19 kwietnia 2017
Katarzyna Urbanowicz
Polemika z Alicją Babą
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Zawsze wydawało mi się, że w sprawach osobistych nadmiar instrukcji, wskazówek, sugestii bardziej szkodzi niż pomaga. Zwłaszcza wówczas, gdy za cel stawiamy sobie świadome przeżywanie, powinniśmy zadać sobie pytanie, czy istotnie potrzebna jest nam świadomość właśnie tej chwili. Podobnie do wycieczki, na której zamiast chłonąć atmosferę uliczek, wgapiać się w przesuwające się pod naszymi oczami postaci, chwytać urywki rozmów i wyrwanych z kontekstu zdań, tworząc z tego własny poznawczy kalejdoskop, nie opisany i nie doznany w taki sposób wcześniej przez nikogo innego, ustawiamy się na wybranym tle i aparatem na wysięgniku przenosimy swój wizerunek w sferę cudzego świata sterowanego cudzym gustem i oczekiwaniami. Możemy wówczas nawet zapomnieć nie tylko gdzie, ale i kim jesteśmy.
Podobnie odbieram wszelkie instrukcje dotyczące świadomego przeżywania seksu. Z perspektywy moich siedemdziesięciu paru lat najpiękniejsze, także seksualne wspomnienia, wiążą się z tajemnicą, niespodzianką, granicami pomiędzy rozmaitymi sferami rzeczywistości i marzeń, ignorowaniem albo przekraczaniem tych granic, niepewnością lub niedookreśleniem, nagłym przebłyskiem rozumienia szczegółów i obawą, że nie rozumiemy ich w pełni. Wiąże się nie tylko z pragnieniami i ich zaspokajaniem ale z całokształtem naszego życia i doświadczeń, pragnieniami z innych niż seksualne sfer.
Smak życia nie polega na przyswojeniu sobie instrukcji i jej stosowania (nawet twórczego) , ale na improwizacji, podczas której doznajemy olśnienia, reagujemy spontanicznie i bez obaw. Wszak to już truizm, że miejscem seksu jest głowa, a nie narządy płciowe. Te ostatnie są jedynie wykonawcami, narzędziami, a każde własne narzędzie lepiej niż cudze pasuje do naszego przedsięwzięcia
Może dla lepszego zrozumienia opiszę moje najintensywniejsze przeżycie z tej dziedziny. Pewnego dnia doznałam złudzenia, że staliśmy się z kimś jedną osobą, jedną poszukującą duszą, jedną z dwóch połówek orzecha. Rozstaliśmy się tego wieczora z naszym towarzystwem po partii bridża z nadzieją, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie. Następnego dnia z innym towarzystwem chodziłam po lesie w poszukiwaniu grzybów i wszystko co widziałam, czułam i po co schylałam się do ziemi, budziło we mnie uniesienie. Doznałam wówczas poczucia pełnej harmonii z otaczającym mnie światem, jedności ze wszystkimi żywymi istotami, każdą rośliną czy robaczkiem. To uczucie nie da się opisać – był to prawdziwy, wspaniały trans. W tamtych czasach nie mówiło się dzieciom, a zwłaszcza dziewczynkom wiele o seksie, mnie nawet nie uświadomiono, a o podstawowych sprawach dowiedziałam się od szpitalnych zakonnic w czasie przed operacją, a informacje te dotyczyły jedynie wymagań higienicznych i konieczności podziękowaniu Bogu, że jestem już kobietą, co mnie wcale nie cieszyło. O seksie nie wiedziałam wiele przed zamążpójściem, a to, czego nauczyłam się z dostępnych wówczas podręczników, m.in. gloryfikowanej obecnie, a kontrowersyjnej wtedy Wisłockiej, okazało się w prawdziwym życiu zupełnie nieprzydatne. Po prostu życie było lepszą szkołą niż podręczniki seksu dla zainteresowanych, a popełnione błędy nie zawsze niepotrzebne, czasem otwierały oczy na zupełnie inne sprawy.
Ponownego rozczarowania teoretycznym seksem doznałam, gdy byłam już w ciąży i u znajomych oglądałam przywieziony przez kogoś z Niemiec film pornograficzny. Zastanawiano się serio, czy mnie, kobiecie w ciąży można pozwolić go oglądać. Oczywiście niczego nowego się z niego nie dowiedziałam, żadnego podniecenia nie odczułam, a niemieckiego, ciężkiego dowcipu nie zrozumiałam, choć był to najbardziej dosłowny instruktaż z jakim się spotkałam.
Wracając do artykułu Alicji Baby: nie jest tak, że miłość nie boli, im więcej boli, tym bardziej jest miłością, im mniej boli, tym bardziej przypomina ów film Beaty Ushe, gdzie z nudną regularnością spółkowano w rozmaitych konfiguracjach na ogrodowym stoliku, który się zawalał, przygniatając podglądającego czarnoskórego lokaja, zabawiającego się ze sobą pod stolikiem. Od tamtej pory obejrzałam kilka innych filmów, jednak nie dowiedziałam się z nich niczego nowego. Podobnie zresztą jak z wspomnianego artykułu.
