31 lipca 2013
Wojciech Jóźwiak
Serial: Auto-promo Taraki 3
Hellinger i przodkowie
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Co z tymi przodkami? - Suljanowi odpowiadam ◀ ► Dwie ezoteryki czyli co nas różni ►
Nawiązuję do komentarza J.W. Suligi pt. „Pozdrowienia od Hellingera :D”. Ale wcześniej nawiążę do cyklu artykułów Alheana: „Pieczęć czyli jak ukraść człowiekowi duszę” (2004) i „Złodzieje dusz” (2005), sprzed prawie 10 lat, ale wciąż aktualnych i (co mnie cieszy) czytanych. Tak jak teraz zajmują nas przodkowie, tak wtedy Alhean zajmował się religią, w podobny sposób: jako czymś, co więzi, hamuje i ogranicza jednostkę-osobę – i zamierzał nawet poprowadzić warsztaty uwalniania (innych, potrzebujących) od religii. Z tego, co mi (z daleka) wiadomo, sam uwolniwszy się, tamtej akcji poniechał. Ale po kolei.
Bert Hellinger kilkanaście lat temu wkroczył do naszej „dyskursosfery” z zapomnianym tematem przodków. Ale wkroczył w sposób typowo psychoterapeutyczny: przedstawiając PRZODKÓW jako rodzaj zła (obciążenia, defektu) od którego trzeba się uwolnić; i dalej, typowo psychoterapeutycznie ogłaszając, że do tego uwolnienia konieczni są fachowcy i on takim fachowcem jest. (Podobnej figury użyli wcześniej jego wielcy „samoinicjowani” poprzednicy: Freud czy Jung.) Hellinger poszedł ścieżką przetartą przez psychoterapię DDA – „dorosłych dzieci alkoholików”, i ogólniej DDD – „dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych”. Zwracam uwagę na tę okoliczność, ponieważ dawniej („tradycyjnie”?) w naszej dyskursosferze przodkowie byli wartościowani pozytywnie: jako powód dumy i dostarczyciele wzorców do naśladowania. Czyli było tak, jakby ton nadawali ci, którzy mieli przodków pozytywnych, którzy ich windowali w górę, po czym jednak przyszli terapeuci DDA i DDD, i Hellinger, i oni wylansowali wizje przodków negatywnych, którzy zza grobu prześladują potomstwo swoimi nieszczęściami, chorobami, odrzuceniem, byciem ofiarą lub katem i w ogóle nieudanymi życiami, których wzorce im wdrukowują poprzez „rodzinne pole”. (Dodam, że rodzinne pole wg Hellingera bardzo przypomina pole morficzne Sheldrake'a, więc chętnie w istnienie i działanie takich pól wierzę.)
Godzamba wyrywający kosmiczną Sosnę
Uważam (chyba zgodnie ze zdrowym rozsądkiem) że przodkowie i ich wpływ na żyjących jest i taki, i taki. Bywa zarówno negatywny (gdy ktoś wchodzi w ścieżkę przodka-nieszczęśnika), jak i pozytywny (gdy ktoś korzysta z ich pozytywnych, budujących wzorców). Tych pozytywnych przykładów znam i widzę wokół siebie mnóstwo; mam wręcz wrażenie, że jeśli ktoś odnosi sukcesy, np. w nauce lub w biznesie, to w jego rodowym tle był już ktoś, kto czynił rzeczy podobne. Znacznie łatwiej jest się „odnaleźć” w życiu, jeśli ma się „sukcesowych” przodków lub krewnych za wzór, lub choćby się wie, że byli jacyś „podobni do mnie”, którym się udało. (Użyłem słowa „podobny” przez skojarzenie z niemieckim, gdzie „przodkowie” to Ahnen, a „podobny” to ähnlich.)
Jest również negatywny wpływ przodków, ten, na którym skupił się Hellinger. Ale i jeden i drugi aspekt naszych związków z przodkami powinien być przedmiotem naszej pracy, pracy z przodkami (Ahnenarbeit lepiej brzmi niż Ancestorwork :) Hellinger każe na swoich ustawieniach czcić przodków, a wcześniej uświadamiać sobie ich „przekaz” i los. Myślę, że tę praktykę można by bardziej rozwinąć: tak, żeby skupiała się nie tylko na negatywnych wpływach i wdrukach, ale bardziej podkreślała pozytywne dziedzictwo. Zaproszenie przodków do kręgu w szałasie potu wydaje mi się dobrym wstępem i początkiem takich praktyk.
