zdjęcie Autora

02 sierpnia 2006

Jacek Dobrowolski

Serial: Krnąbrna historia
O potrzebie odrodzenia dramatu romantycznego w nieromantycznych czasach
Posłowie do dramatu 'Dziewanna' ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ ► Dziady, czyli nie wszystko ►

Zewsząd słychać narzekania na kryzys w dramacie i teatrze polskim. Jest to kryzys sztuki wysokiej, której nie zmogła prostacka ideologia i propaganda komunistyczna, lecz która nie potrafi dać sobie rady z zalewem nowej, sprytniejszej barbarii massmedialnego konsumeryzmu. W dodatku od wewnątrz rozkłada ją dekadencki post-modernizm, fascynacja brutalizmem i chichot krytyków: "Przecież wszystko już było!".

Teatr polski, zamiast pójść śladami Brooka, Barby, Grotowskiego, Kantora, Ronconiego czy Serbana, czyli za śmiałymi wizjami i odwołaniami do wielkich wartości, kluczy między brutalizmem, a dekadencją. Dominują skrót i płaska karykatura rodem z video performance oraz żonglowanie pustą formą. Co raz częściej sztuki teatralne reżyseruje się jak filmy! Rzadko na scenie tworzy się przestrzeń dla uczuć wyższych, czy głębszej refleksji. O aktorskim kunszcie wydobywania z siebie najszlachetniejszych akordów, tak by rezonowały w widzu, zapomnieli w epoce brutalizmu prawie wszyscy, poza najwrażliwszymi. Umiejętność budzenia wzruszeń ginie, podobnie jak umiejętność grania wiersza regularnego.

A jaka forma nadawała ton europejskiemu teatrowi przez wieki? Wielki dramat. Był to wpierw obrzęd szamański, następnie u starożytnych Greków tragedia przedstawiająca walkę bohatera z przeznaczeniem przy czynnym udziale bogów. W średniowieczu był to bożonarodzeniowy i wielkanocny dramat misteryjny, dalej w renesansie dramat elżbietański o zmaganiach wielkich osobowości historycznych, czy quasi-historycznych z namiętnościami władzy i miłości oraz komedia. Następnie mieliśmy, pokrewne elżbietańskim, francuskie i hiszpańskie dramaty dworskie i komedie, i wreszcie dramat romantyczny o faustycznych lub prometejskich bojach poety z Bogiem, historią czy społeczeństwem.

Ten wielki dramat europejski miewał rozmaite formy, ale zawsze były to formy poetyckie. Ich (czasem zapomnianym) źródłem była starogrecka lub chrześcijańska choreia. Dramaty pisano wierszem i to tylko regularnym lub też posługiwano się śpiewanymi tekstami liturgicznymi. Śmiem twierdzić, że największym osiągnięciem kultury polskiej jest dramat romantyczny Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego pisany regularnym wierszem rymowanym. Dramat ten odrodził się dzięki Wyspiańskiemu i zmarł wraz z nim. W okresie międzywojennym poeci pisywali dramaty wierszem regularnym, tym niemniej nie dorównali swym wielkim poprzednikom.

Po ostatniej wojnie w poezji polskiej (w tym i w dramacie poetyckim) zarzucono rytm i rym pod wpływem poezji Zachodu, w której proces prozaizacji rozpoczął się jeszcze w XIX w., od Whitmana i Rimbauda. Tadeusz Różewicz i jego rówieśnicy uznali, że wiersz regularny całkowicie się wyeksploatował i stał się anachroniczny, podobnie jak cała estetyka post-romatyczna, nie przystająca, ich zdaniem, do gorzkich prawd epoki pieców krematoryjnych. Uznano, że należy odejść od "poezji pięknych kłamstw" i że nowe, okrutne prawdy o człowieku najlepiej jest wyrażać środkami bliskimi prozie, a więc oszczędnym i konkretnym językiem reporterskim radia i gazet oraz preparowaną mową codzienną. Zatriumfował wówczas wiersz wolny i powstał nowy gatunek, który nazywam PROEZJĄ. Przestano pisać sonety, porzucono wszelkie klasyczne kanony, roztrzaskano strofę i wers, a Białoszewski rozbił nawet słowo. Był to proces dezintegracji zastanych form poetyckich. Odkryto nowe, arcyciekawe przestrzenie i powstały wówczas wybitne poematy i dramaty pisane wierszem wolnym. Mam na myśli sztuki Różewicza, Herberta, Grochowiaka i Białoszewskiego. Natomiast dramatów pisanych wierszem regularnym stworzono po wojnie zaledwie kilka i żaden nie zachwycił.

