zdjęcie Autora

14 lutego 2017

Jacek Dobrowolski

Serial: Mistrzowie i inni Znajomi
Kilka słów o Bobie Dylanie jako bardzie Ameryki
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Mistrzowie i klasycy
Tematy/tagi: Bob Dylanpoezja

◀ Wspomnienie o Małgosi Braunek ◀ ► Ekskluzywna gnoza Ezry Pounda ►

Prozaik Paweł Huelle wypowiedział się na łamach Rzeczpospolitej 13.10.2016 r., że Bob Dylan jako pisarz niczym się nie wyróżnił; przyznanie mu


Prozaik Paweł Huelle wypowiedział się na łamach „Rzeczpospolitej“ 13.10.2016 r., że „Bob Dylan jako pisarz niczym się nie wyróżnił; przyznanie mu literackiej nagrody Nobla jest czymś zaskakującym i żenującym“. Lubię opowiadania Huelle’ego, ale ten świetny prozaik nie ma chyba słuchu muzycznego i poetyckiego, i nie zna angielskiego. Usprawiedliwia go jedynie to, że polskie tłumaczenia pieśni Dylana (to jak wiadomo, pseudonim Roberta Zimmermana), są kiepskie. Cóż, prozaik może nie znać się na poezji, tak jak architekt może być daltonistą. A anglosascy poeci i krytycy cenią Dylana znacznie wyżej. Według nich jest on poetą-śpiewakiem w tradycji literatury oralnej – wyprzedzającej literaturę pisaną o tysiące lat. Dylan uprawia melorecytację, czyli recytację z instrumentem. Inkantuje swoje pieśni, tak jak rzuca się zaklęcia, albo z pasją oskarża się kogoś o zdradę, lub improwizuje wiersz miłosny. Potrafi też pisać wiersze bez muzyki, jak to widać poniżej i jest nie tylko poetą, ale również autorem trzech dzieł prozatorskich – surrealistycznej prozy poetyckiej „Tarantula“, „Pism i rysunków“ i autobiograficznych „Kronik“ wydanych po polsku przez wydawnictwo Czarne.

Jak ktoś myśli, że literatura to tylko słowa na papierze, to ma bardzo ograniczoną jej wizję. Literatura zaczęła się od mantrycznych zaklęć szamanów szukających kontaktu z nadprzyrodzonymi mocami i od opowieści bardów opiewających bohaterów, dopiero później spisanych w eposach takich jak „Gilgamesz“, “Iliada”, “Odyseja” czy anglosaski „Beowulf“. Z kolei dramat europejski ma swoje korzenie w dytyrambach ku czci Dionizosa, czyli w trojjedynej chorei (jedności tańca, śpiewu i słowa).

Liryka w starożytnym Egipcie, Grecji i średniowiecznej Prowansji była nierozłącznie związana z muzyką instrumentalną i tańcem. Greckie słowo lyricos znaczy pochodzący od liry, oczywiście od liry Apollona – wodzireja muz ku czci którego śpiewano peany. Greckie słowo strophe, skąd wywodzi się polska strofa, to obrót taneczny. Łacińska pes, czyli stopa, to miara wiersza również o rodowodzie tanecznym. Od łacińskiego ballare, czyli tańczyć, skąd balet, pochodzi ballada. Tradycja ballady w języku angielskim sięga średniowiecza, najstarsza zapisana to „Judasz“ z XII w. Jest to niezwykle żywotny gatunek literacki.

