zdjęcie Autora

28 stycznia 2018

Paweł Droździak

Serial: Psychologia i polityka
Halloween dla dorosłych i etykosfera
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ Kilka uwag o akcji Różaniec do granic ◀ ► Wieczny Grunwald Gowina – konstytucja na prawdziwie nowe czasy ►

Oryginalnie w blogu Autora, 24 stycznia 2018 pod tym samym tytułem. W Tarace za uprzejmą zgodą.

Grupa około ośmiu młodych ludzi poprzebieranych w faszystowskie mundury biega po lesie, wymachuje racami, wykonuje faszystowskie pozdrowienia i próbuje śpiewać niemieckie pieśni bojowe z czasów wojny. Robią tort ze swastyką i maszerują z plastikowymi karabinami przewieszonymi przez ramię. Całą tę scenę sfilmował ukrytą kamerą telewizyjny reporter. Film od kilku dni obiega media, które prześcigają się w komentarzach i oczywiście łączą te obrazy z tym, co znamy z obchodzenia Święta Niepodległości. To, co na masowych marszach jedynie jest zaznaczane, na filmie widać już nadto wyraźnie, bo nikt nie musi się już tutaj kryć z symboliką. O ile na ulicach oprawa wizualna może przywodzić na myśl tę, którą znamy z filmów Leni Riefenstahl, ale nie może odtworzyć jej całkiem dokładnie, o tyle w tym lesie nikt się już z niczym nie kryje. Swastyka jest zgodna ze wzorem i nie da się już powiedzieć, że to indyjski symbol szczęścia. Mundury nie są też już tylko czarne i obcisłe. Są to dokładne repliki mundurów konkretnych niemieckich formacji z okresu II wojny.

Komentatorzy zgodnym chórem mówią o faszyźmie, kiedy jednak ogląda się zarejestrowane sceny, uderza w nich coś, czego z pewnością uczestnicy nie zamierzyli. To niezwykle wręcz wyraźna karykaturalność. Telewizyjni realizatorzy mają chyba podobne wrażenie, mieszają więc sceny z lasu ze scenami z masowych koncertów faszyzujących zespołów rockowych i wielotysięcznych manifestacji patriotycznych kiboli, ale i tak widać co widać. Groteskę. Ci młodzi ludzie dosłownie prześcigają się w pomysłach i zmieniają je po kilka razy na minutę. Pobiegać z racą. Zrobić zdjęcia przy sztandarze. Chwilę pomaszerować, coś zaintonować, zrobić gest do drzew, znów bieg z racą w drugą stronę, jakiś toast z hasłami, znowu sztandar.. Wszystko to razem jakoś kompletnie wyrwane z kontekstu, idiotycznie niekompletne w tym lesie, marsz całkiem znikąd donikąd na oczach nikogo, to intonowanie fragmentów pieśni, których się nie zna, w nieznanym sobie języku śpiewanie zapisanych po polsku na kartce, ten plastikowy karabin, wznoszenie rac i zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia. Pozowanie na tle i produkcja tysięcy obrazów kolejnych symbolicznych wyczynów. Stańmy jeszcze o tu, na tym podwyższeniu i czapkę, czapkę z orłem założę. A ty cykaj.. Widać, że są wniebowzięci. Kompletnie rozhamowani. Zachwyceni własną odwagą, bo przekroczyli wszystko, co kiedykolwiek było zakazane. Jedyne, co musi ich martwić, to że nie wiedzą, co właściwie robić. Maszerowałby jeden, ale nie wie dokładnie jak się maszeruje. Drugi by śpiewał, ale nie zna tekstu. Trzeci by dyrygował orkiestrą grającą marsza, ale orkiestry nie ma, ani on nie dyrygent. Ale łokciem dyryguje a jak mu nijak już z tym łokcie, to z tą racą biegnie by na tle flagi mieć kolejne zachwycone zdjęcie. Co tu naprawdę się dzieje?

