecji.

Wartości europejskie są wartościami religijnymi, ale są to wartości religii pogańskiej – greckiego politeizmu.

Teza, że źródła cywilizacji europejskiej wypływają z politeistycznej religii Greków może wydawać się kontrowersyjna, a nawet brzmieć jak prowokacyjne bluźnierstwo. Religię grecką, poznawaną przez wszystkich Europejczyków na lekcjach literatury trudno dziś traktować poważnie. Właśnie dlatego, że dowiadujemy się o niej w niereligijnym kontekście i w zbyt młodym wieku. Przyzwyczajono nas do wiary, że dawni bogowie są już tylko postaciami literackimi, niczym te zaludniające powieści Tolkiena. W rezultacie potrafimy o nich mówić wyłącznie w czasie przeszłym („Apollo był bogiem poezji”). W rezultacie w ogóle trudno nam skojarzyć tych bogów z religią. A przecież są to bogowie, i dla starożytnych słowo to nie znaczyło mniej niż dla nas. Bogowie ci nie byli dla założycieli naszej cywilizacji mniej realni, a może bardziej, niż dla współczesnych Jahwe, Allach czy Jezus. Jak powiada wybitny znawca greckiej religii, Walter Friedrich Otto:

Podziwiamy wielkie dzieła Greków, ich architekturę, rzeźbę, poezję, filozofię i naukę. Jesteśmy świadomi tego, że są oni inicjatorami umysłowości europejskiej, która od tak wielu epok raz po raz zwraca się do nich w mniej lub bardziej wyraźnych odrodzeniach. Uznajemy, że niemal we wszystkim stworzyli na swój sposób rzeczy niedoścignione, wręcz obowiązujące i wzorcowe dla wszystkich czasów. […] Ale czy sami bogowie, o których istnieniu świadczą posągi i świątynie, bogowie, których duch przenika całą poezję Homera, bogowie, którzy uświetniają pieśni Pindara, którzy w tragediach Ajschylosa i Sofoklesa wyznaczają miarę i cel ludzkiej egzystencji – czy rzeczywiście już nas nic nie obchodzą? Gdzież więc tkwi błąd? W nich czy w nas? Czy nie powinniśmy powiedzieć sobie, że nieprzemijalne dzieła nigdy nie stałyby się tym, czym są, bez bogów, i to właśnie bez tych bogów greckich, którzy zdają się nas już nie obchodzić? Czy to bowiem nie ich duch – i żaden inny – obudził twórcze siły, których płody jeszcze po tysiącleciach mogą poruszyć serca, a nawet nastroić do modlitwy? [Otto 2015a]

Uświadomienie sobie tego niesie ze sobą poważne i daleko idące konsekwencje. Skoro cywilizacje, zgodnie z zasadniczo słuszną tezą Huntingtona, wyrastają każda z jakiejś religii i na niej się opierają, a okazuje się, że religią tą dla Europy nie jest wcale chrześcijaństwo, że jest ono jedynie pozorem, polerką, lakierem czy farbą, która właśnie odpada, to otwiera się w istocie przed naszą cywilizacją druga opcja.

Byłby to powrót do korzeni, i to religijnych korzeni Europy, ale korzeni pogańskich.


Pogaństwo a politeizm

[...]

Szkolna definicja politeizmu jest nieco myląca, głosi ona, że jest to wiara w istnienie wielu bogów. [Hasło „Politeizm” w: Słownik języka polskiego PWN. [http://sjp.pwn.pl/sjp/politeizm;2572009.html] (dostęp: 2015–02–15).] Taką formę przyjmowały religie antyczne u swego schyłku, gdy cywilizacja europejska ogarnięta już została przez falę indywidualistycznego poszukiwania zbawienia duszy, falę, która wyniosła na tron chrześcijaństwo. Gdy spojrzymy jednak na antyczne religie w fazie, w której były najbardziej żywotne, gdy inspirowały najwspanialsze dzieła sztuki, nauki i polityki, okaże się, że politeizm jest czymś nieco odmiennym.

W politeizmie nie chodzi o to, by czcić wielu bogów. Nie byłby faktycznym politeistą ktoś, kto czciłby wyłącznie Afrodytę, Wenus, Freyę i Lejlę (wszystko to boginie miłości). Trudno za politeistę uznać też kogoś, kto by czcił tylko Hermesa i Hefajstosa. Bogowie bowiem nie są, jak Jahwe, samotnymi istotami, są wzajemnie powiązani różnorodnymi relacjami: jedni drugich darzą miłością, z innymi są w sojuszu, a w relacjach z innymi stale da się odczuwać napięcie.

