17 kwietnia 2018
Paweł Droździak
Serial: Psychologia i polityka
Cambridge Psychoanalitica
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Wieczny Grunwald Gowina – konstytucja na prawdziwie nowe czasy ◀ ► Love is all you need ►
To co w istocie jest przedmiotem „wykradzenia” to wiedza, która z tych danych wynika. Wnioski z tych analiz, do których sami nigdy byśmy nie doszli. Wykradziona nam wiedza o nas, bo jest to wiedza, której sami o sobie nie mamy.
Oryginalnie zamieszczone pod tym samym tytułem 16.IV.2018 w blogu Autora „Psychologia i polityka”. W Tarace za uprzejmą zgodą.
Zabawna to rzecz, że serwis który przez lata cenzuruje konserwatystów ku uciesze postępowców na koniec sprzedaje dane jednych i drugich czym się przyczynia do wybrania Trumpa. Facebook podobne jak Hollywood od lat naucza co jest poprawne, co jest przemocą, co jest nienawiścią i co jest nietolerancją. Naucza wedle własnych zasad których z nikim nie dyskutuje, jednak jego linia polityczna jest oczywista. Ciekawe, że jedna i druga instytucja w podobnym czasie zaliczyła podobnie spektakularną wpadkę, która wywraca cały obraz.
Popatrzmy jak to działało dotąd na Facebooku. Ktoś rozpowszechnia historyjkę w której matka zostaje wezwana do szkoły, bo córka pobiła kolegę do krwi. Na miejscu okazuje się, że chłopak strzelił dziewczynie ze stanika gdy stał za nią w kolejce i w odpowiedzi ona uderzyła go pięścią w nos. Tak oto ta krew poszła. Matka chwali córkę i chwali się, że ją pochwaliła. Nie aprobuję oczywiście strzelania ze staników koleżankom podczas stania w kolejkach, ale rozbijanie komuś nosa w odpowiedzi nie wydaje mi się dobrym rozwiązaniem takiego problemu. Uznaję, że historyjka propaguje przemoc i dla zabawy, bo oczywiście nie wierzę, że ktoś coś z tym zrobi, zgłaszam do fb. Trochę z ciekawości, co się wydarzy. Odpowiadają mi, że historia nie narusza ich standardów. Można komuś rozwalić nos gdy strzeli ci ze stanika zdaniem ekspertów firmy Facebook. To legalne. Pytam w odpowiedzi czy można też wybić zęby, ale nikt już ze mną dalej nie dyskutuje, bo nie jestem przecież amerykańskim senatorem. Można by oczywiście stworzyć pięć takich historyjek i stopniować w nich reakcje tego dziewczęcia. Rozbiła nos, wybiła zęby, przecięła twarz żyletką, zepchnęła ze schodów i się połamał, wreszcie zabiła. Matka chwali za każdym razem. Sprawdzać którą z nich serwis zablokuje. Może żadną..? Ja nie wiem. Tak czy siak frakcja PIS (Postępowej Inżynierii Społecznej, nie mylić z PiS) na pewno była zadowolona z tej linii, gdyż wyraża ona w sposób doskonały emocje tej grupy, czego historyjka powyższa jest doskonałym przykładem. I nagle się okazało, że ta ostoja owej szczególnie pojętej etyki sprzedała dane swoich entuzjastów i tym samym dała walizkę z guziczkiem Trumpowi – encefalopacie w kapeluszu z Teksasu. Muszą się czuć straszliwie oszukani, bo wygrywając tyle bitew ostatecznie przegrali wielką wojnę.
Kiedy się chce kontrolować, co ludzie myślą, może być drażniące gdy na koniec samemu zostaje się skontrolowanym i to z pomocą swych własnych narzędzi. To pewnie jeden z powodów, dla których afera Cambridge Analitica stała się tak znana i budzi tyle emocji. Ale są i inne powody.