Jest pewna scena w filmie Underground Kusturicy. Bohaterowie, zamknięci w czasie ostatniej wojny w wieloosobowym schronie przetrwali w nim wiele lat bez wiedzy o tym, że wojna się dawno skończyła. Na górze świat ma już inne problemy, ale oni tam w podziemiach wciąż tworzą broń, ćwiczą ucieczki przed bombami i chodzą w mundurach. Pewnego dnia dwóch z nich wydostaje się nocą na zewnątrz i jakaś niesamowita ironia losu sprawia, że trafiają wprost na scenę kręcenia wojennego filmu. I nagle widzą to, co znają. Niemieckie mundury, ciężarówki, broń.. Obcy świat, gdzie jest Księżyc którego jeden z nich, urodzony w schronie nigdy w życiu nie widział na oczy, nagle staje się jasny i zrozumiały. Wiedzą co robić. Ćwiczyli to przecież od lat. Biorą wroga na cel i strzelają. Zabijają aktora na miejscu, wybucha panika, przybyszów z podziemi zaczyna ścigać policja, oni zaś uciekają przed nią przekonani, że gonieni są wojennego wroga. Strzelają do policyjnych śmigłowców i czynią mnóstwo głupstw, aż jeden z nich – syn drugiego – ginie. Ojciec doprowadzony do rozpaczy kontynuuje dzieło „zemsty na faszystach”, aż w końcu doprowadza do wybuchu wojny, w której rozpada się cała Jugosławia. Skojarzenia budzi chyba ten właśnie aspekt teatralności i reagowania na to, co się zna. Młodzi ludzie poprzebierani za faszystów stają się faszystami, ponieważ to łatwo pojąć. Wiemy, co z faszystą zrobić. Bierze się go na cel. Kłopot w tym, że plastikowy karabin to nie to samo, co brak prawdziwego. Plastikowy karabin to zupełnie inna klasa zjawisk. To jak czuć smutek a powiedzieć „czuję smutek”. Coś na temat czegoś. Coś jak gdyby.

Choć komentatorzy udają, że tego nie wiedzą, w jakiejś części zachowują się, jakby wiedzieli. Oto powstaniec warszawski zaproszony do studia mówi, że opowiedziałby tym młodym ludziom o rozstrzeliwaniach. Aby im coś uświadomić. Przyjrzyjmy się bliżej tej deklaracji, gdyż jest bardzo ważna. Pomyślmy o ludziach, którzy swego czasu realnie tu innych rozstrzeliwali. Czy im także należałoby opowiedzieć o rozstrzeliwaniach? Co by to zmieniło, opowiedzieć im o czymś, co sami przed chwilą zrobili? Tu jednak liczymy na to, że opowiedzenie tej historii uczestnikom leśnej imprezy coś zmieni. Że wiedza o oryginale zmieni w naśladowcach coś, czego w oryginale zmienić nie zdołała. Taka wiara oznacza, że uważamy, iż mamy do czynienia z podobnym zewnętrznie, ale jednak innym jakościowo zjawiskiem. Mówiący wierzy bowiem, że ci młodzi ludzie założyli mundury ponieważ rozstrzeliwań sobie nie uświadamiają, a nie dlatego, że o nich wiedzą. Czyli że się w mundury przebrali, nie ubrali.

Czy to prawda?

