zdjęcie Autora

30 października 2013

Maria Piasecka

Serial: Przypowieści z Ziemi Run
Przypowieść o znaczeniu runy Elahaz
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Runy
Tematy/tagi: germańska mitologiaprozaruny

◀ Przypowieść o znaczeniu runy Perthro ◀ ► Przypowieść o znaczeniu runy Tiwaz ►

ELAHAZ

brzemienna klempa na bagnach się kryje
intruza tnie do krwi cibora
życie ma schronienie w życiu


Młodzi małżonkowie Inga i Agnar zamieszkali w osadzie Rogheim, liczącej kilkanaście domostw. Było tam bezpiecznie i rzadko kiedy widziano w pobliżu kogoś z szerokiego świata. Zagubiona w lesie Hoddmimir, osada żyła rytmem pór roku i wytwarzaniem smoły – daru okolicznych sosen przesyconych żywicą. Za smołę z Rogheim płacono najwyższą cenę, nikt więc nie musiał na zapas martwić się o byt. Częste wyprawy mężczyzn, głównie po srebro, również przynosiły spore zyski.

Agnar, pracowity i odważny, szybko zdobył szacunek otoczenia oraz znaczny majątek. Sypiał spokojnie, nie przypuszczając, że jego młodą żonę trawi lęk. Wprawdzie oczy jej wyrażały radość, gdy splatała się z mężem w miłosnym uścisku, lecz gdy on odpływał w sen, ona drżała z trwogi.

Nie szło tu o wroga, który mógłby spalić osadę, ani o pustą spiżarnię, ani też o Agnara, któremu prócz żony nie podobała się żadna inna kobieta. Inga nie umiała odpowiedzieć na pytanie, czego się właściwie boi...

  • – Powiedz, czego się lękasz? Gdy to nazwiesz, twój strach będzie mniejszy – zachęcała ją siostra.
  • – Boję się, co będzie, jak zasnę i co będzie, jak się obudzę... – szepnęła Inga.

Podczas dziennej krzątaniny jej lęk się kurczył, ale nocą olbrzymiał. Gdy w ciemności bała się zamknąć oczy, przytulała się do Agnara i słuchała jego oddechu, by się w nim schronić. Agnar, długo nieświadomy niepokojów żony, pewnego dnia dostrzegł jej struchlałą twarz i zapytał:

  • – Czy nie czujesz się tu bezpiecznie? Gdzie jest ten wróg, którego się obawiasz?
  • – Nie umiem go nazwać – z zakłopotaniem odrzekła Inga.
  • – Jak zwał, tak zwał. Chcesz się czuć bezpiecznie, stawaj do walki. Na wroga najlepszy jest miecz. Nauczę cię nim władać – powiedział Agnar pełen wiary w skuteczność swej rady. Szykował się na wyprawę i nie chciał zostawiać żony w złym stanie ducha.

Inga pilnie przykładała się do ćwiczeń i szybko opanowała sztukę władania bronią, choć właściwie nie wiedziała, do jakiej walki miałaby się sposobić. Intensywna zaprawa, wysiłek i zmęczenie, złagodziły nieco jej lęk.

Uspokojony Agnar wyruszył w podróż, a kiedy wrócił ze skrzynią pełną srebrnych ozdób i monet, zastał żonę zatrwożoną jak niegdyś.

  • – Czy władając mieczem nie czujesz się bezpiecznie? – zapytał zdziwiony.
  • – Cóż mi po mieczu, kiedy nie umiem nazwać mojego wroga – odparła.

Agnar długo się zastanawiał, jak pomóc żonie i otoczył domostwo mocnym cokołem, a do bramy zrobił nowy skobel. Jednak Inga radowała się tylko wtedy, gdy mąż był przy niej. Pozostawiona sobie gasła, kąciki jej ust opadały, a oczy niespokojnie omiatały kąty izby.

  • – Czy palisada i miecz nie sprawiają, że czujesz się bezpiecznie?
  • – Cóż mi po tym, kiedy nie umiem nazwać tego, czego się boję – odpowiadała ze smutkiem Inga. – Chyba nie ma dla mnie ratunku.
  • – Kiedyś ojciec dał mi amulet na lęk i strach. Zrobię ci podobny... – zadumał się Agnar.

