zdjęcie Autora

06 stycznia 2019

Paweł Droździak

Serial: Psychologia i polityka
Winter is coming. Cz. 8: Pierwsze, nie pragnij
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ Winter is coming. Cz. 7: Komu ginu? Komu dymu? ◀ ► Winter is coming. Cz. 9: Poznasz przystojnego bruneta ►

Jeśli gdziekolwiek pogląd psychologii różni się od potocznego, to chyba najbardziej w tym miejscu: czemu ludzie sądzą to, co sądzą? Potocznie, sądzą co sądzą, gdyż przekonują ich do tego pewne argumenty. Psychologia widzi to jednak nieco inaczej. Najlepiej zobrazować to na przykładzie.

Spójrzmy na obraz, który w początkach lat osiemdziesiątych był jednym z nieźle rozpoznawalnych. Przedstawia on płytę kamienną, z wyrzeźbioną na niej ludzką postacią. Czytelnik może w to wierzyć, lub nie, ale w czasach, gdy obraz ten rozpowszechniano wiele osób było przekonanych, że widać tu kosmonautę. Co ich do tego przekonywało? Widzimy siedzącą postać, wkomponowaną w przekrój czegoś. Jakiegoś pojazdu? Chyba tak. Widzimy linie, co wyglądają jak dysze jakiegoś może odrzutowca, kosmicznego promu, może małej rakiety, dalej po prawej chyba jakieś płomienie, widać ściągacze na przegubach i kostkach tego człowieka, co sugeruje, że ma obcisły strój, wszędzie jakaś skomplikowana aparatura, coś mu wystaje z pleców, pewnie jakieś kable, albo rury z tlenem, postać dynamiczna i wyraźnie cały obraz pokazuje jakby ruch w płomieniach odrzutowego spalania. Kosmonauta. Żadnych wątpliwości, gdy raz się już o tym pomyśli w tę stronę. Popatrzmy chwilę na niego.

palenque

Pod wpływem książek Ericha von Danikena, które swego czasu latami utrzymywały się na listach bestsellerów, mnóstwo osób widziało tu tego kosmonautę, wpatrzonego w tajemnicze zegary i gnającego gdzieś w swym tajemniczym, odrzutowym pojeździe. Dopiero po kilku latach pojawili się ludzie, którzy z racji swego wykształcenia byli na miejscu, gdzie faktycznie znajduje się ta kamienna płyta. Ludzie ci zaczęli od wskazania, że w rzeczywistości ta płyta wygląda tak

Palenque_2

Czyli w zasadzie tak samo. To ten sam rysunek. Różnica polega tylko na tym, że orientacja rysunku powinna być pionowa, bo tak względem obserwatora ustawiony jest kamienny oryginał. Kiedy patrzymy w ten sposób, widać dziwaczność tego przedstawienia, zaczynamy więc pytać o sens obrazu i raczej go nie znajdujemy. Odpowiedzi szukać jednak będziemy w rojących się tu wokół symbolach, które tym razem nie będą już dla nas czymś w rodzaju chmury zegarów na tablicy odrzutowca. To po prostu „jakieś znaczki”. Weźmy te dwie dziwne jakby twarzyczki, może maski w górnej części obrazu, po jego dwu bokach na niemal pustym tle. Ta w lewej części obrazu jakby nieco wyżej, ta po prawej niżej, ale obie chyba identyczne. Co to jest właściwie? Twarze? Aniołki? Demony? Może nowe logo Starbucksa? Kiedy się patrzy na całość poziomo, prawie ich nie widać, ale kiedy pionowo ustawić ten obraz, od razu rzucają się w oczy. Nic nam nie mówią, tak jak cała reszta, ale w tej reszcie kosmonauty raczej już nie widzimy.

Historycy obdarzeni rzadką wiedzą poinformują nas, że to wyobrażenia Majów o życiu pozagrobowym. Ten człowiek siedzi na czaszce Boga Ziemi i po śmierci odrodzi się, tak jak z Ziemi wyrasta kukurydza, roślina dla Majów tak ważna, jak dla nas pszenica. Temat pozagrobowy, bo płyta nagrobna, a w grobie leży król-kapłan i wdzięczy naród życzy mu po śmierci jak najlepiej. A te ściągacze, to żadne ściągacze, tylko bransoletki. Całość ma jakieś półtora tysiąca lat, ale to przecież było wiadomo i wcześniej.

No tak.. Półtora tysiąca lat i kosmonauta. W obcisłym kostiumie ze ściągaczami, co jak wiemy z serialu Star Trek jest ulubionym strojem kosmonautów w całej galaktyce, a nawet poza nią. Jak to się stało, że tylu niegłupich przecież ludzi uwierzyło w kosmonautę, którego półtora tysiąca lat temu ktoś wyrzeźbił na nagrobnej płycie? Pobieżnie sprawy traktując można by mówić, że to ludziom zasugerowano. Zaczynamy od narracji, w tę narrację wkomponowujemy ten obrazek, używamy takich słów jak „statek”, „ściągacze”, „kable”, „dysze”, „zegary” i obserwator, zdany trochę na nas, bo wizerunek przecie całkiem mu obcy zobaczy w końcu to, co chcemy. Oto Hermaszewski we własnej osobie. Ale jak to się może stać, że nikt nie pyta, co sądzą historycy, tylko bez żadnych wątpliwości podchwytuje opowieść o „paleoastronautach”, bo tak się ich wtedy nazywało i powtarza za nami, że ta oto kamienna płyta to dowód, że astronauci latali tu rakietami półtora tysiąca lat temu? Jak to się dzieje, że można za pomocą kilku obrazków (bo ten nie był jedynym narzędziem Dänikena, ale też nie było ich znowu tak wiele) cały obraz świata tylu ludziom wywrócić do góry nogami? Nic chyba nie jest bardziej dziwaczne, niż taka wizja odwróconej zupełnie ludzkiej historii. Całkiem coś innego, niż nas w szkole uczyli. A jednak ludzie kupili to wszystko. Masowo. Książki szły jak woda. Dlaczego?

