28 października 2007
Piotr Piotrowski
Aktualność religii greckiej, czyli filozoficzne zmagania z mitem
Wypowiedź w sondzie Taraki pt. 'Religia Greków i Rzymian dziś'
Kiedy Wojciech Jóźwiak zwrócił się do mnie z prośbą o ustosunkowanie się do kwestii "Jaką by była religia starożytnych Rzymian i Greków, gdyby nie wyparło jej chrześcijaństwo?", natychmiast przyjąłem zaproszenie do dyskusji, bo sprawa wydawała mi się co najmniej intrygująca. A to dlatego, że w tym pytaniu kryje się w istocie teza, która - jeśli dobrze to odczytuję - brzmiałaby mniej więcej tak: Religia Greków mogłaby się mieć całkiem dobrze, gdyby nie wyparło jej chrześcijaństwo (lub jakaś inna zinstytucjonalizowana religia).
Nie wydaje mi się, żeby taką tezę dało się w jakikolwiek sensowny sposób obronić. Religii starożytnych Greków nie wyparło bowiem chrześcijaństwo, lecz filozofowie, którzy z punktu widzenia myślicieli chrześcijańskich byli przecież poganami. To oni byli pierwszymi krytykami swojej religii, którzy dystansując się do tradycyjnych wierzeń i mitologicznych opowieści zdołali wykształcić coś, co dzisiaj nazywamy myśleniem racjonalnym. W ten sposób Grecy stali się fundatorami całej filozofii zachodniej i co za tym idzie nauki w ogóle. Tak więc jeśli ktokolwiek wyparł religię grecką, ba - nawet ją ośmieszył, to nie byli to chrześcijanie, lecz pogańscy Grecy, którym skądinąd nie można odmówić pobożności. Mówiąc wprost: to nie chrześcijaństwo zdetronizowało greckich bogów, to wątpiący, krytyczny, a nierzadko także cyniczny Rozum unieważnił "nadprzyrodzone" status quo bogów. I dokonało się to na długo przed narodzinami Jezusa i zinstytucjonalizowaniem się nowej religii. (Inaczej sprawa wyglądała z religią rzymską, ale ten temat pozostawiam innym dyskutantom.)
Można oczywiście pytać o to, jaki dziś byłby świat, gdyby w VI wieku p.n.e. jońscy filozofowie przyrody nie zaczęli w swoim - że tak powiem - ontologicznym zdziwieniu dociekać natury bytu. Doprawdy trudno wyobrazić sobie taki świat, a już na pewno trudno wyobrazić sobie w takim świecie tego typu dyskusję, prowadzoną w dodatku na łamach serwisu internetowego, jakim jest "Taraka". Bo przecież naukowe i co za tym idzie także techniczne zdobycze cywilizacji poniekąd również zawdzięczamy krytycznie nastawionym do swojej religii Grekom.
Co więc było takiego w religii greckiej, że zdołała ona wyhodować na swym łonie myśl spekulatywną (logos) tak różną od mityczno-poetyckich kosmogonii tłumaczących na swój przeddyskursywny sposób (mythos) powstanie świata oraz w ogóle jego naturę? Odpowiedź na to pytanie nie jest ani nowa, ani skomplikowana. Przede wszystkim religia grecka nie była religią objawioną, a więc nie miała też swoich świętych ksiąg, tym samym prawd w nich zwartych nie trzeba było strzec niczym obwarowanego licznymi tabu sacrum. Nie było więc kapłanów strzegących dogmatu, czuwających nad czystością przekazu ani nad formą sprawowanych obrządków. Kapłani zresztą nie cieszyli się w Grecji jakąś uprzywilejowaną pozycją społeczną. Ta religia nie potrzebowała takich dostojników. To była religia naturalistyczna (personifikacja natury i pojęć abstrakcyjnych), która doskonale obywała się i bez dogmatu, i bez jego strażników, a więc także i bez zorganizowanej instytucji.
