zdjęcie Autora

03 lutego 2020

Wojciech Jóźwiak

Serial: Czytanie...
Ontologia analogizmu, czyli Ciało, Głowa, Serce, Wątroba
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ George Monbiot zapowiada rewolucję w rolnictwie? – Nie, koniec rolnictwa! ◀ ► O Poniemieckiem Karoliny Kuszyk ►

Philippe Descola w swojej kamiennomilowej (milowokamiennej?) książce pod tytułem w oryg. fr. „Par-dela nature et culture” (2005), po angielsku zaś „Beyond Nature and Culture” (2013) wprowadza pojęcia czterech ontologii lub raczej czterech typów ontologii. Jedną z tych ontologii jest (tak nazwany przez niego) analogizm, w którym zarówno to, co zewnętrzne w świecie, jak i to, co wewnętrzne, czyli doświadczane „od środka”, jak myśli, wrażenia lub uczucia, jest dzielone na fragmenty, które są ze sobą zrównywane na zasadzie analogii. Ponieważ powyższe brzmi dość abstrakcyjnie, jako trafny przykład Descola przybliża jedną z analogistycznych ontologii, mianowicie tę, która służyła starożytnym mieszkańcom Mezoameryki, głównie ludom mówiącym językiem nahua (do których należą m.in. Aztekowie i Toltekowie), ale także Majom, i dziś trwa w tradycyjnym światopoglądzie rdzennych Meksykanów. Korzysta przy tym z książki Alfredo López Austina „The Human Body and Ideology: Concepts of the Ancient Nahuas” (oryg. hiszpański 1980, przekład ang. 1988).

Zanim streszczę kawałki tego, co streszcza Descola, koniecznie kilka więcej słów o ontologii analogistycznej, po czym ją poznać? – Występuje w niej pojęcie lub wyobrażenie właściwego miejsca. Jeśli przebywasz w swoim właściwym miejscu, oczywiście nie w sensie naszej abstrakcyjnej przestrzeni, tylko w sensie sieci subtelnych powiązań z resztą świata, to jest dobrze, ponieważ wtedy masz możność „żyć jak należy” lub realizować swoje powołanie. Jeśli wypadłeś z właściwego miejsca, to w życiu idzie ci nie tak: nie masz szczęścia, chorujesz itp. Rolą analogistycznego uzdrowiciela jest naprowadzić cię na twoje właściwe miejsce. Z tym związane jest pojęcie równowagi lub właściwej proporcji składników, tych właśnie, na które w analogizmie pocięte jest „wszystko”. I podobnie, analogistyczni uzdrowiciele „coś robią”, żeby tę równowagę przywrócić: np. odradzają ci jedzenia czegoś, a zalecają jedzenie czegoś innego, albo tańczą, żeby tym kanałem przyprowadzić odpowiedni element. Do przywracania równowagi używane jest też składanie ofiar: Descola z mocą podkreśla, że analogizm jest jedyną (z czterech możliwych i realnie istniejących) ontologią, w której praktykowane są ofiary. Wręcz po ofiarach możesz poznać, że masz do czynienia z analogizmem. Fragmentacja „wszystkiego” obejmuje także ludzkie wnętrze lub psychikę: jest regułą, że w ontologiach analogistycznych ludzie mają wiele dusz lub składników osoby. Tu koniecznie trzeba zauważyć, że w obrębie analogizmu nie ma wyraźnego – lub nie ma żadnego – podziału na „zewnętrzny” świat-obiektywność i na „wewnętrzną” psychiczną subiektywność, bo jedno i drugie jest dzielone i łączone (analogizowane) na podobne plasterki lub fasetki. To my (posługujący się całkiem inną ontologią, którą Descola nazywa naturalistyczną) uparcie chcemy widzieć „ciała” i „dusze” tam, gdzie użytkownicy innych ontologii wcale takiej potrzeby nie mają.

