01 lutego 2015
Katarzyna Urbanowicz
Serial: Prababcia ezoteryczna
Dzień po
◀ Nie suknia zdobi człowieka ◀ ► Ja, złodziejka ►
Staram się nie zabierać głosu w sprawach ideologicznych (a taką na pewno jest sprawa wprowadzenia bez recepty pigułki dzień po, chociaż w oczach kobiety to raczej zwyczajny problem praktyczno-leczniczy), ale kiedy czytam rozmaite wypowiedzi przeciwników tejże pigułki, wybaczcie, dłonie same zaciskają się w pięści, jakby wiedziony wielowiekowym instynktem pojawiał się w nich kamień.
Zakłamaniem jest udawanie, że to problem światopoglądowy. Nie!!! Kobieta, postawiona przed ścianą (a o tych ścianach w czasach słusznie minionych mam zamiar Wam opowiedzieć – brutalnie, bez owijania w bawełnę, nie jak kulturalna babcia, ale jak kobieta, która wiele z tych problemów przeżyła na własnej skórze; a istnieją one do dziś, choć w nieznacznych modyfikacjach) chowa swoje poglądy i moralne przekonania do kieszeni i próbuje się ratować. Za wszelką cenę, zwłaszcza jeśli należy do ludzi odpowiedzialnych. Dzisiaj: tabletką po, w czasach mojej młodości, zależnie od posiadanych funduszy, skrobanką w dobrym lub pokątnym gabinecie, szydełkiem, skakaniem ze stołu, gorącą kąpielą w wannie, po której poparzone ciało czasem umierało w całości i jakimiś truciznami o nieznanym wcześniej działaniu.
I dziś kobieta, niemająca wielkich trudności finansowych, da sobie radę. Co za problem przekroczyć granicę, zakupić trochę tabletek dla siebie i znajomych (po czym koszt wyprawy się zwróci) i mieć na zapas? Żaden! Inaczej to wygląda u kobiet biednych, wielodzietnych, słabo uświadomionych albo zahukanych tak, że nie wiedzą na jakim świecie żyją. A ciągle jeszcze takie są! I to one rodzą niechciane dzieci, niepełnosprawne (bo mąż lub partner alkoholik), a i ona szuka pocieszenia tam, gdzie szukają jej wszyscy z tego kręgu – u sąsiadek, koleżanek szkolnych, własnych matek, które niewiele wiedzą, bo w czasach ich młodości istniał wybór między kłębkiem waty nasączonym octem (którego na szczęście nie brakowało w sklepach), globulką Z, a tabletką Afro – obiema, których skuteczność wahała się w okolicy 30%. Można o nich poczytać: jak produkowano je, ugniatając ręcznie w miednicach http://inprl.pl/relikt/2748/, a także z internetu dowiedzieć się, że jeszcze dziś ktoś je zaleca i produkuje, a nawet podaje przepisy na domowy wyrób tychże!
Niektórym Polakom, ideologom życia poczętego, ciągle się wydaje (zwłaszcza mężczyznom, często tym nieodpowiedzialnym albo zaślepionym, bez wyobraźni, lub kobietom po klimakterium), że człowiek ma pewien, z zasady nienaruszalny, bastion poglądów, który jednak w praktyce łatwo ulega naruszeniu i trzeba nieszczęśnikowi, słabemu moralnie ustawicznie o nim przypominać, bowiem bez tego przypominania zejdzie na złą drogę. Nie można więc pozwolić, by jakaś nieoświecona lub moralnie niepewna kobieta kalkulowała, w jakich warunkach ten bastion można naruszyć, a tym samym zastępowała moralność wyższą, babską moralnością dnia codziennego. Oczywiście, gdy problem ich dotyczy (vide znany przypadek księdza), postępuje tak, jak mająca wiele do stracenia kobieta. Po co brać sobie na głowę kłopot, jeśli można inaczej?
