zdjęcie Autora

26 lutego 2013

Krzysztof Wirpsza

Serial: Ketchup...
Ketchup w pieleszach
Albo o Drugim Typie Enneagramu, sefirze Binah, oraz tarotowych kartach XII. Wisielec i II. Arcykapłanka

Kategoria: Tarot
Tematy/tagi: enneagramsefiratarot

◀ Ketchup na spacerniaku ◀ ► Uśmiech bez kota ►

Do Gai (Ziemi), Wszechmatki. Śpiewać będę o Gai (Ziemi), wspartej na dobrych fundamentach, matce wszystkiego, najstarszej z wszystkich istot. Ona to karmi wszelkie stworzenie jakie zamieszkuje światy, wszystko co wędruje po bożej krainie, i wszystko co podąża szlakiem mórz, i wszystko co lata: wszystko to karmi się z jej zapasów. Poprzez ciebie, o Królowo, spływa na człowieka błogosławieństwo dzieci i plonów, i twoją jest rzeczą dawać śmiertelnym i odbierać – środki do życia.
Hymn Homerycki XXX do Gai (tłum. Evelyn-White), epos grecki 7th - 4th B.C.


A może kieliszeczek koniaku? Mówię poważnie, mam w kredensie pierwszorzędny koniak. W końcu coś dla ducha i coś dla.... O co chodzi? No, sami Państwo powiedzcie, ileż można gadać o tym, tam, no...Wszechświecie. Gdy człowiek przemarznięty. Ciało piszczy, co, wstyd? Ależ przecież to są naturalne odruchy. Usiądźmy razem w kuchni, jak dobrzy sąsiedzi. Jak bracia. Może brat z siostrą? A może po prostu – pogruchajmy, jak para gołąbków. Nie jest to żaden wstyd dopuścić do głosu instynkt przodków, ten sam który, koniec końców, czyni nas ludźmi.

Jak mawiał mój wujaszek z Litwy wznosząc setkę do toastu -
proszszsz...!

Pan Filo zapisał w notesie:

Na pewno nie grozi nam zezwierzęcenie.

Planety mogą sobie krążyć po torach, a słońca mknąć przez galaktyki. Horyzonty zdarzeń uginać się, supernowe rozkwitać w ciszy, a wszechświaty powstawać i znikać jak bąbelki. I tak, to, co najważniejsze dzieje się pod nosem. Właśnie. N-o-s-e-m. Niewielkim narządem, przeznaczonym do wąchania miłych zapachów w kuchni, sypialni i ogrodzie. Ten kochany choć jakże niepozorny przyjaciel odgrywa ważną rolę w wywieraniu przeciwwagi do napuszonego bełkotu. Zjedzmy kawałek sernika. Na zagubionej w galaktyce planetce, w cieniuteńkiej warstewce biosfery, w tym mikroskopijnym domku na ziarnku maku. To jest, chcieliśmy powiedzieć, dzisiaj, w piątek, osiemnastego stycznia, na przedmieściach Warszawy.

Jak się ma twój Nos do Wszechświata?

Zwyczajnie, jest od niego po prostu ważniejszy. Jaki by nie był ten Wszechświat, i co by nas nie czekało, bez nosa ni rusz.

Pan Filo zapisał w notesie:

Dobrze jest być żywym. I mieć nos.

Co do tego nie mamy wątpliwości.


Człowiek zmysłowy

Do serca przytul psa,
Weź na kolana kota,
Weź lupę popatrz - pchła,
Daj spokój, pchła to też istota.
Za oknem zasadź bluszcz,
Niech się gadzina wije,
A kiedy ciemno już i wszyscy śpią,
Matka śpi, ciotka śpi, dzieci śpią, żona śpi
Zapylaj georginie.
Kabaret Elita „Do serca przytul psa”

Człowiek zmysłowy, to inaczej ten, który robi to, co pod nosem. A pod nosem są na ogół potrzeby ciała. Tak też i człowiek zmysłowy dba o to, aby ciało, a właściwie ciała, bo przecież rzecz dotyczy także innych domowników, tak po cielesnemu i domowo, były zadowolone.

Człowiek zmysłowy nie zadaje sobie pytania o pryncypia. Guzik go obchodzi polityka, odkrycia naukowe czy słuszność jakichś teorii. Człowiek zmysłowy dba o drobiazgi. Wie, że rzeczywistość składa się z przyszytych na czas guzików, zadbanych paznokci i przyjemnych chwil spędzonych w kawiarni.