Teoretycznie Alicja Baba mówi o skupianiu się nie na seksualności, a na całym człowieku. Wyważając drzwi otwarte mówi o potrzebie zarówno teorii jak i praktyki, zapominając jednakowoż o tym iż praktykowanie czegokolwiek pod dyktando poznanej wcześniej teorii jest działalnością odtwórczą, a nie twórczą. Owszem, przydatne, ale nie niesie ze sobą olśnień, dla których przecież się żyje. Jeśli wejdzie się w cudze koleiny, można najwyżej pracować nad szczegółami, nie dowiadując się niczego o własnych zdolnościach i predyspozycjach. Seksualne uniesienia są twórczością dla siebie, a nie wyrobem rzemieślniczym, nawet najwyższej próby, na pokaz. Nieudany egzemplarz, jak nieudane dzieło może także nosić w sobie zalążek genialności, przynoszący naukę praktykującemu.
„Gdy przejadłeś się pozycjami seksualnymi, nad, pod i koło stołu, zaczniesz się zastanawiać czy może być w seksie coś głębszego.”- pisze Alicja Baba. Może więc najracjonalniejszym podejściem będzie pominięcie tego, co „około stołu”, jako straty czasu? Nie wiem. Współczesność niesie kult kompetencji, skuteczności, nieustannego kształcenia, a my zapominamy, że tracąc spontaniczność w procesie ulepszania siebie, tracimy też własną drogę odkrywców. Pewne dziedziny życia należałoby wyłączyć spod terroru ulepszeń i poprawiania, i do nich, moim zdaniem, należą kontakty intymne (celowo nie używam określenia „seks”, które jest wtórne w stosunku do związku). Nie znaczy to oczywiście postulatu braku uświadamiania, ale uświadamianie to powinno ograniczać się do rzeczy podstawowych, istotnych, a nie zawierać żadnych sugestii co do kierunków osobistej praktyki.
„Witaj w Samodzielności! Teraz czas na Życie” – pisze Alicja Baba – ja zaś odwróciłabym tę sentencję: WITAJ W ŻYCIU! TERAZ CZAS NA SAMODZIELNOŚĆ.
Na marginesie muszę dodać, że choć teorie tego rodzaju przeznaczone są dla obu płci, w praktyce przejmuję się nimi jedna – kobiety. I to one starają się perfekcyjnie wywiązywać z czegoś, co uznały za własne zadanie, stając się w ten sposób ofiarami, a nie sprawczyniami dążenia do szczęścia. Nie chcę tutaj rozwijać tego wątku, ale jako ktoś, kto latami naprawiał swoje domniemane wady (zamiast uznać je za zalety i odpuścić sobie) doskonale zdaję sobie sprawę, że ktoś, kto naprawia siebie, stawia się na pozycji podporządkowanej wobec kogoś, kto woli naprawiać innych, a w każdym razie uznaje siebie za wystarczająco dobrego.
Komentarze
Gdyby dosłownie wziąć przyrównywanie seksu do jedzenia, to powstaje obraz-koszmar: kopulować byle z kim i byle gdzie, ze strachu, że jak nie, to nie przeżyjesz, uprawiać seks komercyjnie lub z komercyjnym partnerem-partnerką, handlować seksem... I jeszcze potem zasiadać w towarzystwie i komentować, który rodzaj seksu najlepiej "smakuje" i u kogo najlepszy dają.
Jest na to polskie słówko: obleśne.
Ostatnimi czasy mówienie o seksualności jest modne, choć zarazem wynika z historycznych zaniedbań, jako rodzic wiem jednak, że nie instruowanie jest najważniejsze, ale pewien sposób mówienia o intymności, który uchroni nas i przed oczywistościami, i przed pubertalnością. Ale tego mówienia "o tym" jest dużo, bardzo dużo, i coraz bardziej przy tym świadomego. Na przykład artykuł w jednym z ostatnich numerów "Wysokich Obcasów" o łechtaczce.
Należy też wziąć pod uwagę, że zawsze będą osoby mniej zainteresowane tymi sprawami i że mają do tego "święte" prawo (zasługą przemian w myśleniu o seksualności jest wyodrębnienie osób aseksualnych.) Ich samodzielność lub dojrzałość nie musi być przez to mniejsza czy gorsza.
A co do konsumpcjonistycznego porównania, które razi Wojtka. Ono jest hedonistyczne, redukuje duchowość do przyjemności, "odduchawia" zmysłowość, chyba na tym polega jego ryzyko. Ale są tacy, którzy je lubią. Oto seksualne porównanie ciała do... sałatki owocowej, na dodatek na dość wysokim poziomie językowym: [wiersz w osobnym komentarzu]
W twardości swojej wargom podobne Sulamith,
I w ciężkiej swojej woni więdnące, jak w złocie,
Morele, co się dadzą głaskać jak aksamit.
Zmysłowe wonne grusze, banany jak strzały,
Śmietankowe melony o naskórku z mory,
I owoc najsoczystszy i najbardziej źrzały:
Czara miłości, skryta w jedwabiu kędziory.
Czy nie możemy mieć różnych zdań?
Czemu zaraz polemika z Alicją Babą? Ja to widzę jak inną perspektywę, ale też sporo zgodności.
Po co się wzajemnie przekrzykiwać? Bo często zamiast zdrowej wymiany rodzi się dyskusja na zasadzie "to ja wiem lepiej".
Nie wydaje mi się, bym wyważała otwarte drzwi w seksie i mówiła o tym, co oczywiste zdzierając przy tym tajemnicę, odkrywanie i olśnienia. Właśnie dlatego, że większość zbliżeń seksualnych tak nie wygląda, piszę o tym jak może być.
Gratulacje dla tych osób, którym w seksualności i związkach powodzi się tak, że można się od nich uczyć. To jest przysłowiowy procent społeczeństwa.
I jasne, że temat seksualności też może się przejeść, jak wszystko.
Duchoworozwojowy kłopot z seksem. Polemika z Alicją Babą
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.