20 stycznia 2003

Bogdan Georg Eckert

Co to znaczy być poganinem?
Polemika z artykułem W. Jóźwiaka 'Poganie, neopoganie' ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Szanowny Panie Wojciechu,

W styczniowym (2003) numerze "Taraki" - odpowiadając na pytanie redakcji "Odmrocza" - napisał Pan: "Poganinem się nie jest - poganinem lub neopoganinem się raczej bywa: bywa się nim podczas brania udziału w pewnych obrzędach czy działaniach o charakterze magicznym lub artystycznym." Definicja ta jest uproszczona i w dodatku mylna. Na pytanie, czym jest pogaństwo, nie można sprowadzać tego zagadnienia tylko do wykonywania magii czy uczestniczenia w artystycznym przedstawieniu, nawet gdyby odbywało się ono w jakimś starym świętym gaju. Dla ułatwienia i zrozumienia tego zagadnienia lepiej, uproszczę to zagadnienie do: tak, jestem germańskim poganinem niemieckiej narodowości. Tym samym wyjaśniło się dużo, jeżeli nie wszystko. Pogaństwo jest czymś wielowarstwowym i należy je rozpatrywać z różnych stron. Przedstawię jedną stronę, moją, która może wydawać się tendencyjna, dlatego, że "germańska" - a nie np. celtycka, bardziej strawna; tak jednak się składa, że największym ośrodkiem praktycznego pogaństwa w Europie są tereny północnych Niemiec i Skandynawii, a nie np. Szkocji czy Irlandii. W pogaństwie, w jego wnętrzu zamieszkuje "arystokratyczny ideał życia", chrześcijaństwo przeciwstawia temu "tego najbiedniejszego z biednych", "błogosławieni są ci biedni w duchu"... itd. Z takim stawianiem sprawy poganin się nie godzi. Dla niego wzorem jest odpowiedzialny za swoje czyny człowiek, dążący do wiedzy, zawierzający swojej sile, sprawny i rozważny. Do występujących w życiu konfliktów podchodzi "na luzie", jego etyka opiera się na zachowaniu własnej godności i wykazywanie szacunku dla równo urodzonych, a nie jak w chrześcijaństwie na jakimś "pierworodnym grzechu" który pierwsi ludzie, rzekomo ściągnęli na siebie przez to, że dążyli do wiedzy i dla tego są w chrześcijaństwie "mniej wartościowi". Pogańska etyka opiera się też na afirmowaniu ciała, dążeniu do zdrowia, piękna oraz harmonii ducha z ciałem. To ostatnie nie jest jak w chrześcijaństwie tylko "grzesznym naczyniem" dla duszy, która według tej religii odłącza się od ciała i może trafić do nieba lub zostać wtrącona do piekła. Dusza i ciało są dla poganina jak dwie strony jednego medalu. Dalszymi punktami pogańskiej etyki to: czczenie swoich przodków, rozpoznanie różnorodności ludzkich ras, ścisłe związanie z naturą, czczenie matki Ziemi, zamiast sprowadzania jej do "padołu płaczu", jak czyni to chrześcijaństwo. Inaczej wygląda też sprawa przedstawienia sobie Boga, względnie Bogów. Judeo-chrześcijanie stworzyli sobie Boga, który "nie jest z tego Świata". On egzystuje poza nim. "Ich" Bóg stworzył ten Świat - twierdzą - i nawet nie myślą tego udowodnić. Do tego należy dodać - jak uczą - jest niedostępny dla ludzi, stoi poza "dobrym" i "złym" i tym samym przedstawia sobą to absolutne. To znaczy, to "absolutnie dobre i prawdziwe". Wynika z tego, że to wszystko, czym nie jest i czego nie przedstawia, jest "złem" i "nieprawdziwe". Takie stanowisko może już niejednego poganina zaprowadzić na barykady. W pogaństwie nie ma żadnego "absolutyzmu", ono wie o tym od zawsze i to w swoim postępowaniu uwzględnia, poganin nie zna rozdziału jego Bogów od spraw tego Świata, przeciwnie, Świat według niego jest zapełniony bogami. Należy jednak - o czym też Pan pisze - nauczyć się ich rozpoznawać. Najniebezpieczniejsze w