zdjęcie Autora

19 stycznia 2015

Włodzimierz H. Zylbertal

Serial: Pochwała republiki kupieckiej
Dłużej regionalizmu, niźli globalizmu
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

◀ O religii, nauce i wzorach na istnienie Boga ◀ ► Obywatel po godzinach ►

Zanim wykrystalizowały się narody, czynnikiem skupiającym ludzi bywało wyznanie religijne, lub... regionalizm właśnie.

I.

Należę do pierwszego pokolenia wrocławian, które nie pamięta ani wojny ani odbudowy. Dla mnie i moich rówieśników, urodzonych u początku lat 60-tych XX stulecia, polski Wrocław jest czymś oczywistym. Gdy trwały propagandowe przerzucania się „rewizjonizmem”, miałem kilka lat, zdecydowanie za mało, bo cokolwiek z tego zrozumieć, zaś w chwili, gdy niemiecki kanclerz ostatecznie potwierdzał nienaruszalność pojałtańskich granic, docierało do mnie tylko tyle, że to naprawdę moje miasto.

Mniej oczywiste dla tego porządnie indoktrynowanego pokolenia, do jakiego się zaliczam, był fakt, że Wrocław był przez stulecia ani polski, ani niemiecki, ani czeski, lecz jednocześnie i taki, i taki, słowem –WIELOKULTUROWY. Nie było tego w oficjalnych programach szkolnych w czasach osławionej „propagandy sukcesu”, choć uczciwie przyznać trzeba, że niejeden licealny historyk, gdy się go po obowiązkowych lekcjach zapytało o te sprawy, opowiadał o nich chętnie i ciekawie. Ci, którzy pytali, wiedzę o wielokulturowości zdobyli, bo w PRL nie była ona pilnowana tak dokładnie, jak to dziś podają ludzie naprędce dorabiający sobie przeszłość kombatancką. Tak zatem była gdzieś ta wielokulturowość, choć obecna we wrocławskiej świadomości, jednak ukrywana „w tle” na tyle, na ile to było możliwe.

W latach 80-tych XX w., gdy tylko najżyczliwsi komunizmowi wyznawcy widzieli przed nim jakąkolwiek przyszłość, Wrocław, dzięki najpierw konspiracyjnej, a potem coraz jawniejszej pracy historyków i publicystów stopniowo nabierał odwagi do wypowiedzenia drugiego obok "wielokulturowości" słowa, które dziś coraz silniej określa tożsamość naszego miasta: słowa „regionalizm”. Zastanawiano się, co to jest „wrocławskość”, nieśmiało wypowiadano głośno niemieckie nazwy ulic, publikowano stare sztychy i fotografie. Jednocześnie odchodziła, wraz ze swą generacją, stara legenda związana z Wrocławiem jako substytutem bezpowrotnie utraconego Lwowa. A te dwa miasta, mimo ogromnych zda się różnic, łączy więcej, niż się powierzchownie wydaje. Otwartość, tolerancja i duma z tych wartości zostały żywcem przeniesione z ukraińskich stepów na odrzańskie wyspy. Mieszanka ta, fermentując, dojrzewając i szlachetniejąc, dała w końcu to, co dać musiała: wielki boom i szansę Wrocławia już nie na tle Polski, ale niepostrzeżenie formującej się nowej Europy. Dodajmy - Europy nie NARODOWYCH państw, ale WIELOKULTUROWYCH regionów, których Dolny Śląsk ze swą metropolią był przez wieki przykładem bardzo jasno świecącym.


II.

Wbrew tyleż powszechnym, co bzdurnym mniemaniom, kategorie takie jak „naród”, „państwo narodowe”, „interes narodowy” nie są historycznie zbyt głęboko zakorzenione, zaś popularne w latach 60-tych szermowanie nimi na przykład dla uzasadnienia „odwiecznej” jakoby polskości Ziem Odzyskanych było, co dziś jest już stwierdzeniem banalnym, zwykłym propagandowym nadużyciem. Bo też takie kategorie jak „naród” są tworem kultury o wiele bardziej abstrakcyjnej niż ta, którą wytworzyło państwo Piastów. Narodowość, tak, jak się ją rozumie w Europie Zachodniej, to przede wszystkim jedność języka i władzy centralnej. Akurat na Zachodzie te cechy zaistniały stosunkowo wcześnie, bo tamtejsi królowie robili sporo dla uświadomienia swym rycerzom barw sztandarów, pod którymi walczyli. Ponadto model władzy, który tam się kształtował od połowy średniowiecza, jest z ducha swego centralistyczny. Odwrotnie działo się w krajach „Mitteleuropy”, gdzie władza centralna nigdy nie była zbyt silna, więc i o kategorię narodu trudniej. Tu spoiwem bywała, jak w Polsce, przynależność stanowa, co zaowocowało pojęciem „narodu szlacheckiego” albo, jak w cesarstwie austro-węgierskim, kult osoby panującego. Równie silnie „narodotwórczy” bywał język, czego dowodem koronnym niechże będą przykłady Polski w całym XIX w i Czech drugiej połowy tego stulecia. Mit Polaków wprawdzie bez państwa, ale jako „narodu Księgi” jest powszechnie znany, a warto przypomnieć, w Czechach dopiero w połowie XIX w właśnie język, odtwarzany ze strzępów, pociągnął za sobą utworzenie narodu w rozumieniu nowożytnym.

Zanim wykrystalizowały się narody, czynnikiem skupiającym ludzi bywało wyznanie religijne, lub... regionalizm właśnie.


III.

