zdjęcie Autora

03 lutego 2013

Katarzyna Urbanowicz

Serial: Babcia ezoteryczna
Miejsca mocy i niemocy
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Twórczość

◀ Dama z jednorożcem i pokrojony pies ◀ ► Rewolucja na tratwie ►

Jesienią z naszej działki, mieszczącej się w okolicy Siemiatycz robiliśmy z mężem liczne wycieczki. Najczęściej wsiadaliśmy w samochód i zapędzaliśmy się w różne odległe miejsca, ledwo dostępne. Potem szliśmy do lasu i tam łaziliśmy. W ten sposób trafiliśmy w miejsce, którego niestety nie jestem w stanie odnaleźć, a męża już o to nie spytam. Pamiętam tylko, że było to w rejonie kilku wsi w których mówiło się po białorusku i prowadziły doń drogi brukowane kocimi łbami, więc niewiele samochodów tam się spotykało.

         Stanęliśmy w miejscu, skąd do drogi schodził z góry kamienisty żleb podobny tym, jakie spotyka się w górach tyle, że w nieco mniejszej skali. Postanowiliśmy wejść nim na górę i rozejrzeć się po okolicy. Przeszliśmy kawałek drogi, gdy z boku, po naszej lewej ręce pokazała się kopiata górka. Była bardzo dziwna, niezbyt wysoka, ale stroma, porośnięta wysokim lasem. Jej kształt sugerował usypany kopiec, ale obecność starych drzew też dziwiła — kopce na ogół są w płaskich, odsłoniętych miejscach, żeby z daleka je było widać.

         Postanowiłam wejść na górę gnana nie bardzo zrozumiałą chęcią, a mąż, poszedł za mną także zaciekawiony. Wspinaczka była krótka i ułatwiały ją gęsto rosnące drzewa między którymi łatwo było się podciągać. Na szczycie stały szeregi bardzo zbutwiałych drewnianych prawosławnych krzyży – tak jak w pobliskiej Grabarce. Jednak te krzyże wyglądały jakby były tu od zawsze, wyrastały spośród zbutwiałych albo obróconych w próchno jeszcze starszych krzyży. Poza nimi nic tu specjalnego nie było widać.

         Wówczas jeszcze niezbyt interesowałam się sprawami ezoterycznymi i zupełnie nie mogłam zrozumieć swoich uczuć w tym miejscu. Czułam się tak, jakby ktoś tu mnie ściągnął ale nie przemocą, a wszechwładnym uczuciem że MUSZĘ tu i teraz zatrzymać się w tym miejscu. Czułam w sobie ogromną siłę i otwartość, ale takie jakieś nieukierunkowane – jakby gotowe, żeby wypełnić je dowolną treścią.

         Z wielką niechęcią schodziłam na dół sama sobie się dziwiąc. Po paru dniach zapomniałam o tym wrażeniu, ale od czasu do czasu to wspomnienie do mnie wraca.

         Dziś wiem, że byłam w miejscu mocy. Nie potrafiłabym już teraz wdrapać się na ten kopiec (nawet gdybym wiedziała gdzie go szukać i gdybym go odnalazła), ale same jego przypomnienie napełnia mnie siłą. Co tam kiedyś było? Dawno, o wiele dawniej niż czas, gdy stawiano krzyże? A stawiano je pewnie przez kilka wieków.

         Dlatego wyobrażam sobie miejsca mocy jako miejsca, w których chciałoby się być (ale nie wiadomo po co).

         Ale nie wyobrażajmy sobie miejsca mocy wyłącznie jako wzgórza na odludziu, jakiegoś uroczyska czy tym podobnego matecznika, otoczonego zdziczałą przyrodą. Czasami znajdują się tam, gdzie nikt by się ich nie spodziewał.

         W moim rodzinnym domu takim miejscem był śmietnik. Dom miał trzy wejścia: frontowe, po przeciwnej stronie na taras, ale nie używane, bowiem taras był stertą potłuczonych płytek i kawałków gruzu powstałych po wybuchu jakiegoś pocisku – i trzecie wyjście, boczne od kuchni. Od tego wyjścia prowadziły trzy schodki do wiecznie wilgotnej sterty śmieci. Mieściła się ona pod parasolem srebrnej wierzby, której pędy opadały na ziemię, kryjąc pagórek. Na moim obecnym osiedlu rosną takie wierzby jako drzewa ozdobne i czasami, jesienią, gdy są przycinane, a obok leżą sterty gałęzi, zabieram jedną czy dwie gałązki na pamiątkę. Ich srebrzysty kolor i małe, białawe, okrągłe owocki są bardzo dekoracyjne, ale i przywołują na myśl tamten śmietnik.

         Kąt pod płaczącą wierzbą, stale wilgotny, śmierdzący w lecie mydlinami i wychlustywanymi z kuchennej sionki pomyjami, przywoływał rozważania o tym, jak pachnie brud. I różnymi myślami o tym, co brudne, a co czyste, jak pachnie brud czystszy i brudniejszy, gdzie gromadzi się w nieustającej wilgoci i w jaki sposób staje się sprawcą bujności zasilanego brudem drzewa. W tamtych czasach prało się w miednicy mydłem, a śmieci to były tylko kuchenne odpadki. Żadnych chemikaliów, a zapach rozkładu nie był takim smrodem, jaki bije dziś z osiedlowych śmietników. Brud i czystość były wówczas często przedmiotem nauk Kościoła i rodziców i opanowywały czasem dziecinną wyobraźnię ponad wskazaną miarę.

