16 października 2016
Robert Palusiński
Wielka Matka a problem aborcji
Refleksje z obszaru psychologii głębi
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Czy pamiętacie motyw Mojżesza lub Ozyrysa porzucanego w koszyku gdzieś w krzakach czy w lesie? Albo innych porzuconych noworodków (w czasach antycznej Grecji) w licznych mitach i baśniach?
Pominąwszy symboliczny aspekt nowo narodzonej istoty, zagubionej w obszarach nieświadomości („porzuconej” w Naturze, Lesie), która potrzebuje odnalezienia, są to również zapisane przekazy o dość powszechnych praktykach przed-patriarchalnych, polegających na tym, że na czas porodu kobiety odchodziły poza obozowisko (często same), mając pełne prawo powrócić do grupy z noworodkiem lub bez niego. Matki same podejmowały decyzję co do życia i śmierci noworodka. Trzeba tutaj dodać, że stwierdzenie życie/śmierć jest znacznym uproszczeniem, bo w społecznościach przed-agrarnych śmierć była w pełni oswojoną częścią życia i jest to temat na obszerne opracowanie.
W tamtych czasach i kulturach (łowiecko-zbierackich) bardzo często był to poród do Ziemi (matka Ziemia – to jeden z obrazów archetypu Wielkiej Matki – nawet Biblia nie mogła o Niej zapomnieć: „z prochu/ziemi powstałeś w proch/Ziemię się obrócisz). Bezpośrednio po urodzeniu dziecko spoczywało w gniazdku/dołku wyżłobionym i wymoszczonym w Ziemi. W ten sposób matka ludzka oddawała dziecko większej Matce – innymi słowy dziecko było częścią oraz ciągłością Natury, a nie wyłącznie wytworem rodziców. To stąd właśnie pochodzi znane jeszcze powiedzenie/przekonanie o znajdowaniu dzieci "w kapuście".
Trzeba tutaj podkreślić, że społeczności łowiecko-zbierackie i agrarne przedpatriarchalne miały opracowane nieraz bardzo skomplikowane reguły i prawa przewidujące sankcje za zabójstwo czy inne wykroczenia przeciw społecznym normom. Niemniej jednak obszar decydowania o płodności, życiu i śmierci noworodka pozostawał niemal wyłącznie decyzją kobiety-matki. Reliktem tej właśnie postawy jest całkowicie inne podejście prawa do zabronionych czynów matki w krótkim okresie po porodzie! Nawet zabójstwo noworodka jest traktowane radykalnie łagodniej ze względu na to, co dzisiaj nazywamy "szokiem poporodowym".
Obecne napięcie, jakie przeżywamy w kwestii nacisku na zaostrzenie prawa (kar) - czyli chęć (części społeczeństwa) zaostrzenia państwowego przymusu/opresji w obszarze płodności i rozrodczości kobiet, animowane przez ruchy anty-choice'owe (zwane przez siebie ‘pro-life’) - jest na głębszym poziomie reakcją na przemianę paradygmatu, a dokładniej jest reakcją na kończącą się erę patriarchalnej dominacji nad kobietami. Jest to równocześnie próba walki z archetypem Wielkiej Matki, Matki, która jest życie dająca i pożerająca zarazem. TA, CO DAJE Życie, także je zabiera. (W religiach późniejszych okresów, kultur agrarnych, to co było przeżywane symbolicznie poprzez doświadczenie, otrzymuje obraz – przedstawienie zewnętrzne i statyczne. Dualna Matka Natura ilustrowana jest z takimi parami, jak: Kali-Parwati, czy Demeter-Hekate). Każda kobieta ciężarna, każda kobieta rodząca jest archetypowym obrazem oraz ucieleśnieniem Wielkiej Matki i na poziomie symbolicznym reprezentuje jej Moc. W towarzystwie takiej kobiety, w naszym hipokampie, aktywizują się najwcześniejsze wspomnienia i matryce okołoporodowe. To dlatego „błogosławiony stan” (ale także ciężar/ną i brzemien/ną...) otacza szczególna aura świętości dającej życie. Niepokalane poczęcia w religiach mówią o tej właśnie mocy. Nawet w patriarchalnej Biblii udział mężczyzny staje się „kalaniem” świętego łona (bo jeśli mamy "niepokalane poczęcie", to każde inne będzie "skalaniem"). Dualna jakość Wielkiej Matki, bliskość granicy życia/śmierci z krwawą fizjologią prze-życia, jest szczególnie widoczna i doświadczana w trakcie porodu. Ciąża i poród porusza każdego człowieka, bo jak to udokumentował Stanislav Grof, te właśnie doświadczenia tworzą podstawowe matryce naszego jestestwa.