Poza tym Biblią Greków były poematy Homera i Hezjoda, a więc pisma jak najbardziej świeckie (choć mające charakter religijny), które z jednej strony zaspokajały duchowe potrzeby i kształtowały duchową formację starożytnych, stanowiąc wzór psychologiczno-moralnych postaw, z drugiej zaś strony tłumaczyły rzeczywistość w jej całości, czy wręcz totalności, i tym samym opisywały funkcjonowanie materialnego kosmosu, którego nierozerwalną cząstką czuł się każdy Grek. Co więcej, bogowie greccy przedstawiani przez poetów byli tak samo naturalni jak ludzie; różnili się tylko tym, że byli potężniejsi, bardziej idealni, no i oczywiście nieśmiertelni. Ale mimo to mieli takie same ludzkie wady i zalety, słabości i przywary, toteż łatwiej było się z nich śmiać, niż się do nich modlić.
To właśnie ta ontyczna bliskość bogów i ludzi pozwalała człowiekowi ich zdetronizować i tym samym zdystansować się do świata boskiego opisywanego przez mity. A że dodatkowo religia grecka pozbawiona była dogmatu, to tym samym pozostawiała duży zakres swobody dla filozoficznych spekulacji. Warto dodać, że nieśmiertelni bogowie nie filozofują, a człowiek filozofuje właśnie dlatego, że musi umrzeć. Filozofia okazała się więc swoistą konkurentką religii, stała się po prostu świeckim gwarantem nieśmiertelności, którą cieszyli się greccy bogowie.
Ale żeby tak się stało, człowiek musiał najpierw zakwestionować religię, co w przypadku Greków oznaczało zakwestionowanie wiarygodności mitu. Jeśli dzisiaj potocznie sądzimy, że mit jest fikcją, zmyśleniem, nieprawdą, to taką "demitologizację" mitu zawdzięczamy właśnie Grekom, którzy jako pierwsi odważyli się poddać mit krytycznej analizie. Tym niemniej, jak twierdzi Hegel, system religijny i system filozoficzny (a później także naukowy) mają ten sam przedmiot badań, albo też aspirują do odkrycia tej samej prawdy, tyle że religia (mythos) czyni to na sposób wyobrażeniowy, mityczno-poetycki, podczas gdy filozofia wyraża ową prawdę w sposób pojęciowy i dyskursywny (logos). Tak więc odpowiadając na pytanie Wojciecha, należałoby stwierdzić, że gdyby religia Greków nie została wyparta (niezależnie od tego, przez co wyparta), to by znaczyło, że żyjemy dziś w świecie bez filozofii, bez myśli spekulatywnej, a więc także bez nauki. A takiej sytuacji nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, chociaż na przykład Husserl poprzez swoją redukcję fenomenologiczną usiłował pokazać drogę prowadzącą do czystej świadomości, kiedy zawieszamy wszelkie sądy i założenia na temat świata i jego istnienia. Ale - jak mniemam - nie jest to ten kierunek, który by Wojciecha najbardziej interesował, ponieważ problem postawiony przez redaktora "Taraki" tyczy się nie fenomenologii, lecz tak naprawdę czegoś, co można by nazwać aktualnością religii greckiej.
Tak więc należałoby zapytać, czy rzeczywiście jest tak, że mit - jako kategoria wyobraźni - faktycznie został "zdemitologizowany"? Czy logos rzeczywiście uśmiercił mythos oraz czy mythos w ogóle da się uśmiercić? Czy te kategorie to odpychające się bieguny (jak chcieli to widzieć myśliciele Oświecenia, a później także i pozytywiści), czy też może mythos i logos to dwie strony tego samego medalu, a więc uzupełniające się wizje świata? Na te pytania odpowiedź nie musi być wcale oczywista, ale wydaje się, że problem aktualności greckiej religii (także tej elitarnej, ezoterycznej, orfickiej i misteryjno-alchemicznej) najwygodniej byłoby rozważać właśnie w tak zarysowanym polu dociekań.
Zwraca bowiem uwagę fakt, że ani jońscy filozofowie przyrody, ani Heraklit, ani z pewnością także pitagorejczycy, ani nawet Platon (który sam wielokrotnie posługiwał się kategorią mitu), ani również Arystoteles (twierdzący, że ten, kto kocha mit, jest w pewien sposób filozofem), tak naprawdę nigdy nie zdołali całkowicie oderwać się od tej mitotwórczej gleby, w której - jak się okazuje -tkwią korzenie Rozumu. Poza tym, to właśnie Platon rozprawiający o Demiurgu i najwyższych Ideach, a Arystoteles o Pierwszym Poruszycielu w istocie położyli podwaliny pod filozoficznie "uwiarygodniony" monoteizm chrześcijański. Doktorzy Kościoła bowiem znaleźli w pismach filozofów greckich rozwiązania, które niemal w całości skopiowali. Tak więc to nie jest tak, że religia grecka została wyparta; przez swą nie-dogmatyczność religia ta po prostu przygotowała grunt, który najpierw "zapłodnił" pogańskich filozofów rozprawiających o idei jednego Boga, a z kolei ci "zapłodnili" później myślicieli chrześcijańskich, czyli tych bezlitosnych pogromców pogańskich wierzeń.
