zdjęcie Autora

09 kwietnia 2020

Mirosław Czylek

Serial: Historie astro-polityczne
Wolność w czasach wirusa
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ Epoka Wodnika: narcyzm i nowe technologie ◀ ► Oni chcą nas zniszczyć!! ►

Ciężko jest, Panie Dzieju, napisać jakikolwiek tekst w czasach pandemii. Ledwo co człowiek coś spróbuje napisać, to od razu dochodzi do wniosku, że inni też coś tworzą. Więc przekrzykujemy się wzajemnie, oni chcą być czytani, ja chcę być czytany, ona chce być słuchana, on chce otrzymywać na rampie wielkiego fejsbuka bukiety emotikonek. Dzieje się, wiele tekstów jest krwią pisane, jak u Nietzschego. W tumulcie informacji mieszają się agresja, panika, zderzają się wizje końców i początków świata. Dla jednych ludzie stają się cudowni, dla innych stają się okropni. Jedni się rozczarowują miło, inni się rozczarowują niemiło. Soli dar noś, lub sól w krew.

Gdy śledzę niektóre osoby, które - zdawałoby się - dosyć dobrze znałem, odnoszę wrażenie, że maski im opadły. Powiedzieli sporo słów, użyli sporo argumentacji, których bym się w życiu po nich nie spodziewał. Wielu z nich gotowych było pobawić się w kolejarza, który został zmuszony do uczestnictwa w igrzyskach śmierci czy innego egzystencjalnego totolotka. Tam przy pomocy etycznego dylematu wagonika (ew. dylematu zwrotnicy: pl.wikipedia.org/wiki/Dylemat_wagonika) muszą zadecydować, komu ocalić życie, a kogo zabić. Wśród gorliwych zwrotniczych są nie tylko ci, którym widmo kryzysu i utraty dochodów zagląda w oczy. Znaleźć tam można również tych, dla których „wódka w parku wypita albo zachód słońca” to coś niezbędnego do życia, tak samo jak przymierzenie pięćdziesięciu sukni ślubnych lub oglądanie, jak Robert Lewandowski trafia w słupek. Oj, cierpią.

Gdy jednak zejdziemy z teoretycznych, filozoficznych lub egocentrycznych zabaw o strategiach walki z wirusami na plan bardzo poważny i praktyczny, okaże się, że erudycja kolejarza jest jak Imanuel o Kant dupy rozbić. Prędzej czy później dokonuje się w nim zerojedynkowy etyczny pojedynek pomiędzy życiem lub śmiercią. Nawet jeśli by się zebrało tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów, tej lokomotywy nie da się wypierwiastkować w kosmos. No, jedzie sobie, jedzie sobie ta lokomotywa, a olej Lorenza z niej spływa.

Biorąc pod uwagę olbrzymie huki medialne z niedalekiej przeszłości, związane z chociażby sprawą Alfie Evansa (więcej: pl.wikipedia.org/wiki/Sprawa_Alfiego_Evansa), mógłbym być tym wszystkim zdezorientowany. W „starym świecie” mały Alfie, sprawa śmierci Magdaleny Żuk w Egipcie czy prawo do aborcji Alicji Tysiąc (pl.wikipedia.org/wiki/Tysiąc_vs._Polska) rozgrzewały głowy opinii publicznej. A co teraz? Nic. Gruziński orędownik pokoju z Tallina celnie kiedyś orzekł, że „śmierć jednostki to tragedia, a śmierć milionów to statystyka”. Koronawirus przeprogramował nasze dylematy etyczne w stronę cyfr, duch wąsatego wujka z Tallina zaczyna do nas mrugać oczkiem. To co nie należy do naszej bliskiej wspólnoty, nie rozmawia z nami, nie dotyka nas. Nie obchodzi, nie interesuje. Chyba, że jest naszym autorytetem, któremu będziemy za życia stawiać pomniki - o, to to co innego! Wtedy cierpimy razem z nim, kawałek po kawałku umieramy z nim, chociaż jego przedłużone zmagania z życiem często urągają godności istnienia ludzkiego. Słysząc pewne relacje czy czasami widząc je „z pierwszej ręki” jest mi osobiście naprawdę szkoda, że sporo osób MUSI żyć, że KAŻE im się żyć. Eutanazja nie należy do świata wolności, a niewidzialna ręka rynku wstydzi się do niej podejść. Chociaż część z ledwo dyszących ma odwagę, by prosić Boga (czy inne metafizyczne sacrum), by pozwolili im w końcu odejść, orędownicy walki o każdy dzień życia, o każdy oddech, o każdy nowy pierwiastek bólu, czuwają nad prawidłową procedurą opuszczania tego miejsca.