Innymi słowy, bogowie nie stanowią zbioru, stanowią rodzinę, i tak jak w każdej rodzinie ich charaktery nie zawsze ze sobą harmonizują. Rodzina, to coś więcej niż suma członków, to pewna jedność, która ich przekracza, pewna historia wzajemnych relacji. Członkowie rodziny bez siebie nawzajem nie byliby tym, czym są. W rodzinie przeciwieństwa nie są sprzecznościami, ale niezbędnymi dla siebie dopełnieniami, punktami odniesienia i ograniczeniami. W przypadku bogów nie mówimy jednak zasadniczo o rodzinie, mówimy o panteonie. Politeizm nie jest więc kultem pewnego zbioru bogów, ale czcią bogów przynależących do określonego panteonu, pewnej organicznej całości.

Fakt, że Bogowie są ze sobą powiązani mimo, a często dzięki, występującym między nimi napięciom, posiada istotną konsekwencję dla wyznawców. Jeśli nawet ktoś modli się do Aresa, nie będzie patrzył wrogo na kogoś wylewającego obiaty dla Hestii (przecież to ciotka Aresa). Ktoś, kto czci Dionizosa nie może pogardzać jego przyrodnim bratem Apollinem (przecież są współmieszkańcami Delf). Szacunek dla małżeństwa wyrażany w kulcie Hery nie może wiązać się z negacją kobiecej niezależności, którą afirmuje się w kulcie Artemidy.

Wspomniane wyżej wartości konstytuujące współczesną cywilizację europejską częstokroć przybierają formy ekstremalne, trudne do zaakceptowania. Rządy prawa wyradzają się w nieznośną biurokrację, która nie słuchając, zawsze mniema, iż wie lepiej, co jest dobre dla rządzonych. Dążenie do zysku przebiega na drogach usianych trupami i łzami cierpiących, wiąże się z rosnącą dysproporcją bogactwa, neokolonializmem i sprowadzaniem coraz większych mas ludzkich poza sferę jakiejkolwiek aktywności ekonomicznej, dokonuje się często kosztem przyrody, a ochrona przyrody przy zupełnym ignorowaniu ekonomii. Walka o niezależność kobiet splata się czasami z nienawiścią do mężczyzn i wszelkich męskich wartości. Postęp techniczny i naukowy nie uznaje dla siebie żadnych granic etycznych czy społecznych, zapomina, że życie jest wielokrotnie bardziej skomplikowane niż procesy zachodzące w kontrolowanych laboratoryjnych warunkach. Afirmacja seksualności stacza się nierzadko w rozwiązłość i obsceniczne wyuzdanie niszcząc więzi małżeńskie. Same małżeństwa zaś istnieją często jedynie po to, aby dawać zadowolenie małżonkom, niezdolne do tworzenia czegoś ponad to, niechętne wreszcie do posiadania potomstwa. Troska o dzieci posuwa się do izolowania ich od realnego życia, umieszczania pod sterylnym kloszem pozbawionym jakichkolwiek zagrożeń czy problemów, choćby wiązało się to z odebraniem ich rodzicom. Używanie alkoholu, nie mówiąc o innych substancjach odurzających, często nie tylko wykracza poza ramy kultury, ale staje się główną treścią rozrywki, niszcząc zdrowie i relacje społeczne. Właśnie w tych ekstremalnych, choć nie tak rzadkich zjawiskach najgłębiej uwidacznia się potrzeba perspektywy politeistycznej, a nie tylko pogańskiej. Pamiętając bowiem, że dążąc do własnego celu, któremu patronuje jeden z bogów, możemy w którymś momencie obrazić innego z bogów czy bogiń, jesteśmy w stanie działać odpowiedzialnie. Zapewne odpowiedzialność jest możliwa bez religii, ta ostatnia ma jednak tę przewagę, że potrafi wychowywać ludzi na masową skalę i potrafi budować cywilizacje.


Brakujący bogowie

Ponadto nie wszyscy bogowie już powrócili. Zwłaszcza dwojga bóstw Europa dziś pilnie potrzebuje; potrzebuje odnowienia ich kultu i przywrócenia należnego miejsca w sferze publicznej wartościom, które reprezentują. Są to: Demeter i Ares.

