zdjęcie Autora

09 lipca 2018

Wojciech Jóźwiak

Serial: Antropocen powszedni
Czytanie Ewy Bińczyk. Zapośredniczenia antropocenu
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ Czytanie Ewy Bińczyk: Krnąbrna epoka człowieka ◀ ► Dęby wygrywają z globalnym ociepleniem ►

Wszystkie prądy myślowe, które nie zauważają nadchodzącej Epoki Klęsk czyli antropocenu, są nie warte zajmowania się nimi. Jak również stosunek do Sprawy Antropocenu jest głównym, a może nawet jedynym (?) kryterium tego, w czym warto zamaczać umysły. (WJ na FB)

Książka czytana: Ewa Bińczyk, „Epoka człowieka. Retoryka i marazm antropocenu”, PWN 2018.

Antropocen a kapitalizm. Wśród książek omawianych przez Ewę Bińczyk jest kilka polskich i kilka przetłumaczonych z ang. na polski. Wśród nich przez Naomi Klein „Kapitalizm kontra klimat. To zmienia wszystko”; jeszcze nie czytałem, wpisuję na listę do kupienia, chociaż ebook mógłbym mieć zaraz, zastanowię się. Fragment jest w „Krytyce politycznej”, 23 kwietnia 2016. Bińczyk cytuje Klein: „zmiany klimatu to koń trojański mający obalić kapitalizm”. I dalej komentuje od siebie: „Tylko «potworny» problem zmiany klimatycznej jest w stanie wyrwać nas z marazmu.” Dziwię się, że wobec grozy antropoceńskich tąpnięćrupture po ang., ulubione słowo Clive'a Hamiltona w tym kontekście – komuś chce się jeszcze walczyć z kapitalizmem, a nawet zaprząc antropocen do sprawy obalenia kapitalizmu. Czyli zaprząc chorobę, która wydaje się potencjalnie śmiertelna dla H. sapiens, do robienia jakichś kosmetyk w ustroju gospodarczym. Jakby ktoś chciał postępującą gangrenę lub trąd zaprząc do poprawienia sobie kształtu nosa. Użycie antropocenu do załatwiania jakichś historycznych porachunków może być kuszące. Sąsiedzi tłoczą się na nadmorskiej nizinie, jak ocean się podniesie, to ich zaleje, dobrze im tak, a my szczęśliwi na górce damy sobie rady, zwyciężymy. Nastawiam anteny, zapewne niedługo pojawią się, lub już są, spekulacje, kto na antropoceńskich klęskach będzie wygrany.

Nie apokalipsa. Prawie odruchowe jest podkładanie pod klęski antropocenu, te od-klimatyczne, od-węglowe i inne, starego mitu z Objawienia Janowego. Samego słowa apokalipsa, tak jak jest ono używane, nie lubię, ponieważ ono znaczy po grecku po prostu „objawienie” i nadawanie mu sensu „koniec świata” lub klęsk i horrorów poprzedzających tamten koniec – razi. Drugi powód rozmijania się pojęć apokalipsa i antropocen jest taki, że Objawienie Jana objawia nie tylko plagi i zniszczenia, ale również to, że po tym „wydarzeniu” (tzw. „event”, patrz „Survival of the Richest. The wealthy are plotting to leave us behind”, Przeżycie najbogatszych. Bogacze knują zostawić nas na lodzie, przez Douglasa Rushkoff'a)... po tym iwencie Dobry Bóg dla wybranych stworzy nowe niebo i nową ziemię. O tym właśnie rzecze Apokalipsa. Tymczasem po przejściu frontu antropocenu, według jego skrajnych scenariuszy, nie będzie nic. Antropocen zdefiniowany jako geologiczna epoka stworzona przez człowieka będzie trwał, według swoich geologicznych skal czasu, ale już na rozgrzanej i spustynniałej planecie nie będzie (miejsca dla) ludzi. Apokalipsa Janowa straszy – bestiami, rzeziami, wojskiem, ogniem i „gwiazdą piołun”, itd., tym co ówczesny autor umiał sobie wyobrazić – ale za tą kurtyną straszenia pokazuje nadzieję: oto idzie nie Zagłada totalna, tylko zaledwie Próba. Wierzących weń Dobry Bóg ocali i podaruje im nowy habitat i nowy environment. Do nowego świętego Jeruzalem nie wpuści tylko czarowników i ich psów, ci muszą błąkać się poza murami. Objawienie Jana prezentuje zrozumiały (i gnostycki) schemat: jest zły świat i na nim garść dobrych wybranych. Ty – słuchaczu pobożnego przekazu – też możesz, gdy tylko zechcesz i poddasz się władzy nas klechów, wejść między wybrańców i w końcu do na nowo stworzonego dla wybranych diamentowego Jeruzalem. A zły świat i jego przeklęta populacja (niech) sczezną. Btw., jest to popisowy wykład tego, co Andrzej Leder za Slavojem Žižkiem nazywa transpasywnością: czekanie aż ktoś inny, brudząc sobie ręce brudną robotą, wykona za nas, zrealizuje nasz skryte złe marzenia, zrobi nam tym prezent. Jak Niemcy w II wojnie św. sprawili, że zniknęli Żydzi, a wkrótce Ruscy sprawili, że zniknęli ziemianie, czyniąc Narodowi Polskiemu jego wymarzone prezenty. Plus, też Ruscy, dali Gdańsk i Wrocław, dosładzając nasze marzenia imperialne. No więc antropocen nie bardzo nadaje się do tego, by go wtłaczać w objawieniowe schematy. Nie będzie alternatywnej planety w miejsce tej naszymi rękami zmarnowanej. Nie będzie wybranych szczęśliwych. Nie można też wyodrębnić tych złych, którym dobrze tak, w gorącu i plastiku zginą transpasywnie za swoje podłości. Nie można również wyodrębnić i karzącym palcem wytknąć złych aktywnych, tych, których trzeba pokonać nie transpasywnie, tylko zwyczajnie aktywnie, zabijając ich i sztandary swe na ich ruinach zatykając, jak Marks i Lenin kazali zrobić z „burżujami”, a Hitler z Żydami. Sumując, antropocen, jako idea, jako temat, nie ma siły mobilizującej do wojny. – Ani tej mężnej, szable, bomby w dłoń, ani tej niewolniczej: patrzmy, aż Bóg ich w naszym imieniu wykończy.

