zdjęcie Autora

13 maja 2019

Łukasz Łuczaj

Za grabowym żywopłotem czyli mój pierwszy dziki ogród
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Wspomnienia
Tematy/tagi: ekowioskaroślinywspomnienia

Moja fascynacja polską florą i ogrodami zaczęła się od dziadka Stanisława, ojca mamy.

Oryginalnie w blogu Autora z tym samym tytułem i datą. W Tarace za uprzejmą zgodą.

Moja fascynacja polską florą i ogrodami zaczęła się od dziadka Stanisława, ojca mamy. Był sierotą. Jego matka zmarła, gdy miał półtora roku. Wychowywał go sam ojciec. Marzył o tym, żeby zostać ogrodnikiem. Nawet poszedł do szkoły ogrodniczej w Tarnowie, gdzie nauczył się szczepić drzewa owocowe, ale naukę przerwał z braku pieniędzy. Przez moich pierwszych sześć lat życia mieszkaliśmy w tym samym domu, drewnianej chacie w centrum Krosna, otoczonej wysokim grabowym żywopłotem. Niby centrum miasta, ale były kury i pamiętam jeszcze mgliście krowę. Dziadek miał kilkadziesiąt arów pola, gdzie siał pszenicę i sadził ziemniaki oraz inne warzywa. Pomagałem mu wiązać snopki słomianym powrozem i młócić ziarno cepem. Jako dziecko zaglądałem do stajni sąsiadów, do komórki ze świniami, a z kolegą Tomkiem napadaliśmy na indyki wydzierając im najpiękniejsze pióra z ogona. Chciałem być Indianinem więc dziadek robił ze mną łuki z drewna orzecha i jesionu. Opowiadał mi o wczesnośredniowiecznej Polsce, gdzie robiono łuki z cisu. Znał ją z czytania książek Kraszewskiego.

Pamiętam wszędzie kurze kupy na podwórzu. Kury wyskubywał roślinność. Zostawała tylko pokrzywa żegawka, rumianek bezpromieniowy, rdest ptasi i babka większa. Dziadek nauczył mnie też robić rurki do strzelania plasteliną z bzu czarnego i fujarki z wierzby. W naszej chacie mieszkały też dwie jego starsze siostry, jedna głuchoniema stara panna, druga wdowa, emerytowana nauczycielka. Miały osobny pokój opalany kozą. Zbierały do niej chrust w ogrodzie. Zbierały też pokrzywy, które jadły z ziemniakami. Starsi opowiadali o wojnie, kiedy musieli jeść lebiodę, żeby przeżyć. Ciocia Marysia pokazała mi jak mieszać glinę i plewy, żeby zrobić mieszaninę do oblepiania uszczelnień między belkami naszej chaty.

Dziadek zabierał mnie na wycieczki. Najdalszą z nich odbywaliśmy na tak zwane Sztuki. Było to miejsce nad Wisłokiem z wielką stroną skarpą porośniętą starymi dębami i grabami. W runie rosły zawilce, cebulic dwulistne, a nawet rzadsze rośliny, o których istnieniu dowiedziałem się potem, jak na przykład tojad mołdawski. Wśród starych dębów zbierałem namiętnie skorupy ślimaków wstężyków, fascynując się zmiennością ich pasków. Przystanął raz przy pewnym krzaku wikliny o opowiedział, że zawsze się tu chował jako nastolatek, żeby podglądać kąpiące się żydowskie dziewczęta. „Były ładniejsze niż Polki, stwierdził.” Chodził się tam kąpać jeszcze, gdzieś do pięćdziesiątki. W domu nie było łazienki. Brał ręcznik i szedł nad rzekę na kąpiel, aż do listopada. Lubił pływać. Nauczył się pływać na Sztukach, jako mały chłopiec, gdy koledzy próbowali go utopić. Gdy wybuchła II wojna światowa uciekł rowerem na Polesie, żeby jak inni młodzi mężczyźni dołączyć do polskiej armii na wschodzie. Potem sprzedał rower i wrócił już pociągiem do Przemyśla. W Przemyślu w nocy przeszedł przez San, przez granicę już niemiecko-rosyjską i wrócił do domu na piechotę. Siedząc na dachu pociągu bardzo się przeziębił. Poczuł jednak, że może go wyleczyć kompot z jabłek. Dostał obsesji jedzenia tego kompotu przez kilka tygodni i wierzył, że to go wyleczyło z zapalenia korzonków.