Wracając do Nahua'ów: byt ludzki dzielą oni na cztery składniki, poziomy czy, jak kto woli, warstwy. Mają one związek z ciałem, tzn. ze szczególnymi miejscami ciała lub narządami i tworzą (w myśl wyżej powiedzianego) kompleksy z aspektami psychicznymi. Odpowiadają one „całemu ciału” (tonacayo), głowie (tonalli), sercu (teyolia) i wątrobie, ale też... twarzy (ihiyotl).


Całe ciało: tonacayo. W języku nahua, tonacayo, dosłownie znaczy: „całe nasze ciało” lub „mięso”. Tonacayo nie jest rozumiane jako przedmiot, raczej jest to coś, co koniecznie musi zostać ożywione przez pozostałe składniki. Takie żywe ciało, prócz ludzi mają też inne istoty, a szczególnie kukurydza, odwieczna roślina karmicielka Mezoamerykanów.

Głowa: tonalli. Drugi składnik nazywa się tonalli, rezyduje (głównie) w głowie człowieka, a stamtąd działa na resztę poprzez płynącą krew. Tonalli – czyli ta „energia głowy” – potrafi opuszczać ciało i wtedy przyjmuje niewidzialny kształt podobny do swojego nosiciela. Jednak długo nie wytrzymuje „w terenie” bez ochronnej powłoki ciała, i jeśli nie może wrócić do tego, z którego wyszła, chroni się wchodząc w jakieś zwierzę lub roślinę. Nie jest wrodzona! Wchodzi w ciało noworodka dopiero podczas rytualnej pierwszej kąpieli. Ciekawe, że to samo słowo, tonalli, oznacza też ciepło, światło, słońce – w sensie oświetlonego miejsca, oraz dzień. Słowem tonalli oznacza się dzień w sensie wróżebnego kalendarza, co można porównać z naszym (zachodnim) horoskopem – jest to więc także los danego człowieka. Tonalli może być silne i wtedy przejawia się jako wigor, determinacja, siła ducha i jako zdolność do rozwoju, jest to więc pewna „osobista potęga”. Swoje tonalli mają też bogowie, rośliny, zwierzęta i niektóre przedmioty „naładowane mocą”. Tonalli różnych istot mogą porozumiewając się między sobą bez wiedzy właścicieli. Niektórzy ludzie mają podobne tonalli i wtedy mają podobny charakter, a ich życie podobnie przebiega. Ale małżonkowie nie mogą mieć zbyt podobnych tonalli, bo wtedy jedna dusza pożre drugą i będzie źle. Oczywiście, zawczasu potrzebne jest staranne badanie przez szamana, czy dusze narzeczonych nie mają ochoty się pożreć. Zdarza się, że tonalli opuszcza ciało i dzieje się to w stanach, które my nazwalibyśmy utratą przytomności, także nawet podczas intensywnego seksu. Bez tonalli (które odeszło) można przeżyć, ale nie za długo. Kiedy zbliża się śmierć, tonalli opuszcza ciało, co jest zapowiedzią końca, i wprawne oko Indian ten fakt widzi.

Serce: teyolia. Trzeci składnik nazywa się teyolia i rezyduje w sercu. Wychodzi stamtąd w momencie śmierci i wędruje do krainy umarłych. Nigdy nie opuszcza ciała za życia. Istnieje już u embrionów, gdzie osadzają go opiekuńcze bóstwa. Chrześcijańscy misjonarze uznali, że teyolia jest równa duszy w sensie europejskim, i właśnie tak słowo „dusza” jest tłumaczone na język nahua. Teyolia ma też związek z myśleniem i intelektem: Meksykanie uważają, że myślą sercem, ale też sercem czują. Jest podłożem lub substancją myśli i uczuć, i sprawia, że to, o czym się myśli, staje się żywe. Teyolie-serca różnych ludzi różnią się między sobą i należą do różnych rodzajów. Można mieć to serce „białe”, „słodkie”, „gorzkie”, „smutne”, „surowe” lub „zimne”. Nie jest to dla nas Europejczyków aż tak dziwne, ponieważ też przecież mówimy, że ktoś ma „zimne serce” albo „brave heart”, więc ta wyliczanka może pomóc nam zrozumieć to pojęcie. Swoje teyolie-serca mają prócz ludzi zwierzęta i rośliny, a także góry, miasta i jeziora. Dzisiejsi Majowie i Totonakowie twierdzą, że swoje „serca” mają też domy i przydrożne krzyże – a może wszystkie przedmioty, przy których skupiają się modlitwy.