Jednakże za tak jednostronny rozwój zapłacono wysoką cenę. Poezja liryczna odeszła od muzyki i tańca, które od czasów greckiej chorei były jej źródłem, niebezpiecznie zbliżając się do prozy i filozofii. Powstała proezja lewej półkuli mózgu - racjonalna, logiczna, dydaktyczna, analityczna i chłodna. Prawa półkula mózgu, wrażliwa na muzykę, dźwięk i rytm mowy, półkula w której natchnienie budzi obrazy symboliczne, niemal przestała brać udział w procesie powstawania wiersza. Najwyraźniej to widać w proezji Wisławy Szymborskiej.

Gdy poezja bierze rozbrat z dźwiękiem i rytmem pozbawia się mocy eufonicznej i słabnie jej zdolność budzenia wzruszeń, a przecież do katharsis prowadzi nie tylko utożsamianie się z perypetiami bohaterów, lecz również eufonia i rytm mowy wiązanej. Poeci przestali być natchnionymi śpiewakami, stając się dziennikarzami (bez ujmy dla tej znakomitej, lecz odrębnej profesji) i kronikarzami codzienności, reporterami wydarzeń lub co najwyżej filozofującymi historiozofami. Zajęli się oni analizą katastrofy europejskiej kultury wysokiej po drugiej wojnie światowej i holokauście oraz wiwisekcją rozkładu wartości etycznych, moralnych i estetycznych. Mało który poeta próbował ocalić, czyli scalić rozbity obraz świata i człowieka, by wyrazić naszą wrodzoną jedność.

Takim poetą był Zbigniew Herbert (któremu - w jego mieszkaniu przy Marszałkowskiej - jako młody człowiek czytałem me wiersze z sercem w gardle). Jego dramaty poetyckie są znakomite, choć nie pisał ich wierszem regularnym. Miał jednak takie wyczucie brzmienia słowa, że jego nieregularny wiersz ma wartości muzyczne. Również Stanisław Grochowiak, patron mego poetyckiego debiutu, stworzył dramaty poetyckie o dużych wartościach muzycznych. Także Jarosław Marek Rymkiewicz spłodził wierszem regularnym kilka świetnych komedii, fars i krotochwil i mam nadzieję, że napisze też tragedię. Niestety Czesław Miłosz nie stworzył żadnego utworu dramatycznego, nad czym należy ubolewać.

Kiedy dramaturdzy odeszli od wiersza regularnego, upadł też teatr rapsodyczny. W 1957 r. komunistyczne władze zamknęły krakowski Teatr Rapsodyczny, który tak dzielnie podtrzymywał tę wielką tradycję sceny polskiej. Tym niemniej odżywała ona w inscenizacjach dzieł naszych romantyków np. w twórczości Swinarskiego, czy w inscenizacji Księcia Niezłomnego Calderona/Słowackiego, autorstwa Jerzego Grotowskiego. Teatr rapsodyczny umarł, choć jego przedstawiciel Karol Wojtyła odrodził go, gdy został Janem Pawłem II, w monumentalnych chrześcijańskich misteriach. Odeszli też już wielcy reżyserzy-wizjonerzy, którzy potrafili jeszcze wydobyć z Dziadów całą ich moc.

Ludzie teatru zapomnieli, że wszelka odnowa dramatu poetyckiego może przyjść tylko z wewnątrz, z silnej inspiracji poetyckiej, a nie z zabaw z pustą formą lub z krojenia zwłok dramatów szekspirowskich a la modę. To nie prawda, że wszystkich już wymóżdżyła telewizja i że nikogo nie interesuje dramat poetycki. Wieczór w Teatrze Słowackiego na 50-lecie krakowskiej PWST przed kilku laty, na którym pięćdziesięciu aktorów deklamowało Beniowskiego, obalił ten przesąd. Podobnie było z inscenizacją Dziadów przez Jerzego Grzegorzewskiego w Starym Teatrze. Jest publiczność, jest jeszcze garstka świetnych aktorów potrafiących grać wiersz, brak natomiast dramatów pisanych wierszem. Lecz dramat ten się odrodzi, bo musi się odrodzić i, co mnie najbardziej cieszy, przeczuwa to sam Tadeusz Różewicz, mimo że tuż po wojnie to on polską poezję i dramat pchnął ku proezji. W rozmowie drukowanej przed laty w "Dialogu" powiedział tak: "odnowienia naszego teatru trzeba szukać jednak w tradycji europejskiej. W naszym repertuarze romantycznym albo w Wyspiańskim i Fredrze..."