chrześcijaństwie, a bardziej jeszcze w judaizmie jest, że uzurpowała sobie ta religia, a właściwie zagarnęła dla siebie na własność absolutną prawdę, uznała się za "wybrańca" i dlatego jest rzekomo w posiadaniu moralnego prawa, a nawet uważa za moralny obowiązek (prawo?) dokonywać z mesjanistyczną gorliwością "nawróceń", co jakby nie było, kosztowało życie milionów ludzi, za co nie zostali sprawcy tej hekatomby pociągnięci do odpowiedzialności. Spora liczba miejsc w Biblii potwierdza postępowanie "wybrańców" chrześcijańsko- żydowskich (n. p. Deuteronomium 12, 2-3; 13, 7-10; 13, 15-17; 20, 17; Łukasz 19, 27). Należy to całkiem spokojnie przeczytać, żeby zrozumieć tę całą pychę i zarozumiałość w dyskryminowaniu inaczej myślących, oraz straszliwe wobec nich postępowanie judeo-chrześcijan. W pogaństwie nie ma takiego roszczenia do wyłączności. Żadnemu germańskiemu poganinowi nie przyjdzie do głowy przekabacać inaczej myślących i rasowo innych, by "nawrócić" ich na wiarę nordyckich Bogów. Będzie natomiast religijny kult tego osobnika szanował i honorował, tak długo oczywiście, dopóki nie będzie przez niego zagrożony. Z tej racji pogaństwo ma prawo określać się jako tolerancyjne, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa, które w trakcie misjonowania "wykosiło" z tej Planety całe narody włącznie z ich kulturą. Słusznie też Pan zauważył, że pogaństwo jest religią. A każda religia jest formą szeroko rozprzestrzenionego wierzenia w moce wokół nas. W szczegółach różnią się wielorako, też jednak w takim stopniu, w jakim wierzący wewnętrznie i zewnętrznie tym mocom się podporządkowuje. Wysoki stopień podporządkowania, wprost drżącego poddaństwa jest głównie cechą religii orientalnych (monoteistycznych) i jest uzależniony od despotycznych praw tych starych orientalnych państw oraz absolutnej wszechwładzy panujących w nich władców i "kapłanów. Jeden z tych władców kazał nawet morze wychłostać. Tak jak bano się władców, taką samą trwogę okazywano bóstwom względnie Bogu. Zupełnie inaczej było u starych Greków, co jest jasne, a całkiem odwrotnie natomiast u Germanów. Ich stosunek do otaczających ich bóstw polegał na partnerstwie, inaczej mówiąc, na wzajemnej współzależności, która wykłada się w tym, że jedni uzależnieni byli od drugich. Z tego wynikało równouprawnienie, co wynika znowu z tego, że Germanin był wolny, niezależny, z czego był niezmiernie dumny, nie czuł przed nikim bojaźni i był każdemu równy. Najbardziej ze wszystkiego cenił wolność i niezależność. To było u ludów orientu nie do pomyślenia. W religii germańskiej (bo nią była), przepotężna władza Boga nie prowadziła do bezwzględnego podporządkowania jego wyznawcy, bo on sam posiada napięte poczucie mocy, i to właśnie, oraz zwycięstwa, które odniósł z wrogami, i życie pełne niespodzianek, które musiał przezwyciężyć, - daje mu tę moc, że wierzy w siebie. Poza tym, posiada to, czego nie ma żaden Chrześcijanin czy Żyd, - kompletnie czyste sumienie! W pewnej sadze czytamy: Hrafnkel - bohater tej sagi - podarował Freyowi, swojemu przyjacielowi Bogu, połowę tego co posiadał, postąpił tak samo, gdy dzielił się ze swoim ziemskim przyjacielem łodzią, czy pozwalał wypasać zwierzęta w swoim lesie. Ta zbudowana na partnerstwie wzajemność pozwalała jemu zmienić Boga, który zawiódł jego oczekiwania, bo podzielił się z nim uczciwie, a mimo tego nie uchronił jego od nieszczęścia. Ta germańska (czyli pogańska) filozofia wyrażała się w wolnym związku z Bogiem, który ma zrobić to (prośba, podarunek) czego on sam nie