*

Jak już się kręcimy wokół spraw wiary, ostatnie komunikaty medialne i cała ta otoczka powodują we mnie dziwne doznanie, jakby kościół skapitulował i nie mógł odnaleźć się w obecnej sytuacji kompletnie. Co więcej, ilość uczynionych uprzednio błędów zahacza o skrzyżowanie czarnego humoru Jeuneta i groteski Barei w połączeniu z prowokującymi religijnie wstawkami Bunuela. Pewien arcybiskup, chociaż lepiej by pasowało - arcybiskupiec - sugerował, że dostępna woda święcona i komunia z rąk księdza nie są groźne. Nad wszystkimi pieczę czyni Super Bohater, Bóg Wszechmogący, pogromca śmierci, piekła i koronawirusa.

Wiele karykatur i śmiesznostek trafiło i trafi jeszcze na światło dzienne, tak jak eksperymenty z ustawianiem 45 namiotów, lub święcenia zza szyberdachu samochodu. Jak widać, Pan Bóg nie tylko kule nosi, ale zapina również pasy bezpieczeństwa swojemu duszpasterzowi. Wciąż nie mogę się nadziwić, jak ta instytucja daje radę istnieć.

*

W internetach dostrzegam masę manifestów, w których mini mesjasze walczą o wolność, niezależność i samostanowienie. Dyskusje o wolności przypominają trochę wzniosłe historie o miłości. Każdy wie, że takie coś istnieje, prawie każdy chciałby tego doznawać, a i miło by się było przed światem pochwalić, że jest się jednocześnie wolnym i pełnym miłości. Ale z wolnością i z miłością jest jak z syrenką, której ani nie można zjeść, ani nie można robić małych syrenkoludzików.

Gdy jednak przychodzi co do realizacji postulatów wolnościowych, okazuje się, że ta wolność to według niektórych intelektualistów rodzaj fajnej i przyjemnej transakcji. Fajnie to mieć, ale najlepiej na własność i jeśli komuś wolność nie wychodzi, to cóż - trudno. Takie jest życie - jedni mają więcej, inni mają mniej wolności. Jesteś dorosły? To walcz o swoją wolność, a „mnie do tego nie mieszaj”! Nie, nie obciążaj mnie patrzeniem na los milionów Azjatów i Afrykańczyków, powtarzam ci raz jeszcze. Widocznie sami sobie winni że dali się ograć i są bardziej biedni niż bogaci, kunta kinte mać. Ktoś bawełnę musi zbierać. Ktoś kakao musi dostarczać. Komuś ręce muszą krwawić, żeby można było chapsnąć sobie orzecha nerkowca. Lasów też musimy trochę zredukować, by rosły drzewa palmowe pod Nutellę i inne łakocie i witaminy. Taka karma. Słodka.

Karykaturalną postawą pragnienia bycia wolnym jest dążenie do tego, żeby w jak najszybszym czasie uzyskać tą mitologiczną „wolność finansową”. Oczywiście, żeby wykonać tą sztuczkę, należałoby poświęcić trochę osób, które będą na nas zarabiały, ale - cóż - to szczegół. Przecież mogli zrobić to samo co my, wystarczyło wstawać sto razy wcześniej, czytać mądre książki trenerów motywacyjnych i mieć biednego ojca. Piramidy robią furorę wszędzie: w Egipcie, u Maslowa i w MLM-ach. No, może te z MLM-ów są fajniejsze, bo wszyscy na plakatach są szczęśliwi.

