18 stycznia 2016
Katarzyna Urbanowicz
Serial: Prababcia mniej ezoteryczna
Uzdrawiająca medytacja z energiami świetlistych lekarzy
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Inne prekognicje (2) ◀ ► Kartka na Walentynki ►
Moja koleżanka, namówiona przez inną koleżankę, skuszona pewną ofertą uzdrowienia (jako że każdy z nas pragnie być uzdrowiony z tego czy tamtego – a może częściej, przy okazji, jeszcze czegoś innego), tęskniąca do uzdrowienia pod każdym możliwym względem, udała się na piątkowe wieczorne spotkanie, którego główna zaleta polegała na tym, że za jedne 30 zł „donacji” mogła pojawić się tam bezpośrednio z pracy i stanowiła okazję doznania niepowtarzalnych przeżyć po wielogodzinnym, nisko płatnym i stresującym zajęciu w środowisku ludzi, którzy mają o wiele za dużo, żeby umieć z tego korzystać. Popełniła jednak pewien błąd. Za rano wstała (gdzieś przed czwartą), żeby zjeść śniadanie, a w czasie pracy takiej możliwości nie ma, zobaczywszy więc powitalną wazę pełną cukierków, pozwoliła sobie, dla podniesienia stanowczo zbyt niskiego poziomu cukru, zjeść ich kilka, wskutek czego nie do końca była pewna doznawanych wrażeń. Dlatego też ani ona, ani ja nie możemy brać odpowiedzialności za słuszność oceny tej metody uzdrawiania.
Niemniej w trosce o czytelników Taraki podzielę się z nimi posiadanymi informacjami.
W programie spotkania wymieniono pokaz filmu o Janie od Boga oraz prelekcję w sprawie duchowego uzdrawiania według brazylijskiego medium – Jana od Boga.
Ja osobiście wzdragam się na myśl o kimś, kto pozwala nazywać się „Od Boga”, bowiem bliższa tu jestem religii żydowskiej, która, jak słyszałam, zabrania tego Imienia wymieniać i nakazuje stosować rozmaite omówienia. Ponadto pamiętam jeszcze film „Matka Joanna od Aniołów”, którego niepozbawiony ironii tytuł jest przeciwieństwem opisu rzekomych demonów, które kobietę opętały. W ogóle nie tylko film, ale i jego sprawa była mi bliska ponieważ, kiedyś moja mama w obliczu zagrożenia śmiercią w czasie Powstania Warszawskiego obiecała poświęcenie mnie, niespełna dwuletniego dziecka Bogu (jeśli przeżyję), ale na szczęście, jako kobieta praktyczna, nie upierała się przy swoim ślubowaniu. Wiedziałam o nim od wczesnego dzieciństwa i byłam pewna, że do klasztoru się nie nadaję, choć do czternastego roku życia byłam mocno wierzącą i usiłującą się zbyt wiele w sprawie religii dowiedzieć.
Tak więc Jan od Boga samym swoim imieniem (traktowanym raczej jako ksywka niż prawdziwe imię) budził moją niechęć z powodów zasadniczych. W dodatku ci świetliści lekarze... Za bardzo pachnie manipulacją.
W ulotce napisano zręcznie i zgrabnie, choć moim zdaniem pewien chirurg wojskowy w tym towarzystwie stanowi zgrzyt. Ale oceńcie, proszę to sami:
„Uzdrawiające energie nazywane Rodziną Świetlistych Lekarzy towarzyszą Janowi od Boga już od ponad pięćdziesięciu lat, kiedy to będąc w transie dokonał pierwszych uzdrowień. Fenomen brazylijskiego medium polega na tym, że gdziekolwiek nie przybędzie, to zabiera ze sobą także wszystkich swoich niefizycznych pomocników, którzy dokonują niewidzialnych operacji. Co więcej, poprzez ich wizerunki i w oparciu o energię medytującej grupy możemy poprosić je o uzdrowienie, nie tylko zgromadzonych na sali osób, ale i członków naszych rodzin. Wystarczy, że przyniesiemy fotografie wszystkich osób, którym pragniemy pomóc. Podczas naszej zbiorowej medytacji będziemy zanosić do Rodziny Świetlistych Lekarzy wszystkie nasze intencje, związane nie tylko z uzdrowieniem, ale z poprawą w dowolnym aspekcie życia. Byty energetyczne, które zaprosimy i poprosimy o uzdrawiającą energię podczas naszej medytacji to między innymi:
dr Augusto de Almeida - zgodnie ze spirytystycznymi przekazami Almeida był uzdolnionym chirurgiem wojskowym.
dr Jose Valdiyino - przynosi ze sobą delikatną i kochającą energię, często nazywany jest także obrońcą rodziny. Jego energia jest szczególnie skuteczna przy uzdrawianiu paraliżu dolnych partii ciała, a także OCZU i USZU.”