może. (Przypomniałem sobie teraz takie polskie powiedzonko: "Pomóż sobie sam, to i Bóg ci pomoże.") Nie miał ten bezpośredni stosunek do Boga nic wspólnego z brakiem szacunku czy brakiem pobożności, wynikał on z głębokiego związku z naturą i z germańskim - wysoko rozwiniętym - poczuciem własnej niezależności, a z tym też osobistej wolności. Ta zakorzeniona i odziedziczona po północnych przodkach prostolinijność, idealizm i bezpośredniość stały w ciągłej konfrontacji ze złem. Z podstępem, kłamstwem, oszustwem, morderstwami i napadami okresu przymusowego "nawracania". Pisze też Pan: "Słowianie utracili swoją etniczną religię niemal doszczętnie." Nie wyjaśnia jednak Pan dlaczego i jak do tego doszło, a to dla wielu mogłoby być niezwykle interesujące. Zaraz trochę dalej pisze Pan: "Etniczna religia Słowian była po prostu częścią obyczaju ludu, podobnie jak jego język, prawo, baśnie, pieśni, muzyka, świętowanie, stroje, stosunki pokrewieństwa i magiczne rytuały. Nikt się jej nie specjalnie nie uczył - żyła wśród swojego ludu. Tak zresztą było wszędzie - wszędzie w świecie religie etniczne nie tworzą specjalnych kościołów, lecz są po prostu częścią sposobu życia pewnego ludu." I o nic więcej nie chodzi! Słowianie-poganie swoją religię mieli (mają?), która - z pewnością - niczym szczególnym od germańskiej się nie różniła (a może jednak!). To, co występuje w religii północnych ludów (aryjczyków) wspólnie, to przede wszystkim ścisły związek z naturą. A ta na północy Europy była i jest jedna. Pisze też Pan: "Orientacja na naród, etniczną kulturę i rodzimą ziemię nie musi też oznaczać nacjonalizmu." Ale oznacza, i nie widzę w tym nic złego! Tyle tylko, że nie o "wojujący nacjonalizm" w tym wypadku chodzi, wojny prowadzi się z innych przyczyn. Obrona dziedzictwa własnych pokoleń jest niezbywalnym prawem każdego wolnego człowieka, którym chce jeszcze być i wyrazem czci dla dokonań przodków. Orientacja (dzisiaj) na multikulturę oznacza natomiast zanik tego, o czym Pan pisze w wyżej cytowanej wypowiedzi. Ten pogański system myślowy, który zna dużą ilość Bogów, nie tylko dopuszcza sporą liczbę im poświęconych kultów, lecz też dużą ilość społecznych systemów, obyczajów, obrzędów i światopoglądów. Dla poganina jest jasne, że ten "zaklepany" tylko dla siebie przez judeo-chrześcijaństwo tytuł prawny do "absolutnej prawdy" nie jest niczym innym jak rezultatem werdyktu, który ustalili pewni ludzie w pewnym miejscu historii, tym samym ta "prawda" nie jest niczym absolutnym, tylko jest czymś subiektywnym. Wielowarstwowość i tolerancja w pogaństwie zapobiega występowaniu dogmatycznej nietolerancji, propaguje wzajemny szacunek i respektuje opinie, poglądy, również kulturalne przyzwyczajenia, a w końcu przeciwdziała niszczeniu swoistości i odrębności różnych ludzkich ras. Pewna feministka i poganka (nazwisko zachowam dla siebie) wyraziła się tak: "Ta prawda - jedna prawda - nie istnieje. Prawda nie jest czymś pojedynczym i nie jest systemem. Prawda jest ciągle przybierającym zespołem całości. Ta kompleksowość wymaga dialogów, a nie dogmatów jak np. w chrześcijaństwie, które produkuje ciągle nowe (dogmaty)." Jeszcze w 1950 papież Pius XII podniósł "Cielesne wniebowstąpienie Maryi" do dogmatu. Chrześcijańska teologia nawracania w powiązaniu z religijną i polityczną nietolerancją żyje z przesłania: "Idźcie na cały Świat, nawracajcie i chrzcijcie w imię Ojca naszego" itd. Nauka ta redukuje różnorodność (wielorakość?) tego Świata do jednego modelu, naturalnie do "ich" modelu, - niby