Co nie chroni przed tym, żeby jakiś zboczony ideolog nie próbował tego robić i zalecał wymordowanie jakiegoś fragmentu populacji dla zaradzenia skutkom globalnemu ocieplenia.

Dyskurs antropocenu jest w grzecznych ustach – jak dotąd. Zagrożenia, które niesie Epoka Człowieka, są jak dotąd dostrzegane i rozważane przez ludzi wybitnie oświeconych, wykształconych, kulturalnych i wyrafinowanych. Wypowiada się na ten temat ścisła elita nauki i publicystyki głównie strefy języka angielskiego. Dyskursanci antropocenu są grzeczni i starają się nikogo nie urazić. Winę przypisują wspólną – całemu Homo s.; a jeśli nie, to oskarżając przede wszystkim siebie, tzn. wysoko rozwinięte społeczeństwa, państwa i gospodarki Zachodu z USA na czele. Co będzie, gdy dyskurs antropocenu zejdzie... nie pod strzechy, tylko w usta demagogów, którzy winą obciążą Zachód, Białych, Bogatych? W rozważaniach omawianych przez Autorkę są miejsca, które mogą to zapowiadać. Chętnych wytoczyć wojnę Zachodowi jest wielu, ostatnio choćby nieszczęsny Ibn Ladin, po nim przywódcy IPIL. Spokojnie też diabeł (czyli państwa i ich przywódcy najbardziej umaczani w śmiertelne trucie Ziemi) może zacząć ogonem na mszę dzwonić; nie wymieniam z imienia, zalecam zajrzeć na listę największych nie-zachodnich producentów ropy&gazu. Obecny tytułowy marazm wygląda raczej na ciszę przez burzą, poprzedzającą faktyczne upolitycznienie antropocenu. A ono, „gdy nadejdzie — zadywytsia wsij swit bożyj…

Zwróciło moją uwagę, jak wątek Autorki starannie omija sprawę nadmiaru ludzi na Ziemi. W pewnym miejscu cytuje kogoś twierdzącego, że za emisję CO2 i inne antropocenogenne działania odpowiada przede wszystkim technologia, gospodarka i konsumeryzm społeczeństw Zachodu; negatywny imprint biednych Trzeciego Świata jest zaś pomijalnie mały wobec szkód czynionych przez SUW'y i kotlety wołowe. Ale ci biedni nie są przecież niewinni: to oni wypalają lasy, erodują glebę, bez opamiętania wyjadają faunę. I wcale nie mają zamiaru chronić i konserwować swojego dotychczasowego skromnego sposobu życia, bo najchętniej sami rzuciliby się na konsumpcję jak w Chicago.

