zdjęcie Autora

11 czerwca 2020

Paweł Droździak

Serial: Psychologia i polityka
Między Skoszonym i Nieskoszonym
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ Powrót do normalności ◀ ►

Jakieś chyba ze dwa lata temu umieściłem na pewnym forum społecznościowym pytanie oto takie: dlaczego ludzie koszą trawę? Rzuciłem je w eter tak sobie, powodowany głupią jakąś myślą, ale uzyskałem wynik bardzo ciekawy, pojawiło się bowiem mnóstwo odpowiedzi i wywiązała zaskakująco emocjonalna dyskusja. Dopiero wczytując się w nią w tamtym czasie uświadomiłem sobie stopniowo, że przecież od wielu lat mnie samemu obyczaj koszenia trawy wydawał się dosyć niejednoznaczny. Trawa rośnie, człowiek kosi. Skoszone grabi, zgrabione wrzuca do worków, worki ładuje na transport i transportem wywozi a następnie trawa znów rośnie i tak w nieskończoność. Jest to, można by powiedzieć cykliczne i ustawiczne zwalczanie samej przyrody. Pracochłonne, czasochłonne i w jakimś sensie daremne bo w końcu i tak to odrasta. Czemu zadają sobie ludzie tyle trudu? Z początku pisali ówcześni forumowicze, że rzecz przecież jest oczywista. Kosi się, bo się dba. Ale kiedy poskrobać głębiej, okazuje się kilka ciekawych rzeczy. Bo w jakim sensie właściwie dba się? Co to „dba” tu znaczy? Uzyskałem takie na przykład odpowiedzi, że dba się, aby rosło i kosi po to, aby rosło. Inaczej mówiąc – że trawa właśnie dzięki temu rośnie, że się ją kosi. Koszona rośnie intensywniej, a jeśli nie kosi się jej, to z czasem rosnąć przestaje i masz klepisko bez trawy, czyli nic.

Przyrodnikiem nie jestem, w uprawie roli doświadczenia też wielkiego nie mam, z początku więc trudno mi było tu coś odpowiedzieć, wydało mi się jednak to rozumowanie mocno wątpliwe. Do tego stopnia, że przy najbliższej wyprawie za miasto, w tereny gdzie nikt nie kosi przyjrzałem się jakby nowym okiem nietkniętemu ręką kosiarza terytorium i efekt był taki, jak się spodziewałem. Trawa rośnie jak najbardziej, mimo niekoszenia. Trawa, kwiaty, wszelkie zielsko. Rośnie bujnie i intensywnie, wcale nic nie wysycha ani nie znika. Przeciwnie. No przecież wystarczy popatrzeć co się dzieje, jeśli ktoś ma działkę i długo jej nie odwiedza. Wcale przecież nie znika ta roślinność przy ziemi. Jeśli od wielu lat nie odwiedzasz, zarasta wszystko ogromnie, tworzy się cały wielki gąszcz i żadnych tam nie ma śladów, by miało coś wysychać. Trawa po pas, pokrzywy, oset, kwiaty.. Wydało mi się od razu, że to przekonanie o wzmacnianiu przez koszenie to raczej proste przeniesienie mitu o wzmacnianiu włosów. Bo taki mit przecież jest – jeśli łysiejesz, ścinaj na krótko. Ścinanie na krótko sprowokuje przyrodę do wytworzenia włosów mocniejszych, jakby przyroda sama liczyła na to, że te mocniejsze włosy tak będą mocne, że aż na nożyczki odporniejsze i tak to ścinając raz po raz aż do samej łysiny dorobisz się w końcu dzięki temu cięciu włosów gęstych i mocnych. Fryzjerem nie jestem, podobnie jak rolnikiem, ale jedno i drugie to raczej taka sama bzdura, choć trzeba przyznać, że sugestywna i widać było w komentarzach, że łatwo utrzymuje się coś takiego w wyobraźni. Jednak obalone.