I tu dochodzimy do sedna. Ludzie uwierzyli w to, bo to im było do czegoś potrzebne. Uwierzyli w kosmonautę, bo chcieli, by istniał. Psychologia, kiedy zajmuje się poglądami, nie tyle skupia się na ich treści, ile na ich psychologicznej funkcji. Nie „jakie argumenty za tym stoją” tylko „do czego ci to potrzebne i do czego tego w życiu używasz”. W czasach, kiedy Erich von Däniken publikował swoje bestsellery religia była na Zachodzie w totalnym odwrocie. Wciąż jednak pamiętano, że kiedyś była ważna i krążyło w powietrzu niepokojące pytanie o jej rolę. Czemu ludzie tworzą wyobrażenia takie, jak choćby o Wniebowstąpieniu? Czy naprawdę zdołamy stworzyć społeczeństwo bez religii? Czy zdołamy funkcjonować w świecie, w którym nie będzie wyobrażeń jakiegokolwiek nadrzędnego sensu? Jak się okazało, zwolnione miejsce po wyobrażeniach o celu naszego życia nadanym przez Boga szybko zostało zajęte przez wyobrażenie o celu nadanym przez Przybyszów, którzy mieli przylecieć na Ziemię dawno temu i z ukrycia tu wszystkim pokierowali. Mnóstwo wykształconych ludzi przyjęło to bez wahania, tak wielka była potrzeba wypełnienia tej pozostawionej przez religię pustki. Zaletą tej opowieści było, że dawała nie tylko odpowiedź na pytanie o sens naszego istnienia, ale i odpowiadała na pytanie o istnienie jakichkolwiek w ogóle religii. Skąd się wzięły te tajemnicze wierzenia o „niebie”? Ano po prostu. Wedle propozycji, przedstawionej przez Dänikena, religia ma najbardziej oczywiste źródło, jakie sobie można wyobrazić. Opisuje realne wydarzenia, tyle tylko, że materialne, a nie duchowe. Czyli kosmonauci naprawdę tu byli, więc te religie w istocie nie są nawet religiami. Są opowieściami o czymś, co ludzie naprawdę widzieli. Nie tylko więc, że nie istnieje nic, co by religie opisywały, ale gorzej jeszcze – w istocie nie istnieją w ogóle żadne religie. To tylko zniekształcone opowieści o czymś, co całkiem materialnie ludziom się pojawiło i czego nie mogli inaczej opisać. Nie ma więc żadnych „potrzeb religijnych” ani na indywidualnym, ani na społecznym poziomie, a jedynie zniekształcenie informacji, gdy nie było narzędzi, by nazwać prawidłowo, co się widzi. A skoro tak, to społeczeństwo może funkcjonować z religią tak dobrze, jak bez niej. Samo jej nie wymyśli, o ile faktycznie ktoś nie przyleci i nie objawi się przerażonemu człowiekowi w takiej na przykład maszynie

Cóż to za maszynę tu widzimy? Większość z czytelników ma prawo tego nie poznać, bo dziś już mało kto to pamięta, ale to właśnie kolejny z takich, bardzo popularnych w osiemdziesiątych latach obrazów. Były tak modne, jak dziś bezglutenowa dieta. Wbrew pozorom, nie jest to wielki dron, bo w czasach gdy to rysowano o dronach nikt jeszcze nie marzył. Historia tego obrazka jest taka, że pewien człowiek przeczytał fragment Biblii, dokładniej widzenie proroka Ezechiela i uznał, że prorok opisał właśnie to, co tu widać. Że był świadkiem lądowania czegoś takiego po prostu. Prawdziwej maszyny. Ludzie czytali słowa Ezechiela, patrzyli na ten obraz, który tu wyżej widzimy i wykrzykiwali „och tak, no oczywiście, to przecież dokładnie to samo! On musiał to widzieć!” A jak brzmi „opis” proroka? Przeczytajmy fragment, na podstawie którego wyrysowano „jeżdżące w każdą stronę” koła tego „pojazdu” i w ogóle cały ten niezwykły dron-helikopter. Warto powiększyć obrazek, by kołom się przyjrzeć dokładniej. Naprawdę jeżdżą w każdą stronę i ponoć to nawet opatentowano.

A oto Ezechiel, byśmy mogli porównać ten obraz ze słowem:

„Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielki obłok i ogień płonący, oraz blask dokoła niego, a z jego środka promieniowało coś jakby połysk stopu złota ze srebrem, ze środka ognia. Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. Oto ich wygląd: miały one postać człowieka. Każda z nich miała po cztery twarze i po cztery skrzydła. Nogi ich były proste, stopy ich zaś były podobne do stóp cielca; lśniły jak brąz czysto wygładzony. Miały one pod skrzydłami ręce ludzkie po swych czterech bokach. Oblicza i skrzydła owych czterech istot – skrzydła ich mianowicie przylegały wzajemnie do siebie – nie odwracały się, gdy one szły; każda szła prosto przed siebie.

Oblicza ich miały taki wygląd: każda z czterech istot miała z prawej strony oblicze człowieka i oblicze lwa, z lewej zaś strony każda z czterech miała oblicze wołu i oblicze orła, oblicza ich i skrzydła ich były rozwinięte ku górze; dwa przylegały wzajemnie do siebie, a dwa okrywały ich tułowie.