Region jest tworem naturalnym: tworzy się nieraz wiekami i poszerza się do chwili, gdy stanie się praktycznie samowystarczalny. Gdy to nastąpi, zasklepia się nieco i dalej nie rośnie. Znane z historii regiony, choćby takie, jak nasz dolnośląsko-saksońsko-północnoczeski, nie bardzo odczuwały potrzebę poszerzania swych granic geograficznych. Co najwyżej ekspandowały nieco gospodarczo. Region – to konkret, kawał ziemi, z miastami, wioskami, drogami, miejscami kultu i polami uprawnymi. To taka „mała ojczyzna”, na tyle jednak wielka, by nie wpędzać mieszkańców w klaustrofobię. W dodatku regiony mają dziwną właściwość: nie mają wyraźnych granic. Na kresach regionu, wiele kilometrów od umownych granic administracyjnych już widać obyczaje i słychać mowę regionu sąsiedniego. Przejście jest więc płynne, o wiele bliższe naturalnemu przenikaniu się ludzi i kultur, aniżeli sztywna reglamentacja przepływu ludności, obyczajów, towarów i usług. Dokonane po wejściu do Unii zniesienie administracyjnych granic teoretycznie powinno stworzyć klimat polityczny i gospodarczy przyjazny regionalizmowi. Zresztą – regiony istniały także w zachodniej Europie od bardzo dawna. Właśnie one stworzyły solidny fundament pod sprawną władzę scentralizowaną – bo regionalne korzenie każdego obywatela chroniły jego tożsamość w szybko biurokratyzujących się państwach nowożytnych. A tam, gdzie te regionalne korzenie były niszczone i zastępowane ogólnopaństwową propagandą... tam wyrosły wielkie totalizmy dwudziestowiecznej Europy. Nie jest przypadkiem, że zarówno nazistowskie Niemcy, jak i stalinowska Rosja to kraje, które przez wprowadzeniem totalizmu miały tradycje regionalne. Pierwsze, co ich dyktatorzy zrobili, to było właśnie zniszczenie regionów: w Rosji sowieckiej przymusowa kolektywizacja, wywózka i mieszanie narodów, w hitlerowskich Niemczech zduszenie regionalnych tradycji kulturowych i samorządowych przez zastąpienie ich brunatną sztampą. Co jeszcze ciekawsze, tam gdzie szanuje się regionalizm, tam i ogólnopaństwowa ideologia ma się dobrze. Jedną z przyczyn klęski komunizmu było równanie wszystkich krajów (i regionów) sowieckiego imperium do moskiewskiego wzorca. Jedna z tajemnic sukcesu gospodarczego i politycznego krajów UE polega m. in. na tym, że kraje te pozostawiły regionom sporą autonomię: przykładem może być choćby federacyjna struktura powojennych Niemiec, wiernie odtwarzająca przedfaszystowskie zróżnicowanie regionalne tego kraju.


IV.

Twory zbyt wielkie stają się nieuchronnie ociężałe i niezdolne do stawiania czoła wyzwaniom nowych czasów. Jeśli jeszcze tworom takim damy do ręki władzę nad ludźmi, totalizm jest raczej pewny. Można oczywiście twór zbyt wielki ulepszać, np. dając mu sprawną łączność, albo potężne bazy danych o obywatelach, ale skutek z tego będzie taki, że totalizm się umocni, a jego zwalczanie będzie trudniejsze. Pamiętajmy, że wielkie totalizmy XX stulecia nie byłyby możliwe bez telefonu, radia, samochodu, kolei, bez systemów gromadzenia i przetwarzania danych. Techniczne wynalazki, które w założeniach swych twórców miały uwolnić ludzi od codziennych uciążliwości, w praktyce posłużyły tyranom do dokładniejszego zniewolenia ich poddanych. To znamy ze szkolnych czytanek jako kolejne stopnie eskalacji: absolutyzm – militaryzm –kolonializm – imperializm. Dziś wypada dodać jeszcze globalizm, jako logiczne ukoronowanie tego procesu. Na szczęście totalizm globalny w wykonaniu wielkich koncernów jest chwilowo tylko ekonomiczny, a nie polityczny, czy militarny. Ale ostatnie posunięcia światowych eksporterów globalizmu, optymizm ten poddają mocno w wątpliwość.

Chwilowo, dzięki zaprzężeniu komputerów do obróbki danych, twory globalne jakoś tam funkcjonują, choć dzieje się to kosztem ruiny środowiska naturalnego i rozpadu relacji międzyludzkich. W pogoni za mnożeniem zysków globalizm szuka miejsc, gdzie praca jest tania, a jak się je znajdzie, to funduje tam iście totalistyczne warunki życia. Ale na dłuższą metę tak być nie może, bo nie można bez końca przenosić produkcji w pogoni za niższymi kosztami pracy. Gdziekolwiek bowiem ulokujemy tanią produkcję, tam dość szybko tania ona być przestaje. Można oczywiście zaszantażować biedne kraje i regiony, że się produkcję wycofa, że znowu będzie tam bieda i tak oto kraj czy region „zmięknie” –ale nie można tego robić w nieskończoność. Wcześniej czy później nastąpi wyrównanie kosztów pracy na całym świecie i globalizm osiągnie kres swojego rozwoju ekonomicznego – bo mitologicznie i kulturowo skończony jest od dawna. Jego obietnice techno-konsumpcyjnego raju dla wszystkich poważnie traktują już tylko ogłupianie agresją marketingową dzieci. Tak zatem czas na nowe mity, choć nieprędko zawładną one umysłami mas, a jeszcze później stworzą fakty społeczne i kulturowe. A gdy stworzą – szansę na historycznej scenie będą miały regiony, choćby takie jak ten, którego jednym z symboli jest moje szybko ewoluujące miasto Wrocław.


V.