Dlatego człowiek zmysłowy z radością podlewa kwiatki na werandzie. Nie zapomina o ciepłych kolorach w salonie, i firankach, które pasują do kinkietów. Przyrządza gościom dobrą herbatę z naparu kwiatów lipy zebranych we własnym ogrodzie. Dba o drobne upominki dla bliskich. Dba o zwierzęta. Słucha innych i cieszy się przyjaźnią. Wypicie kawy w dobrym towarzystwie ceni sobie bardziej niż garnitur i dyplomy.

Pan Filo zapisał w notesie:

Drobiazg, a cieszy.


Ofiara

Co jeszcze dzieje się pod nosem? Och, całe mnóstwo spraw. Na przykład rodzina. Dzieci. Praca. Sprzątanie mieszkania. Spłacanie kredytu. Telewizja.

Hm, nie są to jak widać tylko i wyłącznie rzeczy miłe. Aby zatroszczyć się o to co pod nosem, trzeba się czasem nieźle nabiegać. Sprawy spadkowe. Intercyzy. Pogrzeby. Narodziny. Rodzice. Chrzciny. Prezenty urodzinowe. Ślub Wacka i Ani. W ogóle - dbanie o kontakty z bliskimi. Wysyłanie pocztówek. Wymieniać dalej?

OK., Facebook. Karma dla psa i kota. W ogóle zakupy, i żeby pamiętać, że Jasio lubi Smakiję (bananową). Dalej - studia podyplomowe, 2 weekendy w miesiącu. PIT-y – rozliczyć się do kwietnia. Iść na masaż. Sprzedać samochód. Zrobić pasztet. Udekorować kuchnię przed Wielkanocą. Załatwić od sąsiada strzyżarkę do żywopłotu. Posadzić róże w ogrodzie. Wezwać hydraulika.

Och, teraz widzimy, czemu nos taki ważny. Naprawdę pełni we wszechświecie całkowicie nieodzowną funkcję. Zaczynamy doceniać nos.

Jesteśmy mu po prostu wdzięczni.

Ale, ale... czy nie czujesz się trochę, no, troszeczkę po tym wszystkim...

... zmęczony?

Miała być zmysłowość, i co? Zamiast tego jakaś nieustająca gonitwa. Gdzie piękne zapachy, gdzie wspólnie spędzone wieczory, gdzie dyskretna magia salonu? Masz związane ręce. Muszę to, musze tamto. Jeszcze polecę, jeszcze załatwię, jeszcze się spotkam, jeszcze zdążę ... Z tym, że coraz częściej pod koniec dnia dyszysz jak jeż na mecie. Nie masz czasu na nic, bo wiecznie pędzisz. Dobrze, załatwiłeś to wszystko, wspaniale.

Pytanko:

Kiedy wreszcie zajmiesz się Sobą?

Pan Filo zapisał w notesie:

Ceną życia zmysłowego (rodzinnego) bywa złożenie w ofierze Siebie.


Samoświadomość

"Być samotnym to tęsknić za kimś. Ale być sam na sam z sobą to odnaleźć siebie. Z umiejętności przebywania sam na sam z sobą rodzi się zupełnie nowy rodzaj miłości."
Osho

Tak naprawdę nie wstydzisz się wypić jeszcze jednego kieliszka koniaku. Wstydzisz się czego innego. Wstydzisz się zostawić na chwilę koniak w spokoju i zapytać Siebie:

....na co do diabła mam teraz naprawdę ochotę?

Pan Filo zapisał w notesie:

Jeżeli życie nie jest konwenansem, to ... czym?

O, nie, nie doradzam abstynencji. Być może odpowiesz sobie „mam ochotę na kieliszek koniaku”, wypijesz i na tym sprawa się skończy. Nie każda ochota na koniak jest ułudą.

Ale.

Zalecam, abyś się o tym samodzielnie przekonał. Być może masz ochotę na koniak, być może nie. Ale zastanów się. Nie pij mechanicznie, tylko dlatego, że tysiąc razy w podobnej sytuacji wybierałeś koniak. Być może ochota na trunek (lub, dajmy na to, na zorganizowanie przyjęcia urodzinowego czy powieszenie nowych firanek) jest tylko kiepskim usprawiedliwieniem dla ucieczki przed Sobą? Chcę abyś szczerze zapytał Siebie: mam teraz ochotę wieszać firanki, czy może...

... na coś zupełnie innego?

