zdjęcie Autora

19 kwietnia 2007

Aleksandra Nimue Kosakowska

Rachab czyli o zaprzedanej kobiecej mocy
Patriarchat: kobiety wyparły się własnej mocy z lęku przed śmiercią ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Kobiece a męskie

Dlaczego potrzebuję mówić o kobiecości?

Ból jest najlepszym przewodnikiem. Tam, gdzie boli znajduje się miejsce zblokowanej energii, a zatem nasz niewykorzystany, przytłumiony potencjał, wyparta moc, którą baliśmy się zamanifestować światu. Ból każe pamiętać, że w tym właśnie miejscu ukryte zostało coś niezwykle istotnego, coś, co nie pozwoli o sobie zapomnieć dopóki nie zmusi nas do zanurzenia dłoni w błocie i rycia, rycia, aż do odnalezienia czystego źródła. Mnie najbardziej boli kobiecość.

Gdy myślę o swojej kobiecości, mam przed oczyma obraz zburzonego miasta Jerycho i przypomina mi się opowieść o Rachab, przeczytana niegdyś w "Bajkach różnych..." Leszka Kołakowskiego [1]. W Biblii [2] opowieść o upadku Jerycha eksponuje motyw zdobycia miasta dzięki pomocy Jahwe. Postać Rachab pojawia się tam niejako mimochodem, prezentowana jako przykład udowadniający honor zdobywców i ich boga, którzy zgodnie z przyrzeczeniem ocalają nierządnicę i jej rodzinę przed rzezią, w podziękowaniu za kolaborację. Kołakowski analizując różne wątki historii, wyciąga także motyw Rachab, prezentując ją przede wszystkim jako kobietę, która sprzedała swoje miasto, ponieważ czuła się w nim samotna i nieakceptowana, i która następnie - po zburzeniu tegoż miasta - doświadczyła czym naprawdę jest samotność.

Jestem jak Rachab - wojska już odeszły, a ja stoję na skraju mojego miasta i widzę zgliszcza, setki gnijących ciał kobiet, mężczyzn i dzieci. I wiem już, że nie wyprę się współodpowiedzialności.

Kolaboracja

Patriarchat postrzegam jako układ społeczny, w którym kobiety wyparły się własnej mocy w lęku przed śmiercią i zgodziły się na kolaborację ze społeczeństwem urządzonym na męskich zasadach, zaprzedając swe własne miasta.

Śmierć jest w tej opowieści elementem kluczowym. Aby go wyjaśnić wyjdę od stwierdzenia, że w swej ogromnej różnorodności, rzeczywistość składa się z przeciwieństw (lub - by wyrazić się precyzyjniej - nasz umysł taką ją postrzega). Jednym z tych, których człowiek doświadcza najsilniej jest przeciwieństwo życia i śmierci. Śmierć uczy nas życia pełnią. Im bardziej świadomi jesteśmy jej autentycznej konieczności, tym bardziej znajdujemy w sobie gotowość, by żyć odważnie, prawdziwie, tak, by nie uronić ani kropli. Im pełniej i autentyczniej z kolei żyjemy, tym większą mamy w sobie gotowość umierać w imię tego, co dla nas ważne, tego, co stanowi esencję naszego życia, bez czego nie miałoby ono sensu.

Postrzegam śmierć jako element dynamizujący życie, nadający mu autentyczność i rzeczywisty wymiar. Choć przerażająca, to właśnie ona popycha ku transformacji, nie pozwala utknąć w miejscu, nieustannie przypomina o tym, co ważne. W tradycyjnych kulturach doceniano jej rolę i nikomu nie przyszłoby do głowy tchórzliwie kryć się przed nią. Bezwzględny świat przyrody sam w sobie stwarzał możliwość nieustannej z nią konfrontacji, ale człowiek dodatkowo, sam z siebie pragnął i potrzebował o niej pamiętać - odtwarzał ją zatem w rytuałach inicjacyjnych.

Rytuały męskiej i kobiecej inicjacji są różne, do różnych bowiem zadań powołało nas życie. W życiu kobiety istnieją dość wyraźne naturalne momenty inicjacyjne - są nimi z pewnością pierwsza miesiączka i poród. Pierwsza menstruacja to moment, gdy kobieta umiera symbolicznie - z jej brzucha wypływa bowiem krew. Moment ten w wielu kulturach pierwotnych podkreślany jest inicjacją poprzez odosobnienie - symboliczną śmierć dla wspólnoty. Poród, w całej swej fizjologicznej autentyczności, nie potrzebuje już tak wyraźnej oprawy rytualnej - jest chwilą, gdy kobieta staje przed rzeczywistą groźbą śmierci w procesie dawania życia (ma to miejsce także w naszych dzisiejszych "super-wyposażonych" szpitalach, a tym bardziej autentyczne niebezpieczeństwo stanowiło w warunkach naturalnych). Każdy poród to dla kobiety symboliczne lub rzeczywiste mierzenie się ze śmiercią w imię życia.