Niewątpliwie zasługą chrześcijaństwa jest to, że pod postacią Matki Boskiej w pewnym zakresie cześć dla wartości, którym patronuje Demeter, trwała. Był to niewątpliwie kult obcy pierwotnemu chrześcijaństwu i nie jest przypadkiem, że zrodził się w tych miejscach, gdzie popularność macierzyńskich bogiń była największa (zwłaszcza w Efezie). Sam w sobie nie miał on nic wspólnego z Jezusem, który według ewangelii wyraźnie odciął się od więzi rodzinnych [Mk 3,33n]. Choć Maryja została uczyniona wieczną dziewicą, i wbrew ewangeliom [np. Mt 12:46; 13:54-56] liczba jej dzieci została ograniczona do samego Jezusa, to z czasem zajęła w chrześcijaństwie miejsce i pełniła funkcję Bogini–Matki (łącznie z przejęciem atrybutów bogini wegetacji, jak w obchodach święta MB Zielnej). Dzięki niej pozycja matek w rodzinach chrześcijańskich mogła być religijnie wzmocniona, a samo macierzyństwo umotywowane. Teraz jednak, wraz z upadkiem chrystianizmu, wraz ze wzrastającą w sferze publicznej pogardą dla niego, wartości te schodzą w cień. Zatrważająco niskie w wielu krajach europejskich wskaźniki dzietności stanowią tego przygnębiającą symboliczną ilustrację. Trudno oczywiście w religii widzieć remedium na problemy demograficzne, nie ulega jednak wątpliwości, że nie może być w pełni zdrowa cywilizacja, która nie szanuje macierzyństwa, jednego z biologicznych fundamentów istnienia społeczeństwa.

Często szereg negatywnych zjawisk obciążanych odpowiedzialnością za zachodni kryzys demograficzny określa się za Janem Pawłem II kategorią „cywilizacji śmierci”. Fakt, że chrześcijaństwo zakazuje aborcji, eutanazji i innych form pozbawiania życia (ostatnio coraz bardziej stanowczo też kary śmierci), promuje rodzinę i zachęcą do prokreacji, każe teologom moralnym wiązać cywilizację śmierci z odejściem od chrześcijaństwa uosabiającego „cywilizację życia”. Niezwykła jest wiara w moc własnych kazań. Dane demograficzne pozwalają postawić znak zapytania przy tej zależności między chrystianizmem a demografią. Zwróćmy uwagę na jeden tylko przypadek: Japonii. Kraj ten, który pokonał Chiny, Rosję i kontrolował znaczące przestrzenie Pacyfiku, w okresie powojennym doświadczył zapaści demograficznej, a nie miało to związku z jego odejściem od chrześcijaństwa, bo nigdy chrześcijański nie był.

Z drugiej strony może nawet budzić rozbawienie, skojarzenie chrześcijaństwa z „cywilizacją życia”. Jak trafnie, w graficznej komiksowej formie zauważył autor witryny „filozofy”, „Nietzsche by się uśmiał”. [Cywilizacja życia, [http://filozofy.blox.pl/2013/12/Cywilizacja-zycia.html] (dostęp: 2015–02–15).] Chrześcijaństwo głosi życie po śmierci, nakazuje rezygnację z wartości doczesnych w imię zaświatowych, rezygnację i wytłumienie życiowych żądz i namiętności w obawie, że nad człowiekiem zapanują. Dla Nietzschego oznacza to niszczenie życia. Poszedłbym nieco dalej. Problem leży w tym, że chrześcijaństwo nie akceptuje życia takiego, jakim jest, ma do niego nieustające pretensje. Nie akceptuje nie tylko tych aspektów życia, które wiążą się z nierównością, ale przede wszystkim tych związanych z agresją, dominacją i walką. Tę akurat właściwość udało mu się przekazać zachodniej cywilizacji w formie dominującego dziś pacyfizmu. Paradoksalnie, nie jest to bez związku z demografią.

[...]

Być może wnioski z tego eksperymentu [sc. eksperyment Vilfredo Pareto , gdzie myszy mające pełny komfort do życia, wymierały – red. Taraki] ktoś nazwie pesymistycznymi, ale na naturę nie warto się obrażać. Wynika z tego, że świat bez przemocy i wojen, świat, w którym każdy jest syty, odziany i ma bezpieczny dach nad głową, czyli świat, do którego budowy zachęca chrześcijaństwo i lewicowe utopie – to świat bez ludzi.