Wątroba: ihiyotl. Czwarty składnik nazywa się ihiyotl i zamieszkuje wątrobę lub żółć – lub tam się skupia. Ciekawe, że to słowo oznacza też oddech i twarz, tak jakby i w oddechu i na twarzy człowiek miał wypisany ten rodzaj duszy. Właściwie trudno powiedzieć, czy ihiyotl należy do ciała czy jest rodzajem duszy w naszym sensie, ponieważ jest to twór prawie materialny. Objawia się (wprawnym oczom doświadczonych Indian) jako postać ze świetlistego gazu lub jako aura otaczająca danego człowieka. Majowie twierdzą, że widzą ihiyotl (w ich języku hijillo) tak wyraźnie, że potrafią ręką czy laską obrysować jego kształt. Ponieważ ihiyotl stale przebywa częściowo poza ciałem, to wpływa na innych ludzi – i jest właśnie tym medium, które sprawia, że niektórzy „magicznie” przyciągają innych i pociągają ich za sobą; sprawia, że wywołują wśród ludzi entuzjazm, zyskują sławę i splendor. Albo przeciwnie, budzą niechęć i odrazę. Dobre lub złe ihiyotl można też wyczuć węchem. Ihiyotl – taki jaki dana osoba ma – wyraża się na twarzy i z twarzy można go łatwo wyczytać. Ihiyotl służy też do skupiania myśli i uczuć do danej osoby lub przedmiotu – bo przedmioty też zawierają ten składnik. Ihiyotl musi być odnawiany przez oddech i jedzenie. Jest mniej śmiertelny niż ciało, ponieważ istnieje przed narodzinami oraz po śmierci.

Owe składniki osoby mają związek z dniem lub datą urodzenia, i znajomość tych zależności jest podstawą meksykańskiej nauki o kalendarzu, podobnej do „naszej” astrologii. Tak więc swoje „głowy”, „serca” i „wątroby” mają poszczególne odcinki czasu. Swoje rodzaje dusz mają też miejsca: poszczególne miasta, wioski, doliny i góry, rzeki i jeziora, domy i niektóre ważne przedmioty. Żeby żyć dobrze-właściwie, trzeba się w tej mapie orientować: gdzie przebywać, z kim się spotykać, co spożywać. Każdy ma właściwe dla siebie miejsce w tym złożonym kosmosie. Ten analogistyczny świat jest wyraźnie odmienny od naszego: jest bardziej żywy, bardziej ożywiony niż ten nasz, ale jednocześnie bardziej wymagający w nawigacji: taki, w którym łatwiej zbłądzić – o ile ktoś nie ma opieki fachowca-szamana. Descola zauważa podobieństwa do świata, właściwie do ontologii, kreowanej przez feng-shui. Dawne Chiny (i w jakimś stopniu też te dzisiejsze) były prawdziwa twierdzą analogizmu; podobnie jak tradycyjny Tybet i Indie, a w swoim stylu także Afryka. Analogistyczne w swoim głównym nurcie było też myslenie Europy aż do Renesansu, zanim nie zrewolucjonizowało go Oświecenie od Kartezjusza poczynając. Zatem gdy Hiszpanie kolonizowali Meksyk, analogiści natykali się na analogistów i hiszpańskim klerykom myślenie tubylców nie wydawało się aż tak egzotyczne, jak dzisiaj jest dla nas.

Czytanie różnych książek i internetów, i uwagi o nich.

