03 kwietnia 2015
Wojciech Jóźwiak
Zaskakujące święto Wielkiejnocy
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
W sporze zapoczątkowanym prawie pół wieku temu przez Jana Stanisławskiego o wyższość świąt Bożego Narodzenia lub Wielkiejnocy stanowczo stoję po stronie Bożego Narodzenia. Być może główny powód pochodzi jeszcze z dzieciństwa, bo różnica między tymi świętami jest zasadnicza: Boże Narodzenie jest robione pod dzieci. Dla dzieci są prezenty i słodycze, dla nich jest Święty Mikołaj, pod dziecięcy gust do domu przychodzi choinka, zmieniając mieszkanie w kawałek dekoracji z baśni. Jezus rodzi się jako Dzieciątko, zachęcając tym do kochania dzieci. W bożonarodzeniowej porze roku naokoło są ciemności, a ciepło, światło i choinka w domu skłaniają do skupienia się w domowym zaciszu, co też przemawia do dziecięcego umysłu złaknionego bezpiecznego zamknięcia w zacisznej skryjdzie. Wszyscy są razem, rodzina podnosi się z codziennego rozproszenia, dzieciom też w to graj. Śnieg już spadł albo zaraz ma spaść, więc jest atrakcja w postaci zimowych zabaw na śniegu.
W przeciwieństwie do tego Wielkanoc jest świętem kłopotliwym i robionym – jeśli pod kogoś – to pod starsze panie: babcie, ciocie i teściowe, którym trzeba się w tych dniach przypodobać, jako że właśnie Stara Kobieta jest strażniczką tradycji, zwłaszcza tych niewygodnych. Gdyby nie nacisk z ich strony, kolejne pokolenia młodzieży z ulgą by to święto zmarginalizowały.
Jeszcze o dzieciach. O ile Boże Narodzenie pełne jest treści i przekazów przemawiających do dziecka, patrz wyżej, to Wielkanoc jest dla dzieci nieatrakcyjna. Pora roku jest katarzasta, pogoda niepewna, zima spłynęła, przyroda wciąż nie żyje, ciepłego lata długo jeszcze nie będzie, wyjść na dwór mała atrakcja: pada, wieje, przeziębia. Do tego ten absurdalny obrzęd oblewania się wodą w wielkanocny poniedziałek, brutalny i przemocowy, w naszym klimacie przykry dla zdrowia. Śmigus-dyngusowe przykrości albo przywędrowały z cieplejszych krajów (Italia? Egipt?) i tamtejszych kultów, albo zostały bezsensownie przeniesione na zimny kwiecień z cieplejszej pory roku, z Zielonych Świątek lub Kupalnocki. Lany Poniedziałek to jawne powtarzane przez Lud co roku szyderstwo z świętowania Wielkiejnocy.
Co ma jednak jakiś energetyczny sens, bo wyzwala napięcia, które gromadzą się w ludziach w ciągu tego niewygodnego święta.
Niewygoda Wielkanocy bierze się też z kalendarza. Boże Narodzenie jest przewidywalne, zawsze było i będzie 25 grudnia, przychodzi stopniowo, dzień po dniu, i na długo wcześniej jest się na nie przygotowywanym. Zresztą 24/25 grudnia to data zaraz po zimowym przesileniu, a właściwie jakieś dziwne historyczne nietrafienie w ten naturalny moment zimowego przesilenia. Ale do tego odchylenia o 3 dni łatwo się przyzwyczaić.
Przeciwnie do tego, Wielkanoc jest nieprzewidywalna: trzeba specjalnie szukać jej w kalendarzu i każdego roku uporczywie uczyć się od nowa jej daty... Który to kwietnia? A może marca? Święto to przez swoją „skakliwość” (niby u konika w szachach) rozwala regularne plany oparte na porach roku i kalendarzu.