Dlatego tak ważne jest, by do europejskiego panteonu powrócił Ares.

Bezwarunkowy pacyfizm, który rozkrzewił się na gruncie nieopisanych cierpień II wojny światowej i będącej na nie odległą reakcją kontrkultury lat 60. XX wieku czyni nas bezbronnymi nie tylko wobec barbarzyńskiej siły, ale nawet wobec groźby tej siły. Dzięki temu terroryści mogą wpływać na wyniki wyborów, jak to było w Hiszpanii. Niezależnie od tego, jakie były faktyczne przyczyny katastrofy smoleńskiej, moim zdaniem, rację mają ci analitycy, którzy twierdzą, że tym, co uniemożliwiło zwycięstwo Jarosławowi Kaczyńskiemu w wyborach 2010 roku była obawa przed bodaj zaognieniem stosunków z Rosją.

Nie chodzi o to, by dziś iść na wojnę, ale by wojna na powrót znalazła się wśród rzeczy, do których jesteśmy zdolni, jeśli mamy słuszny powód. Przeciw wojnie przytacza się przerażające obrazy cierpiących kobiet, dzieci, zabitych lub okaleczonych mężczyzn, zniszczonych miast. Warto zapytać jednak, ile ofiar udałoby się uniknąć dzięki zdecydowanej interwencji zbrojnej (a nigdy nie mieliśmy lepszych środków technicznych, by interwencja ta miała kontrolowany, precyzyjny charakter), np. na Bałkanach, Rwandzie czy dzisiejszym Lewancie krwawiącym pod butem ISIL. Ile ofiar udałoby się uniknąć, gdyby politycy nie kierowali się idealistycznymi i abstrakcyjnymi zasadami moralności uniwersalistycznej narzuconej przez monoteizmy, lecz pogańskimi wartościami, pokazuje w swej książce Polityka wojowników. Dlaczego przywództwo potrzebuje pogańskich wartości [2008] korespondent wojenny Robert D. Kaplan.

Kto wie, może najważniejsze w wojnie jest to, że zastępowała w naszej cywilizacji powszechne w dotychczasowej historii ludzkości rytuały inicjacyjne dla mężczyzn. [...] Ich logikę w poetyckiej formie wyjaśnia doskonale Robert Bly w książce Żelazny Jan [1993]. Chrześcijaństwo zastąpiło dawne rytuały swoimi, koedukacyjnymi, niezdolnymi już przekształcać chłopców tak głęboko, stąd doświadczenie wojny było przez długie wieki substytutem dawnych rytów, zwłaszcza dla żyjących we względnym dobrobycie elit społecznych. Podobną rolę, choć znacznie słabiej, odgrywała obowiązkowa służba wojskowa w czasach pokoju. Tymczasem w Polsce służbę tę zniesiono, w armii jest więcej wyższych oficerów niż szeregowców, a społeczeństwo stanowi jedno z najbardziej rozbrojonych na świecie.



Komentarze

[foto]
1. Patrz też:Wojciech Jóźwiak • 2016-02-23

22-02-2016. Wojciech Jóźwiak. Czytanie.... Kamila M. Kaczmarka: o powrocie Europy do swych religijnych korzeni,. czyli o tym, że właściwą przyrodzoną religią Europejczyków jest grecki politeizm
[foto]
2. Pozycja wielce ciekawaPiorun • 2016-02-23

A gdzie można ją zdobyć? Na stronie wydawcy nie znalazłem 
[foto]
3. PEWNE UPROSZCZENIARadek Ziemic • 2016-02-23

