29 października 2016
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Krótkie Stanisława Obirka, oraz Doherty sprzymierzeńcem Kościoła RK
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Billa Mollisona o permakulturze ◀ ► Czwartego Venatio Jarosława Bzomy ►
W wywiadzie w serwisie Liberté! pt. „Czy Polska jest krajem katolickim?” prof. Stanisław Obirek opowiada na tamto pytanie, że nie bardzo i uzasadnia to tak:
Polski katolicyzm w swojej najbardziej reprezentatywnej formie nie jest religią, jaką stworzył Jezus z Nazaretu i z jaką mamy do czynienia na świecie – poszukującą Boga, własnej tożsamości. To religia zideologizowana, /.../ która /.../ na swoje sztandary wynosi głównie ludzi sukcesu. /../ chrześcijaństwo jest nominalnie religią krzyża, klęski i śmierci, z której się zmartwychwstaje, ale faktycznie całkowitym zaprzeczeniem tego pierwotnego impulsu religijnego.
Trochę dalej jest fragment, w którym autor o Jezusie pisze jak o historycznym człowieku:
Mamy do czynienia z pobożnym Żydem, Jezusem z Nazaretu, który swoją duchowość przeżywa bardzo głęboko, jest wyraźnie zakorzeniony w judaizmie prorockim, wrażliwy na krzywdę. /.../ I oto Jezus z Nazaretu zostaje przez innych Żydów, swoich uczniów, niemalże delegowany na wyczekiwanego mesjasza.
Wypowiedzi prof. Obirka należą do nurtu, który nazwać można fundamentalistyczną krytyką Kościoła RK lub instytucjonalnego chrześcijaństwa w ogóle. Polega ona na tym, że „nauczaniu” Jezusa tak jak zostało przedstawione w Ewangeliach przeciwstawia się późniejsze instytucjonalne chrześcijaństwo czyli kościoły i wytyka się mu/im, że odstąpiły od „prawdziwego” przekazu Jezusa, że poszły na układy lub interesy z władzą zarówno rzymskich cesarzy w starożytności, jak i nowożytnych dyktatur, że zaczęły służyć „możnym” i „światu” – i przy okazji włączają się tu gnostycko-manichejskie smaczki.
Fundamentalistyczni krytycy kościołów powinni zapoznać się z poglądem Earla Doherty'ego. Który wykazuje, że Jezus tzw. historyczny nie istniał, a początkiem chrześcijaństwa nie była jego rzekoma „misja”, tylko medytacje i wizje Kefasa, które dalej przetworzył i propagował Paweł z Tarsu (tzw. później św. Paweł), a Jezus w Ewangeliach był literacką fikcją.
Co z tego wynika? Najprościej to, że nie było tak, że chrześcijaństwo miało „dobre, super-dobre początki”, a z biegiem czasu zostało wypaczone przez praktyki ludzi Kościoła, którym spodobała się władza. Było inaczej: chrześcijaństwo od samego początku było ruchem obrażonych na świat gnostyków, którzy wymyślili sobie boskiego mściciela, który przyjdzie z nieba, zrobi porządek z całym tym znienawidzonym przez nich światem, a ich zabierze ze sobą „w obłoki”. Pierwotne chrześcijaństwo Kefasa i Pawła (ale nie Jezusa, który był zmyślony) było formacją dużo bardziej dziwaczną i nieżyciową niż późniejsze kościoły. Późniejsi chrześcijanie i ludzie kościoła wykonali sporą pracę, aby swoją nieżyciową założycielską doktrynę jednak dopasować do życia, w którym trzeba płodzić i rodzić dzieci, uprawiać ziemię, handlować, służyć władcom, bronić swojej własności przez napastnikami i umierać zanim się będzie „wziętym w obłoki”.
Co nie całkiem im się udało.
Książka myślana chociaż niewymieniona:Earl Doherty, "Jesus: Neither God Nor Man. The Case for a Mythical Jesus", Ottawa 2009. Także w Amazonie i jako e-book.
◀ Billa Mollisona o permakulturze ◀ ► Czwartego Venatio Jarosława Bzomy ►
Komentarze
To, co w chrześcijaństwie, tym pierwotnym, jest niepokojące i odrzucające, to nie tyle to, co wzięte z judaizmu, a to co gnostyckie. (Nie w sensie, że Paweł i towarzysze uczyli się u gnostyków, tylko że sami byli gnostykami, ponieważ ich własna sekta, powstające chrześcijaństwo, należała do powstającego gnostycyzmu.)