II

Dziewanna to dramat misteryjny w formie komedii romantycznej o poszukiwaniu tajemnicy życia i śmierci, o potędze żądzy, i o miłości. Dotyczy też walki płci, przedstawiając pojedynek magiczny Poety z pogańską Dziewanną - boginią księżyca. Poeta, w poszukiwaniu natchnienia dla swej poezji i poznania tajemnicy istnienia, ulega fascynacji boginią, natomiast Dziewanna po prostu chce go sobie schrupać. Poeta, podobnie jak Orfeusz, stara się w swej dzikiej muzie - opętanej żądzą władzy, rozkoszy i posiadania - za wszelką cenę obudzić uczucia wyższe, zdradzając tym samym kompleks Pigmaliona. Natomiast Dziewanna chce go oszołomić swą potęgą i oczarować swym niezwykłym światem, by go sobie podporządkować i w końcu złożyć w ofierze podczas święta Kupały.

Akcja toczy się nie tylko w lasach Gór Świętokrzyskich, lecz również w niebach i piekłach. Biorą w niej udział baby jagi, magiczne zwierzęta, czarownicy, rusałki, wiły, a nawet amazonki. W końcu moc poetyckiego słowa okazuje się silniejsza od czarów i zaklęć księżycowej bogini, i poecie udaje się Dziewannę ujarzmić i uczłowieczyć. Inspiracją dla reżysera mogłaby tu być genialna inscenizacja Snu nocy letniej Szekspira autorstwa Petera Brooka.

W tym miejscu pragnę z całego serca podziękować Dorocie Segdzie, aktorce Teatru Starego w Krakowie, za jej wybitną kreację w roli Salomei w Śnie srebrnym Salomei, w reżyserii Jerzego Jareckiego, która zainspirowała mnie do stworzenia postaci Dziewanny i ułożenia dramatu.

Dramat pisałem regularnym wierszem rymowanym, pragnę jednak uspokoić zaniepokojonych czytelników i zapewnić, że ekstatyczna mowa uroczysta jest stale równoważona ironicznym dowcipem i komizmem sytuacyjnym. Dziewanna powstała na przekór naszej bezdusznej epoce, w nawiązaniu do wielkiej tradycji europejskiego dramatu poetyckiego. Nie jest to jednak tylko sadzonka, czy klon dramatu romantycznego. Stylizacja romantyczna i rymowany wiersz regularny to gleba, z której dramat wzrósł ku nowym przestrzeniom.

Dziewanna to też odpowiedź na modny obecnie i niezrównoważony pierwiastkiem męskim kult Wielkiej Bogini i tzw. "dzikiej kobiety", któremu uległo tak wiele rozgorączkowanych feministek, szamanek od "żeńskiej mocy" oraz egzaltowanych i pseudowyzwolonych neopoganek.

W Polsce gdzie życie religijne większości rodaków polega na kolektywnym jęczeniu do Mamusi, a nie na indywidualnej rozmowie z Bogiem, czy na samodzielnym stawianiu pytań o ostateczną prawdę, zrozumienie blasków i cieni archetypu Bogini Wielkiej Matki jest niezbędne. Musimy się wyleczyć z narcystycznych fumów i waporów narodowego kompleksu matki, utrudniających harmonijny rozwój zdrowych uczuć, jeśli mamy być mniej histeryczni, a bardziej świadomi i dojrzali.

Przenoszony z zachodu New Age'owy, anty-patriarchalny, feministyczny kult Wielkiej Bogini jako Gai, czy Luny (wicca), wydobywa z podświadomości zrepresjonowane uczucia i namiętności, ongiś uosabiane przez słowiańskie boginie. Niestety polskie feministki, przejmując retorykę swych amerykańskich sióstr, walczących u siebie z silnym patriarchalnym superego, czyli zaszczepionym przez purytanów obrazem starotestamentowego Jahwe, nie rozumieją, że w Polsce patriarchatu nie ma i nigdy nie było. Polską wyobraźnią narodową zawsze rządziły symbole matriarchalne. Pierwiastek męski był im podporządkowany. Polscy mężczyźni to nieodpępnieni, niesolidarni, kłótliwi i histeryczni wojownicy-matrioci, rywalizujący między sobą o to, kto jest pierworodnym czempionem Mamusi przy jej cycku, a nie karni reprezentanci patriarchalnej dyscypliny prawa i kosmicznego ładu Boga Ojca.