Z przyjemnością przeczytam tę książkę, ale w powyższym fragmencie jest moim zdaniem dużo uproszeń. Jednym z najważniejszych jest interpretacja starożytnych religii, ale i chrześcijaństwa, w duchu współczesnej cywilizacji liberalnej. Zapomina się, że dawne kultury miały też swoje mroki i abberacje. Dziwny jest też obraz chrześcijaństwa, jakiś taki dopasowany do rozważań. Jednak najważniejszą rzeczą jest coś innego: przemilczenie problematyki demitologizacji (desacralizacji) świadomości zbiorowej, "śmierci Boga". Problemem nie jest bowiem kryzys chrześcijaństwa i jego zmierzch (w tym zmierzch kultów czy rytuałów pogańskich, które przechowało), ale kryzys RELIGIJNOŚCI W OGÓLE jako pozornego życia duchowego. I może jeszcze jedno: terapia. Nie chodzi o to, że się jej szuka, ale o to, po pierwsze, że traktuje się ją jako coś oczywistego, po drugie, zaleca się środek, który, właśnie w związku z demitologizacją, nie jest możliwy do zastosowania. Można wracać do wiary greckiej, rodzimej czy innej, ale sądzić, że to się uda na dużą skalę (czyli proponować to jako środek na kryzys cywilizacji, którego zresztą moim zdaniem nie ma), to mrzonka. 
[foto]
4. I jeszczeRadek Ziemic • 2016-02-23

fragment rozmowy z Jerzym Prokopiukiem, o której w innym wątku mówił Arkadiusz:

"— W takiej sytuacji chrześcijaństwo jest chyba jedyną realną propozycją duchowego ocalenia?

— Chrześcijaństwo tak, kościoły nie. Chrześcijaństwo wydaje się z pozoru niemożliwe bez kościoła, ale co niemożliwe u ludzi to możliwe u Boga. Są takie piękne słowa: Choćby Chrystus urodził się sto razy w Betlejem, a nie urodził się w tobie, to się nie urodził. Sądzę, że nadchodzi czas chrześcijaństwa prawdziwego, to znaczy wewnętrznego.

[...]

— [...] Tradycyjna wiara nie ocali świata, ponieważ straciła — no właśnie — wiarygodność. Musimy szukać innych sposobów „zbawienia”, które są dostępne dla umysłu dojrzałego człowieka współczesnego."

Podkreślam ostatnią kwestię pytającego.
[foto]
5. Kryzys religijności -- czyżby?Wojciech Jóźwiak • 2016-02-23

Na moim osobistym przykładzie. Uważam się za człowieka sprawnie myślącego, otwartego na świat, racjonalnego i nowoczesnego... i mam nadzieję, że takim jestem. A jednak prawie całe dorosłe życie spędziłem na poszukiwaniu form życia religijnego lub inaczej emocjonalno-wspólnotowego. Zaliczyłem "folkistowski romantyzm", "teozoficzny hinduizm", jogę, wadżrajanę tybetańską, szamanizm, własne poszukiwania pogańsko-rodzimowiercze, zen jako "zen-bez-zen", do tego astrologię, tarot, yijing i enenagram, które też są wziernikami w świat psyche i bogów.
To co teraz mamy wokół, to nie jest kryzys religijności w ogóle, tylko kryzys religii takiej jaka tutaj była dotąd, czyli Kościoła Jerozolimskiego, oraz kryzys dotychczasowego "modelu" religijności, czyli z jednej strony zaborcze Kościoły, z drugiej zimny "oświeceniowy" racjonalizm, właściwie robotyzm.
Kto mówi o "kryzysie religijności w ogóle", ten złapał się na haczyk: że to co było dotąd u nas (i Zachodzie), to jedyne co być może, lub nawet "najwyższa faza rozwoju" (NFR, Lem) -- a to gucio prawda.
[foto]
6. RELIGIJNOŚĆRadek Ziemic • 2016-02-23

Religijność łączę właśnie z religią. Odróżniam ją od wiary (religia może moim zdaniem być formą ateizmu) i metafizyki. To pozwala lepiej widzieć, o czym mowa, bo religia nie jest pojęciem jednoznacznym. Powracam też do problemu demitologizacji. Postawmy rzeczowe pytanie: w co DZIŚ można WIERZYĆ bez popadania w FANTASTYKĘ?

Jeżeli poprzez religijność rozumieć, nazwijmy to tak, metafizyczną tęsknotę, to jesteś Wojtku człowiekiem religijnym. Ja jednak te zjawiska od siebie oddzielam, m.in. dlatego, że zakładam, iż kontakt z tym, co Inne, nie musi mieć formy zbiorowej lub może się wyrażać w "przyziemnych" działaniach zgoła nierytualnych (poświęcenie dla innych, ludzi, zwierząt itd.).

Wiara jest dla mnie życiem, religia kultem. I w tym sensie mówię tak o kryzysie religii, jak i religijności. Z mojego punktu widzenia Twoje poszukiwania Wojtku to potwierdzają.