◀ George Monbiot zapowiada rewolucję w rolnictwie? – Nie, koniec rolnictwa! ◀ ► O Poniemieckiem Karoliny Kuszyk ►


Komentarze

1. Współczesne dekonstrukcje teorii Lópeza Austina - cz.1Kat. • 2020-02-05

Ponieważ zawodowo zajmuję się nahuatl i czasami konkwisty Meksyku, pozwolę sobie wtrącić trzy grosze ;) 
Alfredo López Austin rzeczywiście jest guru antropologii w "nahuatlistyce" i wiele jego teorii i modeli wierzeń Indian Nahua było uważanych za "niepodważalne" i służące za punkt odniesienia w kolejnych opracowaniach (i wiele nadal jest). Ale nawet López Austin nie był wolny od błędów i nie jest odporny na rewizję jego poglądów ;) 
Model, który Pan opisał -  trzech tzw. "animistic entieties" ("duchowych esencji") - tonalli, ihiyotl i teyolia - został całkiem niedawno zdekonstruowany i obalony przez świetne (i uznane) badaczki nahuatl. 
Swoją drogą, jest spore wyzwanie w badaniach nad prekolonialnymi wierzeniami Indian Nahua, jako że prawie wszystkie źródła, na jakich możemy się oprzeć, powstały po konkwiście (są to albo teksty pisane w nahuatl albo kolonialne kopie prekolonialnych kodeksów. Te zachowane prekolonialne kodeksy da się policzyć na palcach jednej ręki). Dlatego, zwłaszcza w przypadku tych odnoszących się do wierzeń, mogą być one już przepuszczone przez jakiś europejski/chrześcijański filtr i interpretację. I zadaniem badacza jest tę warstwę europejską znaleźć i "zdrapać" ;) - co wychodzi z lepszym lub gorszym skutkiem (ostatnio chyba bardziej, bo większa jest świadomość tego, jak dużo z dyskursu chrześcijańskiego mogło do tych źródeł przeniknąć). 
2. Współczesne dekonstrukcje modelu Lópeza Austina - cz. 2Kat. • 2020-02-05

Tak więc ad vocem: 
tonacayo - tu zgoda, oznacza to "nasze ciało" (od nacatl - mięso)
Jednak w kwestii trzech "duchowych esencji" (czy, jak mówią niektórzy, "trzech rodzajów dusz"):
- tonalli - tu też zgoda. Tonalli było rodzajem ciepłej energii (ciepła, sucha), którą człowiek zbierał w sobie przez całe życie. Do tego różne aktywności mogły zwiększać poziom tonalli (np. post) bądź go zmniejszać (pijaństwo, a dla mężczyzn także seks). 
Niedobór tonalli mógł prowadzić do choroby, a nawet do śmierci. 
Dodatkowo, tak, tonalli to też nazwa dnia w dywinacyjnym kalendarzu Indian Nahua, a więc, automatycznie, rodzaj "znaku zodiaku". 
Natomiast: 
- ihiyotl - do tej pory uważany za osobną "esencję", "byt", utożsamiany z oddechem - w rzeczywistości wcale nie był osobnym bytem duchowym ("animistic entity" Lópeza Austina), a "jedynie" medium służącym do transmisji energii. Nie był też "oddechem" - tu López Austin źle zinterpretował słowo "dmuchać" - nie zauważając, że w rzeczywistosci wchodzi ono w skład metafory, nie oznaczającej dmuchania, a dawanie/podtrzymywanie życia. Prawdopodobnie dlatego, że opierał się na słowniku Alonso de Moliny z 1571, nie biorąc pod uwagę, że słownik, który powstał prawie 50 lat po konkwiście, też nie jest już wolny od europejskich naleciałości. 
Tak więc: ihiyotl nie był osobnym bytem. Nie oznacza też "twarzy" (na to nahuatl ma słowo "ixtli"). /Analizy tego terminu i dekonstrukcji modelu Lópeza Austina dokonała dr Julia Madajczak w 2014r./
3. Współczesne dekonstrukcje modelu Lópeza Austina - cz. 3Kat. • 2020-02-05