Gnostyckie, czyli wrogie życiu, "światu", widzące realny świat jako "królestwo szatana", wyczekujące zbawiciela, który przyjdzie, zniszczy to i dla swoich ulubieńców na nowo stworzy "nowe niebo i nową ziemię". Co potem szeregi głupków powtarzały na swoje sposoby, wśród nich Marx Karl i Tolle Eckhart.
Chrześcijaństwo jednak zawierało punkty, które NAM się podobają. :)
1) Z bardzo daleka widzę, że przez dość długi czas przed św. Janem zaczyna się hellenizacja judaizmu, która kulminuje w początkowym chrześcijaństwie Pawła i jego teoretyka ("politruka") Jana. Jest zarazem drugi nurt (pewnie jest ich więcej) esseńsko-ebionicko-nazarejski, wewnętrznej reformy judaizmu, który swoje zwieńczenie znajdzie właśnie w judeochrześcijaństwie: tym czymś, co jest między judaizmem, zwłaszcza faryzejsko-saducejskim, a poganochrześcijaństwem.
2) Czynienie z pierwotnego chrześcijaństwa religii wrogiej życiu wydaje mi się pewnym uproszczeniem. Otóż w przeciwieństwie do bardzo egoistycznego (etnicznego) judaizmu, w który wpisane jest panowanie nad światem (czynienie go sobie poddanym), w tym również nad innymi religiami i narodami (plemionami), pierwotne chrześcijaństwo wycofuje się z agresji, postuluje miłość: Boga i bliźniego, zachowując szacunek dla życia (tym bardziej że judeochrześcijaństwo nie zrywa ze Świątynią Jerozolimską, a więc z Prawem).
3) Natomiast tęsknota metafizyczna za Królestwem Bożym jest zrozumiał tak z powodów egzystencjalnych (bytowych), jak i historyczno-politycznych. Wojny, które prowadzili Żydzi z Rzymianami (lub na odwrót) były wojnami totalnymi, również przeciw cywilom. Ponadto Żydzi byli w niewoli. Ideologię miłości Nietzsche będzie interpretował jako resentyment, ale ta ścieżka nie była wyborem łatwiejszej drogi.
4) Nie jest dla mnie zbyt ważne, czy Jezus istniał, czy nie. Początków chrześcijaństwa upatrywałbym jednak nie tylko w wizjach Piotra, ale i działalności Szymona Sprawiedliwiego i in., a nade wszystko św. Jana. Aberracyjne dziś (wtedy wytłumaczalne "stanem wiedzy"), wydaje mi się traktowanie go jako Boga, zrodzonego z dziewicy itd. Krytyka fundamentalna chrześcijaństwa ma sens, b
A ja myślę, że Jezus istniał. Od zbyt wielu wiarygodnych ludzi słyszałem wiarygodne dane na ten temat. Ale jest to dla mnie zbyt mało interesujące, żebym się tym zajmował głębiej.
Słabo widzę, żeby medytacje Kefasa mogły być źródłem tak mocnym, żeby ludzie w ich sprawie szli na męczeńską śmierć. Z samym zresztą Kefasem i jego koleżką Szawłem na czele.
"Aberracyjne dziś (wtedy wytłumaczalne "stanem wiedzy"), wydaje mi się traktowanie go jako Boga, zrodzonego z dziewicy itd."
Nie no, nie róbmy ze starożytnych Żydów naiwnych dzieci, które nie wiedzą, skąd biorą się dzieci!
Przecie argument z "legionisty Pantery" był już znany starożytnym i już Ewangelia św. Mateusza rozprawia się z nim niejako avant la lettre, wymieniając w rodowodzie Jezusa wszystkie przypadki "obyczajowo niesłuszne", a więc Tamar, nierządnicę Rachab, Rut i żonę Uriasza Hetyty. Tak więc w obyczajówce towarzysze żydowscy byli raczej mocni, nie róbmy z nich, powiadam, dzieciąt niewinnych jako te lelije.
Na koniec zaś - albo w Ewangeliach piszą prawdę, albo łżą. Jeśli piszą prawdę, to uznanie kolesia robiącego wino z wody, a następnie chodzącego po tafli jeziora czy też rozmnażającego chleb, za Boga, wydaje się raczej racjonalne niż aberracyjne i dystans czasowy nie ma tu znaczenia. Dziś też mielibyśmy z takim człowieniem pewien dysonans poznawczy. Jeśli zaś Ewangelie łżą, to kończymy z całym tym wywodem jak poeta Bezdomny.
Nie rozumiem argumentu.
Ja mówię tak: Otóż starożytni Żydzi wiedzieli, że do powstania dziecka konieczne jest obcowanie pomiędzy kobietą a mężczyzną, choć oczywiście nie ogarniali technikaliów.