Pojawiła się zatem kolejna porcja odpowiedzi. Kleszcze i owady. Kosi się, żeby ich nie było. Bo w trawie są kleszcze. Jeśli jednak porównamy wielkość kleszcza z wielkością choćby i najdokładniej skoszonego źdźbła trawy okaże się zaraz, że kleszcz spokojnie i w najlepiej skoszonym trawniku może się ukryć, a nawet groźniejszy tam jest, bo się w takiej skoszonej trawie łatwiej położysz, więc wejdzie. Dużo było różnych dyskusji o kleszczych zachowaniach, ostatecznie jednak stało się jasne, że podobnie jak w przypadku legendy o odrastaniu, także i ta opowieść o kleszczach w istocie ma coś przykrywać. W psychologii nazywa się takie coś racjonalizacją. Racjonalizacja, to pozornie racjonalne i spójne wyjaśnienie własnego zachowania, które w zasadzie trzyma się kupy, niemniej jest po prostu nieprawdziwe. Niby ma to sens, ale tak naprawdę wcale nie o to chodzi.

Nie chodzi o to, by rosło i nie chodzi o to, by pozbyć się kleszczy. O co w takim razie? Bardziej już chyba zbliżyli się do sedna ci co wskazali, że trawnik jest z definicji tworem sztucznym, w przyrodzie bowiem w takiej formie nie występuje. Oto mamy wizualizację dowolnej techniki relaksacyjnej. Wyobraź sobie łąkę, siedzisz na trawie, wokół rosną drzewa. Uspokajasz się.. Ale takie „łono przyrody” samo w sobie niemal nie wystąpi. Przepraszam zrelaksowanych, że psuję tu nastrój, lecz przecież trawa jeśli będzie, to będzie od razu wysoka, a pomiędzy roślinami o wysokości drzew a roślinami o wysokości trawy szybko pojawi się kilka pięter zarośli różnych rodzajów. No gdzie tam będziesz siedział w tych mrówkach? Nie ma takiego naturalnego terenu gdzie jest trawa do stąpania i drzewa byśmy się o nie mogli swobodnie opierać. Jeśli coś takiego znajdziemy, to tylko tam gdzie ludzie coś robili. Zatem być może kosi się trawę po prostu po to, żeby z czasem nie powstał las? Kosi się po to, żeby utrzymać pewien stan, którego bez świadomego starania utrzymać się nie da?

Ciekawe jest jednak to, jak wiele emocji ta dyskusja wzbudzała gdziekolwiek pojawiała się. Najpierw z tego powodu, że zaraz się okazywało iż ludzie nie wiedzą sami czemu koszą, a mimo to koszą. Sam trud koszenia jawił się jako wartość, której nagłe podważenie mocno okazało się irytujące. Oto cały dzień koszę, z dumą z koszenia do domu utrudzony wracam a mówią mi i pokazują, że sam nie wiem po co właściwie kosiłem. Tyle pracy, tyle paliwa do kosiarki, czasu, hałasu, cały dzień na słońcu a tu mi mówią, że właściwie wchodzę przyrodzie w szkodę, bo przecież owady, jeże, kwiaty (tym w odróżnieniu od źdźbeł trawy robi różnicę, czy im utniesz łby) no w sumie wychodzi na to, że robię jakieś głupstwo. Później z tego powodu, że nagle pokazywała się koszenia funkcja społeczna. Kosi się dla mamy na przykład. Żeby mamie pomóc. Przyjechałbyś synu i u mnie skosił. I syn jedzie. A jeśli syn odpowie, że koszenie żadnego sensu nie ma i przyrodzie szkodzi zamiast pomagać, nie służy niczemu co wtedy? No znak to nieomylny będzie dla matki, że już on matki nie kocha. Swoje ma sprawy, dla matki żadnego serca i leń i nie chce mu się kosić a koszą wszyscy, on jednak coś sobie wymyślił, jakieś podaje bzdurne usprawiedliwienia własnego lenistwa, czyli właśnie owa racjonalizacja. Tymczasem po prostu mu się robić nie chce. Kosi więc syn, by się do harmonii domowej przyczynić, a też i z domu może wyjść i tam czegoś w tym domu nie słuchać, bo coś mi się zdaje, że całkiem spora rola tych głośnych kosiarek w tym może być, aby tym dźwiękiem silnika jakieś inne dźwięki głosu ludzkiego zagłuszyć i nie słuchać, nie wysłuchiwać tam czegoś, więc wychodzisz i kosisz i się uspokajasz. Wreszcie porządek.