Dziadek kochał jabłonie, szczepił po kilka odmian na jednym drzewie. Były tam Papierówki, Cytrynówki, Bukówki, Jonatany, Renety, Wilhelmy i Tyrolki. Tyrolki cenił szczególnie. Były to drobne słodkie żółte jabłka na wielkiej starej jabłoni, którą posadził mój prapradziadek. Jako dziecko zmierzyłem jej obwód na wysokości swojej głowy, miała wtedy koło dwóch metrów. Gdy mój dziadek, urodzony w roku 1920 był dzieckiem, mieli ją wyciąć bo była stara. Jednak po strasznej zimie 1929 roku jako jedyna przeżyła w sadzie. I żyła potem kolejne 80 lat osiągając wiek około 140 lat.

Jabłka leżały na strychu, owinięte sianem, a dziadek co kilku dni ściągał w zimie nową skrzynkę, tak aż do początku lutego. Ostanie były twarde i późno dojrzewające bukówki. Dziś w tym domu i ogrodzie mieszka moja siostra z rodziną. I teraz oni zostali strażnikami ogrodu pełnego starych odmian i orzechów.

Zaraz za naszym domem, na polu sąsiadów, był też wielki stary dąb. Z jego żołędzi ludzie robiłem ludziki z czapeczkami, a mama opowiadała, że jeszcze nie dawno było tam gniazdo bocianów, z którego raz nawet spadł mały bocian.

Dziadek zabierał mnie też na stawy w miejscu, gdzie dziś są galerie Eljot i Portius. W czasie Wielkanocy zbierałem po drodze bukiecik z małych żółtych kwiatów, pierwiosnków wyniosłych. „To kluczyki Świętego Piotra” mówił dziadek. Nad stawami pokazywał mi czajki i kurki wodne.

Obcinaliśmy razem grabowy żywopłot. Opowiadał mi jak z gałązek powstaje kompost. Jak krążą pierwiastki w przyrodzie. Lubiłem zapach kompostu i gleby. Lubiłem kopać. Kiedyś wykopałem w ogrodzie małą łopatką dwumetrowy jesion. Chciałem zobaczyć jego korzenie, a przy okazji może jakiś skarb lub kości ukryte pod ziemią. W planach miałem jednak większą pracę, chciałem przekopać się na drugą stronę Ziemi. Tymczasem potem w swoim lesie nasadziłem kilkadziesiąt lip jego ulubionych drzew. Zawsze o nim myślę kiedy mijam jakąś lipę, obojętnie czy to Polska, Chiny czy Szkocja. Oprócz lipy miał też w ogrodzie orzecha włoskiego, jednego z pierwszych posadzonych w Krośnie po zimie 1929 roku, które wszystkie je zabiła. Tego najstarszego orzecha jednak już nie ma. Jeszcze jako dziecko pamiętam rosnącego na nim żółciaka siarkowego, pięknego pasożytniczego grzyba, który potem całkiem go zabił. Z dziadkiem łączy mnie też wielka sympatia do orzechów. Też je sadzę. Gdyby żył, i miał teraz 99 lat, mógłby popatrzeć na kilkumetrowe drzewa orzecha czarnego, szarego, mandżurskiego i japońskiego wyhodowane z nasion. Sam już doczekałem się orzechowych wnuków, bo drzewa, które posadziłem z orzechów jako dwudziestopięciolatek, już wydały dzieci, które też są wielkimi drzewami.

Pomyślałem o nim dzisiaj bo zakwitły bzy, kolejna z jego ulubionych roślin.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)