Na nieświadomym poziomie walka przeciw jakiejkolwiek możliwości aborcji jest heroiczną walką o życie, prowadzoną na omyłkowo wybranym polu bitwy. Problem w tym, że bardziej tu chodzi o wewnętrzne życie ludzi z grup „pro-life” niż o jakiekolwiek inne. Wydaje się, że dopiero w tym kontekście napisy i hasła obrony "życia" - od poczęcia i ogólnie „pro-life” - mają sens i może powinien im również towarzyszyć napis S.O.S. (Safe Our Souls). Walka o własne, pełniejsze i spełnione życie oraz motyw zabójstwa/zabijania dzieci (!) są projektowane na obiekty/osoby zewnętrzne również z tego powodu, że motywowani religijnymi przekonaniami ludzie nie doświadczyli w swych misteriach wglądów przekonujących ich, że:
1. Jego/Jej życie NIE ZACZYNA się od połączenia plemnika i komórki jajowej.
2. Jego/Jej życie nie kończy się z chwilą zniknięcia ciała.
Założenie, że życie zaczyna się od zygoty/zapłodnienia, zakłada ściśle określony „początek”, co implikuje nieunikniony KONIEC, bo każdy „początek” musi mieć „koniec”. I mam wrażenie, że ‘pro-life’ na najgłębszym, nieświadomym poziomie wyraża protest bardziej przeciw temu „końcowi” niż przeciw innym obszarom.
Sytuacje krańcowe - jak życie/śmierć, symbolika dziecko/matka - uruchamiają energię psychiczną na psychologicznie głębokim poziomie i dlatego możliwa jest duża siła mobilizacji i skala #CzarnegoProtestu oraz nieustępliwość „anty-choice” (czyli tzw. ‘pro-life’) z drugiej strony. Bez poruszenia archetypowych energii nie są możliwe grupowe działania na dużą skalę. Jednak na dłuższą metę walka z archetypami, w tym przypadku pożerającą Matką, zawsze będzie przegrana bez uświadomienia jej psychologicznej, a zwłaszcza metaforycznej głębi. Szkoda tylko poniesionych strat na polu bitwy. Jedną z tych strat, a właściwie skutków ubocznych toczącej się batalii, jest zabijanie Animy (czyli ‘tej, co daje życie’!) - pierwiastka żeńskiego w jednostkach i społecznościach.
Antyaborcyjna krucjata prawnicza, czyli próba zaostrzenia przymusu policyjno-prokuratorskiego - ZAMIAST tworzenia konsensusu moralno-społeczno-psychologicznego w danej grupie/kraju - jest wyrazem post-patriarchalnych drgawek agonalnych oraz problemem dzierżenia władzy (power-play) NAD innymi oraz chęci utrzymania dominującej pozycji mężczyzn nad kobietami za pomocą środków przymusu (policja, więzienia itp.)
Zła wiadomość jest taka, że - jak w każdej epoce - minie pewnie ze 200 lat konwulsji starego systemu, zanim zmiana ostatecznie się dokona i ugruntuje. Tyle mniej więcej czasu średniowiecze było zastępowane Odrodzeniem. Niemniej przyznać trzeba, że przemiana epok była na tyle głęboka, że człowiek średniowiecza przeżyłby ciężki szok, gdyby go przenieść w czasy rozwiniętego renesansu. Jeśli ludzkość przetrwa – to za 200 lat ludzie będą w super głębokim szoku, czytając lub ucząc się o historii wyzwolenia kobiet w XX w. i XXI w.