Jasne jest, że aby uniknąć całkowitego zarośnięcia trawników lasem, wcale nie trzeba kosić tak dużo i tak często, jak się to czyni. A jednak robi się to, ludzie to robią po kilka, kilkanaście nawet razy do roku, na działkach za każdym razem kiedy przyjadą tak aby – no właśnie – tak aby usunąć z terenu wrażenie, że „jest niekoszone”. Przybywają i pierwsze co robią, to wyciągają ze składu kosiarkę. Bo tak naprawdę na tym to polega i tu cała prawda. Kosi się po to, żeby „było skoszone” a nie było „nieskoszone”. Skoszone oznacza porządek. Branie spraw w swoje ręce. Dbanie nie w praktycznym sensie ale w takim, że człowiek nakłada znaczenie na realność. Mapę na terytorium, jak by to Houellebecq opisał. Nakłada człowiek swe znaczenia i swe staranie się na to przyrodnicze i instynktowne „po prostu dzianie się”. Wprowadza element logosu do chaosu i tym się legitymuje jako społeczny, a nie aspołeczny typ. Popatrzmy tu, a tam popatrzmy. Tu zapuszczone. A tam proszę jak ładnie. Na tym terenie ludzie nie zapuścili się, nie odpuścili, nie pozwolili przyrodzie dziać się, nie dopuścili by rzeczy szły jak idą ot tak, tylko oni na tym terenie są, działają, mają baczenie, starają się, są czujni i koszą. Dokładnie i równiutko i nie ma ściemy. Porządeczek jest i skoszone jak się patrzy.

Patrząc na rzecz czysto przyrodniczo koszenie zbyt częste jest swoistym aktem niszczenia, szczególnie w tych miejscach, gdzie nie chodzi nam jakoś koniecznie o trawę jednego rodzaju. Boisko piłkarskie jest tu dobrym przykładem. Kępki nieregularnie rosnących roślin mogą zmienić losy mistrzostw świata, więc trawa boiskowa jest trawą jak z relaksacyjnej wizualizacji. Podobnie z tysiącami hektarów zawłaszczanymi pod grę w golfa, co jest niesamowitym rytuałem dominacji nad rzeczywistością, nie sposób sobie bowiem wyobrazić ludzi o normalnym stanie posiadania, jak marnują tak wielkie tereny tylko po to, by tam absolutnie nic nie było i by przechadzać się tam, kilometrami dosłownie, z kijem i piłeczką popijając dowożone meleksem proseco. Jest w tym akcie monstrualnego marnowania terenu i czasu jakiś pokaz siły posiadacza. Jeśli mogę przeznaczyć tak wielkie tereny na golfa, mogę wszystko. Jaki jest jednak sens ustawicznego koszenia po kilka razy do roku na terenach względnie neutralnych, na przykład na miejskich trawnikach? Zaznaczanie, że ktoś coś robi. Nie ma w tym innego sensu i od paru miesięcy widzimy, że ekolodzy stopniowo zaczynają wygrywać ten spór. W Warszawie odpuścili z koszeniem. W większych miastach podobnie, choć w mniejszych nie ma takiego hipisowskiego luzu i lokalne administracje wciąż muszą zaprzeczać swym związkom z chaosem, wciąż muszą zapewniać obywateli o czujności ustawicznym koszeniem wszystkiego, czego kostką bauma pokryć się nie dało.