*

W czasach koronawirusowych, lecz szczególnie nadchodzących post-koronawirusowych ludzkość czeka ostre starcie pomiędzy tymi, którzy pojęcie wolności traktują na użytek własny, a tymi, którzy widzą w wolności i innych wartościach system naczyń połączonych. Pierwszy typ zderzenia widzieliśmy i widzimy w sposobie radzenia sobie z epidemią. Prymat wolności próbuje wygrać względem zdewociałych i przeidealizowanych konstruktów, gdzie troska o starszych i słabszych „jakoś się sama zrobi”. To proste, zamkniemy tych ludzi, odizolujemy, a oni doskonale sobie poradzą, wszak systemy pomocy społecznej fantastycznie funkcjonują, w szczególności w Polsce! Podczas gdy starzy będą sobie znakomicie w sytuacji kryzysu radzić, poczytamy sobie przy kawce i herbatce, że w USA czarni ludzie w czasie epidemii umierają siedem razy częściej niż biali. Może jakiś wrażliwiec lub cherlawy hipochondryk się nawet przy takiej informacji wzruszy. Cóż. Dura lex, sed lex życia, chyba że stać Cię na Thermomix. Może w końcu przestałbyś szantażować czytelników dylematami moralnymi kolego, przecież życie jest takie piękne! To nie lekcja religii, ani lekcja etyki w końcu! Daj ludziom w spokoju umrzeć, a tak w ogóle, powinni zabronić publikowania nekrologów i wspomnień o zmarłych w prasie, przecież to tak psuje pozytywne nastawienie do życia!

Drugie zderzenie wolności indywidualnej z systemami naczyń połączonych nastąpi, gdy wcześniej nam znana (i coraz mniej doceniana przez niewdzięcznych obywateli) piraniokonda liberalizmu zacznie się gryźć z mechagodzillą socjalizmu. Dyskusje przeniosą się na stare pole dywagacji, gdzie budżet po raz sześćset sześćdziesiąty szósty będzie się nie dopinał i wszyscy wylądujemy na garnuszku, żywiąc się niczym łotewscy chłopi z dowcipów, kamieniami. Postulat wprowadzenia dochodu bezwarunkowego, koszmar nocy letniej strażników zaciskania pasa, nadciąga razem z hiszpańskimi politykami. Nóż w plecy III Rzeczypospolitej Nowobogackiej wbija polska myśl z lewicowym rodowodem. Eksperyment dochodu podstawowego, trwającego trzy miesiące, został podpisany przez Roberta Biedronia i Adriana Zandberga. Mało osób, populiści, fantaści, służący Kaczyńskiego? Słusznie, dopiszę więcej. Wśród sygnatariuszy „Projekt Europa” podpisali się jeszcze Aleksander Kwaśniewski, Olga Tokarczuk, Agnieszka Holland, prof. Jan Zielonka i trochę więcej postaci. Mój kolega, tygrys zaradności, się ze mnie śmieje, gdy widzi te teksty.

Filozofia projektu brzmi mniej więcej tak: „Pierwszym z nich jest dochód podstawowy wypłacany przez co najmniej trzy miesiące wszystkim osobom w Unii. Co ciekawe, niezależenie od ich dochodu. „Nie mamy czasu na weryfikację dochodową – to działanie standardowe w polityce rynku pracy, ale czasu pokoju, a nie wojny. Odpowiednia weryfikacja opodatkowująca wypłacone w ramach dochodu podstawowego dodatkowe wpływy na konta osób najbogatszych powinna nastąpić pod koniec roku podatkowego”. (...)

Inna wariacja dotycząca dochodu gwarantowanego pojawia się u Sławomira Dudka, głównego ekonomisty pracodawców RP: „Na świecie od pewnego czasu toczy się dyskusja, że w związku z rosnącymi nierównościami i robotyzacją potrzebny jest dochód podstawowy, gwarantowany. Teraz w ramach walki z kryzysem niektóre kraje, np. USA, decydują się na jednorazowe powszechne transfery. U nas rolę dochodu podstawowego w pewnym sensie pełni 500+. Te pieniądze przysługują też dzieciom osób samozatrudnionych, które są obecnie szczególnie narażone na utratę dochodów. Nie warto z tego rezygnować. Ale gdyby problemy się pogłębiały, gdyby nadciągały całe stada „czarnych łabędzi”, należałoby się zastanowić nad wprowadzeniem dochodu podstawowego dla wszystkich np. w formie 300+” (www.rp.pl/Wywiady/303259885-500-jest-jak-dochod-gwarantowany-teraz-nie-mozna-z-niego-rezygnowac).