Obecny model religijny jest modelem kastowo-wojowniczym, broniącym się przed realiami nowoczesności (społecznej przede wszystkim). (Nauka Chrystusa, czy szerzej, judeochrześcijaństwo miało mało z tym wspólnego.) Kryzys tej religii i tego typu religijności jest oczywisty, i nie trwa ani sto lat, ani dwieście, ale znacznie dłużej.

Ja nie wiem, jaka ma być terapia na ten kryzys. Nie jestem terapeutą cywilizacji. Nie godzę się jednak na pewne uproszczenia.
[foto]
7. Kaczmarek wiele miejsca...Wojciech Jóźwiak • 2016-02-23

Kaczmarek wiele miejsca w swojej książce poświęca właśnie analizie kryzysu religii i religijności, oraz krytyce chrześcijaństwa -- czego ani nie ma w tym fragmencie, który zamieściłem, ani nie omawiam tego wątku w mojej recenzji. Więc ten punkt ("kryzys") można zostawiać do przeczytania książki.

Jest u niego jeszcze ważny moment. Nowy politeizm, Renesans Bogów, nie musi wcale być powszechny. To jest jerozolimskie myślenie: "wszyscy, jedność". Neopoliteistom wystarczy, i K. Kaczmarek wyraźnie o tym pisze, jeśli będą znaczącą mniejszością. Jak teraz Żydzi, tylko że Żydzi mają swoje partykularne interesy, a neopoliteiści będa wyrażać interes ogólny. Inni będą musieli się z nimi liczyć i ich się radzić, ponieważ tylko oni (my?) będą mieli wyczerpujący, ogarniający wszystko system wartości. I oni będą reprezentować "Ducha i  Całość" Europy. Tak nam dopomóż Zeus-Jowisz-Jesza.
[foto]
8. DuchowośćPiotr Jaczewski • 2016-02-23

Na me wyczucie samo pytanie o racjonalną współczesną duchowość, religijność? umocowane zbyt mocno, nasilone zaczyna mieć inne znaczenie. tj niesie ze sobą paradoksalny acz emocjonalny podtekst "w co można wierzyć pomimo faktów" oraz "czy zaprzeczanie faktów nie jest fantastyką" i przy okazji wyróżnia akt wiary(wierzyć) jako coś szczególnego, wyjątkowego - odrębnego od innych aktywności(w domyśle: społecznych).  To dosyć mocne założenia/presupozycje odnośnie tego czym owa wiara/religijność miałaby być.  Założenia być może narzucone przez kontekst tekstu(fragmentu), który..oj ten duch zwalczania zarazy dżumą, jak politeizm i bogów lubię, to trąci łaską Koalemosa.
[foto]
9. Koalemos?Wojciech Jóźwiak • 2016-02-23

http://www.theoi.com/Daimon/Koalemos.html
[foto]
10. RozbrojeniWojciech Jóźwiak • 2016-02-23

"w Polsce /../ społeczeństwo stanowi jedno z najbardziej rozbrojonych na świecie."
--- Tymi słowami kończy się fragment książki K.M.Kaczmarka.
Rozbrojonych. Dobrym komentarzem do tego jest następująca wiadomość z "wiadomości.wp.pl":
800 zł zapłaci mieszkanka Lublina za dwa komentarze na Facebooku obrażające uchodźców z Syrii. Wyrok 800 zł grzywny i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata, za znieważanie i nawoływanie do nienawiści w Internecie, usłyszała w czwartek Olga K.
Poraża absurdalna wysokość kary, niewspółmierna do "przestępstwa". Oraz małostkowa złośliwość delatorów.
Tylko jak teraz organizować obronę?
[foto]
11. Piotrze, WojtkuRadek Ziemic • 2016-02-24

Mitologia była m.in. wiedzą, proto-wiedzą, ale jednak. Podkreślam, między innymi, bo była też zespołem wierzeń, religią itd. Ale wierzyć wtedy, znaczyło coś zupełnie innego, niż dziś. Postulat powrotu do politeizmu, który nie uwzględnia ogromnej różnicy historycznej jest dalece naiwny. Możemy udawać, że nie upłynęły 2000 lat i nic się nie zmieniło.