Gdy angielskie, irlandzkie i szkockie ballady i hymny religijne docierają do Ameryki przeobrażają się. Powstają takie gatunki jak: spirituals, gospels, blues, work songs (murzyńskie pieśni przy pracy na plantacjach i pieśni robotników kolejowych), piosenki kowbojskie i inne. W przypadku Dylana duży wpływ na jego twórczość wywarły pieśni z Apallachów, zazwyczaj wykonywane przy bandżo i skrzypcach oraz tzw. talking blues. Dylan zaczął od ballady bluesowej i protest songów wzorując się na wędrownym białym śpiewakuWoody Guthrie – trubadurze Wielkiego Kryzysu. Nie jest on jednak zaledwie odtwórcą tradycyjnych melodii i tematów. Dokonał w amerykańskiej pieśni folkowej i rocku rewolucji dzięki swej niezwykle bogatej surrealistycznej wyobraźni i niebywałemu talentowi do błyskawicznej narracji przy pomocy celnych metafor. Na dylanowskie apokaliptyczne wizje, upominanie się o sprawiedliwość społeczną oraz szukanie zbawienia przez miłość do Boga i człowieka wpłynęły zarówno Biblia, jak wielka tradycja poetycka Zachodu od średniowiecznych anonimów po songi Brechta. Przecież poezja przez wieki była śpiewana. Śpiewano psalmy, eposy, peany, dytyramby, canta, carminae, lais i sonety. Dopiero w XX w. zatriumfował nierymowany, często nierytmiczny, wiersz wolny i poezja zaczęła rozwijać się jednostronnie, aż stała się – "proezją". Na szczęście w połowie lat 50-tych ub. w. pojawili się poeci beat generation (Allen Ginsberg, Lawrence Ferlinghetti, Gregory Corso i sprzymierzony z nimi Gary Snyder, którzy przywrócili performatywny charakter poezji traktując zapisane kartki jako partyturę. Oni i walijski poeta Dylan Thomas, od którego imienia Robert Zimmermann utworzył swoje nowe nazwisko, wywarli przemożny wpływ na Dylana swoim dionizyjskim podejściem.

Bob Dylan to jeden z najwybitniejszych i uznanych poetów naszych czasów. Doktor honoris causa muzyki Uniwersytetu w Princeton (1970) i Uniwersytetu St. Andrews w Szkocji (2002), gdzie w laudacji profesor Neil Corcoran nazywając go „wybitnym pisarzem“ powiedział: „Dylan jest wyjątkowym lirykiem, hołdującym najrozmaitszym stylom, rodzajom i procedurom poetyckim, co sprawia, że jego dzieło jest tak złożone i przemawiające jak dzieła utalentowanych poetów drukowanej kartki. I zasługuje na krytyczne studium takiego samego rodzaju“. Dylan to zdobywca Oskara za piosenkę w 2001 r. Komandor Orderu Sztuki i Literatury Prezydenta Francji i Oficer Legii Honorowej. W 2009 r. odznaczony przez Prezydenta Baracka Obamy Państwowym Medalem Sztuki, takim samym jak Czesław Miłosz 20 lat wcześniej, a w 2012 r. również przez Baracka Obamę Prezydenckim Medalem Wolności za głoszone społeczne treści i wpływ na muzykę amerykańską. W 2007 r. otrzymał nagrodę Księcia Asturii, a w 2008 roku specjalną Nagrodę Pulitzera za „liryczne kompozycje o wyjątkowej poetyckiej mocy“. Profesor z Oxfordu, Christopher Ricks, napisał po prostu: „Bob Dylan należy do tej samej klasy twórców, co John Milton, John Keats i Lord Alfred Tennyson“, zaś Leonard Cohen nazwał go „Picassem Pieśni“, a Allen Ginsberg największym poetą drugiej połowy XX w. Brytyjski poeta laureat Sir Andrew Morton przyznał, że słucha Dylana codziennie. Dlatego nagroda Nobla za „stworzenie nowej poetyckiej ekspresji w obrębie wielkiej tradycji pieśni amerykańskiej“ nie jest zaskoczeniem. Szkoda tylko, że skoro dostał ją Dylan nie dostaną go inni amerykańscy poeci Lawrence Ferlinghetti i Gary Snyder, bo obaj są sędziwi i nie dożyją, a amerykańskich literatów, kolegium noblowskie nie rozpieszcza. Poprzednim laureatem z USA była Toni Morrison, aż w 1993 r! Leonard Cohen skwitował przyznanie Nobla Dylanowi tak: „To jak przypinanie medalu Mt. Everest za to, że jest najwyższą górą“, a nestor poezji amerykańskiej Lawrence Ferlighetti (lat 97) oświadczył, że nigdy nie wątpił w to, że Dylan jest wart Nobla.