Pierwiastek męski w kulturze polskiej realizował się przede wszystkim w postaci syna: żołnierza, kapłana lub poety, obrońcy matki, buntownika i mściciela, a nie w postaci twardego Ojca Patriarchy, Sędziego i Prawodawcy. Owszem miewaliśmy wybitnych królów wojowników i dowódców wojskowych odgrywających role ojców narodu, ale to było dawno. Zawsze brakowało świętych królów - patronów dynastii. Ostatnim królem samowładnym (którego władza nie była ograniczona przez sejm) był Kazimierz Wielki. Ostatnim zwycięskim wodzem był Józef Piłsudski. Zaiste, Jan Paweł II stał się ojcem narodu. Był jednak, podobnie jak Prymas Wyszyński, bardziej matriarchą maryjnym jako sługa Maryi i Kościoła (Eclesii), niż patriarchą - zgodnie z tym, co sam twierdził, że Kościół jest bardziej Maryjny niż Piotrowy.

W każdym razie po przegranej przez Polskę II wojnie światowej, mężczyźni "za komuny" nie mogli odegrać swych tradycyjnych rycerskich ról i odzyskali męskość dopiero za czasu pierwszej "Solidarności". Niestety w 1989 r. złożyli ją na ołtarzu Wielkiej Nierządnicy Rynku, często stając się motywowanymi chciwością stachanowcami kapitalizmu, lub po prostu gangsterami rynku. Polscy najemnicy w Iraku też nie zdobywają rycerskiej chwały, będąc co najwyżej współczesną odmianą lisowczyków.

Dlatego też te mądre kobiety, którym udało się rozpoznać w sobie zgubne pragnienie władzy i kontroli nad potomstwem, cechujące Matkę Polkę, winny - już to jako muzy, już to jako szlachetne amazonki biznesu - pomagać swym partnerom przeobrażać się z gangsterów rynku w jego rycerzy, a nie docinać im jako "patriarchom". Dialog płci, a nie egzaltacja narcystycznymi monologami waginy i apologiami mocy krwi miesięcznej, jakimi fascynują się feministyczne pseudoszamanki, winien być podstawą porozumienia. Budowanie równowagi płci to jedno z podstawowych zadań tworzonej przez nas kultury. W tym ogrodzie przyszłości, a raczej w mieście-ogrodzie (bo do rajskiego łona nie ma powrotu), nie może zabraknąć rodzimych, wspaniałych dziewann obok holenderskich pieścichłopów, angielskich róż i litewskiej dzięcieliny.

Jeżeli nie będziemy dbać o sztukę wysoką i zadowolimy się tym, co niskie tylko dlatego, że tak dyktują alfonsi mediów Wielkiej Nierządnicy Rynku oraz bezguście uzależnionego od niej konsumenta; jeżeli będziemy tylko grzebać w naszej kulturze i w kulturach innych cywilizacji, jak w śmietniku, by łączyć ze sobą odległe od siebie elementy w sposób, który ma szokować i podniecać nasze przebodźcowane zmysły, a jednocześnie wystawiać greckie dramaty i dzieła Szekspira jak tandetne kryminały, czy telewizyjne opery mydlane, to nasze skargi, że nie doznajemy wielkich wzruszeń w teatrze będą skargami barbarzyńców, duchowych karłów, wtórnych analfabetów teatralnych, którzy zafascynowani i gwałceni chaotycznymi obrazkami i dźwiękami w coraz to szybszym montażu, nie rozpoznają już blasku i głosu prawd wiecznych, nawet gdy ktoś je w ich obecności wyraża.

Jacek Dobrowolski
jdobro@wp.pl

Tekst niniejszy, zamieszczony tu za zgodą Autora i Wydawcy, jest posłowiem w książce:
Jacek Dobrowolski. Dziewanna. Dramat. Warszawa 2006
Wydawca: tCHu, doM wYdawniczy, www.tchu.com.pl

Książka do nabycia we wszystkich chyba księgarniach internetowych, np. tchu, lideria, merlin, ksiegarnia.ksiazki, albertus, play, fantastyczna, sam24, traffic-club i inne.




◀ ► Dziady, czyli nie wszystko ►

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)