Zwijać się. Jak to zrobić elegancko? Jest prawdopodobne, że postępująca od końca II wojny św. ekspansja pokoju (data dziwnie zbieżna z podobnie datowanym początkiem antropocenu!) ma związek z szerzącym się poczuciem, że żyjemy – my jako Homo s., oczywiście – na rozszerzającym się podłożu. Jest to kwestia, która aż prosi się o szczegółowe wypracowanie, a może i kilka doktoratów/habilitacji. To poczucie ma lub miało swoje składniki proste[1] i składniki wyrafinowane. Prostym składnikiem był zachwyt nad odkrywaniem nowych przestrzeni. Oczywiście tych przestrzeni nie przybywało, ale rosła ich dostępność. Ludzie siedzący dotąd w swoim powiecie odkrywali zagranicę. Okazywało się, że można daleko jeździć na wakacje, zyskownie handlować nie tylko z sąsiednią gminą, ale z Chinami czy Bangladeszem; wyemigrować za lepszym życiem nie tylko do Abidżanu, ale prosto do Paryża. Odkrywano, że chociaż „u nas” teren całkiem łysy, to w Indonezji są pozornie niezmierzone lasy do pocięcia na deski. Wyrafinowanym składnikiem było odkrycie, lub raczej jego masowa recepcja, że gospodarka nie jest grą o zerowej sumie. (A na tamtej przecież wierze polegał najbardziej agresywny system organizacji mentalu jakim był marksizm-komunizm-sowiecki imperializm.) – Że na gospodarczych zabiegach, na managemencie, zarabiają obie ergo wszystkie strony. Skutkiem tego odkrycia można było zrezygnować z pozostałości zerosumowego podejścia do organizacji własnej aktywności, a więc zrezygnować z trzymania narodów w administracyjno-wojskowym poddaństwie (czyli odejść od kolonializmu); można było rozstać się z pożądaniem terytoriów na własność, czyli z nacjonalną ekspansją, a w końcu też z koloniami. Wielka Brytania zrozumiała to już w 1947 r. gdy uwolniła Indie, i w 1960, gdy opuściła Afrykę, Francja nie dowierzając ok. 1962, Rosja niechętnie w 1989. Opuszczone przez imperia regiony same kolejno załapywały, że i one mogą, wolno im, brać udział w tej samej nie-zerosumowej grze-biznesie i tak obserwowaliśmy, jak do kolejnych cudów gospodarczych włączają się, po Japonii, Korea, Tajwan, Singapur, potem Chiny, Indie, Brazylia. Innym wyrafinowanym składnikiem poczucia rozszerzającego się podłoża (niby nadmuchiwanego balonu) było to, że owo bytowe podłoże-przestrzeń składa się nie tylko z fizycznych wymiarów, ale także z połączeń. A tych przybyło lawinowo około 2000 roku plus minus dziesięć, kiedy świat dostał komputery, internet, telefonię komórkową i łączność satelitarną wraz z GPS'em. Kolejnym składnikiem był wzrost wydajności z jednostki powierzchni lub objętości dostępnego podłoża, wzrost intensywności procesów – dobrym przykładem, ale jednym z mnóstwa, był wzrost plonów pszenicy i ryżu dzięki GMO i stąd mega-sukces ludzkości: zasypanie dziury głodu. Porzucenie zerosumowej logiki w końcu było porzuceniem wojny.

Cień, groza, nad tymi wszystkimi sukcesami wiszą takie, że cały ten szlachetny postęp napędzany był energią ze spalanego kopalnego węgla lub węglowodorów. Najpierw bano się, że węglowodorów (ropy&gazu) zabraknie (o węglu wiedziano, że jego zapas aż jest aż nadmierny). Tymczasem okazało się, że krótkością, shortage, Systemu Ziemi jest coś innego: ograniczona wchłanialność dwutlenku węgla śmieciowo zrzucanego do wspólnej atmosfery przy spalaniu węglowych paliw. Skutkiem tego stężenie CO2 rośnie w kierunku planetarnej gorączki. Skoro spalanie kopalnego węgla i zamienianie go w CO2 było praprzyczyną (nazwanej wyżej) ekspansji pokoju, to czy niemożność spalania dalej poskutkuje powrotem do wojny, jako strategii zerosumowej?[2] Po tym, jak natknęliśmy się na planetarne szlabany na rozwój, zacznie się faza zwijania, zwoju. Czy będzie to możliwe do zrobienia elegancko, za wszech-pólnym porozumieniem, bez przemocy? Bardzo to wątpliwe, ale nie należy z góry twierdzić, że nie.

