zdjęcie Autora

09 maja 2012

Wojciech Jóźwiak

Serial: Kolej warszawsko-wiedeńska
Geopolityka i ezoteryka, jaki to ma związek?

◀ O misjach. (Dygresja czyli odejście od tematu) ◀ ► Jeszcze jedna odróżniająca cecha Międzymorza ►

Jaki związek mają geopolityka i geo-historia, o których tu piszę (tu, czyli w blogu „Kolej warszawsko-wiedeńska”) - z tym, co nas interesuje w Tarace, czyli z rozwojem duchowym, szamanizmem, tarotem, astrologią itd.? (Że nie wyrażę się, że New Age'em?)

- Jeśli w ogóle jakiś (związek) mają...?

Mają. Na początku lat 1980-tych zetknąłem się i zająłem jogą, i to od razu z marszu nie tylko gimnastyczną hatha-jogą, ale i jogą rozumianą jako droga duchowej przemiany i wyzwolenia. Co to było, w geo-historycznym sensie? To była kolonizacja. Właściwiej, samo-kolonizacja, ponieważ żaden Hindus ani inny do jogi mnie nie przymuszał, przeciwnie, złakniony byłem czegoś takiego od wielu lat. Oczywiście, wiem, że w procesach kolonizacji i samokolonizacji biorą udział zbiorowości, państwa, narody, egregory... ale każdy taki proces przejawia się w życiu jednostki, więc w moim też.

Kilka lat później, też w 1980-tych, przyjąłem schronienie w (ówczesnej) sandze Karma Kagyu. (Dodaje, że w ówczesnej, bo Kagyu potem rozpadło się na Kagyu nominalne i Kamzang; wysokim lamom poszło o to, które odnalezione dziecię będzie ich zwierzchnikiem, a znaleziono ich dwoje.) Wejście do tybetańskiego buddyzmu było kolejnym aktem kolonizacji, jaką na sobie wykonałem. W 1990-tych dałem się po raz trzeci entuzjastycznie skolonizować, tym razem parze amerykańskich indianistów czyli Davidowi Thomsonowi i Mattie Davis-Wolfe, którzy do Polski przywieźli szamańską drogę od Narodów Prerii.

(Po czym, koniecznie dodam, od kilkunastu lat mozolnie usiłuję na bazie tamtych doświadczeń i nauk wypracować własną Twardą Ścieżkę. Jakoś mi idzie...:)

Widać więc, że kolonizacja nie musi być wcale czymś złym, fatalnym ani tragicznym itd.

Szczególnie gdy jest to samo-kolonizacja, czyli dobrowolne przyjmowanie i przyswajanie obcych wzorów, a raczej wzorów, które przyszły z zewnątrz i zrazu były obce. Mówienie o kolonizacji jest obciążone poczuciem winy w nowej modzie ludzi Zachodu. Warto byłoby znaleźć książki i w ogóle informacje o tym, jak podczas tej klasycznej europejskiej kolonizacji ludy „tubylcze” łaknęły europejskich produktów, kontaktów i w ogóle wzorów kulturowych. Pojęcie kolonizacja wymaga subtelności i widzenia jego odcieni.

Pod pojęcie kolonizacji można podciągnąć (jeśli brać przykłady tylko z naszej międzymorskiej okolicy) tak różne historyczności, jak podbój Prusów przez Krzyżaków, chrystianizację Polski wczesnopiastowskiej, albo unię Litwy (czyli, właściwiej, Białorusi i Ukrainy) z Polską.

W czasie akcji wobec Prusów zastosowana była przemoc, pokonani tubylcy-Prusowie zostali po serii wojen i powstań zmasakrowani i poprzesiedlani, zabrano im ziemię i odarto z własnej kultury, w końcu „nawrócono” na język zdobywców; koniec tego procesu przypadł na czasy, kiedy Krzyżacy rozwiązali byli swój zakon i stali się poczciwą rodową arystokracją w Prusach. (Narody Prusów spotkał z rak Zakonnych Niemców los uderzająco podobny do tego, jaki czekał Azteków od Hiszpanów, Czirokezów i Lakotów od Amerykanów, Tehuelczów od Argentyny, Hererów od Niemców, Czerkiesów od Rosjan. Ciekawe dlaczego masakra tego kaukaskiego narodu przez Rosję pozostaje tak mało popularna.) Wczesnopiastowska chrystianizacja Polski przebiegła dość łagodnie - brak chrześcijańskich świętych z tego terenu padłych z rąk „pogan” jest tu jednym z dowodów - mimo przynajmniej jednego buntu i dotyczyła, jak się wydaje, tylko wąskiej wyższej warstwy społeczności, lud pozostawiając na długo jeszcze (na pół tysiąclecia lub dłużej!) żyjący i myślący po swojemu i staremu. Unia zachodnich Rusi z Polską przebiegła na fali entuzjastycznego przyjmowania polskich wzorów (podoknie jak my teraz przyjmujemy zachodnio-europejskie unijne), najpierw politycznych, potem także językowych i (co okazało się w końcu fatalne dla wspólnej Rzeczypospolitej...) religijnych czyli katolicko-kotrreformackich.