Każda posuwała się prosto przed siebie; szły tam, dokąd duch je prowadził; idąc nie odwracały się.
W środku pomiędzy tymi istotami żyjącymi pojawiły się jakby żarzące się w ogniu węgle, podobne do pochodni, poruszające się między owymi istotami żyjącymi. Ogień rzucał jasny blask i z ognia wychodziły błyskawice. Istoty żyjące biegały tam i z powrotem jak gdyby błyskawice.
Przypatrzyłem się tym istotom żyjącym, a oto przy każdej z tych czterech istot żyjących znajdowało się na ziemi jedno koło. Wygląd tych kół i ich wykonanie odznaczały się połyskiem tarsziszu, a wszystkie cztery miały ten sam wygląd i wydawało się, jakby były wykonane tak, że jedno koło było w drugim. Mogły chodzić w czterech kierunkach; gdy zaś szły, nie odwracały się idąc. Obręcz ich była ogromna; przypatrywałem się im i oto: obręcz u tych wszystkich czterech była pełna oczu wokoło. A gdy te istoty żyjące się posuwały, także koła posuwały się razem z nimi, gdy zaś istoty podnosiły się z ziemi, podnosiły się również koła.”

Co naprawdę mógł widzieć Ezechiel? Trudno powiedzieć. Jeśli ktoś pamięta rysunkowy film Madagaskar, o przygodach sympatycznych zwierząt – lwa, żyrafy i zebry, co z Zoo się wyrwały na wolność, ten być może pamięta też scenę, w której strażnicy miejscy strzelili do lwa strzałkami ze środkiem usypiającym. Cóż on wówczas widział? Niemal dokładnie to samo, co prorok, lecz wówczas mniej przypominało to drona. Wyglądało to tak:

Kiedy czytamy to dziś, a przynajmniej ja sam, kiedy czytam opis Ezechiela, odczytuję tu jedynie psychotyczną wizję, być może wspomaganą czymś, co lew Alex z filmu Madagaskar rozpoznałby lepiej ode mnie. Jednak w początkach lat osiemdziesiątych miliony ludzi tak bardzo owładnięte były pragnieniem dowodu istnienia „paleoastronautów”, że bez wahania uznano słowa proroka za opis czterośmigłowej maszyny.

Jaki był dalszy los tego projektu? Przez kilkanaście lat „paleoastronautyka” i „ufologia” brylowały na salonach, hotelarz Däniken zrobił ogromne pieniądze na swoich książkach, zjazdy „ufologów” były tak liczne, że zaludniały choćby katowicki Spodek, z czasem jednak sprawa upadła. Płycie z Palenque przywrócono pion, pozostałe rewelacje też znalazły swe banalne wyjaśnienia i wiara w przybyszów nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Przez chwilę pozostawioną po religii pustkę próbowano wypełnić wschodnimi mistycyzmami, ale i ta moda wypaliła się wkrótce, gdy okazało się, że oferowane przez te systemy odpowiedzi na życiowe pytania sprowadzają się do zanegowania samych pytań nie wychodzą poza to, tak jak mnich nie ma po co łazić poza klasztor. Społeczeństwo Zachodu zostało w zasadzie bez religii, wkrótce więc pojawiły się pytania dość fundamentalne i jeśli coś mogło tu być zaskoczeniem, to chyba tylko to, że najsłuszniejsze pytanie zadały kobiety. Aż dziwne, jak dalece nie doceniano wcześniej ich potencjału, dobrze więc, że się wreszcie tak mocno w pytaniu objawił. O co spytały? To przecież tak oczywiste. Skoro naprawdę nasze istnienie nie służy żadnemu celowi i skoro w życiu nie chodzi o nic, poza samym życiem, to w jakim celu miałybyśmy tak się męczyć rodzeniem dzieci i połogiem? Skoro nie ma w tym żadnego głębszego sensu, to przecież jest to bez sensu.

Są takie rzeczy, że nikt nie zaprzeczy, śpiewają Elektryczne Gitary i to właśnie jeden z przykładów. Kobiety nie doczekały się odpowiedzi na swoje pytanie, bo niby jakiej odpowiedzi doczekać się mogły? Więcej nawet – młodzi mężczyźni także wyciągnęli podobne wnioski. Efektem było to, że dzieci całkowicie przestały się rodzić i trzeba było wprowadzić outsourcing w postaci napływowej ludności, która wciąż jeszcze wyznawała jakieś religie każące posiadać potomstwo. Z tego rozwiązania wyniknąć miały wkrótce nowe problemy, póki co jednak można przyjąć, że lepsze takie rozwiązanie, niż żadne.

Wróćmy jednak do naszego meritum. Czemu wierzymy w pewne rzeczy? Bo do czegoś tego potrzebujemy. Fakty nie są powodem naszych przekonań, a jedynie sposobem, w jaki te przekonania uzasadniamy. Widać to dobrze na przykładzie płyty z Palenque. Jeśli chcesz zadać cios religiom, będziesz chciał ją ustawiać poziomo. Jeśli chcesz religie zachować w ich pierwotnej formie, ucieszysz się z powrotu tej płyty do pionu. Wybór między kosmonautą a drzewem życia tylko pozornie jest wyborem co do faktów. W rzeczywistości to wybór tożsamościowy. Desperat zawsze może twierdzić, że symbolika detali została dopisana na siłę, bo tak naprawdę na początku chodziło jednak o kosmonautę i jak wiemy z licznych przykładów, nic nie przekona go, że jest inaczej.