(Podobnie Alheanowską terapię od-alergizowania na religię mogę sobie wyobrazić jako afirmującą religię, której wpływ daną osobę boli – tak, aby ów ktoś mógł tę religię zostawić za sobą wraz z jej bólem-traumą. (Słowo trauma po grecku znaczy „rana”, przypadkowo podobne niemieckie słowo Traum znaczy: „sen, marzenie senne”, jak ang. dream. Dla szamanów – wskazówka?))
◀ Co z tymi przodkami? - Suljanowi odpowiadam ◀ ► Dwie ezoteryki czyli co nas różni ►
Komentarze
Oj, chyba obrzezanie jest dużo-dużo trwalszym i wiążącym/zobowiązującym znakiem!
Oj, chyba tylko z perspektywy fizycznej. Zwłaszcza, że można być obrzezanym nie-Żydem i nie obrzezanym Żydem (jeśli tylko miało się matkę Żydówkę).
Zważywszy natomiast na aktualne trudności z aktem apostazji, który jako jedyny - a i to nie do końca - "zmywa" akt chrztu, powiedziałabym, że jednak katolicka inicjacja jest znacznie bardziej "włączająca" i "zagarniająca" :(
Chyba chrzest i obrzezanie, to zjawiska trudno porównywalne. Obrzezanie nie jest "żydowskim chrztem", jak często się mówi dla uproszczenia.
Po pierwsze, społeczność żydowska nie jednoczy się przez pojęcie narodu, państwa, czy religii, lecz rasy. Rasa i dbanie o jej czystość jest dla trwania Żydów sprawą podstawową, co może dziwić nowoczesnych europejczyków.
Dlatego moim zdaniem anetaboryczko ma sporo racji.
To co nieuświadomione staje się naszym przeznaczeniem (Jung), a lepiej chociaż trochę mieć świadomy wpływ na własne życie. Żeby odnaleźć swoje własne życiowe (duchowe) cele warto poznać wpływ rodu.
Ludzie zajmujący się ustawieniami mówią, że od rodu dostajemy wsparcie, o ile akceptujemy przodków takimi jakim są. Od matki dostajemy powodzenie we wszystkich życiowych przedsięwzięciach (uziemienie, poczucie bezpieczeństwa, życzliwość do ludzi), od ojca - okno na świat (przekonania, duchowość, siłę przebicia). Kiedy odwracamy się od któregoś z rodziców, wtedy któryś z tych aspektów może źle funkcjonować, energia przestaje płynąć, bo blokujemy ją w sobie, gdy chcemy działać koniecznie inaczej niż rodzic. Kuleje wtedy u nas któryś z pierwiastków, męski czy żeński. Rodzic zapewne jest wielowymiarowy, z dobrymi i złymi cechami, ale dla nas dzieci zawsze jest taki, jaki powinien być. Jeśli przeciwstawiamy się rodzicowi to stajemy przeciw naturze, życiu. Jest takie powiedzonko: żeby wzrosnąć do nieba trzeba zapuścić korzenie do piekła ;-) Żeby drzewo wyrosło silne musi mieć równie silne korzenie. Lepiej ich nie obcinać. Ale warto je poznać. Według totalnej biologii czy recall healing poznanie rodowych wzorców umożliwia wyleczenie chorób, które przechodzą z pokolenia na pokolenie.
Myślę, że owszem - kultywować przodków, bez ściemy i fałszowania. Za to nie musimy ich ani naśladować ani żyć w opozycji do nich. Jedno i drugie nas ogranicza, bo zabiera nam swobodę ekspresji. Natomiast świadomość wpływu przodków i akceptacja czyni nas wolnymi. Kocham Cię Mamo i Tato, dzięki Wam istnieję, idę własną drogą. To samo dotyczy historii narodu, jestem przeciw polityce historycznej jako czymś zafałszowującym przeszłość i wymuszającym przyszłość. Nic dobrego z tego nie wyniknie, jedynie większe zagubienie tego kim jesteśmy i błędne diagnozy. Prawda nas wyzwoli.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.