Unia Europejska, do której z taką gorliwością zdążaliśmy jeszcze nie tak dawno temu, jest tworem, co tu dużo kryć, porządnie ociężałym i zbiurokratyzowanym. Po włączeniu w nią nowych organizmów gospodarczych i politycznych jest zaś wyraźnie przeciążona. Może nie żeby się od razu rozpadła w sensie organizacyjnym; sądzę, że to akurat jej nie grozi, że raczej więcej będzie niezbyt sensownych przepisów, marnotrawstwa i kłótni o dopłaty, niźli rzeczywistych rokoszów i secesji. Natomiast nieunikniony wydaje się rozpad ideologiczny, a nawet więcej –mitologiczny Unii. W sensie mitologicznym UE pozostała Wspólnotą Węgla i Stali z lat 50-tych minionego stulecia, czyli unią gospodarczą – i niczym więcej. Poza ogólnikowymi hasłami „jednej Europy” nie ma ona wiele do zaoferowania sferze kulturotwórczej. Żywy jeszcze w chwili narodzin myśli zjednoczeniowej mit protestancki, z jego etosem pracy i uczciwości kupieckiej, jest dziś praktycznie martwy. To samo można powiedzieć o uniwersalizmie chrześcijańskim. W tej sytuacji za ideologię coraz częściej służy importowana zza Atlantyku nieapetyczna papka myślowa, jakieś mętne skojarzenie konsumpcjonizmu z misją nieomal religijną. Jednocześnie kraje świeżo do Unii włączone, choć gospodarczo równać się z nią nie mogą, kulturową pustynią zdecydowanie nie są. Nawet i więcej: bogactwo tradycji WIELOKULTUROWEJ przynajmniej części tych krajów jest nieporównanie większe niż w Europie Zachodniej, która po niezliczonych wojnach religijnych, po niezliczonych autodafe i doprowadzeniu tą brutalną metodą do jedności etnicznej, teraz z przerażeniem odkrywa problem imigrantów i konieczności ułożenia się ich współżycia ze społecznościami autochtonów. Mają zatem kandydaci co wnieść, choć raczej mało prawdopodobne jest, by było to tyleż ksenofobiczne, co aroganckie pouczanie Europy o „jedynie słusznych” wartościach moralnych, w jakim to pouczaniu celuje np. spora część polskiego kleru i idący na jego pasku politycy. Tym, co nowi członkowie UE do niej wnoszą, jest właśnie odnowiona tradycja regionalna, która może stać się (oby!) punktem wyjścia do trzeźwienia po tyleż złudnych, co wyniszczających glob rojeniach narodów o globalnej supremacji gospodarczej.

Jednym z laboratoriów takiej odnawiającej się, dodajmy – bardzo nowoczesnej świadomości regionalnej, jest właśnie Dolny Śląsk.


VI.

Powikłana historia naszego regionu jest dość dobrze znana i nie ma co jej tu przypominać. Warto natomiast z tej historii wydobyć ten jej wątek, który stosunkowo rzadko jest przypominany: ową charakterystyczną „jedność w wielości”, czyli fakt, że przez długie stulecia mieszkańcy tego tworu, bez względu na to, czy byli to Niemcy, Żydzi, Polacy, Czesi, czy mniej licznie występujące inne nacje – czuli się przede wszystkim obywatelami swego regionu, traktując go jak na wpół niepodległe państwo. Podstawy do tego były: przez większą część swych dziejów region ten był wcale silny gospodarczo, a politycznie zręcznie lawirował między ościennymi potęgami, nie dając się do końca opanować żadnej z nich. Była to zresztą dewiza wszystkich miast kupieckich, które swą pozycję zawdzięczały przedsiębiorczości obywateli. Takie były np. miasta hanzeatyckie. Przewalające się przez Dolny Śląsk liczne wojny, zmiatające zależności już to od Gniezna, już to od Pragi, już to od Wiednia, czy Berlina, dały dolnoślązakom świadomość pierwszeństwa świadomości lokalnej nad ogólnopaństwową. Logiczną konsekwencją takiej postawy była solidarność mieszkańców regionu. To ona właśnie stała się podstawą formującej się od wieku XIV wielokulturowości. Dolny Śląsk sprzyjał asymilacji wzajemnej poszczególnych kultur, co zaowocowało wytworzeniem niepowtarzalnego klimatu intelektualnego Wrocławia czasów „belle epoque” (1872 – 1914). Co ciekawe, świadomości tej nie zburzyły do końca nawet dwa stulecia pruskiego centralizmu ze zwieńczeniem w postaci dyktatury hitlerowskiej. Jest w tej ziemi jakiś „genius loci”, skoro już po II wojnie światowej reżim komunistyczny, który trudno przecież podejrzewać o tolerancję, nie zdołał zapobiec wytworzeniu korzeni nowego regionalizmu. Nie chodzi tu o popularne w czasach PRL maskarady o „odwiecznie piastowskim Wrocławiu”, ale o tę świadomość, która dziś zaczyna rozkwitać. Można by ją określić, jako dumę z bycia dolnoślązakiem, ba! nawet więcej: świadomość bycia najpierw obywatelem regionu, a potem reszty państwa. Nie jest to może rewolucyjna nowość, bo taką świadomość mają wszystkie małe społeczności, np. górnoślązacy, Kaszubi etc. W przypadku Dolnego Śląska istotną nowością jest spora wielkość regionu, jego otwartość, wspomniana przed chwilą zdolność asymilowania nowych idei oraz unikatowe położenie na pograniczu trzech znaczących kultur. Wielkość jest na tyle znaczna, że ten region jest czymś daleko więcej niż zamkniętą ostoją obronną specyficznych obyczajów i folkloru, zaś położenie wymusza niejako wielokulturowość i tolerancję, bez której wielokulturowość nie jest w ogóle możliwa... Chuchajmy i dmuchajmy na tę wątłą jeszcze roślinkę. Oto przyszłość Zjednoczonej Europy! Bo w taki sposób tworzy się na naszych oczach następca coraz mniej lubianego mitu globalnego – MIT REGIONALNY. Mit, którego treścią jest mniej heroizm lub udawanie błazna, bez których w świecie globalnym przeżyć nie sposób - a bardziej otoczenie człowieka skrojone na ludzką miarę. Postać centralna tego nowego mitu, to zamożny, ale wolny od pazerności obywatel swojej społeczności, ktoś, kogo siły duchowe, niezawłaszczane przez ideologię, służą jego wewnętrznemu wzrastaniu, który ani pracuje ponad siły, ani też trwoni swój czas – czyż nie jest to sympatyczna perspektywa? W dodatku z regionem jako społeczno-ekonomiczną bazą wcale nie tak odległą, jak się powierzchownie wydaje.