Problem „paleoastronautów” wybrałem nieprzypadkowo, ponieważ historia o nich ma ważną cechę, dzięki której mogła stać się tak popularna. Ta cecha jest ważna z punktu widzenia naszych rozważań o klimatycznej katastrofie, bo między tymi opowieściami jest coś wspólnego. Co mianowicie? Ano to, że nie da się ich ostatecznie sprawdzić. Można oczywiście podać pewne dowody, ale można też podać pewne dowody przeciwne. Powie ktoś w tym miejscu, że co do globalnego ocieplenia istnieje konsensus naukowy. Oczywiście. Ale w praktyce niewiele to zmienia, bo „konsensus naukowy” nie jest daną zmysłową. Wiele lat temu napisałem artykuł Skąd się bierze wiara i niewiara w ocieplenie, gdzie pokazywałem, że źródła tej wiary nie są merytoryczne po żadnej ze stron.

Artykuł, zgodnie z losem tekstów nie opowiadających się za żadną stroną sporu przyjęty został dość obojętnie, jak każda rzecz nikomu nie przydatna na nic, lecz jeden komentator napisał mi właśnie coś w tym rodzaju. Ocieplenie nie jest kwestią wiary, bo to fakt naukowy. Ok, ale przecież nie o tym jest artykuł. Nie piszę o tym, czy to prawda, czy nieprawda, tylko piszę o tym dlaczego jedni ludzie w to wierzą, a inni nie wierzą. To całkiem inny temat. Inny problem. Czemu jedni wierzą w ten fakt naukowy a inni w ten fakt naukowy nie wierzą? I znów – stanowisko ścisłowca będzie tu takie, że ci co nie wierzą, to pewnie nie mają wiedzy. Będą mieć wiedzę, to uwierzą. Ścisłowiec będzie tu jednak w bardzo grubym błędzie. To absolutnie nie jest kwestia wiedzy i „więcej wiedzy” nic tu nie zmieni. To kwestia pragnień i potrzeb, nie wiedzy. Współczesna nauka jest tak skomplikowana, że nie da się rozróżnić wiedzy od pseudowiedzy, bez naprawdę poważnych studiów, a czasem nawet poważne studia takiej gwarancji nie dają. Oznacza to, że nawet jeśli istnieje konsensus naukowy w jakiejś sprawie, to uczciwość tego konsensusu musimy przyjąć na wiarę, bo naukowo sami go nie sprawdzimy. Dlatego nawet zagadnienia, które objęte są konsensusem, wchodzą w zakres „zagadnień nieoznaczonych” – takich, które koniec końców musimy przyjąć bo komuś będziemy wierzyli.

Osoba, która spędziła wiele lat fascynując się tematem katastrofy klimatycznej może się czuć zszokowana tym, że ktoś twierdzi, iż jest to kwestia wiary. A jednak tak jest. Jest tak, bo praktycznie nikt nie będzie gotowy spędzić wielu lat na ciężkich studiach tematu, a tylko wtedy zrozumie dyskusję ekspertów na tyle, by w niej mieć własne zdanie. Prawie nikt się na to nie porwie. Musi wybrać, komu uwierzy. Ma to też konsekwencje praktyczne, bo zmiany klimatyczne są tego rodzaju problemem, że niezależnie od tego jakie działania podejmujemy by im zaradzić, nie będziemy w stanie sami powiązać swoich działań z efektami. Tegoroczna zima jest w Polsce na razie bardziej śnieżna od poprzedniej. Czy to dlatego, że zrobiliśmy w Polsce szczyt klimatyczny? A może dlatego, że założyliśmy na dachu ileś tam metrów kwadratowych słonecznych baterii? Nie. Na pewno nie. Ale te baterie i ten szczyt sporo kosztowały. Człowiek działając chce mieć efekt. Może lato będzie szczególnie gorące, a może nie. Jeśli będzie gorące, to czy to dlatego, że wszyscy spaliliśmy wiele paliwa jadąc w góry na narty, bo był śnieg, albo może lato będzie gorące dlatego, że w elektrociepłowni poszło sporo węgla by ogrzać nasze mieszkania? Nie. Bo może być gorące nawet jeśli zima była ciepła. I może być zimne nawet jeśli była zimna. Nie da się przeprowadzić prostego związku między tym co robisz, a tym co obserwujesz. Działa się bez potwierdzenia, bez nagrody i bez kary, po prostu na czystą wiarę.

Zwykle prawdziwość jakichś założeń sprawdzamy właśnie przez działanie. Czy da się przejeździć rok komunikacją publiczną bez biletu i w ten sposób zaoszczędzić sporą sumę? Można sprawdzić. Spróbuj, za dwa trzy lata, kiedy wszystkie komornicze egzekucje się rozpoczną będziesz wiedział. Nie będzie to kwestia wiary, bo uzyskasz wiedzę empiryczną. Jeśli ktoś posiada osobowość, umożliwiającą łączenie z sobą faktów tak bardzo odległych w czasie, wyciągnie wnioski i podejmie decyzję. Jeśli jednak struktura jego osobowości pozwala tylko na krótkoterminowe impulsywne reakcje, nie połączy tych kropek i będzie próbował jeździć za darmo cały czas, mimo, że w tym samym czasie jego skrzynka na listy będzie już pełna monitów o zapłacenie kar i odsetek. Nie połączy tego, bo nie działa w takim horyzoncie czasu. Jednak większość ludzi to łączy, dlatego większość kasuje bilety i nie bierze pożyczek „chwilówek”, których nie może spłacić. Impulsywna mniejszość bierze i przychodzące po latach odsetkowe monity nic tu nie zmieniają. Bo za późno. Ale większość to umie skojarzyć.