Wiele już napisano o problemach związanych z przerywaniem ciąży (czemu tabletka zapobiega właśnie) – zazwyczaj jednak koncentrując się na szkodach fizycznych: bezpłodności, zagrożeniu życia, gdy zabieg wykonywany jest nieprawidłowo, traktując jednocześnie donoszenie ciąży i urodzenie dziecka jako prostą metodę zapobieżenia tym nieszczęściom, w myśl dawnej zasady: Pan Bóg da dziecko, to i da na dziecko. Nie wydaje mi się jednak, że kogokolwiek obchodzą skutki, jakie ponosi ktoś postawiony w sytuacji bez wyjścia — i o nich chcę napisać.
Załóżmy, że kobieta potraktuje poważnie moralne przekonanie o świętości życia poczętego i nie ulegnie tej części swojej natury, która każe jej kalkulować praktyczne szanse życiowe. Załóżmy także, że nie jest zbyt biegła w medycznych niuansach i uważa iż „pigułka po” jest równoważna z przerywaniem ciąży. Poddaje się więc prymatowi moralności i przekonań wyższego rzędu nad praktycyzmem życiowym. Dzisiaj jest to bez wątpienia łatwiejsze niż kiedyś, za sprawą rozmaitych środków antykoncepcyjnych, ale jeśli i je uważa się za złe? Poligonem doświadczalnym w Polsce były lata pięćdziesiąte i wczesne sześćdziesiąte ubiegłego wieku, gdy środków takich jeszcze nie było lub były podobnie skuteczne jak „kalendarzyk” małżeński czy flaszka octu i irygacje nim po. Pechowe choć oświecone mamuśki mogły mieć kilkoro dzieci: z „kalendarzyka”, z „globulek Z” lub z „tabletek afro”, albo we wszystkich tych środków jednocześnie. Inne, bardziej zdeterminowane, dokonywały skrobanek, niektóre kilkanaście razy (!) w ciągu kilku lat. Osobiście znałam taką panią – księgową z wykształceniem średnim, której męża nie obchodziło, co z „tym” zrobi, byleby nie zawracała mu głosy. Ona w swoim zakładzie pracy (zdominowanym przez kobiety) zawsze miała pierwszeństwo w otrzymywaniu chwilówek – koleżanki wiedziały, iż bez nich nie da sobie rady.
Sytuacja taka, w sposób niewyobrażalny dzisiaj, podporządkowywała kobiety te ich władcom, mężczyznom i im właściwie przekazywała decyzję. I to władztwo było namacalne: jeśli nie zapłacił za skrobankę – kobieta musiała urodzić kolejne dziecko, na które wszak mąż nie musiał łożyć, jeśli nie chciał. Nie było funduszu alimentacyjnego, a kobiecie alimenty należały się jedynie wówczas, gdy orzeczono rozwód z winy męża. Jeśli kobieta nie chciała dać mu rozwodu, on miał łatwy sposób na nią – po prostu nie płacił.
Załóżmy jednak, że małżeństwo jest dobre lub względnie dobre, mąż zachowuje się dość uczciwie wobec żony i dzieci, płaci rodzinie – co nie zmienia faktu, że żyje jak chce. Może sobie na to pozwolić, bo wie, że żonę przywiązał do siebie mocniejszym sznurem niż prawdziwy. Może zaspokajać niektóre potrzeby żony: kupować jej sukienki (pod warunkiem że są takie, jakie mu się podobają), pozwala pracować, kontrolując jednakże całość jej wydatków, i tym podobne.
Pewien znajomy „badylarz” świetnie prosperujący w tamtych czasach, utrzymujący ponadto dwie kochanki, odmówił żonie pieniędzy na terapię kręgosłupa ponieważ uznał, że nic z tego nie będzie miał. Gotów był pokrywać jej wydatki na fryzjera, kosmetyczkę, ciuchy, ale nie na rzeczy, których nie widać. Jednocześnie jednak kobieta miała zapowiedziane, że każde następne dziecko to natychmiastowy rozwód. Więc nieszczęsna oszczędzała na tych kosmetykach, fryzjerkach, miała układy z kosmetyczką, której odsprzedawała zakupione drogie produkty po to tylko, by mieć konieczną rezerwę na ewentualną skrobankę. Na terapię kręgosłupa już nie starczyło...