Rzecz jasna, polskie spojrzenie, oparte głównie na traumie historii, jest żałośnie redukcjonistyczne i wąskie, widząc w tego typu posunięciach analogię do PRL-owskich stosunków pracy i dystrybucji: „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”. Cóż, zdążyłem się już przyzwyczaić, że polska publicystyka potrzebuje w ramach głębokiej terapii zbicia dużej ilości luster, żeby wyjść poza własne schematy. Pisząc ten tekst 9 kwietnia 2020 roku oczekuję wielkiej krucjaty przeciwko dochodowi gwarantowanemu. W zasadzie to zastanawiam się, czy dużemu gronu Polaków oby ta Unia Europejska nie przestaje się podobać. Polexit w czasach korony? A czemu nie? Włosi już coś na ten temat knują, bo Europa „za mało im pomogła”.

*

"Zła Unia” może prowokować naszych miłośników demokracji, wolności i przedsiębiorczości do Polexitu. Dlaczego? Bo „Zła Unia” nakłada ekologiczne normy, restrykcje i nie pozwala tak się „pięknie rozwijać", jak np. Chińczykom i Amerykanom. Te cywilizacje, tak ukochane przez kowalów własnego losu, są mniej zniewolone przez niedobrych, zielonych ekoterrorystów. Poza tym nic tak dobrze nie smakuje, jak nietoperz w Chinach i pieczona psina, a w Stanach można czuć się bezpiecznym, broniąc swojej zagrody przed intruzami przy pomocy koltów. No i każdy stan ma jakieś swoje inne prawa, do wyboru do koloru. Np. kobiety w Wirginii mogą czuć się bezpiecznie, bo nikt ich nie będzie łaskotał, zaś w Vermont małżonek nie może posiadać sztucznej szczęki, jeśli współmałżonek nie wyrazi zgody. Ważne, że nie ma obostrzeń jeśli chodzi o krzywiznę banana. Lub poziom zanieczyszczeń, spalin, wydobycia węgla, restrykcje związane z żarówkami, plastikiem, reklamą papierosów, czy innymi prawami.

Również „Zła Unia” wykazała nieprawilny, „socjalistyczny” stosunek do koronawirusa. Tylko Szwecja „broni honoru", reszta Unii pozamykała swoje granice, instytucje, stadiony sportowe, zarządziła różne kwarantanny, zakazy, obostrzenia w przestrzeni publicznej. Nawet Wielka Brytania jeszcze dała się ugiąć, chociaż jej przywódca Borys Johnson, na przekór liderom, postanowił wcielić w życie dzielne postulaty walki z wirusem przy pomocy odporności stadnej. Unio, dlaczego odebrałaś nam wolność? Może Polexit by to zmienił? Mielibyśmy szansę być Białorusią, piękną i zdrową...

No i trzeci anioł apokalipsy (anioł, bo jeźdźcy są teraz zajęci koronawirusem, szarańczą, suszą i - standardowo - Jarosławem Kaczyńskim). Dochód gwarantowany. Duch równości krąży coraz bliżej. To idealne spełnienie jasnej twarzy wyczekiwanej Ery Wodnika - solidarność i równiejsze szanse (cieniem jest egocentryzm i samowystarczalność „po swojemu"). Wodnik czuje się bezpieczny, jak ma kasę na podstawowe potrzeby. Uran w Byku znajduje się w czwartym znaku od Wodnika, jak by to pięknie pododawał w swoich mandalach prof. Weres. Czwarty znak, Imum Coeli, czyli spokój, kolebka bezpieczeństwa, opozycyjna siła wobec wspinania się po szczeblach kariery. Byk jako czwarty znak od Wodnika, Uran w Byku, rewolucja, nowe reguły gry. Tsunami ekonomiczne, tak silne, że Marks by się nie powstydził.