- teyolia - i tu najciekawsze. Dosłownie "to, za pomocą czego ludzie żyją". Uwaga - w źródłach w języku nahuatl nie pojawia się ani jedno (w ogóle, zero) użycie tego terminu w znaczeniu innym, niż duszy chrześcijańskiej (tzn. pojawia się tylko i wyłącznie w tekstach chrześcijańskich, religijnych, pisanych na potrzeby chrystianizacji Indian). Co więcej, López Austin, pisząc o teyolii, analizował użycia terminu yollotl - serce, nie wyjaśniając, czemu je ze sobą utożsamia. 
Obecnie badania tego, jak jest zbudowany i jak funkcjonuje termin teyolia pozwoliły ustalić, że to chrześcijański neologizm, stworzony po konkwiście na potrzeby "nazwania" chrześcijańskiej duszy w nahuatl (i tu jako źródło przełomowy artykuł - J.Olko, J.Madajczak, "An animating principle in confrontation with Christianity. De(re)constructing the Nahua “soul”” (2018). 


Natomiast nawet López Austin nie wiązał ihiyotla czy teyolii z dniem czy datą urodzenia ;) 


Tak więc Indianie Nahua nie mieli w swojej wizji świata czterech "bytów" (trzech "duchowych" + ciała), nie mieli też trzech "rodzajów dusz", odpowiadających częściom ciała. 
Mieli ciało oraz gorącą energię, która mogła się kumulować w ciele - tonalli - której w zasadzie też nie powinniśmy nazywać "duszą". 


To tyle uwag w kwestii modelu Lópeza Austina. Nie neguję tu natomiast konkluzji dotyczących Europejczyków wyszukujących analogii między ich światem i Nowym Światem. 


Pozdrawiam 
Kasia Granicka :) 
4. AnalogizmKat. • 2020-02-05

Natomiast co do samego analogizmu... Biorąc pod uwagę to, co napisałam powyżej, nie wiem, czy Indianie Nahua byli analogistami w myśl definicji Descoli. 
Natomiast w kwestii tego, jak hiszpańscy klerycy mogli widzieć "azteckie" wierzenia jako "nie takie obce" - i czy tylko europejski analogizm sprzed oświecenia i spotkanie innych analogistów tu "zagrało"... 
Hmhmhm ;) 
Po pierwsze, wydaje mi się, warto dorzucić do tego spostrzeżenie na temat sposobów opisu czegoś zupełnie innego, zupełnie obcego. Jak inaczej to zrobić, niz przez analogię? ;) W zasadzie mamy do dyspozycji dwa sposoby - albo porównać do czegoś, co znamy, albo wskazać różnice między tym, co znamy i tym, co opisujemy. Tak czy siak - przez analogię. 
I w zasadzie ten sposób mówienia o obcości funkcjonuje od kiedy tylko stykają się ze sobą dwie obce sobie kultury. Czym to się różni od Herodota piszącego, że Asyryjczycy Mylittą nazywają boginię Afrodytę? ;) 
W przypadku Nowego Świata i konkwisty Meksyku taki proces - opisywania nieznanego przez znane dział się bardzo intensywnie od pierwszych lat, nie tylko w kwestiach religijnych. 
Począwszy od tego, że Tenochtitlan (obecne Miasto Meksyk) nazywano "Wenecją Nowego Świata" i tak przedstawiano na rycinach, skończywszy na nazywaniu różnorakich nieznanych przedmiotów czy zwierząt przez analogię z czymś, co się zna. Indianie Nahua na konia mówili "jeleń" (pewnie na zasadzie "taki ich jeleń, tylko bez poroża" ;) ), a na owcę - bawełna (bo tak samo miękka ;) ). 
5. Analogizm 2Kat. • 2020-02-05

Czy to wynik analogistycznych wizji świata? Być może, aczkolwiek brałabym poprawkę przede wszystkim na to, że to naprawdę się dzieje wszędzie na styku kultur, jak świat długi i szeroki. A po drugie - wcale nie jest tak, że to się skończyło w Europie wraz z nadejściem oświecenia. Bo jak kogoś dziś zapytam, co to są khinkali, to pewnie mi powie, że "takie gruzińskie pierogi" (przez analogię ;) + ew. wskaże różnice). 