Wiele lat temu obiegała Polskę inna sensacyjna historia. O czarnej mszy na cmentarzu. Grupka młodych ludzi uznała się za czcicieli szatana. Nocą na cmentarzu odprawili czarną mszę i złożyli w ofierze kota. Zabili zwierzaka naprawdę. Cały kraj był w głębokim szoku, opowieść ta weszła do potocznego języka, do dziś gwiazdy heavy metalu zapewniają w wywiadach, że „oni nie zabijają kotów” i śmieją się przy tym trochę nerwowo. Fascynacja jednym i drugim ma podobne źródło. To szukanie czegoś, co byłoby zdecydowanie zakazane. Próba przekroczenia granicy, gdziekolwiek byłaby ustawiona. W istocie próba ustanowienia własnego istnienia w opozycji, ale też desperackie domaganie się, by świat miał jakiś określony kształt – by było w nim coś, czego nie można. Bo tylko wtedy można z tym się zderzyć. Fascynacja wykonawców i ich przerażonych krytyków jest tu podobna. To szczególny układ, podobny nieco do tego między celebrytą a publicznością. Celebryta dokazuje, skandalizuje i gorszy w imieniu publiczności, a publiczność oburza się i nagradza kupowaniem kolejnych historii o kolejnych wyczynach gwiazdora. Publiczność interesuje się tym, co gwiazdor robi, ponieważ sama nie miałaby odwagi robić takich rzeczy. Tu jest nieco podobnie. Młody człowiek biega po lesie z faszystowską flagą, bo wie, że to złe. Im to gorsze, tym więcej radości z biegania. A publiczność potępia, gdyż potępianie tego, co złe pozwala poczuć się dobrze. W zasadzie niewiele brakuje, by stroje tych ludzi dołączyć do zestawu halloween dla dzieci. Symbolizują to właśnie, co mają symbolizować. Zło. Tyle tylko, że w zestawie halloween byłyby już tylko śmieszne, a tu wciąż mają swoją funkcjonalną moc. W strojach helloween możemy pozwalać dzieciom chodzić, ponieważ całkiem nie wierzymy już w diabła ani wampiry, ale ciągle jeszcze na tyle boimy się śmierci by chcieć ją parodiować. Jeśli jednak ktoś wierzy w diabła, na helloween dziecka nie puści. W faszystów wciąż wierzymy, a raczej ciągle ich potrzebujemy, by mieć jakiś model prawdziwego zła w opuszczonym miejscu po diable. Jest to jednak już dzisiaj daremne, powstaniec bowiem mówi nam wyraźnie: pokazałbym im prawdę i zrozumieliby. Zawstydziliby się. Gdyby znali prawdę rozstrzeliwań, ze wstydem i obrzydzeniem odrzuciliby precz te mundury. Wtóruje mu wielu, mówiących wciąż o edukacji i edukowaniu. Gdyby leśny faszysta wiedział kim byli prawdziwi faszyści, nie byłby leśnym faszystą. Zatem albo prawdziwi faszyści nie wiedzieli kim są, albo leśni są udawaczami i doskonale to wiemy, a nasze oburzenie jest takim samym spektaklem jak ich stroje. Jeśli bowiem uznalibyśmy, że są prawdziwi, powinniśmy zrobić to, co z prawdziwymi. Zrobili to przecież bohaterowie Kusturicy. Czyli po prostu wojsko polskie powinno przyjechać tam czołgami i ich zastrzelić. Chyba, że by się poddali. Każde inne rozwiązanie jest milczącym uznaniem umowności całej tej historii.

Żyjemy w czasach, w których być naprawdę złym jest bardzo trudno. Zło znikło, ponieważ zastąpiła je wiedza o objawach. Nikt nie jest zły, ponieważ można być zaburzonym. Ekscesy młodych ludzi biegających w przebraniu diabła, mordujących kota, albo wymachujących faszystowską flagą po lasach nie są w stanie tego zmienić. Pewna ilość młodych osób zdecydowała się na konwersję na islam i przyłączenie do morderców z państwa ISIS, aby przekroczyć tę zasadniczą dla naszej kultury niemożność i prawdopodobnie jest to jedyna droga. Nie ma bowiem możliwości popełnienia zła, czyli odtworzenia samego pojęcia zła, w ramach tej kultury. W sposób najbardziej skrajny dokonał takiej próby Andreas Breivik. Zamordował wiele osób, by stać się naprawdę złym. By przywrócić swojej kulturze wiarę w istnienie zła. Ale poniósł porażkę. W czasie procesu wszyscy sędziowie, prokurator i obrońca podawali mu rękę. Miał pełny zestaw warunków komfortu współczesnego Europejczyka i posiada pełnię ludzkich praw. Mimo, że zabił 70 osób, nawet rodzice tych ludzi mówią o tym, że nie żywią już do niego urazy. Dyskutują o jego dzieciństwie, traumatyczności, szaleństwie.. Breivik nie ustaje w wysiłkach. Prowokuje jak może. Domaga się lepszej i gorącej kawy, śmiejąc się w oczy światu w oczekiwaniu, że może w ten sposób ktoś się wreszcie wścieknie, ale nic takiego się nie dzieje. Rozpatrują jego skargi na kawę całkiem na serio i uznają, że faktycznie ma prawo do gorącej. Zrobił zło, ale nie jest zły. Jego czyn jest zły. I czyn jest karany. Ale on ma wciąż prawo do kawy. Najokrutniejsze, co można by mu zrobić, to uznać go za szaleńca, ponieważ to przekreśliłoby cały sens jego działania.