Wyciął na kawałku leszczyny znak przypominający rozwidloną gałązkę i zabarwił go własną krwią. Okadził dymem z szałwi, przeciągnął nad płomieniem, pokropił wodą, posypał solą i wyszeptał trzy razy:

brzemienna klempa na bagnach się kryje
intruza tnie do krwi cibora

  • – Co to za znak? – zapytała Inga, gdy mąż zawiesił jej amulet na szyi.
  • – To znak cibory porastającej bagna. Szeleści, gdy ją poruszyć i ostrzega łosie w mateczniku przed niebezpieczeństwem. Tyle mówią ludzie i znak cibory mają za ochronny amulet. Noś go, a gdy mnie nie będzie i ogarnie cię lęk, spal amulet, a popiół rozmieszaj z miodem i wypij.

Jednak po kolejnej wyprawie Agnar nie dostrzegł u żony poprawy. Smutna twarz i pełne lęku oczy Ingi niepokoiły go coraz bardziej, wreszcie wzbudziły irytację. Jak to możliwe, że on, silny i nieustraszony w walce na topory mężczyzna, nie umie zapewnić żonie bezpieczeństwa?

Przed kolejną podróżą zbudował osobną, niewielką chatkę z grubych bali i postanowił zamknąć w niej Ingę, a przy wejściu postawić straż.

  • – Powiedz Agnarowi, że już się nie boisz – radziła siostra zatrwożonej Indze.
  • – Nie chcę wolności za kłamstwo. Może więcej lęku w samotności pozwoli mi się z nim zmierzyć i lepiej poznać to, co czuję?

Gdy więc Agnar wyruszył na dość daleką tym razem wyprawę, Inga zamieszkała w pilnie strzeżonej chacie. Tak jak przeczuwała, w samotności jej strach był większy i bardziej dotkliwy niż wtedy, gdy przebywała z ludźmi. Jednak nie udało jej się ani poznać ani nazwać lęku tak, jak sobie to wyobrażała. Przeszkodziło jej coś, czego nie przewidziała...

Otóż pewnego dnia zaskoczona odkryła, że jest brzemienna. Obecne w niej nowe życie sprawiło, że poczuła się jakby bezpieczniej, ale nie do końca. „Boję się i się nie boję” – powtarzała szeptem, by oswoić się z nową sytuacją i nowymi uczuciami. Nie chciała dziecku przekazać swojego strachu. Szarpały ją na przemian to radość, to trwoga, a troska o maleństwo pobudzała do działania.

„Nie oddam wolności za złudną ochronę i bezpieczeństwo” – pomyślała pewnego dnia. Postanowiła użyć fortelu, by uciec z chaty i udać się po ratunek do wiedźmy Algizy mieszkającej pod lasem przy bagnach. Zaczekała do nowiu i gdy zapadł zmierzch, przekonała strażnika, że musi zebrać zioła łagodzące nudności, które nie dają jej jeść i spać. Pilnujący odprowadził kobietę na skraju lasu, a ona, zrywając niespiesznie kwiaty i liście, zbliżyła się do ściany lasu i ukryła w gęstwinie zieleni.

Wiedźma Algiza pojawiła się przed Ingą nagle, jakby na nią czekała, i powitała pytaniem:

  • – Czego się właściwie boisz?
  • – Nie wiem... nie umiem tego nazwać – wyjąkała speszona Inga.
  • – W takim razie to najgorszy z lęków – zawyrokowała wiedźma.
  • – Miecz mi nie pomógł. Ani amulet z ciborą. Ani mój silny mąż Agnar, który zamknął mnie w chacie – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
  • – Wiem, wiem... – przerwała wiedźma. – Weź więc gałązkę leszczyny i narysuj na ziemi swój lęk.

Inga stała dłuższą chwilę z patykiem w dłoni. Nic jej nie przychodziło na myśl, nic się nie pojawiało przed oczami. Stała bezradna i już miała złamać ze złością gałązkę, gdy usłyszała głos wiedźmy:

  • – Nie rysuj głową. Niech rysuje ręka. Zrób małą kreskę, a potem niech się dzieje, co ma się dziać.

Inga dotknęła patykiem podłoża. To wystarczyło, by rysunek sam się zaczął tworzyć. Powstało koło, a w nim mniejsze koło z jeszcze mniejszym i mniejszym w środku. Wyglądało to jak wir. Ze środka wiru Inga przeniosła patyk na największy krąg i otoczyła go falistą linią. Potem odrzuciła patyk i utkwiła wzrok w rysunku, ledwo widocznym nocą na nieporośniętym skrawku leśnej ziemi.