Takich życiowych historii było mnóstwo, ja sama osobiście znałam kilkanaście ich bohaterek. Znałam kobietę, która robiła „to” szydełkiem, znałam inną, która zmarła po jakichś lekach zdobytych za niemałe pieniądze i w głębokiej konspiracji, tak głębokiej, że nawet po jej śmierci nie ustalono, co naprawdę wzięła i od kogo dostała. Jednej z koleżanek, panience, studentce, towarzyszyłam na zabieg, a gdy po nim przeleżała swoje, przynależne jej pół godziny na leżance, na zapleczu gabinetu i półprzytomna została wypchnięta na schody, musiałam targać ją do akademika, błagając taksówkarza, żeby raczył półprzytomną zawieźć gdziekolwiek, a potem, bić się z myślami i sumieniem, czy jednak nie należało wezwać pogotowia. A przecież w tamtych czasach aborcja była legalna, dostępna w szpitalach, tyle że teoretycznie, bo kolejka do tego zabiegu przekraczała czas, kiedy jego wykonanie było jeszcze możliwe. W dodatku należało stawić się przed komisją, która dokonywała pełnego rozbioru i interpretacji życiorysu delikwentki, wymagała też czasem zaświadczeń w „kwaterunku” Ligi Kobiet itp. gremiów. Mężczyzn na te okoliczności nie przepytywano.
Wydawać by się mogło, że obecne czasy powinny być — i są o wiele lepsze pod różnymi względami. Z mojej perspektywy dawno powinny zniknąć: drobnomieszczańska moralność, odmierzana traktowaniem ludzi stosownie do ich pozycji społecznej i majątku, rozmaitego rodzaju przymusy obyczajowe, często absurdalne, eksmisje na bruk i wiele, wiele społecznych dolegliwości — wszak tak wielka liczba ludzi doświadczała ich kiedyś, popadała w różne rodzaje opresji, rujnowała wskutek nich zdrowie i psychikę, nie tylko własną, ale i swoich dzieci. Tymczasem nie. Wszystko, co najgorsze było w przeszłości, albo wraca w nowej odsłonie, albo pojawia się w swej gorszej, perfidniejszej wersji.
Obyczaje współczesne więcej dopuszczają w sprawach seksu niż kiedyś; wydawać by się mogło, że nacisk społeczny na tę sferę życia zelżał. Ale to tylko pozór. Nacisk społeczny wcale nie zelżał w swej masie, a dopuszczalne więcej jest to i tylko to, co przekłada się na czyjeś zyski. Jeśli sfera zysków, możliwych do osiągnięcia sterowaniem społeczeństwem za pomocą np. reklamy, rozszerza się, nie idzie w ślad za tym pomoc tym, którym to sterowanie zaszkodziło. Przeciwnie, dokłada się im jakiś wydumany aspekt moralności, każąc liczyć ilość diabłów na końcu szpilki i oddzielać diabły antykoncepcji od diabłów aborcji za pomocą kieszonkowego zegarka, licząc czas przebywania diabłów w tym właśnie miejscu. Jest szansa, że zawsze można się pomylić i do końca życia oddać się wyrzutom sumienia.
W warstwie ezoterycznej i duchowości czytamy więc, jak bardzo aborcja odbijać się może na przyszłych pokoleniach, jak jej dokonanie wpływa na całą rodzinę i że w ustawieniach hellingerowskich łatwo ją rozpoznać. Metoda ta odmawia osobie badanej zdolności do prawidłowego rozeznania swojej sytuacji, oferując w zamian wgląd terapeuty w boski porządek świata i jego intuicyjne rozeznanie. Brakujące w rodzinie dziecko w pewien sposób, za pośrednictwem terapeuty puka z zewnątrz do kokonu rodziny, domagając się dla siebie miejsca i wymusza je, szkodząc nie tylko wyrodnej matce, ale i całej genealogii tej rodziny. Oczywiście, nie mówi się o tym, że intuicyjny ogląd świata niektórych terapeutów zawiera także ich przekonania religijne i moralne, a te przypadkiem w sprawach aborcji mogą być mocno ugruntowane.