Dziwaczne bulwy rosnące przy opuszczonej siatce od strony sąsiadów, przez którą czasem przełaziłyśmy z siostrą wbrew zakazom, razem ze srebrzystą wierzbą osłaniały mnie od wzroku mamy często pojawiającej się na kuchennych schodkach. To miejsce utrwalone jest tylko w mojej pamięci. Ale ten śmietnik nie tylko przyciągał mnie swoją dwuznaczną, atawistyczną mocą i nadal przyciąga mnie we wspomnieniach. Był on czymś, gdzie rozkład przeradzał się w coś wręcz przeciwnego, ale umysł dziecka był zbyt słaby, żeby dać sobie radę z tłumaczeniem i interpretacją wrażeń. Nie wytłumaczony do końca trwa do dziś zrośnięty z obrazem wierzby, która nie jest prawdziwą wierzbą, takim albinosem wśród drzew. Srebrzysta ale nieczysta.

         Co tam było, pod tym śmietnikiem? Od jak dawana tam leżało i skąd się wzięło? Było dobre czy złe? Dlaczego tak fascynowało dziecko?

         Tak, jak istnieją miejsca mocy, istnieją też miejsca niemocy. Jedno z nich pamiętam doskonale, choć nie mam pojęcia gdzie się mieściło.

         Byłam wtedy dziewczynką jedenasto lub dwunastoletnią. Pamiętam starą, popękaną asfaltową drogę obsadzoną szpalerem bardzo starych drzew z wielkimi dziuplami (wtedy się ich nie cementowało) i całymi połaciami obdartymi z kory. Szłam tym szpalerem gdzieś, chyba do miejscowego kościoła na nabożeństwo wlokąc się na końcu towarzystwa rodziców i ich znajomych. Był niedzielny poranek – pora i dzień, którego najbardziej nie lubiłam. Dla dzieci przymusowe nudziarstwo. Czysta sukienka, której nie wolno pognieść. Książeczka do nabożeństwa zajmująca niepotrzebnie dłonie wyrywające się, żeby uszczknąć gałązkę, podnieść dziwny kamyk czy coś równie frapującego. W dodatku czułam mdłości, nie wiem czemu. Mdłości tym bardziej natężały się im bliżej byliśmy celu. W koronie jednego z drzew pohukiwał puszczyk i ten głos wydał mi się zwiastunem... Nie wiem czego. Chyba choroby, niemocy, przymusu, śmierci. Potem, gdy dowiedziałam się, że głos puszczyka uważa się za złowróżbny, jakoś zracjonalizowałam swoje wspomnienie. Po prostu puszczyk tak brzmi złowieszczo, to taki dźwięk nieprzyjemny, jak inne pomyślałam. Ale nigdy więcej nie miałam takich skojarzeń, choć wielokrotnie słyszałam głos puszczyka. Mieszkam przy starym cmentarzu, więc trudno byłoby go od czasu do czasu nie posłuchać. Teraz nie brzmi złowieszczo, raczej intrygująco.

         Inne miejsce niemocy, stale obserwowane, to tzw. stary bazarek w Warszawie na rogu ulicy Wałbrzyskiej. Czasami chodzę tam latem, bo w tej części bazarku sprzedawane są zazwyczaj świeże i ładne owoce i warzywa. Jest tam coś takiego, że gdy wejdę, zaraz zaczyna mi być słabo i moje serce zaczyna nierówno bić. Potwierdzają to także inne znajome osoby. Dotyczy to nie tylko samego bazarku: ścieśniono go bardzo, a wokół wyrosły wysokie apartamentowce. W jednym z nich znajduje się sklep z materiałami instalacyjnymi i za sprawą niezbornego hydraulika w ciągu tygodnia łazienkowych przeróbek kilkakrotnie musiałam tam udawać się po coraz nowe rzeczy, które akurat mu się przypomniały. Szło się do tego sklepu wzdłuż ogrodzenia bazarku i tak mniej więcej w jego połowie dopadały mnie wspomniane dolegliwości. Za każdym razem, gdy tamtędy przechodziłam.

         Mam jednak świadomość, że przyczyny mogą być całkiem prozaiczne, choć dla mnie niezrozumiałe. Wielokrotnie jeżdżąc z mężem samochodem na działkę w burzliwą pogodę odczuwałam podobne sensacje w czasie, gdy widoczne były wały chmur na przemian z czystym niebem. Takie sensacje następowały wraz z wjechaniem i wyjechaniem spod wału chmur. Podobno było to związane ze zmianami ciśnienia. Jednak przebywając w jednym miejscu, gdy chmury takie przepływały nade mną, nie odczuwałam niczego aż tak silnie. Być może zmiana była mniej nagła, a siedząc w samochodzie jako pasażer, nie zmienia się pozycji i ma się nic do roboty, więc sensacje trudno przegapić.