Niestety w kwestii zmian klimatycznych jest inaczej. Możesz całe lata jeździć rowerem, nie jeść mięsa, biegać po zakupy z własną torbą i oświetlać sobie mieszkanie tylko w dzień, kiedy twój dachowy słoneczny panel daje prąd, a i tak nie zobaczysz zimą grama śniegu. A możesz jeść mnóstwo mięsa, jeździć dwulitrowym dieslem, palić nocą światło, jeździć windą i ruchomymi schodami nawet kiedy nie ma wiatru, latać samolotem na drugą półkulę pięć razy do roku i za każdym razem brać reklamówkę z Żabki a mimo to śnieg spadnie i będziesz go podziwiał z okna pisząc tekst o roli wiary i popijając herbatę przywiezioną z Indii wielkim kontenerowcem. Nie ma w kwestii ekologii prostego związku działania z efektem. Jest tylko wiara.

Jordan Peterson dostał kiedyś pytanie, czy problem katastrofy klimatycznej może ludzi zjednoczyć. Z właściwym sobie realizmem odpowiedział rzecz jasna przecząco, co by o nim nie myśleć jest bowiem jednak człowiekiem poważnym. W swej odpowiedzi zwracał uwagę głównie na ten aspekt braku powiązania działania z efektem, jednak jego odpowiedź wydaje mi się mocno niekompletna. Oto ona, niestety bez polskich napisów. Można włączyć angielskie, które znacząco ułatwiają zrozumienie tekstu, a całość trwa sześć minut. Polecam, bo niżej się odniosę:

Odpowiedź Petersona jest niekompletna, bo zgodnie z prawdą pokazuje, dlaczego problem globalnego ocieplenia nie może ludzkości zjednoczyć, ale nie wspomina o tym, że może ją podzielić. A to znacznie istotniejsze. Problemy „nieoznaczone” – takie które trzeba przyjąć na wiarę – mają olbrzymi potencjał dzielenia. Tak naprawdę są one ośrodkami krystalizacji wokół których zawsze tworzy się najważniejszy podział, za który ludzie gotowi są walczyć poświęcając nawet własne życie. To bardzo ważny punkt. Właściwie kluczowy. Ludzie nie walczą z narażeniem życia o coś, co wiedzą, tylko o coś, w co wierzą. To wiara jest tym aktem, który krystalizuje podział grupowy wokół danego problemu. W historii możemy znaleźć mnóstwo przykładów zagadnień, które spełniały tę funkcję.

Oto kilka z nich: czy Jezus prawdziwie jest Synem Bożym?, ile Bóg ma osób?, czy rock’n roll umarł, czy wciąż żyje?, czy w Smoleńsku był zamach?, który XVII Karmapa jest prawdziwy?, czy szczepionki wywołują autyzm?, czy można oduczyć psa strachu przed petardami?, czy człowiek od urodzenia brany za mężczyznę a czujący się kobietą czuje to, co czują kobiety?, czy Łupaszka bohaterem był?, czy sława Wielkiej Ukrainie?, czy policjant krzyczał „wsiadaj Kulson”, czy jednak inaczej?, czy marihuana uzależnia?, czy Wałęsa był agentem?, czy Kaczyński był w podziemiu?

Można tu podać wiele podobnych przykładów i działanie tych zagadnień jest zawsze podobne. Są ośrodkami krystalizacji podziału, przy którym żadna racjonalna dyskusja nie jest możliwa. Nie jest możliwa, ponieważ podział nie zaczyna się od tego, że czegoś nie można ustalić. Jest dokładnie odwrotnie – grupa intensywnie poszukuje czegoś, co byłoby do ustalenia niemożliwe. Gdy wielka ludzka zbiorowość staje się zbyt homogeniczna jednostki zaczynają czuć dyskomfort powodowany rozwodnieniem swojej tożsamości. Potrzebują czegoś, co by ich zdefiniowało jako członków jakiejś konkretnej grupy przeciwstawionej innej konkretnej grupie. Zbiorowość powołuje więc do istnienia zagadnienie, którego, jeśli można użyć poetyki odwołującej się do słynnego paradoksu Schrödingera, nie można wystarczająco „oznaczyć”, czyli po prostu nie można go ostatecznie rozstrzygnąć. To bardzo ważne, by nie można było ustalić czegoś ostatecznie, ponieważ gdyby dało się ustalić coś na pewno w sposób zrozumiały szybko dla każdego, problem utraciłby swoją funkcję. Musi mieć pewien potencjał nieoznaczoności, tak aby absolutnie nie dało się przeprowadzić doświadczenia, które cokolwiek zakończy, bo tylko tak dopływ do obu podgrup będzie zapewniony na tyle, by konflikt było komu w ogóle prowadzić. A zbiorowość chce właśnie konfliktu, ponieważ jej członkowie chcą się czuć „kimś, kto nie jest kimś drugim”. Czyli chcą do czegoś określonego należeć, na przykład do takich, co nie są lemingami i nie dają się oszukać koncernom, albo do takich, co nie są oszołomami, tylko jak należy szczepią dzieci.

Najbardziej obiecujące pod tym względem są te problemy, które dają dokładnie 50 procent szans wyboru jednej, albo drugiej opcji. Tak było na przykład ze wspomnianym tu wyżej problemem wyboru XVII Karmapy, który tak dalece spełniał to założenie, że skłóceni wokół niego buddyjscy mnisi w Tybecie wywlekali przeciwników z klasztorów na sznurach zakręconych wokół szyi i tłukli się między sobą kijami. Z czasem oczywiście każdy taki problem wypala się i grupy muszą regularnie powoływać nowe kwestie, które przejmą rolę sporów już przebrzmiałych.