A wiary nie pojmuję jako czegoś całkiem odrębnego od innych naszych aktywności. Ona w pewnym sensie te czynności dopełnia, "domyka" je z jednej strony, nadaje im sens (można, moim zdaniem, modlić się, pracując, myśląc, kochając), a z drugiej strony jakby z nich wyrasta. Religia może być pozbawiona wiary, może być pustym kultem-rytuałem. Nie musi, naturalnie. Ale powinniśmy też postawić pytanie: skąd bierze się potrzeba religii, jakie ona pełni(ła) funkcje, które z tych funkcji przejęły inne części kultury? Jakie lęki generują wiarę / religię, jakie potrzeby psychiczne itd.

Nie ma naiwnego powrotu do naiwności. Żałuję. 
[foto]
12. ZADAJMY PYTANIERadek Ziemic • 2016-02-24

Czy religia może być ateizmem?
[foto]
13. A W OGÓLERadek Ziemic • 2016-02-24

to o religii myślę jako o mechanizmie obronnym w psychoanalitycznym znaczeniu. Ale czy jedynie? Chyba nie.
[foto]
14. Skąd religia?Arkadiusz • 2016-02-24

Skąd religia? Łowcy-zbieracze chodzili sobie po okolicy, uznając że wszystko ma swoją duszę, rozmawiali z górą, rzeką, drzewami, zwierzętami. Ludzie byli na równi z innymi stworzeniami, byli naturalną częścią dotykalnego i odczuwalnego wszystkimi zmysłami świata. Ich powodzenie zależało od nich samych i od ich zrozumienia otoczenia. To był animizm. 

Potem ludzie stali się rolnikami, osiadli na jednym kawałku ziemi. W dużej mierze stali się zależni od rzeczy, na które nie mieli wpływu. Dobre deszcze lub niszczące ulewy, susze, mrozy występowały niezależnie od człowieka, mógł się on jedynie modlić. I pojawili się bogowie, do których można było modlić się o słońce, deszcz, urodzaj, bezpieczeństwo zbiorów, powodzenie w dzialalności. Nastał politeizm. Zebrane plony trzeba było przechować na dłuższe okresy, zabezpieczyć przed złodziejami, najeźdźcami, powstał system przechowywania i wymiany towarów. Bo z uwagi na możliwości ziemi dieta stała się monotematyczna. Konieczna stała się wymiana. Powstała wspólnota, władcy, elita, wojsko, urzędnicy, kupcy, rzemieślnicy. Część ludzi ciężko pracowała, inni stali się beneficjentami cudzej pracy. Bogowie są świetnym źródłem prawa naturalnego, który wyjaśnia wyzyskiwanym, że tak musi być. Władza ma boski mandat.

Wraz z rozwojem wspólnot, ustanowieniem pieniądza, powstaniem państw doszło do powstania imperiów. A imperia łatwiej utrzymać w jedności i dyscyplinie, jak ma się do dyspozycji jednego uniwersalnego boga. Powstał monoteizm. Oczywiście rolę wielu bogów z czasem zaczęli wypełniać liczni święci, dla każdego państwa czy cechu jakiś się znalazł.

Czy można wrócić do politeizmu? Czy można zawrócić ewolucję? Każda epoka ma swój język. Co wypełni treść religijną w globalnej wiosce zunifikowanego świata? Moim zdaniem coś co ponownie zjednoczy naukę z wiarą. Dziś mówi się o archetypach, enneagramie, totalnej biologii, psychologii transpersonalnej czy kwantowej, niższych i wyższych jaźniach lub piętrach, poziomach i gęstościach JEDNEJ świadomości. Mawia się: myśl globalnie, działaj lokalnie. A więc może duży ale mało zróżnicowany lokalny pluralizm w ramach jednej wiary w jedną połączoną świadomość.
15. StądNN#9347 • 2016-02-24

@ Arkadiusz.
Wszystko się zgadza, ale nie czeka nas "globalna wioska zunifikowanego świata" ale rozpad "globalnego" wobec postępujących zmian klimatycznych i idący za tym krach globalnego porządku opartego na rządach USA. Czekają nas - o ile przetrwamy jako gatunek- małe lokalne społeczności a myślenie globalne zastąpi nam myślenie całkiem lokalne o zaspokojeniu podstawowych potrzeb. Więc ten politeizm/animizm (obok np. permakultury) pasujący do łowców zbieraczy i małych ogrodników wydaje mi się przeczuciem tego rozpadu i wpisuje się w jego logikę. Tak samo jak Autora tęsknota (jak to czytam)  za powrotem "Aresa"-czyli naszą zdolnością do wojny, obrony, bo utopią jest to że Mama Ziemia wykarmi wszystkich.
Choć nie wiarę dla lokalnych społeczności Autor miał na myśli.
16. OdczarowanieNN#7879 • 2016-02-24