PSJeśli życie zaczyna się od zygoty/zapłodnienia i tak ustala się jego „początek”, to czeka je nieunikniony KONIEC. „Początek” musi mieć „koniec”. Każda religia, która sugeruje możliwość istnienia „życia wiecznego”, powinna natychmiast zrezygnować z opcji ustalania „początku” życia, bo nieświadomie strzela sobie w stopę… Ludzie żyjący bliżej Ducha Natury wiedzą, że jest inaczej. Jakieś 40 000 lat temu australijscy Aborygeni zaczęli świadomie posługiwać się innym, czwartym czasem: „Bez-czasem” lub „trans-czasem”. To jest Dreamtime – po angielsku (mniej więcej) „Everywhen”. Wg Aborygenów każde istnienie zaczyna się właśnie w DreamTime...
Ten tekst także w blogu Autora: robertpalusinski.blogspot.com/2016/10/wielka-matka-problem-aborcji.html ».
Komentarze
Oraz że cała kwestia ma wymiar archetypowy.
Ale...
Nie można koncepcji "pożerającej matki" rekomendować nam dzisiaj dlatego, że taka była treść myślenia ludzi pierwotnych. Ludzie pierwotni wierzyli w... i robili rzeczy, które my odrzuciliśmy i które budzą w nas wstręt, np. ofiary z ludzi, kanibalizm rytualny i aprowizacyjny, okrucieństwo wobec jeńców wojennych, uśmiercanie starców, a wśród Aborygenów robienie sobie dodatkowych dziurek w penisach. A z rzeczy mniej okrutnych znany u wielu ludów obsesyjny lek przed czarami i klątwami. Ceńmy sobie to, że uwolniliśmy się spod dyktatur obyczajów i wdruków często gorszych niż te katolickie.
Co oczywiście nie zmienia oceny postępowania KK, który chce poszerzać swoją władzę obyczajową poprzez zastraszanie i trzymanie w poczucie winy.
Ilekroć próbowałem dowiedzieć się od księży skąd wziął się u Jezusa chromosom Y tylekroć sytuacja stawała się nieprzyjemna. Kiedy próbowałem jakoś pomóc, znależć satysfakcjonujące wyjście z tej sytuacji podpowiadając, że skoro igreka nie było to zapewne Jezus była kobietą wtedy dochodziło do otwartej agresji.
"Pożerająca matka" i WIelka Matka nadal działa w nieświadomości i niwiele o niej wiemy. Kiedyś - jeszcze za Greków miała swoje mce w Panteonie i to w swej tró-jakości Persefona- Demeter - Hekate. Potem się odrodziła w mitologhoczno-symbolicznym wymiarze jako Maria dziewica podniesiona do roli bóstwa dopiero w połowie XXw. - co zyskało wielką aprobatę Junga.
A teraz jak działa?
Np. u mężczyzn jako Anima, ponieważ Anima jest jakby jednym z pod-typów będących składnikami arche-typu WM. Zatem WM "pożera" [co znaczy, że się uaktywnia ’negatywna’ strona Animy], gdy mężczyzna traci ostrość i energię działającą twórczo i wpada w dołek, nostalgię, roztargnienie, marudzenie, afekty, pasywność, bezruch.
Praktycznie zawsze WM pod postacią Animy "pożera" lub "opętuje" mężczyznę, gdy u kobiety na pierwszy plan wysuwa się "negatywny" Animus.
Wówczas dialog rozpoczynają nie ludzie a duchy: Anima i Animus, które pożarły osoby...
Gdy rozpędza się Animus, to prawie zawsze ma zabarwienie krytyczne i rani mężczyznę dotykając sfery uczuciowej i uruchamiając jego Animę!
Anima mężczyzny się irytuje, obraża, wkurza, przejmuje jego ciało i psyche we władanie (czasowe) poprzez uczucia. A ponieważ dla większości mężczyzn uczucia są słabo znaną domeną - zostaje przez nie "pożarty" :)
To tak w skrócie i wielkim uproszczeniu.
NIe ma to za wiele wspólnego z logosem - bo z jednej strony jest pożarta przez emocje/uczucia, a z drugiej strony walczy przede wszystkim o władzę.
I w końcu Archetyp WM przejawia się cały czas poprzez moc płodności i dawania życia przez kobiety i w trakcie akcji porodowej wszyscy go doświadczamy przechodząc i przeżywając Grofowskie matryce.
