24 listopada 2017
Przemysław Kapałka
Serial: Opowieści wędrowne
Północna Suwalszczyzna
Suwalski Park Krajobrazowy i okolice
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Suwalski Park Krajobrazowy i okolice
To już końcówka mojej działalności w ramach tego bloga. Na koniec chciałbym więc napisać o moim zdaniem najpiękniejszej części naszego kraju, a przy tym mało znanej, jaką jest Północna Suwalszczyzna. To właśnie stamtąd pochodzi moja żona.
Teren, o którym piszę, rozciąga się między północą a
północnym-zachodem od Suwałk i obejmuje Suwalski Park Krajobrazowy
wraz z okolicą. Geograficznie należy do Pojezierza
Wschodniosuwalskiego i częściowo do Pojezierza
Zachodniosuwalskiego. Graniczy z Litwą i z Obwodem Królewieckim.
Brak jest tutaj większych miejscowości, największa wieś, Wiżajny,
liczy około 1000 mieszkańców. Nie przebiegają tamtędy krajowe
drogi, szosa do przejścia granicznego w Szypliszkach biegnie
niedaleko stamtąd, jednak jej wpływ w ogóle nie jest odczuwalny.
To właśnie na tym terenie znajduje się miejsce, uznawane za polski
biegun zimna - uważa się, że są to Wiżajny. To, że jest tam
rzeczywiście zimniej niż w innych częściach kraju, jest
odczuwalne szczególnie zimą. Jeżdżę tam często, i różnica
termiczna nawet między Olsztynem a tym terenem jest wyraźna – cóż
dopiero różnica z innymi częściami kraju. Co więcej, kiedyś
wracając zatrzymaliśmy się między Oleckiem a Giżyckiem i już
tam różnica w temperaturze była odczuwalna. Nie jest to teren
łatwy do życia, znajduje się na podwójnym pograniczu, i chyba
właśnie dlatego jest tak słabo zaludniony.
Suwalski Park Krajobrazowy został utworzony nie ze względu na
szczególne walory przyrodnicze, ale na niezwykłe wprost walory
krajobrazowe. Lodowiec tam wykazał się wyjątkową inwencją. Pełno
jest różnorodnych form, rzadko spotykanych – ozy, kemy, wiszące
doliny i inne. Nie będę się rozpisywał, co one oznaczają. Powiem
tylko, że krajobrazy są tam wyjątkowo piękne, z całą
odpowiedzialnością mówię, że drugiego tak pięknego terenu nie
znam. Krajobrazy z najbardziej znanego spośród tamtych miejsc,
wioski Smolniki, zostały wykorzystane przez Andrzeja Wajdę,
Suwalczanina, w filmie Pan Tadeusz – zresztą słusznie,
gdyż Suwalszczyzna i znaczna część Litwy zajmują ten sam
makroregion geograficzny.
Krajobraz okolic Smolnik
Rzeka Wigra niedaleko litewskiej granicy
Najbardziej wyraźną cechą Północnej Suwalszczyzny, poza jej pięknem, jest jej górzysty charakter. To najbardziej górzysty teren na polskich nizinach, nawet masyw Wieżycy mu w tym nie dorównuje. Sześćdziesięciometrowe zbocza nie są tu niczym niezwykłym, i występują nie w jakimś jednym szczególnym miejscu, ale na całym terenie. Chcąc ten teren zwiedzić trzeba mieć dobrą kondycję, bo uniknąć licznych podejść się nie da. Podjazd pod Rolewską Górę ma 124 metry różnicy poziomów w ciągu 3,2 km. Nad jednym z jezior wznosi się góra 120 metrów powyżej poziomu jeziora. Widok z niej na jezioro i okolicę jest fantastyczny, choć ostatnio trochę zaczynają go zasłaniać drzewa. Co ciekawe, kiedy opowiadałem o tej górze zarówno przyjezdnym, jak też miejscowym, nikt nie mógł skojarzyć, o jaką górę chodzi, dlatego i tutaj pozwolę sobie zachować jej położenie w tajemnicy (a jeśli ktoś na podstawie tego opisu zdoła ją odnaleźć, jego zysk). Ze wspaniałej panoramy znana jest Cisowa Góra (na której nie ma ani jednego cisu) – podobno było z niej można zobaczyć kilkanaście jezior. Było, bo na jednym z jej zboczy ktoś złośliwy zasadził lasek, który skutecznie zasłania część panoramy.