A w kwestiach religijnych podczas konkwisty sprawa analogii jest jeszcze bardziej skomplikowana! ;) 
6. Iiii... analogizm 3 - religijneKat. • 2020-02-05

I tu w zasadzie kilka uwag/ciekawostek. 
1) Znajdowanie analogii przez hiszpańskich zakonników w wierzeniach czy rytuałach Indian Nahua wynikało często z niemożności wniknięcia w istotę znaczenia danego rytuału, przez powierzchniowy opis. Przypominam, że mówimy o okresie naprawdę pierwszych lat po zetknięciu się z naprawdę.obcą.kulturą (i językiem!) w obliczu "konieczności" natychmiastowej chrystianizacji. Widzieli, że pijaństwo czy rozwiązłość seksualna są "złe" i że raz w życiu Indianie przyznają się do takich występków kapłanowi, żeby się "oczyścić". Analogia z chrześcijańską moralnością i chrześcijańską spowiedzią nasuwa się (i nasunęła się hiszpanom) chyba nie dlatego, że byli z natury analogistami, a dlatego, że nie mieli wiedzy, żeby dostrzec różnice - zrozumieć działanie tonalli, znaczenie "brudu" i "czystości" w azteckiej wizji świata (znacznie bardziej dosłowne niż w chrześcijańskim, metaforycznym, znaczeniu itd. itp.). 
Zdarzało się więc tłumaczenie tych podobieństw jakimś "prawem naturalnym", które powoduje potrzebę spowiedzi u wszystkich ludów. 
2) Po wielkich odkryciach geograficznych Europa przeżyła falę problemu teologicznego - jak możliwe jest, że do tych ludzi nigdy nie dotarło Słowo Boże i co to robi chrześcijanom z wizją świata i Boga ;) I pojawiły się głosy, że owszem, dotarło a Nowy Świat został niegdyś schrystianizowany przez Św. Tomasza Apostoła, tylko w wyniku działań diabła doktrynę wypaczono, ludzie zapomnieli Słowa Bożego i doszło do pogaństwa i herezji. W tym wypadku to znajdowanie analogii nie wynika tylko z samego "bycia analogistą", a z potrzeby wytłumaczenia sobie "ontologicznego statusu" Nowego Świata. Choć tu, fakt, ten mechanizm działał w dwie strony (jak znajdowano analogie, to tym tłumaczono ich obecność)
[foto]
7. Prośba do Autorki powyższych komentarzyWojciech Jóźwiak • 2020-02-05

Droga Pani Kasiu Granicka,
bardzo się ciesze, że jest Ktoś w Polsce -- mianowicie Pani -- kto zna się na ontologiach ludów Nahua i potrafi podjąć polemikę z Descolą i Lópezem Austinem.
Proponuję, żeby Pani zebrała powyższe uwagi w jeden tekst i zamieściła je jako artykuł w Tarace.
Robi to się prosto: wystarczy wkleić na stronie Edytor tekstów, która jest pod linkiem w górnym menu.
Bardzo dziękuję i pozdrawiam
Wojciech Jóźwiak
8. III ostatnie o analogiach (obiecuję i przepraszam ;) ).Kat. • 2020-02-05