Przewartościowanie wartości, sens tracą dotychczasowe wiary. Antropocen neguje panujące dotąd wartości i wiary. Jedne dlatego, że bezpośrednio napędzają pochód lemingów ku przepaści: taką jest wiara we wzrost gospodarczy, wciąż przecież potężna i zniewalająca umysły, pozwalająca wygrywać politykom, którzy są skuteczniejsi w dociskaniu tego wzrostu; w Polsce przykładowo widzimy, jak rządząca partia chełpi się rosnącymi wskaźnikami; sukces Trumpa też głównie z tego, że „ratuje” wzrost w USA przed przechwyceniem go przez Chiny. Inne dlatego (obraca wniwecz), że nie dają rozwiązań, nie dają żadnego ratunku. Jak pisał Clive Hamilton, streszczam z pamięci: jak długo można bajać o wiecznym zbawieniu duszy, kiedy sypie się i pali z naszej winy świat, w którym żyjemy razem ze współludźmi i współ-żywymi-istotami? Jest jeszcze trzeci modus tych obracanych w fałsz, w łeż,[3] wartości-i-wiar: taki mianowicie, że służą wyparciu. Zapewne każda rozkładana przez antropocen wiara (wartość) ma te trzy składowe: wypiera – nie daje rozwiązań – napędza katastrofę.

Prócz oczywiście rozkładanych („roztwarzanych”!) przez antropocen wiar, wśród których rozwój gospodarczy, konsumpcja, kapitalizm, socjalizm, chrześcijaństwo, islam i New Age, epoka człowieka odsensownia też hasło powrotu do natury, które tak pięknie kiedyś wypowiedział Nietzsche głosem swojego Zaratustry, karcąc „głupca” (oryg. Narr, też „błazen”): „Dlaczego nie poszedłeś do lasu? Lub nie orałeś ziemi? Nie jestże morze pełne zielonych wysp?”[4] – Ano, już nie jest. Możemy tylko zazdrościć (lub nie) tym, którzy jak Nietzsche żyli 130 lat temu na Ziemi pełnej, jak się wydawało, „zielonych wysp”, wolnego pola do kolonialnych rojeń.

Uratować się razem czy osobno? Autorzy czytani, omawiani i cytowani przez Ewę Bińczyk, jako – patrz wyżej – szlachetni i wyrafinowani intelektualiści (wcale nie ironizuję) rozważają tylko opcję „razem”, tzn. jak uratować ludzkość całą, unikając, strach powiedzieć, selekcji. Jednak ich koledzy z sąsiednich wieżowców w NY, LA lub SV, zarządzający miliardami kapitału na giełdach, wcale nie tym się przejmują, tylko jak uratować się samemu. Dotarło już do ich scyfryzowanych mózgów (móżdżków?), że chociaż biznes as usual się obraca (ciekawe jest, że tamto przysłowie zaczęło już być pisane skrótem: BAU), to w końcu przecież przyjdzie The Event. O tym pisze Douglas Rushkoff – futurolog znany u nas z książki wydanej przez Okulturę i wywiadu przez Conradino Beba w jego Magivandze – w felietonie sprzed 4 dni pt. Survival of the Richest. The wealthy are plotting to leave us behind („Przeżycie najbogatszych. Bogacze knują jak zostawić nas na lodzie”). Miliarderzy-giełdziarze chcą się ratować osobno! Pytają go, czy bezpieczniejszym miejscem schronienia przez eventem (czyli jak wszystko p..dyknie) będzie Nowa Zelandia czy Alaska? Martwią się, jak utrzymają w ryzach swoich ochroniarzy, w końcu fachowców od zabijania? Czym ich opłacą, kiedy pieniądze wyparują z sieci? Rushkoff pisze, że chcą uciec, nas resztę zastawiając behind czyli na lodzie. Można spodziewać się, że w przyszłości i to pewnie niedalekiej, opcja ratowania się osobno stanie się popularniejsza i nie tylko hiper-bogacze, ale narody ustami swoich przywódców zaczną ją serio planować. Szczególnie gdy nie będzie nadziei na współdziałanie w skali globu lub współdziałanie to wymagać będzie poddania się globalnym tyraniom. Warto by ktoś pod tym kątem przejrzał science-fiction, pewnie wiele scenariuszy już obmyślono i nie ma sensu wynajdywać wynalezionego.

