Serial: Real i magia
Byłem na Avatarze
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Własne doświadczenia

Najpierw jest kilka minut dezorientacji i niewygody, ale oko szybko "łapie" o co chodzi w tym widzeniu przez okulary 3D. Przeciwnie, kiedy po filmie znalazłem się znów w realu czyli w supermarkecie w podwarszawskich Jankach, "ten" świat długo jeszcze wydawał się płaski, niedobarwiony i sztuczny, jak jakaś atrapa. To jest faktycznie nowa epoka w sztuce kina i nie wiem, jak po tej dawce wrażeń będzie się oglądać normalne dwuwymiarowe filmy. Dla tych, którzy jeszcze tego filmu nie widzieli: "Avatar" to jest trzygodzinna baśń science-fiction, którą ogląda się przez okulary dające efekt trójwymiarowy. Opowiada o zderzeniu dwóch cywilizacji na dalekiej planecie Pandora: ludzi, którzy tam kopią pewien rzadki minerał, i tubylców - podobnych z grubsza do ludzi, ale niebieskoskórych, kociookich i kocioogonych. Świat ludzi jest obrzydliwie przemysłowo-militarystyczny i zbudowany na przemocy; arymaniczny, powiedzielibyśmy w Tarace; tubylcy, przeciwnie, żyją w tamtejszym hiper-lesie w przyjaźni z naturą.

Jednak treść czyli przekaz tego filmu daleko nie dorasta do olśniewającej formy-techniki. Aż zdumiewa, w jak banalne schematy poszła wyobraźnia autorów; aż żal, że historia, która mogła rozwinąć się inaczej, schodzi na strzelanki i mordobicia. Główna intryga, że jeden z "naszych" odłącza się od swoich i znajduje przystań u pięknej córki wodza żyjących w zgodzie z naturą tubylców, powtarza dokładnie schemat "Pocahontas". To że z narażeniem życia staje po stronie tubylców przeciw swoim złym współrasowcom, powtarza "Tańczącego z wilkami". Falanga pieszych i lotnych żołnierzy-morderców niosących zagładę mieszkańcom lasu powtarza "Czas apokalipsy". Finałowa bitwa jednych z drugim powtarza finałową bitwę dobrych ze złymi we "Władcy pierścieni" - a nawet gorzej, bo bitwę z "Opowieści z Narnii". (Gorzej, bo w "Narnii" jak wiadomo, większy niż we "WP" kicz.) Mogło być inaczej... nietrudno byłoby wymyślić inne bronie i inne taktyczne zagrywki, niż napalm kontra łuki.

Ale te krytyczne refleksje przychodzą już po. Oglądając, jest się "całemu" w tamtym świecie. Kolory, przestrzenie przykuwają uwagę. Pterodaktyle machają skrzydłami przed twoim nosem... Latające góry masz niemal nad głową. Niebiescy półnadzy tubylcy zaczynają być piękni. Piękny jest ich język - i z jakim wdziękiem zniekształcają angielski! Język Na'vi - uwaga! - został stworzony na zamówienie tego filmu i kreacja udała się znakomicie; język ten ma już obszerną stronę w Wikipedii - en.wikipedia.org/wiki/Na'vi_language, dla autora (Paul Frommer) wielkie gratulacje.

I na koniec taka uwaga. Jak wiadomo, nomen to omen, imię bywa wróżbą, czego dowodem, że największy polski ornitolog nazywał się Sokołowski. Kiedy ktoś nazywa się CAMERON, nie dziwne, że KAMERĄ aż tak włada.

(Film "Avatar", reżyseria, scenariusz i produkcja James Cameron.)