Temat globalnej katastrofy klimatycznej ma oczywiście olbrzymią naukową bibliografię, ale w praktyce niewiele to zmienia, bo jak już wspomniano, literatura ta jest zbyt złożona, by ktokolwiek prócz autorów ją potrafił naprawdę zrozumieć, a bezpośrednie jednoosobowe obserwacje nigdy nie będą jednoznacznie rozstrzygające. Temat ma więc olbrzymi potencjał podziału, tym bardziej, że uruchamia inne jeszcze podziały istniejące wcześniej. Chodzi tu choćby o dość podstawowy podział ludzi pod względem stosunku do pragnień i własnych popędów. Można nas podzielić zasadniczo na dwie grupy. Pierwszych określmy „tymi którzy sobie pozwalają”, drudzy zaś będą „tymi którzy się powstrzymują”. Zatem Używacze i Powstrzymy. Powstrzymy od powstrzymywania.

Używacz pragnie i kiedy pragnie, próbuje pragnienie swe spełnić. Dąży do zaspokojeń, a impulsy agresywne i dążeniowe programowo rozładowuje. Mieć więcej, to dla niego lepiej, niż mieć mniej, stanowi więc Używacz konstrukcję stosunkowo prostszą. Co innego Powstrzym. Powstrzym pragnąc chce pragnienia nie spełnić. Odmówić sobie. To właśnie z odmówienia sobie uzyskuje Powstrzym satysfakcję, a nie ze spełnienia. Kiedy więc Używacz cieszy się z tego, że ma samochód, Powstrzym cieszy się z tego, że go nie ma i że jeździ rowerem powstrzymując się od posiadania samochodu. To bardzo ważne. Powstrzym mógłby mieć samochód, tylko nie chce, albo mógłby móc (bo mógłby więcej pracować) tylko tego też nie chce. On także konsumuje, tyle tylko, że jego konsumowanym towarem jest swoisty brak konsumowania. Estetyki Używaczy i Powstrzymów znacząco się różnią. Używacz ma eleganckie spodnie. Powstrzym ma spodnie z dziurami. Spodnie Powstrzyma kosztują tyle samo, a dziury są fabryczne i starannie uzyskane tak, by się za bardzo nie pruły, jednak zewnętrznie dziurawe spodnie Powstrzyma nawiązują do idei „starych spodni”, gdyż on „nowych nie potrzebuje”. Nie są to rzecz jasna prawdziwe stare spodnie, ale takie, które na stare wyglądają. Używacz chodzi do eleganckiej restauracji, gdzie wszystko wygląda na drogie. Powstrzym chodzi do restauracji równie drogiej, ale takiej, w której wszystko wygląda jak zrobione na szkolnych zajęciach technicznych w szkole dla dzieci z trudnych rodzin. Zasadą Używacza jest dążenie do mocy, Postrzym natomiast swą moc upatruje w tym, że się dążenia do mocy wyrzeka i dążenie to ma w pogardzie.

Czym w takim wypadku jest opowieść o klimatycznej katastrofie? Dla Używacza jest niepokojąca, ale generalnie on ją po prostu odrzuci, bo do niczego mu ona nie jest potrzebna. Dla Powstrzyma natomiast jest błogosławieństwem. Trafiła mu się ta historia dosłownie jak ziarno ślepej kurze, ponieważ dzięki niej będzie mógł ze swojego Powstrzymania uczynić więcej, niż tylko prywatny swój wybór. To już nie prywatny jego styl i własna, nieco ekscentryczna cecha, a Ostateczna Droga Ludzkości. Powstrzymanie się od impulsywnego spełniania pragnień dla każdego. Żadnych pragnień, żadnych zachcianek, tylko realne potrzeby. Tak naprawdę nie ma czegoś takiego, jak realne potrzeby, koniec końców wszystkie bowiem są pragnieniami, ale Powstrzym tego akurat o sobie nie wie. On jest przekonany, że istnieje coś takiego, jak realne potrzeby i coś takiego jak zachcianki i że granica między nimi jest ostra. W swym psychicznym życiu cały czas dąży do tego, by ograniczać pragnienia i „pozostawać w spełnieniu” na poziomie potrzeb elementarnych. W istocie spełnia w ten sposób swe pragnienie, ale zewnętrznie wygląda to, jakby się faktycznie ograniczał.

Człowiek nieustannie coś wymyśla i nieustannie pragnie więcej. Czegoś, czego jeszcze nie było. Coś nowego poznać, coś nowego zobaczyć, doświadczyć, posiadać.. Nieustannie jest napędzany przez siłę pragnienia. Z Powstrzymem jest podobnie, tyle tylko, że jego pragnienie nowych doświadczeń przybiera nieco bardziej wysublimowaną formę. Na przykład pragnie on doświadczyć nowej jakiejś formy powstrzymania. Czyli czeka na to, aż Apple wypuści nowy model Iphonów tylko po to, by mógł takiego Iphona nie mieć. Nie mając go w istocie z niego korzysta i jest mu niezbędne istnienie tego Iphona, by mógł z niego korzystać w ten sposób, tyle tylko, że korzysta z niego tak, że go sobie odmawia, a nie tak, jak Używacz, czyli go po prostu kupując i mając. Powstrzym korzysta z niego nie kupując go i nie mając, za to patrząc jak ma go Używacz i czując się lepiej za każdym razem, gdy go Używacz ze swą naiwną dumą z kieszeni wyciąga. Oto czego sobie potrafię odmówić – myśli Powstrzym i dzięki temu czuje się coraz lepiej. Oto, bez jak wielu rzeczy potrafię się obyć!