Ciekawe, że kiedy papież Pius X na początku XX wieku próbował ustalić datę Wielkanocy – uczynić ją stałą – zaprotestowali strażnicy tradycji skupieni w Świętej Kongregacji Rytów, uzasadniając, że stałość daty spowodowałaby „naturalizację” tego święta i stojącego za nim (dla nas mitycznego) wydarzenia, tj. zmartwychwstania Jezusa. Jest w tym logika! Rocznica tamtego nadnaturalnego wydarzenia nie może być świętowana w dniu wybieranym „naturalnie”. To święto musi więc skakać po kalendarzu, zaznaczając ponad-naturalność więc i poza-przyczynowość tamtego aktu. Reguła „pierwsza niedziela po pełni po wiosennym zrównaniu” przypomina generowanie liczb pseudolosowych i jest dostatecznie pokrętna, żeby tamten postulat realizować.
Jeszcze o różnicach. Boże Narodzenie przynosi czas świętowania i świątecznej „nirwany” w czasie, kiedy w tradycyjnym gospodarstwie nie było nadmiaru pracy. I bez tego trwało senne przeczekiwanie zimy. (Coś z tego nastroju trwa do teraz, mimo oświetlania, ogrzewania i urzędowego czasu pracy.) Wielkanoc, przeciwnie, wypada w czasie, kiedy z racji pory roku pracy jest nadmiar i wręcz „nie wiadomo w co ręce włożyć” – i na ten moment przychodzi jeszcze presja teściowych i plebanów, żeby zrywać się, szykować i wydzierać te dwa lub cztery dni z pilnego rytmu. Ten nadmiar przed- i wiosennych prac jest oczywisty u rolników, dotyka posiadaczy działek i ogrodów, każdego wreszcie angażują wiosenne porządki. Około Wielkanocy nikt nie ma nadmiaru czasu! – Inaczej niż w Boże Narodzenie.
Boże Narodzenie jest wyrazem solidarności bosko-ludzkiej. Każdy nas się narodził i prawie każdemu ktoś się urodził. Bóg postanawiając się urodzić, włącza się w ten ludzki los i to jest sympatyczne, że możemy gościć Go między nami na ziemi. Odpowiednia metafora wielkanocna już nie działa. Bo nie zmartwychwstał nikt – prócz mitycznych bogów. Z ludzi nikt. Nawet w opowieści o Jezusie w umieraniu towarzyszyli mu Dwaj Łotrowie, w zmartwychwstawaniu ani we wniebowzięciu – nikt. Wprawdzie opowiada się, że Jezus dwie osoby wskrzesił, ale też tylko na krótko, do ich późniejszej lub wcześniejszej śmierci. Więc ta solidarność bosko-ludzka, tak jawna w Bożym Narodzeniu, w opowieści wielkanocnej działa – ale tylko do Wielkiego Piątku. Jezus solidarnie z ludźmi i ich losem umiera, ale z martwych powstaje już sam. Ten przywilej mają tylko ci, co są i bez tego Nieśmiertelni.
Także, o ile wielkopiątkowe Umieranie jest sadystycznie dosłowne, z dokładnością do gwoździa, bata i ciernia, to wielkoniedzielne Zmartwychwstanie dzieje się chyłkiem, na stronie, bez świadków, a Jezus po tej przemianie już nie działa, nie głosi, nie prowadzi uczniów, zjawia się jak zjawa, a doniesienia świadków są sprzeczne i coraz bardziej apokryficzne.
Być może najtrafniejszą interpretację świąt Wielkanocy odgadli Indianie z wyżyny Perú, sportretowani w filmie „Madeinusa” (Claudia Llosa, 2006): oto w Wielki Piątek Bóg umiera, wstaje z grobu w niedzielę przed świtem, więc między jedną a drugą datą co jest? – Jak u Nietzschego: Bóg umarł! Nie ma go. Skoro go nie ma, to puszcza cała budowla oparta na jego autorytecie, nie obowiązują przykazania, wolno ukraść, cudzołożyć i zabić z kim się ma na pieńku, a najbardziej cudzołożyć, bo najprzyjemniej.