VII.

Mity przegniłe i niepłodne umierają zaskakująco długo. Znane są ich ograniczenia, znane spustoszenia, jakie czynią w ludzkiej świadomości, ale zanim podejmie się działania zaradcze, umierający mit potrafi skazić jeszcze kilka pokoleń. Nie inaczej jest ze świadomością centralistyczną i pochodną od niej globalistyczną: szkody spowodowane przez nią i nieodłącznie towarzyszącą jej monokulturę duchową, są dziś powszechnie znane, ale nie bardzo widać w powszechnej świadomości coś znaczącego w zamian – jeśli nie liczyć tyleż szlachetnych, co naiwnych protestów antyglobalistycznych. Globalizm, w czasach gdy raczkował i zapładniał najlepsze umysły, oferował jednolite prawo oparte na powszechnych wartościach i zwycięstwo Człowieka nad tyranią bogów i nieobliczalnością Natury. Ale to było niemal trzy stulecia temu, w wieku XVIII! W tym czasie idee Oświecenia zdegenerowały się do imentu, fundując bogactwo zdobywców kosztem nędzy podbitych, co akurat żadną nowością w historii nie jest. Po tych tragicznych doświadczeniach coraz wyraźniej widać, że człowiek, owszem, może mieć uniwersalną świadomość duchową, ale wyrazić ją musi w konkretnym, lokalnym języku. Że możliwe i często pożyteczne jest ustandaryzowanie materialnej bazy cywilizacji, ale zabójcze jest standaryzowanie umysłów. I że gdzieś między skrajnym indywidualizmem, alienującym człowieka ze społeczności, a totalitarnym tegoż człowieka zglajchszaltowaniem – jest złoty środek. I dziś coraz wyraźniej widać, że środkiem owym przestaje być państwo narodowe, od początków swych nieco sztuczne. Że nacisk sił mitotwórczych Ery Ekologicznej przenosi się na twory oczywiste i naturalne nierównie bardziej niż państwo: na duże, zasobne i wolne od zabójczej rywalizacji regiony. Że Zjednoczona Europa to jednak będzie „Europa ojczyzn”, nie tych administracyjnych, ale tych, których treść najpełniej oddaje chyba niemieckie słowo „Heimat”.

Miejmy zatem świadomość, że umacniając naszą regionalną dumę jednocześnie wytyczamy być może szlaki nie tylko dla naszej ziemi. Że być może na wrocławskich brukach i ślężańskich stokach znajdziemy receptę na ostateczne pokonanie mitów już nietwórczych – i stworzenie miejsca pod mity nowe, wśród których przyjdzie żyć naszym potomkom.

◀ O religii, nauce i wzorach na istnienie Boga ◀ ► Obywatel po godzinach ►


Komentarze

1. gościnny regionNN#8765 • 2015-01-19

o którym mowa, dzięki doświadczeniom wielokulturowości stał się nową ojczyzną dla uchodźców/przesiedleńców ze wschodu. polecam uwadze to, co się dzieje na zamku Grodziec/gmina Zagrodno. serdecznie pozdrawiam.
[foto]
2. Dolny ŚląskAdrian Leszczyński • 2015-01-19

Nie za bardzo rozumiem niechęć autora do państwa narodowego. Nie za bardzo się zgadzam, że państwo narodowe jest "bytem sztucznym" - zależy jeszcze gdzie. Np. taka Ukraina to twór sztuczny, ale Polska już nie. Niemcy, mimo silnych regionalizmów również nie są bytem sztucznym, bo poza poczuciem przynależności regionalnej istnieje tam silne poczucie ogólnonarodowej niemieckości. Nie zgodzę się również, że na Dolnym Śląsku istnieje jakiś silnie rodzący się regionalizm, który na drugim miejscu stawia przynależność do narodu polskiego. To są chyba bardziej pobożne życzenia Autora niż realia. Poglądów Autora na ten temat nie można utożsamiać z poczuciem większości mieszkańców Dolnego Śląska. Ponadto poczucie posiadania lwowskich korzeni jest we Wrocławiu i okolicach wciąż silne.

Dość liczne wartości, które próbuje narzucać UE (a de facto lewica wykorzystując UE do narzucania ich państwom) stoją zazwyczaj w sprzeczności z wolą społeczeństw. Stąd tak silne antyunijne nastawienie wielu Europejczyków widzących w UE leniwego, chorego, zbiurokratyzowanego, skorumpowanego i niedynamicznego potwora, który siłą narzuca Europejczykom to, co stoi w sprzeczności z ich zasadami i wartościami. Tutaj rola Kościoła, który krytykuje te lewicowe, siłą narzucane "wartości", jest jak najbardziej pozytywna.

