05 kwietnia 2018
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Czyja piękniejsza katastrofa?
◀ Harariego. Historia naszego gatunku i cywilizacji na 500 stronach ◀ ► Harariego „Homo deus” ►
Wszyscy staliśmy się katastrofistami. Gra idzie o to, czyja katastroficzna oferta bardziej się spodoba.
Wszyscy staliśmy się katastrofistami. Gra idzie o to, czyja katastroficzna oferta bardziej się spodoba.
Pogląd, że ludzkości grozi – i już nadciąga – katastrofa, stał się powszechny. Różnice są w tym, czym ona będzie. Wpływowy obóz głosi, że koniec przyniesie nam AI, Artficial Intelligence, sztuczna inteligencja. W obrębie tego obozu są różnice, czy nastąpi to szybko i gwałtownie, a więc sztuczna inteligencja, kiedy już się ocknie w jakimś megakomputerze lub w globalnej sieci, to ekspanduje w super-umysł, nieskończenie przerastający nas, w ciągu godzin, po czym uzna, że nie jesteśmy jej do niczego potrzebni... i to będzie koniec, bo przystąpi do likwidacja nas. Tak uważa np. Nick Bostrom i dlatego zaleca instalacje, w których są prowadzone próby z AI, trzymać odcięte od internetu i w hermetycznym pancerzu zaopatrzonym w ładunki wybuchowe, które przy pierwszej próbie manipulowania przez AI całe laboratorium zniszczą. – Czy proces kreacji sztucznej inteligencji będzie szedł na tyle powoli, że my, jak ta podgotowywana żaba, nawet nie zauważymy, kiedy dostaniemy się pod zupełną kontrolę AI i już nie będzie odwrotu.
Ilustracja wzięta z: https://cosmosmagazine.com/mathematics/the-mathematics-of-disaster
Katastrofa przez AI należy do klasy katastrof postępowych. Łączy je to, że rozwój lub postęp wciąż trwa, nic się nie załamuje, ale w jego wyniku w pewnym momencie nie poznajemy siebie, bo gatunek Homo sapiens przeobraża się w coś innego. W przypadku katastrofy przez AI zastępują nas maszyny logiczne, a raczej procesy logiczne lub obliczeniowe oderwane od umysłu ludzkiego zaczynają działać samodzielnie przejmując kontrolę nad „światem” czyli nad ziemskim eko-info-systemem, nas spychając na bok lub (jak prognozuje i straszy Bostrom) w niebyt.
Katastrofa przez AI ma postać zręcznej pułapki z przynętą. Przynętą jest wzrost sprawczości (ang. agency) jaki dla ludzi wynika z użycia zaawansowanych algorytmów, wynagradzany kasą czyli zyskiem. Przynęta wabi, wchodzimy w kanał posługiwania się zaawansowanymi algorytmami i ich „społecznościami” (jeden algorytm jest jak pojedyncza mrówka, ale wkrótce robi się z nich zespół-sieć jak mrowisko) i w pewnym momencie klaps – nikt ludzki nie wie jak to działa, dokąd idzie i jaka logika tym powoduje. W co rozwinie się dalej AI, nie mamy wpływu, albo jakoś tak dziwnie zostajemy ustawieni, że przestaje to nas obchodzić. (Ludzi religijnych już teraz to nie obchodzi.)
Ilustracja wzięta z: https://answersafrica.com/earthquake-everything-you-must-know-about-this-catastrophic-natural-disaster.html
Drugą katastrofą z klasy katastrof postępowych jest katastrofa przez nieśmiertelność. Ta też ma postać pułapki z przynętą, a przynęta jest jeszcze bardziej atrakcyjna, ba! po prostu nie odrzucenia. Na początku są technologie medyczne wsparte inżynierią genetyczną (dobrze o nich pisze Grzegorz Lindenberg w „Niedługo stworzymy boga”, a także Y.N. Harari w obu swoich książkach) obiecujące wzmocnienie zdrowia i fizycznej formy, likwidację chorób i zapobieżenie starzeniu, a ich skutkiem ludzie stają się a-śmiertelni – termin Harariego oznaczający nie jakąś widmową nieśmiertelność metafizyczną, tylko potencjalne przedłużanie życia i zdrowia poprzez odpowiednie zabiegi „re” – rejuniwacyjne i resetujące organizm. Co nie zwalnia od śmierci skutkiem wypadku, zamachu lub samobójstwa. Żyjącym przykładem są golce, które nie starzeją się i nie są genetycznie zaprogramowane na śmierć ze starości w określonym wieku – inaczej niż ludzie. Skoro tamtym gryzoniom udało się wyewoluować taki fizjologiczny mechanizm, to pewnie nie ma zasadniczych powodów, żeby podobnego nie dało się zaimplementować ludziom. Wariantem przedłużania jednostkowego bytu w potencjalną nieskończoność jest przesiadka mózgowej inteligencji wraz z jednostkową świadomością do komputera; obszernie rozważa to Bostrom. Innym wariantem cyborgizacja, czyli zastępowanie zużytych narządów sztucznymi; o tym wielu autorów, wśród nich z dużą uwagą Harari w „Sapiens...”. Ale gdzie tu katastrofa? – Bo w wyniku powstaną istoty nie będące, co do swej psychicznej, a zapewne i fizycznej konstrukcji, ludźmi, takimi jak my teraz.