Ale to jest jeden aspekt tego zagadnienia, poprzez który chciałem zasygnalizować, że zasilany mitotwórczym materiałem grecki Rozum stał się narzędziem umocnienia chrześcijańskiego dogmatu. Drugi aspekt tych rozważań tyczy się kwestii autonomiczności logosu, ściślej mówiąc tego, czy religia grecka (mythos) rzeczywiście została wyparta tak, że wszelki ślad po niej zaginął. Moim zdaniem, nie. Aktualności mitu można się doszukać nie tylko w rozważaniach filozofów greckich, lecz także w dociekaniach myślicieli i uczonych zachodnich. Trudno przecenić znaczenie, jakie miał na przykład symbolizm solarny na ukształtowanie się heliocentrycznej teorii Kopernika. Trudno wyobrazić sobie również dokonania Keplera, który nigdy nie sformułowałby swoich praw odnoszących się do ruchu planet, gdyby nie był zasilany myślą pitagorejską (będącą filozoficznym wariantem misteryjnego orfizmu). Bo to właśnie głoszona przez pitagorejczyków harmonia świata legła u podstaw naukowych odkryć Keplera. Nie bez mitycznej "winy" jest również ojciec nowoczesnej mechaniki Izaac Newton, który przez swoje zainteresowania alchemiczną transmutacją (mającą w istocie greckie korzenie) odkrył siły grawitacyjne utrzymujące ciała w stałej równowadze sympatii i antypatii, o której rozprawiali i stoicy, i hermetycy.
Nie da się więc ukryć, że nowoczesna nauka, a ich ojcami byli Kopernik, Kepler i Newton, została ufundowana na swoistym spojeniu tradycji mitycznej z filozofią. Co więcej, nowoczesna nauka w zdesakralizowany sposób nieświadomie kontynuuje starożytny mit alchemii grecko-egipskiej. Tak jak starożytna alchemia próbowała opanować, przyspieszyć i udoskonalić rozwój Natury, tak samo nowożytna nauka usiłuje zmieniać i przekształcać Naturę po to, by uczynić ją wydajniejszą i bardziej płodną, co bezpośrednio znajduje swój wyraz zarówno w postępie przemysłu, jak i w ogóle w pozytywistycznym przekonaniu o naukowym postępie. Tego typu idee nawet jeśli są wyrażane poprzez dokonania Rozumu, to jednak mają swój korzeń w micie. Bo Rozum "produkujący naukę" nie jest autonomiczny (jak wyobrażał to sobie Kartezjusz), lecz został on ukonstytuowany na mitotwórczej glebie, wobec której - co starałem się pokazać wyżej - pozostaje w zależnym związku.
Tak więc jeśli Wojciech pyta o aktualność religii greckiej, zarówno w jej egalitarnym znaczeniu (homeryckie mity), jak i w znaczeniu elitarnym (misteria, alchemia, hermetyzm i in.), to nie pozostaje mi nic innego, jak podkreślić, że ta aktualność obecna jest nie tylko w filozofii i myśli chrześcijańskiej, lecz także w nauce, która poprzez swój rozumowy projekt "odczarowania" świata kontynuuje w istocie projekt mityczny, od którego tak naprawdę nie zdołała się wyzwolić. Zapomniano bowiem, że logos i mythos to nie przeciwstawne bieguny, lecz po prostu dwie strony tego samego medalu, toteż skutkiem ubocznym owego postępującego "odczarowania" świata jest coraz mocniej powracający projekt jego ponownego "zaczarowania", wyrażający się choćby w "tarakowych" zainteresowania szamanizmem. Ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.
Piotr Piotrowski
Bydgoszcz, 28 października 2007
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.