Być może firanki służą Ci. Ale może właśnie służą Ci do nie pamiętania o czymś innym? A może w ogóle niczemu nie służą, po prostu są czymś w rodzaju „banalnego wypełniacza”?

Życie składa się z banałów. To prawda.

A jednak, jest też tak, że, gdy zapytasz Siebie szczerze „co by tu dzisiaj...” odpowiedź będzie, prawdopodobnie, niebanalna. Być może znajdziesz jakiś bardziej wartościowy (dla Siebie) cel. Ale być może też utwierdzisz się w dawnym celu, który nabierze dla Ciebie nowej, uświęconej wartości.

Tak czy owak – skorzystasz.

Pamiętaj tylko o jednym: jeżeli coś jest dla Ciebie „bardziej wartościowe”, to znaczy że Ty sam (a nie ktoś inny) masz na to ochotę bardziej.

Pan Filo zapisał w notesie:

Czasem człowiek nie od razu wie, co by tu dzisiaj....

Dlatego warto się namyślić.


Zreasumujmy...

Sefira Binah (Inteligencja). Organizmy żywe posiadają naturalną praktyczną Inteligencję, która mówi im jak najlepiej istnieć w codziennej rzeczywistości. Inteligencja ta obejmuje zarówno wykonanie obowiązków wobec innych, jak i otrzymanie za to wynagrodzenia. Ponieważ większość organizmów żywych nie zna twardej waluty, przyjęte jest, że wynagrodzenie odbywa się „w naturze”.

Weźmy przykład: kot. Głaszczesz go, on mruczy. I tobie i jemu jest przyjemnie, wymiana daje obopólne korzyści. Kto to wymyślił? Życie. Choć jednocześnie też – przynajmniej z twojej strony, oznacza to wysiłek. Trudno jest czytać książkę i głaskać kota w tym samym czasie. Z prowadzeniem samochodu (i głaskaniem) bywa jeszcze gorzej. W którymś momencie musisz postanowić czy chcesz podjąć ofiarę związaną z podtrzymaniem więzi. Ofiara – to włożony wysiłek. Ale i „głaski”, jakie dostaniesz w nagrodę.

Tą dwustronną więź podtrzymujemy na tysiące sposobów. Przez wysłuchiwanie zwierzeń, opowiadanie o swoich problemach, udział w grupach, aktywność rodzinną, reperowanie rzeczy, opiekę nad dziećmi i zwierzętami, pokazywanie, że się pamiętało o kimś, świadczenie usług, rozmaite szaleństwa i hulanki, zapraszanie na pogaduszki, prowadzenie spotkań czy organizację imprez. Za każdym razem oznacza to działanie zgodne z praktycznym konwenansem. Czynności toczą się „same”, „naturalnie”, zupełnie tak, jakby to życie je dyktowało, nie my. Ale też, choć tego oficjalnie nie komentujemy, każda taka „głaskowa” sytuacja pociąga za sobą ofiarę. Tak to już jest.

Natomiast to nie wszystko. Oprócz Inteligencji Praktycznej, istnieje także inny rodzaj Inteligencji – Samoświadomość. Organizmy żywe dążą do jego rozwinięcia w procesie ewolucji. Człowiek ją ma niejako z urodzenia, co nie znaczy, że zawsze z niej korzysta. Nie jest to inteligencja relacji społecznych (jak poprzednio), lecz inteligencja ludzkiej indywidualności. Indywidualność możemy zdefiniować jako unikalny charakter jednostki i jej zdolność do samostanowienia. Samoświadomość ma to do siebie, że działa najlepiej gdy się jest samemu. I gdy ma się wolny czas.

Samoświadomość wymaga chwilowego zakwestionowania sensu działań konwencjonalnych, czyli takich które wiążą nas z innymi i odwracają naszą uwagę od samego Siebie. Zdolność do Samouświadomienia, w postaci zdolnego do autorefleksji mózgu, jest szczytowym etapem ewolucji biosfery.

Pan Filo zapisał w notesie:

Należy uczestniczyć w życiu zbiorowości, ale także znaleźć czas na refleksję i samotność. Warto mieć hobby.

KETCHUP potrzebuje czasem abyś się zatrzymał i zastanowił. Wówczas dopiero będzie mógł się w tobie w pełni rozgościć.


