03 stycznia 2018
Włodzimierz H. Zylbertal
O zaletach myślenia niemagicznego
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Jedną z osobliwości niepojętych dla fanów wszelkiej „alternatywności” a oczywistych dla samych twórców rzeczywistości alternatywnych jest np. to, że przytomni i inteligentni uzdrowiciele, kiedy sami zachorują, przeważnie nie szukają pomocy u innych uzdrowicieli, tylko potulnie udają się do renomowanych konwencjonalnych lekarzy. Albo ezoteryczni psycholodzy, gdy przeciążą swoje ezoteryczne umysły, o pomoc w przywróceniu tychże umysłów do jakiej-takiej choćby równowagi proszą nie innych ezoteryków, ale profesjonalnych, dobrze znających swój fach psychiatrów.
Wydawałoby się – zaprzaństwo i zdrada, kpina z wyznawców i hipokryzja, jak stąd na orbitę geostacjonarną co najmniej. W rzeczywistości – nic z tych rzeczy, ezoteryk u naukowego lekarza to dowód twardy, że ów ezoteryk naprawdę rozumie swoją specyfikę i wie, jak się w niej poruszać.
Dzieje się tak dlatego, że medycyna konwencjonalna, czy też akademicka, choć ma sporo powszechnie już znanych mankamentów, choć lecząc płuca, jednocześnie osłabia serce, choć jest we władzy interesów o miliardowych wartościach, ma jednak zaletę dla ezoteryka niezaprzeczalną: jest praktycznie niewrażliwa na zawirowania infoenergetyczne, które są istną zmorą medycyny „alternatywnej”. No, tak, bo konstruując psychotroniczną aparaturę do leczenia nowotworów, czyli robiąc rytuały, wizualizacje, afirmacje i co-tam-się-jeszcze-robi, nieuchronnie wystawiamy te kruche twory mentalne na wszelkie sztormy i inne pułapki infosfery. Między innymi dlatego, mimo często przeczystych intencji uzdrawiacza, efekt terapii jest zgoła odwrotny od zamierzonego, czyli nowotwór, zamiast się zmniejszać dopiero po niekonwencjonalnej terapii zaczyna się rozrastać i szybko zabija swego nosiciela.
Owa kruchość i zwiewność infoenergetycznych metod uzdrawiania, wydaje się tychże metod cechą konstytutywną. Można oczywiście coś z tym zrobić, np. proponując ograniczenie metod mentalnych i rozbudowę sprzętowych metod sterowania energiami subtelnymi. Wymagałoby to jednak innej świadomości uzdrawiaczy a także innego ich szkolenia. Musieliby zejść ze swoich piedestałów, przestać odgrywać bogów i nauczyć się obsługiwać maszyny psychotroniczne, jakich już trochę na rynku jest. Przykładem takiego systemu, ciekawie i trafnie pomyślanego, lecz fatalnie w praktyce zrealizowanego, jest Quantec i pochodny od niego TimeWaver.
Tak zatem, jeśli uzdrawiacz zachoruje – a to się zdarza, wszak uzdrawiacz też jest tylko człowiekiem – zazwyczaj więcej korzyści odniesie on z medycyny konwencjonalnej, ewentualnie delikatnie uzupełnionej własną świadomością, niźli z szamaństwa, które, wcale czasem skuteczne w odniesieniu do pacjentów uzdrawiacza, niekoniecznie będzie skuteczne w odniesieniu do niego samego...
Wydaje się, że naszkicowane powyżej rozważania staną się coraz bardziej celne w dobie rozkręcającej się w naszym świecie walki informacyjnej, która, wcześniej czy później (raczej wcześniej niż później) rozpleni się i na świat energii subtelnych – jeśli już tego nie zrobiła. W takiej sytuacji odwołanie się do „twardej” a przez to niepodatnej na sugestie rzeczywistości medycznej-materialnej, da nam w naszych cierpieniach – schronienie i pewność.