Bob Dylan to poeta natchniony, wizjoner jak Walt Whitman i Carl Sandburg, uprzytamniający Amerykanom, kim są i jakich mają bohaterów. (Nawiasem mówiąc Carl Sandburg, trzykrotny laureat Pulitzera, komponował pieśni i piosenki, wydał antologię amerykańskich pieśni folkowych, a na wieczorach poetyckich występował z gitarą.) Dylan w swych pieśniach i piosenkach odmalował galerię typów "ludzi drogi" z amerykańskiej prowincji, a więc lokalnych bluesmenów, wędrownych muzykantów, włóczęgów, biednych farmerów, szeryfów, rewolwerowców-janosików, kaznodziejów i zawodowych karciarzy. Przywołał również w swoich słynnych protest songach ludzi skrzywdzonych i poniżonych, jak np. Hattie Carrol, czarną służącą, zabitą laską przez syna bogatego plantatora, czy Hurricane'a Cartera, wrobionego w zabójstwo bokserskiego czempiona, czy też obrońcę praw człowieka Megara Eversa, walczącego z rasizmem i zamordowanego w 1963 roku przez członka Ku Klux Klanu. Czyniąc tak, bronił godności tych ludzi i ich nobilitował, umieszczając w panteonie amerykańskiej wyobraźni. Co więcej, swych rzeczywistych i fikcyjnych bohaterów ukazywał obok prawdziwych i mitycznych bohaterów wyobraźni tradycji i kultury wysokiej Zachodu, takich jak Kain i Abel, praojciec Abraham, św. Augustyn, Szekspir, Artur Rimbaud, T.S. Elliot, Ezra Pound, Kopciuszek, Robin Hood, Ofelia, Romeo, Otello i Desdemona.

W drugiej połowie lat 60. przyjaciele ostrzegali Dylana przed ewentualnym zamachem na jego życie i z tego powodu Robbie Robertson, lider The Band, przestał z nim występować. Nb. takie pieśni jak Masters of War o producentach broni, czy A Hard Rain's A Gonna Fall, która jest hymnem antynuklearnym, nie były i nie są puszczane w radio publicznym w USA. Jednak Dylan nie chciał odegrać roli Martina Luther Kinga czy jakiegoś duchowego guru do czego go nakłaniano.

Dylanowi udaje się to, w czym celowali najwięksi mistrzowie poetyckiego paradoksu i metafory, ci, którzy łączyli to, co pospolite i codzienne, z tym, co wzniosłe. Ten amerykański bard został uznany za głos swego pokolenia, jak i swego narodu, ponieważ w sposób genialny i trafiający do przeciętnego słuchacza wyartykułował wiele bolesnych prawd o Ameryce. Jest autorem nie tylko przejmujących opowieści o losach ludzkich i alegorycznych przypowieści o losach naszej cywilizacji, ale również znakomitych ballad miłosnych i groteskowo-surrealistycznych obrazków z życia wielkich metropolii. Trzeba też docenić jego wkład w angielszczyznę, którą wzbogacił o liczne paradoksy i metafory. Jego powiedzenia weszły do języka potocznego. Dla wielu Dylan jest "filozofem drogi"i twórcą maksym jakimi można się w życiu kierować. Ludzie „mówią Dylanem“. Pięciu szwedzkich lekarzy, naukowców ze sztokholmskiego Karolinska Institut od blisko 20 lat wplata, dla zabawy, dylanowskie metafory w tytuły swoich naukowych recenzji i not.

