zdjęcie Autora

14 czerwca 2013

Katarzyna Urbanowicz

Serial: Babcia ezoteryczna Sezon drugi
Maluch w szkole
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Twórczość

◀ Przyjęcie na zamku czyli OBUT 2013 ◀ ► Uczulenie na Ruskich ►

           Pisząc o szkolnych testach nie uniknę odpowiedzi na pytanie o mój stosunek do wcześniejszego posyłania dzieci do szkoły. Jest on (ze wszelkimi zastrzeżeniami) pozytywny. Wypowiadam się nie tylko na swoim przykładzie. Sama byłam przez kilka lat nauczycielką klas 1-3, kompletnie nie mającą pojęcia o psychologii (to była wówczas jedna z burżuazyjnych nauk) i doświadczalnie zdobywająca wiedzę o dorosłych przeżyciach małych ludzi. A każdy z nich to odmienna od innych osobowość. Jedno trzeba by przytulić, inne poskromić, a jeszcze z innym porozmawiać. Jak z dorosłymi. Nic o nikim z góry nie można powiedzieć, niczego do końca przewidzieć.

         Oczywiście, szkoła dla dziecka jest to jakaś forma „końca dzieciństwa”. Ale czy odbiera ono to jako uciążliwość? Niekoniecznie. Jeśliby się jednak tak stało i dziecku wyraźnie całe to wcześniejsze posłanie go do szkoły szkodziło – należałoby rodzicom zostawić możliwość cofnięcia się, odwrotu. Niestety, o tym nie mówi się. I co gorzej, nikt o to nie pyta. Słowo się rzekło, kobyłka u płota — w dziedzinie, która nie poddaje się zdroworozsądkowemu przewidywaniu. Najwyżej dziecko zacznie wędrówkę po psychologach, a gdy będzie miało nieszczęście trafić na kogoś takiego, jak mój umierający mąż — niemiły, bo umierający szpitalny pacjent, zostanie dodatkowo skarcone, pouczone i naprostowane. Wszak pani psycholog pisała pracę doktorską i nie życzyła sobie komplikacji.

         Może trafić także, jak w latach osiemdziesiątych moi kuzyni ze Skarżyska Kamiennej, licealiści wysłani do psychologa na jakieś okresowe badania, którego gabinet mieścił się w... miejscowej Komendzie Milicji nawet wówczas, gdy Milicja zmieniła się w Policję i w tym niewielkim mieście uznani zostali za kogoś, kto stanął na bakier z prawem.

         Zapominamy, że przyczyną stresu dziecka raczej nie będzie nauka, a towarzystwo innych dzieci, wśród których się znajdzie. Brak swobody przeniesienia dziecka do innej szkoły lub nawet cofnięcie go do przedszkola stres taki pogłębi, a nawet zniechęci do nauki czy do szkoły w ogóle. Bo na sam rozwój intelektualny szkoła wpływa zdecydowanie lepiej niż przedszkole. A jeszcze lepiej niż wiele rodzinnych domów.

         Co mogę powiedzieć o swoich doświadczeniach? Były trudne. Poszłam do szkoły w wieku 5 lat i 9 miesięcy, a więc zdecydowanie wcześniej niż dzisiejsze sześciolatki.

         W tamtych czasach z powodu wojny i repatriacji, dzieci zaczynały naukę, kiedy chcieli tego rodzice, tyle, że każdego czekało coś w rodzaju egzaminu z poziomu. Ja byłam dzieckiem nadpobudliwym, myślącym i niesłychanie ciekawym świata, ale nie umiałam czytać i liczyć (rodzice uważali, że lepiej gdy sama zatęsknię za czytaniem, co mnie zmotywuje do nauki i niewiele książek mi czytali powtarzając: pójdziesz do szkoły to się nauczysz i będziesz sobie sama czytała. Jednocześnie miałam w domu dostęp do biblioteczki i wiele rzeczy rozumiałam z książek bez ich lektury) Poza czytaniem i pisaniem byłam dzieckiem bardzo dociekliwym i nieustannie zawracającym dorosłym czymś głowę. Dyskutowałam ząb za ząb nie mając świadomości do przystoi stworzeniu, które jak „dzieci i ryby głosu nie mają”. Rodzice chcieli, żeby przyjęto mnie przynajmniej do 2 klasy, ale nie udało się. Trochę przeszkodziła tu nieumiejętność czytania (nauczyłam się go w 2 tygodnie) ale głównie to, że byłam dzieckiem – jak mówiono wówczas – nieuspołecznionym. Większość koleżanek i kolegów miało po pięcioro-siedmioro rodzeństwa, pochodziło z biednych rodzin i nauczonych było walczyć o swoją pozycję wśród innych dzieci, a mnie drugie śniadanie przynosiła do szkoły „służąca”. Dlaczego używam cudzysłowu? Do klasy wchodziła pani woźna i obwieszczała głośno i pogardliwie: „Do Kasi przyszła służąca z drugim śniadaniem i przypomnieniem, że ma iść do ubikacji” Jakże te dzieci ze mnie się śmiały!

         Przypomniało mi się to dziś, gdy przechodziłam obok przedszkola. Panie ustawiły dzieci przed automatycznie zamykaną bramką, sprawdziły, że jest ich 21 i przypomniały „czy wszystkie dzieci odwiedziły przed wyjściem łazienkę?” Może właśnie na tym polega wyższość przedszkola nad szkołą i jego przyjazność: wszystkim dzieciom przypomina się o załatwianiu, założeniu czapek, szalików i butów, nikt się nie śmieje ani nie przedrzeźnia dzieci, które jeszcze nie nabyły pewnych przyzwyczajeń. Może właśnie o to tylko chodzi?