Typowe krajobrazy Północnej Suwalszczyzny
Drugą cechą Północnej Suwalszczyzny są jeziora. Jest ich tam wiele, ale są maleńkie, mało które przekracza 1 km2 powierzchni. Największe, Hańcza, ma trochę ponad 3 km2. Wiele z nich wykazuje szczególne, mistyczne cechy. Najbardziej niezwykłym jest Jezioro Hańcza. To niewielkie jezioro ma 108 metrów głębokości, co daje mu pierwsze miejsce w Polsce i pierwsze na nizinach w tej części Europy. Dodatkowo jego brzegi są przeważnie wysokie. Jako chyba jedyne na naszych nizinach ma ono kamieniste dno. Stojąc nad nim czuje się jakąś niezwykłą moc, bijącą z tego jeziora. Jest ono bardzo popularne wśród płetwonurków ze względu na ciekawe dno i wyjątkowo czystą wodę. Jednak kąpiąc się w nim nie można stać w miejscu, bo zaraz przyczepiają się pijawki. Co prawda dają się one z łatwością odrywać i nie zostawiają żadnych ranek, ale jednak jest to żadna przyjemność. Drugim niezwykłym jeziorem, pięknym, głębokim i mającym swoją moc, jest Jezioro Szurpiły. Na jednym z jego brzegów znajdują się pozostałości po grodzisku Jaćwingów, ludu zamieszkującego te tereny do średniowiecza. Niestety, nie odwiedziłem tego miejsca w czasach, w których zajmuję się badaniem takich miejsc, więc nie potrafię na jego temat powiedzieć nic konkretnego. Większość z tamtejszych jezior odznacza się nie tylko pięknem i szczególną mocą, ale też wyjątkowo czystą wodą, którą na pewno można pić po przegotowaniu, a sądzę, że i bez tego. Co prawda dalej na wschód, na Litwie, normą są jeziora z wodą jeszcze czystszą, ale w Polsce równie przejrzystą widywałem tylko w jeziorach górskich.
Jezioro Hańcza
Jezioro Szurpiły zimą o zmierzchu
Innym charakterystycznym dla Północnej Suwalszczyzny elementem są znajdujące się tu w wielu miejscach głazowiska, nigdzie indziej na polskich nizinach nie występujące na taką skalę. Są to miejsca usiane głazami w nieprawdopodobnym nieraz stopniu, tak, że jakakolwiek uprawa ziemi jest tam niemożliwa, co najwyżej da się wypasać owce. Poniżej zdjęcie najokazalszego z nich Głazowiska Bachanowo:
Warunki rolnicze są tu bardzo trudne, ze względu na ukształtowanie
terenu, niesprzyjający klimat i liczne kamienie. A jednak tereny
między Żytkiejmami a Wiżajnami, tam, gdzie styka się Litwa z
Obwodem Królewieckim, są bardzo dobrze wykorzystane rolniczo. Na
terenie Parku Krajobrazowego już tak dobrze nie jest. Kiedyś
wypasało się tu dużo owiec, dziś już rzadko można je spotkać.
Więcej można spotkać koni, jest tu nawet kilka stadnin.
Turystycznych ciekawostek, poza krajobrazowymi, jest tu niewiele.
Jest kilka grodzisk jaćwieskich, są pozostałości po
staroobrzędowcach, po których zachowała się molenna (świątynia)
i bania w Wodziłkach, w której ponoć można jeszcze zażyć
kąpieli. Oprócz tego znajduje się tu kilka ciekawych kościółków
i cmentarzy.
Molenna staroobrzędowców w Wodziłkach
Największą atrakcją są nieczynne wiadukty kolejowe w Stańczykach – co prawda znajdują się one już na terenie Prus Wschodnich, ale geograficznie i krajobrazowo jest to nadal Północna Suwalszczyzna, więc wspominam i o nich. Są to najwyższe i najokazalsze mosty kolejowe w Polsce.