  • – Co narysowałaś? – spytała wiedźma.
  • – Wir. Wielkie usta. Dziób. Gardziel. Paszczę – Inga dodawała kolejne słowa.
  • – Czego ta paszcza chce od ciebie? – pytała dalej wiedźma.
  • – Chce mnie wchłonąć. Pożreć – mówiła przerażona kobieta.
  • – Nie bój się – odezwała się spokojnie wiedźma. – To nie ciebie chce pożreć. A ściśle mówiąc nie tylko ciebie. Bo to jakby nie ty się boisz. Nie tylko ty. Boi się w tobie każde stworzenie, ryba i ptak i zając i wilk, mała sikorka i wielki łoś... Jedne istoty ginęły przez wieki z powodu drugich. Teraz jesteś sobą, ale wcześniej byłaś cząstką każdego żyjątka. I boi się w tobie wszystko, co nie chciało przestać istnieć.
  • – To straszniejsze niż mój strach! – krzyknęła Inga. – Nie chcę takiej przyszłości!
  • – To przeszłość. Czas który minął. Przyszłość może być inna – mówiła Algiza z nadzieją.
  • – Jest nieznana, jest mroczna jak ten las – nie dawała za wygraną Inga.
  • – Więc ją rozjaśnij. Po prostu idź naprzód, skradaj się, biegnij, przedzieraj. Wtedy nie będziesz o przyszłości myśleć. Bo nie będzie czasu. By zwyciężyć lęk, stale podążaj naprzód.
  • – Ale dokąd?
  • – Idź do samego lęku – zdecydowanie rzekła Algiza. – Myślę, że jesteś gotowa. Weź na drogę tę maść i posmaruj sobie twarz oraz dłonie.
  • – Będę niewidzialna? – spytała Inga ufnie.
  • – Nie. Po prostu nic cię nie zrani i nie potnie – odparła rzeczowo wiedźma.

Inga otworzyła szkatułkę z maścią i posmarowała się miksturą. Gdy podniosła głowę, nikogo już przy niej nie było, Algiza zniknęła tak niespodziewanie, jak się pojawiła.

Wokół było ciemno, Inga z trudem rozpoznawała pnie drzew i zarysy krzewów. Obróciła się dookoła. Ze wszystkich stron las wyglądał tak samo, we wszystkich kierunkach rozciągała się nieprzenikniona przestrzeń.

„Nie mogę tu tkwić, muszę gdzieś iść” – zaniepokoiła się.

W ciszy słyszała bicie swojego serca. Wyczuwała też delikatne pulsowanie tuż pod sercem. „Moje dziecko...” – wyszeptała i ogarnął ją znów lęk, ale nie tylko o siebie, bo także o nowe życie. Skupiła się na swoim brzuchu, który lekko zafalował. Dziecko poruszyło się, dając wyraźny znak istnienia. Kobieta bezwiednie zrobiła krok naprzód i zaczęła iść przed siebie.

Ziemia, początkowo twarda, stawała się coraz bardziej miękka, a drzewa i krzewy wyraźnie się przerzedziły. Poprawiła się też widoczność. Gdy stopy Ingi zaczęły grzęznąć w lepkim podłożu, zrozumiała, że znalazła się na bagnach. Bywała już niegdyś na ich skraju, lecz nigdy nie zapuszczała się daleko. Ludzie ostrzegali przed łosiami, które miały tu swój matecznik i bywały agresywne wobec śmiałków zakłócających im spokój. Niebezpieczne były zwłaszcza klempy – ciężarne i po urodzeniu łoszaków, gotowe zaatakować w obronie swoich dzieci. Inga wiedziała o tym, lecz szła nieustępliwie. Potrafiła w porę rozpoznać mniej grząskie oparcie dla stóp, a gdy poczuła ból dłoni, jakby od zacięcia nożem, zrozumiała, że dotarła do ostrej cibory, osłaniającej szpalerem domostwo łosi. Wyjęła szkatułkę z maścią od wiedźmy i raz jeszcze wysmarowała grubą warstwą twarz, szyję i ręce. Nagle nienazwany lęk Ingi wyparty został przez konkretny strach – przed tym, co się pojawi za szańcem bagiennej trawy.