Energią świąt Wielkiejnocy jest niepokój. Wyraża się on też (prócz innych przejawów) w obyczaju, który dotąd pominąłem: w strzelaniu, robieniu huku. Dziś ten obrzęd, kultywowany przez młodzież i dzieciarnię męską, najbardziej dziką i chaotyczną grupę wiekową, szczęśliwie zanika. Skąd się wziął, nie wiem – zapewne powtarzał starsze ekscesy ku czci (lub ku strachu) dajmonów syryjskich czy egipskich. Nie była to praktyka kojąca nerwy ani przywracająca równowagę. Realnie to hukanie było też coroczną wojną podrostków z ich matkami, które im tego uporczywie zabraniały. Mając rację, bo kontuzje – a w „moich czasach”, niedługo po II Wojnie, młodzi szukacze mocnych wrażeń odpalali niewypały ze skutkiem śmiertelnym lub kalekim. Być może, można by w tym dopatrzeć się buntu młodzieży przeciw wspomnianej dyktaturze księży i starych kobiet.
Mając w uwadze tę ognisto-wybuchową „wigilię” wielkanocną, można drugie szaleństwo, to polewniczo-wodne w poniedziałek, rozumieć jako wygaszanie tamtego symbolicznego pożaru. Te dwa bieguny obchodów Wielkiejnocy – ognisty początek i wodny finał – są wyrazem-przejawem oswajania tego święta przez myśl pogańską, trzymającą się żywiołów. (Niedziela Palmowa z budowaniem ozdobnych drzew też jest wyrazem tego oswajania, też święcenie jaj i pisanki.)
W ogóle na praktykę chrześcijańskich świąt należy patrzeć jak na szczególny proces: oto pewna teologiczna kapłańska idea zostaje rzucona pomiędzy „lud”, który myśli całkiem inaczej i o czymś innym, swoimi pogańsko-żywiołowymi i cyklicznymi kategoriami, i ten oswaja tę ideę, lub (mówiąc chemicznie, nie hodowlanie) buforuje ją, aby nie raziła go swoją obcością. Tak zbuforowane zostało Boże Narodzenie, Wszystkich Świętych, Święty Jan... – Wielkanoc, okazuje się, też temu procesowi była poddawana.
Do Wielkanocy przyczepiały się jakieś obrzędy naśladujące wojsko, jacyś „Turcy wielkanocni”, wieszanie Judasza, od czego krok do msty na jego realnych, nie-symbolicznych pobratymcach...
Zaskakujące święto. Niepokojące święto. Być może jego utrzymująca się uraniczna (tak ją rozpoznaje astrolog) energia dowodzi tego, że kiedyś projektanci tego święta porwali się na zadanie, które ich przerosło.
Komentarze
Co do Bożego Narodzenia, to zetknąłem się z poglądem, że to święto zaspokaja potrzeby wewnętrznego dziecka. I chyba coś w tym jest.
Co do Wielkiejnocy, to nie podzielam negatywnego stosunku Wojtka do tego święta. Może dlatego, że żyję w innej rzeczywistości. Święto to dla mnie symbolizuje wiosenne odrodzenie, uważam je za potrzebne, i podoba mi się również ta jego nieprzewidywalność. Choć wolałbym je w symbolice czysto pogańskiej i wolałbym, żeby wypadało następnego dnia po pełni, a nie z czekaniem na niedzielę.
A o tym strzelaniu to nie wiem, o czym mowa. Nie zetknąłem się z czymś takim.
Dopisuję jeszcze do tych obrzędów pseudo-wojskowych. A nie jest tak, że wojny i wojska ruszały wiosną, jak tylko drogi zaczynały obsychać? Stąd i skojarzenie wiosennego święta z wojskowymi zwyczajami.