Pojedynek pomiędzy uranicznymi socjalistami z konstelacji Byka, a Cieniem Wodnika to obecnie jeszcze rodzaj mrzonki, lecz nie ukrywam, że oczyma swojej wyobraźni spodziewałem się, że czas ten nastąpi. Elementem inicjującym miała być jednak robotyzacja i zmniejszenie użyteczności czynnika ludzkiego, sprawiająca, że ludzie przestaną być w takim stopniu potrzebni i eksploatowani. Wówczas obszar wolności może się zwiększyć, w ramach utopii, gdzie człowiek nie musi się zastanawiać nad tym, jak może przeżyć, tylko bardziej się skupi na tym, jaki rodzaj istnienia i kreatywności bardziej go pociąga. Ale przecież to miało być „kiedyś", a nie już teraz!

Historie astro-polityczne...

◀ Epoka Wodnika: narcyzm i nowe technologie ◀ ► Oni chcą nas zniszczyć!! ►


Komentarze

[foto]
1. Malejąca użytecznośćEdward Kirejczyk • 2020-04-10

Mikroekonomia (nie mylić z makroekonomią) to zwarta teoria, przestarzała (wymagająca rozbudowy i uzupełnienia), ale prawdziwa. Mikroekonomia jest w gruncie rzeczy nauką o malejącej użyteczności tego, tamtego i owego, w tym pracowników i pieniądza. Czym innym jest 30 PLN dla sprzątaczki z dwójką dzieci (ojciec siedzi za alimenty), czym innym informatyka, albo prezesa spółki o miliardowych obrotach. Krzywe malejącej użyteczności pracowników i malejącej użyteczności pieniądza tworzą teoretyczne podstawy dochodu bezwarunkowego. Pracownik z jednej strony jest coraz mniej potrzebny, z drugiej coraz mniej mu potrzeba, żeby przetrwać w przyzwoitych warunkach. 
To co napisałem powyżej, to nie cytat z mikroekonomii, ale moja własna opinia, którą dzielę się pierwszy raz w życiu. Czemu pierwszy raz? Kiedy ciężko harowałem, wk..wiała mnie myśl, że inni mogą żyć z mojego wysiłku, różnych kuroniówek, MOPSów  itp. Dziś, gdy jestem na znośnej emeryturze, a sen z powiek spędza mi tylko obiecana przez Kaczyńskiego, a wdrażana przez Morawieckiego i Glapińskiego inflacja (nigdy w historii ludzkości renty i emerytury nie nadążały za inflacją), jestem skłonny patrzyć na takie rozwiązanie życzliwiej. Widać nastąpił jakiś przełom w moim myśleniu i odczuwaniu. 
Czy epidemia spowoduje taki powszechny przełom w myśleniu i odczuwaniu? Niedawno opisywałem w Tarace wpływ czarnej śmierci na powstanie kapitalizmu. Koronawirus wydaje się jednak narzędziem słabszym. Zabija pojedyncze procenty ludzi, którzy najczęściej wyszli już z wieku produkcyjnego i rozrodczego. Ciągle nie znamy odpowiedzi na pytanie, czy przebycie C-19 daje trwałą odporność na nią. Gdyby epidemia była powtarzalna, a najlepiej stała się globalną endemią, szanse na zmiany byłyby znacznie większe.
[foto]
2. Tekst lepszy niż syrenka :-)Helka • 2020-04-10

Schrupałam z poranna  kawą z wielką przyjemnością - uczta językowa doskonała.
W kwestii kościoła k. (obserwuję, nie używam) kilka obrazków z ostatnich tygodni pokazało, że wierni i szeregowi księża poważniej traktują swoją wiarę, niż biskupcy (nie mogłam nie użyć ;-) ). Moja przyjaciółka ogląda msze w TV, moja starsza sąsiadka od początku pandemii ma w oknie świecę i "święte obrazki", bo tak robiono od wieków. Ksiądz w parafii mojej teściowej objechał wszystkie domy w okolicy i pod każdym się modlił o zdrowie parafian - gest, który był potrzebny szczególnie starszym, oglądającym codzienną licytację na trupy w TV. Wierchuszka jak zwykle odjeżdża umysłowo w zaklęte rewiry.
Co do dochodu podstawowego, jestem zwolennikiem dawania wędki, nie ryby przy wsparciu dla naprawdę potrzebujących (też kiedyś byłam w okrutnie złej syt.finansowej).
[foto]
3. Wyzwanie na pojedynekEdward Kirejczyk • 2020-04-10