W epoce, w której zachodnia poezja, niestety, wzięła rozbrat z muzyką i z żywym głosem, stając się tylko "proezją" dla oczu przebiegających tekst, a poeci przestali być śpiewakami, Dylanowi udało się przywrócić jej utracony rytm stóp wiersza regularnego, rym oraz bogatą eufonię. Na szczęście pojawiają się jeszcze tacy natchnieni minstrele jak Bob Dylan, z językiem w ogniu i głosem poruszającym serca i umysły.

Odwiedziny Autostrady 61/Highway 61 Revisited

Bóg rzekł do Abrahama „Syna mi zgładź“
Abe na to „Stary, nie żartuj tak“
Bóg rzecze „Skąd“. Abe odparł „Co?“
Bóg na to „Rób co chcesz Abe, lecz
Jak mnie zobaczysz, gnaj gdzie pieprz“
Abe pyta „Gdzie mam zabić, wiesz?“
Bóg rzekł „Na autostradzie sześćdziesiąt jeden tniesz “

Samowi z Georgii rozkwasili nos
Wydział Opieki dał mu stary koc
Spytał Howarda „Gdzie mam wiać?“
A Howard na to „Znam miejsce, że psia mać“
A Sam „Mów szybko, muszę spadać gdzieś“
Więc Howard colta wycelował wstecz
I rzekł „Na autostradę sześćdziesiąt jeden, leszcz“

Raz Mack Zły Paluch do Króla Louie rzekł
„Mam 40 par butów w barwach naszej flagi
I tysiąc telefonów za cztery alpagi
Czy wiesz gdzie mógłbym zmelinować je?“
A Louie Król „Stój, synu, zastanowię się,
Już mówię gdzie to wszystko zwieź,
Na autostradę sześćdziesiąt jeden bierz“

Jak piąta córka w wieczór Trzech Króli
Pierwszemu ojcu powiedziała „Co mi,
Mam skórę jak sam biały królik?“
On na to „Głupia sprawa, Julie
Zapytam drugiej matki, pech“
Lecz druga matka z siódmym synem, w deszcz,
Prują po autostradzie sześćdziesiąt jeden het

Wędrowny karciarz był bardzo znudzony
W trzeciej światowej chciał uderzyć dzwony
Już znalazł promotora, lecz ten porażony
Rzekł mu „Nie byłem uprzedzony
Nie ma problemu, zrobi się jak chcesz
Wstawcie trybuny na sześćdziesiąt jeden, cześć“

Ten boogie-blues w rockowym stylu o charakterze parodystycznej łotrzykowskiej groteski ukazał się na LP pod tym samym tytułem wydanym przez Columbię w 1965 r. Była to pierwsza niemal całkowicie „elektryczna“ płyta Dylana, szok dla dotychczasowych fanów jego akustycznej gitary. Highway 61 to autostrada wiodąca z Nowego Orleanu do Kanady przez Duluth w Minnesocie gdzie urodził się Bob, syn Abrahama(!) Zimmermana. Nazywano ją „Blues Highway“, bo to nią czarni jeździli z delty Mississipi na północ w poszukiwaniu pracy, a później biali muzycy na południe w poszukiwaniu korzeni bluesa. Wzdłuż niej wyrosły miasteczka w których urodzili się wielcy bluesmeni Muddy Waters, Son House, Charles Patton, a także Elvis Presley. To przy jej skrzyżowaniu z autostradą 49 Robert Johnson miał podpisać cyrograf z diabłem, by stać się wielkim gitarzystą i śpiewakiem o czym słyszymy w bluesach „Rozstaje“/Cross-road Blues i „Ja i diabeł“/Me and the Devil Blues. To na autostradzie 61 Billie Holiday miała wypadek po którym, nie przyjęta do szpitala dla białych, wykrwawiła się na śmierć. To w motelu przy 61-ej zastrzelono Martina Luther Kinga.