W życiu mężczyzny natura nie ustanowiła momentów inicjacji w sposób tak wyraźny, teoretycznie ma on zatem możliwość łatwiejszego wymigiwania się od konfrontacji ze śmiercią. Mądry mężczyzna wie jednak, że mierzenie się z nią nadaje wartość jego życiu - jest on bowiem tym, który ma za zadanie chronić życie i musi być gotowym umrzeć w jego obronie. W społecznościach pierwotnych dorastający chłopcy są przygotowywani do tego zadania w ramach rytuałów inicjacji wystawiających ich na ból, konieczność udowodnienia swej odwagi w starciu z groźnymi zwierzętami czy w walce z przeciwnikiem.

W tym naturalnym, pierwotnym świecie jest rzeczą naturalną, że tylko najsilniejsze kobiety przekażą swe życie dalej i zyskają przywilej jego pielęgnacji, wśród mężczyzn zaś jedynie najsilniejsi będą mieli przywilej wspierania i ochrony tegoż życia, najlepszy z obrońców zaś - możliwość przewodzenia grupie. Kobieta, która przeżyła poród może wspierać swym doświadczeniem te, które stoją jeszcze przed inicjacją, może doskonalić się w sztuce pielęgnowania życia i leczenia. Im jest starsza, tym bardziej jej doświadczenie wzrasta, a przez to cenniejsza staje się jej obecność w społeczności kobiet. Mężczyzna, który przeżył wiele walk w obronie życia i wiele polowań służących jego utrzymaniu, z wiekiem staje się równie cenny dla społeczności mężczyzn, jeśli chodzi o służenie im radą i doświadczeniem. Wraz z wiekiem traci jednak siły, co sprawia, że nie może już pozostawać przywódcą. W którymś momencie on także - jak kobieta podczas menstruacji - musi symbolicznie umrzeć dla społeczności, odsunąć się na bok, zrezygnować z władzy, by przekazać ją temu, który ma więcej sił do ochrony życia. W starożytnych mitach moment ten obrazowany jest symbolicznym pożarciem lub zabiciem ojca przez jego synów [3].

Patriarchat rozpoczyna się w momencie, gdy stary mężczyzna postanawia, że nie chce umrzeć [4] - stawia zatem swoje przetrwanie ponad zadaniem ochrony życia i woli zabić własnego syna (patrz - motyw Chrystusa) niż oddać mu władzę. W tym miejscu potrzebuje jednak kolaboracji ze strony kobiety-matki - tylko ona bowiem może na tyle omamić i obezwładnić młodego chłopca, obiecując mu wieczne bezpieczeństwo i opiekę, że ten nie zechce podjąć trudu stania się mężczyzną, konfrontacji ze śmiercią i z własnym ojcem. Tylko matka może też przekonać swoje córki do bezwzględnego posłuszeństwa wobec starego mężczyzny i napełnić ich serca lękiem tak, by nigdy nie odważyły się sięgnąć po własną moc. Patriarchat to zatem moment, gdy kobieta odrzuca swoją moc i bojąc się groźby śmierci ze strony despotycznego władcy, zgadza się oddać siebie i swoje potomstwo w służbie utrzymywania jego bytu. Jej energia zostaje ukierunkowana na zabieganie o względy mężczyzny, nie zaś na umacnianie własnych dzieci i przygotowywanie ich do konfrontacji z Pełnią życia - w tym także z aspektem śmierci. Oboje - mężczyzna i kobieta, popełniają więc ten sam błąd - własne przetrwanie stawiają ponad swoim życiowym powołaniem.