Problem w tym, że tego rodzaju przyjemność nie może stać się przyjemnością całej ludzkości, bowiem nie byłoby wtedy nikogo, względem kogo by się odczuwało tę różnicę. Jednak Powstrzym nie wie tego o sobie, biorąc swe powstrzymanie za prawdziwy wybór i dlatego pragnąłby, by cały świat jego śladem podążył. Historia o klimatycznej katastrofie jest tu idealnym sposobem, by ludzi do tego przekonać. Z tego powodu Powstrzymy próbują zapobiegać globalnemu ociepleniu wyłącznie za pomocą bardzo specyficznych rozwiązań. Nie chcą na przykład energii atomowej, choć jako jedyna jest ona całkowicie czysta jeśli chodzi o emisję CO2. Mimo to nie chcą jej, ponieważ daje ona praktycznie nieskończony potencjał mocy, czyli nie daje obietnicy ograniczenia konsumpcji. A Powstrzymowi w istocie nie chodzi o ocieplenie, tylko o to, by nie konsumować. Chodzi mu o to, by nie pragnąć. Nie eskalować pragnień. Używaczowi chodzi o to, by mieć moc. Powstrzymowi chodzi o to, by nie chcieć mieć mocy, gdyż moc jest zła. Podążanie za pragnieniami jest złe. Agresywne. Rani Wielką Matkę dlatego Powstrzym nie chce pragnąć i móc, tylko chce mieć, lecz nie musieć, podobnie, jak opisywane przez Jezusa „ptaki co nie orzą i nie sieją”. Tyle tylko, że ten wybór ma teraz być racjonalny. Sama rzeczywistość ma go dyktować. Dlatego Powstrzym będzie lansował takie rozwiązania energetyczne, które dają energii mniej i każą się ograniczać. Energii ma być tyle, co z wiatru i światła. Jeśli to zbyt mało, to tym lepiej, bowiem im mniej energii, tym mniej spełnienia pragnień, a o spełnienie pragnień, nie zaś o emisję dwutlenku węgla w istocie tu chodzi. Nie chodzi o to, by uratować planetę przed ociepleniem, aby jej używać, jak by naiwnie mógł sądzić Używacz. Chodzi o to, by nie konsumować, nie pragnąć i nie używać.

Przede wszystkim – nie pragnąć.


◀ Winter is coming. Cz. 7: Komu ginu? Komu dymu? ◀ ► Winter is coming. Cz. 9: Poznasz przystojnego bruneta ►


Komentarze

[foto]
1. Nie wiem, o co chodziRadek Ziemic • 2019-01-06

Czy o to, że Powstrzymy są gorsze od Używaczy? Czy to może studium socjologiczno-charakterologiczne Powstrzymów jedynie, w takim razie niejasne jest dla mnie takie niepełne zarzucanie im, że powstrzymują się pozornie? (Chyba nieco niefortunny przykład z tymi spodniami z dziurami). Czy może o to, że "filozofia powstrzymu" ma się nijak do ewentualnego zapobieżenia katastrofie klimatycznej, co częściowo wybrzmiewa, ginąc jednocześnie wśród innych tematów.
[foto]
2. Opowieść o Używcach i PowstrzymachWojciech Jóźwiak • 2019-01-06

Bardzo to ciekawe. Ja tę opowieść o Używcach i Powstrzymach czytam jako próbę (jedną-z) rozpoznania, jak Rzeczywiste (w sensie Lacana oczywiście) czyli groźba Globalnego Przegrzania interferuje z ludzkimi postawami, czyli mixem Symbolicznego i Wyobrażeniowego. Takich interferencji i może być, i będzie, więcej: np. już teraz, ba, od wielu lat widać jak groźba Glo.Przegrz. interferuje z odwiecznym zachodnim podziałem na Lewicę i Prawicę.
Plus podstawowe twierdzenie droździakizmu (któremu trudno zaprzeczyć): że ludzie nie widzą Rzeczywistego. Nie dociera do nich. Nie mają (prócz nielicznych i w rzadkich sytuacjach-kontekstach) takiego zmysłu. Żyją w Wyobrażeniowym, czyli w swoich fantazmatach napędzanych przez Symboliczne, czyli język sensu lato, który nimi porusza.
3. Wiara i niewiaraYlvaluiza • 2019-01-07

O’k, rozumiem mechanizmy psychologiczne, które każą uciekać przed rzeczywistością (która nota bene jest też według buddyzmu "jak gwiazdy, błąd widzenia, płomień lampy, magiczna sztuczka, kropla rosy ..." etc.), jednak na uwarunkowanym poziomie to ona razi, skrzeczy i wrzeszczy o ociepleniu i trzeba nie lada wysiłku, żeby tego nie widzieć. Trzeba być ślepym, głuchym i analfabetą. Przykro mi, jeśli kogoś uraziłam. Spacerując pod koniec lipca po parku patrzyłam na wypalone do cna trawniki pokryte dywanem uschniętych liści, na drzewa pożółkłe niby w środku jesieni i zastanawiałam się, co przyniesie kolejny rok. Można jednak oczywiście myśleć, że to normalne, że liście drzew opadają w lipcu albo że ocieplenie jest wywołane aktywnością słońca (jak mi niedawno ktoś dowodził, zapominając, że lata aktywności słonecznej mamy już za sobą), dla mnie jednak tego typu myślenie świadczy o braku logicznego rozumowania i braku odwagi do zmierzenia się z otaczającymi faktami. Jest związek między siłą religijnej wiary a strachem przed śmiercią. Fundamentaliści nie dopuszczający wątpliwości ze strachu wolą zaprzeczać, "że białe jest białe, a czarne jest czarne". Taki widać mają nawyk i strategię obronną. I chyba nie przypadkiem linia podziału poglądów ociepleniowych pokrywa się z linią podziału na prawicę i lewicę. Prawica w końcu tez zaczyna coś dostrzegać, ale co najwyżej twierdzi, że nadchodzi apokalipsa i trzeba się modlić. Bóg nie zakazuje działania i niekoniecznie musi mu się podobać cały ten klimatyczny bałagan, będący dziełem człowieka. Żeby prawicowiec mógł spać spokojnie nie kiwnąwszy palcem, musi zatem uznać, że nie człowiek jest winien, lecz natura. 
4. Powstrzym i używaczYlvaluiza • 2019-01-07