Uznanie ludzkiej podmiotowości oznacza uznanie, że mamy wolną wolę i odpowiadamy za swoje działania. Choćby wiedza naukowa mówiła inaczej, podtrzymanie wiary w tę wolność wyboru daje jedyną możliwość, byśmy czuli się osobami. A zdolność do wolnego wyboru oznacza, że jeśli wybierzemy zło, to to jest zło. Nie objaw. Po prostu zło. I jesteśmy złymi osobami. Godnymi potępienia i wówczas nie podaje nam się ręki. Współczesna kultura tego elementu już nie zawiera. Można popełnić coś niewłaściwego, ale jedynie z powodu ignorancji, albo jako objaw zaburzenia. Oznacza to usunięcie podmiotowości. Osoba zderzona z tym faktem będzie próbowała coraz to nowych złych wyczynów, by doczekać się tego, czego ostatecznie nie zdołał doczekać się Breivik. Potępienia. Czyli uznania podmiotowej wolności a zarazem i zdolności by być winnym. Nie winnym w sensie sprawstwa, tylko winnym w sensie moralnej winy. Czy gdyby sprawców czynów takich, jakich dokonał Breivik karano by mocniej, powstrzymałoby go to? Tak. Czy z powodu lęku przed karą? Nie. W takich okolicznościach prawdopodobnie nie zrobiłby tego, ponieważ byłoby oczywiste, że to będzie uznane za złe.

W książce Lema Wizja Lokalna gospodarze planety Encja stworzyli szczególny system nanorobotów. Te mikroskopijne układy „inteligentnych cząsteczek” uniemożliwiały zrobienie czegokolwiek niedobrego. Uderzyć kogoś, kopnąć, zrzucić mu coś na głowę.. Nic takiego nie dało się tam przeprowadzić. Nie dawało się nawet umrzeć, ani samemu sobie zrobić krzywdy, gdyż nanoroboty natychmiast rozpoznawały niebezpieczeństwo i uniemożliwiały działanie. W pewnej scenie książki bohater – turysta z Ziemi – zostaje porwany przez grupę tubylców którzy usiłują zrobić mu krzywdę. Nie po to, by jemu zaszkodzić ale po to właśnie, by pokonać zabezpieczenia nieznośnie wszechwładnego systemu. Aby zrobić coś złego muszą uwierzyć, że robią coś dobrego i w ten sposób, jak liczą, oszukają wszechobecne mechanizmy. Recytują więc długaśne przemowy o tym, jak dobrze będzie mieszkańca Ziemi zgładzić i jakie to słuszne, przekrzykują się w zapewnieniach o gotowości i pożytku, ten zaś wpatruje się w nich zadziwiony, bo nie ma pojęcia czemu to wszystko ma służyć. W końcu jednak ponoszą porażkę. Cząsteczkowe mikromechanizmy nie dają się obejść i turysta z Ziemi odchodzi bez szwanku. Całe złowrogie przedsięwzięcie staje się farsą, mimo rozpaczy pomysłodawców.

Stworzyliśmy etykosferę. Nie z pomocą nanorobotów, lecz pojęć. Da się zrobić coś złego fizycznie, ale nawet zrobienie czegoś złego na fizycznym poziomie nie jest złem naprawdę. Desperackie próby młodych ludzi by „być faszystą” niczego nie zdołają tu zmienić. Media głównego nurtu nadal będą mówić o „edukowaniu” i „wpływie dzieciństwa” bądź neurologicznych uszkodzeniach. Głównie jednak o edukowaniu. Choćby spalili cały las tymi racami z rozpaczy, tyle tylko zdołają dokonać, że więcej jeszcze będzie ludzi gotowych ich wyedukować i więcej jeszcze programów takiego edukowania napiszą i więcej jeszcze grantów dostaną. Zło bowiem nie jest już złem, a jedynie ignorancją lub chorobą i nie ma od tego odwrotu. I choćby przebrani w mundury z teatru desperaci nawet kogoś zabili (w pewnym sensie do tego to zmierza i można nawet powiedzieć, że nie mają już innego wyjścia) i tak nie będzie to zło, a jedynie powód do pełnej troski zadumy. Nad fatalnym stanem naszej edukacji rzecz jasna. I brakiem świadomości u rodziców. Choćby nawet wyremontowali niemiecką Panterę i jak przed laty wjechali nią do śródmieścia w dniu 11 listopada, nikt do nich nie strzeli, bo nie są prawdziwi i potępienie ludzkie także.