„Normalna” aborcja wiąże się z bólem, stresem, wahaniami moralnymi i głębokim upokorzeniem kobiety, zaś „pigułka po” mniejszy ślad zostawi w psychice kobiety. Po prostu jakaś tam tabletka i tyle, czasem można o niej zapomnieć. Na połykaczce tejże nikt się nie pożywi — ani moraliści, ani ezoterycy, ani nikt poza kobietą. Nawet upokarzająca wizyta u refundowanego przez NFZ ginekologa zostanie jej oszczędzona (a żadna inna specjalizacja, jak ta, nie jest tak podatna na upokarzanie pacjentek, co zapewne bierze się z różnic między dochodami tych lekarzy a praktykujących prywatnie). Hulaj dusza, piekła nie ma – tak zapewne podsumują niektórzy ów przedsionek „cywilizacji śmierci”.
◀ Nie suknia zdobi człowieka ◀ ► Ja, złodziejka ►
Komentarze
Natomiast co do samej tabletki... trudno mi się wypowiedzieć jednoznacznie, bo tak naprawdę wszyscy niewiele wiemy. Dlatego tylko polemizuję z Twoją argumentacją, bo nie ze wszystkim mogę się zgodzić.
Po pierwsze - te "...kobiety biedne, wielodzietne, słabo uświadomione albo zahukane tak, że nie wiedzą na jakim świecie żyją..." dalej nie będą wiedziały o co chodzi ani jak i kiedy "to" zażyć. Czyli znowu będzie to dostępne tylko niektórym ( bogatszym, cwańszym czy lepiej w tej materii wyedukowanym).
Po drugie - tabletka wpływa na układ hormonalny, a ten jak wiadomo wpływa na całego człowieka. Więc nie jest tak zupełnie obojętna dla zdrowia, tym bardziej dla dziewczyn nastoletnich - myślę, że tu będzie miała największe powodzenie.
Po trzecie - dyskusja na temat tabletek przed-, po-, na temat aborcji itd. jest tematem zastępczym. Rzadko dotyczy kobiet faktycznie ogłupiałych ( czy to religią, czy "cudownym" partnerem) - raczej dotyka problemu braku elementarnej odpowiedzialności za skutki własnych działań. Tak jest, że stosunek płciowy daje ogromną szansę kobiecie na "zmianę statusu społecznego" - czyli zostania matką. I nawet mało świadoma, żyjąca pod presją kobieta ma teraz możliwość zabezpieczenia się przed ciążą - trzeba pójść do ginekologa. I zamiast na aborcję, czy tabletki przeznaczyć pieniądze na antykoncepcję.
Po czwarte - może jednak warto uczyć czemu ma służyć seks. Czy tylko prokreacji, czy jest dopełnieniem istniejącej autentycznej bliskości, czy może jest "lekiem na całe zło" i amerykańskim wzorem ma zadziałać jak najszybsza tabletka na frustrację.
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Chowanie swoich poglądów i moralnych przekonań i ratowanie się jest możliwe zawsze i zawsze występuje. Jako osoba, która przeżyła wojnę, powinnaś się dość napatrzyć na takie zjawiska z różnych stron. Może napiszesz jakiś odcinek na ten temat?
Co do tego kalkulowania: Jestem jak najbardziej za kalkulowaniem, ale pod warunkiem, że skalkuluje się wszystkiie strony zjawiska, a nie tylko te najbardziej widoczne. Po pierwsze, zajście jakiegokolwiek zjawiska, w tym poczęcia dziecka, często jest konsekwencją wcześniejszych uwarunkowań karmicznych lub innych. Wtedy odsunięcie problemu doprowadzi do tego, że on po jakimś czasie wróci, prawdopodobnie odpowiednio powiększony. Po drugie, każdy czyn ma konsekwencje karmiczne, które warto rozważyć. Mówiąc krótko, dokonując aborcji czy jakiejkolwiek ingerencji w te sprawy trzeba uważać, żeby w dłuższej perspektywie nie wyjść na tym jeszcze gorzej.