Z drugiej strony święto to jest reliktem kalendarza księżycowego, oddaje naturalny rytm przyrody, aż dziw, że go nie uładzono i nie osadzono w konkretnej dacie solarnej - więc mam trochę sympatii do tego święta. Jednak przez to inne święta wiosenne też są ruchome: Wniebowstąpienie, Zielone Świątki i Boże Ciało.
I rzeczywiście jest to święto kobiece. Święto mycia okien! A że kobiety statystycznie mają najczęściej okres koło pełni (po której przypada Wielkanoc) - to się wyżywają po facetach.
Data Wielkanocy pozostaje ruchoma ze względu na rzeczywiste odniesienie do księżyca w pełni - pierwszej po wiosennej równonocy. Czemu odniesienie do pełni, nie do równonocy bezpośrednio? Ponieważ chodzi o oddziałujące żywe siły, o zwycięstwo nad śmiercią w pełnym jej „blasku” (złudne zresztą zwycięstwo; ostatecznie bowiem okazuje się, że śmierci nie ma). Światło księżyca nie jest jego własnym światłem, jest odbitym światłem słonecznym. Podobnie „ten świat” jest wtórny wobec rzeczywistości (jest nierzeczywisty, mimo że śmiertelnikom jawi się jako rzeczywisty i służy im jako narzędzie do uśmiercania rzeczywistego). Światło odbite jest zatem echem światła życiodajnego – słonecznego (z echa powstaje złudne królestwo). Chrystus, w chwili „zmartwychwstania”, integruje trzy aspekty rzeczywistości: słoneczną, ziemską i prawdziwą księżycową. Księżyc okazuje się pomówiony niesłusznie, złuda (śmierć) znika.
Dla mnie najbardziej świąteczne było Jacku to, że w przed-tydzień W.Nocy miałem przyjemność medytować pod Twoim przewodem w stylu zen-bez-zen.
Dziwię się, że wszyscy wypowiadający się pod tym artykułem, jak również autor, rozważają święto Wielkiejnocy tylko od strony chrześcijańskiej i jedzeniowej. Przecież nie musimy kłaść nacisku ani na jedno, ani na drugie. W tym święcie jest dużo mistyki - w pogańskich czasach służyło podkreślaniu wiosennego odradzania się przyrody i właśnie w tą stronę należy iść.Dla mnie jest to święto wiosennego odrodzenia, a że zbiega się ze świętem chrześcijańskim, to tym lepiej, jest lepsza okazja, żeby robić swoje. Chrześcijanie przejęli to święto od pogan, dobrze by było teraz je odzyskać i w tym kierunku proponuję podjąć starania.
Ja przez wiele lat na Wielkanoc chodziłem na wschód Słońca i tam robiłem swoje. Potem to zarzuciłem ze względu na problemy ze snem. W tym roku myślałem o reaktywacji tego zwyczaju, ale jeśli już go reaktywować, to nie przy takiej pogodzie, jaką mieliśmy w tym roku. Zobaczymy w przyszłym.
Znalazłem tu w miarę przyzwoitą wersje (niestety angielską) na YouTube:
https://www.youtube.com/watch?v=rsCJyGepqM0
Bardzo jestem ciekaw, co o tym myślicie.
Witam ...
Jak już niektórzy wiedzą jestem dosłownie zawalony robotą, stąd prawie nie ma mnie na Tarace. Niektóre artykuły czytam i to z dużym opóźnieniem ... Pragnę jednak puścić oko do Przemka. Rzadko się zgadzamy (prawie wcale), ale chciałem podpisać się pod jego pierwszym postem (ten drugi też jest ok.) ...
P.S.
Chociaż jestem prawdziwym "jerozolem" czego nigdy nie ukrywałem, to w pewnej mierze podzielam odczucia Wojtka. To (w moim przypadku) jest być może efekt "rozdarcia" słowiańskiej "duszy" ...
Serdeczne Pozdrowienia drodzy Przyjaciele
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.