Czy Bóg każe ojcu Dylana złożyć go w ofierze w miejscu gdzie Johnson sprzedał duszę diabłu? Czy Highway 61 w 1965 roku to tylko prowincjonalna rupieciarnia pełna heroikomicznych typków spod ciemnej gwiazdy, a może symbol Ameryki pędzącej ku apokalipsie III wojny światowej? Otwarta droga to jeden z fundamentalnych mitologemów Ameryki, symbol wolności i otwartości. Wędrowiec na niej to archetypalny bohater amerykańskiej kultury: pionier poszukujący ziemi, złota, przygód, czy bandyta i ścigający go szeryf, lub opiewający ich minstrel z bandżo lub gitarą. Poemat Whitmana „Pieśń otwartej drogi“ to hymn opiewający wolność w Ameryce, a biblia beatników Jacka Kerouaca nosi tytuł „W drodze“ (On the Road). Oba te utwory wywarły duży wpływ na młodego Dylana.

Tak o Highway 61 Bob pisze w swych „Kronikach“: „Zawsze czułem, że nią wyruszyłem, nią wędrowałem i mogłem nią wszędzie dotrzeć“. Wiemy, że jako nastolatek kilkakrotnie uciekał nią z domu, za każdym razem, poza ostatnim, odstawiano go z powrotem. Utwór Dylana jest, zarówno, hołdem dla bluesmanów i mitycznej Highway 61, jak parodią jej legendy. Georgia Sam (Sam z Georgii) to ksywka ulubionego bluesmena Dylana Blind Willie McTell’a. Mac Zły Paluch (Mac the Finger), to złodziej i alfons, a Louie Król (Louie the King), to paser z Luizjany. Zimmie to szkolna ksywka Boba; w Hibbing gdzie mieszkał, po przeprowadzce z Duluth, jest bar z dylanowskimi gadżetami o nazwie „U Zimmiego“ („Zimmie’s Bar“). W 2004 w telewizyjnym wywiadzie Dylan zapytany czemu jeszcze występuje uczynił aluzję, że musi, bo podobnie jak Robert Johnson zawarł pakt z diabłem.

Musisz komuś służyć/Gotta Serve Somebody

Możesz być ministrem w Anglii albo Francji
Możesz lubić hazard, możesz lubić tańczyć
Możesz mieć pas w boksu superciężkiej wadze
Możesz być lansiarą z brylancikiem w wardze

Ale będziesz musiał komuś służyć
Tak, będziesz musiał komuś służyć
To może być diabeł, a może sam Bóg
Ale będziesz musiał komuś służyć

Możesz być rokendrolowcem i skakać po scenie
Możesz mieć w kieszeni dragi, laski na arenie
Możesz być prezesem lub złodziejem z klasą
Mogą cię zwać Doktor, nazywać cię Paszą

Ale będziesz musiał komuś służyć
Tak, będziesz musiał komuś służyć
To może być diabeł, a może sam Bóg
Ale będziesz musiał komuś służyć

Możesz być gliniarzem, możesz młodym Turkiem
Możesz być telewizji oberprezesem burkiem
Możesz być nadziany, możesz być spłukany
Możesz żyć w innym kraju pod nazwiskiem mamy

Ale będziesz musiał komuś służyć
Tak, będziesz musiał komuś służyć
To może być diabeł, a może sam Bóg
Ale będziesz musiał komuś służyć

Możesz być murarzem stawiającym dom
Możesz żyć w pałacu i wygrzewać tron
Możesz mieć broń palną, nawet liczne tanki
Możesz być burżujem, trzymać w garści banki

Ale będziesz musiał komuś służyć
Tak, będziesz musiał komuś służyć
To może być diabeł, a może sam Bóg
Ale będziesz musiał komuś służyć

Możesz być kaznodzieją, co lubi swawole
Możesz być miejskim radnym, co dostaje dolę
Możesz być fryzjerem i przycinać baki
Możesz być utrzymanką, co liczy na spadki

Ale będziesz musiał komuś służyć
Tak, będziesz musiał komuś służyć
To może być diabeł, a może sam Bóg
Ale będziesz musiał komuś służyć

Możesz nosić dżinsy, możesz nosić frak
Możesz pijać whisky, możesz lubić mak
Możesz wsuwać kawior, możesz biały ser
Możesz spać na ziemi, możesz z damą kier