Sposoby rozproszone. Jest prawie pewne, że jeśli tylko Przyroda nie dobije dodatkowym kataklizmem, np. wielką burzą słoneczną, lub nie zrobi tego Człowiek, np. wojną jądrową, to antropoceńskie zwijanie będzie schodzić w dół, na poziom percepcji i sprawczości pojedynczych ludzi i lokalnych społeczności, w formie wydarzeń w dużym stopniu już znanych. Będą to np. wyłączenia prądu skutkiem nadmiernego poboru prądu przez klimatyzację podczas przedłużających się upałów. Powodzie, susze i wichury. Zrywanie dachów i pokoty drzew i lasów. Pożary. Rwanie się łączności i komunikacji. Braki zaopatrzenia, w tym żywności. Drożyzna. Inflacja. Nieopłacalność biznesów, bankructwa i bezrobocie. Słabnięcie państwowej egzekutywy, więc przemoc, bandy i rabunki. Choroby, epidemie i psucie się pomocy medycznej. Niedożywienie. Wcześniejsze umieranie. Prawdopodobnie wielkie systemy padną szybciej i wcześniej niż małe. Miasto biorące wodę z odległości 1000 km (Los Angeles) lub 100 km (Łódź) jest bardziej narażone na suszę i pragnienie niż to, które ma źródła na miejscu, a jeszcze bezpieczniejsze jest miasteczko lub wieś, gdzie wodę bierze się w sposób rozproszony, każdy dom z własnego odwiertu. Podobnie gdy padnie rozległa, kontynentalna (jak w Europie) sieć energetyczna, radą na to będą lokalne siłownie wiatrowe, najlepiej jak najmniejsze i najprostsze, postawione na własnym dachu i do naprawienia ze skrzynki z narzędziami właściciela. Też warto pomyśleć, jak zastąpić, przynajmniej w razie awarii, internet i telefonię opartą na firmach-molochach systemem bardziej prywatnym i mutualnym, peer-to-peer. O tym powinno się myśleć zawczasu, tak jak ktoś zawczasu przed Czernobylem w 1986 r. pomyślał o zaopatrzeniu w leki jodowe przeciw promieniowaniu.[5]

Sprawczość, i wielka-planetarna, i znikoma. Tytułowy marazm sygnalizowany w omawianej książce prócz innych przyczyn, w tym produkcji zaprzeczania, wynika z bezradności, jaką odbiera każdy na widok antropocenu. Zawiniamy jako całość, jako ludzka populacja-cywilizacja-lawina. W takim zasięgu, na jaki sięga nasza sprawczość, ktokolwiek z nas może zrobić dokładnie nic. Wiem to wszystko, a jednak jak zwykle włączam urządzenia elektryczne, piec gazowy, spalinowy silnik, jem chleb z przemysłowej uprawy – wszystko to zrzuca do atmosfery kolejne tony CO2. Nie mam wyboru – nie zastąpię tego alternatywnymi technologiami przyjaznymi Ziemi. W refleksjach na temat antropocenu często występuje słowo sprawczość, przekład ang. agency. Antropocen zaistniał, ponieważ człowiek jako gatunek, populacja i cywilizacja zyskał sprawczość tak wielką, że zmieniającą procesy cało-planatarne. Jednocześnie podpięty do światowych sieci powiązań, stawszy się tylko drobnym ogniwem w rozciągniętych ciągach przetwarzania, człowiek jako ta oto jednostka ma sprawczość znikomą. Jak nie być lemingiem? Jak to zrobić?

Nie tylko denializm, także aktywna negacja. Denializm (od ang. denial, „odmowa”) to nie-wierzenie, zaprzeczanie i lekceważenie zagrażających procesów antropocenu. Ma on wyższe piętro: to aktywne dobijanie konającej przyrody. „Czyszczenie” świata z czegokolwiek, co jeszcze nie zostało poddane ludzkiej kontroli: z resztek wielorybów, nosorożców, łosi, starych dębów, meandrujących rzek, gór stojących bez wyciągów ani kultowych dekoracji. Mamy ten anty-zaszczyt, że rządząca nami formacja jest w tym prymusem, jak i w innych pro-antropoceńskich zapędach. Polscy kato-nacjonaliści stanęli dumnie po stronie zagłady. Ale tak jest. Ludźmi prócz jawnych, powodują także ukryte religie. Ważną z nich jest stawanie po stronie zwycięzcy. Silniejszego, także własnego prześladowcy. Nazywane fachowo syndromem sztokholmskim.[6] A któż jest bardziej zwycięski niż Śmierć? Tym jest psycho-mechanizm napędzający i wyjaśniający corridę. Myślistwo: ten haniebny bezsens trzyma się jednak, trwa, ponieważ napędza go ta sama iluzoryczna wiara: będę zabijać... stanę po stronie Śmierci... na chwilę zapomnę, że sam jestem śmiertelny.