A co do moralnych aspektów zjawiska (przerywanie życia itp.) to warto spytać tych, którzy na ten temat wiedzą więcej - nie z jakichś ksiąg, nie ze swojej pseudomądrości, tylko po prostu wiedzą. Z tego, co ja na ten temat czytałem od ludzi robiących wrażenie wiedzących, to akurat pigułka dzień po nie jest sprzeczna z żadnymi boskimi czy kosmicznymi prawami. Ale na tym poprzestanę, bo po pierwsze pewien nie jestem, a po drugie z różnych powodów wolałbym za dużo na te tematy nie mówić.
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Nic nowego. Przez wieki odbywało się to w majestacie prawa i dobrych obyczajów, a w niektórych częściach świata odbywa się nadal. Gdyby ktoś się nie domyślił, to przypomnijcie sobie, w jakim wieku dziewczęta były wydawane za mąż i rodziły dzieci. Pod tym względem dzisiejsze zwariowane czasy i tak robią na mnie wrażenie normalniejszych niż te dawne.
nigdy nie będziemy w środku kobiety podejmującej taką decyzję
Rzecz w tym, że takie decyzje często są podejmowane nieodpowiedzialnie. Aborcja jest środkiem ostatecznym, tymczasem przez wielu jest traktowana jako "zabieg", jako coś normalnego. Dlatego dyskusje nad tym są zasadne. Dyskusje, zakazy już niekoniecznie.
Prawdą też jest, iż nie pozbędzie się ona dylematów sumienia do końca życia
Nieprawda. Osoba mądra i świadoma da sobie radę z wyrzutami sumienia.
![[foto]](/author_photo/Ewa_Maria_Piasecka.jpg)
Bez wątpienia trudno odmówić pewnych zalet pigułce po, jednak z autopsji - doświadczeń własnych i obserwowanych - mogę opowiedziec o jej skutkach ubocznych. To, czego nie dowiemy sie z mediów, ani od lekarzy (niestety ci z reguły są za antykoncepcją hormonalną w każdej postaci), wyczytamy małym drukiem w ulotce jako objawy niepożądane, rzadko występujace, jak zachowac się, gdy zażycie pigułki wywoła torsje itp. (o ile pamiętam to tez o spiączce)... Wyczytamy, ze jest to alternatywny, skuteczny, ale do stosowania w wyjątkowych sytuacjach środek itd. Producenci widac, ze na każdym kroku zabezpieczyli sie przed ewentualnymi przyszłymi pozwami.
Gro skutków ubocznych występuje znacznie później, nawet do kilku miesięcy po zażyciu - migreny (tak!), bóle grypowe, stany podgorączkowe, gorączki, które po takim czasie ciężko powiązac z zażyciem pigułki. Objawy te są bardzo częste, na tyle, by podobieństwo przypadków zaobserwować gołym okiem. Świadomość biorących pigułke po jest nikłe. Spotkałam pewną młodą hiszpankę, która tę metodę stosowała z powodzeniem od kilku miesięcy, aż wylądowała na oddziale ratunkowym z trudnymi do diagnozy objawami. Ciekawe kiedy zostaną rozpowszechnione wyniki badań kobiet w ciąży mimo wzięcia pigułki lub wzięcia jej za późno? Rejestr skutecznie jest prowadzony: http://www.hra-pregnancy-registry.com/pl/
Szacunek do siebie, do swojego ciała, branie odpowiedzialności/ współodpowiedzialności za konsekwencje podejmowanych decyzji (też za swoje nieletnie potomstwo, tak doskonale wyedukowane co z czym połączyć, by było cool) powinno wyeliminować moralne rozważania na temat pigułki po.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
A co do moralnych aspektów zjawiska (przerywanie życia itp.)Tabletka "po" działa tak, że już po stosunku przez jakiś czas (czytam, że ok. 24 h.) nie dopuszcza do zagnieżdżenia zapłodnionego jaja. Fachowo: do "implementacji zarodka"
Czy to jest "przerywanie życia" czy nie jest?