Zaś co do powyższych, to można ich nazwać chyba zdyscyplinowanym i niezdyscyplinowanym. "Powstrzym" to raczej (jak rozumiem) osoba, która potrafi odkładać nagrodę na później i myśleć perspektywicznie, gdy tymczasem ktoś, kto nie jest tego w stanie zrobić, zasila według psychologii grupy socjo i psychopatów. Co znajduje potwierdzenie w fakcie, że nie zrezygnują z doraźnych przyjemności nawet, gdy grozi im katastrofa. To nie są jednak zazwyczaj religijni prawicowi fundamentaliści, o których pisałam powyżej, bo tamci są bardziej zdyscyplinowani. Nie zgodzę się, że "powstrzymy" lubią się ograniczać, bo nie mają pragnień. Raczej mają je, tylko inne. Kobieta stosująca dietę chce się podobać i zdobyć nowego faceta albo być zdrowa i żyć 100 lat, bo lubi życie, a religijny pokutnik czeka na raj po śmierci. Używacze po prostu nie lubią sobie nic narzucać, bo to niewygodne i są zbyt niecierpliwi, ale cywilizacja opiera się właśnie na umiejętności odraczania nagrody. Chodzenie do szkoły, na uczelnię, do pracy w oczekiwaniu na wypłatę po miesiącu, to wszytko świadczy o tym, że należymy mniej czy bardziej do powstrzymów. Stuprocentowy używacz na etacie w stałej robocie nie wytrwa ani elektrowni atomowej raczej nie zbuduje. Spotykam stale takich używaczy godzinami popijających tani alkohol na progu kamienicy, w której ich matka pali mułem z brunatnego węgla, więc wiem, co piszę.
[foto]
5. A może Dzieci vs. Dorosli?Arkadiusz • 2019-01-07

Dzieci po prostu chcą, nieważne od kogo, za ile, jakim kosztem, chcą się bawic, żyć w magicznym świecie, w którym wszystko jest możliwe, a całą resztą mają się martwic Dorośli. A Dorośli, jak wiadomo, muszą ii biorą odpowiedzialność.
Albo z jednej strony Zorby, a z drugiej Psy Ogrodnika. Taki spisek enneagramowych powiedzmy smętnych Czwórek i minimalistycznych Piątek przeciwko np. łaknącym przygód Siòdemkom czy chcącym zdobywać świat Trójkom.
Nie wiem, czy takie szufladkowanie ma sens, jest ono tylko projekcją autora. Mamy realny problem do rozwiązania, bo fakty są faktami, niezależnie czy pasują czy nie do tezy Autorowi.
6. KlasyfikacjeYlvaluiza • 2019-01-07

Ja roboczo wydzieliłam 3 grupy opornych na nauki o klimacie. Do pierwszej należą bardzo religijni, którzy zaprzeczają ociepleniu ze strachu przed śmiercią (i trochę dla własnej wygody), a gdy znaki na ziemi i niebie są już zbyt widoczne, wieszczą nadejście apokalipsy wierząc, że Bóg ich zbawi i żywcem przeniesie do Nowego Świata (zaznaczam, że nie jestem wrogiem Kościoła). Do drugiej włączyłabym używaczy, którzy niby coś tam zauważają, ale wolą w to nie wnikać i dalej jeździć codziennie paliwożernym autem do miejsca pracy odległego o 200 m od domu oraz latać samolotem na Wyspy Kanaryjskie, Karaiby lub Hawaje kilka razy do roku. W trzeciej grupie znaleźliby się ci wszyscy powiązani z przemysłem paliwowym, dla których pomnażanie zysku jest nałogiem silniejszym niż instynkt przetrwania.    Do każdej z tych grup prawdopodobnie trafiłyby inne argumenty, gdyby tylko zgodne były z ich przekonaniami. 
7. na szybko -...Mruk • 2019-01-08

na szybko - mam dwa wnioski
- zgadzam się że ludzie działają pod wpływem przekonań, wiary, światopoglądu a znacznie mniej pod wpływem wiedzy, nauki - to do nich nie trafia. To jest typowy mit lewicy że brakuje tylko edukacji społeczeństwa i wtedy wszystko będzie dobrze. Większość oszołomów jest całkiem dobrze wyedukowana (w znaczeniu że pokończyli szkoły wyższe itp.) i niewiele to zmienia, a wręcz są bardziej niebezpieczni bo mają większe możliwości w społeczeństwie.
- co do podziału na używaczy i powstrzymów to jest bardzo ciekawa teoria, ale wiem że nie całkiem prawdziwa - dużo wyjaśnia, ale dużo też upraszcza.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)