Dla mnie grofoskie opisy - może nie jego językiem, mają głeboki sens wielokrotnie potwierdzany sesjami psychedelicznymi ... Podobnie jak absolutna pewność istnienia jeszcze przed spotkaniem plemnika z jajcem :)
a w ogóle ciekawe, że podobny tekst publikowałem w kontekście filmu Larsa von Triera!
przed 7 laty (obkręciło się 7 :) )
o tutaj: http://www.taraka.pl/hekate_von_trier
Teraz mówię od siebie, nie z punktu widzenia domniemanego adwersarza: No nie. Archetypy niczego ani nie usprawiedliwiają ani nie są podstawą, żeby coś zalecać. Po to mamy cywilizację, żeby nie dać się archetypom. Inaczej wciąż praktykowalibyśmy kanibalizm, ofiary z ludzi, zemstę rodową, lęk przed krwią miesiączkową, polowania na czarownice itd.
W wielkiej matce to b. wyraźnie widać: kreacja-destrukcja, ale taki np. Senex może być mądrym członkiem prawdziwej "starszyzny" lub skostniałym konserwatystą i członkiem gerontokracji pożerającym jak Saturn swoje dzieci (nowe idee) ...
Dodatkowy problem polega na tym, że - jak mawiał Jung: "to nie my mamy kompleksy - to kompleksy mają nas". I podobnie jest z archetypami - myślę, że horoskopy o ich oddziaływaniu właściwie także mówią.
Tylko czy współczesne matki na to zaufanie zasługują? Część z nich pewnie tak. Ale wystarczy zaobserwować, ile matek pali papierosy i pije alkohol w ciąży i uważa to za coś oczywistego, żeby nabrać co do tego wątpliwości.
Pozdrawiam
Cywilizację mieliśmy także przed drugą wojną światową. I na co się przydała?
Czuję się dobrze, wiedząc, że raczej nikt nie będzie mnie chciał zabić i zjeść, jak wyjdę na ulicę, ale: Miłowanie bliźniego, walka z szatanem, wolność-równość-braterstwo, demokracja, grzeczność, uprzejmość, poprawność polityczna, "cywilizacja życia" itp. itd. - na co się to przydało/przydaje/przyda? Wg mnie to zależy, na ile nasza cywilizacja będzie cywilizacją tłumienia ("walki z szatanem", poprawnośći politycznej na siłę), wypierania (bycia w porządku bez zrozumienia siebie, świętości będącej świętoszkowatością), a na ile cywilizacją wspomagającą integrację psycho-duchową jednostek, grup i społeczeństw.
Na razie to chyba nie jest wiele lepiej niż te 80 lat wstecz.
Umiłowanie tego, co żyje i przekonanie że jest dobre dla siebie samego i dla siebie nawzajem jest esencją dźinizmu; nasza cywilizacja nie ma prawa sobie szacunku do życia przywłaszczać, jako że powstała ponad 9 wieków po tym, jak skąpane w blasku życie miłującej Dharmy niestrudzonych w poskramianiu własnego popędu do głupoty i niepewności ascetów z tradycji śrawaków budowle, rzeźby i pisma oddane zostały do użytku powszechnego. Możemy się od nich uczyć, chłonąć dobro, powiększać swoją mądrość i patrzeć w przyszłość z nadzieją, że nam samym nie przyjdzie być pożartym przez Wielką Matkę, bo nic na sumieniu nie mamy - nie życzymy niczego złego ani sobie, ani innym, ani tym którzy potencjalnie okazać się mogą mniej przydatni niż my sami.
Pozdrawiam
"w naszym hipokampie aktywizują się najwcześniejsze wspomnienia i matryce okołoporodowe" --- Jak rozumiem, to stwierdzenie jest na podstawie badań naukowych (głównego nurtu) nad hipokampem? Ale - o ile znam sie na nauce - to za ileś tam lat zostaną przebadani pacjenci z uszkodzonym hipokampem, i okaże się, że u niektórych z nich też się to wszystko aktywizuje, i trzeba będzie szukać w innych częściach mózgu (albo zmienic podejście do badań).
"niepokalane poczęcie" --- z tego, co pamiętam z młodości, to chodzi nie o poczęcie Jezusa, ale jego matki, która została zwolniona przy swoim poczęciu od zbiorowej odpowiedzialności gatunku ludzkiego za grzech Adama i Ewy. W każdym razie tak to wygląda teologicznie (bo potocznie w świadomości katolików, to jest tak, jak przedstawił Autor). (może zresztą teologiczne niedomówienia współgrają z wymaganą pruderią wyznawców z jednej strony, i z domysłami prześmiewców z drugiej strony).