Świat, jaki powstaje w wyniku tego tchórzliwego układu, to świat, który widzimy wokół - ten, w którym męska energia zamiast na ochronę życia została ukierunkowana na jego niszczenie, a energia kobieca, zamiast tworzyć i umacniać życie - tłamsi je. Ten świat ucieka od śmierci, odsuwa ją jak najdalej od siebie, udoskonala zatem broń umożliwiającą zabijanie z jak największej odległości jak największej liczby osób tak, by zabójca nie musiał patrzeć w oczy ofiary i nie ryzykował własnym życiem. To świat hierarchii, która chroni najsłabszych, bezmyślnych i bezwzględnych, pozwalając im cieszyć się pozorami bezpieczeństwa i władzy nad innymi. W tym świecie ludzie odcięci od własnej mocy skupiają cały swój wysiłek na tym, by zapewnić sobie wygodne przetrwanie i jeszcze dalej odsunąć myśl o śmierci. A im dalej od śmierci tym jej więcej i tym dalej do zrozumienia istoty życia.

Nie uważam, by bezrefleksyjny powrót do rytuałów przeszłości czy przeszłych sposobów funkcjonowania mógł nam w czymkolwiek pomóc. Współcześni mężczyźni i kobiety żyją w świecie zupełnie innych wyzwań niż te, które stały przed społecznościami pierwotnymi i nie uważam, by właściwym rozwiązaniem było dziś dla nas szukanie inicjacji poprzez powielanie wzorów z przeszłości. Droga do wewnętrznej mądrości jest zapisana w nas samych i - jeśli tylko otworzymy się na ten proces - sama odnajdzie nas w sposób dla siebie najwłaściwszy, odpowiadający warunkom współczesności i naszej indywidualnej konstrukcji. Jeśli wspominam tu o przeszłych rytuałach, to przede wszystkim w celu podkreślenia faktu, że jakkolwiek wszyscy - niezależnie od płci - jesteśmy ludźmi, mamy jednak ciała i na tym świecie - nie bez powodu - pojawiliśmy się w takiej, a nie innej formie - niezaprzeczalnie różnej. W moim odczuciu to właśnie cielesność jest najwyraźniejszym z sygnalizatorów przebiegu naszego wewnętrznego procesu, a dokładnie wsłuchując się w nią jesteśmy w stanie zrozumieć po co znaleźliśmy się w tym właśnie - materialnym - wymiarze i jakie zadanie mamy tu do wykonania. I o ile ostatecznie zadaniem każdego z nas jest odnalezienie i manifestacja Pełni Siebie, o tyle inaczej będzie się ta Pełnia przejawiać w wydaniu kobiety, a inaczej - mężczyzny, inne bowiem archetypy i inne formy inicjacji tkwią zapisane w naszej podświadomości. Podobnie - pisząc o symbolicznym procesie ucieczki od konfrontacji ze śmiercią, nie roszczę sobie pretensji do wyjaśnienia procesów przemian społeczno-historycznych związanych z powstaniem patriarchatu. Chcę tu jedynie podkreślić, że wszyscy - mężczyźni i kobiety - odeszliśmy bardzo daleko od rozumienia życia i umiejętności autentycznego go doświadczania, straciliśmy kontakt z własną mocą i wypieramy ją wciąż głębiej, bo przeczuwamy, że drogi do jej dostępu strzeże konieczność zmierzenia się z pustką, zniszczeniem i śmiercią w nas samych.

Dla kobiety konfrontacja ze śmiercią to spotkanie z Hekate - wiedźmą, która strzeże podziemi naszego brzucha, czyli sfery instynktu, seksualności i bezwzględnego prawa natury. Hekate to ta w nas, która nigdy nie uległa władzy starego mężczyzny i nigdy nie poddała się jego woli, jest bowiem bezwstydną nierządnicą świadomą własnej mocy i staruchą gotową zabić każdego, kto wejdzie jej w drogę. Jest Panią samej Siebie. W świecie patriarchalnym Hekate została skazana na emigrację do podziemi naszego wnętrza, a wszelkie jej zewnętrzne upostaciowienia takie, jak czarownice, prostytutki, a dziś - feministki, obrzucono społeczną nienawiścią i pogardą. Na powierzchni pozwolono działać naiwnej Dziewicy i dobrej Matce [5], które bez kontaktu z Hekate stały się bezsilnymi, uległymi, przepełnionymi lękiem istotami, gotowymi poddać się męskiej dominacji w zamian za opiekę i przetrwanie w pozornym bezpieczeństwie.

Hekate nie jest jednak grzeczną dziewczynką, która - odrzucona - będzie cicho siedzieć i płakać w swym podziemnym kąciku. Im głębiej ją zepchniemy, tym większą odpowie wściekłością. Im bardziej święta i pozbawiona mocy będzie Matka-Dziewica na powierzchni, tym bardziej wściekła, sfrustrowana i przepojona żądzą zemsty będzie jej zła siostra żyjąca w głębi. Aż któregoś dnia zburzy miasto, w którym nią pogardzano, zmuszając nas do konfrontacji z pustką, zniszczeniem i śmiercią.