Jest (prawie) pewne, że w miarę postępów antropocenu te i podobne szaleństwa będą się wzmagać. Więcej, ma wrażenie, że antropocen jeszcze nie spopularyzował się na tyle, żeby poruszyć prawdziwe pokłady ludzkich szaleństw. Tym większa potrzebna jest czujność i gotowość do uprzedzenia pomysłów współ-głupców ma wspólnej tratwie Ziemia.



[1] Podobno prost w j. rumuńskim znaczy (ze słowiańskiego) – głupi.

[2] Po grecku stratos znaczy: wojsko, strategia: dowodzenie wojskiem.

[3] „Łeż to!” – tak Wacław Berent tłumacząc „Tako rzecze Zaratustra” (vel „Tak rzekł Zaratustra”, wersja Lisieckiej-Jaskuły) przełożył oryginalne Nietzschego „Lüge ist's”.

[4] Przekład Sława Lisiecka i Zdzisław Jaskuła, 1999.

[5] Akcją podawania jodu po Czernobylu 1986 kierował prof. Zbigniew Jaworowski, później znany denialista globalnego ocieplenia.

[6] Chociaż w eponimiczny incydent z 1973 r. nijak nie był zamieszany islam, to na zasadzie dziwnego nomen-omen ofiarą syndromu sztokholmskiego na skalę narodu pada od wielu lat cała Szwecja, poddając się islamskim imigrantom.

◀ Czytanie Ewy Bińczyk: Krnąbrna epoka człowieka ◀ ► Dęby wygrywają z globalnym ociepleniem ►


Komentarze

[foto]
1. Świetny tekstJarosław Koziński • 2018-07-10

Świetny tekst, rozejrzę się za e bookiem.
[foto]
2. Dzięki -- muszęWojciech Jóźwiak • 2018-07-10

(1) Dzięki, Jarosławie, za docenienie.
(2) Muszę w końcu te lajki dorobić do Taraki, żeby kto chce mógł lajkować.
[foto]
3. Bardzo, bardzoHelka • 2018-07-11

cenię Tarakę ogólnie i Autora za takie teksty oraz za nieustanne inspirowanie arcyciekawymi lekturami. Pytanie, jak wyjść z tą tematyką z niszy intelektualistów do mas.
Mało mam wiary w to, że ogłupione reklamami społeczeństwo będzie w stanie powściągnąć swój apetyt na "szybciej, mocniej, głośniej, więcej", choć mignęła mi ostatnio pozytywna informacja, że np. globalnie jemy mniej mięsa.

[foto]
4. Masy czy nisza?Wojciech Jóźwiak • 2018-07-12

Myślę, Helko, że problemem nie jest "masy czy nisza", tylko "dobra czy zła nisza", ponieważ nawet niewielka grupa, kilka osób, może tworzyć "niszę" głośną i wpływową, przykładem "Krytyka polityczna" na lewicy lub "Nowa Konferencja" na prawicy. Powinna w końcu zawiązać się podobna grupa kilku analityków i publicystów po stronie antropoceńskiej i eko-futurologicznej. Może jeszcze nie uruchomił się właściwy animator. Bo to często zależy od jednej osoby lub dwóch.
[foto]
5. Świetnie, żeHelka • 2018-07-12

są takie świadome środowiska, ale sam temat jeszcze nie istnieje zauważalnie w mainstremowych mediach. A nawet jeśli, to przywiązanie do wygody jest ważniejsze - choć od kilku lat trąbi się o szkodliwych zanieczyszczeniach powstałych w wyniku spalania byle czego - moi wcale nie ubodzy sąsiedzi nadal palą w piecach najgorszym węglem i plastikami.


Z ubolewaniem przyznam, że wśród starych znajomych nie mam żadnej osoby, która choć odrobię interesuje się czymś więcej poza swoim "podwórkiem’’. Ciut lepiej jest w środowisku zawodowym, ale to wciąż margines społeczeństwa.

Animatorze przybądź.
[foto]
6. Mam hipotezę odnośnie...Mirosław Piróg • 2018-07-12

Mam hipotezę odnośnie lajków. Brzmi ona następująco - Twój tekst jest  ZBYT DOBRY, erudycyjny i wielowątkowy. Ja sam zabierałem się ze dwa razy za jakiś komentarz, ale wątków w tekście było tyle, ze nie mogłem się zdecydować do którego się odnieść. Czułem się jakbym nie dwie ale pięć srok za ogon chciał łapać. A w dodatku z większością wątków się zgadzam :).