Ułuda

Chcielibyśmy tu jeszcze raz podkreślić czym jest, a czym nie jest ułuda. Ułuda jest odróżnieniem prawdy, od iluzji. Prawda ma to do siebie, że jest, iluzji nie ma, choć wydaje się, że jest. Jednak należy podkreślić tu bardzo ważną sprawę: choć iluzji nie ma, w żadnym razie jej nie potępiamy. Przeciwnie: powiemy, że właściwie wykorzystana może być ona czymś przyjemnym, pożytecznym, i, dla większości z nas, okresowo niezbędnym.

Weźmy przykład. Przykładem prawdy jest Puszcza Kampinoska, przykładem iluzji – film przyrodniczy. Jeżeli ktoś weźmie filmy przyrodnicze za rzeczywistość, to nic złego się nie stanie, prawda? Pomijając oczywiście fakt, że ta osoba nigdy nie zobaczy, jak to jest być w prawdziwym lesie. Jednak kto powiedział, że każdy musi być w lesie? Taka osoba będzie siedzieć przed telewizorem, oglądać filmy o drzewach, i to jej w zupełności wystarczy. „To jest prawda!” powie, wskazując na ekran. Będzie miała w tym pewną rację – film który ogląda jest filmem dokumentalnym, a to znaczy: pokazującym prawdę. Czyli stwierdzenie „To jest prawda!” – jest zasadne.

Ponadto: jeżeli ktoś przyjdzie i pokaże tej osobie prawdziwy las, to żadna katastrofa czy globalna przemiana w jej życiu nie nastąpi. Osoba ta prawdopodobnie:

  • - nie zrezygnuje z oglądania filmów przyrodniczych. Przeciwnie, będą one od tej pory dla niej o wiele żywsze i pełne znaczeń! Widziała przecież prawdziwą przyrodę, to tym lepiej będzie potrafiła zrozumieć i cieszyć się przyrodą na filmie.
  • - raczej nie zamieszka na stałe w leśnym szałasie, odżegnując się od kina i telewizji. Owszem, będzie odwiedzać las w wolnym czasie, to znaczy w niektóre weekendy, wakacje i na popołudniowych spacerach. Będzie jednak w dalszym ciągu prowadzić normalne cywilizowane życie. A to znaczy również – oglądać filmy przyrodnicze.

Przyjrzyjmy się teraz ułudzie w Dwójce. Ułuda polega tu na tym, że wiecznie dokądś biegniesz. Znajdujesz się w strumieniu spraw, z których jedna pociąga za sobą trzy inne. Nazywasz to życiem. Ale sens życia – KETCHUP - wciąż ci w tym biegu umyka. Dzieje się tak, ponieważ coś porywa cię, uniemożliwiając kontakt z Tobą, takim jaki jesteś naprawdę. Ty – to Dziewicza Puszcza, strumień spraw – to telewizor. Jedno, pozornie, wyklucza drugie. Oczywiście, tak jak powiedzieliśmy przed chwilą, ważne jest to słowo – „pozornie.”

Niczego nie musisz zmieniać, chodzi o uświadomienie. KETCHUP i tak zawsze znajduje się w Tobie. To prawda, tak zwane „życie rodzinne” jest gonitwą codziennych konwenansów, w której pozostaje niewiele czasu na zatrzymanie się i zauważenie. Ma ono zmierzać do zapewnienia bezpieczeństwa i przyjemności ciału – twojemu, lub innemu z którym coś cię wiąże. Tutaj niestety wpadasz w pułapkę. Jesteś niebotycznie zajęty, więc wydaje ci się, że żyjesz. KETCHUP niby to powinien występować w obfitości. Tymczasem prawda jest bardzo często taka, że jest go mało. Dlaczego ?

Jest go mało ponieważ nie ma w tym Ciebie.

Bardzo ważne jest aby wszystko co robisz (w tym gonitwa) wynikało z Twojej świadomej decyzji. Paradoks polega na tym, że dopóki świadomość działa w trybie mechanicznym, wykonujesz po prostu kolejne czynności automatycznie. Prawdziwy Ty nie ma na to zgody.

Dopóki nie jesteś Siebie świadomy, będziesz się czuć winny, wściekły lub będziesz się bał.


Porywająca doczesność

Natomiast doczesność, w której jesteś obecny Ty, bywa przyjemna. Ma ona swój rozlazły, rozluźniający urok. Wiadomo, nie są to rzeczy ekstremalnie głębokie, na przykład poranna kawa. Jakieś osiem centymetrów głębokości kubka, przez dwadzieścia pięknych minut zanim ruszy kawalkada, to przecież nie są liczby. Drapanie kota za uchem, dwa centymetry sierści, dziesięć minut, też nie. Patrzenie jak za oknem prószy śnieg, i przygotowywanie materiałów do pracy jest może odrobinę głębsze.