Mosty kolejowe w Stańczykach, na niewielkiej rzeczce, którą ktoś dobrze wytrenowany mógłby przeskoczyć
Baza noclegowa jest tu bardzo skromna. Kilka pensjonatów nad Jeziorem Hańcza i w Stańczykach, sporo gospodarstw agroturystycznych, i to wszystko. Z bazą gastronomiczną jest jeszcze gorzej – restauracje w Jeleniewie (bardzo dobra) i w Rutce-Tartak (nie sprawdzałem), bar w Wiżajnach, kilka sezonowych barów w pobliżu Jeziora Hańcza, i to wszystko. Na sklepy poza wioskami gminnymi też lepiej nie liczyć – gdzieniegdzie są, ale tylko gdzieniegdzie. Jest to teren zdecydowanie niewykorzystany turystycznie. Z jednej strony to dobrze, bo zachował świeżość i nawet nie zaczął się proces jego niszczenia. Z drugiej – szkoda i ludzi, żyjących często w biedzie, i terenu.
Etnicznie też jest to teren szczególny. Cywilizacja jak dotąd dotarła tam w niewielkim stopniu, zachowały się oryginalne zwyczaje, co ma swoje dobre i złe strony. Moja żona przywiozła stamtąd wiele słów i zwrotów, niespotykanych gdzie indziej w ogóle albo w takim znaczeniu (na przykład zajście w znaczeniu podobnym do ogólnopolskiego impreza, albo złować się). Brałem udział w tamtejszych uroczystościach pogrzebowych. Śpiewy i obrzędy trwały z przerwami wiele godzin, śpiewy były jedyne w swoim rodzaju. Na takim pogrzebie powinni być obecni etnografowie i notować wszystko, co się tylko da. Kiedy jednak sobie pomyślałem, że coś takiego mieliby śpiewać na moim pogrzebie, to mi się niedobrze zrobiło.
Jednego z leciwych mieszkańców okolic Wiżajn zagadnąłem kiedyś, czy jest tu ciężko żyć. Odpowiedział, że teraz to nie, trzydzieści lat temu było ciężko. Bardzo trudne warunki do uprawy ziemi, bardzo chłodny klimat, zimą śniegi po pas, brak dróg, a dzieci trzeba odwieźć do szkoły i z tej roli żyć. Dziś przynajmniej drogi asfaltowe docierają praktycznie wszędzie, klimat się ocieplił (część moich zdjęć zrobiłem w styczniu i nie widać na nich ani grama śniegu), infrastruktura poprawiła, ostatnio zaczyna kwitnąć handel z Litwą. Nadal jednak jest to teren wyraźnie zacofany i łatwo żyć tam nie jest na pewno.
Na koniec wspomnę o Galerii Spotkań w wiosce Przełomka w pobliżu
Jeziora Hańcza, o której więcej można przeczytać tutaj.
To właśnie tam poznałem moją żonę. Jest to miejsce prowadzone
przez dwoje osiadłych tam pasjonatów, państwa Mackiewiczów,
zajmujących się gromadzeniem wszelkiego rodzaju pamiątek
etnograficznych i pamiątek po ciekawych ludziach, jacy się tam
przewijają, a przewija się ich tam wielu. Można z nimi godzinami
rozmawiać na temat tamtejszych zwyczajów i na temat najróżniejszych
ludzkich historii, które zasłyszeli, poczytać księgi pamiątkowe.
Interesuje Mackiewiczów dosłownie wszystko, a tarakowe tematy są
jednymi z głównych. Na terenie ich posiadłości stoi też chatka
ulepiona z gliny zmieszanej ze słomą, w której budowie trochę
brałem udział. Okazuje się, że bardzo dobrze nadaje się do
mieszkania. Teraz już działalność Galerii nie jest tak prężna,
jak dawniej, gdyż jej gospodarze posunęli się w latach i nie mają
już takich możliwości, jak dawniej. Nadal jednak gościnnie
przyjmują każdego i każdemu, kto znajdzie się w jej okolicy,
polecam tam zajrzeć.
Komentarze
P.S. Mam jeszcze pytanie o zdjęcie nr 1 ,a mianowicie co to za jeziorko i z jakiego wzgórza zrobił Pan to zdjęcie?
GW donosi, że wreszcie geologowie rozszyfrowali powstanie tamtego krajobrazu: przyczyna była gigantyczna powódź spowodowana rozszczelnieniem jeziora na lodowcu. Jez. Hańcza to dziura którą wybił wodospad z czoła lodowca. Podobną tylko sto razy większą strukturą są Dry Falls, w stanie Washington gdzie okołolodowcowa mega powódź szła doliną dzisiejszej rzeki Columbia.
Tam powódź nie była jedna, jednorazowa. Przypuszcza się, że było ich raczej około tysiąca w ciągu kilkudziesięciu zlodowaceń. Tyle było przejść stumetrowej fali wody spod lodowca.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.