Narzędzie Cambridge Analitica nie zlicza udzielonych wprost odpowiedzi na pytania, na które samo odpowiada klientom. To nie jest tak, że ludzie wprost wypowiadają się o tym, na kogo by zagłosowali i czemu i następnie ktoś analizuje takie oparte na deklaracjach dane. Przeciwnie. To narzędzie zupełnie takie rzeczy ignoruje. Nie zwraca uwagi na to, co badany sam mówi o sobie, czy też na to co jak się badanemu zdaje sam o sobie wie. Zauważmy, że większość badań popełnia właśnie taki błąd. Chcąc się dowiedzieć, co kto myśli pyta się badanego co myśli. Badany przypomina sobie, jak sobie sam siebie wyobraża i opowiada badaczom o tych wyobrażeniach na swój własny temat. Badany mówi co wypada, czego się od niego oczekuje, jak sobie sam wyobraża, że działa, lub by działał i w co mu się zdaje, że wierzy. To jest zliczane.
Cambridge Analitica działa całkiem inaczej. Analizuje dane, o których wprawdzie badany wie, ale których zupełnie nie łączyłby z odpowiedziami na interesujące badaczy pytania. Kiedy więc mówimy o „wykradaniu naszych danych” ma to wymiar znacznie głębszy niż się sądzi. Jakież to bowiem dane są wykradane? Ile razy dziennie się logujemy, w jakich porach, na co klikamy, co lajkujemy. Na pozór te dane są zupełnie bezwartościowe. Spytani o to bez problemu sami byśmy odpowiedzieli. Zresztą nie kryjemy tego przecież bo jeśli coś lajkujemy, to wszyscy to widzą.
To co w istocie jest przedmiotem „wykradzenia” to wiedza, która z tych danych wynika. Wnioski z tych analiz, do których sami nigdy byśmy nie doszli. Wykradziona nam wiedza o nas, bo jest to wiedza, której sami o sobie nie mamy. Ktoś inny posiada ją, chociaż my sami nie mieliśmy szansy zrobienia tego, co robimy całe życie – poddania tej wiedzy świadomej cenzurze. Jedną z przyczyn dla których psychoanaliza jest tak powszechnie nienawidzona jest to właśnie, że publiczność wierzy, iż psychoanalityk mógłby z ich słów wyciągnąć wiedzę o człowieku, której ten sam dla niego wcale nie przeznaczył. Jakim prawem pan twierdzi, że ja się obawiałem tu przyjść i mówić o matce skoro ja tego o sobie wcale panu nie mówię? I jak może pan twierdzić to tylko na tej podstawie, że się spóźniłem? Mówię przecież, że spóźniłem się bo musiałem dopić kawę i nie ma to absolutnie nic wspólnego ani z tym, że ten ekspress do kawy mam od matki ani z tym, że zamiast „dopić” powiedziało mi się „dobić”.
W przypadku psychoanalityka możemy ratować się dobrotliwą ironią uznając, że gada co mu ślina na język przyniesie. Taka wiara może prowadzić do pewnej niechęci, bo niby na jakiej podstawie ktoś uznaje się za autorytet od naszego wnętrza, skoro nic udowodnić nie umie? Ale to nie jest jeszcze taka wielka niechęć. To nic w porównaniu z zabobonnym lękiem przed potęgą sieci neuronowych Cambridge Analitica, które jak wierzymy posiadają o nas wiedzę pewną lub ją mogą posiadać już wkrótce. Co musi się zdarzyć, bym będąc wykształconym humanistą z wielkiego miasta zagłosował na ewidentnego psychopatę i erotomana w discopolowej fryzurce? Świadomie przysiągłbym, że nie ma takiej możliwości, ale przeczucie, że prócz tego co świadome, istnieje w nas także to, co nieświadome i do czego potężne serwery mogą zyskać dostęp wywołuje wielki lęk. I słusznie. Bo nieświadome istnieje i da się do niego dotrzeć, gdyż w takich właśnie szczegółach ono codziennie nas zdradza. Dość umieć patrzeć, a sieci neuronowe potrafią to jak żaden człowiek.