         Co jednak tkwi (bo nie przepływa) pod powierzchnią bazarku? Zawsze, niezależnie od pogody, samopoczucia, osób?

         Oprócz miejsc mocy i niemocy są chyba jeszcze miejsca inspiracji. Jest takie jedno zabałaganione podwórze przy starym gospodarstwie i nowo budującym się domu znajomych na obrzeżu Puszczy Kampinoskiej. Nie mam pojęcia czemu, ale czuję się tam jakbym za chwilę miała dokonać jakiegoś wynalazku albo wymyślić teorię na miarę Einsteina. Może przez ten chaos rozmaitych rzeczy, przeznaczonych do rozmaitych celów, wyniesionych z gospodarczych zabudowań lub ściągniętych skąd inąd? Taki śmietnik przedmiotów, które mogą się kiedyś przydać (przydasiów), który gromadzi większość leciwych osób.

         Tak tam wygląda otoczenie z perspektywy pól:


Może to te skrzaty działają?


Albo siła nowego życia?

Lub tunel w czasoprzestrzeni wiodący od chaosu życia do jasności?

Nie mam pojęcia. Nie ciągnie mnie do oglądania poszczególnych przedmiotów, zastanawiania się nad ich przydatnością czy przeznaczeniem. One działają na mnie jako całość, układ. Czasem tylko wzrok wyciągnie jakąś rzecz z ich masy i przez chwilę zatrzyma się na niej, umysł popłynie w nieprzewidywalną stronę, coś w nim zakłębi się — i na przykład powstanie kawałek prozy, która może stać się zaczynem tekstu, zostać przylepiona do innego albo pozostanie samoistnym wykwitem bez przyszłości i zastosowania.



◀ Dama z jednorożcem i pokrojony pies ◀ ► Rewolucja na tratwie ►


Komentarze

1. Miejsca inspiracji....YerkaNN#3337 • 2013-02-04

Zapewne Yerka również inspirowały podobne miejsca..to niesamowite..ile podobnych scen namalował w swojej twórczości :)  Wiele u niego jest "okien, dróg" widniejących jako wejście do innego świata (?) . Jasna przestrzeń w dali też takową się wydaje...drogą do innego,tajemniczego świata...w każdym razie bardziej kolorowego i fantazyjnego ....to inne, za jasną bramą jest ciekawsze, światło w tunelu do wymarzonego raju....chęć ucieczki w "ładniejszą rzeczywistość" ? Bardzo ładna inspiracja....









Kasiu, widzę podobne skojarzenia u Ciebie do Yerki ;)  ..niesamowita fantazja......


[foto]
2. O Rany!Katarzyna Urbanowicz • 2013-02-04


Niesamowite! Dziękuję, nie miałam pojecia, że ktoś taki istnieje. Pozdrawiam serdecznie i będę szukać.
3. malowanie piórem..NN#3337 • 2013-02-04

On pędzlem a Ty piórem malujesz....:)  zresztą oboje wspaniale...
[foto]
4. DziękujęKatarzyna Urbanowicz • 2013-02-04


Bez takich dyskutantów jak Ty wiedziałabym o wiele mniej, także o sobie. Obejrzałam jeszcze trochę Yerki i widzę tam także inne motywy, do których mam dość osobisty stosunek. Niesamowite!
[foto]
5. Mnie teżKatarzyna Urbanowicz • 2013-02-04


się nie udawało. To zależy od przeglądarki (chyba). w IE nie działało, w Mozilli też nie zadziałało w Gogle Chrome. Ale przekopiowałam sobie i weszłam na stronę. Dziękuję jeszcze raz.
6. ponawiam próbę linkową :)NN#3337 • 2013-02-04

może tym razem sie uda :)


http://yerka-collection.blogspot.com/

Yes....udało się :)  .. obrazy do obejrzenia..spis po prawej stronie :)
7. być może dotyczy to również ASA MONET ...hmmNN#3337 • 2013-02-05

było już późno , usiadłam na monet przed położeniem się spać i nagle pojawił się przed oczami  widok karty Tarota...z kolejną drogą wiodącą do miejsca za bramą...widok obiecujący i rozświetlony monetą....możliwe, że wizyjnie, w transie pisarskim, wyciągnęłaś kartę Asa Monet ?..bardzo ciekawe. Dla Ciebie to bardzo obiecujący symbol....potencjału?...zbliżającej się gotówki?...Tak  sobie pomyślałam o przedmiotach na Twoim zdjęciu ,otaczających ten jasny punkt wyjścia poza, czy mają jakiś udział w tym potencjale?..może tak, może nie. Czy te przedmioty są do przeobrażenia w kasę? ..może potrzebna inna wizja, która je zamieni w coś co przyniesie kasę, a może w coś co już nią jest?....jak napisał Piotr Jaczewski w pracy z wyobraźnią . Wyjść poza tę bramę i zobaczyć w wizji co tam jest takiego, kasiastego?.Życzę Ci żebyś znalazła całą kopalnię kasy po drugiej stronie bramy  :) :) :)


Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)