Dlaczego Rachab nie chce bronić miasta?

Największym chyba dramatem kobiet w patriarchacie jest to, że zostały podzielone. Podział ten przebiega zarówno w świecie społecznym, jak też w naszym własnym wnętrzu. W społeczeństwie znajdujemy szanujące się niewiasty i puszczalskie, dobre matki i wyrodne kurwy, porządne katoliczki i wariatki. Ten sam podział nosimy w sobie.

Rachab to ta wyklęta. Gdy w opowieści Kołakowskiego rozważa ona swoją sytuację i możliwość zdrady własnego miasta, myśli następująco: "Nie jestem wiele dłużna rodzinnemu miastu, które zawsze pluło mi w twarz i które, nawet gdyby ocalało, każe mi umrzeć z głodu za parę lat. I tak jestem tu zupełnie samotna, jak w pustym mieście [6]." Rachab nie ma nic do stracenia - w tym społeczeństwie nie ma dla niej godnego miejsca, tak jak w naszym życiu nie dajemy jej możliwości przejawiania własnej mocy, seksualnej dynamiki czy potencjału twórczego. Zaprzedana przez własne miasto, nie ma skrupułów, by je zaprzedać - obraca swoją moc przeciwko niemu.

Wściekła Hekate-Rachab staje się naszym wewnętrznym sabotażystą. To ona pluje jadem z ust najlepszej teściowej, ona zrzędzi ustami sąsiadki, czy babci, ona też wrzeszczy do nas z głębi macicy zniszczonej mięśniakami, rakiem szyjki czy torbielami, ona jest sprawczynią histerii, depresji czy oziębłości seksualnej.

A robi to nie tylko ze wściekłości. Robi to także w swej ogromnej mądrości. Hekate-Wielka Inicjująca nie spocznie bowiem dopóki nie skonfrontuje nas ze śmiercią i pustką, ze zniszczeniem jakiego dokonałyśmy w sobie i nie sprowokuje do sięgnięcia po własną moc - do odzyskania jej.

Co mogę teraz zrobić? Stoję na skraju mojego zburzonego miasta i jestem sama. Naiwnie uwierzyłam, że jeśli podejmę grzeczną współpracę z najeźdźcą - ocalę skórę, a dodatkowo zyskam przywileje, futra, klejnoty i dobrobyt. Pozostało mi tymczasem tylko moje zburzone miasto - ostatecznie zatem to, co miałam zawsze, choć miałam w pogardzie, gdyż nie nauczono mnie tu cenić samej siebie. Teraz mam tylko to i tylko o tym mogę mówić, bo nie mam nic więcej. Pustka wokół wciąż jeszcze przebrzmiewa moim rozpaczliwym szlochem, ale wiem już, że to dobry początek. W tej właśnie pustce kryje się bowiem źródło mojej mocy, teraz - gdy runęły mury - na nowo dostępnej. I to tutaj właśnie, na ruinach mojego zburzonego miasta mogę rozpocząć drogę powrotną do Pełni Siebie.

Wiem, wiem, że ostatecznie jestem człowiekiem, a ponad tym jeszcze istotą duchową, która nie ma płci. Ale przyszłam na ten świat w ciele kobiety i to właśnie kobiecość mnie boli - ona jest moim drogowskazem i przewodnikiem, jedynym, jakiego w tej chwili mam.


Aleksandra Kosakowska
zorka.ja@interia.pl



przypisy

[1] L. Kołakowski, Bajki różne. Opowieści biblijne. Rozmowy z diabłem, Warszawa 1990, s. 135-137.

[2] Księga Jozuego 6.

[3] M. Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych, Warszawa 1988, t. 1.

[4] Zob. opowieść o starym mężczyźnie: A. Aliti, Dzika kobieta. Powrót do źródeł kobiecej energii i władzy, Gdynia 1996, s. 50-54.

[5] Odwołuję się tu do trzech archetypów kobiecości: Dziewicy, Matki i Wiedźmy w mitologii greckiej reprezentowanych przez Kore, Demeter i Hekate. Ich szersze omówienie znajduje się w moim artykule "Labirynt kobiecej inicjacji", dostępnym na stronach "Taraki" pod adresem: www.taraka.pl/labikobieini.htm

[6] L. Kołakowski, Bajki różne..., s. 136.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)