Lęk ten skupił się obecnie głównie na Facebooku, choć oczywiste jest przecież, że każdy nasz telefon dysponuje jeszcze większą ilością takiej wiedzy. Ile wiedzy o nas można zdobyć sprawdzając, w jakich godzinach dokonujemy zakupów na stacjach benzynowych? My tej wiedzy nie mamy. Wiedzę o nas miewają inni i jest to całkiem inna wiedza, niż ta którą byśmy umieścili w wypełnianych przez siebie kwestionariuszach. Z zewnątrz widać bowiem to, czego nie widać od środka. Większość ludzi nie poświęca nam jednak nigdy dość uwagi, by naprawdę wiedzy o nas do czegoś móc użyć. Inaczej z maszynami. To co najbardziej publiczność niepokoi, to możność zetknięcia się w bliskiej przyszłości z mechaniczną inteligencją która zna nas lepiej, niż my sami siebie.
Jest też pewnie i trzecia przyczyna. Większość z nas toczy życie nie mając wpływu na nic. Możemy oddać głos w wyborach, lub zalajkować coś na Facebooku, ale tak naprawdę nie jesteśmy ważni. Niewiele w sumie znaczymy i nasze życie mało kogo z wielkich obchodzi. I nagle okazało się, że obchodzi. Że oto mamy jakieś „dane” które mają wielkie znaczenie i, że ktoś je oblicza i coś tym danym zawdzięcza. Podtrzymywanie w sobie oburzenia na ten fakt może być naszym sposobem, by choć dzięki tej jednej rzeczy przez chwilę poczuć się kimś istotnym. Nie możemy być całkiem nieważni, jeśli tak wielka firma chciała nam coś ukraść. Wielki Inny już nie tylko jest adresatem naszych działań i wypowiedzi, ale nas już zauważył. Kto by nie chciał w coś takiego wierzyć.
◀ Wieczny Grunwald Gowina – konstytucja na prawdziwie nowe czasy ◀ ► Love is all you need ►
Komentarze
Przeważa ostrzeganie bez pomysłu, co z tym zrobić. Zakazać? Kontrolować? Ale jak?
Mnie przychodzi pomysł-hasło "Analitika dla mas!" -- lub: "dla ludu!".
Co by to mogło być? -- Np. serwis podobny do Facebooka, który nie ukrywa ani nie sprzedaje nie wiadomo komu analityk (wniosków z danych o ruchu) -- ale przeciwnie, je udostępnia. Przez co będąc uczestnikiem tego serwisu -- klikowiska i lajkowiska -- dostajesz "analityczne" informacje o sobie i innych (swoich znajomych lub nie) i te "analityki" stopniowo stają się coraz lepsze i bardziej użyteczne.
Uwaga: z tym pomysłem czekam na poważne propozycje. Silicon Valley miło widziana.
I to będzie następny etap Facebooków, Googli i Amazonów. Doradzarki! Aplikacje, które będą prowadzić dialogi z ludźmi-klientami, bawiąc ich rozmową i proponując najlepsze rozwiązania ich problemów. Najlepsze oczywiście dla reklamodawców, którzy będą je finansować. Gdybym był startupem z Silicon Valley, to bym się tym natychmiast zajął. Oczywiście doradzarki będą działać w różnych rejestrach. Zarówno chamsko wciskających, jak i subtelnie dyskretnie intelektualnym. Będą znać klienta i dopasowywać się doń.
(Lem podobnego doradzacza opisał 50 lat temu w nowelce "Przyjaciel Automateusza", tamto urządzenie nazywało się Wuch.)
Kolejna funkcjonalność która wraz z tym idzie, to poznawanie się ludzi w celach i seksualnych i biznesowo-społecznościowych za pośrednictwem algorytmów mierzących ich psycho-profile.
Więc mój pomysł z analityką dla ludu nie jest wcale taki od bani.
Ten przypadek przewidział, ale nie Lem tylko Leśmian: "Dwunastu braci wierząc w sny...":
I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o DziewczynieAle widać domyślali się, że to SI i w metalu zrobiona, bo:
nim śmierć Dziewczynę rdzą powleczeCiekawy byłby też Gedankenexperiment z podstawieniem innych płci pod bohaterów filmu "Ona":
kobieta zakochuje się w męskim głosie w SI-telefonie
mężczyzna w męskim głosie...
kobieta w kobiecym głosie?
Czy SI mająca głos tej samej płci też by namawiała bohatera/kę do surogatycznego seksu ze sobą? Zresztą, wątek seksualny w tamtym filmie ledwie napoczęty, nie rozwinięty, horrorem tchnący, a głównie wyjściem poza żanr.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.