"motywowani religijnymi przekonaniami ludzie nie doświadczyli w swych misteriach wglądów przekonujących ich, że: 1. Jego/Jej życie NIE ZACZYNA się od połączenia plemnika i komórki jajowej. 2. Jego/Jej życie nie kończy się z chwilą zniknięcia ciała" --- Tak, z tym, że niektórzy doświadczają wglądu, że to Jego/Jej JA jest bytem pozornym, więc pytanie, kiedy to JA się zaczyna i kończy, bardzo traci na znaczeniu. JA tego nie doświadczyłem, ale jest to coś, co mnie fascynuje.
"post-patriarchalnych drgawek agonalnych" --- chyba tak to jest, choć mogą to też być tylko śród-patriarchalne, przejściowe (np 100-letnie) "rozruchy", tak sobie pesymistycznie pomyślałem.
Pierwsze 3 zdania słabo rozumiem. Z tego, co mi się wydaje, to częściowo bardzo się nie zgadzam, a częściowo bardzo się zgadzam. A co z tą burżuazją? Czy burżuazja, to nie my? Ja się poczuwam w głębi i do proletariusza, i do burżuja; i do niewolnika, i do właściciela niewolników.
I z zaznaczeniem na wstępie, że "Czarny protest" nie dotyczył pełnej liberalizacji aborcji, a był sprzeciwem wobec dalszej ingerencji państwa w tę sferę i dalszej penalizacji...
Tak sobie pomyślałam, że to nie są żadne "post..." drgawki, ani nie "przejściowe rozruchy", jak sugeruje komentarz powyżej. To jest jeden ten sam i wciąż ten sam temat, ciągnięty od średniowiecza z uporem maniaka. W "Młocie na czarownice" (piętnasty wiek...) za największych wrogów kościoła podaje się... akuszerki.
I w moich oczach cały czas, od wieków, tak naprawdę chodzi o to, że to kobiety noszą w sobie dzieci, rodzą je, ronią, tracą, tworzą i karmią... I że to jest tak ogromna SIŁA, tak bardzo - dosłownie - "sprawa życia i śmierci", że nie da się tego opowiedzieć komuś, kogo to nie dotyczy osobiście, nie da się go "włączyć". Od wieków i do teraz (naprawdę!) kobiety przeżywały to razem, w swoich kobiecych kręgach, towarzyszyły sobie i wspierały się i w przywitaniu nowego życia i opiece nad nim, i żałobie po nim, kiedy zaszła taka potrzeba. Mocy, która z tego płynie, nie da się opisać. I naprawdę, ślepy, wściekły pęd, żeby to właśnie OPISAĆ, skontrolować, zmedykalizować, wcisnąć w tabelkę, nazdorować, a najlepiej i penalizować, trwa... i trwa... i trwa... i jakoś do tej pory do końca się nie udało, bo kobiecość tak "nie działa", nie tak wygląda.
A zaczęło się pewnie od tego, jak sobie wyobrażam, że jakiś inkwizytor nie został wpuszczony do izby, w której trwał poród, bo to były "kobiece sprawy" i, w swym oburzeniu, od razu doszedł do wniosku że tam muszą się jakieś czary odbywać, a najpewniej taniec z samym szatanem. I tak sobie tkwi w tym swoim niezrozumieniu istoty sprawy od ponad 500 lat.
- 500 lat? Oj, chyba znacznie dawniej się to zaczęło, tak bym się założył w ciemno (nie znając historii)
- odpisałem wcześniej, że wewnętrznie poczuwam się do bycia i burżujem, i proletariuszem (niezależnie od stanu faktycznego). Zastanawiam się, czy poczuwam się w taki sam sposób do bycia kobietą? Trochę tak, ale jednak wyraźnie słabiej, niż w poprzednim przypadku. Spróbuję się poseksować ze swoją wewnętrzną kobietą, może lepiej ją poczuję :)
- "jakoś do tej pory do końca się nie udało, bo kobiecość tak "nie działa", nie tak wygląda" -- Do końca, to nie, ale chyba wystarczająco skutecznie. Do końca (prawie), to udało się w "Seksmisji", rękami samych kobiet, chłe, chłe :) A obecnie kobiety wyzwalają się - jak mi się wydaje - za bardzo metodami "męskimi", agresywno-jedyno-słusznymi; załóżmy, że się uda, i co wtedy? agonia patriarchatu, a kontynuacja patriarchalnych medod?