Tej etykosfery nic nie zdoła przełamać, sytuacja nie jest jednak całkiem beznadziejna. Da się zło popełnić, chociaż nie w ten sposób. Istnieje współcześnie zło prawdziwe, ostateczne i nie podlegające jakiejkolwiek relatywizacji. Zło, po popełnieniu którego nie ma się żadnych praw ludzkich, nie podadzą nam ręki, nie podadzą kawy, a imię nasze wymazane będzie z ludzkiej pamięci. Do tego jednak całkiem inaczej wziąć się należy, dlatego o tej kwestii w którymś z kolejnych odcinków.

◀ Kilka uwag o akcji Różaniec do granic ◀ ► Wieczny Grunwald Gowina – konstytucja na prawdziwie nowe czasy ►


Komentarze

1. czemu organizator nie siedzi?Jerzy Pomianowski • 2018-01-29

No ale tą szopkę przebierańców w lesie zorganizował w maju zeszłego roku i sfilmował dzielny dziennikarz Bertold Kittel. Ten sam za którym ciągną się wyroki za oszczercze pomówienia. O czym tu gadać?
Ewentualnie o głupocie władzy która dała się wciągnąć w walkę z "polskim neonazizmem". Skoro ten jest jakiś neo, to kiedyś musiał być zwykły polski nazizm. Były jakieś polskie organizacje przed i w czasie wojny maszerujące ze swastykami, takie jakie maszerowały np w Anglii przed wojną?
[foto]
2. PrzebranieKatarzyna Urbanowicz • 2018-01-30

Przebranie może stać się drugą skórą i czekać w gotowości na czas sprzyjający. Sądzę że lekceważenie opisanych zjawisk, dokonywane z pozycji w pełni świadomych rozmaitych implikacji osób, wykształconych i przewidujących, jest nieuprawnione z jednego tylko powodu - brak wyobraźni, jak mogą się rozwinąć rozmaite tendencje historyczne może zaowocować (i owocowało nieraz w przeszłości) sytuacjami, gdy reakcja będzie już bardzo trudna i mało skuteczna.Prawdziwe wielkie zło oczywiście istnieje, ale nie jako abstrakcyjne "zło" czy "dobro", jak przyzwyczajamy się myśleć, ale jako złe, gorsze, lepsze, mniej złe itp. uczynki. Jest stopniowalne i nie należy się pocieszać że to, z czym mamy do czynienia, to tylko "mniejsze zło" i nie może sumować się z innymi rodzajami zła.Opisane wydarzenia kształtują podejście do rzeczywistości wielu młodych ludzi i nie w tym problem, że to jakaś czapka, mundur czy symbol - tylko w tym, że stanowią część światopoglądu, w którym siła jest największą wartością. Czapki, symbole, itp przeminą - świadomość zostanie.
3. przebranie w cudzą dumę, z braku własnejJerzy Pomianowski • 2018-01-31

Trudno zgadnąć jak bardzo trzeba mieć narąbane w głowie, by nocą w lesie czcić urodziny Hitlera. Tortem w dodatku. Byczki idą do lasu bez butelki wódki...
Inscenizacja sama się demaskuje. Właściwie nic nie wiadomo o tych ludziach poza tym że łatwo ich podpuścić do robienia skrajnych głupot.
Czasem coś wychodzi na jaw. Na łódzkim blokowisku działała np banda nazioli składająca się z  konfidentów policji i jednego człowieka chorego umysłowo.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)