Ale będziesz musiał komuś służyć
Tak, będziesz musiał komuś służyć
To może być diabeł, a może sam Bóg
Ale będziesz musiał komuś służyć

Możesz zwać mnie Terry, możesz zwać mnie Jimmy
Możesz zwać mnie Bobby, możesz zwać mnie Zimmy
Możesz zwać mnie Andrzej, możesz zwać mnie Ray
Możesz każdą ksywką, ale się nie śmiej

I tak będziesz musiał komuś służyć
Tak, będziesz musiał komuś służyć
To może być diabeł, a może sam Bóg
Ale będziesz musiał komuś służyć

Nagroda Grammy za piosenkę dla najlepszego rockowego wokalisty w 1979 r., również na LP Slow Train Coming, gatunek: gospel rock.


***

(z 11 naszkicowanych epitafiów)

noc teraz szybko mija
i po odtańczeniu swego tańca
rozbiera się
nie pozostawiając niczego prócz nagiego brzasku
dumnie stojąc
uśmiechając się uśmiechając się
obracając się obracając się
łagodnie łagodnie
niezliczoną ilość razy widziałem jak
skradała się… zostawiając mnie przytomnym
z tysiącem sennych myśli
nieoswojonych
i próbujących uciec
w takich chwilach myślę
o wielu rzeczach i o wielu ludziach
przeważnie o Sue
o kształtach łabędzia
spłoszonego nieśpiesznie
jak jelonek w lesie
a o tej porze już pogrążonej w snach
jej długie włosy rozrzucone w krąg
koloru słońca
nasycają ciemność
rozsypują światło
w piwnicach mojej wiecznej nocy
gdzie wymyślam miłosne poematy
jako biedny samotny kaleka
znający swoją moc
unicestwiania
włóczęgów
nie znających słabości
prócz dobroci
(pytasz o miłość
nie ma miłości
jest tylko w ciszy
a cisza nie mówi ani słowa)
ale Sue
ona zna mnie dobrze
i jest przede wszystkim
prawdziwą wróżką losów mojej duszy
jak myślę chyba jedyną
(pytasz o prawdę
nie ma prawdy
jakiż głupiec śmie twierdzić że ją posiada
to sprawa całkiem pijana
romantyczna? Tak,
tragiczna? nie sądzę)
drzwi dalej stukają
a wiatr nadal dmucha
budząc we mnie wspomnienia
przyjaciół i dźwięków i kolorów
nie mogą uciec
schwytane w dziurki od kluczy
Eric…brodaty Eric
daleko w Bostonie
pogrzebany pod oknem
tak mam ochotę rozkopać ziemię
ale jestem zmęczony
i nie wiem gdzie szukać narzędzi
stuk stuk
klekoczący wiatr
wtłacza do środka Geno
który skacząc po podłodze
opowiada mi o Filistynach
na których wpadł w nocy
śmieję się
piję zimną kawę i stare wino
beztroski
słucham jak jeden z mych języków
przejmuje wodze
prowadzi ścieżką
i zostawia mnie nagle…wracając z powrotem
do krańców własnej nocy
trzask drzwi i Geno
również znika
na dworze zawodzi syrena
prowadząc mnie w inną stronę
skaczę tam lecz stukot kroków z ulicy
kieruje mnie na boczny tor
(jak gdybym nie panował już
nad moją wyobraźnią)
zastanawiając się czy karaluchy
nadal łażą po kuchni Dave’a i Terri
na piętnastej ulicy
zastanawiam się czy to te same karaluchy
o tak czasy się zmieniły
Dave nadal gardzi mną za to że nie czytam książek
A Terri wciąż śmieje się z mego sposobu bycia
lecz opuściliśmy już piętnastą ulicę
przenieśliśmy się dalej…
koty na dachu naprzeciw
oszalałe z miłości
drą się do rynien
tworząc dźwięki muzyki
jedynej muzyki
i ja jestem tym który jest gotów
gotów słuchać
odpoczywając odpoczywając
i srebrny spokój
panuje już
stając się nerwami poranka
a ja podnoszę się ziewam
rozgrzany ze skaczącym tętnem
nigdy nie zmęczony
nigdy nie smutny
nigdy nie winny
ponieważ biegnę w uczciwym wyścigu
bez żadnej bieżni prócz nocy
i żadnego rywala prócz świtu