No więc na początek o samym Janie od Boga. Internet pełen jest informacji. Od stron w pełni akceptujących, wręcz reklamujących go, do stron sceptycznych i opisów w rodzaju: „Leczy skrobiąc nożem kuchennym po gałce ocznej, wkładając do nosa przedmiot w kształcie nożyczek albo wkładając palce w wyciętą na brzuchu ranę. Brazylijski uzdrowiciel "Jan od Boga" przyciąga miliony pacjentów, wśród których z roku na rok coraz więcej jest Polaków. W ciągu następnych kilkunastu miesięcy do "największego duchowego medium naszych czasów" wyjedzie z naszego kraju 10 pielgrzymek.
"On zeskrobie katarakty i nowotwory, guzy oczu nożem, raka piersi poprzez małe nacięcie, i sprawi, że kaleka zacznie chodzić zaledwie za dotknięciem jego dłoni. Ułożone w stos sięgający sufitu kule, wózki inwalidzkie, szyny, milcząco składają świadectwo o jego sukcesie. Został on obwołany największym uzdrowicielem od ostatnich 2 tys. lat" – tak zaczyna się biografia Jana od Boga, którą pod koniec lat 90. napisał australijski dziennikarz Robert Pellegrino-Estrich.”
Dowiaduję się, że za jedyne siedem tysięcy Jan od Boga wyskrobuje wszystkie choroby metodą zbliżoną do tzw. filipińskich „bezkrwawych operacji” modnych za PRL. Wzorem tamtych uzdrowicieli nie dezynfekuje ran, chociaż w przeciwieństwie do nich ukazuje skalpel i jakąś krew. Oczywiście operacje fantomowe są techniką starą i znaną (ostatnio pewna firma reklamuje np. kursy oczyszczania jajem, przynajmniej nieszkodliwe, jeśli już nieskuteczne), ale świetliści lekarze ponoć stosują operacje prawdziwe, krwawe i w ogóle, tyle że specyfiką jest na przykład nacinanie pleców, gdy bolą kolana:
Interesujący jest za to film dostępny na You Tube:
https://www.youtube.com/watch?v=j9N3oq-RBJk
Jest to zapewne ten sam film, który zaserwowano mojej koleżance. Jej pierwsze spostrzeżenie jest nieco dziwaczne. Opisy uzdrowień przeplatane są opiniami podobno neurologów, twierdzących, że badali uzdrowiciela w czasie seansów (nie badając jednak specjalnie uzdrawianych – w których mózgach coś, choć niewiele, w porównaniu z mózgiem uzdrowiciela, się dzieje) i wszak nie jednoznacznie, jednakowoż wypowiadających się pozytywnie o tej metodzie —- ona jednak zauważyła, że wszystkie nagrywane osoby, pacjenci i „lekarze” ubrani są w białe stroje. Zastanowiła się, czy przypadkiem fakt, że akurat ubrana była na czarno nie przeszkodził w jej ozdrowieniu. Białe czy czarne spodnie i bluza przestała być ważna, gdy podstawowym uczuciem było mrowienie w dłoniach i mdłości (zapewne z powodu ilości zjedzonych na czczo cukierków). Koleżanka nie ma cukrzycy, jednak z doświadczenia z mężem cukrzykiem wiem, że gdy nagle nadmiernie wzrastał jego poziom cukru, krew gęstniała na tyle, że trudno było wycisnąć nawet kroplę do badań, za to odczuwał bardzo wyraźnie mrowienie w dłoniach. Trzeba mu było długo masować koniuszki palców, żeby dało się wycisnąć wystarczającą ilość na pasek do badań, przy czym ja doskonale wiedziałam bez aparatu, jaki będzie wynik. W świetle tego, wyznaczenie spotkania na 19.-tą w piątek poprzedzający weekend, w Śródmieściu Warszawy (gdzie bary są niesłychanie drogie) i zaserwowanie uczestnikom wazy pełnej cukierków jest działaniem jak najbardziej marketingowym.