Przykład pierwszy z brzegu: leki psychoaktywne. Z punktu widzenia psychotroniki ograniczają one, lub wręcz rozcinają więź umysłu z polami morficznymi. Skazują nas na poleganie tylko na zasobach informacyjnych materialnego mózgu. Owszem, często podczas takiej terapii nie mamy wielkich natchnień, „stygniemy” – ale i żadne „byty”, nie mają do nas przystępu, co bywa nieraz i nie dwa zbawienne. Inteligentny psychiatra powinien umieć tak dobrać chemię, żeby dając mózgowi odetchnąć, nie spowodować w nim zniszczeń. A nawiedzeni „ezoterycy” robią histerię przeciw takim lekom, bo jak im się zabierze ich nawiedzenia, gdy muszą skonfrontować się z własną nędzą umysłową, niezasilaną już przez żadne „byty”, to winę za tę nędzę zwalają na przemysł farmaceutyczny... Tymczasem syntetyczne leki – jak wszelkie wytwory techniki – mają naturę mitologicznego Merkurego, mawiającego na okrągło „jestem dobry z dobrymi, zły ze złymi”.
Odpowiednie (i odpowiedzialne) korzystanie z możliwości medycyny tak konwencjonalnej, jaki niekonwencjonalnej, wymagałoby zatem najpierw odpowiedniej edukacji na poziomie mózgu (do tego służy kultura i jej wytwory) a dopiero potem otwarcia umysłu na doznania pozazmysłowe.
Chwilowo to głos wołającego na puszczy, ale może jeszcze dożyję tej pociechy, że zobaczę dopasowaną do Ery Informacji edukację – także zdrowotną.
Komentarze
Streszczenie: "Po przemieleniu danych odpowiednimi testami statystycznymi, (...), wykryto że ryzyko śmierci w grupie zwolenników medycyny alternatywnej było aż dwa i pół razy większe (niż u osób stosujących terapie o skuteczności popartej badaniami naukowym)."
http://www.totylkoteoria.pl/2017/08/medycyna-alternatywna-leczenie-ryzyko.html
- 16 stycznia 2018 r. Manifestacje kinetyczne a wiara
- 13 stycznia 2018 r. Psychokineza, fizyka, John Bell i zupełnie nowe rzeczy
- 11 stycznia 2018 r. Fizyka i kosmiczna inteligencja
I kilka wczesniejszych. Niestety, Salon24 nie ma łatwego przeglądu poprzednich notek danego autora (inaczej niż Taraka), jest serwisem-chwilówką, i żeby dotrzeć do innych tekstów A. Jadczyka, trzeba trochę kombinować. A warto.
Powtarza się oburzenie Autora na tych, którzy piszą: "nie można w to uwierzyć!" (Że np. przedmioty przenikają przez ściany, sufity.) -- Na to A.J.: "Co za głupi pomysł. W fakty się nie `wierzy` -- fakty się stwierdza."
Dlatego nie dziwię się oburzeniu A. Jadczyka, i je podzielam. Przy okazji dzięki Wojtku za linki do jego artykułów.
Autor twierdzi: „...korzystanie z możliwości medycyny tak konwencjonalnej, jak i niekonwencjonalnej, wymagałoby ... najpierw odpowiedniej edukacji na poziomie mózgu… a dopiero potem otwarcia umysłu na doznania pozazmysłowe”. Z całym szacunkiem, ale...
Jak uczy historia, w każdej epoce obszar wiedzy mieści przestrzeń od – do. I tu rodzi się wątpliwość: jak potraktować nieznane nauce nowe doznanie pozazmysłowe? Spalić na stosie? Tylko zignorować? Wydrwić? A może aktualne ramy nauki opieczętować z klauzulą „czasowo niezmienne”?
Pytam z poziomu kontestatora, którego rzeczywistość (nieoczywista) szczodrze obdarza niewytłumaczalnymi „przypadkami” z pogranicza pól energoinformacyjnych. Następne pytanie: jakimi kryteriami należałoby wytyczyć granice akceptowalności doznań? Pytania można by mnożyć.
Według niektórych teorii i praktyk dopiero oczyszczenie (wyciszenie) umysłu (poziomu mentalnego) pozwala na doświadczenie pozazmysłowe. Ale czy możemy wyciszyć umysł jeśli instynkty i emocje nas terroryzują? Chyba że za poziom mózgu uznamy jednak coś szerszego, np. Aurobindo poziom umysłu dzielił na podpoziomy, od tego związanego z odzczuwaniem ciała i jego energii, przez emocje i myśli do poziomu na styku z supramentalnym (tak nazywał poziom ponadmentalny).
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.