- (@amzielinski) "Patriarchat odchodzi, ale jeszcze rządzi w duszach mnóstwo kobiet w Polsce - tu jest twój prawdziwy oponent, i na tym polu powinna Twoja walka się toczyć". Ja to widzę tak, że prawdziwy oponent zewnętrzny (we wszelkich konfliktach) przeważnie "dogaduje się" z prawdziwym, ukrytym, oponentem wewnętrznym (osobistym) , i stąd bierze się duża chęć do walki, a jednocześnie mała jej skuteczność. Widzę to w sobie, widzę to u innych, zwłaszcza tych najmniej skutecznych osób.Walka z oponentami zewnętrznymi staje się często wyniszczającą nieświadomą walką z ukrytym oponentem osobistym. Więc warto najpierw z nim załatwić sprawy - nie przez walkę, bo byłaby to wyniszczająca walka z samym sobą, ale przez świadome dogadanie się. Bardzo t
Pozdrawiam
Wszystko pięknie, tylko nie róbmy z katoli debili, przynajmniej nie za darmo.
Otóż niepokalane poczęcie nie jest poczęciem Jezusa, tylko poczęciem Maryi. Oznacza ono tyle, że Maryja została przez matkę swoją Annę poczęta najzupełniej po ludzku z udziałem jej męża Joachima.
Niepokalaność polega tu na cudownym braku grzechu pierworodnego u Maryi.
I teraz: wolno się dziwować, że jaki tam grzech pierworodny itd., ale to już inna sprawa.
Ciekawy temat z tym wychodzeniem kobiety w dzicz celem rodzenia. Ostatnio natknąłem się na to słuchając wywiadu ze Stellą Deetjen, założycielką stowarzyszenia Back to Life, taką świecką Matką Teresą.
Otóż, teraz niedawno, w XXI w., natrafiła na tę starożytną praktykę w Nepalu - kobieta wychodzi z chałupy rodzić i albo wraca, może i z dzieckiem, albo... hm... nie wraca, bo w końcu poród, zwłaszcza zimą to nie żarty.
Postanowiła więc wyrwać te kobiety z, hm, przedpatriarchalnego stanu natury i poddać, bo ja wiem, patriarchalnej opresji poprzez budowanie "domów porodowych", dzięki którym spadła śmiertelność noworodków, ale i kobiet.
Szczegóły: https://www.back-to-life.org/nepal/mugu/projektarbeit/geburtshaeuser
Tak więc, hm, nie jestem całkiem pewien czy objęcie kobiety opieką podczas porodu to taka patriarchalna opresja - gdyż pani Stella raczej zrobiła to z pobudek feministycznych, a może wprost humanistycznych.
2) ... ale wiele zależy od szczegółów: opresja może być pożądana przez opresjowanych, może być uwewnętrzniona (np. przez wychowanie)... poza tym podświadomość, archetypy itd.
3) (żartem) co jest opresją, to rzecz względna - właśnie wyguglowałem "BDSM"...
4) @Robert Palusiński: Jung, archetypy - to dla mnie ciekawa teoria, ale przecież to nie jedyna teoria, czasem pasuje/przydaje się bardziej, czasami mniej. Dobrze mówię? ;)Ach, gdzież te piękne i groźne czasy w moim życiorysie, gdy szukałem teorii najlepszej i Jedynie Słusznej...
5) @Ignac: Moja mikro-ankieta wśród katolików: "co to jest niepokalane poczęcie" - wyniki nienajlepsze, co to jest "dziecko boże" - wyniki fatalne, "czy Jezus był Żydem - wyniki prześmieszne (np. "jeśli w ogóle, to tylko pół Żydem")
6) (żartem, @Wojciech Jóźwiak: nie wiem czy tu tak można, ale zaryzykuję) himalaizm to bardzo ryzykowny sport, ryzyko śmierci jest bardzo realne, jaka jest gwarancja, że w jajowodzie himalaistki nie ma życia poczętego (na tym etapie niewykrywalnego)... więc ja bym całkowicie zabronił... no dobra, kończę.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.