Z innych doświadczeń z mężem wiem, że gdy spadał poziom jego cukru, doznawał nagłych ataków wściekłości i byle cukierek usuwał jak ręką odjął jego złość na wszystkich, a nawet powodował widoczne łagodzenie nastroju i nagłe snucie dalekosiężnych planów. Jeden cukierek powodował, że stawał się innym człowiekiem – łagodnym, ufającym, nastawionym pozytywnie.
W każdym razie dla mojej koleżanki ważny był kolor stroju – na tyle, żeby fakt ten zarejestrować. Niewątpliwie dla ludzi, których zmusza się w Polsce do zastosowania Mordorowego „cod dress”, w dodatku w środku zimy, widok białych, przewiewnych ubrań budzi skojarzenia z niebem (podobnie jak czasem mają działać niebieskie lub zielone stroje chirurgów i chust na salach operacyjnych lub różowe stroje pielęgniarek).
W filmie występuje pacjent, który powinien poddać się operacji na otwartym sercu. Każdy z nas miałby obawy – nie jest więc niczym dziwnym, że woli operację nie do końca „pełną” zamiast skrobania po skórze z niewielką ilością krwi. Pomoże, nie pomoże, ale zaszkodzić może niewiele. Poza tym w filmie prezentuje się tzw. „Pokój strumienia”, który stanowi „świadomą siebie energię uzdrawiania” – czymkolwiek ona by była. Dla mnie to typowe reklamowe ble-ble – im mniej zrozumiałe tym lepiej, podobnie do systemu TEAED w proszkach do prania.
„W modelu kwantowym obiekty nie są obiektami – głosi pewien amerykański profesor (odpowiednik PRL-owego „uczonego radzieckiego”) ludziom niemającym zielonego pojęcia, czym w ogóle są kwanty – zarówno w Polsce, jak i w Brazylii to większość – wystarczy obejrzeć tzw. „sondy uliczne” – miast tego mamy do wyboru szeroki wachlarz możliwości”. A więc, cokolwiek pomyślisz, może być równouprawnione z dowolnym odkryciem uczonych w dowolnej dziedzinie, jako że myśl każdego, nieważnego człowieka może doścignąć sfer najwyższych. Bowiem każdy widziany obraz (na przykład zwyczajnej chałupy) „to obraz decyzji, świadomy wybór. Świadomość wybiera z kilku możliwości” głosi, nie przejmując się jakimkolwiek uzasadnieniem. A więc świadomy zamiar Jana od Boga może pomóc chorej zastawce serca pewnego anonimowego pacjenta przybrać kształt zdrowej – jak informuje film.
W tle filmu pojawiają się jakieś niezrozumiałe wzory na akcję i reakcję (rozliczne iksy i igreki i nie wiadomo po co wstawione kreski ułamkowe). Potem profesor informuje nas, że w tak dużym uproszczeniu działają telefony komórkowe i satelity. No nie, jestem dyletantem/tką, więc wierzę autorytetom. To proste: telefon komórkowy, internet, GPS to podobno całkiem to samo, co uzdrawianie przez Świetlistych Lekarzy, wprawdzie zmarłych, ale nic w przyrodzie nie ginie, więc w Kronice Akaszy wszystko zostało zapisane, podobnie jak w Kalendarzu Majów i gdzie indziej. Jak wam nie uwierzyć? Zwłaszcza, że naukowcy opisują, iż zamiary mogą wpłynąć na rozwój pałeczek bakterii coli na doświadczalnych płytkach.
Wierzę mojej koleżance. Jest to jedna z nielicznych osób zainteresowanych duchowością, która potrafi opisać swoje odczucia i je zanalizować. Nie zawsze dysponuje właściwym do tego warsztatem, ale zawsze posiada instynkt, który ją ostrzega. I ma odwagę swoje wątpliwości poddawać pod dyskusję. Umie medytować (w przeciwieństwie do mnie) i umie poszukiwać odpowiedzi ze swoich odczuć płynące. W tym wypadku okazała daleko idący sceptycyzm, zwłaszcza gdy porównywała innego uzdrawiającego, modnego za PRL-u Harrisa.