Zatem – nie kosić? W życiu widzimy i widzimy w polityce spór „koszących” z „niekoszącymi”. Czy dzieciom zadawać lekcje do domu i oceniać, czy też pozwolić, by same rozwijały swe zainteresowania? Czy ingerować w sferę własnych instynktów, czy nie? Nakazywać dzieciom, by jadły czy czekać aż zgłodnieją? Uczyć dzieci dobrych manier czy wyrażania uczuć? Czy polityk ma opowiadać publicznie, co u niego w domu, płakać kiedy mu się na płacz zbierze przed kamerami, czy też powinien pokazywać kontrolę i opanowanie? Czy kontrola i opanowanie to przejaw autentyczności, czy sadyzmu? Czy swobodna ekspresja to przejaw uczciwości, czy niezdolność do przyjęcia ciężaru odpowiedzialności? Widzimy te spory codziennie. Autentyczność swobodnie rosnącego buszu, czy perfekcyjność idealnie, obsesyjnie skoszonego trawniczka z rabatkami? Jedno wymaga pracy, drugie odpuszczenia. I oto mamy domy, w których ona mówi do niego „zróbże coś”, on zaś do niej „ale czemu jesteś taka niewyluzowana”. I ona coraz bardziej rozpaczliwie obsesyjna, w reakcji na jego luzacką odmowę działania, którą ona widzi tak jak ta nieszczęsna matka co syna prosi „skoś dla mnie” a w odpowiedzi dostaje, przyznajmy że nieco wyższościowy wykład o ekologii, więc wysłuchawszy sama wstaje i kosi czując, że „sama” i tylko to „sama” brzmi w jej uszach. Wyłania nam się tu widmo racjonalizacji. Czy koszenie jest po to, żeby syn pokazał miłość? Czy porządkowanie jest po to, by przykryć czający się w umyśle chaos? A czy ekologiczne odpuszczanie jest po to, by przykryć lenistwo, albo rozkład? Spór Koszących z Niekoszącymi jest w domu i w polityce wieczny i odwieczny.

◀ Powrót do normalności ◀ ►


Komentarze

[foto]
1. Namiętność przyrody do autodestrukcji. Wołanie ziemi o dębyWojciech Jóźwiak • 2020-06-12

W marcu i kwietniu b.r. była mordercza susza, trawa u mnie na trawniku nie rosła, a co wyszło zimą, żółkło. Mlecze przez oszczędność wypuszczały kwiaty prawie bez łodyg. Postanowiłem ulżyć przyrodzie i nie kosić. Kiedy w maju zaczęło padać, najpierw była ulga, że może ta zabijająca suchość gleby ustąpi. Liczyłem ile milimetrów spadło: jeden, pół, potem cztery -- to było święto! Trawa ruszyła w górę i zaczęła przeszkadzać w chodzeniu, więc przeprosiłem się z kosiarką i zacząłem kosiarkować najpierw tam, gdzie głównie chodzimy, wzdłuż ścieżek. Spore połacie pozostawiłem: niech rosną.
Ale robiło się coraz wilgotniej i cieplej i wtedy włączyła się paskudna właściwość przyrody: jest skłonność, ba namiętność do autodestrukcji. Trawa wydłużała się -- i kładła.  Czyniąc chaos i przeszkadzając samej sobie. Co się okazuje: nasza działka leży na wybitnie żyznej glebie pomokradlanej, potem jeszcze dodatkowo nawożonej przez rolników-ogrodników, którzy tu działali przed naszym ogrodem. Trawa na tej glebie, gdy ma wilgoć, rośnie niegrzecznie -- za gęsto, za masowo, za wysoko i bez siły w źdźbłach, które się kładą. Kiedyś próbowałem tu uprawiać łąkę kwietną wg. Łukasza Łuczaja -- z marnym skutkiem, bo robił się wysoki soczysty gąszcz. W tym siedlisku po prostu nie ma miejsca na trawę rosnącą jako darń. Jest obcym bytem i żeby wegetowała, musi być dręczona kosą, kosiarką. Albo bydłem, owcami lub t.p. Co jest tym bytem właściwym? Klon + wiąz + dąb. Plus orzech włoski, który też dzielnie się sieje. Gdyby Przyrodzie nie przeszkadzać, taki las by powstał i ten by dopiero zagospodarował żyzność siedliska. Plus chmiel, któremu gdyby pozwolić wszystko by zakrył.
Kiedyś dawno o tym pisałem: Wołanie ziemi o dęby.
[foto]
2. wysokie trawyTeresa Kunka Teresti • 2020-06-14