A. Podobno 50% lub więcej zapłodnionych jaj nie zagnieżdża się lub się "wygnieżdża", również etapie dość zaawansowanych podziałów komórek. Zapewne działa tu mechanizm odrzucający zarodki, które wykazują jakieś minimalne wady rozwojowe. Więc chronienie zarodka od początku czyli od zapłodnienia, bo "to już jest człowiek", jest przesądem.
B. W dawnych czasach na Otryt przyjechał pewien młody ksiądz lub kleryk (zdarzali się tacy w tamtym towarzystwie radykalnej lewicy :) z agitacją na rzecz nieprzerywania ciąży. (Nie było wtedy jeszcze o dziwo słowa aborcja.) Dyskusje trwały i trwały, bo duchowny był odporny na niespanie i inne trudy. Do dyskusji włączył się ś.p. Leszek "Aby" Dolata, który jako świadomy i wiele wiedzący Żyd uświadomił zebranych, w tym księdza, że rabini liczą życie ludzkie nie od zapłodnienia, tylko od zagnieżdżania w macicy. Ksiądz się zadumał, na jakiś czas zamilkł, potem zapomniał.
C. Straty skutkiem ubocznego działania leków są takie same jak przy innych lekach i nie widzę powodu, żeby je demonizować.
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Stawy napieprzają mnie niestety tu i ówdzie.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Lekko "zboczyliśmy" z głownego tematu. To rozwijające :)
![[foto]](/author_photo/Ewa_Maria_Piasecka.jpg)
to ja się podpisuję obiema rękoma ale dodam do tego Świadomą Kobietę.
Co do ustanawiania prawa jak wyżej ... to kto by to miał w aktualnej konfiguracji rządzącej zgodzić się innymi słowy - ustanowić i egzekwować ? .... Jakoś czarno to widzę !!
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
Dyskusja która się rozwinęła pod tym odcinkiem, tu i na Facebooku, potwierdza moje wcześniejsze podejrzenia, że obrońcom życia poczętego w istocie rzeczy nie chodzi o obronę tegoż, a o pokazanie swojej siły, bezkompromisowości i uprawnień do wskazywania innym co jest słuszne, a co nie (zwłaszcza jeśli sami nie ponoszą żadnego ryzyka z tytułu głoszenia swojej wiary). Stawiają się oni w roli ostatecznych autorytetów, nawet jeśli plotą duby smalone i w ogóle intelektualnie nie są w stanie zająć merytorycznego stanowiska. Boże wybacz im ich głupotę i umysłowe lenistwo!
Czuję się więc w obowiązku przypomnieć, że nie jestem zwolenniczką aborcji, wręcz przeciwnie, uważam ją za wielkie zło i uważam za słuszne zapobieganie jej wszystkimi dostępnymi sposobami – choć może z innych przyczyn, niż tzw. obrońcy życia. Tak zwani, bo w istocie nie bronią oni czegoś co nazywają „życiem poczętym”, a bronią swojej omnipotencji w ocenie moralności i poglądów bliźnich rozszerzając dowolnie to pojęcie. W ich oczach niesłuszny powód potępienia czegoś jest równoznaczny z brakiem tego potępienia, choć oczywiście do tego się nie przyznają, wykonując liczne łamańce intelektualne.
Nie muszę liczyć diabłów na końcu szpilki i zastanawiać się od którego dnia płód jest człowiekiem, żeby wiedzieć, że pigułka po jest lepszym rozwiązaniem, niż aborcja płodu i filmiki pokazujące późną aborcję, serwowane mi przez oponentów, nijak się mają do poruszonego przeze mnie problemu.