I jeszcze taka uwaga odnośnie polskości Dolnego Śląska. Ludność polskojęzyczna zamieszkiwała okolice Wrocławia (w tym i obecne przedmieścia) do drugiej połowy XIX w. Dopiero silne naciski germanizacyjne ze strony państwa pruskiego i potem niemieckiego, Hakata, kulturkampf, prześladowania Polaków itp. dość szybko poradziły sobie z żywiołem polskim w okolicach Wrocławia. To ważna uwaga a propos procesów asymilacyjnych, o których toczy się zażarta dyskusja pod innym artykułem. Na szczęście do dziś przetrwali nieliczni rdzenni Dolnoślązacy, o czym mało kto wie. Mieszkają w okolicach Sycowa oraz w okolicach Rawicza (Chazaki) i Kargowej (Chwalimiacy). Chazaki i Chwalimiacy przenieśli się wiele wieków temu na teren Wielkopolski. I chyba dzięki temu przetrwali kontynuując starą dolnośląską tradycję w zasadzie do dziś. W niniejszym wątku nie wspominam o Opolszczyźnie uznając ją za odrębny region.     
[foto]
3. Jeden Śląsk - województwa - do WarszawyWojciech Jóźwiak • 2015-01-19

Dzięki, za esej, Włodzimierzu! Ale czy Śląsk powinien być Jeden, -- czy podzielony na troje czyli Tripartitus? -- Tak jak jest teraz i właściwie było przez cały okres Polski-przesuniętej-na-zachód. Czy lokalni patrioci wrocławscy czują bliższe więzi ze śląskimi Katowiczanami, Rybniczanami i Bielszczanami niż np. z sąsiadami Wielkopolanami, poznańskimi, kaliskimi, łódzkimi?
Była parę lat temu inicjatywa na rzecz ustanowienie Jednego Śląska w historycznych granicach, całego, z Zieloną Górą, Opolem, Katowicami i Cieszynem, ale bez Częstochowy ani Sosnowca. Na razie nieformalnie i wirtualnie, ale z dalszymi ambicjami na sformalizowanie Jednego Śląska jako województwa będącego zarazem historyczną prowincją czy regionem. Ta inicjatywa upadła (?), jakiejś jej ślady widać w internecie.
Te 3 województwa dzielą. Tym bardziej że ich granice tylko bardzo z grubsza nawiązują do historycznych. Z woj. Dolnośląskiego, Opolskiego, Śląskiego, gdy złożyć do kupy, nie będzie Śląsk historycznie prawdziwy.

Do tego nastąpiła i (chyba) pogłębia się deprawacja nazwy: Śląsk. Karmiona odgórnie, urzędowo. Dlaczego nikt nie protestował i nie protestuje przeciwko nazwie "Województwo Śląskie"? Nazwa błędna i mieszająca w mózgach, wyjaśnienie by przerosło rozmiar komentarza.

Do tego stosunek Warszawy do Śląska, czyli tej kolonialnej metropolii. Połączenie paternalnej buty, wyzysku, ale także odwracania się plecami i niechęci do integracji. Czego dowodem to, że Warszawa (w sensie centralnie-rządzących) najwyraźniej nie życzy sobie mieć ani linii kolejowej do stolicy Śląska, Wrocławia, ani autostrady, ani nawet autostrady do wschodniej sub-stolicy Śląska, Katowic. Czyżby warszawscy tyrani czuli-wiedzieli, że Śląsk im się nie nalezy? Nie dlapsa kiełbasa?
[foto]
4. re: Jeden Śląsk - województwa...Adrian Leszczyński • 2015-01-19

- Zgadzam się, że woj. śląskie to nazwa sztuczna, nie przystająca do historycznych realiów. Pół obecnego woj. śląskiego nie jest Śląskiem. Jednak dziś ciężko byłoby oddzielić Sosnowiec od wspólnego województwa z Katowicami. Wszak nawet komunikacja miejska łączy śląską i dąbrowską część konurbacji.
- Próba na nowo tworzenia dziś Śląska od Zielonej Góry po Katowice jest wg mnie nierealna. Mieszkańcy ZG niewiele mają wspólnego mentalnie, historycznie i współcześnie z mieszkańcami GOP´u. Zielonogórzanie, mimo wrogości bardziej czują się związani z Gorzowem i wspólnym województwem lubuskim. Zresztą nazwy "lubuskie", "Ziemia Lubuska", "Lubuszanie" zdążyły się już przyjąć w tym sztucznym z historycznego punktu widzenia, województwie. Stworzono tu sztucznie nowy region, który chyba się przyjął, choć istnieją tendencje odśrodkowe, wynikające jednak z polityki i z nierównomiernego podziału środków między obie stolice i dwie części regionu (północną i południową).
- W obecnych czasach nie dostrzegam kolonialnego traktowania Górnego Śląska przez Warszawę. Widzę raczej indolencję Warszawy (czytaj: rządu) w kwestii reform tego regionu. Kopalnie powinny być już dawno sprywatyzowane. Kwestią otwartą pozostaje polityka rządu w sprawie wspierania przemysłu węglowego w Polsce. Czy wspierać czy nie? A jeśli tak, to w jakim zakresie i w jakiej formie?
- W kwestii połączeń drogowych i kolejowych to nie masz racji, Wojtku. Połączenie kolejowe do Katowic jest i jest ono dobre, jak na polskie kolejnictwo. Osobiście, gdy swego czasu mieszkałem i pracowałem w Warszawie, dość często jeździłem pociągiem na Górny Śląsk. Obecnie "pendolino" jeździ z Warszawy nie tylko do Katowic, ale także do Wrocławia.
- Szybkie połączenie drogowe również istnieje. Jest ekspresówka S8 (lepsza od autostrady, bo bezpłatna). W minionym roku otworzono ją od Wrocławia do Łodzi. Spod Łodzi można dojechać do W-wy kierując się w stronę Piotrkowa i dalej ekspresówką S8 (dawną "gierkówką" przystosowaną do standartów drogi ekspresowej) do stolicy. Inne połączenie będzie jak wybudują wreszcie wschodnią obwodnicę Łodzi w ciągu autostrady A1. Stąd dojedziemy do A2 i na węźle Łódź Wschód skręcimy prosto do W-wy. Brakuje naprawdę niedługiego odcinka, który miał powstać już kilka lat temu i który odciąży Łódź. 
- Dawna gierkówka została na dużej długości przystosowana do standartów drogi ekspresowej i dalej będzie zmieniana. Obecnie budowany będzie odcinek a. A1 od Pyrzowic do Częstochowy z obwodnicą tego miasta. Znacznie to ułatwi podróż z Katowic do W-wy, mimo iż sama stara gierkówka nie jest zła.
[foto]
5. Dolny Śląsk a Warmia i MazuryPrzemysław Kapałka • 2015-01-19