błogiego szczęścia. A ponieważ religia ta rozprzestrzeniana była przy pomocy horrendalnego gwałtu, czym zmuszono naszych przodków do jej przyjęcia, a dzisiaj przy pomocy przebiegłości i podstępu, jest zupełnie zrozumiałe, iż coraz więcej ludzi (najczęściej młodzi) pokazują tej ideologii plecy. Z przykrością, a nawet z dużą dozą niepokoju (powiedzmy) należy powiedzieć, że nauka ta opanowała praktycznie w całości Politykę, ta teoria "jedynej i absolutnej prawdy" jest dzisiaj podstawą do głoszenia przez "naszych" polityków i ich sterników "światowej jedności kulturalnej-gospodarczej i politycznej", czyli dążenia do jedynowładztwa i "Gleichmacherei" [zrównywania - przyp. red.]. Odwrotnie niż w pogaństwie, które nie tylko dąży do utrzymania różnorodności kulturalnej i religijnej, lecz do utrzymania biologicznych form całej ludzkości. Poganin (sądzę, że każdy) wie, że rodzaj ludzki powstał (rozwinął się) w różnych obszarach na Ziemi i w ciągu całego rozwoju do tych naturalnych i typowych warunków się dostosował. Eskimosi z pewnością nie będą szczęśliwi w Boliwii i odwrotnie. W pogaństwie absolutna prawda nie istnieje, nie ma też w nim dążenia do absolutnego prawa posiadania jednego boga, nie zna też żadnych ideologicznych wojen - w przeciwieństwie do monoteistycznych religii jak chrześcijaństwo, islam i żydostwo. Już od najwcześniejszego chrześcijaństwa w imię rozprzestrzeniania tej ideologii prowadzono "chrześcijańskie wyprawy krzyżowe" nie tylko po to, by "nawracać", pod tą przykrywką ukryto prawdziwe zamiary, - interesy gospodarcze i polityczne. Chrześcijańskie państwo prowadziło wojny w Europie, później wojny w Wietnamie i Iraku zdefiniowane jednoznacznie jako "wyprawy krzyżowe przeciwko złemu". Islam zna też "świętą wojnę". W Biblii czytamy, że wszystkie wojny prowadzono jednoznacznie przeciw "niewierzącym" (Amorejczykom) których wymordowano w imię jednego wszechpotężnego i "sprawiedliwego" Boga. Jeżeli chrześcijaństwo, a przede wszystkim Judaizm, czuje się w posiadaniu tej "właściwej" prawdy, to nie dziwota, że widzi w przeciwniku tylko "złego" wroga, tego przestępcę, który stoi poza ich szeregiem, bo to dobre może znajdować się jedynie wewnątrz "ich" własnego świata. Następstwem tego myślenia nie jest prowadzona fair dyskusja i rozsądne postępowanie, tylko mordować i stokrotnie mordować tego inaczej myślącego. Wrogiem zawsze był na początku ktoś w rodzaju "diabła". Dopełnieniem chrześcijańskiego samarytańskiego postępowania są permanentne wojny wewnątrz "familii". Katoliccy chrześcijanie walczą z ewangelickimi chrześcijanami (Północna Irlandia), katoliccy i ortodoksyjni chrześcijanie przeciwko Mahometanom (Sudan, Bośnia), ortodoksyjni chrześcijanie przeciwko katolickim "braciom" (Chorwacja). W imię czego? - jeśli wolno spytać. Jednego i tego samego Boga? Pogaństwo nie jest pacyfistyczne w sensie lewicowo-liberalnym, nie wyjawia też specjalnej ochoty do wojenki, co o tuzinach papieży powiedzieć nie można. W pogaństwie wysoko w kursie stoi: waleczność i odwaga w każdej sytuacji, sprawność obronna, śmiałość aż do nieliczenia się ze śmiercią, jeżeli przyjdzie walczyć o egzystencję rodziny, plemienia, narodu i kraju. Gotowe jest też składać ofiary z życia w imię wielkich celów: przetrwania, jedności i rozwoju własnego narodu. Natomiast walczyć np. dla kogoś o naftę, zdecydowanie odrzuca. Pogaństwo też dąży do władzy, po to by odpowiedzialnie nią dysponować. Monoteiści, a więc Chrześcijanie, Mahometanie i Żydzi widzą w zaprzeczaniu ich dogmatów "bluźnierstwo". Poganie natomiast widzą w nim pobudzający moment. Ten zaprzeczający nie jest żadnym "złym" bluźniercą czy heretykiem tylko przeciwnikiem w poruszonym konflikcie, a ten należy według germańskich (pogańskich) zwyczajów załatwić fair, przy czym nie wyklucza się twardej, ale rzeczowej dyskusji, w której przeciwnik jest traktowany z tym samym szacunkiem i honorem, który oczekuje się samemu. Co do kwestii "neopogaństwa", o czym Pan też wspomina, osobiście jest mi trudno zająć jakieś konkretne stanowisko. Szczerze mówiąc nie bardzo to pojęcie rozumiem. Dlatego, bo pogaństwo wbrew pozorom przetrwało i jest ciągłością, widoczne bardzo wyraźnie w średniowieczu, mniej później i coraz więcej współcześnie. Pogaństwo zachowało się w dosyć dobrej kondycji, ale w nielicznych grupach, często tylko w pojedynczych rodzinach w całej północnej Europie. Należy też dodać, że systematycznie się rozszerza. To co Pan zaleca względnie proponuje: chodzenie do kościoła, [Autor zapewne źle zrozumiał odpowiedni fragment w mojej wypowiedzi; była tam mowa o tym, że sympatyk etnicznej religijnej wrażliwości śmiało może chodzić do kościoła i brać udział w praktykach chrześcijańskich. - W.J.] uprawianie magii, branie udziału w "przedstawieniach" artystycznych sugerujących jakieś pogańskie obrzędy nie jest nawet "ersatzem" pogaństwa, tylko może być jakąś formą buntu - zdezorientowanych dzisiaj - niektórych młodych ludzi. Pogaństwo to filozofia postępowania, religia kształtująca czyste charaktery, nawiązująca do tradycji praojców i pramatek żyjących tysiące lat przed uświęceniem i wykreowaniem uniwersalnego boga przez pustynne plemię wagabundów, narzuconego siłą i wbrew woli tym "Nordmenschen". [ludziom północy - red.]. Poganin to człowiek natury, z którą żyje w idealnym wprost przymierzu. Ten stosunek do swoich Bogów jest zupełnie inny niż u tych monoteistów. U nich rządzi "ich" Bóg jak nieomylny patriarcha swoimi z urodzenia grzesznymi dziećmi. Jemu należy okazywać miłość, inaczej grozi wiecznym piekłem. Ze strachu i bojaźni przed tym wiecznym przekleństwem składa się temu Bogu hołd, ofiaruje pieniądze i dobra, składa przyrzeczenia (na ogół nie dotrzymywane ). Człowiek zniża się do pełzającego robaka. Pogaństwo nie zna tego przeciwstawienia, że tutaj wszechmogący Bóg, tam ten grzeszny człowiek. Jak już wyjaśniłem, jeden od drugiego jest zależny. Poganie mają całą kupę Bogów, którzy są niczym innym, jak synonimami dla "tego boskiego na świecie" w jego różnorodnym objawianiu się. To boskie stoi/jest w pojęciu pogaństwa wewnątrz tego Świata i wewnątrz człowieka. Dlatego jest ten człowiek potencjalnie "boski", co jest zrozumiałe, jeżeli popatrzymy na starożytnych Greków, których bohaterowie nieustannie dążyli do tego, by zostać "równi bogom". Inaczej wygląda u judeo-chrześcijan, u nich wywalił na zbitą mordę Bóg pierwszych ludzi z raju, bo skosztowali z drzewa mądrości/rozpoznania, chcieli dążyć do doskonałości. Dążenie do doskonałości nie podobało się temu Bogu i uznano to za grzech. W pogaństwie Bogowie według C. G. Junga są niczym innym jak "Archetypami ludzkiego Być", są sprawcami/stwórcami jego woli, ludzkiej egzystencji. Tym samym są produktami wiecznego biegu świata, podobnie jak człowiek, wynikiem ciągłego procesu powstawania. Dla poganina to boskie nie jest to "największe", lecz boskie jest dla niego to ciągłe powstawanie, wieczny rozwój i to wynoszące do życia. To jest ta różnica w stosunku do monoteistów. Wynaleźli sobie Boga, który nie podlega prawom ewolucji