05 czerwca 2017
Wojciech Jóźwiak
Serial: Auto-promo Taraki 4
Ilu nas jest?
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Co się zmieniło? ◀ ► Taraka: dywinacja i futurologia, czyli zmiany w Tarace ►
Kiedy się rodzisz, ktoś-coś – jakaś agencja – dba o to, żebyś urodził/a się w odpowiedniej dla ciebie chwili, przy układzie planet odpowiadającym twojej – przyszłej, a na razie potencjalnej – naturze. James Hillman odkrył tę (lub bardzo podobną) agencję niezależnie od astrologii, w obrębie pojęć psychoanalizy, i nazwał ją żołędziem, po angielsku acorn, co tam dużo lepiej brzmi niż po polsku. Być może ten geniusz, którego najpierw chciałem nazwać „geniuszem rodzącym”, ale zorientowałem się, że to pleonazm, masło maślane, bo geniusz od generō, rodzę, działa także później, w dalszym życiu. W jakim stopniu owa agencja jest mną, na ile czymś różnym ode mnie, nie wiadomo. Zapewne włącza swoją aktywność, wchodzi do gry w tych momentach życia, kiedy działamy jakby kierowani automatycznym pilotem i gdy dzieje się zbyt wiele przypadków (które wkrótce lub od razu okazują się być znaczącymi przypadkami) – aby to było przypadkowe w sensie random. Zresztą, zauważmy, nasze słowa są tak ułożone, że „przypadkowy, losowy” nieustannie styka się i płynnie przechodzi w „losowy, bo Los tak chciał” – Los czyli coś z góry przeznaczonego. Nasz język nie umie dobrze odróżniać losowości w sensie chaotycznego indeterminizmu od losowości w sensie dokładnie przeciwnym: z góry danego, sztywnego przeznaczenia. Nie odróżnia, mówiąc astrologicznie, Urana od Saturna. Odróżnia coś innego: czy moje działanie jest moje, robione przeze mnie, czy nie-moje, bo robione przez kogoś lub coś innego, spoza mnie. Tym czymś może być „coś losowego” w obu sensach, rozpoznanych i odróżnionych chyba dopiero przez nowożytną naukę: mechanikę i probabilistykę.
Więc prócz „mnie” jest jeszcze moja astro-agencja (a może Hilmanowski żołądź), która niewątpliwie jest inną, inaczej działająca inteligencją niż mój świadomy umysł, moje świadome ja. Skoro nie należy do świadomego ja, to należy do nie- (lub pod- lub nad-) świadomości. Gdy wspomniana zostaje nieświadomość, od razu tych „nas” przybywa: prosi się dołączyć do wyliczanki Freudowskie warstwy i Jungowskie archetypy. Zamiast nich, przypomnę dwie podobne agencje z huny, lub raczej z systemu, który hunie przypisali Max Freedom Long i inni Biali entuzjaści: Wyższe Ja i Niższe Ja. Niższe Ja wygląda na wizualizacyjną personifikację wewnętrznych procesów, które Arnold Mindell nazwał wtórnymi (procesami), czyli tymi, które nie przebijają się do świadomości i które spokojnie dają sobie radę bez świadomego nadzoru. Wyższe Ja z punktu widzenia „mnie zwyczajnego” wydaje się być jakąś fanaberią, czymś (kimś?) na zbyciu, luksusowym dodatkiem do „mnie”, tego mnie zajętego codzienną przyziemną krzątaniną. Może by jego też jakoś z pożytkiem zatrudnić? Sam kiedyś próbowałem robić takie próby... Ale dobrze jest sobie wyobrazić, że Wyższe Ja lub ktoś do niego podobny towarzyszy mi (i twój tobie) i jakoś zabezpiecza równowagę losu. Może i nic nie robi, ale nie robiąc, robi, jak ten idealny władca według Konfucjusza, który nic, tylko trwał zwrócony obliczem na południe.
Kto z nich zsyła sny? Dawca Snów, Snowy Autor byłby kolejnym mną-nie-mną. Najwyżej, gdyby się okazało, że któraś z agencji poprzednio wyliczonych robi to: produkuje sny. Bo znów na pewno nie ja, ten świadomy, jestem ich autorem. A nawet jako obserwator, jako ich widz, jestem do ich widzenia dopuszczany nader niechętnie. Przecież sny śnią się pod nieobecność świadomego obserwatora, śnią się sobie samym i robią to nieustannie, teraz, kiedy to piszę i w innych świadomych momentach, kiedy świadomość je zagłusza, zaciera, śnią się też.
Jest też tajemnicza istota dusza. Która na pewno jest czymś innym ode „mnie”, bo mówi się przecież moja dusza, a nie „ja jako dusza”. Nikt niczego ani nie zrobił ani nie doświadczył jako dusza. Dusza jest czymś odmiennym. Tu wkracza kwestia płci. Słowo dusza tam, gdzie są rodzaje gramatyczne, jest przeważnie rodzaju żeńskiego. Tak w słowiańskich, w łacinie (anima), w niemieckim die Seele. Tylko greckie pneuma jest neutrum, ale drugie tam słowo na to, psychē, już jak Hermes przykazał żeńskie. Tu jest pewna podwójność, bo słowa na duszę bywają pokrewne znaczeniu „oddech/wiatr” albo znaczeniu „siła”. Nasze słowiańskie siła jest kontynuacją tegoż, co germańskie ang. soul, niem. Seele – więc u którychś naszych wspólnych praprzodków ta podwójność rozszczepiła te pojęcia. Łacińska anima od wiatru, a z dwóch słów greckich pneuma od wiatru, psychē od siły. Siła podobnie jak dusza (oddech) może się odszczepiać od reszty człowieka, opuszczać go, co i dziś mówimy „siły go/mnie opuściły”, a dawniej istniała rozbudowana, rozpowszechniona ale mało uświadamiana mitologia personifikowanej siły; różni autorzy o tym pisali. Żeński rodzaj duszy sprzyja temu, żeby z punktu widzenia męskiego podmiotu, który zawłaszczył język, duszę pojmować jako żeńską istotę, która dla ego jest kimś jak żona dla mężczyzny. Co zwrotnie przeszło na ogólnosłowiańskie tytułowanie oblubienic „duszą” lub „duszeńką”.