Firma, która organizowała to spotkanie, ma w zanadrzu jeszcze (wg ulotki) propozycje innych przedsięwzięć. Na przykład hierarchioterpię – autorską metodę odmładzania organizmu dr Aleksandra Nawałowa za jedne 350 zł, pod hasłem „PRZYWOŁAJ ANIOŁA”, praktyczne warsztaty pracy z energiami anielskimi, prowadzone przez Jacka Zająca z Wielkiej Brytanii, „KREATORZY RZECZYWISTOŚCI”, oraz uzdrowicielki duchowej Rossy Branco i „WEJŚCIE DO KRONIKI AKASZY” aż za 890 zł.
I tak chętni naładowani dobrymi energiami mogą wejść w nowy dzień i stanąć naprzeciw oczekujących ich zadań, dla wypełnienia których nie wiadomo czemu wymagany jest rozsądek i sprawdzalne umiejętności. Nie wystarczy zadeklarować, że zna się język obcy, trzeba w nim coś napisać lub powiedzieć. Nic dziwnego, że się buntują przeciwko tak pojmowanej pracy, wszak oni sami nie uważają za konieczne aż tak dokładne przyjrzenie się ofercie.◀ Inne prekognicje (2) ◀ ► Kartka na Walentynki ►
Komentarze
Teraz zajrzałem do Googli i jest (po polsku) zalew tekstów, stron, opinii o nim i ofert wyjazdów do niego.
Niestety, w http://www.astrotheme.com nie ma jego godziny urodzenia (24 czerwca 1942, https://en.wikipedia.org/wiki/Jo%C3%A3o_de_Deus_%28medium%29 ).
Na zdjęciu wyżej w tekście Katarzyny: Joao de Deus, "Jan od Boga" jest pierwszy od lewej.
To zdjęcie wygląda na bardziej współczesne:
Oczekują czegoś w rodzaju pstryknięcia czarodziejską różdżką i JUŻ mają być zdrowi i szczęśliwi. Nie chcą przy tym podjąć się jakiejkolwiek pracy nad sobą i swoim rozwojem.
Niestety, tak to nie zadziała.
Choroba została nam zesłana po COŚ i zniknie wtedy gdy coś zrozumiemy albo przerobimy.
Poprzez działanie uzdrowiciela takiego jak np Jan od Boga, często nasze zdrowie ulega poprawie. Jednak jest to "danie zdrowia na kredyt". jeśli nie będziemy nad sobą pracować to choroba może powrócić.
Co do tego wydarzenia o którym pisze Katarzyna Urbanowicz, to jasno wynika z jego opisu że chodzi tu o coś zupełnie innego.
Cyt z ogłoszenia o spotkaniu:
Uzdrawiająca Medytacja z energiami Świetlistych Lekarzy od Jana od Boga.
W programie spotkania:
- pokaz filmu o Janie od Boga,
- uzdrawiająca medytacja (na medytację możemy przynieść zdjęcia wszystkich osób, o których uzdrowienie chcemy prosić oraz różne przedmioty i talizmany, które chcemy napełnić uzdrawiającą energią)
- mini-kiermasz taniej książki ezoterycznej oraz kryształów i minerałów pobłogosławionych przez byty energetyczne z Brazylii.
W moim rozumieniu miał to być kiermasz książki i innych przedmiotów "ezoterycznych" połączony z medytacją i pokazem filmu o Janie od Boga.
Nigdzie nie ma tu wzmianki o tym że gwarantuje się tu udział w uzdrawianiu Jana od Boga i jego pomocników.
A że znajoma Katarzyny być może miała inne oczekiwania? - no cóż. Podejrzewam że albo nie dopytała, albo została wprowadzona w błąd?
-- Czyli coś, co można tak nazwać na podobieństwo wtórnego rynku produktów finansowych. Ponieważ Joao de Deus zyskał światową sławę i wywołał światowe "ssanie", to cwaniacy usiłują pożywić się na tym ssaniu. Czyli sprzedają ludziom produkty około-Joao′wskie.
Kaszpirowski leczył na żywo w głównym wydaniu telewizji. Leczył odliczaniem po rosyjsku. Później nawet któryś z cudotwórców startował w wyborach prezydenckich.
Może lobby medyczne położyło na to szlaban.
https://en.wikipedia.org/wiki/Edgar_Mitchell
Dziś chłop 195 cm. też nie bardzo dba a biegunki rzadkością.