Oponenci ci w dodatku oburzają się, że nie chcę z nimi dyskutować na temat, od którego momentu płód jest człowiekiem. Nie obchodzi mnie to i nie mam kwalifikacji, żeby problem ten rozstrzygać. Nie piszę też o tym. Podaję przykłady aborcji z życia wzięte, które chyba świadczą o tym, że nie jestem jej zwolenniczką. Skąd więc to odium które na mnie spada? Powinni przyklasnąć temu tekstowi, a tymczasem czepiają się. Parafrazują moje słowa mając potem pretensję, iż parafrazy nie uważam za argument. Nie dyskutują z moimi argumentami, a dyskutują z jakimś cieniem, który nie istnieje. Muszę więc jeszcze raz (dla tych których w szkole nie nauczono czytać ze zrozumieniem) podkreślić , że przytaczam niedobre przykłady aborcji z czasów słusznie minionych po to, żeby udowodnić, iż współczesność dała nam lepsze rozwiązanie problemu i nie potrzebujemy jakichś hipotetycznych ziół w dżungli, ani sterowania płodnością za pomocą afirmacji (co pochodzi raczej ze sfery pobożnych życzeń niż realiów) żeby aborcji zapobiegać. Tylko tyle.Jestem przeciwniczką wszelkich nakazów i zakazów - szczególnie w tej dziedzinie. Chociaż sama wielu decyzji bym nie podjęła - uważam, że w sprawach antykoncepcji, ciąży, aborcji i wszelkich innych takich działań decyzje należy pozostawić kobiecie. Ale trzeba jej dać do ręki pełną informację o wszelkich konsekwencjach, czego najczęściej się nie robi.
@Wojtku.
Wierzę, że Twoja opinia o podobnej szkodliwości tabletki hormonalnej jak innych leków wynika ze znajomości tematu. Jednak dużo faktów do nas nie dociera. Sporo - chociaż szczątkowych informacji zawierają dołączone do leków ulotki co już tutaj było wspomniane (@omim), których i tak większość nie czyta. Ja jednak wiem jak wywołane zaburzenia hormonalne mogą wpłynąć na całe funkcjonowanie organizmu, bo doświadczyłam osobiście. Dlatego staram się na to zwracać uwagę. Na ten temat dość precyzyjnie wypowiedział się Bruce Lipton pisząc w swojej "Biologii przekonań" o terapii, która u nas nazywa się hormonalną terapią zastępczą:
"...Niedawna historia tragicznych, niepożądanych reakcji na terapię lekami, związana jest z upośledzającymi i zagrażającymi życiu efektami ubocznymi terapii zastępczej syntetycznymi hormonami (HRT). Estrogen jest najbardziej znany z jego wpływu na żeński system rozrodczy. Ostatnie badania nad rozkładem receptorów estrogenu w ciele wykazują jednak, że tak one, jak i komplementarne dla nich sygnałowe cząsteczki estrogenu, odgrywają ważną rolę w normalnym funkcjonowaniu ciałek krwi, serca i mózgu. Lekarze rutynowo przepisywali syntetyczny estrogen, by złagodzić objawy menopauzy związane z wyłączaniem się żeńskiego systemu rozrodczego. Farmaceutyczna terapia nie koncentruje jednak oddziaływania lekarstw na docelowej, zamierzonej tkance. Lekarstwo wpływa także i zakłóca receptory estrogenu w sercu, ciałkach krwi i systemie nerwowym. Wykazano, że ta hormonalna terapia ma zaburzający wpływ, skutkujący chorobami sercowo-naczyniowymi oraz neurologicznymi dysfunkcjami, jak np. wylewy. {Shumaker, et al 2003; Wasser theil-Smoller et al 2003; Anderson, et al 2O03; Cauley, et al 2003]..."
Czyli - ostrożnie z grzebaniem w hormonach.A przecież o ironio - wszystkie leki, wszystkie metody ingerujące w nasz organizm są stosowane w celu poprawienia jakości życia, a przynajmniej jej niepogorszenia.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
A ode mnie na poważnie: Jestem jak najbardziej za wychowaniem do odpowiedzialności i to obu stron, bo obie biorą w tym udział. Tak się jednak składa, że to kobiety ponoszą większe konsekwencje, tak postanowiła Matka Natura i nam pozostaje to zaakceptować bez narzekania. Więc też logiczne jest, że to do kobiet powinna należeć główna inicjatywa w zakresie kontrolowania, żeby do zbyt daleko idących konsekwencji nie dopuścić. Powtarzam: główna, a nie jedyna. W większości znanych mi przypadków obie strony podchodziły do sprawy z równą nonszalancją i nieświadomością.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.