Pan Filo zapisał w notesie:

Wszyscy mamy swoje ulubione rytuały.

Ogólnie można powiedzieć, że:

...rzeczywistość doczesna jest „taka sobie”, i za to ją, często, cenimy.

Jak człowiek zmęczony grafikiem, to chętnie by się przewentylował. „Panie dyrektorze, bądźmy ludźmi...” Ale taka już funkcja grafiku i taka funkcja dyrekcji. Jest sztywno. Dopięte na ostatni guzik. Życie w biurowcu wymaga ścisłości - umówiłeś się na 15.00? O 14.55 jesteś na miejscu. Zachorowałeś? Łykasz aspirynę, trąbisz w chustkę, ale... jesteś. Uff, jak by człowiek wytrzymał 24 godziny na dobę taki zapięty?

Co innego w doczesności. To znaczy po pracy. Teraz możesz sobie dać luz, obowiązują zupełnie inne zasady. Umawiasz się? Możesz się spóźnić nawet godzinę. Jesteś chory? Możesz w ogóle nie przyjść. Od czego mamy komórki? Godzinę przed spotkaniem SMS-ujesz „Bardzo Cię przepraszam...”. I w porządku. Tamta druga osoba zrozumie. Oczywiście, musimy liczyć się z tym, że następnym razem, to ona z jakiegoś powodu nawali. Ale takie są właśnie (niepisane) zasady doczesności...

W rzeczywistości doczesnej nic nie jest pewne, wszystko się zmienia w ostatniej chwili. Mistrzami w tym są Hindusi. Pamiętam swój pobyt w Indiach i desperackie próby dostosowania się do wszechobecnego, nieprzewidywalnego „tak sobie”. „Tak sobie” ma się w Indiach świetnie nawet w godzinach pracy. Inaczej niż na Zachodzie, Hindus spóźnia się oraz wybacza spóźnienia kilkukrotnie w ciągu dnia. Do tego ciągle coś obiecuje (przez grzeczność) i, z obiektywnych powodów, nie dotrzymuje obietnicy. A na domiar wszystkiego, czyni to niezależnie od tego, jaka jest akurat pora dnia i gdzie się znajduje. Taka już u nich kultura.

To, że coś odbyło się „naturalnie” i „od niechcenia” w Indiach generuje aplauz, często niezależnie od faktycznych rezultatów działań.

Można powiedzieć, że doczesność jest w Indiach narodową wartością.

Pamiętam czasy gdy pracowałem jako wolontariusz w nowoczesnej, wybudowanej na wzór zachodni szkole w Tamil Nadu (południowe Indie). Prowadziłem tam z dzieciakami zajęcia z tańca i dramy i przez trzy miesiące przygotowywaliśmy przedstawienie teatralne. W dniu zero, na dwie godziny przed planowanym spektaklem, zostało mi dumnie oznajmione, że jestem teraz szefem grupy 20 kobiet, którymi mam zarządzać, celem przygotowania sceny. Potrzebowaliśmy rozmaitych sprzętów, typu drabina, kurtyna, etc, które należało odnaleźć na terenie szkoły, ściągnąć na salę gimnastyczną oraz ustawić/zamontować. Niestety, kobiety rozbiegły się, zanim zdążyłem wydać jakiekolwiek instrukcje. Nie można było ich znaleźć przez około półtorej godziny, nikt też w szkole nie miał pojęcia gdzie poszły. Zdesperowany usiadłem na schodach, gapiąc się w okno. Gdy do przedstawienia było dwadzieścia minut, nagle na sali gimnastycznej zaczęły pojawiać się, pojedynczo, kobiety ze sprzętem. Jedna przyniosła jakiś element, inna inny, zazwyczaj nie dokładnie to, co planowałem, ale też zawsze miało to sens. Faktem było, że w ciągu piętnastu minut scena stała gotowa. Zadziało się to bez najmniejszego udziału mnie, któremu, ha, ha, wydawało się, żem jedyny trzeźwy w tym towarzystwie. Po raz kolejny pokazano mi, że iluzja też działa, co musiałem przyznać z zaskoczeniem. Iluzja to znaczy to, co w swoim zadufaniu nazywałem dotąd brakiem precyzji, solidności czy wręcz kłamstwem.