@ Helka
Myślę, że przyjęcie się dochodu bezwarunkowego - jeśli do niego dojdzie - musi wywołać powszechne zmiany w świadomości. Nikt nie będzie powoływał się na Genesis (...w pocie czoła pożywał będziesz...;  ... a ona będzie Ci rodzić osty i ciernie). Raczej życie z dochodu bezwarunkowego będzie dość powszechne, nawet k.k. wykreśli lenistwo z listy grzechów głównych, a istotnym problemem stanie się wypełnienie czasu wolnego bezwarunkowcom. To już było (panem et circenses). Skłonny byłbym raczej przypuszczać, że nieróbstwo stanie normą, a prawo do pracy i twórczości przywilejem. Tempo zmian świadomości i postaw liczyłbym raczej w pokoleniach, niż w tygodniach. Niemożliwe?
W czasach Ludwika XIV pojedynki były zakazane i karane śmiercią. Skazano za nie nawet dwóch czy trzech nieszczęśników. W tym czasie w pojedynkach zadźgano (choć zdarzały się strzelaniny a pewnie i rany rąbane) ok. 40.000 (słownie: czterdzieści tysięcy) szlachetnie urodzonych. Wszyscy oni zapewne byli dumni, ze swej wyższości nad pospólstwem (chamami, bankierami, kobietami itp.), pozbawionymi zdolności honorowej. Można?
 PS. Z tą wędką to u mnie było gorzej. Czasami nikt mi jej nie podał, tylko musiałem ją zrobić sam. Po latach okazało się, że te samoróbki dawały najlepszy połów.
[foto]
4. Socjalistyczne państwo-opiekun plus rozpasany liberalizm - w jednymWojciech Jóźwiak • 2020-04-10

Restrykcje koronawirusowe pozbawiają ludzi dochodów i sprawiają, że ludzie ratują się na własną rękę, przez co "rozkwita" szara strefa czyli handel, usługi a może nawet produkcja poza formalnościami i poza "ramami"  -- pisze o tym dzisiejsza Rp.pl (Witajcie-w-podziemiu-uslugowym) oraz każdy już poznał z własnej praktyki lub rozmów. Ludność ratuje się szarą strefą, intelektualiści apelują o ratowanie wszystkich przez rozdawanie dochodu podstawowego bezwarunkowego. (Ciekawe, czy wg projektu "Pacjent Europa" wszyscy obywatele UE dostawaliby tyle samo, niezależnie od PKB na głowę w swoim państwie składowym? Ja bym tak chciał, bo my-biedni w UE zyskamy.)
Naprawdę ciekawy model ekonomiczny powstaje, jeśli po epidemii państwa będą musiały zaakceptować i jedno i drugie, czyli zarówno gospodarczą anarchię (szarą strefę, podziemie) jak i wypłacanie pieniędzy "za nic". Taki model czy system łączyłby atrybuty socjalistycznego państwa-opiekuna z najbardziej rozpasanym liberalizmem gospodarczym!
To można zrobić, gdyby jako główny podatek wprowadzić jednolitą akcyzę za energię, zarzucić VAT i podatek dochodowy, zapewne wyrzucić dużą część istniejącego prawa pracy, zwolnić 90% personelu fiskalnego. A te i inne zaoszczędzone pieniądze wypłacać jak BDP (Bezwarunkowy Dochód Podstawowy). Ale ponieważ tego nikt jeszcze nie próbował, to możliwe, że dysputy nad tym, próby i opory zajmą następne 34 lata do następnej koniunkcji Saturn Pluton.
[foto]
5. Dobry artykuł :)...Tomasz Ehecatl23 Sagara • 2020-04-10

Dobry artykuł :)  cenie sobie dobre teksty bo czasu nie ma na słabe :)Kolejny raz przypomina mi się  Limes inferior  Zajdla 
6. zakazać pracować ponad 10 minut dziennieJerzy Pomianowski • 2020-04-10

Od dzieciństwa słyszę o tej przyszłości w której głównym problemem będzie - co robić z wolnym czasem? Jednak wydajnosć pracy produkcyjnej  od wieku 19 do dziś wzrosła ze sto razy, a nadal każą w fabrykach pracować 8h. Przecież powinno wystarczyć 100 razy mniej. Przecież są roboty.
Pomysły dochodu gwarantowanego nie rodzą się w państwach szczególnie zrobotyzowanych, a w tych które swój dochód wytwarzają poza swoimi granicami przy pomocy pracowitych rączek chińskich, polskich, ukraińskich, indyjskich, oraz ciągną zyski z operacji finansowych i praw autorskich. W takich państwach rzeczywiście ludność nie ma nic do roboty, a usługi zapewniają jej  imigranci.