I, na dokładkę - w obliczu "musu" natychmiastowego przystąpienia do chrystianizacji ludzi tak kulturowo obcych, ci franciszkanie i dominikanie celowo szukali tych analogii, żeby Indianom Nahua jakoś wytłumaczyć doktrynę chrześcijańską. To było celowe założenie, celowy program - bo JAKOŚ trzeba było tym ludziom wytłumaczyć, o co w tej doctrinie chodzi. Że kto to jest "diabeł"? Analogii szukano celowo, tak, żeby przybliżyć ten koncept Aztekom - i, wbrew pozorom, Ci hiszpańscy "analogiści" mieli bardzo często pełną świadomość tego, że upraszczają, albo że wybór takiego a nie innego terminu z nahuatl na coś chrześcijańskiego (prekolonialny "człowiek-sowa" jako diabeł, miejsce zmarłych z wierzeń Azteckich jako chrześcijańskie piekło itd.) grozi wypaczeniem doktryny chrześcijańskiej (jeśli użyty termin niesie ze sobą jakieś znaczenia inne, niż chcieliby wiązać z terminem chrześcijańskim). Czasem się nieźle napocili, żeby wytłumaczyć różnice. Więc nie wiem, czy myślenie tubylców "nie wydało im się tak egzotyczne", czy raczej, celowo i świadomie, czasem po prostu "szyli z tego, co mieli", bo po prostu niczego innego nie mogli w swoim położeniu zrobić. 

(Uff, przepraszam za tyle komentarzy, już uciekam i pozdrawiam serdecznie!). 
[foto]
9. AnalogizmWojciech Jóźwiak • 2020-02-05

Mala uwaga: analogizm wg. Descoli nie polega na tym, że ktoś doszukuje się analogii miedzy pojęciami lub obyczajami z różnych kultur. Polega na tym, że w obrębie jednej kultury, np. dawnych Chin lub Europy sprzed ok. 18 wieku, "wszystko" (bo ontologia jest "teorią wszystkiego") jest rozbijane-analizowane na fragmenty lub aspekty, które są następnie łączone w łańcuchy analogii. Np. siedzenie w niewygodnym miejscu na rogu stołu jest łączone w taki łańcuch analogii z nie-wyjściem za mąż. Stąd rada-przestroga: nie siadaj panienko na rogu stołu, bo nie wyjdziesz za mąż. Albo chińska rada nt. roslin trzymanych w domu: nie powinny mieć ostrych liści (jak jukki) ani kolców (jak kaktusy), ponieważ jest to analogia do ostrzy broni i trzymanie takiej rośliny jest jak utrzymywanie w domu wroga. Przykłady moje, nie Descoli.
[foto]
10. Prosze nie...Wojciech Jóźwiak • 2020-02-05

...uciekać, tylko zebrać swoje wypowiedzi w tekst! :)
11. Ach, jeszcze w odpowiedzi na prośbę Kat. • 2020-02-05

Jak zaznaczyłam w jednym z komentarzy - polemikę z Lópezem Austinem w kwestii "duchowych esencji" podjęły przede wszystkim dr hab. J. Olko i dr J. Madajczak. Ja w tej sytuacji mogłabym prędzej pokusić się o streszczenie obecnego stanu badań (z przypisami) na ten temat po prostu w miejscu innym, niż komentarze tutaj ;) 
Natomiast o analogiach, jakie hiszpanie porobili między wierzeniami Nahua a chrześcijańskimi mogę długo, bo, mówiąc żartem, "z tego żyję" ;) 

Natomiast jeśli w ogóle można powiedzieć, że ktoś "zna się na ontologiach ludów Nahua" (czy w ogóle - na klasycznym nahuatl) to - o czym nie każdy wie ;) - Polska jest dość istotnym obecnie ośrodkiem badawczym w tej kwestii. 

Pozdrawiam raz jeszcze :) 
KG 
12. No własnie z tym analogizmem...Kat. • 2020-02-05

chciałam o to zapytać, bo też miałam wrażenie, że chodzi tu o zjawiska typu "grzechotki wywołują deszcz, bo tak samo szumią". 
Ale komentarze dot. analogizmu (nie krytyczne, bardziej "dodatkowe") dorzuciłam do zdania "Zatem gdy Hiszpanie kolonizowali Meksyk, analogiści natykali się na analogistów i hiszpańskim klerykom myślenie tubylców nie wydawało się aż tak egzotyczne, jak dzisiaj jest dla nas." - bo to jest bardziej skomplikowane i mam wrażenie, że właśnie analogizm (ten w znaczeniu Descoli) NIE jest tu wyjaśnieniem, a ja mam zboczenie zawodowe i imperatyw kategoryczny rozwinięcia tematu ;) 

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)