Kosić czy nie kosić? Po kwietniowych suszach zaleca się nie koszenie.
Tak , ale pod warunkiem, że w wysokiej trawie nie ma niespodzianek, tak jak ta która mnie spotkała. Poszłam z wnukami na spacer, po naszych osiedlowych uliczkach, asfalt bez chodnika a na poboczu wysokie trawy, nie koszone bo nie było zlecenia. Dzieci biegają, po trawie też, zwłaszcza jak je coś zainteresuje, a ja za nimi. W pewnym momencie poczułam przeszkodę a potem silny ból. Okazało się, że w nieskoszonej trawie ukryte są resztki kolczastego ogrodzenia, poharatałam sobie nogi do krwi. Dalsze szczegóły pominę, sprawę zgłosiłam do straży miejskiej.
Myślę, że do niekoszenia trzeba się przygotować. Trawniki, pobocza i inne miejsca należy wcześniej przygotować, np wysiać specjalne, niskopienne gatunki traw, koniczyn. Przecież wysokie trawy na poboczach dróg utrudniają widoczność. A u nas jak zwykle, ktoś rzucił hasło - nie kosimy, to bezmyślnie nie kosimy niczego.
3. Kosić - nie kosić?Ylvaluiza • 2020-06-17

Paweł Droździak: Niegdyś, gdy powstawała moda na wielkie przypałacowe trawniki, nie znano mechanicznych kosiarek a rolę kosiarzy pełniły owce. Nawoziły teren, wyglądały idyllicznie, nie emitowały CO2, nie czyniły hałasu podczas koszenia. Wówczas posiadanie tak dużych trawników miało sens. Uważam, że jeśli kogoś nie stać na owce, powinien ograniczać teren obsiany trawą wymagającą koszenia. Mało kto w Polsce posiada duży pałac potrzebujący rozległej pustej przestrzeni i perspektywy do podziwiania jego architektury. Przy niewielkim domu jednorodzinnym trawnik nie powinien być duży. Można zastąpić jego fragmenty roślinami zadarniającymi i krzewami albo dziką łąką koszoną tylko od czasu do czasu. W ostateczności lepsza jest według mnie mieszanka niskich traw z mikrokoniczyną przynosząca pożytek owadom zapylającym.Teresa Kunka: problem z drutem kolczastym to nie jest wina niekoszenia trawy tylko bałaganu pozostawionego przez osoby odpowiedzialne za ów trawnik i ogrodzenie. Wojtku: zazdroszczę tak urodzajnej gleby, która prosi się o to, by na niej uprawiać coś poza trawą. Może rośliny ozdobne (krzewy?) a może większe czy mniejsze rośliny użyteczne dla ludzi i (lub) ptaków? 
[foto]
4. koszenie trawy wg. TomasellaAdam Pietras • 2020-07-02

Prócz aspektów literackich zarówno baśniowych jak i ściśle realistycznych dociekań, lubię sobie wiele rzeczy w świecie tłumaczyć na sposób najbanalniejszy z możliwych - przyzwyczajeniem. 

Jeśli trochę poszperamy, nie będzie to jednak aż takie banalne. Arystoteles uważa choćby cnotę za przyzwyczajenie. Pascal uważa człowieka za - po części - automat. Michael Tomasello, antropolog kognitywny albo kulturowy pisze o zwyczaju jakiegoś plemienia, związanym z wyrywaniem przednich zębów. 

Sami uczestnicy tej jakże wzniosłej tradycji sami niewiele wiedzieli, dlaczego właściwie wyrywają te zęby. Mówili: "człowiek z przednimi zębami wygląda jak rekin". Tomasello coś tam pogrzebał i okazało się, że 60 czy 100 lat temu była tam epidemia jakiegoś szczękościsku. Ludzie wyrywali zęby żeby dostarczać pożywienie.

To się nazywa efekt zapadki. W skrócie oznacza to, że rzeczy, które kiedyś miały sensowne wytłumaczenie, są praktykowane do dziś, z racji mimetycznej natury ludzkiej psychiki. Człowiek rozrzewnia.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)