Wiersz bez tytułu z „11 naszkicowanych epitafiów“ z okładki trzeciej płyty Boba Dylana – The Times They Are A-Changin‘, Columbia, 1964. Tłumaczył Jacek Dobrowolski

Komentarz tłumacza: Sue z poematu to Suze Rotolo – dziewczyna Dylana z czasu jego pierwszego pobytu w Nowym Jorku, graficzka i aktywistka społeczna. Stała się sławna po opublikowaniu przez wytwórnię Columbia drugiego albumu Dylana The FeewheelinBob Dylan (1963), na którego okładce oboje idą objęci po ulicy.To samo zdjęcie jest na okładce wydanych w 2008 r. wspomnień Suze Rotolo pt. A Freewheelin‘ Time: A Memoir of Greenwich Village in the Sixties. Suze, gdy mieszkała z Bobem w Greenwich Village, była zaangażowana w teatr brechtowski; jej lewicowe poglądy mocno wpłynęły na Dylana. Zainspirowała go również do malowania. Prócz powyższego wiersza napisał dla niej dwie piosenki: Don’t Think Twice It’s All Right i Tomorrow is a Long Time.


* * *

...nie chciałbym być bachem. mozartem. tołstojem. joe hillem. gertrudą stein ani jamesem deanem / oni wszyscy są martwi. Wielkie książki już napisano. Wielkie maksymy wypowiedziano / zamierzam wam naszkicować obraz tego co tu się czasem dzieje. chociaż sam tego dobrze nie rozumiem. Wiem jednak, że pewnego dnia wszyscy umrzemy i że niczyja śmierć nie zatrzymała nigdy świata. moje poematy pisane są w rytmie poetyckiego zniekształcenia. dzielone przez przekłute uszy. sztuczne rzęsy / zapełnione ludźmi bez przerwy torturującymi się nawzajem, ze śpiewnym muczącym wersem opisowej pustki – widziane czasem przez ciemne przeciwsłoneczne okulary i inne formy psychicznej eksplozji. pieśń to cokolwiek co może chodzić o własnych siłach / nazywają mnie kompozytorem piosenek. wiersz to naga osoba...niektórzy mówią, że jestem poetą

Fragment poematu z okładki czwartej płyty Bringing It All Back Home, CBS, 1965 r.


Miesięcznik „Odra“ grudzień 2016. Publikacja w Tarace za zgodą Redakcji.


◀ Wspomnienie o Małgosi Braunek ◀ ► Ekskluzywna gnoza Ezry Pounda ►


Komentarze

[foto]
1. Miłośnikom enneagramuWojciech Jóźwiak • 2017-02-15

Miłośnikom enneagramu polecam pięknie przetłumaczony przez Jacka i zamieszczony powyżej wiersz ("Gospel Song") Dylana pt. "Musisz komuś służyć/ Gotta Serve Somebody". Tu jest ang. oryginał: http://www.tekstowo.pl/piosenka,bob_dylan,gotta_serve_somebody.html, a tu jest nagranie: https://youtu.be/jtIEYjNZgiU .
Wprawdzie jakiś czas temu zgodziliśmy się (w dyskusji, w Tarace, w komentarzach), że Dylan jest Czwórka (Tragiczny Romantyk), ale jednak ten wiersz-piosenka jest manifestem Szóstki! Tak, Czuwającego, złośliwie zwanego "Adwokatem Diabła".
Podejrzeń, że Dylan jest 6 nabrałem też widząc go w roli w filmie "Pat Garrett i Billy Kid".

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.
X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)