04 września 2015
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie Sheldrake'a
Dowód na istnienie duchów
◀ Anglik przeciw Kontynentowi ◀ ► Sheldrake a Gombrowicz ►
Rupert Sheldrake w siódmym rozdziale swojej książki „The Presence of the Past” (po polsku pt. „Obecność przeszłości”, jest w przygotowaniu, ja robię redakcję fizyczno-biologiczną) przewrotnie kreśli wizję morficznych „pól łabędziowych”:
[N]ie ma dobrego powodu, dla którego organizmy na wszystkich poziomach swojej złożoności nie miałyby mieć swoich charakterystycznych pól. I rzeczywiście, oryginalna koncepcja de Broglie'a dotycząca fal materii na to wskazuje: całe atomy i cząsteczki są kwantami fal, podobnie jak wszystkie inne postaci materii. W takim duchu można myśleć, na przykład, o cząsteczce insuliny jako o kwancie lub jednostce „pola insulinowego”, albo o łabędziu jako kwancie lub jednostce „pola łabędziowego”. Ale to może być tylko innym sposobem myślenia o polach morficznych: każda cząsteczka insuliny jest przejawem pola morficznego insuliny, a każdy łabędź przejawem łabędziowego pola morficznego.
Oczywiście tak nie jest – Sheldrake tu „poleciał” za daleko. Gdyby łabędzie były kwantami pola łabędziowego, to interferowałyby ze sobą, a nie robią tego; na pewno zaś interferowałyby ich poszczególne stany, np. łabędź w stanie z rozłożonymi skrzydłami interferowałby ze stanem łabędzia, kiedy skrzydła złoży. Miałby wtedy jednocześnie skrzydła rozłożone i złożone, każdy z tych stanów z jakimś wkładem mającym swoją fazę wyrażoną liczbą zespoloną. Tak się nie dzieje, więc łabędzie jednak nie są kwantami łabędziowych pól. (Swan fields w oryginale i bardzo ładnie.)
Ale skoro, jak twierdzi Sheldrake, pola morficzne są, to także mają swoje kwanty, albo coś bardzo podobnego. Nie mogą tymi kwantami być łabędzie takie jakie są, bo widać, że nie. Co więc jest kwantami pól łabędzich? – Możliwa odpowiedź brzmi: duchy łabędzi.
Tu przerwę (choć róg trzymam), zostawiając czas na przeżywanie, dziwienie się, osłupienie itd.
O koncepcjach Ruperta Sheldrake'a na tle innych poglądów.
Książki czytane: Rupert Sheldrake, A New Science of Life, III wyd. 2009, The Presence of the Past, 1988.
◀ Anglik przeciw Kontynentowi ◀ ► Sheldrake a Gombrowicz ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
![[foto]](/author_photo/IlonaSzewczyk.jpg)
Pole morfogenetyczne, jako termin zostało użyte trochę z bezradności wobec braku lepszych określeń. Stąd słowo ′pole′ jest używane swobodnie i jednocześnie dość pojemnie. Inaczej trzeba by sięgać do nazw (narracji) rodem z tradycji duchowych/szamańskich , a tego Shaldrake chyba by nie chciał, aby nie zostać wepchniętym (na zawsze) do szuflady new age.
Próbuje balansować na granicy tzw ′naukowości′.
A idąc tropem koniecznej kwantyfikacji pola....
Czy przyjmując istnienie "pola duchowego" jednocześnie postulujemy występowanie ducha jako koniecznego kwantu? ;-)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Pole (jakiekolwiek) nie musi mieć właściwości kwantowych. Pole temperatury albo ciśnienia w atmosferze, albo wektorów wiatru, jest jak najbardziej poprawnie określonym (czyli "dobrym") polem, ale nikt nawet nie próbował go kwantować. Jakoś nie udają się też próby kwantowania pola grawitacyjnego. (Być może z tego samego powodu, co tamtych rozkładów w atmosferze: bo jest ono średnią termodynamiczną -- być może.)
Sheldrake pisze (raczej nie całkiem serio), ze "łabędź może być kwantem pola łabędziego" -- ale tak być nie może, bo łabędzie nie interferują.
Jednak zgodzę się z Sheldrakiem, że pomysł, że pola morficzne są kwantowe, jest atrakcyjny i obiecujący. Ale gdyby tak było, to tymi obiektami kwantowymi związanymi z polami morficznymi nie mogą być ciężkie ciała molekuł, komórek lub łabędzi, tylko jakieś obiekty mniej masywne -- być może ich "kwantowe skórki", patrz poprzedni wpis w tym blogu. Być może miałyby one pewne właściwości tradycyjnie przypisane duchom. Rzecz do przemyślenia.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Jak dokończę Fizykę duszy Goswamiego, to spróbuję rozszerzyć to co napisałem.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.