PS
 Dołącz do antropoceńskiej biblioteczki dwie ostatnie książki Klein ( "To zmienia wszystko" i "Nie to za mało"), warto będzie podyskutować.
[foto]
7. KleinWojciech Jóźwiak • 2018-07-12

Mirosławie: Klein odłożyłem na razie o parę dni, żeby dojść do normy po Bińczyk.
Bardzo dziękuję za POST-LAJK. :)
[foto]
8. A po Klein,...Mirosław Piróg • 2018-07-12

A po Klein, albo i nawet przed, polecam Metzingera "Tunel ego", jeśli jeszcze nie czytałeś. Solidna niemiecka robota.
PS
 Po Bińczyk też musiałem dochodzić do siebie.
[foto]
9. Czy wody zabraknie najpierw w dużych aglomeracjachPrzemysław Kapałka • 2018-07-14

Niekoniecznie. Podczas suszy w 1992 znalazłem się w małym miasteczku, w którym zabrakło wody w kranach bp ujęcie wyschło. W dużych miastach się z tym nie zetknąłem.To tak odnośnie wybranego szczegółu. Z ogółem, niestety, się zgadzam. I, niestety, nie widzę wyjścia.
[foto]
10. Może tak być...Wojciech Jóźwiak • 2018-07-14

Że Los Angeles wyśle najemnych komandosów w góry Sierra Nevada, żeby bronili zbiorników wody przed wściekłymi okolicznymi farmerami. A Łódź obsadzi swoją strażą miejską Sulejów. Albo pod pozorem chronienia warstw wodonośnych przyzagrodowe studnie i odwierty zostają zdelegalizowane jak teraz kradzież prądu drutami-złodziejami. De-rozwój ludzkości może być straszny.
[foto]
11. „Ludzi jest za dużo” i „produkcja ludzi”Wojciech Jóźwiak • 2018-07-18

Klein jak ognia unika pisania czegokolwiek, co by mogło zasugerować, że "ludzi jest za dużo." -- Bo tak jej nakazuje jej polityczna opcja. Bo szuka sojuszników wśród porzuceńców, drop-outów, ludzi wyrotowanych przez kapitalistyczny pęd pomnażania majątków. Tymczasem w ramach kapitalistycznego lub ogólniej "wzrostowego" ruchu jest podpunkt pt. mnożenie ludzi. Jak cementowania produkuje cement a rolnik kukurydzę, tak inwestorzy potrzebując "rąk do pracy", szczególnie "tanich rak do pracy", produkują ludzi. Ściągają ich z innych miejsc, a przez to wytwarzają popyt na ich rodzenie.
W Polsce ten biznes też ruszył. Polecam tekst z początku lipca: "Przyjmujemy więcej cudzoziemców niż Stany Zjednoczone. Z Pawłem Kaczmarczykiem rozmawia Łukasz Pawłowski". To jest biznes. W Polsce są rozkręcane "tanio-siło-robocze" branże i na ich potrzeby ściąga się ludzi z Ukrainy, byłego ZSRR i z dalszej Azji. Po co to nam?
Temat jest obszerny i wpisuje się w antropoceńskie pożeranie Ziemi (tym razem TEJ ZIEMI, polskiej) przez siły lawinowego wzrostu.
Nie jest prawdą, że nasza chata z kraja i przechowamy się na uboczu.
Do rozwinięcia.
12. banków boją się wszyscyJerzy Pomianowski • 2018-07-19

Za mało pisze się o tym, że głównym napędem powyższych negatywnych zjawisk jest działalność banków. Od momentu gdy odkryły metodę produkcji pieniędzy z powietrza dzięki niespłacalnym kredytom.
13. Z tzw. świadomymi środowiskami wszelkiej maści ma ten problem...JSC • 2018-07-19

że wolą się poruszać w świecie idei, a nie konkretnej rzeczy... Np. przy problemie migracyjnym UE wielu tzw. prawicowców woli dyskutować nie o europejskiej polityce bezpieczeństwa tylko o traktacie z Ventotene.
[foto]
14. Ad Jerzy Pomianowski: banki, żołądki, piece, maciceWojciech Jóźwiak • 2018-07-19