Dziękuję za wszystkie życzliwe i krytyczne głosy. Pewne rzeczy wyjaśnią się może po zapoznaniu z resztą argumentacji. Książka ma być do nabycia (wkrótce) w księgarni capitalbook, a do tego czasu można zamawiać bezpośrednio u wydawcy:  barnim3[at]op.pl
Niestety, jesteśmy (sam do niedawna i ciągle trochę jeszcze) ofiarami religioznawstwa zrodzonego pod wpływem tradycji judeochrześcijańskiej (wszystkich Eliadów, Rudolfów Otto, Freudów, Jungów i in.). Ciągle narzucają nam się wytworzone przez nie definicje religii (i krytyki religii). W kwestii czarów i odczarowania, relacji między religią a nauką i skrajnie "racjonalistyczną" (cokolwiek to znaczy) cywilizacją może mój artykuł, w którym rozwijam jedną z pobocznych tez książki okaże się pomocny (preprint: https://www.academia.edu/s/07c53133ad )
[foto]
17. Trzeci raz czytamWojciech Jóźwiak • 2016-02-25

Książkę Kamila czytam fragmentami już trzeci raz! Ma MOC!
Czuję przy tym niedosyt, bo po przeczytaniu coś chciałoby się robić, działać dla sprawy Starych Bogów.
To jest naprawdę nowa i poruszająca idea, idea motoryczna.
I jaka satysfakcja: wreszcie czuję, że nie jestem sam w tym co piszę i myślę o Atenach, Jerozolimie i Gangesie. Dzięki, Kamilu!
[foto]
18. Tarnas o greckich bogachWojciech Jóźwiak • 2016-03-12

Richard Tarnas napisał w 2009, a teraz zamieszczono w internecie: “Archetypal Principles“. Ciekawie się zaczyna! Przeczytam, opowiem.
[foto]
19. Bogowie Greków wciąż czczeni...Wojciech Jóźwiak • 2016-04-13

...co widać na obrazku; zdjęcie jakoś niedawno:


[foto]
20. Tylko greccy?Przemysław Kapałka • 2018-06-23

Jakoś mi się nie podoba w tej książce, że autor zwraca uwagę tylko na bogów geckich. A słowiańscy? A skandynawscy? A germańscy? W nich nie ma nic takiego, co kształtowałoby Europę i warto było do tego wracać? Mało co prawda znam się na religii, ale nie wydaje mi się to prawdopodobne. Kryzys religijności jest moim zdaniem faktem. Niewielkie grupki ludzi, takie jak w Tarace, są wyjątkiem. Większość ludzi zupełnie nie czuje tych spraw, czuć nie chce, a chodzenie do kościoła w wykonaniu większości robiących to trudno uznać za przejaw prawdziwej religijności. Tylko co z tym robić?
Na koniec dodam, że politeizm w jakimkolwiek wydaniu do mnie nie przemawia. Wydaje mi się, że monoteizm i politeizm są równie odległe od Prawdy.
[foto]
21. Odpowiadam PrzemysławowiWojciech Jóźwiak • 2018-06-24

Hmm... Kiedyś tym się pasjonowałem, przyznaję, od czego wziął się pogański wątek w Tarace. Jaki mam pogląd na to teraz? Że wołanie, byśmy "wzięli i zaczęli czcić jakichś innych bogów", może właśnie tych dawnych, jakiegoś Zeusa, Odyna, Swaroga -- to nie ta faza. Ważniejsze są pytania w rodzaju tego, które postawiłeś, Przemku: co jest bardziej, co mniej odległe od prawdy? Albo: co naprawdę ludzie robią, kiedy wykonują gesty kierowane do jakieś bóstwa? Po co zbierają się, że "robić coś" wokół czegoś, czego nie widzą i raczej wiedzą, że tego czegoś nie ma? Ostatnim jako tako udokumentowanym poglądem w którym mieścili się "bogowie" była Junga nauka o archetypach. Ale w archetypy można spokojnie nie wierzyć podobnie jak w bogów, i tak samo można je poddać krytyce czyli "dekonstrukcji". Jakoś tak.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)