         Następna sprawa. Zarówno ja wówczas, jak i dzieci obecne trafią w środowisko dzieci o innych nawykach kuturowych, innych przyzwyczajeniach co do sposobu rozwiązywania konfliktów, innym poziomie – nie oszukujmy się – agresji. Jednak z tym wszystkim dziecko musi nauczyć się dawać sobie radę – wcześniej czy później. Pod warunkiem, że odczuwa sensowną i życzliwą pomoc nauczyciela, a z tym jest znacznie gorzej, niż myślimy.

         Mnie nauczycielki tłumaczyły: „Biją cię dzieci – to im oddaj”. I śmiano się ze mnie jeszcze bardziej, że Kasia jak chce kogoś uderzyć, to zamyka oczy i woła „uciekaj, bo mam zamiar cię uderzyć i z góry przepraszam”. Ile nauczycielek daje rodzicom podobne rady w przypadku dzieci o niskim poziomie agresji? Czasami robią to na przemian: najpierw instruują dziecko, że nie ma być bierne, nie stać i czekać aż go uderzą i nie uciekać, broń Boże, a za jakiś czas, gdy dziecko zasmakuje w odwecie, sypią się uwagi do dzienniczka.

         Mojego syna pani w I-szej klasie wytargała za ucho, bo powiedział jej, że zachęcanie do oddawania ciosów jest niepedagogiczne! Taki wredny gówniarz! I pani „zapodała” rodzicom na najbliższej wywiadówce, że od pedagogiki jest ona, a nie jakieś bachory. I jacyś zasrani rodzice. Nie byłam zasrana bynajmniej, ale w tamtych czasach nikt nie dyskutował z autorytetami tych, co działają w imię dobra społecznego. Więc zgryzłam to w sobie. Szkole tej nie udało się jednak rozwiązać problemu braci bliźniaków – G., o których legendy po Służewcu Przemysłowym krążą od lat sześćdziesiątych do dziś, kiedy niewiele w zachowaniu dzieci jest już nas w stanie zaskoczyć. Porządna matka, ciężko pracująca samotna kobieta i dzieciaki czorty, procent agresji, który przystoi dorosłym przestępcom i cała szkoła zastygła w lęku, co ci bracia G. jeszcze nie wymyślą.

         Od tamtych czasów – podejrzewam – niewiele się zmieniło na lepsze. Mój wnuk uczęszcza do prywatnej szkoły, ponieważ cechuje go pewna odmienność poglądów i nigdy nie gasnąca chęć do dyskusji, właściwe chyba genetycznie dla rodziny i uzyskuje wyłącznie to, że dzieci w klasie jest mniej. Rodzice płacą niemałe pieniądze i otrzymują to samo, co we wszystkich innych szkołach: ten kto myśli inaczej, ma wątpliwości, chce rozmawiać i dyskutować z nauczycielami, ma rozmaite zainteresowania, dużo czyta, a w jego głowie kłębią się setki myśli i zmagają się tysiące społecznych przekonań, jest z góry na straconej pozycji. Zwłaszcza, jeśli towarzyszy temu pewna nadwrażliwość i fizyczne „niedotykalstwo”. Dobre wyniki w nauce nie są tu ważne – istotna jest niemożliwość przycinania charakteru dziecka wedle tego, co pani sobie wyobraża jako cechę pożądaną.

Marny, niedokształcony ogrodnik kształtuje i przycina drzewko wedle wskazań tworzących ogrodzenia z żywopłotów nie bacząc na to, że to drzewko jest całkiem innym gatunkiem i inaczej należy się z nim obchodzić. Zadowolone z siebie kierownictwo szkoły uważa, że niska płaca nauczyciela jest korzystna, bo przekłada się na niższe czesne dla rodziców.

Problem więc polega zupełnie na czymś innym: jak wspierać dzieci, które „odstają”. Jak ocenić tych, którzy w badaniu OBUT 2013 uznali, że król jest okrutny, a nie, że jest sprawiedliwy? I że celem jego postępowania było napełnienie zbiornika z wodą, czy to, że chciał pochwalić się swoim bogactwem, a nie preferowanej odpowiedzi, że chciał wypróbować poddanych (pyt.9 – Po co król zorganizował przyjęcie?). Skąd autorzy testu mają tę niewzruszoną pewność, o co królowi chodziło?

Na szczęście mały człowiek przez kontakty z rówieśnikami i dorosłymi (częstsze niż wcześniej), a także mediami, wbrew intencjom szkoły, zdobywa wiedzę o działaniu społeczeństwa, o zależnościach i naciskach społecznych, o różnorodności charakterów ludzi.

I nie w tym problem, że podobno odbierze mu się dzieciństwo. Dzieciństwo, jak różne rzeczy tego świata, może być dobre i miłe, a może być złe i stresujące. Podobno nawet w niebie, na chmurkach, panuje nuda. Zawsze lepiej mieć odskocznię, choćby taką jak szkoła. Tylko para nie powinna iść w gwizdek, w ideologie, uprzedzenia i niesprawdzone poglądy, a w ulepszenia, które można i powinno się obmyślać. Nie tylko meble, umywalki, sedesy, dywany na podłodze, ale to, co i w jaki sposób trafia do głowy dzieci.

◀ Przyjęcie na zamku czyli OBUT 2013 ◀ ► Uczulenie na Ruskich ►

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)