tego Świata, lecz jako absolutny początek i absolutny koniec istnieje poza rozwojem, stoi tym samym poza naturą. Człowiek wierzący w jednego Boga stoi przed obrazem, wytworem fantazji, który sam stworzył i dodatkowo ma przed nim jeszcze strach. Pogański stosunek do Bogów jest jak dążenie do ideału. W przeciwieństwie do chrześcijanina, który tylko musi się modlić i podporządkowywać zakazom, tym samym to dążenie do boskości (doskonałości) jest zabronione, wymagają ci pogańscy bogowie-ideały od człowieka, by podjął wszystkie trudy, aby im dorównać. Pogańskich Bogów nie należy utożsamiać z osobami, lecz z archetypami. Archetypy są głęboko zakorzenione w naszej podświadomości jako wartości, które w zależności od rasy (ludzkiej), w okresie ludzkiego rozwoju się ukształtowały i które w naszej podświadomości - w dużej mierze - wpływają na naszą wrażliwość. Poganin widzi we własnym rozpoznaniu (rozsądku), ten najważniejszy dowód boskości w człowieku. Nie wierzy on w cokolwiek czy w kogokolwiek, tak jak czyni to chrześcijanin. Każdy poganin wie - oczywiście indywidualnie i zróżnicowanie - mniej czy więcej o boskości świata i urzeczywistnia mniej lub więcej tę wiedzę w sobie i przez siebie. Dla poganina jest ten świat i natura czymś świętym, dokładnie jak wewnętrzny świat człowieka zróżnicowany w ludzkich rasach mających zindywidualizowany stosunek do tego świata, które szanuje. Ponieważ dla poganina Świat jak i człowiek są święte, nie może naturalnie być obciążony jakimś "dziedzicznym grzechem" (pierworodnym), który jest dla niego poniżeniem. Jeżeli jednak nie jest nim obciążony i nie ugina się pod jego ciężarem od urodzenia nie nosząc na grzbiecie żadnego "dziedzicznego pierworodnego grzechu" (samo to pojęcie jest już obraźliwe), to nie musi też być "zbawiony". Poganin nie zna żadnego "wybawienia" czy "zbawienia" i energicznie sobie to wyprasza. Chodzi tak czy owak tylko o rzecz wymyśloną przez kapłanów. Człowiek-poganin czuje się powołany do tego, by swoje życie prowadzić w wolności i kierować się ideałami, które jego przodkowie zwali "Bogami". Dla poganina jest wolność jednoznacznie kwestią silnego charakteru. Bycie "Untermensch'em", człowiekiem czy "Übermensch'em" leży w jego ręku. Nietzsche rozpoznał, że coś takiego jak ideologia grzechu, tak jak w chrześcijaństwie, w pogańskim myśleniu nie występuje. Tym bardziej więc obowiązuje to pojęcie odpowiedzialności wobec człowieka, Świata i natury. Wszystkie monoteistyczne religie uzasadniają - skierowaną przeciw ludziom - światową władzę wychodzącą z boskiego autorytetu ich kasty-kapłanów, którzy jakoby byli "pośrednikami między Bogiem i człowiekiem". Pogaństwo to uzasadnienie odrzuca. Występuje w nim co prawda przywódca wspólnoty czy prowadzący śpiew, a nawet ktoś, kto zajmuje się sprawami kultu, wynika to jednak z powodów organizacyjnych, religijną władzą nie dysponują. Monoteista kierunku chrześcijańskiego, żydowskiego czy islamskiego wierzy w absolutny początek pod pojęciem "stworzenie Świata" które zafundował jemu jego Jehowa w 6 dni. Wierzy też w absolutny koniec jako "sąd ostateczny" w którym to Jahwe czy Jehowa te wierzące owieczki oddzieli od tych diabelskich pogan. Te pierwsze zabierze do siebie, tych ostatnich wtrąci w piekielną otchłań. Ten czas natomiast między Ogrodem Edenem a sądem ostatecznym uznany został za "straszny czas ziemskiego padołu płaczu". Warto by było w tym miejscu się zastanowić, kto przyczynił się do tego, że na naszej pięknej (boskiej) Ziemi takie "padoły płaczu" tu i tam na