Katastrofy postępowe na tym polegają, że postęp ludzkości trwa niezmordowanie, imperatyw „alleluja i do przodu” pracuje bez poważnych zakłóceń, ale w wyniku pasażerowie zostają dowiezieni do innego przystanku niż spodziewali się dojechać, gdzie w lustrze widzą kogoś innego.
Ilustracja wzięta z: https://securityintelligence.com/disaster-fraud-criminals-capitalizing-on-catastrophes/
Ten meta-scenariusz ma szczególny wariant, wynikający stąd, że nie wszyscy na tę podróż się załapią i przewiduje się śmiertelny konflikt (смертный бой – po rosyjsku dużo lepiej to brzmi!) tych szczęśliwych z tamtymi pominiętymi. Nieśmiertelnych z umierającymi tradycyjnie, cyborgicznie lub sztucznointeligentnie poprawionych z własnocielesnymi itp.
Katastrofy postępowe można nazwać jasnymi. Bo światło wiedzy, nauki, oświecenia, postępu, gospodarczego wzrostu i etycznej subtelności nie gaśnie lub coraz bardziej się rozświeca. Ale jednak u końca nie ma nas, takich jak dziś siebie znamy. Ich przeciwieństwem są katastrofy ciemne, które ewokują obraz miasta dotkniętego wyłączeniami prądu. W ich trakcie cywilizacja zostaje tknięta kolapsem lub z niemiecka Untergangiem. Mechanizm pułapki z przynętą działa tu w najlepsze; przynętą jest Bóg Wzrost, naczelne bóstwo religii kapitalizm, a monitorem, czyli rózgą przywracającą na miejsce w szeregu (lub psem zaganiającym owce w kierdlu) jest zasada wspólnego pastwiska, czyli: „gdy ja użyję kroku mądrego, to zginę od tych trzymających się głupich kroków”. Dla niechwytających przydatne wyjaśnienie. Jeśli ja zacznę oszczędzać wspólne pastwisko i spasać je mniejszą liczbą krów, to nieprzezorny sąsiad wprowadzi w to miejsce swoje krowy, ja przezorny stracę, a pastwisko i tak szlag trafi, erozja je obróci w wydmę ruchomego piasku. Jeśli „ja”, tzn. np. Unia Europejska, przejdzie na energię z wiatru i atomu, i tak nie powściągnie globalnej emisji CO2, ponieważ inni współgracze, powiedzmy Indie lub Kanada uznają, że skoro Europa zrobiła wolne miejsce dla emisji, to oni w to miejsce wskakują. Albo jeśli „ja”, to znaczy subnordyckiej rasy i mówiąca po słowiańsku populacja Polski przezornie będzie rodzić tyle dzieci, aby uzyskać stałą liczbę swoich członków (co już robi!) i wejść w równowagę ze swoim lokalnym środowiskiem, znaczną jego część pozostawiając samorosnącym lasom, żubrom i czystym jeziorom, to i tak guzik z tego będzie, ponieważ na jej miejsce wkrótce sprytnie wejdzie populacja muzułmańsko-afrykańska z właściwym sobie tempem demograficznego wzrostu podwojenie co 30 lat i nasze śliczne miejsce pod Słońcem przetworzy po swojemu na Somalię. – Kończę wyjaśnienie.
Do niedawna, jakieś 20 lat temu, najchętniej propagowany był wariant ciemnej katastrofy polegającej na wyczerpaniu surowców, głównie metali i nafty. Mieliśmy zadusić się z surowcowego głodu. Teraz górę wziął wariant GO, globalnego ocieplenia, gdzie dusimy się z przegrzania, spowodowanego nadmiarem CO2 zrzucanego do atmosfery jako uboczny produkt pozyskiwaniu energii ze spalania. Drugim dusicielem-przegrzewaczem jest metan, emitowany przez hodowane na mięso-mleko miliardy przeżuwaczy i ulatniający się z arktycznych klatratów. Cóż za ironia! Oto ludzkość, która miała zmarnieć od braku węglowodorów (nafty, gazu) i z szaleństwem w oku wyszperywała je z najdalszych kątów globu, zginie, ale z przegrzania skutkiem nadmiaru tychże węglowodorów w powietrzu!