Czy szelest cibory zdradził już łosiom bliską obecność człowieka? Inga odgarnęła ostatnią jej warstwę i stanęła tuż przed olbrzymią klempą, która jakby czekała na intruza pełna niepokoju i gotowa do ataku. Kobieta zamarła w bezruchu. Nie mogła iść naprzód, nie mogła się cofnąć. Czas dla niej przestał płynąć. Widziała w oczach klempy własną śmierć. To było właśnie to, czego się zawsze lękała...

Lecz nagle oczy klempy złagodniały. Samica łosia wydała z siebie przedziwny dźwięk, ni to jęk, ni to śpiew, jakby cichą skargę, w której była nadzieja i radość. Odwróciła się od kobiety i zaczęła podążać w głąb zarośli, a jej ślady znaczyła strużka krwi. Zatrzymała się, zrobiła jeszcze parę kroków i z jej ciała zaczęło wysuwać się ciałko małego łoszaczka.

Inga bezwiednie dotknęła swojego brzucha. „Była śmierć, jest życie” – szepnęła raz i drugi. Powtarzając raz po raz te słowa jak zaklęcie, wycofywała się z matecznika łosi. „Może boję się śmierci, a może życia?” – pytała samą siebie.

  • – Gdy staniesz się matką, umrze w tobie niematka. Utracisz siebie, którą byłaś przedtem. Ale nadal będziesz. Uwierz w samo życie – usłyszała.

Przed nią stała wiedźma, jakby wyrosła spod ziemi, i powtórzyła, przenikliwie patrząc Indze w oczy:

– Jest śmierć, ale uwierz w życie – uśmiechnęła się i dodała zachęcająco – a teraz chodź ze mną.

Inga podążała zamyślona za wiedźmą i za jakiś czas znalazła się w jej chacie. Podjęła decyzję, że nie wróci do swego domostwa, póki nie urodzi. Algiza zapewniła jej opiekę, a gdy nadszedł czas rozwiązania, spełniła rolę akuszerki. Kładąc położnicy na brzuchu nowo narodzone dziecko powiedziała:

– Oto twoja córka, niech się nazywa Elahaz. Teraz wiesz, co czuła klempa przed porodem. Przestała się bać, skupiona tylko na tym, co było do zrobienia.

Inga zabawiła u Algizy aż w pełni odzyskała siły i nauczyła się przyrządzać ziołowe napary przydatne dla niej oraz dla dziecka.

Wreszcie postanowiła wrócić do swego domostwa, przeczuwając, że Agnar niebawem przyjedzie z wyprawy. Doszła do skraju lasu, minęła łąkę i otworzyła furtkę od ogrodu, który rozciągał się za domem. Jakże zaskoczona była widząc siedzącego na kamieniu swego męża! Ten dumny śmiałek trwał nieporuszony z opuszczoną głową między ramionami i zdawał się niczego nie widzieć i nie słyszeć.

  • – Agnarze! – zawołała.

Mężczyzna podniósł głowę, a w jego oczach Inga dostrzegła trwogę i rozpacz.

  • – Wszystko straciłem na wyprawie. Ledwo uszedłem z życiem. Opuściło mnie szczęście. Opuścili mnie bogowie i towarzysze. Teraz rozumiem twój lęk. Myślałem, że straciłem też ciebie – mówił Agnar łamiącym się głosem.
  • – Masz coś więcej, niż miałeś – uśmiechnęła się Inga. – Masz nie tylko mnie. To twoja córka, ma na imię Elahaz, czyli cibora.

Agnar dopiero teraz dostrzegł przytulone do Ingi zawiniątko. Wziął dziecko w ramiona. Było maleńkie, delikatne i lekkie jak płatek śniegu, który niepostrzeżenie mógłby się rozpłynąć.

  • – To najpiękniejsza istota w całej Ziemi Run – szepnął wzruszony.

Trzymając córkę na ręku Agnar poczuł, jak duże i mocne ma dłonie. Elahaz była bezbronna, a on mógł ją ochronić i zapewnić jej bezpieczeństwo. Na razie. Do czasu, kiedy sama zechce je odnaleźć.

◀ Przypowieść o znaczeniu runy Perthro ◀ ► Przypowieść o znaczeniu runy Tiwaz ►


Komentarze

1. tak bywaNN#681 • 2013-10-30

Pięknie Pani pisze. To wszystko widać. Dziękuję za wzruszenie.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)