Widząc tę różność kolonizacji, zastanawiam się, czy nazywanie ich jednym słowa „kolonizacja” nie służy głównie ideologicznym manipulacjom? Obrzydzaniu pewnych odcinków historii?

Przy tym „kolonizacja” nie jest oryginalnie jakimś brzydkim słowem; znaczyło (w łacinie) po prostu zasiedlenie i wzięcie pod uprawę jakiegoś miejsca; od tego samego rdzenia, co „kult” i „kultura”.

Ta obecna duchowa kolonizacja, w której brałem i biorę udział, w Polsce jeszcze ma to do siebie, że idzie z przesiadką w krajach języka angielskiego. Joga pochodzi z Indii, buddyzm (ten uprawiany u nas) z Japonii, Korei i Tybetu, taoizm (którego nie praktykowałem) z Chin, indiański szamanizm od Tubylców Ameryk. Ale wszystkie te prądy do nas przyszły przez Stany (głównie), Anglię, Kanadę. Główny träger buddyzmu tybetańskiego, Ole Nydahl, wprawdzie jest Duńczykiem, ale z nikim w świecie w tym języku nie mówi, mówi po angielsku, a świat angielskojęzyczny jest jego głównym zapleczem i łowiskiem. Przyszły od Anglofonów - i przyszły dlatego, że najpierw zostały przyjęte i stały się modne u Anglofonów. Kiedy przez stulecia były własnością Azjatów lub Indian, atrakcyjne dla nas Polaków nie były, atrakcji dodała im dopiero cywilizacja Anglo.

Po przyjęciu zasilań z Azji i od Tubylców przychodzi chęć przywrócenia tego co własne i rodzime. (Nieustannie namawiam do czytania „Przywrócenia przodczych kościMacEowen'a, który to tekst jest o tym.) Aby uświadomić sobie zarówno zewnętrzne wpływy jak i własną rodzimą tożsamość, musimy mieć dobre wyobrażenie o tym, gdzie stoimy i między kim. Dlatego w Tarace piszę blog „Kolej warszawsko-wiedeńska”.

◀ O misjach. (Dygresja czyli odejście od tematu) ◀ ► Jeszcze jedna odróżniająca cecha Międzymorza ►


Komentarze

[foto]
1. PrusowiePrzemysław Kapałka • 2012-05-09

Jedna poprawka: Nie mam zamiaru usprawiedliwiać Krzyżaków, ale mówienie o masakrowaniu Prusów jest grubą przesadą. Również proces ich "wynaradawiania" przebiegał naturalnie - po prostu przejmowali kulturę wyższą od swojej. Krzyżaków tak naprawdę mało obchodziły sprawy religii, a narzucania swojej kultury w ogóle. Im chodziło tylko o panowanie. Jak to mieli to reszta ich nie obchodziła.
[foto]
2. Krzyżacy i PrusowieWojciech Jóźwiak • 2012-05-09

Przemku, nie upieram się. Historii Prusów uczyłem się z "Dziejów Prusów" Łucji Okulicz-Kozaryn i z tej książki mam w pamięci ich wojny, powstania przeciw Zakonowi, wysiedlenie ich resztek na Sambię (bardzo to przypomina wygnanie Czirokezów do Oklahomy), w końcu pogromy tych sambijskich, m.i. z dużą pomocą wojsk polskich, mazowieckiej szlachty.
[foto]
3. * * *Przemysław Kapałka • 2012-05-10

Wojny i powstania były, wysiedlenia do pewnego stopnia były, mordy do pewnego stopnia były, ale to nie przekraczało ówczesnych standardów. A już na pewno Krzyżacy nie wytępili Prusów bo nie mieli takiej potrzeby. Wystarczyło im, że doprowadzili ich do takiego stanu, że nie mogli im zaszkodzić. Jakieś palenia na stosie za odstępstwo nawet, jak były, to w niewielkim zakresie i już chyba Piastowie byli pod tym względem znacznie lepsi.
Dodamm, że wojska Jagiełły na swojej drodze paliły miasta i wsie, czasami razem z mieszkańcami. A w roku 1414 miała miejsce wojna głodowa, i sama nazwa wskazuje, jak wtedy postępowały wojska Jagiełły (a Krzyżacy pochowali się po zamkach jak myszy).
[foto]
4. Zagłada Prusów, na czym polegałaWojciech Jóźwiak • 2012-05-10

Przemku, napisałem w artykule:

W czasie akcji wobec Prusów zastosowana była przemoc, pokonani tubylcy-Prusowie zostali po serii wojen i powstań zmasakrowani i poprzesiedlani, zabrano im ziemię i odarto z własnej kultury, w końcu „nawrócono” na język zdobywców.