Pani Kasiu( jeśli wolno z bliskiej półki wiekowej) podpisuję się czterema łapami pod opinią o tym "od Boga" i Twego stosunku do bólu, zawodowo też!
BTW ludzie, którzy fascynowali się np. Kaszpirowskim wyszli na tym bardzo źle. Oprócz efektów zaniechania konwencjonalnych praktyk medycznych, występowały u nich częściej przypadki schorzeń psychicznych. Parę lat temu pojawiły się na ten temat badania rosyjskich lekarzy, te wyniki są także gdzieś w sieci.
Choć nie neguję, że mogą istnieć także prawdziwi uzdrowiciele. Mogą też istnieć ludzie posiadający taki "dar" czy "energię" - jednak nie zawsze umiejący to odpowiednio nakierować. Raz znalazłem się w takiej sytuacji, zamiast uzdrowienia z czterdziestostopniowej gorączki doznałem jakiegoś dziwnego "przebicia". Wydawało mi się, jakby coś dobiegało zza drzwi pokoju, jakieś odgłosy. Ktoś klął w archaicznej niemczyźnie, jednocześnie wydawał rozkazy, krzyczał na swoich towarzyszy tudzież podkomendnych, żądając od nich czegoś, co wydawało się niemożliwe - i była w tym jakaś dziwna "melodia", niemalże jak inkantacja. A w tle coś jakby kanonada, z archaicznej broni palnej i dział.
Pewnie bym to zignorował jako zwykłe majaki w gorączce - gdyby nie rzeczy, z których zacząłem zdawać sobie sprawę dopiero parę lat temu: To brzmiało jak ktoś, kto znajduje się w stanie ekstatycznym - lub właśnie w niego przechodzi. Tollwütige, czyli nie tylko "wściekły" lecz także... jakby to powiedzieć... "cechujący się wspaniałym szałem". Pamiętam to określenie z tekstu o Bismarcku na translatorium historycznym, tam było właśnie w znaczeniu pozytywnym. Jakoś wryło mi się w pamięć, no i część moich przodków pochodziła właśnie ze świata niemieckiego. Słowianie nie mają takich dziwnych określeń (za to są inne, prawdopodobnie również związane z tymi rzeczami w odległej przeszłości. Równie ciekawe).
Tak czy owak, kłopoty zdrowotne plus różnej maści znachorzy dają czasami dość ciekawe połączenia
Przekonałem się o tym już wiele razy, zakopując uczestników moich warsztatów w grobach. Obserwowałem później wiele uzdrowień. ;)
Chcesz się osobiście przekonać? - zapraszam na warsztaty Twardej Ścieżki ;)
z wygodnictwem popieram, niech niosą różni tacy, należy nam się...Ja sobie podczas podróży będę jeszcze pośpiewywać za masterem Zembatym :"..jak dobrze mi w pozycji tej/ pozycji horyzontalnej/ ubodzy krewni niosą mnie na swych ramionach/ a za trumną idzie żona (?, jak ja z tego zrobię mąż???). O wieko bębnią krople dżdżu/ w suchutkiej trumnie dobrze tu/ ubodzy krewni przemoczeni są zupełnie/ żona(jw.??) pewnie się przeziębi..raz, dwa i lewa, raz ,dwa i lewa..." Co prawda nie jestem tak zapobiegliwa, jak moje ciotki z Grochowa, które zakupiły odpowiednio wcześnie trumienki i trzymały je na strychu domku! No, ale jak te sejmowe ponuraki jeszcze napowymyślają ustaw , to kto wie? Fasonik w każdym razie można już wybrać z katalogu.Pozdrawiam ;)
W tym punkcie jestem zwolennikiem obyczaju pogrzebowego islamskiego: zwłoki mają być złożone w ziemi i w kontakcie z ziemią, czyli całun i żadnych trumien.
Opcją kompromisową byłaby eko trumna pleciona z wikliny jak koszyk -- też pięknie.
Kremacja rozwiązuje ten problem, ale pociąga następne. Dlaczego popiół ma być w naczyniu-urnie a nie po prostu wsypany do dołka?
Btw., jak uzbieram więcej mana, to będę działać w kierunku założenia świeckiego cmentarza (dla mniejszości obyczajowo-religijnych) gdzie chowani byliby tylko po kremacji. Żadnych trupów surowych.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.