Ilustracja wzięta z: https://www.reuters.com/article/us-safrica-drought-dayzero/south-africa-declares-drought-a-national-disaster-idUSKBN1FX1BI
Tamte starsze katastrofy ciemne polegające na wyczerpaniu surowców pozostają jednak wciąż w mocy; na czele z głodem, skutkiem końca zasobów uprawnej gleby przy wciąż szaleńczo powiększającej się populacji i jeszcze szybciej rosnących jej konsumpcyjnych potrzebach. Kontrą na to jest wizja genetycznie wydoskonalonych super-odmian plonów (tak czytamy np. u Lindenberga), ale co z tego, kiedy spirala wzrostu pociągnie dalszy przyrost ludzi, których gdzieś trzeba zmieścić, zapewne w miastach liczących nie 30 milionów jak teraz, ale 300 milionów, a może 30 miliardów, czemu nie? Bo gdzie granica tej spirali? Dla upraw granicą jest powierzchnia, dostępna woda i energia, i jakiś globalny śmietnik do zrzucania używanej chemii.
Jeszcze pozostają (w ofercie...) prostackie katastrofy przypadkowe: asteroida. Super-wulkan. Czasowy zanik pola magnetycznego. Wybuch na Słońcu. Betelgeza (taka gwiazda w Orionie) ma wybuchnąć jako supernowa, ale to akurat podobno ma nie być zbyt groźne, bo zaświeci tylko jak Księżyc w pełni. – Przypadkowe, bo bez związku z „postępem” ludzi na Ziemi, chociaż fantazja dopuszcza, że za nimi stać będzie jakaś Karząca Ręka, bat na naszą pychę.
Dodam moją ulubioną, chociaż mało zauważaną i niepopularną katastrofę: genetyczna modyfikacja naszej jelitowej bakterii Escherichia coli (na której robi się chyba 90% wszystkich eksperymentów z genami i biochemią), celowa, przypadkowa lub na zasadzie „bo jakoś tak głupio wyszło...”, w wyniku której ten mikrob uzłośliwi się, a ponieważ każdy człowiek nosi go kilka kilogramów w jelitach, to... Pozostawiam ciąg dalszy wyobraźni.
W wyżej naszkicowanym sensie obecnie wszyscy są/jesteśmy katastrofistami, a dyskurs czyli ogólne przekomarzanie się idzie o to, czyja katastrofa jest piękniejsza. Tym swobodnym cytatem z Kazandzakisa mógłbym zakończyć.
Ilustracja wzięta z: http://www.climatecentral.org/news/decade-of-disasters-in-asia-pacific-19622
Ale jeszcze usprawiedliwię się, dlaczego ja znalazłem się w tym obozie. Obozie katastrofistów. Dlaczego mój umysł lgnie do ich wyobrażeń. (Chociaż mógłby medytować.)
Jednym powodem jest troska. Powód szlachetny i podwyższający samoocenę, samo-mniemanie.
Drugi powód jest niski i jest nim resentyment. Tak, ten najgorszy, według Nietzschego, z Gesinnungów. Na widok pychy utożsamienie się z Karzącą Ręką losu, gładzącą tę pychę.
Ale głębiej jest jeszcze jeden motyw. Jest nim życzenie próby – życzenie progu. Ci, którzy powiększają się wciąż i wciąż, powinni w którymś momencie natrafić na próg. I na tym progu przejść przez próbę. Przez sprawdzenie, egzamin. Ci, którzy dotąd żyją w fikcji, powinni skonfrontować się z Rzeczywistym. Życzę sobie być świadkiem, jak od Rzeczywistego w jakąś inną fikcję nie uciekną. W sporze Wyobrażonego z Rzeczywistym merkurianie mają skłonność ratować się ucieczką w znowu-fikcję (re-fikcję), podczas gdy apolinianie stają na twardym gruncie realu. To jest ich siła i przewaga (i nowa definicja) – niekoniecznie muszą być zacofańcami, chłopstwem, moherstwem. (Nie wyjaśniam dziwnych słów: kto czytał moje teksty, wie z czym je kojarzyć.) O tym, o czym tu mowa, mówi mit o nagich wojownikach, którego dość nową odnowę dał Lem w „Niezwyciężonym”, 1964, mało kto z dziś żyjących już był wtedy na świecie. C.d. zapewne n.
A, jeszcze golec!
Ilustracja wzięta z: https://www.sciencealert.com/naked-mole-rats-nonageing-gompertz-law-longevity-calico
◀ Harariego. Historia naszego gatunku i cywilizacji na 500 stronach ◀ ► Harariego „Homo deus” ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
"im gdzieś nafta z ziemi sikła( http://wiersze.bfcior.pl/julian-tuwim.php?show=do_prostego_czlowieka )
I obrodziła dolarami"
Oczywiście skrót myślowy dla ropy naftowej.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.