Czytając ten artykuł zastanawiałem się nad możliwością analogii między Dolnym Śląskiem a Warmią i Mazurami. U nas też jest i zawsze był silny regionalizm, wielokulturowość może nie aż tak silna jak na Dolnym Śląsku ale jednak, przeszła przynależność do państwa niemieckiego. Niestety, szybko doszedłem do wniosku, że jest jedna zasadnicza różnica: Dolny Śląsk jest otwarty, nasz region - zamknięty. 
[foto]
6. Heimat - Domowina, Domowizna?Wojciech Jóźwiak • 2015-01-19

No może coś się ruszyło z tymi połączeniami z-do Warszawy.

W tekście pod koniec pojawia się niemiecko słowo "Heimat", przez pol.Wikipedię niezgrabnie tłumaczone jako "Ojczyzna prywatna"; -- niedobrze, bo słowo "prywatny" ma sens przeciwieństwa do słowa "polityczny".
"Heimat" pochodzi od słowa "das Heim"czyli "dom, mieszkanie, ognisko domowe" -- to samo słowo co ang. home. Podobno prapokrewne ze słowiańskim, np. rosyjskim sem´ja (rodzina), polski odpowiednik zanikł, ślad w imieniu Siemowit, nazwisku Siemek.
Słowiańskim tłumaczeniem niem. Heimat jest słowo domowina. Słowo to jest w obu językach łużyckich i znaczy "ojczyzna". Jest nazwą stowarzyszenia łużyckiego:
http://dsb.wikipedia.org/wiki/Domowina
http://hsb.wikipedia.org/wiki/Domowina
W niem. Wikipedii wyjaśnienie znaczenia tego słowa/nazwy:
http://de.wikipedia.org/wiki/Domowina#Name

W znaczniu "Heimat" jest też w j. chorwackim: http://hr.wikipedia.org/wiki/Domovina
Dalej nie szukałem.

Czy po polsku nie byłaby to raczej domowizna?
[foto]
7. domowiznaWłodzimierz H. Zylbertal • 2015-01-19

Byłaby ot ´domowizna´, gdyby nie fakt, że słowo to nie jest w powszechnym użyciu, natomiast ´Heimat" jest zrozumiałe. Ot, problem Bronisława Trentowskiego, który miał kilka świetnych pomysłów na rdzennie polską terminologię filozoficzną, ale jego pomysły się nie przyjęły... Przed laty "Polityka" zrobiła akcję zastępowania angielskich terminów polskimi. Niektóre propozycje były bardzo ciekawe i dowcipne, ale... zwyciężył bezwład języka potocznego. Więc wybaczcie mi ten hajmat - zwłaszcza, że i godce śląskiej się pojawia :-)
[foto]
8. Heimat + mapka autostradAdrian Leszczyński • 2015-01-19

"Heimat" w j. polskim najczęściej tłumaczone jest jako "mała ojczyzna", w przeciwieństwie do "Vaterlandu" - "dużej ojczyzny". Ponieważ regiony w Niemczech przez długi czas miały swoje własne państwowości, to były one ojczyznami dla ich mieszkańców. Po zjednoczeniu Niemiec w 1871 r. powstał jeden wielki zjednoczony kraj, który stał się "Vaterlandem" (dużą ojczyzną), a dotychczasowa ojczyzna (np. Bawaria) stała się "heimatem" (małą ojczyzną). W Polsce generalnie pojęcie "małej ojczyzny - heimatu" nie ma takiej wagi jak w Niemczech, chyba, że w regionach o silnej miejscowej tradycji, języku czy kulturze (np. Podhale, Górny Śląsk, Kaszuby, Kurpie). Poczucie przynależności do regionu dopiero się rodzi w Polsce, zwłaszcza na Ziemiach Zachodnich, do których Dolny Śląsk należy.

Przy okazji wzmianki o połączeniach drogowych, zamieszczam link do mapki, która ukazuje aktualny stan poszczególnych etapów budowy autostrad i ekspresówek w Polsce. Mapka jest średnio co 2 / 3 dni aktualizowana:
https://dl.dropboxusercontent.com/u/81380146/mapka-igorsel.png
[foto]
9. Odnośnie mapkiPrzemysław Kapałka • 2015-01-19

Niestety na tej mapce widać wykluczenie Warmii i Mazur.
10. od wieków "iber ales" niestetyJerzy Pomianowski • 2015-01-19

Nie przesadzałbym z tym zgodnym, radosnym średniowiecznym "multikulti" w dawnym Wrocławiu.
No chyba, że uczciwie 50% żebraków to byli Niemcy, a taką samą część bogatych mieszczan stanowili Polacy.
Poszczególne narodowości żyły tam niestety oddzielnie i z wyraźnym podziałem na lepsze i gorsze.
Jeśli zaś chodzi o rzekomą "nowosć" pojęcia "naród", czy "rasa", to np nie przyjmowano do nauki rzemiosła ludzi nie mających niemieckich dziadków po matce i ojcu.
[foto]
11. Do źródeł, Panowie Szlachta, do źródeł!Włodzimierz H. Zylbertal • 2015-01-20