przestrzeni ostatnich 2000 lat powstały? Kto na całych ziemskich obszarach zniszczył NATURĘ i pomiatał ludźmi? Kto Ziemię zaśmieca? I kto tę harmonię między naturą i człowiekiem wytrącił z równowagi? Z pewnością nie uczynili tego poganie! Pominę (na razie) ten temat. W końcu zapanował totalny błogosławiony pokój, wyrównanie wszystkich różnic, zrównanie ludzi do przeciętności. Tym samym ten chrześcijański "raj" jest zaprzeczeniem różnorodności natury, człowieka i człowieczeństwa. Aldous Huxley zrelacjonował ten stan następująco: to jest "we wszystkich punktach straszna wizja tego "pięknego nowego Świata"". Poczytajmy, co ma do powiedzenia naukowiec-poganin Dr Wielant Hopfner:

"Pogaństwo ma inne wyobrażenia. Zna i rozumie to wieczne w naturze umieranie i powstawanie. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są dla poganina nierozdzielne, jedno z drugim powiązane. Dlatego nie jest dzisiejsze pogańskie życie powrotem do stanu poprzedniego, tylko odwołaniem się do starych tradycji, w których dzisiaj się żyje i które dla przyszłości należy rozwijać. Dla chrześcijanina jego prapoczątek, ten "raj", z którego został wyrzucony, leży w niemożliwej do osiągnięcia dali. Ten cel, do którego wszyscy chrześcijanie dążą, to "niebo", leży też daleko i w nieznanym, poza czasem i przestrzenią. Ten chrześcijanin błądzi po tym Świecie i jest dlatego prawdziwym oderwanym od korzeni religijnym koczownikiem. W tym znajdziemy też wyjaśnienie skłonności do bagatelizowania wszystkich form osadnictwa, tradycji rodzinnych i przywiązania do ojczyzny (Heimatverbundenheit). Chrystus osobiście wymaga od swoich zwolenników, żeby opuścili ojca i matkę, żonę i dzieci by podążać tylko za nim, - w pogaństwie żądanie nie do wyobrażenia. Dla poganina jest miejsce pochodzenia miejscem świętym, to jest jego "Mutterland" [ziemia matki, macierzysta, macierzyńska - przyp. red.], gdzie się urodził, miejsce, z którym czuje się związany tak jak ze swoją rodzoną matką, - na zawsze. Tutaj zakorzenione są jego nici życia, tutaj jest jego święty środek, tutaj wykrystalizowała się jego tożsamość. To same znaczenie ma dla poganina życie jego przodków. Otaczani są tym samym szacunkiem co jego rodzina, jego ród i ludzka rasa do której należy. To są ci "najbliżsi", których kocha, bo wie, że nie jest z nimi połączony tylko duchowo, lecz przede wszystkim biologicznie. To boskie ma znaleźć chrześcijanin w kościele. (... ) Poganin szuka i znajduje to boskie nie tylko w naturze i jej różnorodności, lecz też w dziełach wybitnych ludzi. Zachód słońca może być jak wiersz, ballada, obraz czy utwór muzyczny. Odwiedza też swoje środowisko, przede wszystkim, by uczestniczyć w świętach i by udokumentować swoją wolę wolności. Tutaj znajduje też dalsze możliwości, by swój ideał boskości i wolności kultowo wyrazić"

Do tego wszystkiego o czym wyżej napisałem i co przedstawiłem w żaden sposób nie pasuje pańskie: "być może kiedyś będzie nawet tak, że kapłani Szinto lub szamani Czarnych Stóp będą nam przekazywać swoje ceremonie" (W. Jóźwiak). Niech nas nordyccy Bogowie przed tym uchronią!

Styczeń 2003

Bogdan Georg Eckert

bogdahl@walhall.zzn.com

Łatwo zauważyć, że poglądy Autora tego listu różnią się zarówno od moich, jak i od ogólnej "linii programowej" Taraki. Uznałem jednak, że tekst jest wart publikacji, ponieważ jasno wyraża te treści, które wielu ludzi uważa za typowe dla (neo)pogaństwa - tak jak najczęściej jest ono rozumiane. ---- Wojciech Jóźwiak

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)