Tu przeglądając napisany tekst zauważyłem błąd: oczywiście zdarzało się, że ktoś coś robił, a raczej czegoś doświadczał jako dusza. Tak było u mistyków oddających się bogu. Co jednak potwierdza powyższą „psychologię”, ponieważ gdy mistyk odrzuci ego, to zostanie mu/zeń dusza. Gdy o duszy mowa, narzuca mi się figura z perskiej religii zwana daena: żeńska postać olśniewającej urody, która przychodzi do zmarłego, aby przeprowadzić go przez próby i sądy do raju. Towarzyszą jej psy.
(Foto. Maria Borkowska, najpierw na FB)
◀ Co się zmieniło? ◀ ► Taraka: dywinacja i futurologia, czyli zmiany w Tarace ►
Komentarze
Starożytni Grecy, niektórzy przynajmniej, wierzyli w logos, co potem przejął jeden z odłamów żydowskiego chrześcijaństwa, właśnie ten zhellenizowany, pierwotnie wcale nie najliczniejszy. Ale to takie wyobrażanie sobie świata na własną modłę, do pewnego zresztą stopnia nawet zrozumiałe. Kto wie, może to dopatrywanie się "podobieństwa" do siebie samego zdecydowało o sukcesie tego odłamu.
Lubię zdanie Arthura Rimbaud: "Albowiem ja to ktoś inny". Jeśli nie czytać go psychoanalitycznie, to pozwala ono domyślać się czegoś w sobie (i nie tylko w sobie, naturalnie, w żabie też), co jest poza losem rozumianym jako przypadek i jako "mechaniczne" fatum.
Nie wierzę chyba w "żołędzia", ale wierzę w to "coś", czasem wydaje mi się nawet, że "je" odczuwam, że "go" doświadczam. Myślę (wierzę?), że jest to coś poza obrazem i poza pojęciem.
Około 2 lat temu miałam zdarzenie, powtarzające się, rozmowy z planetami. Umiałam wejść w kontakt z ich osobowymi Przedstawicielami - tak te informacje do mnie przychodziły. Było to konkretne i dzięki temu wtenczas bardziej rozumiałam własne uwikłania lub drugiej osoby. Rozumiałam mój księżyc, saturna, crazy hors`a jowisza. Widziałam więcej aspektów niż znam, aspektów czyli rozmów pomiędzy nimi. Dealów. Milczenie jest także wymowne, trzeba się tylko bardziej wsłuchać.A nawet w tym milczeniu są ciekawsze odpowiedzi niż tam gdzie jest głośno.
Z perspektywy 2 lat, i wielu emocji, dziś patrzę na to jak na Byty. Byty jako zbiory, możemy je nazwać planetarne, astrologiczne. Rodzimy się splątani z określonymi bytami tak anie inaczej, bo musimy, bo inaczej by nas tu nie było. Życie jakie znamy to ciąg korelacji a Byty w tym uczestniczą. Oczywiście ktoś też musi przekładać wajchę :) Określone osoby do nas pasują, inne nie. Pasują , np tworzą trygony,koniunkcje i nie koniecznie musi to oznaczać coś "dobrego" . Jest to dobro w ramach Bytowej struktury. To oznacza jedynie że te osoby mogą się spotkać ponieważ są osobno splatani w ramach tego samego Bytu lub układów Bytów. Miłość jest wyborem, świadomą decyzją, a przynajmniej tak uważam że powinno być. Tymczasem Byty splatają ludzi i nie oznacza to miłości, oznacza to układ w jakimś celu lub już z karmicznego rozpędu. Oczywiście pojawiają się emocje między takimi osobami, bo tak to działa. Byty działają na naszych niskich płaszczyznach. Emocje mylone z Miłością, która raczej jest bez fajerwerków, ale może być romantyczna i piękna:) to zależy on nas od naszej zdolności do miłości. Ludzie modlili się kiedyś do Bogów, do Planet. Modlili się poniekąd słusznie:) Jest w tym wariactwie metoda.Bycie sp
Dusza chcę zauważyć to również część instrumentu w skrzypcach, jakże to ładnie wpasowane słowo do przestrzeni w pudle rezonansowym, przenosi drgania dźwiękowe na dolną płytkę rezonansową. Jak również Duszę odnajdujemy w żelazkach. W architekturze schodów wolna przestrzeń pomiędzy dwoma biegami nazywa się duszą.
Osobowości wielokrotne: szamanizm polega na ich oswojeniu, zastosowaniu, a ładniej to brzmi po rosyjsku: upotrieblenije, transkrybując na polski: *upotrzebienie. Żeby mogły służyć w potrzebie ("konia w każdej sławnego potrzebie"/wojnie), in Not, need, nasze z bliskim znaczeniem: nędza.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.