Podobne sceny, w trakcie mojej 5-miesięcznej pracy w indyjskiej szkole były częste. Nie zawsze, niestety, miały równie owocny finał. No właśnie, co ze słabą strona doczesności? Chaos, jakkolwiek przyjazny, nie zawsze przecież owocuje wykonaniem pracy. Często, czasem bardzo często, brak zasad zniewala. Naprawdę czujesz się ofiarą - nie możesz za nic zrealizować planu. Wszystko jest „zwyczajnie” i „po ludzku”, a to znaczy – po prostu nie działa. Nie działa, bo „zwyczajnie” i „po ludzku” to się dziś nikomu nie chce pracować. Nie obiecywaliśmy.

Wydarza się to również wtedy gdy jesteś sam.

Powiedzmy, że chcesz, na przykład, pomedytować. Zrobić jogę. Poczytać. I nie możesz, bo zawsze jest „jeszcze to..., jeszcze tamto...”. Czasami naprawdę się starasz, wyłączasz telefon, informujesz dzieci, żeby dały ci spokój. Bach, ktoś dzwoni do drzwi. Jakoś tak odruchowo, otwierasz. A tu na korytarzu sąsiad, ten gadatliwy, od którego w zeszłym tygodniu pożyczałeś wiertarkę.

I zaczyna się.

Zwyczajnie i po ludzku wysłuchujesz jego problemów, naturalnie zapraszasz, aby wszedł. Bezpretensjonalnie rezygnujesz z jogi (z czytania, ze spaceru), w danym dniu.

Hej, którym miejscu nie zdążyłeś postawić granicy?! (i jak, u diaska, uniknąć tego w przyszłości?!)


Ucichnij i wiedz

Pan Filo zapisał w notesie:

Lodowce nie powstają w jedną noc.

Nie musisz niczego udowadniać. Doczesność jest równie dobra jak Ty. Ale zwróć uwagę jak często czujesz się winny albo wkurzony. „Nie robię tego co powinienem!” „Znowu dałem się wkręcić...” „A niech to!”

Uff....

Tak naprawdę jeżeli coś robisz – to zazwyczaj dlatego, że chcesz. Może nie chodzi o jakieś super-niesamowite Chcenie przez duże Ch. Często jest to zwykła praktyczność. Potrzebujesz pogadać, rozluźnić się, ciało stawia opór.

OK.

Pan Filo zapisał dwie rzeczy:

1. Tak czy siak, masz to dlatego, że chcesz.
2. KETCHUP będzie, jeśli to odkryjesz.

To tylko wina/wkurzenie ograbiają cię z KETCHUPU. Każda twoja decyzja jest dobra, pod warunkiem, że, no właśnie - jest Twoja. Któż inny jak nie Ty postanowił, że zaprosi sąsiada? No dobrze, to następnym razem go nie zaprosisz. Powiesz grzecznie, że nie masz czasu, czy coś w tym stylu. Ale teraz jest teraz. On już tu jest i możesz się równie dobrze uśmiechnąć.

Chciałbyś coś zmienić, a rzeczywistość doczesna wydaje się nie po Twojej linii? Nie wierzgaj. Stwórz długofalową intencję. Za intencją pójdą działania – stopniowo, metodycznie, wytyczysz wszystkie potrzebne granice. Natomiast teraz, zaakceptuj to, co masz.

Masz czas.

Mówimy tu o postawie kontemplacyjnej. Obojętnie co robisz, naucz się żyć w kontemplacji, to znaczy relaksować winę, gniew, lęk. A jednocześnie nie przestawaj pytać: jak jest dobrze? Moralność nie polega na stosowaniu się do zewnętrznych norm, nie to jest w niej najważniejsze. Najważniejszy jest ten specyficzny rodzaj rozsądku, płynący ze stałego bycia w Sobie. Skoro wiesz czego chcesz, to tam dojdziesz, a błędy i pomyłki po drodze są nieuniknione.

Tymczasem uspokój się, bo to Ty jesteś prawdą.


Krzysiek Wirpsza


◀ Ketchup na spacerniaku ◀ ► Uśmiech bez kota ►


Komentarze

1. to jest prawda- ta z serii scyraNN#6800 • 2013-03-05

przeczytalam od -do.skopiowalam i poslalam synowi-moze w koncu nie otworzy sasiadowi  a poczke wyslana na Gwiazdke w koncu zaniesie do mojej siostry. A wogole, to ..napije sie koniaczku. Na zdrowie.

[foto]
2. :)Krzysztof Wirpsza • 2013-03-06

:)

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)