Trwa i wzmaga się wykładniczo pęd po więcej. Po niemiecku ładnie by go nazwać: Drang nach Mehr. Robią to banki (produkując pieniądze), żołądki (wytwarzając ssanie na żywność, standaryzację upraw, GMO, chemię i trucie wszystkiego poza kukurydzą, na miliardy bydła i wyrabowywanie resztek żywego z oceanów), piece (zrzucające CO2 do atmosfery) i macice wciąż rodzące kolejne miliardy H. sapiens.
15. Czy jest nadzieja,że...Mieczy.slowa • 2018-07-19

Czy jest nadzieja,że mężczyzni się w końcu opamiętają?
[foto]
16. Ale w jakim sensie?Arkadiusz • 2018-07-19

Mieczy.słowo.
17. zacząć od początkuJerzy Pomianowski • 2018-07-19

Problem trzeba rozwiązać u źródła, czyli zakręcić kran z wirtualnym pieniądzem. Pieniądz jest wirtualny, ale niestety odsetki realne. Trzeba je spłacać zapędzając miliony ludzi do produkcji czegokolwiek, byle dużo. To nie jest wielka rewolucja, świat działał prawie normalnie do lat 80.
18. uważam Arkadiuszu,że to mężczyzna...Mieczy.slowa • 2018-07-19

uważam Arkadiuszu,że to mężczyzna przywlókł swoją kobietę i swoje dziecko w to miejsce w którym się dziś znajdujemy,bo to mężczyzna rządzi tym światem od zarania dziejów.
[foto]
19. Znów mityPrzemysław Kapałka • 2018-07-19

że pieniądz jest źródłem wszelkiego zła i wystarczy go odciąć, żeby zła nie było. Pieniądz to tylko jeden z elementów, może istotniejszy niż inne, ale jeden z wielu. A świat nie działał prawie normalnie chyba nigdy w czasach historycznych.
[foto]
20. @Mieczy.słowoArkadiusz • 2018-07-19

Mawia się, że mężczyźni rządzą światem, a mężczyznami kobiety. Więc temat jest bardzo złożony. Nie chcę jednak generalizować, bo wpadniemy w stereotypy. Mnie na przykład to żona wlecze do sklepów, bo trzeba kupować na zaś, bo lepiej mieć pełną chatę, wtedy ona czuje się bezpiecznie (enne.2). A ja jestem minimalistą (enne.5). Ale w innych domach może być inaczej.
21. pieniądz nie jest szkodliwyJerzy Pomianowski • 2018-07-19

Przecież nie chodzi mi o pieniądz tylko o "nowoczesną bankowość". Lata 55 - 80 były na Zachodzie okresem spokojnej stabilizacji, oszczędności i umiaru w konsumpcji. Szaleństwo zaczęło się później.
[foto]
22. Nie całe zło na ZachodziePrzemysław Kapałka • 2018-07-19

Nie wiem dokładnie, jak było na Zachodzie, ale Zachód to nie cały świat, bankowość też nie. Niszczenie środowiska było na pewno, brak szacunku do przyrody też, było wiele innych negatywnych zjawisk nieznanych dzisiaj. Za dzisiejsze rozszalałe kampanie reklamowe chyba nie odpowiada bankowość. Za to, że każdy chce mieć dwa samochody, też chyba nie.Mieczy.sława to chyba następna feministka, która całe zło widzi w mężczyznach. Nawet, jeśli jest sens z tym polemizować, to nie pod tym artykułem. (u mnie w domu też żona wyrzuca 10 razy tyle żywności, co ja)
23. lichwa i jej skutkiJerzy Pomianowski • 2018-07-19

Za to że każdy ma mieć 2 samochody bankowosc odpowiada całkowicie. Przecież "Go" nie stać na nawet jeden.Nie stać, ale może se kupić na kredyt. Niech prawnuki spłacają.
24. Szkoda Przemysławie,że nic...Mieczy.slowa • 2018-07-20

Szkoda Przemysławie,że nic nie możesz z tym zrobić.
[foto]
25. Proszę o sens, powagę i szacunek dla współ-dyskutantówWojciech Jóźwiak • 2018-07-20

Jeśli Ktoś nie może powstrzymać się od dowcipasów (ja rozumiem, niektórzy tak mają, tak im się poformatowały umysły), to polecam FB.
[foto]
26. Wywiad z Ewą Bińczyk w Tygodniku PowszechnymWojciech Jóźwiak • 2018-10-18

Tu jest: Planeta własnego wyrobu
Wywiaduje Adam Robiński, kolejny ciekawy autor się ujawnił, sam pisze i polecam, tu: Zmierzch epoki człowieka

 

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)