[foto]
7. Wesołych Świąt!!!Edward Kirejczyk • 2020-04-12

@6
To sprawa zawikłana. Wydajność w jednych branżach wzrosła ponad 100 razy (np. ENIAC vs smartfony) w innych wcale (spinacze, drut kolczasty albo szampan i ostrygi). Po drugie konsumujemy coraz więcej. Nie ma dziś w Polsce powiatu, w którym nie było by zarejestrowanych więcej samochodów, niż w sierpniu 1939 w całym kraju (wydajność ich produkcji wzrosła nie więcej niż 40 razy). Mimo to pracujemy coraz krócej i w coraz dogodniejszych godzinach. Wypadły robocze soboty i trzecia zmiana, a coraz częściej druga. Tam gdzie wymaga tego technologia (rafinerie, huty itp.) stosuje się czterobrygadówkę (trochę ponad 4 zmiany). Spada też ciągle liczba pracujących. Publikuje się najczęściej liczbę bezrobotnych, bo to wskaźnik przydatniejszy w polityce gospodarczej, ale ewidencja pracujących wskazuje, że jest ich coraz mniej. Polska jest w tej dziedzinie w ścisłej europejskiej czołówce (na podium lub b. niewiele dalej), mimo względnie niskiego bezrobocia. Wreszcie ostatni czynnik: ludzie nie zawsze chcą dużo krótszego dnia roboczego. Okazuje się, że ci którzy są już w komunizmie, czyli pracują według potrzeb, wolą pracować w rytmie: pół roku pracy - pół roku zabawy, niż skracać pojedyncze dniówki. Te ostatnie często wydłużają.
PS. Obserwacje moje i mojego otoczenia wskazują, że prawdopodobnie dla pracowników ważniejsza od długości czasu pracy jest możliwość wyboru wykonywanego zajęcia.  Zaspokojenie tej potrzeby wydaje się dużo trudniejsze od skracania czasu pracy. 
Ja np. chciałbym szyć damskie kostiumy kąpielowe na miarę, nawet 8 godz. dziennie :-((. 

Wesołych Świąt!!!
Obyśmy mieli ich jeszcze więcej niż teraz!
[foto]
8. Klątwa za dokładnego pomiaruWojciech Jóźwiak • 2020-04-14

Tu wklejam, bo w podobnym duchu pisane i myślane:KLĄTWA ZA DOKŁADNEGO POMIARU
[foto]
9. Dochód podstawowyHelka • 2020-04-21

@Edward Kirejczyk
Przyznam, że miałabym obawy, że podstawa mojej egzystencji zależy od widzimisię osób rządzących. które niekoniecznie muszą mieć na uwadze moje dobro.
Uważam też, że nie poradzimy sobie i tak z ogarnięciem bardzo wielu dziedzin nisko płatnych, bo roboty nie wszędzie zastąpią ludzi - choćby opieka starszymi/niepełnosprawnymi czy zbieranie leśnych jagód. Podpisuję się pod tym, co napisał wyżej Jerzy.
10. Ale tendencyjny wpis. Widać...Kosmo • 2023-03-14

Ale tendencyjny wpis. Widać telewizja nieźle pierze obywatelom mózgi skoro nie widzą tego że UE faktycznie na za wiele sobie pozwala, a jej rozwój jest co najmniej wątpliwą kwestią. Pan Wojciech zresztą trafnie zauważa wady tego systemu jak i same absurdy UE. Więcej socjalizmu i wypłacanie kasy za nic na pewno rozwiąże problemy gospodarcze. Na pewno. 

Helka, no ja się nie dziwię. Każdemu rozsądnemu człowiekowi przy takiej okazji powinna się zapalić czerwona lampka. 


Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)