NIE napisałem, że Krzyżacy Prusów "wytępili". Mój w/w fragment NIE sugeruje fizycznej zagłady Prusów przez Krzyżaków, podobnie jak (współwymienieni tam) Aztekowie, Czirokezi, Tehuelcze, Czerkiesi NIE zostali fizycznie zgładzeni przez odpowiednio Hiszpanów, Amerykanów, Argentyńczyków lub Rosjan.

Zagłada Prusów miała charakter kulturowy i polityczny. Przestali istnieć jako etnos, naród i zbiorowość polityczna, i przestali mówić swoim językiem, który wymarł. Ich geny zostały, dzisiaj gł. rozproszone wśród mieszkańców RFN - ale jaka z tego pociecha?
5. Ku przemyśleniom...NN#4930 • 2012-05-12

Dzień Dobry

Kilka uwag :

Zmagania żywiołu niemieckiego... z nadbałtyckimi ludami, w tym i z
Prusami trwały tak naprawdę kilkaset lat... z bardzo zmiennym
szczęściem... Był taki okres po jednym z pruskich powstań...że zdawało
się ... że Krzyżacy zostaną raz na zawsze wyparci... (pozostali tylko
w nielicznych zamkach na zachodzie Prus, i realnie rozważali ewakuację) ... I wcale nie napór
niemiecki zdecydował o przesileniu... ale wstawiennictwo i realne
wsparcie ze strony Prusów wcześniej skolonizowanych z rejonu Pomezanii
- którzy wcale sobie nie życzyli powrotu starego świata.

Wyższość kulturowa okazała się tu decydująca... Krzyżacy proponowali
'Jakieś' Reguły... wszystko jedno jakie... ale 'jakieś'....

podczas gdy nawrót Pogaństwa w tym wypadku oznaczał sporty typu...
"Napadniemy na sąsiadów - powiążemy pętami... i sprzedamy w niewolę
tym którzy zechcą zapłacić", a 'potem jedz, pij... i pasa popuszczaj...'

Było to tak nagminne... a ludność niewiele bardziej bezbronna niż w
późniejszej czy wcześniejszej Rusi, gdzie "sportem" tym trudnili się Waregowie...
którym w ogóle nie przyszło do głowy... by tubylców traktować jak
ludzi... i nigdy w okresie początkowym nie myśleli nawet o opanowywaniu i administrowaniu
tym terytorium... traktując tubylców jak zwierzynę... ponieważ ona
zachowywała się dokładnie tak samo jak zwierzyna płowa. Każdy twór kultury oceniając – 'czy da się strawić , czy nie'. Po co mieliby to robić ?

Skolonizowani Prusowie po prostu na oczy się przekonali, że Wyższość
Kulturowa polega na tym... że nawet jeśli przyjdzie ponieść śmierć (w
walce) ...
to przynajmniej z 'jakimś' sensem - a życie na co dzień jest regulowane
ORGANIZACJĄ zbiorową gdzie 'jakieś' prawa i 'jakieś' obowiązki przysługują Wszystkim. I Oni to zasilili szeregi
krzyżackie... będąc oczywiście mocno zaraz nobilitowani... (gdy
Krzyżak był w potrzebie - to szczególnie) - i tak naprawdę wyparli Wschodnich
zjednoczonych powstaniem. Potem ta właśnie krew promieniowała silnie w
charakterze Prusów już krzyżowych - nadając szczególny charakter
Prusom niemieckim... znacznie różniący się od rejonów Niemiec
środkowych .

[O żadnym WYTĘPIENIU nie ma tu mowy...]

Nie było to też zbyt dziwne ( konwersja Pomezańczyków)... ponieważ bratobójcze rzezie były wśród
Pogan nagminne... Nie mieli oni zresztą żadnego poczucia szczególnej
jedności przed pojawieniem się Krzyżaków... (którzy z niezrozumiałych
dla nich przyczyn zmuszali do REGULARNEJ pracy.... np. przy budowie
zamków) - tak jak i Słowianie na Rusi... Owe zamki były szczególnie znienawidzone jako owoc 'ponadludzkiej' , 'niepojętej' pracy. Ich nie przejmowano... tylko w razie zdobycia równano z ziemią. Oczywiście na swój sposób byli bardzo i waleczni i
niebezpieczni... o czym przekonał się Konrad Mazowiecki... który
próbował sobie z nimi poczynać - w imię nowych haseł , a efekt był taki że Prusowie... nie tylko spuścili mu lanie, ale i urządzali regularne wypady na Mazowsze... pustosząc je w odwecie bez
skrupułów.

Robert „Ro” Łapiński

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)