Np. do monumentalnej pracy Normana Daviesa o Wrocławiu, napisanej z okazji symbolicznego tysiąclecia miasta i wydanej w roku 2000. Praca nosi tytuł "Mikrokosmos - historia miasta środkowoeuropejskiego" i nawet najwięksi jej krytycy, nie kwestionują rzetelności faktograficznej i metodologicznej Autora. Davies, sam Walijczyk z pochodzenia, lepiej niż historycy centrali, skupieni na narodowych abstraktach, rozumie małe terytoria i zamieszkujące je społeczności. A i u nas nie brak takich badaczy i piewców. Najsławniejsi, to choćby Gustaw Morcinek i Kazimierz Kutz (Śląsk), Augustyn Necel (Kaszuby), Wańkowicz, oraz trio Machnicki-Sarmulowski-Skrupski (Warmia i Mazury), poeta Jan Pocek (Mazowsze) i inni. Ziemie Odzyskane przez ćwierć wieku po wojnie (do trakatu Gomułka-Brandt, 1970) były "tymczasowe". Czterdzieści kilka lat od tego traktatu to dwa pokolenia, za mało, żeby ziemie te były bezrefleksyjnie i odruchowo "nasze", ale wystarczająco dużo, żeby uruchomił się proces ich "oswajania". A z uwagi na przemiany, jakie w tym czasie zaszły w świecie poza Polską i jej nowymi nabytkami terytorialnymi - także opisywane przez mnie laboratorium najpierw wykuwania się świadomości wspólnotowej ludzi ciśniętych na te ziemie przez Historię, a dziś próby jej wyartykułowania.Napotężniejsza - jak do tej pory - synteza tej wciąż rodzącej się świadomości to właśnie dzieło Normana Daviesa. Dla mnie - wrocławianina od urodzenia - także stanowi ono potężne źródło inspiracji.
[foto]
12. Gleichschaltung i urawniłowkaWojciech Jóźwiak • 2015-01-20

Nawiążę do wątku, który pojawił się w tekście Włodzimierza:
W językach niemieckim i rosyjskim są słowa, które znaczą to samo: Gleichschaltung -- i -- urawniłowka. Czyli: "zrównanie, ujednolicenie". Ciekawe, że po polsku nie ma ścisłych odpowiedników tych słów.
Co nie znaczy, że Państwo Polskie nie walczyło z regionalizmem i z własnymi regionami. Walczyło, tylko nie aż z taką furią, jak totalitarne utopie naszych sąsiadów. I wciąż dość nieśmiało walczy.
[foto]
13. ŹródłaPrzemysław Kapałka • 2015-01-20

Chyba Samulowski i Skurpski. O tym pierwszym nie słyszałem.
14. Adrian Leszczyński (post nr 2)NN#8550 • 2015-01-20

Przyczepię się do cytatu: "Dość liczne wartości, które próbuje narzucać UE (a de facto lewica wykorzystując UE do narzucania ich państwom) stoją zazwyczaj w sprzeczności z wolą społeczeństw. Stąd tak silne antyunijne nastawienie wielu Europejczyków widzących w UE leniwego, chorego, zbiurokratyzowanego, skorumpowanego i niedynamicznego potwora, który siłą narzuca Europejczykom to, co stoi w sprzeczności z ich zasadami i wartościami. Tutaj rola Kościoła, który krytykuje te lewicowe, siłą narzucane "wartości", jest jak najbardziej pozytywna."
1. UE ma swoje wartości. Są nimi godność osoby ludzkiej, wolność, demokracja, równość, państwo prawne, jak również poszanowanie praw człowieka. Ponadto należy dodać pluralizm, niedyskryminację, tolerancję, sprawiedliwość, solidarność oraz równość kobiet i mężczyzn.
vide: http://www.arslege.pl/glowne-wartosci-unii/k78/a11010/2. Wartości te są różne. Jedne przywędrowały z szeroko rozumianej lewicy, drugie z szeroko rozumianej prawicy, większość jest typowo liberalna, uwzględnia pod tym względem ukształtowany konsensus dominujących w Europie partii parlamentarnych. Z tego wynika m.in., ze nie wpisano tam religijności czy chrześcijaństwa. Zapewne to skutek istnienia również laickich partii centroprawicowych w niektórych krajach, zwłaszcza tak silnych politycznie i demograficznie (w skali Unii) jak Francja.
[foto]
15. Machnicki-Sarmulowski-SkrupskiWłodzimierz H. Zylbertal • 2015-01-20

Ten zespół redaktorów świetnie opracował baśnie mazurskie, jedną z ulubionych lektur mojego dzieciństwa. Wydano je w tomie "Kiermasz bajek", kilkakrotnie potem wznawianym. 
16. Adrian Leszczyński (post nr 2)NN#8550 • 2015-01-20

2. Pańskie słowa: "lewica wykorzystuje Unię" są śmieszne w kontekście historycznym. Obecnie mamy do czynienia z uwiądem lewicy. Rożne rodzaje "lewicy" w wyborach europejskich otrzymuje max 1/3 głosów, różne rodzaje "prawicy" centrowej czy radykalnej niemal 50%, reszta to centrum. Ponadto należy wskazać, że w ramach etykietki "lewica" czy "prawica" spory bywają o wiele ostrzejsze niż ewentualne spięcia na linii centroprawica-centrolewica. Inaczej bywa w publicystyce, ale publicystyka to nie jest polityka. Jeśli pije Pan do nadmiernego biurokratyzmu czy etatyzmu Unii, warto wskazać na historyczny etatyzm niemieckiej (Bismarck) i francuskiej (de Gaulle) prawicy. Wskazać muszę również na fakt, że np. "zielona polityka" UE nie wynika z jakiejś "lewicowości" osób siedzących w jej instytucjach, bo zielone postulaty czasami są postulatami de facto w jakiejś mierze konserwatywnymi (powrót do źródeł energii sprzed węgla, opór wobec nowinek agrotechnicznych typu GMO), ale ze starzenia się społeczeństwa (starsze społeczeństwa stawiają na "jakość" i "porządek"), powstania wielkich firm bazujących na czystej energii (nowego rodzaju lobby) czy z krajowych tendencji (niemiecki porządek, także w ochronie środowiska). 