I otóż, fakt że ktoś urodził się bez udziału mężczyzny był uznawany za "nad-naturalny, cudowny" czyli właśnie coś raczej nietypowego.
Zgoda, że mieściło się to w światopoglądzie żydowskim, zwłaszcza że na kogoś takiego właśnie czekano z nadzieją. Ale dość wiedzieli o biologii, fizyce itd. żeby uznawać tę sytuację za nietypową, nadzwyczajną. Pod tym względem nie różnili się od nas.
Oczywiście mówimy o mitach /baśniach, ponieważ jakichkolwiek historycznych świadectw o tym nie ma, nie było i być nie mogło.
"nie różnili się od nas" --- Plebs w tamtych czasach żył w zupełnie niepojętym dla nas świecie zaludnionym przez bóstwa, demony i cudotwórców, podobny był mentalny świat ówczesnych religijnych fanatyków (Saul, Kefas itp.). Jeśli chce się zrozumieć mentalne uwarunkowania początków chrześcijaństwa, trzeba patrzeć na dzisiejsze "zaczarowane" sekty, a jeszcze lepiej na fundamentalistycznych imamów.
Nie jest tak, że tamci ludzie "nie różnili się od nas". Przeciwnie, dzieliła ich od nas przepaść.
Mówimy o mitach, baśniach i dogmatach.
Tak, to trudno sobie wyobrazić: świadomość człowieka w I w. n.e.
"Z punktu widzenia nauki coś takiego jest niemożliwe, podobnie jak bilokacja czy zamiana wody w wino, co dopuszczają równe "wiary", ale nie w naukowa wiedza. "
No zgoda, na tym polega jeden z aspektów cudu. W pięknym moralitecie o grzechu i nawróceniu "Pulp Fiction" ujęte jest to tak:
JULES Do you know that a miracle is?
VINCENT An act of God.
JULES What’s an act of God?
VINCENT I guess it’s when God makes the
impossible possible. And I’m sorry
Jules, but I don’t think what happened
this morning qualifies.
JULES
Don’t you see, Vince, that shit don’t
matter. You’re judging this thing
the wrong way. It’s not about what.
It could be God stopped the bullets,
he changed Coke into Pepsi, he found
my fuckin’ car keys. You don’t judge
shit like this based on merit. Whether
or not what we experienced was an
according-to-Hoyle miracle is
Proszę pisać w języku polskim.
Myślę, że jest Pan dość inteligentny, aby wiedzieć, że nie wszyscy znają język angielski, i na tyle skromny, aby zdawać sobie sprawę z tego, że Pana komentarze nie są aż tak ważne, aby inni komentatorzy i czytelnicy zadawali sobie trudu tłumaczenia.
No dobrze. Więc chodzi o to, że w cudzie nie chodzi o materię, powiedzmy przemianę Coca-Coli w Pepsi, tylko o wpływ na człowieka - że ten człowiek wychodzi z przekonaniem, że w danym miejscu i czasie zadziałał sam Bóg Wszechmogący.
I teraz: mamy dość świadectw naukowców z patentami, także z naszej oświeceniowej względnie postoświeceniowej epoki, że badali jakieś zjawisko, powiedzmy zdrowego który był chorym albo materię, która z pewnością była wafelkiem, a dziś wygląda jak mięsień sercowy człowieka, żeby uznać, że są tylko następujące możliwości:
a) dani naukowcy są albo głupi albo łżą
b) dani naukowcy stwierdzili zjawisko nie do opisania z perspektywy normalnej nauki.
Ponieważ jest oczywiste, że KK do żadnych początków nie wróci, to (paradoksalnie czyli "nie do wiary"!) logicznym sojusznikiem Kościoła stają się ustalenia Earla Doherty’ego (i podobne) mówiące o tym, że Jezus nie istniał, a chrześcijaństwo powstało w sposób zupełnie nie-nadprzyrodzony, poprzez dociekania i wizje-objawienia w środowisku religijnych radykałów.
Oczywiście, ludzie Kościoła takich poglądów nie zaakceptują. Ale widzą przecież, że te anty-jezusowe poglądy ich wspierają, ponieważ bardziej podkopują stanowisko ich przeciwników czyli fundamentalistów ewangelicznych, których przykładem jest prof. Obirek.
Podobny wniosek wynika: wracanie do początków i źródeł, czyli oryginalizm (tak to nazwijmy) jest niebezpieczny (destrukcyjny) dla katolików.
(Konieczne słuchamy Sadego, koniecznie czytamy Doherty’ego, chociaż książka gruba i po angielsku. "Jesus: Neither God Nor Man. The Case for a Mythical Jesus", Ottawa 2009. Także w Amazonie i jako e-book.)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.