3. Wiele przejawów krytyki szerokiego zjawiska jakim jest dzisiejsza lewica to tak zwane "bicie ofiary" i "szukanie kozła ofiarnego". Poza tym typowe, zwłaszcza dla konserwatystów będących jednocześnie zwolennikami wolnego rynku, jest szermowanie winą lewicy czy rzucanie epitetem "lewacy" itp., pod postacią krytyki tolerancji, pluralizmu i multikulturalizmu jest nie tyle krytyką tradycyjnych doktryn lewicowych, ale przede wszystkim krytyką liberalizmu. I nie ma tu większego znaczenia to, że z uwagi na upadek myśli socjalistycznej, a ostatnio również socjaldemokratycznej, to lewica jest z punktu widzenia ideologii czy filozofii bardziej liberalną stroną politycznego spektrum.

[foto]
17. Machnicki-Sarmulowski-SkrupskiPrzemysław Kapałka • 2015-01-21

Dwóch ostatnich w ogóle nie występuje w katalogach olsztyńskich bibliotek, miejskiej i wojewódzkiej, Machnicki jest ale to chyba nie ten. Więc przykład jest nietrafiony - albo coś nie tak z nazwiskami, albo pozycja jest nieosiągalna.
[foto]
18. Baśnie mazurskieWłodzimierz H. Zylbertal • 2015-01-21

W takim razie proszę szukać po tytułach: "Kiermasz bajek. Bajki i baśnie mazurskie". Po bibliotekach powinno być, a w Sieci na pewno. Wtedy da się "od tyłu" ustalić autorów. Ja wziąłem ich nazwiska właśnie z internetu, gdzie takie osoby figurują jak redaktorzy. Mój egzemplarz jest "zaczytany na lewa stronę" i nie ma ani okładki ani strony tytułowej. 
19. kiermasz bajekNN#8765 • 2015-01-21

zbiór baśni i legend z Warmi i i Mazur. wielu autorów. pierwsze wyd. chyba 1956 lub 1957sedrecznie pozdrawiam
[foto]
20. Trafiony zatopiony -dłużej regionalizmu.....Aleksandra O-J • 2015-01-24

Uważam, że możemy świętować tytułową myśl artykułu  jako światełko nadziei w tunelu ostatnich ponurych euro- wydarzeń.Moje kochane podkarpackie kupieckie miasto Jarosław samo w sobie było zlepkiem różnych narodowości od co najmniej XIV wieku do II wojny światowej.I z Ukraińcami, Żydami, Włochami,Ormianami, Niemcami a nawet z tatarskimi jeńcami- osadnikami radziło sobie całkiem dobrze.Wiele regionów ,również te galicyjskie ,było wielonarodowych. W podkarpackim powszechne były jednorodne narodowo wioski , o wdzięcznych nazwach  Szwaby , Rawa Ruska, Wola Węgierska  itp.i wieloetniczne miasta spotykające się ze światem na targach,odpustach,jarmarkach. Wymordowanie przez naszych Szwabów naszych Żydów, wyrzynanie okolicznych polskich wiosek przez naszych Ukraińców,zniechęciło Jarosławian do wznoszenia tradycyjnych głośnych radosnych okrzyków "Ta-joj, ta przecież pan jest mój ziomek!" na widok każdego krajana,na parę dziesiątek lat.  Mieliśmy świadomość jednak,że Krajan to ważny wyróżnik, z masy obcych, choć mówiących po polsku.Podstawowa kindersztuba w latach mego dzieciństwa (1967-77),o tym traktowała, że X to może jest Żyd, ale przede wszystkim to NASZ Żyd i wara obcym odeń.30 lat po akcji Wisła odżył regionalizm na tyle ,że znów w Jarosławiu Y to-Ukrainka, ale przede wszystkim Nasza - i precz łapy od niej.(We Lwowie w ratuszu jeszcze nie ma Ochronnego Nasz - Ziomek, w 2000r oświecano mnie tam jak dobre jest UPA, słabo brzmi Nasz Krajan u bram Przemyśla,o Polaku w Brodach na Ukrainie mówi się jednak ochronnie -on jest Swój, by ukryć -Polak)Tylko Niemcom u nas nie darowano, naprawdę u nas narozrabiali i nie są u nas Ziomkami (pominąwszy te setki Freudenbergerów, gorliwie spolonizowanych)  Strasznie się cieszę,że autor powyższego artykułu czuje temat regionalnej wspólnoty,choć wrocławiak, to"Ta joj, ta pewnie  on jest nasz, ta chyba z Jarosławia :)) "A odnośnie nazwisk redaktorów "Nowego Kiermaszu Bajek"- mój kochany tom rozszerzony z 1976r- również ich nie zawiera,szkoda... Serdecznie pozdrawiam mazurskie i wrocławskie... miejscowe ziomkostwa(?), Swojaków.Tak trzymać Miejscowi ! 
[foto]
21. Kiermasz bajekPrzemysław Kapałka • 2015-01-25

Kiermasz bajek jest. Wydanie z 1962, nie wiem, czy to pierwsze.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)